Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Forum Kotatsu

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

7/10
postaci: 8/10 grafika: 7/10
fabuła: 5/10 muzyka: 7/10

Ocena redakcji

6/10
Głosów: 8 Zobacz jak ocenili
Średnia: 6,00

Ocena czytelników

7/10
Głosów: 200
Średnia: 6,51
σ=1,73

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Piotrek)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Witch Craft Works

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2014
Czas trwania: 12×24 min
Tytuły alternatywne:
  • ウィッチクラフトワークス
Tytuły powiązane:
Gatunki: Przygodowe
Widownia: Seinen; Postaci: Anthro, Magowie/czarownice, Uczniowie/studenci; Pierwowzór: Manga; Miejsce: Japonia; Czas: Współczesność; Inne: Magia
zrzutka

Piękna księżniczka i jej nieustraszony obrońca, czyli gender w wydaniu anime.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

Znacie? To posłuchajcie. Oto zwyczajna nastolatka, szara myszka, pędząca spokojne życie i niemal niezauważana przez rówieśników. Pewnego dnia okazuje się jednak, że kryje się w niej coś tajemniczego, co zamierza zdobyć organizacja tyleż potężna, co bezwzględna w swoich działaniach. Ale zaraz! Jest dla niej jakaś nadzieja: najprzystojniejszy i najbardziej podziwiany chłopak w szkole wyznaje, że jest potężnym magiem, a jego przeznaczeniem jest bronić jej od wszelkich niebezpieczeństw, nawet za cenę życia. Od tej pory stają się nierozłączni, choć oprócz ataków wysłanników wroga, bohaterce zagrażają także oburzone fanki szkolnego idola, które pojąć nie mogą, jak takie nijakie „coś” śmie przebywać u jego boku. A obrońca jak to obrońca: jest enigmatyczny, małomówny i skłonny do najwyższych poświęceń. Znacie? Pomysł prosto z mangi shoujo (niewykluczone, że autorstwa Yuu Watase). No dobrze… A jeśli zamienimy bohaterów tej historii rolami?

Żeby nie komplikować, wyjaśnijmy teraz, że „księżniczka” jest chłopakiem imieniem Honoka Takamiya, jego „rycerzem” podziwiana przez całą szkołę Ayaka Kagari, zaś świat stopniem obłąkania i absurdu przypomina skrzyżowanie Soul Eatera i Kore wa Zombie Desuka?. Wśród zwykłych ludzi żyją sobie wiedźmy (i czarodzieje, acz tych widzimy rzadko – to wyraźnie sfeminizowana profesja), podzielone z grubsza na dwie frakcje: tytułowy Warsztat oraz Wieżę, które można (jeszcze bardziej z grubsza) scharakteryzować jako siły ładu i chaosu. To właśnie przedstawicielki Wieży próbują dorwać bohatera, a chociaż początkowe podchody mogą się wydawać raczej żałośnie­‑komiczne, końcówka udowadnia, że konflikt między oboma frakcjami nie bez powodu jest tak głęboki. Nie da się jednak ukryć, że właśnie w warstwie fabularnej leży największa słabość tej serii. Chociaż ja bawiłam się od początku do końca bardzo dobrze, to kolejny przypadek produktu niezakończonego, reklamy mangi, która przedstawia fascynujący świat i kreśli zarys głównego wątku fabuły, a potem kończy się, zanim zdążyła się na dobre rozkręcić.

