x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
SHINDEN : 8,1/10 (4 433)
Filmweb : 7,1/10 (819)
imdb : 7,5/10 (1 809)
Toradora a Golden Time w wielkim skrócie
W stu procentach zgadzam się odnośnie Toradora. Pomijając że nie znoszę agresji ani przemocy. Ani płynących z nurtem życia masochistów.
Golden Time podobało mi się dużo, dużo bardziej, zwłaszcza pierwszych kilkanaście odcinków.
A jeśli ktoś obawia się ludzi z zaburzeniami pamięci, albo zaburzeniem osobowości to faktycznie nie powinien Golden Timu oglądać, ewentualnie włączyć w samym sobie taką funkcję, zwaną empatią.
Z sentymentu do filmu – 50 pierwszych randek – serię oceniłam aż na 8.
Re: Toradora a Golden Time w wielkim skrócie
Podobno nie ma ludzi całkiem zdrowych psychicznie, są tylko nieprzebadani.
Bohaterowie są, prostolinijni, relacje pomiędzy nimi są dosyć słabe. Seiyuu dwójki głównych bohaterów jak dla mnie nietrafieni. Głosy jak dla mnie chybione. No i te akcentowanie „ya‑na‑saaan” .
Golden Time ma początek i koniec, co prawda studio potyka się czasem o własne nogi, ale udało im się wyreżyserować coś co ma jakąś spójność
Czy to jest dobra seria romantyczna? No nie powiedziałbym, chociażby pod tym względem White Album 2 gniecie.
Myślę, że ludzie po Toradora ludzie chcieli coś znacznie lepszego.
Jak dla mnie przeciętna produkcja którą da się obejrzeć od początku do końca.
yyy...
Bierzesz wszystko zbyt dosłownie.. To jest sztuka. Rozumiesz? SZTUKA. Nie można tego oceniać w tak dosłowny sposób. Nawet ten duch – możliwe że w ogóle go nie było. To mógł być tylko element, materializacja podświadomości Banriego.. Naprawdę krótkowzrocznym człowiekiem jesteś.
Re: yyy...
Re: yyy...
Re: yyy...
Re: yyy...
Re: yyy...
Re: yyy...
Re: yyy...
A tak na poważnie – przeczytaj definicję ironii. Kolega wyżej na tyle dobrze nią operuje, że
A ja się zgadzam
Warto dać szansę tej serii na rozwinięcie się
Nie. Nie jest to może bardzo wybitna seria, jednak jak najbardziej przyjemnie się ją ogląda. Dostarcza emocji i skupia się głównie na uczuciach bohaterów. Ale czy to źle? Tego się spodziewałam i jestem usatysfakcjonowana. Dziwie się tak dużej ilości negatywnych komentarzy oraz niską oceną recenzenta. Na pewno pierwsze odcinki nie są tak wciągające jak kolejne, dlatego warto dać szansę tej serii na rozwinięcie się.
Re: Warto dać szansę tej serii na rozwinięcie się
Mediana ocen: 10
Wcale się nie dziwię, że Ty się dziwisz.
Dorośniesz, zgorzkniejesz i wtedy zrozumiesz, że bohaterowie kreowani na dorosłych nie mogą zachowywać się tak, jak w Golden Time.
I że osoby core psychicznie powinny trafiać do specjalistów, by uzyskać pomoc.
Re: Warto dać szansę tej serii na rozwinięcie się
Slova kreujący się na starego, zgorzkniałego wygę. Ale beka.
Re: Warto dać szansę tej serii na rozwinięcie się
Re: Warto dać szansę tej serii na rozwinięcie się
Re: Warto dać szansę tej serii na rozwinięcie się
Toradory nie ma, ale też jest... w sumie nie tak źle
Golden Time zawsze omijałem szerokim łukiem, mając na uwadze raczej nieprzychylne oceny i recenzje jakie zbiera ta seria. Z drugiej strony, uwielbiam Toradorę i ostatnio postanowiłem sobie ją przypomnieć. Szybko skończyłem i zastanawiając się po co sięgnąć teraz pomyślałem „a trudno, czasami trzeba obejrzeć coś słabego” i włączyłem Golden Time.
Zgadzam się, seria niczego nie urywa, a już na pewno daleko jej do czołowych przedstawicieli gatunku. Ale z drugiej strony nie zgadzam się co do tego żeby anime waliło idiotyzmami z lewa na prawo. Ani co do tego żeby bohaterowie non‑stop zachowywali się idiotycznie. Co prawda realizm niektórych sytuacji jest mocno naciągany, ale nie jest to aż tak rażące.
Co do samych bohaterów też mam odmienne odczucia. Banri to raczej ciepłe kluchy, ale Koko była bardzo udaną postacią. Postacie poboczne też niczego sobie.
Niestety, pomimo starań, w każym z tych elementów Golden Time jest słabsze niż Toradora. Wydaje mi się, że to jest główny problem i powód takiego niezadowolenia wśród ludzi. Szczerze mówiąc, jeśli ktoś jeszcze nie oglądał Toradory, to niech obejrzy Golden Time najpierw. Nieważne czy mu się spodoba, czy nie, Toradora po tym zrobi jeszcze większe wrażenie.
Re: Toradory nie ma, ale też jest... w sumie nie tak źle
ohoho, odważne sądy, zwłaszcza, ze dla mnie serie gorsze od toradory to granica szmiry, a po autorce toradory w kwestii obyczajówki spodziewałem się tylko najgorszego. I to też dostałem. Zestawianie czegokolwiek z toradorą to miecz obusieczny.
Re: Toradory nie ma, ale też jest... w sumie nie tak źle
Takie tylko moje przemyślenia, których notabene nikt nie musi brać na serio. Inne zdania i odmienne opinie są zawsze mile widziane.
Re: Toradory nie ma, ale też jest... w sumie nie tak źle
Wycięto wycieczki osobiste.
Moderacja
Re: Toradory nie ma, ale też jest... w sumie nie tak źle
Re: Toradory nie ma, ale też jest... w sumie nie tak źle
Re: Toradory nie ma, ale też jest... w sumie nie tak źle
Statystyczny widz zazwyczaj nie ma pojęcia co ogląda na ekranie i wystarczy mu bezmózga akcja, cycki i bohater, który będzie spełniał jego marzenia. Pozwól więc, że będę się kierował tym czym chcę. Do recenzji też należy podchodzić z odpowiednim nastawieniem, ale po wyrobieniu sobie zdania na temat poszczególnych recenzentów i zestawieniu ich gustu ze swoim, można śmiało i w 90% przypadku kierować się tylko pojedynczą recenzją danego tytułu.
Re: Toradory nie ma, ale też jest... w sumie nie tak źle
Nie rozumiem recenzentki. Dla mnie to jedyny… melodramat, który mógłbym polecić np. swojej Matce. Anime bardziej przypomina brazylijską telenowele niż typową japońską animację z absurdalnymi zwrotami akcji. Seria jest po prostu normalna. Może to wpłynęło na taką ocenę -_- która powinna być zdecydowanie większa.
Szczerze powiedziawszy jak dla mnie, to to się wzajemnie wyklucza – coś, co jest niczym brazylijska telenowela nie może być normalne ;p
Od pewnego czasu zacząłem się zastanawiać czy osoby recenzujące, aby na pewno pamiętają soundtracki, czy po prostu wpisują ocenę losową. Ponieważ jeśli dla recenzentki soundtrack z Golden Time zasłużył na kiepską 3, w dodatku bez wyjaśnienia, to naprawdę radzę umyć uszy.
Dzięki takim perełkom, którym pozwala się pisać recenzje i które do swej pracy podchodzą nierzetelnie, anime takie jak np. SAO i Naruto, które na youtubie pod swoimi soundtrackami generują miliony wyświetleń, tutaj mają oceny 6 za muzykę.
Pal licho grafikę, fabułę i postacie, bo to ocena za muzykę jest najbardziej olewana ze wszystkich, to jest już stały zwyczaj że recenzenci oceny za oprawę audio dają na ślepo, bądź robią tak żeby ocena nie odstawała od innych, bo broń Boże jeszcze by musieli to wyjaśnić.
Jeśli ktoś chce pisać recenzje, to bardzo się ciesze i jestem wdzięczny, ale jeśli komuś szkoda poświęcić kilku minut, żeby przypomnieć sobie, OP/ED a także soundtrack (jeśli ktoś nie ma potrafi wychwycić tego podczas oglądania, a jest wiele takich osób) , to ja za recenzję podziękuje.
Drugi opening przez długi czas prześladował mnie po nocach. A jestem koneserem j‑core…
Sama prawda.
Ale po co? Muzyka filmowa ma działać w filmie, ocena ma wyrażać, jak dobrze się komponuje, a nie czy nadaje się dla melomanów. Bardzo rzadko bywa, że soundtrack reprezentuje cokolwiek w oderwaniu od dzieła.
Inna sprawa, że większość serii zupełnie się nie wyróżnia z OST. Zależnie od punktu widzenia to bardzo dobrze, albo bardzo źle. A po co pisać o tym, co jest takie samo, jak wszystko inne?
Nieprawda. Oceny za grafikę są tu zdecydowanie bardziej randomowe.
Chociaż powiem ci szczerze, że czasem jak widzę niektóre oceny za grafikę, to normalnie .... mnie strzela, najbardziej zabolało mnie 9 za grafikę dla Danmachi, no po prostu naprawdę zwątpiłem w swój wzrok, szczególnie że np. Byousoku 5cm i Mushishi mają tylko 1pkt wyższą notę za grafikę.
Co do muzyki… zazwyczaj większość ludzi nie zwraca na nią uwagi. Od coś tam plumka w tle. Inaczej jest gdy na serio muzyka nie pasuje do danej sytuacji, aż puchną uszy.
