Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Otaku.pl

Komentarze

Toaru Hikuushi e no Koiuta

  • Dodaj komentarz
  • Recenzja anime
  • Avatar
    A
    Ruka 11.08.2015 22:34
    Niezłe.Bohaterowie fajni ale bardziej interesowali mnie drugoplanowi.
    Nie było tej „drugiej” prawie przez całą serię.
    Grafika była średnia jak na ten rok. Za to podobało mi się jak na końcu oni wrócili i nie wyglądali już jak dzieci ale bardziej jak dorośli w końcu mieli po jakieś 18­‑19 lat.
    Odpowiedz
  • Avatar
    A
    Subaru 24.10.2014 17:58
    Toaru Hikuushi e no Koiuta

    Niby malowniczo i przygodowo, ale tak naprawdę średnie romansidło.

    Z początku seria zapowiada się całkiem obiecująco: szkoła pilotów, bitwy w powietrzu, sytuacja polityczna. Ale potem zostają obnażone wszystkie wady scenariusza. Gdy tylko dowiadujemy się, że  kliknij: ukryte , wszystko toczy się okropnie przewidywalnym torem. Wybrano bardzo bezpieczne rozwiązania, nie pokuszono się o minimum jakiejś inwencji, oglądałem to znudzony, zwłaszcza że starcia w ogóle do mnie nie trafiły, mimo że dynamiczne, byłem nimi znużony.

    No i bzdury, jakie się pojawiają: dlaczego strzelać z samolotu z karabinu niestacjonarnego? Przecież tak się nie da trafić. W innej scenie  kliknij: ukryte 
    Jest o wiele więcej bzdur, choćby nierozpoznanie kolegi ze szkoły tylko dlatego,  kliknij: ukryte ... dwa metry dalej. Nie, mgły wtedy nie było.

    Czułem, że twórcy robią ze mnie idiotę i wciskają mi ciemnotę. Jest to uczucie na tyle irytujące, że zdecydowanie popsuło mi cały seans.

    Animacja nie powala, muzyka też.

    4/10.
    Odpowiedz
  • Avatar
    A
    pozeracz_syfu 24.06.2014 21:09
    autorom serii lepiej idzie animowanie samolotów niż homo sapiens. na ich miejscu w ogóle zrezygnowałbym z rysowania postaci i zrobił szkolne anime o wojennych samolotach.

    „Yes, this year for sure… spitfire­‑sempai will notice me”
    Odpowiedz
  • Avatar
    A
    Asmitha 24.06.2014 16:35
    A mi się seria podobał i uważam ją za godną uwagi, geniusz to to nie jest ale jest przyjemna . Ależ jestem głupi przecież wychodzi SAO2 wiec ta seria musi być napiętnowana ;) p.s seria nabiera wartości w okolicy 8 ep  kliknij: ukryte 

    Zamaskowano spoiler – Moderacja
    Odpowiedz
  • Avatar
    A
    odpowiedzi: 11
    Sezonowy 26.03.2014 10:27
    Szczerze, nie polecam
    Pod względem rozwiązań fabularnych serial prezentuje się gorzej niż słabo, do tego jest pełen pompatycznych, drewnianych dialogów, patosu i obowiązuje w nim zasada „im bardziej jestem wściekły, tym skuteczniej walczę”. To wszystko jeszcze bym przełknął, bo oglądałem wiele gorszych pod tym względem produkcji. Niestety, jest tu też sporo mniejszych i większych absurdów, poddających w wątpliwość zdrowy rozsądek twórców, że wymienię tylko dwa, z których pierwszy wywołał u mnie wybuch śmiechu, a drugi – niesmak i politowanie.

    Będzie długo (i trochę złośliwe, za co fanów serialu z góry przepraszam), ale przynajmniej, mam nadzieję, ciekawie.