Sądząc jednak po komentarzach do tej serii, dla wielu widzów podstawowy problem polegał na przyjętej konwencji. To rzeczywiście jeden z tych przypadków budzących dość skrajne emocje: lekko umowna, lekko surrealistyczna oprawa i zupełnie obłąkane pomysły w rodzaju królików w zbrojach rycerskich (czy tylko mnie przyszedł na myśl Monty Python?) nie każdemu będą odpowiadać. Bardzo podobne zarzuty słyszałam zresztą pod adresem należącego do kompletnie innego gatunku One Piece – nie wszyscy lubią, jeśli coś wygląda komicznie, a jest śmiertelnie groźne. Mnie ta konwencja niezwykle odpowiadała i pewnie była jednym z głównych powodów, dla których Witch Craft Works mnie „kupiło”, ale ostrzegam w tym miejscu lojalnie: proszę przyjrzeć się zrzutkom i sprawdzić, jaka jest indywidualna odporność na tego typu koncepcję. Świat tej serii poznajemy niestety bardzo fragmentarycznie (i trudno powiedzieć, na ile spójny jest w mangowym oryginale), ale tak całkiem szczerze mówiąc, sprawia on wrażenie dość mrocznego i nieprzyjemnego. Sporo w tej serii przemocy, na szczęście podanej w równie umownej formie – to dobrze, bo w tym przypadku dosłowność zabiłaby klimat.

No dobrze, zapytacie, ale co z tym obiecywanym genderem? Czy to tylko chwytne hasełko, mające skłonić do kliknięcia w recenzję? Cóż, w zasadzie Tanuki nie popiera propagowania napojów wyskokowych, przyjmijmy zatem, że do proponowanej drinking game będziemy używać herbaty (bez prądu) lub soku pomarańczowego. Spróbujcie wychylać kolejkę za każdym razem, gdy pokazywana na ekranie scena nie wydawałaby wam się głupia i/lub oburzająca, gdyby tylko zamienić jej uczestników rolami i płciami. Oczywiście w świecie haremówek nie brakuje przypadków, kiedy pozbawiony szczególnych zdolności bohater zostaje otoczony przez piękne panny o ogromnej mocy i poważnej wartości bojowej. Jeśli się jednak przyjrzymy, w klasycznym, męsko­‑damskim układzie znają one swoje miejsce (nawet jeśli nazywają bohatera niewolnikiem dla lepszego efektu): są słodkimi dziuniami, które potrzebują kogoś, kto między jedną ciężką walką a drugą zaopiekowałby się nimi, zabrał na ciastko i skomplementował nową broszeczkę.

Ayaka Kagari tymczasem podchodzi do swojego zadania chronienia Honoki ze śmiertelną powagą, morderczą skutecznością i kosmicznym brakiem zdrowego rozsądku – szczerze mówiąc, takie połączenie ostatnio widziałam wiele lat temu, w postaci Sousuke Sagary z Full Metal Panic!. Gdyby jeszcze, jak na porządną haremetkę przystało, była postury anorektycznego wróbelka, może dałoby się ją wcisnąć do jakiejś wygodnej szufladki w stylu kuudere... Nie ma tak dobrze: jest urodziwa, ale wysoka i dobrze zbudowana, a swojego wybranka przerasta o dobre pół głowy. Jest też doskonale świadoma swoich możliwości, a chociaż ślepe oddanie Honoce mogłoby z niej uczynić postać nieciekawą (a już na pewno graną na jedną nutę), na szczęście równoważy to wspomniany brak zdrowego rozsądku, albo może raczej kompletna nieżyciowość. Udanym bohaterem okazuje się także sam Honoka, chociaż początek serii może sugerować, że jego rola będzie ograniczać się do pełnienia funkcji „dziewica w opałach”, ratowanego przez niemal wszechmocną Ayakę. Budzi on sympatię głównie tym, że do samego końca pozostaje zaskakująco normalny – oskarżenia o brak kręgosłupa mogą w dużej mierze wynikać z tego, że nie stara się siłą przywrócić „poprawnego” układu w relacji z Ayaką i godzi się z „genderowo odwróconą” rolą. To nie znaczy jednak, że pozostaje bierny – stara się robić, co tylko może w granicach tego, co jest dla niego w danym momencie wykonalne. A przy okazji przez większość serii ma nieźle poukładane priorytety. Poza wszystkim innym jednak ta dwójka protagonistów jest wyjątkowo udaną parą – może ciut nieklasyczną pod wieloma względami, ale taką, której można wróżyć całkiem trwały związek.

