Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Otaku.pl

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

7/10
postaci: 7/10 grafika: 7/10
fabuła: 7/10 muzyka: 7/10

Ocena redakcji

6/10
Głosów: 8 Zobacz jak ocenili
Średnia: 5,88

Ocena czytelników

7/10
Głosów: 105
Średnia: 6,68
σ=1,76

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Piotrek)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Toaru Hikuushi e no Koiuta

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2014
Czas trwania: 13×24 min
Tytuły alternatywne:
  • Pilot's Love Song
  • とある飛空士への恋歌
Gatunki: Przygodowe, Romans
zrzutka

Potomek wyklętej rodziny królewskiej, symbol rewolucji, która pozbawiła go tronu i podróż ku krańcowi świata. Czyli kolejna opowieść o miłości ponad podziałami i o poświęceniu. Temat oklepany, lecz bynajmniej nie banalny czy nieaktualny.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

Omawiane anime jest luźno związane z Toaru Hikuushi e no Tsuioku. Przenosimy się więc ponownie do świata latających wysp, powietrznych okrętów i wczesnych samolotów. Tym razem trafiamy jednak w inny region planety czy raczej: krainy, mianowicie do cesarstwa Balsteros. Kilka lat temu państwo to było areną niezwykle dramatycznych wydarzeń, mianowicie wybuchła w nim rewolucja. W jej wyniku panująca dotychczas rodzina królewska została zdetronizowana, a król ścięty. Wkrótce jego los podzieliła także królowa, śmierci uniknął natomiast ich dziedzic. Nowa władza natomiast reformuje państwo, zaś jednym z jej projektów jest podróż do świętego końca świata, mająca odbyć się na powierzchni legendarnej latającej wyspy, która co kilkaset lat dryfuje nad morzami i lądami planety. Głównym celem ekspedycji mają być badania naukowe i sprawdzenie, czy faktycznie w legendach o powstaniu świata jest choć ziarno prawdy. Cele naukowe łączone są także z celami duchowymi i cała wyprawa wyrusza pod egidą oraz duchową opieką kapłanki Niny Viento, kobiety (czy raczej dziewczyny), która stanowiła jeden z symboli rewolucji. Jednocześnie w wyprawie bierze udział wielu ochotników, w tym kadetów szkoły lotniczej. Jednym z nich jest Kal­‑el Albus, ocalały książę Balsteros. Jak łatwo zgadnąć, główny wątek dramatyczny rozgrywać się będzie między tą dwójką.

Jeśli chodzi o pozostałe postacie, czyli w większości innych kadetów ze szkoły lotniczej, to poznajemy ich raczej słabo. Jeden jest milczącym olbrzymem, inny synkiem bogatego i wpływowego tatusia, kolejny jest nie jest szczególnie dobrym pilotem, ale ma opinię doskonałego teoretyka, jakaś parka wzdycha do siebie. Nie poznajemy ich zbyt dobrze, jednak co ciekawe, to właśnie oni są siłą tej historii. Omawiając postacie, warto wspomnieć też o filmie Toaru Hikuushi e no Tsuioku, z którym omawiane anime dzieli świat. Otóż: mimo tego związku historia nie jest kontynuacją opowiadanej wcześniej, a występujące w niej postacie pojawiają się nawet nie na drugim planie, a raczej na siódmym albo ósmym.

Po takim wstępie można by spodziewać się, że będziemy mieć do czynienia z serią przygodową z ewentualnym niewielkim dodatkiem obyczajówki. Tymczasem otrzymujemy coś zupełnie odwrotnego: serię obyczajową z niewielkim dodatkiem przygodówki. Na wyprawę wyrusza bowiem cała społeczność, wliczając w to także szkółkę dla młodych pilotów. Jak łatwo zgadnąć, nasi bohaterowie wchodzić będą w skład jej adeptów. Głównym elementem fabuły staną się natomiast rozwijające się między nimi relacje, buzujące hormony i kwitnące uczucia. Faktycznie jest w tym obrazie sporo prawdy, jednakże tym razem nie mamy do czynienia z kolejną banalną opowieścią o miłości. Niestety powiedzieć, o czym dokładnie opowiada anime, które tym razem omawiamy, jest bardzo trudno. Głównym powodem jest to, że scenarzyści bazują na efekcie zaskoczenia, który niestety bardzo łatwo popsuć, zdradzając zbyt wiele z fabuły. Powiem więc krótko, że głównym tematem nie jest tutaj miłość ponad podziałami czy zemsta, ale obowiązek, bohaterstwo, odwaga i poświęcenie, choć teraz napisałem już chyba za dużo. Cała seria jest natomiast bardzo ponura i zarazem dość łzawa.