    Pierwszym absurdem jest scena z honorowym pogrzebem poległych lotników. Orkiestra, wieńce, flagi, przemówienia, saluty i galowe mundury. Obserwujemy tradycję przeniesioną żywcem z marynarki, kiedy to trumnę ze zwłokami ekspediuje się za burtę, by w ciszy i z godnością spoczęła na dnie morza, na wiecznej wachcie. Na wielkiej, latającej wyspie taki zwyczaj nie tylko nie ma sensu, ale jest zwyczajnie śmieszny. Raz, bo skoro jest na niej miejsce na miasta, lasy, góry, jeziora, rzeki itd, to jest też mnóstwo miejsca na cmentarze, czego nie można było powiedzieć kiedyś o żaglowcach. Dwa, już po wszystkim obserwujemy bohaterów na cmentarzu(!), wśród nagrobków. Jak się domyślam, są to puste groby, takie honorowe miejsce pamięci, bo przecież ciała wcześniej posłano za burtę. Tylko po co, skoro jest tu cmentarz i zadano sobie trudu, żeby po wszystkim poległym i tak wystawić nagrobki? No i tak naprawdę, ile w powietrznym pogrzebie faktycznie jest z majestatycznej morskiej ceremonii? W pogrzebie marynarskim, gdy trumna ląduje na dnie morza, mamy i ciszę, i majestat, i wieczne odpoczywanie. Ale w pogrzebie powietrznym? Przecież trumna z ciałem musi w końcu opaść na ziemię. Uderzyć w nią, rozsypać się i wyrzucić na zewnątrz ciało nieszczęśnika, daj Bóg – w jednym kawałku? Pół biedy, jeśli spadnie do morza, górskiej przepaści, czy do lasu. Ale co w sytuacji, gdy spadnie na pole? Albo do domowego ogródka? Na ulicę w centrum miasta? Wychodzisz rano z koniem by zaorać pole, a tam – trup, a na nim ptaszyska w trakcie uczty, delektujące się świeżą padliną. Albo siedzisz sobie z rodziną na werandzie, popijasz herbatkę i rozkoszujesz się zachodem Słońca, a tu nagle prosto z nieba spada trumna, niszczy grządkę z warzywami, wybija dziurę w ziemi, a wyrzucone w powietrze siłą uderzenia martwe ciało w wojskowym mundurze ląduje na ogrodzeniu, nabijając się na sztachety. Gdzie tu honor, gdzie majestat śmierci, gdzie wieczne odpoczywanie? Postaw się na miejscu biedaka, któremu przyjdzie to wszystko sprzątać. Nawet jeśli trumny były puste, bo ciał poległych nie znaleziono albo faktycznie zostały pochowane w ziemi (tylko po co wtedy cała ta ceremonia?), pusta trumna wpadająca do czyjegoś domu przez dach, wciąż jest tak samo niebezpieczna jak bomba lotnicza. I tak samo na jej widok można dostać zawału serca. No, chyba, że zrządzeniem losu trafi w twoją teściową. W większości przypadków – makabra.

    Drugi, o dużo większym znaczeniu absurd to pojedynki powietrzne. Trudno o lepszy przykład tego, że twórcy nie mają bladego pojęcia na temat tego, co pokazują widzom. Wstyd, panie Autorze, wstyd panie Scenarzysto, bo tak głupich pomysłów związanych z lotnictwem i walką w przestworzach nie widziałem w anime chyba jeszcze nigdy, a bez wątpienia najgłupszym z nich (i na nim się skupię) jest pomysł, by zamiast uzbrojenia pokładowego wyposażyć obserwatora w broń indywidualną, z której będzie strzelał do wroga. W tym przypadku: karabinek wojskowy, nawet nie karabin, a strzela się oczywiście z wolnej ręki. Na początku pierwszej wojny światowej właśnie tak wyglądały pierwsze pojedynki powietrzne, gdy strzelano do siebie z rewolwerów, karabinów, próbowano nawet rzucać granatami. Strzelanie w ruchu, do ruchomego celu, z ruchomej broni małokalibrowej, do maszyny z silnikiem tłokowym było tak samo nieskuteczne, jak obrzucanie jej jajkami. Już samo trafienie w samolot graniczyło z cudem, a strącenie go było praktycznie niemożliwe, chyba że taka pojedyncza kula ugodziła śmiertelnie pilota. Owszem, zdarzały się takie przypadki, ale za każdym razem była to sensacja na miarę zwycięstwa kaleki w tenisowym turnieju Rolanda Garrosa i można je było policzyć na palcach obu rąk. Kozactwo i fantazja, a nie sztuka wojenna. Zarzucono to tak szybko, jak rozpoczęto i zamiast tego na samolotach pojawiła się broń maszynowa. Zabawne, ale nie od razu wpadnięto na pomysł, by ją unieruchomić i celować we wroga całym samolotem: zamiast tego broń montowana na ruchomej podstawie trafiła w ręce obserwatora pełniącego rolę strzelca pokładowego. Skuteczność takiego rozwiązania była bardzo niska. Anglicy, którzy przez długi okres stosowali samoloty z silnikiem pchającym, umieszczonym z tyłu, mieli obserwatora w przedniej gondoli, który w walce miał „kręcić” karabinem, wodząc lufą za ruchomym celem i liczyć na to, że trafi. Pilot nie zajmował się tu walką i celowaniem, a był jedynie kierowcą, woźnicą. Cwani lotnicy wpadli na pomysł, by tę broń unieruchamiać za pomocą specjalnych klamer i w ten sposób celowanie oddać w ręce pilota, który celował całym samolotem, tak jak w późniejszym klasycznym lotnictwie myśliwskim. Skuteczność natychmiast poszybowała w górę. Po co klamry? Ano dlatego, że siedzące za biurkami dowództwo oczywiście wiedziało lepiej i zabraniało takich praktyk, dlatego na czas inspekcji lotnicy klamry usuwali, a montowali je z powrotem już chwilę po tym, jak generalicja i towarzyszące jej damy opuściła teren lotniska. Tyle, jeśli chodzi o historię, rzeczywistą skuteczność w walce i zdrowy rozsądek.