Z przyjemnością wdałabym się w szczegółowy opis niezwykle barwnych postaci drugoplanowych – tym bardziej że dla wielu widzów to one właśnie były głównym powodem oglądania tej serii. Problem polega jednak na tym, że zbyt wiele niespodzianek mogłabym w ten sposób popsuć – zawiązuje się tu i rozpada wiele bardzo nieoczekiwanych sojuszy. Warto jednak napisać, że chociaż obsada jest niemal w stu procentach żeńska, nie znajdziemy tu typowych dla haremówek słodkich dziewuszek w piętnastu smakach. Na ekranie widzimy faktycznie nastolatki – młodziutkie kobiety, czasem inteligentne, czasem rozbrajająco głupie, ale jednak nieprzypominające umysłowych przedszkolaków, jakich pełno w podobnych produkcjach. Równie udane zresztą jest starsze pokolenie, zaś króliki i miśki pozostają mistrzami czwartego planu i cudownie absurdalnych scenek.

Warstwa graficzna jest przeciętna. Na pewno na pochwałę zasługują projekty postaci – odbiegające nieco od standardów i często bardziej charakterystyczne niż po mangowemu uślicznione. Ładnie zanimowano część efektów, w szczególności ogień, czyli główną broń Ayaki, nie najgorzej wypadają też walki i dynamiczne sceny, starannie maskujące rozmaite braki. Tła mogą się podobać (szczególnie pod koniec serii), nie ma także wyraźnych spadków jakości rysunku. Jednocześnie seria oszczędza na tym, na czym się da – wnętrza są dość puste, ulice bezludne, a sceny zbiorowe pokazywane tak, by w kadrze znalazło się jak najmniej ludzi. Innymi słowy, jest to porządnie rzemieślnicza robota. Może się podobać, ale raczej nie proponowałabym seansu komuś, komu zależy wyłącznie na fajerwerkach wizualnych.

Równie solidna jest oprawa muzyczna w samych odcinkach – dobrze podkreślająca zwłaszcza sceny komediowe, ale radząca sobie również w dramatycznych momentach. Czołówka zawiera energiczny j­‑pop, Divine Intervention, śpiewany przez wokalistkę występującą pod pseudonimem Towana. To niezła piosenka, acz trudno powiedzieć, żeby się specjalnie wyróżniała, w przeciwieństwie do tego, co słyszymy na końcu każdego odcinka. Piątka seiyuu postaci drugoplanowych wykonuje tu Witch Activity, pioseneczkę radosną, obłąkańczo­‑katarynkową i połączoną ze słodko­‑makabryczną animacją, która – jak przypuszczam – ma szanse zyskać nawet większą popularność niż sama seria. Jeśli natomiast chodzi o ważniejsze postaci, to seiyuu Ayaki, Asami Seto, grała wcześniej m.in. główną bohaterkę Chihayafuru, a także Lan w Rinne no Lagrange oraz Shouko w Kakumeiki Valvrave. Z interesujących aktorek warto także wymienić Rie Kugimiyę jako wiedźmę Chronoire – ona naprawdę potrafi grać, jeśli tylko da się jej sensowną postać – a także Ai Kayano (m.in. Menma w AnoHana, Inori w Guilty Crown i Lucy (skróćmy resztę) w Servant x Service) jako Kasumi, młodszą siostrę Honoki.

Ogromna szkoda, że mamy do czynienia z typową reklamówką mangi – krótką, urwaną i zaledwie lekko skubiącą wątek główny. Ten świat ma spory potencjał i wbrew pozorom wystarczającą spójność wewnętrzną (przynajmniej na oko), żeby pociągnąć całkiem ciekawą fabułę. Mimo wszystko polecam – w szczególności widzom, którzy potrafią się dobrze bawić przy takiej konwencji i nie będą się obrażać na odwrócenie typowych ról bohatera i bohaterki.

Avellana, 29 marca 2014

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: J.C.STAFF
Autor: Ryuu Mizunagi
Projekt: Hiroshi Yakou, Yukie Hiyamizu
Reżyser: Tsutomu Mizushima
Scenariusz: Tsutomu Mizushima
Muzyka: Technoboys Pulcraft Green-Fund