x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
Po pierwszych odcinkach
I pierwsze wrażenia takie są. A postaci, które nie są ludźmi robią wrażenie bardziej po prostu zwierząt, niż youkai. Gdyby zwierzęta mówiły ludzkim głosem i żyły dłużej być może to samo byśmy od nich usłyszeli ;)
Postać lisiego opiekuna świątyni bardziej mi przypomina starego psa – malamuta, wilka, czy owczarka – niż jakiekolwiek bóstwo, czy pośrednika sfery duchowej.
Świat przedstawiony zawiera głównie elementy świata rzeczywistego, a świat duchowy widziany jest jedynie przez rzadkie przypadki kapłanów /kapłanek, czy przyszłych opiekunów świątyń. A główna bohaterka wcale nie kwapi się chwalić tą umiejętnością w zwyczajnym ludzkim świecie.
Najwięcej problemu miałam z postacią Gingitsune. To NIE JEST Tomoe z Kamisama kiss, ani podobna postać.
To połączenie cech starego wiernego psa i starszego człowieka – z racji wieku obdarzonego sporą życiową mądrością, doświadczeniem (np odejścia bliskich osób), oraz pewnego rodzaju zdystansowaniem do różnych błahych problemów. I trochę już zmęczonego życiem.
W sumie najbardziej przypomina mi Jacka Lemmona w filmie „Dwóch zgryźliwych tetryków” niż jakakolwiek postać z anime. Z tym, że bez kontekstu komediowego.
Na razie to zwyczajne okruchy życia przedstawione z perspektywy nastolatki, która jest jeszcze niezbyt dojrzała emocjonalnie i uczy się dopiero wielu zasad funkcjonowania w świecie rówieśników i dorosłych.
Gingitsune
Zdecydowanie zapanowała moda na historie świątynne. Zapewne przekłada się to na częstsze wizyty Japończyków w tych przybytkach…
Długo nie mogłem się przekonać do wyglądu Gintarou, jakiś taki brzydki mi się zdawał, w końcu przywykłem, ale nadal jego postać jest jakaś na siłę moralizatorska. Główna bohaterka jest dość jednowymiarowa, po prostu do bólu i krystalicznie… miła i mdła. Aż tak mi to nie przeszkadzało, ale może być dla niektórych drażniące.
W tej serii nie uświadczymy elementów zaskoczenia czy nagłych zwrotów akcji – wszystko toczy się podręcznikowo, wedle utartych schematów. Młoda dziewczyna, która opiekuje się świątynią i widzi bóstwa. Dochodzą do tego kumpele ze szkoły, wspominanie zmarłej matki, tematyka zbyt krótkiego życia ludzkiego w porównaniu z boskim – no i tyle.
Udało się zapełnić dwanaście odcinków całkiem przyjemnie, choć bez fajerwerków. Okruchy życia w typowym wydaniu, zdecydowanie nie najbardziej udane, ale trzymają jakiś poziom i nie ma się wrażenia straconego czasu.
Na animację nawet nie zwróciłem uwagi, więc raczej średnia.
Takie tam. Spokojna seria do jednorazowego obejrzenia.
Słabe 6/10.
Kobieto, a na czym polega ich niewiarygodność? Na tym,że są dobrymi ludźmi? To akurat jedna z nielicznych serii w których bohaterowie są mega wiarygodni w tym co robią. To nie tak,że wszyscy są idealni,chociaż akurat ty tak to widzisz, bo ja bym jednak Satoru do idealnych postaci nie zaliczyła. Chłopak ma swoje problemy i nie jest szczególnie komunikatywną postacią. Nie jest złą osobą, ale nie jest też wyjątkowo sympatyczny. Yumi też do idealnych postaci bym nie zaliczyła. Każdy z nich ma swoje słabości. Czy oczekiwałaś w serii obyczajowej jednoznacznie złej postaci? Ja nie wiem jak ty oglądałaś to anime, ale chyba coś ci umknęło.
Poza tym z ciekawości zapytam jeszcze jakie to niedostatki fabularne tak strasznie rzucały się w oczy? Czy pojawiały się jakieś nieścisłości? Fabuła jest nieskomplikowana, ale określenie „niedostatki” jest określeniem na wyrost. Szczególnie w przypadku anime obyczajowych.
Podejrzewam, że recenzentka wychodzi z założenia, że jak nie ma romansu to jest nudno. Przeczytałam inne recenzje mającej aspiracje zostać stałą współpracownicą redakcji autorki i ewidentnie widać, że w jej opinii jedynie postacie uwikłane w romanse mają szansę zostać uznane za postacie ciekawe.
Druga sprawa, czyli niedostatki fabularne. Nie użyłam tego pojęcia w sensie nieścisłości fabularnych – tutaj takich nie ma i tego akurat Gingitsune nie zarzucam. Niedostatki rozumiem jako budowanie serii na zasadzie zbioru błahych wydarzeń bez wyraźnej myśli przewodniej dla całości. Czy we wspomnianym odcinku o prezencie urodzinowym dla ojca Funabashi nie byłoby ciekawsze ukazanie momentu, w którym dziewczyna wręcza mu ten prezent – przedstawienie relacji rodzinnych panujących w tej familii, ukazanie w jaki sposób dziewczyna odchodzi od swojego sztywnego i restrykcyjnego zachowania na gruncie rodzinnym i czy w efekcie zmieniają się jej stosunki z obojgiem rodziców – zamiast poświęcanie połowy epizodu na zastanawianie się nad tym, czy lepszy będzie krawat w paski czy w groszki? Inny przykład – na początku serii dość mocno zasygnalizowany zostaje wątek samotności Gintaro, od którego odchodzi jego towarzysz, co w świecie głosicieli jest ewenementem. Czy dla widza nie byłoby interesujące ukazanie tego, co się stało z owym towarzyszem i dlaczego się od Gina odwrócił, co przy okazji dałoby lisowi szersze tło? Myślę, że bohaterowie zyskaliby na tym znacznie więcej, aniżeli na odcinku poświęconym dwóm małpkom, które płatają ludziom figle w pobliskiej świątyni… Na tej zasadzie rozumiem braki w fabule.