Ale reasumując są to indywidualne kwestie zależne od własnych preferencji i basta :o Chociaż w tym wypadku zgadzam się w całości z xzxzxzxz.
Opinia
Koko jako bohaterka, drażniła mnie swoją „księżniczkowatością”. Dopiero pod koniec udało mi się ją polubić. No i sam Tada Banri w pewnym momencie był irytujący. A przynajmniej ten, którego poznajemy na początku serii. Jego stara „osobowość”, „wersja”? Była znacznie fajniejsza. Takie moje odczucie.
Strasznie żałuję zmarnowanego potencjału. Wydaje mi się, że historia miałaby znacznie więcej uroku, gdyby wszystko kręciło się wokół Banriego i Lindy. Krok po kroku, powrót wspomnień. Ale cóż, zakończenie wystarczająco mnie usatysfakcjonowało żeby nie narzekać na ten tytuł aż tak. Golden Time nie jest złe, potrafi wciągnąć, chociaż nie ma tutaj niczego wyjątkowego.
Zostawiam zasłużone 6+/10. Podobało mi się, ale ze względu na trochę naciągane relacje między bohaterami mogę zostawić jedynie tyle.
Następne zapchaj ...
Boskie, 10/10 i do ulu.
Załączyłem sobie wczoraj pierwszy odcinek i powiem, że był świetny, zaciekawiła mnie ów seria i sam nie wiem kiedy minęło te 12 odcinków. Niesamowicie się bawiłem i już wczoraj moja ocena wahała się pomiędzy 8/9 a 10. Nie mogłem się doczekać dalszego (dzisiejszego) seansu pozostałych 12 odcinków, podchodziłem z wielką niepewnością co do zakończenia ze względu, że pierwsza część niesamowicie mi się spodobała i nie chciałem się rozczarować. Ostatecznie gdzieś około 19 odcinka zdecydowałem się uwzględnić dziesiątkę za ostateczną ocenę, choćby nie wiem jak było zniszczone zakończenie. (Nie czytałem recenzji, (by sobie nie spojlerować) więc nie miałem pojęcia o zakończeniu z happy endem). Nie wyczytałem, żeby seria była dramatem, więc tliło się we mnie te światełko, że jednak będzie happy end, mimo tego wcale tego nie byłem pewien. Gdy oglądałem końcowe odcinki, wręcz ogarniała mnie niepewność podczas seansu. Ostatecznie oglądnąłem wszystko co do ostatniej sekundy i nie mogłem powstrzymać emocji. Przez ostanie odcinki przeżywałem wszystko razem z bohaterami, co skutkowało łzami smutku jak i radości (tak dużą ilość łez wylałem, jedynie jeszcze przy Clannadzie: After Story). Ogólnie zakończyło się bosko i śmiało mogę powiedzieć, że nie potrzebnie martwiłem się o zakończeniem, ponieważ było ono niesamowicie ciekawym wątkiem fabularnym, które wywarło na mnie tonę emocji. Przy spokojniejszym zakończeniu zapewne nie dostałbym takiej ilości wrażeń, niż przy tym co zaserwowali nam twórcy.
Wiedząc, że jest to komedia romantyczna i nie wnika za bardzo ona w inne tematy (np: głębsze spojrzenie na studenckie życie, okruchy życie czy co tam jeszcze) nastawiłem się na romans jako główną oś, przymykając oko na mniejsze dziury w fabule. Ale cóż, nie ma się co bronić, z szerszej perspektywy (fabularnie) seria wypada dość przeciętnie z typowymi zagraniami (np: wycieczka na plażę, czy jakieś tam festiwale). Jednak nie można określić jej pod jeden typ nastroju, bowiem czasami wydaję się spokojna, sielankowa, a po chwili może przerodzić się w dość drastyczny napięty nastrój, gdzie główni bohaterowie mają okazje się „wykazać” kliknij: ukryte (wypadek samochodowy, wątek „zniknięcia” Tady). Jeśli do serii podejdzie się lekko, nie wymagając jakiejś szczególnie rzeczywistej fabuły i przeżyć względem (naszego, realnego) świata to jest ona wystarczająca by zadowolić tym czym reprezentuje. Komedii w „Golden Time” wbrew opinii recenzenta zasmakowałem dość dużo i nie raz miałem okazje się pośmiać.
Główna oś fabularna (romans) spisuje się na medal, w moim odczuciu związek Tady z Koko opiera się na charakterach obu stron, które współgrają z sobą, co z tym idzie jak najbardziej może powstać uczucie miłości. Widać, że w trudniejszych momentach, Tada czy Koko starają się robić jak najlepiej dla drugiej połówki, co nie oznacza, że robią to właściwą drogą, ale same chęci już wiele znaczą. Świetnie obrazują to sceny, gdzie ich związek jest wystawiony na próbę kliknij: ukryte (np: po wypadku lub ostatnie (2‑3) odcinki).
Co do reszty wątków romantycznych to ukazane zalążki mi wystarczą, główny romans opierał się na Koko-><-Tada (ew. dodać można „stary/duch Tada-><-Linda) i dobrze, że to na nich skupiała się cała historia, a nie rozchodziła na kilka pobocznych dróg.
Całą historię „Golden Time” oceniam na 10/10, ze względu, na nastroje w serii, które wywoływały u mnie przeróżne pozytywne uczucia.
Bohaterowie, a więc kilka słów o paczce przyjaciół, których polubiłem.
Tada Banri – jedna z najbardziej nieprzewidywalnych postaci jakie oglądałem, walka starego z nowym Tadą była jedną wielką nie wiadomą, przez większość czasu nie byłem pewien, jak i która osobowość wyjdzie najlepiej z tego wszystkiego. Walki wewnętrzne z sobą jak najbardziej mi się podobały, niewątpliwie żadna z stron nie chciała tracić swoich wspaniałych wspomnień, zapomnienie ich można by porównać z śmiercią, (mocno naciągnięte) więc naturalne było poczucie wrogości względem „drugiego ja”. Co do charakteru teraźniejszego Tady to był dość ... naturalny (jak dla mnie na +).
Kaga Kouko – Aww, jak dla mnie urocza postać, ta pierwsza scena z bukietem dla Mitsuo była epicka. Wie czego chce i nie tak łatwo poddaje się z tym, mimo, że jest dziecinna stara się jak najlepiej potrafi, rozumie swoje błędy, wyciąga konsekwencje, co powoduje przemiany, które są jak najbardziej jej zaletą. To właśnie za pomocą Tady jest w stanie brnąć ku udoskonalaniu samej siebie, to on ją pociesza i potrafi pchnąć ją lekko ma właściwą drogę. Z prześladowczyni Mitsuo zamienia się w całkowicie inną osobę, chociaż z pozoru nie traci swojego początkowego charakteru, po prostu odczułem, że jej co po niektóre negatywne cechy zniknęły i jest w stanie pokazać się z uroczej strony. Z początku nie jest pewna co do uczuć Tady (odrzuca wyznanie), jednak mimo tego potrafi się zebrać w sobie i odwzajemnić uczucia Tady. <---- To moje wrażenia co do Koki, i nie zaprzeczam, w oczach innej osoby może to wyglądać całkowicie inaczej.
Ogólnie pokochałem głównych bohaterów romansu i cały czas trzymałem kciuki, żeby do końca przetrwali :D
Reszta postaci zdobyła moją sympatię, choć z Lindą było z początku dość niezręcznie i przyjmowałem ją z antypatią, ostatecznie, po kilku scenach się przekonałem, że, aż nawet w pewnym momencie mi się jej szkoda zrobiło.
Co do grafiki to kreska przypadła do mojego gustu, a sama animacja wybijała się ponad przeciętność, która serwują inne anime. Zauważyć można też zmiany wyglądu postaci, co dodaje samczyku całej serii kliknij: ukryte (Mitsuo zafarbowany na blondyna dużo lepiej wyglądał ^.^).
(Muzyka)Pierwszy openning „Golden Time” jest genialny i aż miło się słucha, pokochałem go po pierwszym posłuchaniu i rzadko kiedy przewijałem, niestety tego nie mogę powiedzieć o drugim openningu, który jest mocno zagłuszany melodią. Na szczęście obydwa endingi spisują się jak należy, nie wywołują dłuższej chęci słuchania ich, ale są dość przyjemne dla ucha. Szczególne gratulacje dla seyiuu za dobrze wykonaną robotę.
Jestem niesamowicie zaskoczony i oczarowany, że serii wywarła na mnie takie duże wrażenie. Dla niektórych to pewnie tandeta, ale dla mnie to wrażliwy, przesympatyczny, ciekawy romans, którego nie zapomnę prędko. Wystawiam 10/10 oraz dodaję gwiazdeczkę „ulubiony”. Niewątpliwe jak na obecną chwilę drugi (od góry) w hierarchii najulubieńszy tytuł po AgK :D
Zdecydowanie polecam dać szanse Golden Time i chociaż rzucić okiem. To czy się spodoba to już kwesta widza.
Trochę późno, więc przepraszam, jeśli gdzieś stworzyłem nielogiczne zdania, zapewne atmosfera nocna jak i to, że nie do końca jeszcze ochłonąłem z emocjami po świeżo oglądniętym Golden Time mogły wywołać plątanie się myśli czy zdań.