Nie znaczy to oczywiście, że scen akcji nie będzie. Toaru Hikuushi e no Koiuta ma kilka całkiem niezłych momentów batalistycznych, które wprawdzie nie porywają efektownością, jednak zrealizowane są na tyle poprawnie i z dostateczną dbałością o szczegóły oraz atmosferę, by cieszyć serca miłośników wojskowości. I bynajmniej tu nie przesadzam. W anime można zobaczyć dość pomysłową, poprawnie przeprowadzoną operację powietrzno­‑lądową z użyciem sprzętu, jakiego obecność w fantastyce retropunkowej może dziwić. Tak więc w powietrzu zobaczymy bombowce nurkujące Junkers Ju 87 Stuka, myśliwce Spitfire i Focke­‑Wulf oraz sporą ilość sprzętu fantastycznego lub takiego, który na naszej planecie nigdy specjalnie często nie latał, jak Horten Ho 229, eksperymentalny niemiecki ciężki bombowiec w układzie „latającego skrzydła”, nad którym badania prowadzono pod koniec drugiej wojny światowej. Jednak sceny walki stanowią jedynie dodatek do romantyczno­‑obyczajowej, obfitującej w dramaty, a nawet tragedie opowieści. Opowieści, która niestety mogłaby być lepsza, gdyby nie zakończenie utrzymane w konwencji, którą w redakcji nazywamy (nie bez taczki złośliwości) „Japońskim Happy Endem”. Obiecałem nie spoilerować, więc nie będę tłumaczył, co pod tym terminem się kryje. Zresztą: obejrzyjcie sami do końca, to zrozumiecie.

Przejdźmy teraz do oprawy technicznej. Pomijając ładne projekty samolotów i nawet nie najgorsze walki powietrzne, raczej nie rzuca ona na kolana. To ładna, rzemieślnicza robota uzyskana zaskakująco wręcz ubogimi środkami. Anime nie ma ani barwnego, obfitującego w szczegóły tła, ani świetnych projektów postaci, ani naprawdę dobrej animacji. Prawdę mówiąc, wywarło na mnie wrażenie dość ascetycznego lub wręcz pustego. Otrzymujemy więc rozległe tła w postaci nieba, morza, łąki czy innego bardzo schematycznego lasu, najczęściej całkowicie puste. Do tego dochodzą równie ubogie wnętrza oraz raczej statyczne sceny dialogowe, w których występuje niewiele osób. Z jednej strony jest to zrozumiałe, akcja toczy się na latającej wyspie, którą zamieszkuje raczej niewielka społeczność: kilku adeptów szkoły lotniczej, paru wojskowych oraz niewielkie miasteczko, które dba o zaspokojenie ich potrzeb, tak więc tłoku nie ma. Z drugiej: mimo lotniczej tematyki trudno tu szukać zapierających dech w piersiach akrobacji powietrznych. Tak naprawdę nawet batalistyka jest „niezła” w najdosłowniejszym znaczeniu tego słowa. Czyli „nie jest zła”, choć dobra też nie jest szczególnie. To nie jest anime, które można by oglądać dla wybuchów, wiekopomnych bitew, czy wspaniałych manewrów powietrznych. Pod tymi względami wskazać można dziesiątki lepszych. Zresztą, czego innego spodziewać się po obyczajówce?

Wszystko co napisałem o grafice, da się rozciągnąć także na oprawę dźwiękową tej serii. Owszem, muzyka jest nastrojowa, aktorzy głosowi nie odwalają fuszerki, ale tak naprawdę nie potrafię wskazać ani jednego utworu, który wpadł mi w ucho, ani też jakiejś szczególnie udanej roli. Przeciwnie: zwłaszcza te ostatnie są wyjątkowo mdłe. W normalnej serii tacy bohaterowie, jak w Toaru Hikuushi e no Koiuta, byliby w najlepszym razie statystami. Prawdę mówiąc, mamy tu do czynienia ze zjawiskiem, jakiego dawno nie widziałem: dobrą serią z kiepską oprawą. W ostatnich latach bowiem, o ile owszem, zdarzały się i to nierzadko dobrze zrealizowane serie z kiepską fabułą, to jednak jeśli ktoś nie miał środków na nakręcenie niezłego filmów, szybko okazywało się też, że i pomysłu na opowiadaną historię nie posiada. W tym wypadku stara prawda, że nie szata zdobi anime, okazała się ciągle aktualna.

No, powiedzmy… Ogólnie rzecz biorąc, jest bowiem średnio ze wskazaniem na plus. Niemniej jednak Toaru Hikushi e no Koiuta udowadnia, że nawet dysponując tak skromnymi środkami, można zrobić dobre anime, które ogląda się z przyjemnością i bez znużenia monotonną oprawą. Muszę powiedzieć, że za to należą się autorom wielkie brawa. Nie jest trudno stworzyć widowisko dysponując nieskończonym budżetem, ale jak widać, można dokonać tego, zwyczajnie mądrze gospodarując skromnymi środkami. Toaru Hikushi e no Koiuta nie jest najlepszym, najbardziej efektownych czy wciągającym anime swojego sezonu. Nie jest nawet jego czarnym koniem, który pojawił się niespodziewanie, zaskakując widzów i konkurencję oraz zdobywając serca fanów jednakże nadal jest to seria, której warto poświęcić kilka chwil. W szczególności jeśli lubi się historie tyleż łzawe, co krwawe, lub było się fanem pierwszego Last Exile, choć pozostali widzowie także powinni być z seansu zadowoleni.

Zegarmistrz, 24 czerwca 2014

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: TMS Entertainment
Autor: Koroku Inumura
Projekt: Eriko Kubokawa, Haruyuki Morisawa, Hiroki Harada, Hiroshi Ogawa, Seiichi Nakatani
Reżyser: Toshimasa Suzuki
Scenariusz: Shin'ichi Inozume
Muzyka: Kou Ootani