Kolejna kwestia. Uważam, że rzucanie hasła w stylu „recenzentka wychodzi z założenia, że jak nie ma romansu to jest nudno” jest bardzo krzywdzące i, szczerze mówiąc, zupełnie bezpodstawne. Jestem w stanie wymienić kilkanaście lub kilkadziesiąt postaci nieuwikłanych w romanse, które uważam za świetnie wykreowane, a przy okazji przychodzi mi do głowy całe morze bohaterów, którzy choć brali czynny udział w wątkach romantycznych, są dla mnie przykładami postaci katastrofalnie skonstruowanych, dlatego nie wiem, skąd przyszedł Ci do głowy taki wniosek. Faktem jest, że lubię romanse i chętnie je recenzuję, ale jedno wynika z drugiego. Trudno, żebym obejrzawszy w życiu dwie serie mecha na krzyż brała się za recenzowanie anime o dzielnych młodzieńcach ratujących wszechświat w swoich humanoidalnych machinach. Logiczne jest to, że recenzuję to, na czym się znam i co lubię, stąd profil moich tekstów jest taki, a nie inny. Nie oznacza to bynajmniej, że oceniłam Gingitsune negatywnie, dlatego, że nie było w nim romansu. Nigdzie tego nie napisałam, dlatego nie widzę powodu, by formułować takie opinie. Więcej nawet – uważam, że w tej serii wprowadzenie wątku romantycznego zakończyłoby się katastrofą. Od początku nie było tutaj na to miejsca i gdyby nie daj Boże twórcy wymyślili sobie, że Makoto i Satoru będą parą, moja ocena serii zjechałaby drastycznie do dołu. Zastanawia mnie jednak, dlaczego nie pociągnięto ich relacji na gruncie koleżeńskim, czy wręcz rodzinnym. Obiektywnie rzecz biorąc łączy ich bardzo wiele – obydwoje w bardzo młodym wieku stracili najbliższych członków rodziny, przez co dość nietypowo jako dzieci zyskali dar Wzroku i mocno związali się ze swoimi głosicielami. Wydaje mi się, że to całkiem solidna baza, na której ci dwoje mogli zawiązać przyjaźń. Jest to jednak kolejny punkt, w którym z jakiegoś powodu twórcy postanowili odpuścić sobie pociągnięcie dobrze zapowiadającego wątku – w efekcie ucięto go, a bohaterowie, choć razem mieszkają i razem chodzą do szkoły, ledwo mają ze sobą jakikolwiek kontakt.
Jeśli masz jeszcze jakieś zarzuty merytoryczne wobec recenzji, chętnie wysłucham, ale może nie uciekajmy się od razu do przechodzenia z tekstu na temat jednej serii do formułowania tak ostrych, a przy okazji nieprawdziwych opinii na temat moich upodobań co do anime w ogóle? ;)
To właśnie nadprzyrodzeni bohaterowie są najsłabszym elementem całości. Nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że gdyby to ich zabrakło, seria byłaby naprawdę udanymi okruchami życia. Rola Gina sprowadza się właściwie tylko do lenienia się i poszturchiwania Makoto. Wyróżnia się znacząco? Niby jak?
Haru to natomiast typowa tsundere w lisiej postaci, chociaż akurat za nią przemawia fakt, że jest chociaż trochę słodka.
Natomiast ludzkie postaci co prawda nie odkrywają w sobie jakichś supermocy, nie zakochują się szaleńczo w sobie nawzajem, nie biegają po mieście rozwiązując skomplikowane zagadki, ani nawet nie zbawiają świata gdzieś po drodze. Ot, po prostu są zwyczajnymi ludźmi. Czy jednak to oznacza brak charakteru? Dla mnie bynajmniej nie.
Dla mnie osobiście o wiele gorsi są schematyczni bohaterowie Kamisama Hajimemashita – co z tego, że „robią więcej” skoro robią to dokładnie w taki sposób jak x postaci przed nimi? Kiedy przyjrzeć się innym anime spod znaku okruchów życia, żaden tytuł nie ma tak zwyczajnej dziewczyny jako głównej bohaterki. Dla mnie to mega plus na korzyść Makoto!
dotrwać do wiosny
Re: dotrwać do wiosny
I nadal mam zamiar się oburzać na wszelkie porównania do Natsume – tamta seria to zupełnie inna półka wśród anime była… tak z 10 poziomów wyżej od tej xd
Re: dotrwać do wiosny
i będę bronić Haru, bo IMO żadna ludzka tsundere nie ma tyle uroku ;) wniosła mnóstwo ożywiania do serii, ale też umie (uczy się) wycofać, kiedy trzeba. gdyby nie ona, naprawdę bym się poddała z oglądaniem ;]
Gingitsune podobne do Natsume? TraveltotheMoon