Zawiedziona
Postacie nieciekawe i niedojrzałe – tak najprościej można byłoby je nazwać. Po studentach liczyłam na większą dojrzałość od tej, która została nam ukazana. Podczas serii zdarzało się, że kliknij: ukryte Linda we wspomnieniach Banriego zachowywała się dużo dojrzalej niż teraz cała grupka przyjaciół razem wzięta. Nie polubiłam kliknij: ukryte głównej pary. Kouko była rozpieszczoną dziewczyną, która w moim odczuciu była osobą posiadającą najgorsze możliwe cechy. A przynajmniej ich kombinacja wpadła baaardzo niekorzystnie. Banriego również nie darzyłam sympatią. To chłopak, który tak naprawdę kliknij: ukryte nie ma zielonego pojęcia co czuje (od początku do samego końca seansu). Niestety swą kliknij: ukryte amnezją nie udało mu się zdobyć również mojego współczucia. Pojawiała się ona w takich momentach, że wzbudzała raczej lekką irytację.
Żeby nie było – Golden Time stworzył dwie postacie, które nawet polubiłam (pozostali, których nie wymieniłam zostali mi obojętni). Były to Linda i Oka. Obie były bardzo sympatycznymi postaciami. Wydarzenie z udziałem Chinami bardzo mnie rozśmieszyło, a mianowicie kliknij: ukryte odrzucenie Mitsuo… A raczej sposób odrzucenia go.
Przechodząc do czegoś innego niż bohaterowie – graficznie seria dość dobrze się prezentuje.
Zakończenie kliknij: ukryte z początku zupełnie mi się nie spodobało. Chociaż jak popatrzyłam na to z drugiej strony – Linda znajdzie sobie kogoś lepszego (co naprawdę nie będzie takie trudne) od Banriego i ułoży sobie dobrze życie. Mnie by to odpowiadało…
Golden Time niestety nie sprostało moim oczekiwaniom (choć nie były aż tak wysokie). Co prawda da się odszukać zalety tej serii, ale prawdę mówiąc nie polecam.
Re: Zawiedziona
Re: Zawiedziona
Re: Zawiedziona
Re: Zawiedziona
TU nie chodzi o to, że seria rozmija się z oczekiwaniami. Problem tkwi bowiem w tym, że łudzi widza osadzeniem akcji w świecie młodych dorosłych ludzi, ale nic z tego nie wynika, bowiem młody dorosły człowiek oglądający poczynania bohaterów łapie się za głowę.
Kaga była ciekawa na początku, kiedy wokół jej ześwirowania toczyła się akcja, później starała się strasznie monotonna.
Banri moze być rozpatrywany jedynie jako ciekawy, gdy zrobić z niego obiekt analizy psychiatrycznej. W innym wypadku to nawet nie wiadomo, o co mu chodziło.
Golden Time
Miało być ciekawie i całkiem oryginalnie, bo jednak środowisko studenckie i w ogóle ludzie w wieku naście wzwyż są niezwykle rzadko bohaterami anime, a wyszło jakieś nieporozumienie.
Już od pierwszych odcinków widać, w jakim kierunku potoczy się historia. Pojawia się najlepszy przyjaciel, pewna tajemnicza dziewczyna (oczywiście przyjaciółka z dzieciństwa, no a jakże), nieprzystosowana społecznie dziewoja, którą trzeba odbić kumplowi, o czym mówi sam opening ( kliknij: ukryte Banri i Kouko niezmiennie stoją, trzymając się za ręce, czyli wiadomo, jaka będzie końcówka. No i z kim). Tym samym skopano cały wątek trójkąta romantycznego z drugą z dziewczyn, bo chłopak mógł niemal zdradzać pierwszą, ale i tak nie było sensu się tym przejmować, kliknij: ukryte skoro ostatecznie wszystko będzie cacy. I chyba dobrze, że twórcy oszczędzili poplątania wątków romantycznych, czyli każdy z każdym i jeszcze zmiana na drugą nóżkę po dwa razy, bo wyszłoby jeszcze gorzej, niż jest. A jest źle.
Główną wadą i tym, co ciągnie serię na dno, są bohaterowie, którzy zachowują się jak upośledzeni umysłowo lub dzieci z podstawówki, a nie dorośli, samodzielni ludzie. Reagują skrajnie dziecinnie, tarzają się po podłodze, mówią słodkimi głosikami… Powiedzmy, że japońskie licealistki są najdziwniejsze na świecie, ale studentkom powinno to już przejść. Tym samym kompletnie wali się cała wiarygodność nie tylko kreacji postaci, ale także miejsca akcji, bo o uczeniu się nie ma kompletnie nic. Zero. Chodzą czasem na wykłady tylko po to, by spece od teł mogli narysować ławki, i tyle. Nic z tego nie wynika; z przedstawionych scen można wywnioskować, że ich życie to same imprezy, kłótnie przedmałżeńskie, wariowanie w gronie przyjaciół i czasem jakieś dorabianie sobie. Nie ma ani śladu po STUDIOWANIU. To kolejna ogromna wada, bo skoro już wybrano taką scenerię, to powinna ona czemuś służyć, a tymczasem stworzono przedszkole dla dorosłych.
Główny bohater to w sumie taka mamałyga, nie dość, że wygląda jak mały chłopczyk, to jego problemy egzystencjalne… Rozumiem, można żyć przeszłością i ciągle się zamartwiać, ale, na Boga, dlaczego własnej dziewczynie nie mówić o takich rzeczach, czemu ciągle kłamać i zachowywać się tak nielogicznie? A, tylko po to, by coś się działo… no tak.
Tak naprawdę kłopoty związane kliknij: ukryte z amnezją nie są niczym zabawnym, to dramat, ale takie przedstawienie uwłacza istocie problemu. Bo całym sensem takiego życia jest jedna dziewczynka, przecież to oczywiste!
O ile główny męski bohater nadaje się tylko do leczenia psychiatrycznego i wielu sesji z terapeutą (czemu o tym się w ogóle nie mówi?!), o tyle miejsce Kouko jest już jedynie w izolatce na wyspie odciętej od cywilizowanego świata. To coś ma psychikę bobasa, kompletny brak odpowiedzialności, przewidywania, liczenia się z kimkolwiek i czymkolwiek, ale nie ze złej woli, tylko z ograniczonej ilości fałdek na mózgu. Jak można tyle czasu dręczyć biednego osobnika z taką samą determinacją i nie widzieć bezsensu tego wszystkiego? To nawet nie zachowanie dziecka. To zachowanie niepełnosprawnej umysłowo psychopatki.
Tła czasem bardzo ładne, ale jak się w drugiej połowie serii postaciom dokładnie przyjrzałem, to zobaczyłem w niektórych scenkach potworki. Koślawe, kanciaste obrysy, monstra jakieś momentami. No straszne.
Jeśli ktoś szuka ciekawej komedii romantycznej z dorosłymi bohaterami – to nie ten adres.
4/10. Ale to chyba za wiele.
Golden Time
Oczywiście, spodziewałam się takiej czegoś, co tak mnie wciągnie jak Toradora. Niestety, momentami Golden Time dłużył się niemiłosiernie.
Sam pomysł z amnezją Tady Banriego wydawał się dość ciekawy, ale przyłączę się do stwierdzenia, że te walki z samym sobą były po prostu dziwne. Tak jak ujął to Nikodemsky: czy to przypadkiem nie było bardziej rozdwojenie jaźni?
Główny bohater – tutaj mam dwie kompletnie sprzeczne opinie. Ten „nowy” Tada nie przypadł mi jakoś specjalnie do gustu, natomiast „stary” jakoś bardziej mi się tu spodobał.
Koko. Przez pierwsze odcinki mnie strasznie irytowała, chociażby wszystkie sceny z nią i Yaną. Pomimo tego sam wątek z Koko i Mitsuo był całkiem ciekawy. A właśnie, Yana! Był zdecydowanie moją ulubioną postacią męską w tym anime.
A Linda? Miałam nadzieję, że będzie z Banrim, ale pod koniec serii doszłam do wniosku, że to Koko lepiej do niego pasuje. I jeszcze Oka, mogłaby jakoś inaczej wyjaśnić Mitsuo dlaczego kliknij: ukryte go nie chce, a nie się od niego odcinać.
Całość była całkiem przyjemna. Rzeczywiście, gdyby skupić się troszkę bardziej na drugoplanowych bohaterach, to byłoby jeszcze ciekawiej.
Re: Golden Time
Re: Golden Time
Re: Golden Time
Re: Golden Time
Re: Golden Time
Całkiem nieźle
Jedyne dwa rozczarowania z mojej strony – spodziewałem się burzliwego romansu, dużej dozy dramatu lub choćby większych emocji od postaci – z każdej z tych rzeczy dostałem tylko namiastkę(może tych emocji bywało miejscami więcej) – takie miałem wrażenie po kilku odcinkach, przy połowie jednak wiedziałem, że nie ma na to większych szans, czy jestem zły z tego powodu? niespecjalnie.
Drugą rzeczą byłoby podejście do głównego bohatera i stworzenie fabuły w okół jego i jego sytuacji, większość GT to tak właściwie próba akceptacji samego siebie, poza tym nie jestem specjalistą w dziedzinie psychologii ale czy przypadkiem autorka Toradory tym razem kliknij: ukryte nie pomyliła Amnezji z rozdwojeniem jaźni? Rozumiem jaki miał cel ten cały zabieg ale tworzenie wspomnień z pewnego okresu jako odrębną osobowość to dość… pochopne założenie, te wspomnienia mogą określać w pewien sposób charakter osoby i nadal są jego częścią i raczej nie działa to w sposób „albo to albo to”.
Przyzwyczajony jestem do szkolnych romansów z licealistami w tle(w tym przypadku właściwie nie ma jakieś większej różnicy, ponieważ większość bohaterów jest na pierwszym roku studiów – uczuciowo teoretycznie nie powinno to odgrywać jakiejś większej roli ale powiedzmy, że śmiało można zaliczyć bohaterów jako grupę studentów), niewiele obejrzałem poważnych romansów(tak właściwie mógłbym tylko zaliczyć serię Nana i częściowo Kimi no Iru Machi) – w tym przypadku wydaje mi się, że był to odpowiedni balans pomiędzy czymś poważniejszym, a lżejszym romansem z elementami komedii(elementów komediowych może nie było jakoś wiele ale choćby kliknij: ukryte przy „egzorcyście” parsknąłem śmiechem :D).