    Wstyd, panie Autorze, pisać serię light novel o tematyce lotniczej i nie mieć większego pojęcia na temat tego, o czym się pisze. W Toaru Hikuushi e no Koiuta strzelanie z broni indywidualnej bije na głowę serie oddawane z pokładowych karabinów maszynowych. Co rusz mamy do czynienia ze scenami pojedynków powietrznych, w których po jednej stronie występuje nowoczesny myśliwiec tłokowy – skrzyżowanie Me 109 z Mustangiem – plujący we wroga gradem kul z karabinów maszynowych, a po drugiej samolot szkolny z obserwatorem uzbrojonym w karabinek i strzelającym z wolnej ręki. Paf! i pojedynczy pocisk z karabinka niemal zawsze trafia i Bum! samolot wroga niemal zawsze wybucha, jak po trafieniu z działka lotniczego. Można odnieść wrażenie, że strzelanie seriami zwyczajnie przeszkadza w walce (tak dużo kul naraz znajduje się w powietrzu, że prawdopodobnie przeszkadzają sobie nawzajem, wpadając na siebie) i im więcej samolotów po stronie wroga, tym trudniej im o trafienie, z tego samego powodu. A kiedy później widzimy, jak jeden z bohaterów zamiast karabinka zabiera na pokład rusznicę przeciwpancerną, zastanawiamy się, dlaczego to robi, skoro strzelając z lekkiego karabinka, małokalibrową amunicją, osiąga takie same rezultaty? Ręce opadają. Ja wiem, że to anime, że shounen, w dodatku adresowane do wyjątkowo mało wymagającego widza, ale jest różnica między opowiadaniem z fantazją, a opowiadaniem głupot.

    Strzały z karabinka, zawsze celne i zabójczo skuteczne, lekkie pociski rażące z siłą wielokalibrowego działka, w jednej chwili zabiły we mnie przyjemność z oglądania. Nie pomogło nawet to, że już w pierwszych scenach zostałem wyraźnie ostrzeżony, gdy pokazano rozgniewanego bohatera ruszającego do boju z okrzykiem na ustach: „Muszę obronić wszystkich! Muszę uratować Islę!” Toż już nawet nie shounen: to shoutnen.

    Miłośnikom fabuły, dobrych dialogów, lotnictwa, zdrowego rozsądku i osobom uczulonym na wciskanie ciemnoty – nie polecam.
    Odpowiedz
  • Avatar
    A
    Farathriel 13.03.2014 13:53
    Jest nieźle
    Zatem obejrzałem sobie te 6 odcinków, i… powiem szczerze, że jestem tym anime mile zaskoczony. Faktycznie początek – szczególnie pierwszy odcinek był dość drętwy, a sam główny bohater sprawiał wrażenie dość ciapowatego. Niemniej to się zmieniło i na dobrą sprawę zarówno relacje między postaciami jak i sama fabuła jest naprawdę dobra. Twórcy pokusili się o całkiem przyzwoite zwroty akcji oraz stopniowe uwalnianie informacji o bohaterach czy świecie. I to jest naprawdę dobre. Seria jest przez to tym bardziej żywa, zachęca do dalszego oglądania.

    Do czego mogę się przyczepić to tylko do powtarzalności. Wyjątkowi fabularnie są tylko główny bohater i jego koleżanka Claire. Reszta jest mocno schematyczna, od siostrzyczki, po nieco pulchnego maniaka lotnictwa i ogólno pojętej mechaniki, a na kujonie i ponuraku kończąc. Jednakże są to tylko drobne uszczerbki, które nijak mają się do ogółu, który jest po prostu dobry i warty obejrzenia. W sumie, oklepany jest też wątek romantyczny, niemniej… kto by się tym przejmował jeśli kryje się to wszystko w cieniu przemyślanej fabuły, niezłej kreski i sympatycznych postaci.
    Odpowiedz
  • Avatar
    A
    RaiRenall 4.02.2014 13:12
    Po czterech odcinkach...
    Po pierwszym odcinku miałem dość mieszane odczucia ale oglądałem dalej i będąc na świeżo po czwartym, muszę powiedzieć, że nie mogę się doczekać na kolejny.

    Po silnym zwrocie w czwartym odcinku już łatwo przewidzieć jak potoczy się dalej akcja – mam jednak nadzieję, że seria utrzyma poziom nie powielając jednocześnie zbyt wielu schematów.
    Odpowiedz
  • Avatar
    A
    LaFonda 9.01.2014 18:43
    Zapowiada się dość dobrze
    Po pierwszym odcinku trudno jest wyrokować na temat tego anime. Mamy alternatywny świat, młodych ludzi przeżywających przygodę swojego życia, podróż w nieznane… Jak wskazuje tytuł i klasyfikacja gatunkowa, seria powinna się rozwijać w kierunku romansu. Myślę że warto dać temu anime szansę i poczekać parę odcinków, bo być może będzie to lekka i przyjemna w odbiorze historia (ze szczyptą magii i tajemnicy).
    Odpowiedz
  • Dodaj komentarz
  • Recenzja anime