Postaci:
Nana – postać, która najbardziej mnie zaintrygowała i zapewne nie tylko mnie, zaczynając choćby od uderzającego podobieństwa do czarnowłosej dziewczyny z serii Nana, podobny charakter, tylko jej muzyka… ehh o ile to można było nazwać muzyką, w serii Nana jeszcze to jakoś brzmiało( kliknij: ukryte wyglądało to trochę jak środkowy palec w stronę twórców Nany i jej twórczości). Z tego co pamiętam, to kliknij: ukryte naprawdę nazywała się inaczej, choć nie przypominam sobie, żeby ktoś ją nazwał „prawdziwym imieniem” – zastanawiam się, czy tutaj jest jakaś zależność, czy „easter egg”.
Tada Barni – spotykałem się już z różnymi dziwnymi imionami w seriach anime ale to z jakiegoś powodu wydaje mi się dotychczas najdziwniejsze… pomijając jednak kwestię imienia, większość akcji skupia się praktycznie na nim i jego sytuacji, jakkolwiek sam bohater jakoś specjalnie mnie nie irytował, kliknij: ukryte tak jego „walki ze samym sobą” bywały dość… dziwne. Podobało mi się jego podejście do kilku spraw, był szczery i tym samym całość nie przeciągała się( kliknij: ukryte mówię tutaj choćby o sytuacji, w której powiedział Koko, że nie mogą być przyjaciółmi).
Linda – strasznie nieszczera i przez nią wynikło wiele problemów, mimo tego z jakiegoś powodu zrobiło mi się jej żal… faktycznie zadbana dziewucha, dopracowana charakterystyka i jakkolwiek brakowało jej może szczerości, tak też starała się układać niektóre elementy nieco uważniej.
Mitsuo – całkiem interesujący przykład „kumpla”, spodziewałem się więcej powiązań w czasie serii(wnioskując po pierwszym odcinku) z głównym bohaterem, jednak odłożono go na dalszy plan, poza tym momentami robiło mi się również żal chłopaka :\
Oka – typowy przykład „roztrzepanej i pozytywnej” koleżanki z klasy, martwiłem się trochę, że taka pozostanie do końca serii, na szczęście autorzy dołożyli jej trochę „uczuć”.
Koko – jej nie potrafiłem do końca rozgryźć… zarówno na początku jak i później sprawiała wrażenie całkiem innej postaci, jakby przez ten krótki czas przeszła dość poważną metamorfozę osobowości – może to tylko moje wrażenie ale tak to właśnie widziałem. Udało mi się ją polubić dopiero pod koniec serii, ciężko mi się przekonać do typowych „księżniczek” w seriach anime i prawdę mówiąc do końca dopingowałem Lindzie ale też koniec końców nie jestem rozczarowany.
Fabuła – o większości wspomniałem już wcześniej, 24 odcinki to dość dużo jak na serię anime i da się pomieścić dużo materiału, spodziewałem się różnych gwałtownych akcji pomiędzy bohaterami, dramatu w dużej mierze i przewidywalnego końca, końcówką byłem dość zaskoczony ale samą historię można było poprowadzić nieco zgrabniej.
Zaskoczony nieco byłem też przebiegiem całości kliknij: ukryte - szczerze byłem przekonany, że koniec końców Tada wybierze Lindę ale wyszło na to, że tylko „jego stara osobowość” była zakochana w niej, a „nowy on” tylko czasami za nią tęsknił. Pomijając już w ogóle WTF w ostatnim odcinku, kiedy Linda odpowiedziała „tak” jego starej osobowości – rozumiem, że była to forma akceptacji ale patrząc na to obiektywnie można się nieco zmieszać… żałuję, że cały wątek romansu nie był lepiej rozpisany – w efekcie nie zostały nawet bardziej rozbudowane wątki poboczne innych postaci, tylko dano lekki posmak.
Kreska – na poziomie wyżej, niż akceptowalnym, nie bardzo rozumiem tylko 5 w recenzji, jest o wiele więcej serii, gdzie można byłoby się uczepić do wielu rzecz ale tutaj nawet postacie drugoplanowe i nawet osoby w tle były całkiem zgrabnie zarysowane.
Seria miała swoje lepsze i gorsze momenty ale na dłuższą metę wcale się nie nudziłem i cieszę się, że zdecydowałem się obejrzeć po takim czasie Golden Time – ocena ode mnie to 7/10.
PS. Gdzieś w komentarzach(jeśli dobrze pamiętam) wyczytałem, że autorka Toradory nie potrafi pisać romansów i się nigdy nie nauczy, ani Golden Time, ani Toradora! nie były może arcydziełami ale szczerze mówiąc nie ustawiałbym ich jakoś nisko razem z przeciętniakami albo jeszcze niżej – i jeśli faktycznie poziom jest taki niski, to chętnie usłyszałbym propozycję czegoś „dobrego” w tej kategorii :)
Re: Całkiem nieźle
Re: Całkiem nieźle
Re: Całkiem nieźle
Tutaj się zgodzę, dla mnie to wyglądało na początku jak desperacka próba znalezienia zamiennika. Strasznie dziwna postać, kliknij: ukryte z jednej strony uparta w swoich przekonaniach, z drugiej nie potrafi często poradzić sobie ze szczerością, czy zwykłą prawdą.
To teraz kliknij: ukryte jestem zmieszany -_-' byłem pewien, że to ewidentny koniec ale skoro LN dalej wychodzą, to chyba autorka planuje jakiś plot twist. Teraz będzie zżerała mnie ciekawość ;_;
Re: Całkiem nieźle
Re: Całkiem nieźle
Re: Całkiem nieźle
Golden Time całkiem nieźle balansuje pomiędzy pełną powagą, a czymś lżejszym w przekazie, dlatego zastanawiałem się, czy ktoś miał coś „lepszego” na myśli w tej kategorii, czy to po prostu było na zasadzie „nie lubię i tyle”.
Re: Całkiem nieźle
Re: Całkiem nieźle
W jednym ze spin offów pojawiają się nowe postacie, jestem trochę ciekawy, czy mają jakikolwiek wpływ na dalsze losy bohaterów.
Także wyczytałem w sieci, że w 8 tomie nie ma jednoznacznie określone, czy Linda kończy z Mitsuo -_-' Obawiam się trochę, że autorka już nie planuje nic konkretnego dla tego projektu i pewnie skończy się na kilku sprzeczkach pomiędzy bohaterami, „utwardzeniu” związku Koko z Banrim, paringu Lindy z Mitsuo i nie zdziwiłbym się nawet, gdyby Oka skończyła z 2D‑kunem, bo tak wygodniej :\ To tylko moje spekulacje ale chyba poczekam sobie z rok, aż wyjdzie reszta tomów i ktoś to przetłumaczy(przydałaby się znajomość japońskiego w takich okolicznościach :) ) Bazowo planowane były dwa sezony anime, z tego co czytałem ale chyba obecnie nie ma na to większych szans… choć kto wie, zapewne materiału byłoby co najwyżej na 12 odcinków po wyjściu reszty tomów.
Jeśli chodzi o nowy projekt – być może masz na myśli Evergreen? Wygląda na trochę lżejsze, niż Toradora! i GT ale to trzeba by było zobaczyć. Manga dostała się na angielską licencję, więc raczej nie będzie można liczyć na fanowskie tłumaczenia. Nie mniej temat jest interesujący.
Swoją drogą – zauważyłem, że manga Toradora! była wydawana jeszcze 2 lata po emisji anime, teraz to jestem zaintrygowany…
To tak zbaczając z tematu ;p
Podsumowując mam nadzieję, że za jakiś rok, czy dwa przeczytam na Tanuki w newsach, że zostanie wydana kontynuacja GT i pozamykają wszystkie wątki bez cienia wątpliwości, bo ostatnio co zabieram się z jakieś romanse/haremy/ecchi to w większości jest niejednoznacznie…
Re: Całkiem nieźle
Jeśli komuś nie podoba się, jak autorka potraktowała postacie, to pewnie co najwyżej może się zaopatrzyć w growe rozwinięcie/zniekształcenie historii (znając życie, Banri pewnie tam dozna trzeciej „amnezji”).
Re: Całkiem nieźle
fabułą zgodnie z powieścią i nieco różni się od anime.
Re: Całkiem nieźle
Z tego, że Toradora ma 10 tomów nie wynika, że inne light novel też będzie miało automatycznie tyle samo. Golden Time ma ich 8. Kropka. Jeśli druga adaptacja (mangowa) zdecyduje się coś naprawić w stosunku to pierwszej, to tym lepiej (choć mandze Toradory rzekoma większa zgodność z oryginalnym materiałem zdecydowanie nie wyszła na zdrowie).
Oprócz 8 tomów głównej historii został wydany jednotomikowy spin‑off poświęcony 2D‑kunowi (bez tłumaczenia trudno stwierdzić, jak się wpasowuje w chronologię wydarzeń) i parę pobocznych historyjek (z których przykładowo ta z Naną i „Exorcist” Koko została wykorzystana w anime). Nie jest oczywiście w kamieniu zapisane, że autorka nie stworzy nic więcej w świecie Golden Time, ale jeśli już, to nie spodziewałbym się niczego szczególnie istotnego (raczej czegoś w rodzaju bitwy na szkolne drugie śniadania z Toradory).
Re: Całkiem nieźle
Re: Całkiem nieźle
Re: Całkiem nieźle
- mangaupdates
- wikipedię (tylko tam trzeba rozwinąć listę, by przekonać się, że do 8 głównych tomów doliczają wspomniany wcześniej przeze mnie 2D‑kunowy spinoff i historyjki poboczne)
- znaną fanom stronę zajmującą się tłumaczeniami light novel
... natomiast ty po prostu wiesz lepiej.
Pomimo że czarno na białym widać, że nie masz racji (mógłbym jeszcze dorzucić japońskojęzyczne źródła), nie spodziewam się, że przyznasz się do błędu. Żebyś się nie kompromitowała typowymi dla gimbusów argumentami np. że jak coś jest napisane na wikipedii, to w oczywisty sposób jest to nieprawdą, to może skończmy roztrząsanie tematu.
Re: Całkiem nieźle
Re: Całkiem nieźle
mnie sie podobalo
3/10? brak słow dla recenzentki. Taradora przy tym to calkiem inna bajeczka. wole to.
Re: mnie sie podobalo
A bohaterami Golden Time nie było.
Re: mnie sie podobalo
Mam wrażenie, że autorka recenzji oglądała inny film niż ja.
Powiedziawszy szczerze, jak ktoś nie lubi muzyki poważnej, to pozycje te nie spodobają mu się. Jednak moim zdaniem opening w drugiej części serii to jeden z najlepszych openingów ostatnich 12 miesięcy. Lepszy był chyba tylko opening Noragami.
Nie jest to kontynuacja „Toradora”, ani nie jest to druga „Toradora”. Więc jeśli ktoś czegoś podobnego oczekiwał, to się zawiódł. Prawda jest taka, że najpierw obejrzałem „Golden Time”, a później „Toradora” i moim skromnym zdaniem,„Toradora” jest słabsza, chociaż może i bardziej emo. Jeśli zaś chodzi o brak realizmu, to „Toradora”, bije „Golden Time” o głowę.
Zarzut kolejny – nieprzewidywalność bohaterów, nie wiem jak inni, ale ja nie lubię oglądać zawsze tej samej historii, więc to że bohater zachowuje się inaczej niż bym oczekiwał, to raczej zaleta niż wada.
Główny bohater i postacie poboczne nie są jakimiś superbohaterami, są niezdecydowani i niekonsekwentni, ale tacy w końcu są ludzie. W sumie można powiedzieć, że taka lub podobna historia mogła wydarzyć się przy dowolnej uczelni w dowolnym wielkim mieście na wschód od Tokio i na zachód od Yokohamy. Owszem było tam kilka scen i kilka wątków ocierających się o smrodek dydaktyczny kliknij: ukryte , choćby zdrada szwagierki Lindy, czy historia wypadku przy powrocie z wycieczki nad morze. Jednak nie zmienia to mojej opinii o tym anime, że jest to jedno z lepszych anime w ostatnim czasie.
Re: Mam wrażenie, że autorka recenzji oglądała inny film niż ja.
Tylko że ta nieprzewidywalność bierze się z niemal całkowitego pozbawienia bohaterów osobowości oraz realizmu. Dobrze opisała recenzentka w jednym z komentarzy:
I muszę się niestety z recenzją całkowicie zgodzić, mimo że wystawiłem o wiele wyższą ocenę. Ja po prostu obejrzałem wszystkie odcinki na raz, po zakończeniu emisji, ale podchodząc do anime bez oczekiwań. I w sumie dostałem głupkowatą historyjkę miłosną, która mimo wszystko mi się podobała (możliwe że częściowo właśnie dzięki temu że nigdy nie dało się przewidzieć zachowań bohaterów)
Re: Mam wrażenie, że autorka recenzji oglądała inny film niż ja.
Ale to tak tytułem uzupełnienia.
Zgodzić się natomiast muszę z moim poprzednikiem w pewnej kwestii. Po obejrzeniu „Golden Time” wziąłem się za Toradora! i po trzecim odcinku… jestem srogo zawiedziony. Gdzie te realistyczne postacie? Przecież bohaterowie Toradora! zachowują się jak typowe postaci w komediach romantycznych: wręcz jak dzieci. Taiga drze się jak debilka, bije głównego bohatera, nie okazuje żadnej wdzięczności za gościnę itp. Tak nie zachowują się normalni ludzie, nawet jeśli mają tam jakiś problem ze sobą. Bohater z koleii robi głupie miny, daje sobą pomiatać itd. Typowe. Ta bohaterka w której się podkochuje to typowa do bólu, wręcz do zarzygania, słodka optymistka (nawet jeśli skrywa się po tym n różnych podtekstów itd. bla bla). Przecież to są dokładnie takie zachowania jakie widzę w każdym szeregowym romansidlastym anime! Nie tego się spodziewałem. Nawet jeśli bohaterowie GT nie do końca są dopracowani to i tak zachowują o niebo bardziej normalnie niż te z Tora. Tak jak wcześniej mówiłem, dla każdej z postaci z GT mógłbym znaleźć pewną analogię do osób które poznałem w moim życiu. W Tora tego nie ma.
No nic, będą dalej to ogłądał, może się jeszcze rozkręci. Ale póki co sromotnie się zawiodłem na tym całym wychwalaniu pod niebiosa Toradora! (i w tym momencie jestem naprawdę zdziwiony takim aż besztaniem GT)...
Re: Mam wrażenie, że autorka recenzji oglądała inny film niż ja.
Nie zrzucajmy oczywistych debilizmów na różnice kulturowe. Ta scena wyglądała tak tylko i wyłącznie dlatego, iż miało być dramatycznie. A że przypadkiem wyszło to strasznie pretensjonalnie to już inna kwestia :P
Re: Mam wrażenie, że autorka recenzji oglądała inny film niż ja.
Eee… twoja umiejętność czytania ze zrozumieniem kuleje. Tutaj chodziło o to, iż nieprzewidalność bohaterów wynikała z dużych niespójności w ich portretach psychologicznych i często sprawiali wrażenie, jakby autorka co chwilę rzucała kostką, co w danej chwili mają zrobić. A tego w żadnym wypadku nie można odczytać jako zalety. Stworzenie nieprzewidywalnej, lecz zarazem spójnej postaci to sztuka, która się tutaj całkowicie nie udała.
Jakby to była prawda, to bardzo źle by to świadczyło o stanie przemysłu rozrywkowego w Area 11 :P
Re: Mam wrażenie, że autorka recenzji oglądała inny film niż ja.
Rzut kostką d20 = 17. Banri dostaje ataku psychozy. Koko = 10. Rzut nieudany, -1 dla wszystkich statystyk do końca następnej tury. Linda = 18. Rzut na obronę udany, Linda dostaje +1 do wszystkich stats‑ów :P
Z tym dramatyzmem na siłę pewnie masz rację, ale ja zawsze próbuje patrzeć na Japonię i ich sztkę filmową/animacji trochę inaczej, bo w przypadku romansów czy dramatów psychologicznych chyba bym się załamał…
Re: Mam wrażenie, że autorka recenzji oglądała inny film niż ja.
Tu wypada odpowiedzieć sobie na pytanie, jak bardzo to spojrzenie zbliżone jest do tego, jakim obdarza się dziecko upośledzone umysłowo? Spojrzenia, w którym odrobina litości wymieszana jest z odrobiną współczucia, a my sami jesteśmy skłonni wybaczyć matołkowi wiele, nawet jedzenie kleju do tapet czy malowanie pastą do zębów po ścianach, bo w końcu to przecież tylko dziecko, w dodatku niepełnosprawne? Że wypada traktować je pobłażliwie, że to nie jego wina itd.
Tu: „bo to przecież anime, bo ten typ tak ma, bo to Japończycy – a oni są przecież z innej planety” itd.
Ile i jakie rzeczy jesteśmy w stanie wybaczyć twórcom tylko dlatego, że tę czy inną historię opowiedzieli w formie anime, a nie np. filmu fabularnego? Fatalnie skonstruowanych i niewiarygodnych bohaterów, nieumiejętnie poprowadzoną opowieść – przedramatyzowaną i przekombinowaną? Bezwstydne stosowanie tanich chwytów pod publiczkę? Powielanie utartych schematów?
Jestem zdania, że aby być w pełni obiektywnym i zachować wiarygodny punkt odniesienia przy wystawianiu oceny, warto patrzeć na anime tym samym krytycznym spojrzeniem, jakim spoglądamy na kino animowane czy fabularne, tak z Polski, jak i z Włoch czy USA. Jeśli ktoś zamiast czapki zakłada na głowę torbę foliową, to nie wynika to z różnic kulturowych, a wyłącznie z niepełnosprawności intelektualnej i tę trzeba nazywać po imieniu. Zerkam na wypadkową ocen użytkowników balansującą w okolicy siódemki i zastanawiam się, jak bardzo zły musiałby być scenariusz i jak bardzo beznadziejni bohaterowie, żeby widzowie w końcu dostrzegli, że sprzedaje im się torbę kleju do tapet zamiast pieczywa? I jak wiele można wybaczyć scenarzystom, zanim podziękuje im się za współpracę i ześle do pracy w kamieniołomach albo przy wyrębie lasu?
Gdzieś w tym wszystkim prawdopodobnie kryje się odpowiedź na pytanie, dlaczego oceny recenzentów czy redakcji potrafią być nieraz tak skrajnie różne w porównaniu z wypadkową oceną ogółu użytkowników. I że nie chodzi o to, by ocenić czy klej do tapet jest smaczny ale o to by dostrzec, że to klej i jako taki w ogóle nie powinien być spożywany, nawet pod postacią anime.
Brawa dla recenzentki!
Re: Brawa dla recenzentki!
z oceną się zgadzam, ale recenzja raczej słaba
- znikomą wartość informacyjną. Czytelnik widząc niską ocenę, chciałby się czasem dowiedzieć, co ją spowodowało, a „wszystko” jest mało konkretną odpowiedzią.
- trzeba mieć odpowiedni autorytet, żeby przepchnąć taką argumentację dla kogoś poza „krewnymi znajomymi Królika”. Mówiąc szczerze, Rogera Eberta na tym portalu nie uświadczymy.
Tak więc zamiast toczyć pianę z ust/wylewać swoje frustracje można spróbować znaleźć sedno problemu (ale nie jakiś ogólnik w stylu tak często spotykanej „nierealistyczności” czy „dziur w scenariuszu”) i od niego wyprowadzić dalszy atak, pokazując, jak wpłynęło na jakość innych elementów. Przy takiej strategii nawet osoby nie zgadzające się z końcowym werdyktem mogłyby stwierdzić, że „coś w tym jest”.
W tym wypadku dość łatwo wskazać „najsłabsze ogniwo”, bo podejrzewam, że sporo osób się zgodzi, iż autorka strzeliła sobie w stopę zmieniając przedamnezyjne wspomnienia w ducha Banriego (trochę się zdziwiłem, że autorka poświęciła temu tylko drobną wzmiankę). W ten sposób coś co mogłoby być dość interesującym konfliktem wewnętrznym (czy przeszłość jest równie ważna jak teraźniejszość?) zmienia się w nieświadome przepychanki z wzbudzającym niechęć antagonistą (i ta niechęć przenosi się na Banriego ze wspomnień), który ciągle kombinuje, co by tu jeszcze spieprzyć (przy jego kolejnych wejściach i pozostałe postacie się dziwnie zachowuję, i fabuła się sypie). To że autorka novelek (a za nią twórcy anime) nie potrafi dać sobie siana z tym pomysłem prowadzi do tego, że zakończenie w większym stopniu wywołuje reakcję WTF, niż jest wzruszające.
Najśmieszniejsze jest, że wysiłek potrzebny do wyegzorcyzmowania delikwenta z historii byłby minimalny i przyniósłby natychmiastowe korzyści. Retrospekcje równie dobrze mogłyby być podawane z perspektywy Lindy, dzięki czemu dawny Banri miałby większą szansę być uznany za trochę niedojrzałego, lecz w sumie dość fajnego chłopaka niż płaczliwego gnojka, jakiego poznaliśmy w anime. Zamiast klątw mielibyśmy zwyczajny przedłużający się brak szczęścia (zdarzający się czasem każdemu), który czasem potrafi wpłynąć w istotny sposób na związek (bo przy niepogodzie trudniej być zakochanym, a łatwiej o wątpliwości). Nie muszę chyba pisać, że problemy z ostatnich odcinków i samo zakończenie miałoby w większym stopniu ręce i nogi. Może nie dostalibyśmy produktu z najwyższej półki, ale jakiś potencjał na solidną opowieść dało się tu zauważyć.
Re: z oceną się zgadzam, ale recenzja raczej słaba
Druga sprawa – myśl przewodnia recenzji brzmi „wszystko jest do d…”, bo faktycznie tak o tej serii myślę. Czy wypadałabym bardziej przekonująco i autorytarnie, gdybym, mając fatalną opinię o produkcji, na siłę szukała jej zalet?
Nie będę oczywiście broniła teraz jakości swojego tekstu – jeśli uważasz, że jest słaby, masz do tego pełne prawo i nie twierdzę bynajmniej, że przy okazji nie masz racji :) Nie umiem tego obiektywnie ocenić.
Nie do końca też mogę się wybronić z zarzutów inną odpowiedzią, jak tą, że recenzja nie jest typem tekstu, który pozwala na tak dokładną analizę, o jakiej wspominasz, z tego prostego względu, że wchodzenie w jakiekolwiek szczegóły byłoby równoznaczne ze spoilerowaniem. Sama odczuwałam w wielu miejscach potrzebę, by przywołać konkretne sytuacje na poparcie swoich argumentów, ale czy naprawdę tak powinna wyglądać recenzja, po którą sięga osoba nieznająca serii? To w końcu nie jest tekst – przynajmniej w założeniu, – który przeczytają wyłącznie ci, którzy są już po seansie. Osobiście nie przepadam za recenzjami, które wchodzą w analizę fabuły na tyle głęboko, że zdradzają poszczególne wydarzenia.
Poza tym wydaje mi się, że zaznaczyłam sedno problemu – być może nie dość wyraźnie – wskazując, że główną wadą serii są protagoniści, ich charaktery (które pobieżnie opisałam), a także brak celowości fabuły, jej nierównomierną i chaotyczną budowę. Wiem, że to ogólniki, ale tutaj wracam do poprzedniego akapitu – z rozmysłem nie mnożyłam przykładów, bo uważam, że recenzja, w rozumieniu ogólnej oceny serii, mającej na celu zachęcenie lub zniechęcenie do niej potencjalnego widza, to nie miejsce na szczegółową analizę wszystkich części składowych.
Przykro mi, że tekst nie spełnił Twoich oczekiwań – ja ze swojej strony starałam się, jak mogłam, by przedstawić swój punkt widzenia. Może znajdzie się kiedyś ktoś, kto zrobi to w bardziej zadowalający sposób.
Re: z oceną się zgadzam, ale recenzja raczej słaba
Wręcz przeciwnie, odpowiedź jest prosta (i dość znamienne, że brak jej na liście Twoich przypuszczeń). Autorytet zdobywa się jakością i niebanalnością tekstów (jeśli pojęcie „dobrze napisanego tekstu” pozostaje niejednoznaczne, to polecam sięgnięcie do wcześniej wspomnianego Rogera Eberta czy też w mniejszym stopniu, ale z bliższego poletka Stiga Høgseta z [link][link][/link]). Jeśli ktoś znany z porządnej argumentacji walnie typową „zjebkę”, to można podejrzewać, że to jakość dzieła sprawia, że wszystkiego się odechciewa (pod warunkiem, że recenzent nie będzie zbyt często chodził na taką łatwiznę). Gdy zrobi to ktoś w mniejszym lub większym stopniu anonimowy, wywołuje to powątpiewanie/wzruszenia ramionami.
>Czy wypadałabym bardziej przekonująco i autorytarnie, gdybym, mając fatalną opinię o produkcji, na siłę szukała jej zalet?
Szczerze powiedziawszy, tak. Jeśli nie potrafi się dostrzec jakichkolwiek mocniejszych punktów (czy rzeczy które pewne grupy odbiorcze mogłyby uznać za mocniejsze punkty), to znak, że trzeba jeszcze ochłonąć. Malowanie wszystkiego w szaro‑burych barwach sprawia, że cierpi kompozycja tekstu, bo staje się monotonny w czytaniu, a co za tym idzie niezbyt ciekawy. Z drugiej strony pokazując pewne prawie/pseudozalety można poprzez kontrast jeszcze bardziej uwypuklić wady (i przy okazji czytelnik nie ma wrażenia, że recenzent tylko toczy pianę z ust).
>Nie do końca też mogę się wybronić z zarzutów inną odpowiedzią, jak tą, że recenzja nie jest typem tekstu, który pozwala na tak dokładną analizę, o jakiej wspominasz, z tego prostego względu, że wchodzenie w jakiekolwiek szczegóły byłoby równoznaczne ze spoilerowaniem.
To jest bardzo kontrowersyjna opinia i podejrzewam, że nawet część redaktorów z tego portalu się z nią nie zgodzi. Tzn. owszem istotne zwroty akcji, które rzeczywiście zostały wprowadzone z myślą o zaskoczeniu widza, lepiej oszczędzić, ale omijanie jakichkolwiek szczegółów jest przegięciem w drugą stronę. Używanie ogólników znanych czytelnikom z dziesiątków wcześniejszych recenzji sprawia, że brakuje czegoś charakterystycznego dla danego tekstu o danym dziele, a przez to lektura staje się w dużo mniejszym stopniu interesująca.
Koniec końców to trochę kwestia sposobu myślenia odnośnie tekstów. Można po prostu wyłożyć swoją opinię, ale wtedy jest to coś, co robimy dla samego siebie. Można też zadbać na różne sposoby („moje” podejście na pewno nie jest ani jedyną, ani najlepszą drogą), żeby tekst był przy okazji interesujący (mantra mojej wypowiedzi, będąca najistotniejszym punktem), czyli napisać go z uwzględnieniem potencjalnego czytelnika. Żeby kogoś zniechęcić/zachęcić do serii trzeba najpierw zwrócić jego uwagę (inaczej poprzestanie na popatrzeniu na gwiazdki i ew. podsumowanie), a warto też zadbać o przyjemność intelektualną osób, które już miały okazję zobaczyć daną serię. Niektórzy mają nadmiar talentu i potrafią to robić nieświadomie, zwyczajni śmiertelnicy muszą na to pracować.
Może niepotrzebnie zaznaczyłem na wstępie, że to słaba recenzja (choć dalej tak uważam), bo masz większą pokusę, by automatycznie negować wszystkie moje argumenty, lecz może coś tam skłoni do przemyśleń.
Re: z oceną się zgadzam, ale recenzja raczej słaba
Mimo wszystko nie uważam, że szukanie na siłę zalet, jest dobrym rozwiązaniem, nawet jeśli wybitni krytycy, o których wspominasz, mają to w zwyczaju. Uważam, że główni bohaterowie Golden Time byli bezdyskusyjnie tragicznie skontruowani i piszę to, mając na myśli potencjalnego widza. Oczywiście mogę napisać, że jeśli ktoś lubi ekstremalnie emocjonalnych bohaterów, żywo reagujących na otoczenie, z nieposkromioną energią życiową, to znajdzie ich właśnie w tej serii – może brzmiałoby to lepiej, ale to wydaje mi się wyłącznie bezpieczną ucieczką przed wyrażeniem w pełni negatywnej opinii, czymś na zasadzie mówienia między wierszami „osobiście uważam, że jest fatalnie, ale żeby nie narażać się tym, którym ewentualnie może się to spodobać, powiem też coś pseudodobrego, żeby załagodzić negatywne wrażenie”. Dla mnie jest to nieszczere. Jeśli zaś chodzi o założenia fabularne – zwróciłam uwagę na to, że z początku brak ich celowości nie razi i można nawet czerpać rozrywkę z szybkich zwrotów akcji, których seria dostarcza. Niestety, jest to jedyny prawie plus, który w tej konstrukcji dostrzegam i nie uważam, by szukanie kolejnych w momencie, w którym zupełnie nie mam do nich przekonania, uczyniło mój tekst znośniejszym w lekturze.
Zgodzę się, że zapędzeniem się było użycie określenia „jakiekolwiek szczegóły” – słusznie zwracasz uwagę, że to przegięcie w drugą stronę i przyznaję, że wpadło mi to z rozpędu. Wydaje mi się jednak, że w praktyce o jakichś szczegółach napisałam, choć przyznam, że Twoja zdecydowana krytyka, spełnia pokładane w niej nadzieje i daje bardzo dużo do myślenia. Pewnie dziesięć razy się zastanowię, zanim popełnię kolejny tekst :) Może i masz rację, że zarzuty pod tytułem „brak realizmu w zachowaniu postaci” nie są świeże czy odkrywcze, ale jeśli mówimy o serii obyczajowej, w której ta konkretna wartość jest dla pozytywnej oceny istotna, to czy wytknięcie tego właśnie niedostatku, nie jest konieczne?
Co mnie jeszcze zastanawia w kwestiach autorytetów i wyrażania negatywnych opinii – i szczerze wyrażam teraz zainteresowanie Twoim zdaniem, broń Boże nie odbierz tego proszę jako kolejną próbę negowania argumentów przez skrzywdzonego recenzenta ;) – czy gdybym opisała serię pozytywnie, też istniałaby konieczność bronienia swojego stanowiska? Z jakiegoś powodu, gdy pisze się np. o bohaterze, że wzbudza sympatię, łatwo się z nim identyfikować, jest fascynujący i barwny, zdaje się to nie nastęczać u czytających pytań o dowody na potwierdzenie takiej opinii. Gdy jednak otwarcie wyrazi się krytykę, bardzo szybko podnoszą się głosy o jej uzasadnienie i to dobitne, niebanalne, poparte doświadczeniem. Czy to naprawdę oznacza, że krytyka musi być pełna i wyrażana wyłącznie przez „odpowiednie autorytety” w danej dziedzinie, a na pochwałę może sobie pozwolić już każdy? Wiem, że odchodzę trochę od głównego tematu, ale ta kwestia zastanawia mnie, ilekroć ukazuje się na portalu jakaś negatywna recenzja i zazwyczaj pociąga za sobą natychmiastową falę większego lub mniejszego wzburzenia ze strony czytających.
Re: z oceną się zgadzam, ale recenzja raczej słaba
Och, wspomniałem o tym nie dlatego, że wszyscy tak robią, ale dlatego, że to najprostsza metoda na zmianę rytmu w tekście (czy też jeśli porównać go do krajobrazu – urozmaicenie go górami i dolinami), choć wymaga mimo wszystko pewnej dozy subtelności. Tak więc trochę niepotrzebnie przypisujesz temu negatywne konotacje, bo przy zmianie sposobu spojrzenia na problem da się to zrobić w niespartaczony sposób. Tym niemniej jeśli ktoś potrafi osiągnąć taki efekt innym sposobem, to tym lepiej dla niego.
>czy gdybym opisała serię pozytywnie, też istniałaby konieczność bronienia swojego stanowiska?
Gdybyś walnęła hymn pochwalny na temat Golden Time, to by mi się odechciało dyskutować, choć z trochę innych powodów (uważam, że seria w pełni zasługuje na to 3/10) ;)
>Czy to naprawdę oznacza, że krytyka musi być pełna i wyrażana wyłącznie przez „odpowiednie autorytety” w danej dziedzinie, a na pochwałę może sobie pozwolić już każdy?
Od razu zastrzegę, że nie czuję się żadnym głosem ludu (moje spojrzenie może nie jest wyjątkowe, ale można je chyba uznać za dość specyficzne). Z mojej perspektywy jest tu pełna symetria. Gdy ktoś niedoświadczony zaczyna od hymnu pochwalnego, to zostanie z większym prawdopodobieństwem uznany za przypadkowego fanboja niż kogoś, z czyim zdaniem warto się liczyć (choć oczywiście podobni mu fanboje będą zadowoleni, tak samo jak przy „zjebkach” mają uciechę hejterzy). To że jedno wywołuje większą agresję niż drugie u czytelników o odwrotnej reakcji na dane dzieło ma pewnie jakiś związek z ludzką naturą (choć z tego co pamiętam, to pochwalna recenzja Strike the Blood też została przyjęta kpinami z recenzentki, więc to nie jest taka czarno‑biała sytuacja). Ktoś powinien zrobić badania na ten temat.
Re: z oceną się zgadzam, ale recenzja raczej słaba
Re: z oceną się zgadzam, ale recenzja raczej słaba
Do tego wystarczą mu gwiazdki i podsumowanie. Raz – przeceniasz rolę opiniotwórczą tego portalu (bardziej mam na myśli konkurencję będących bardziej na czasie blogów epizodycznych niż ogólną opinię na temat rzetelności tutejszych recenzentów). Dwa – zapominasz o ludziach, którzy już daną mangę/anime widzieli i chcą z różnych powodów (choćby i po to, by się pokłócić) poznać zdanie innych.
>Jeśli nie, to jakiekolwiek zalety go mało interesują i tylko zaciemniają obraz rysowany przez recenzenta. Stanowisko tegoż powinno być klarowne i jeśli sam nie zobaczył zalet w danym dziele, to oznacza, że nie były na tyle wyraźne, by warto było o nich wspominać. Wobec tego uwypuklanie ich moze im nadać wartość większą, niż mają w rzeczywistości i znowu zakrzywić obraz, bowiem w trakcie seansu okaże się, że owe zalety to błahostki.
To co tu piszesz można interpretować na 2 sposoby:
- nie warto próbować, bo i tak się spartaczy (bo brak umiejętności zaakcentowania najważniejszych argumentów uważam za partactwo)
- czytelnicy są nierozgarnięci i trzeba ich „karmić łyżeczką”, bo nawet przy poprawnie napisanym tekście mogą się nie zorientować, w jakim kierunku prowadzą wywody recenzenta
Jedno i drugie pachnie erystyką. Nie chcę wnikać, czemu używasz tego typu argumentów, więc może poprzestańmy na tym, że ani ja ciebie nie przekonam, ani ty mnie.
Re: z oceną się zgadzam, ale recenzja raczej słaba
Od tego jest facebook i fora. Kłócenie się na tanuki jest zwyczajnie niewygodne.
Wielu recenzentów (w tym ja) gwiazdki wystawia z konieczności, bez przykładania większej wagi. Miałem też w swojej karierze kilka pozycji, które nie dawały się zamknąć w takich ścisłych ramach.
ale przecież są zaakcentowane poprzez podanie najważniejszych wad. I tyle. Więcej odbiorcy nie potrzeba.
Nie, teksty zwyczajnie nieukierunkowane, bez wyraźnego określenia stanowiska recenzenta są zwyczajnie nieciekawe dla czytelnika i przechodzą bez echa.
Re: z oceną się zgadzam, ale recenzja raczej słaba
W tej serii nie istneije coś takiego jak mocniejsze punkty. Dalsze zwlekanie z wylewaniem żali byłoby więc nieuzasadnione, gdyż niczego by nie zmieniło.
Re: z oceną się zgadzam, ale recenzja raczej słaba
Czy by to uratowało anime nie wiem, bo problem wydaje się szerszy, ale pomysł jest niegłupi. Duch Banriego wydaje się czymś, co autorka wymyśliła sobie na starcie, ale miała pomysłu jak ten wątek rozwinąć. Zamiast urozmaicać fabułę czyni ją bardziej chaotyczną.
To jednak kwestia drugorzędna wobec niedojrzałego emocjonalnie zachowania bohaterów. To ponoć studenci, a już uczniowie gimnazjum nierzadko zachowują się bardziej logicznie. O tym jak wypadają na tle postaci z prawdziwie dobrych romansów jak na przykład Kimagure Orange Road szkoda wręcz wspominać, bo to kopsanie leżącego (protagonista Kimagure mając 15 lat wykazuje więcej taktu, rozsądku, wyczucia i pomyślunku niż cała obsada Golden Time razem wzięta, a taka Hikaru pokazuje Kouko jak powinna zachowywać się postać spontaniczna, zmienna io nieco męcząca dla „wybranka”).
Jak wspomniała autorka recenzji, gdyby chociaż pokuszono się o wytłumaczenie skąd u nich taka postawa, to może dało by się to jakoś znieść. Tymczasem brakuje wszystkiego – realnego powodu agresji Mitsuo, zmienności i zachcianek Kouko i tak dalej. Nawet Linda, która początkowo wydawała się jedyną ogarniętą osobą miota się bez jasnego planu.
Eee, bez przesady...
Autorka po prostu zawiodła się na tym konrektnym anime, bo patrzyła przez pryzmat Toradora! (co sama zreszta podkreśla).
Myślę, że powinna trochę spokojniej podejść do recenzowania tej serii, a nie wylewać aż tyle pomyj.
Fakt bohaterowie mają swoje dziwactwa (np. bohater to straszny mazgaj, no ale wam też by odbijało gdyby nawiedzał was duch „poprzedniego ja”. Tak jak on mają chyba mniej więcej ludzie chorzy na rozdwojenie jaźni). Ale znam parę osób, które zachowują się podobnie jak niektórzy bohaterowie, dlatego też moge powiedzieć, że postacie są całkiem realistyczne.
Ja czerpałem przyjemność z ogladania serii i raz jeszcze powtarzam, że na mój gust autorka trochę za bardzo „zjechała” Golden Time. Z drugiej jednak strony, nie oglądałem za dużo „realistycznych romansów”, więc moja skala porównawcza też moze być niekompletna. CHyba obejrze sobie to Toradora!
Re: Eee, bez przesady...
Autorowi polecam czasem wyjść z domu :)
Akurat są one realistyczne, to nie znaczy, że interesujące. W sumie da się zbudować interesującą postać, przy której nie da się wytłumaczyć motywów jej działań, ale tutaj tego nie zrobiono.
Mało na świecie takich ludzie, którzy nie wiedzą czego i kogo chcą? Gdzie tutaj brak realizmu?
Mam wrażenie, że autor recenzji czerpie wiedzę o świecie, wyłącznie z produkcji telewizyjnych.
Re: Autorowi polecam czasem wyjść z domu :)
Nie mogę się zgodzić co do realizmu, jeśli chodzi o zachowanie postaci. kliknij: ukryte Weźmy na przykład sytuację związaną z wypadkiem, czy raczej prawie‑wypadkiem samochodowym, do którego doprowadziła Kouko. Tak więc, wyobraźmy sobie – masz wypadek, na miejsce przyjeżdża Twój rodzic, zamiast ucieszyć się, że nic Ci nie jest, daje Ci po twarzy tak mocno, że przelatujesz przez pół parkingu – scenę widzą Twoi przyjaciele i Twój chłopak, żadne nie reaguje. W wyniku wypadku wpadasz w totalną depresję, zamykasz się w ciemnym pokoju i całymi dniami płaczesz, jakbyś co najmniej zabił cztery osoby w tymże wypadku, gdy tymczasem jedna koleżanka zrobiła sobie zadrapanie na twarzy. Ukochany Cię odwiedza i próbuje pocieszyć, Ty się na niego drzesz, okładasz go poduszką, potem dajesz mu z główki w brzuch, a na koniec okazuje się, że cała ta drama to o to, że po wypadku przyśniło Ci się, że tenże ukochany Cię porzucił i to właśnie główna przyczyna rzeczonej depresji. I takich przykładów można jeszcze sporo wymienić. Nie wiem, może mam to szczęście, że obracam się w gronie wyjątkowo zrównoważonych osób, ale jak dla mnie takie zachowanie ma tyle wspólnego z jakimkolwiek realizmem, co fizyka kwantowa z wyplataniem koszy z wikliny… Problemem tej serii jest to, że potencjalnie realistyczne sytuacje i emocje zostają każdorazowo przerysowane do stopnia śmieszności i zamiast wzruszać, wzbudzają niezrozumienie i politowanie. Z mojego punktu widzenia to właśnie pomysłodawczyni przyłożyła tu miarę zachowań typową dla postaci z produkcji telewizyjnych, niemającą nic wspólnego z rzeczywistością.
Re: Autorowi polecam czasem wyjść z domu :)
Re: Autorowi polecam czasem wyjść z domu :)
czo te tanuki XD
Re: czo te tanuki XD
gwarancja sukcesu?
Przecież tu nei było żadnej gwarancji sukcesu, była za to gwarancja porażki sygnowana nazwiskiem autorki toradory, która dobrych romansów pisać już się nigdy nie nauczy.
Re: gwarancja sukcesu?
Re: gwarancja sukcesu?
Re: gwarancja sukcesu?
Golden time
Re: Golden time
Na przykład realizmu?
Re: Golden time
czego po pierwszym docinku absolutnie nie dało się uświadczyć ani w tle, ani w zachowaniu bohaterów. Równie dobrze mogliby być w szkole średniej, tak jak we wszystkich innych podobnych historiach i nie zmieniłoby to nic w odbiorze i zawartości serii.
Re: Golden time
Dobrej serii, której tutaj nie uświadczyliśmy :P
Po obejrzeniu całości
Re: Po obejrzeniu całości
Zasadniczo rzecz biorąc to nie jest to złe anime, nie trąci jakąs wybitną głupotą czy pospolicie kiepskim wykonaniem. To po prostu przeciętna, średnia seria – wraz z do bólu wręcz oklepanym zakończeniem. Ma swoje wady, ma kilka zalet – jak chociażby przystępność i lekkość w odbiorze.
Oglądać? Szczerze – jak kto chce – jeśli masz ochotę na odskocznię w postaci średniego jakościowo i fabularnie romansu – to oglądaj – w innym wypadku, jeśli po głowie chodzą ci klasyki poważnego kina japońskiej animacji – omijaj to szerokim łukiem, zawiedziesz się, to nie jest poważna seria, a prędzej taka, która w małym stopniu chce pretendować do takiej.
6/10 – to chyba zasłużona ocena. Mniej dać nie mogę, ze względu na w miarę wiarygodne wykonanie, a więcej… cóż… zabrakło tego przysłowiowego miodu.
Przecież decyzja Banriego jest już znana od pierwszego odcinak. Takie serie mają to do siebie.
Tak swoją drogą, to patrząc na niski poziom tego tytułu, zastanawiam się, czy Toradora! to nie był wypadek przy pracy autorki light novel.
Wrażenie
Tak czy inaczej – po anime twórców Toradory spodziewałem się czegoś lepszego, bardziej wyważonego. Niby – cholera – złe to to nie jest, człowiek się przez chwilę zastanowi co dalej z tymi bohaterami. Niemniej seria w żadnym wypadku nie wysuwa się poza granicę przeciętności jaką ostatnimi czasy twórcy anime raczą swoich widzów. Perłą okruchów życia ostatnich miesięcy mogę nazwać chyba tylko Gin no Saji – tutaj wiedziałem za co się biorę i właśnie takie wymarzone anime o okruchach codzienności dostałem. Natomiast Golden Time… Golden Time po prostu krzaczy nierównym poziomem, miejscami poważnie zdurniałymi zachowaniami bohaterów i ogólną przeciętnością.
Niech przysłowie posłuży mi za pointę tej wypowiedzi – „Nie trzyma się dwóch srok za ogon”.
Re: Wrażenie
Re: Wrażenie
Sturm und Drang...
Zawód na całej linii
Całości z pewnością nie ratuje też powtarzalny i mocno naciągany humor – nawet porządnie wyśmiać się przy tym nie da :/
Re: Zawód na całej linii
kliknij: ukryte Banri – bo daje się wykorzystywać, jest potulny na każde skinienie Koko i lubi uciekać od ludzi w trudnych sytuacjach (2x Linda, raz z Koko, chociaż to było bardziej uzasadnione).
Koko – na początku jeszcze ją znosiłam. Była całkiem sympatyczną postacią, jak się ją obserwowało z daleka, ale później już tylko irytowała: 1.za ciągle uganianie się za Mitsuo 2. za bycie niesamowicie zaborczą i samolubną dziewczyną 3. za wyznanie miłości ze strachu przed straceniem jedynej osoby, która zdaje się znosić jej towarzystwo.
Do tej pory uważałam, że Mitsuo przesadza w chłodnym traktowaniu Koko, ale jeżeli ona tak się do niego odnosiła od podstawówki, to się w sumie nie dziwię.
W sumie oglądam to anime, bo liczę na kliknij: ukryte rozwój relacji między Banrim a Lindą. Gdyby nie ten wątek i postać, to bym chyba w ogóle porzuciła oglądanie serii.
"Maskarada"
Re: "Maskarada"
Dokładnie.
Ciekawi mnie gdzie to się skończy, jak na 7 tomie (tyle wyszło na razie, a kolejny ma być dopiero na wiosnę), to tak naprawdę kliknij: ukryte nie będzie konkretnego zakończenia, bo tam autorka mocno pokręciła w tym kto do kogo coś czyje (taka mała telenowela).
Re: "Maskarada"
Och
Re: Och
To tylko łatwo i fajnie brzmi, ale jeśli chodzi o zachowanie to się zgodzę, z tym, że to było tak głupie, że aż śmieszne.
Najpierw kliknij: ukryte rozpłakał się w szkole (na początku myślałem, że to gimnazjum, ale jak się rozbeczał, to już wydawało mi się, że podstawówka, a tu niespodzianka, to naprawdę liceum!), potem kliknij: ukryte w ciągu dwóch dni wyżył się na dwóch dziewczynach, z czego pierwszą najpierw „pośredno upił” i jeszcze uciekając przed drugą zamknął się w kiblu! To było tak głupie, że aż zabawne. Plus za to, że Linda kliknij: ukryte wbiegła do męskiej toalety bez kwieczenia.
Jeśli brałbym ten odcinek na serio, a nie jako hiperbole to pewnie już bym tego anime nie oglądał. Oby nastepne odcinki, jeśli nadal będą równie głupie, były chociaż równie głupio‑zabawne.
Golden Time a NANA
Re: Golden Time a NANA
Re: Golden Time a NANA
Pierwszy odcinek
Re: Pierwszy odcinek
Jak ja kocham romanse!
Re: Jak ja kocham romanse!
Panowie owszem, ale o Yui Horie, która podkłada główną bohaterkę akurat można była usłyszeć przez te ostatnie kilka lat… Dwie inne panie z tej serii nie mają aż takiego bogatego portfolio i można je było przegapić, ale tak straszne nieznane też nie są.
Re: Jak ja kocham romanse!
Re: Jak ja kocham romanse!
Re: Jak ja kocham romanse!
Re: Jak ja kocham romanse!