Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Studio JG

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

2/10
postaci: 1/10 grafika: 6/10
fabuła: 1/10 muzyka: 6/10

Ocena redakcji

3/10
Głosów: 2 Zobacz jak ocenili
Średnia: 3,00

Ocena czytelników

6/10
Głosów: 202
Średnia: 5,7
σ=2,43

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Kysz)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Gokukoku no Brynhildr

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2014
Czas trwania: 13×24 min
Tytuły alternatywne:
  • Brynhildr in the Darkness
  • 極黒のブリュンヒルデ
Widownia: Seinen; Postaci: Magowie/czarownice, Obcy, Uczniowie/studenci; Pierwowzór: Manga; Miejsce: Japonia; Czas: Współczesność; Inne: Harem, Supermoce
zrzutka

Zaskakujące zwroty akcji, niebanalna fabuła, oryginalne kreacje postaci, przejmujący dramat! To właśnie tego nie znajdziecie w tym anime. Co za to zostaje? Chaos, harem i kilka rozbryzgów krwi (z cenzurą). Mówiąc kolokwialnie: szału nie ma.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

Ryouta Murakami prowadzi normalne życie jako przeciętny japoński nastolatek, pomijając to, że pragnie dowieść istnienia kosmitów. Nie jest to jednak wzięte z kosmosu (choć kto wie…) widzimisie bohatera, a próba dotrzymania obietnicy z dzieciństwa, złożonej dziewczynce o pseudonimie Kuroneko. Pech chciał, że straciła ona życie w tragicznym wypadku podczas próby udowodnienia mu, iż rzeczeni kosmici naprawdę istnieją. Oczywiście Ryouta nie może ot tak sobie zapomnieć o przyjaciółce z dzieciństwa i codziennie prowadzi obserwacje nocnego nieba, licząc na jakikolwiek znak obecności pozaziemskich istot. I pewnie spędziłby nad tym całe życie, gdyby nie to, iż pewnego pięknego dnia do jego szkoły przybywa nowa uczennica. Nie dość, że wygląda ona jak starsza wersja Kuroneko, to jeszcze nazywa się… Kuroha Neko (brawa za suspens)! Co prawda dziewczyna w ogóle Ryouty nie pamięta, ale za to ratuje mu życie podczas straszliwej lawiny, używając do tego nadludzkiej siły! Okazuje się, że jest ona Wiedźmą, czyli wynikiem tajemniczych (i złych) eksperymentów przeprowadzanych na małych dziewczynkach w tajemniczym (i złym) laboratorium. Wraz z inną dziewczyną udało jej się uciec przed mackami straszliwej organizacji, stojącej za owymi okrutnymi eksperymentami, i teraz obie muszą się ukrywać, by przeżyć. Ryouta nie byłby sobą, gdyby tym biednym dziewczynom nie zaoferował pomocy i dachu nad głową, którym zostaje położone na uboczu obserwatorium astronomiczne. Wkrótce do grupy dołączają jeszcze dwie Wiedźmy, którym również udało się zbiec, i wszyscy razem starają się stawić czoła straszliwym przeciwnikom.

Eksperymenty na słodkich dziewczynkach, zła organizacja, ucieczka z laboratorium, tona krwi, bohater opiekujący się grupą panienek obdarzonych supermocami, i nawet postać z amnezją – czy to wam czasem czegoś nie przypomina? Równie dobrze anime to mogłoby wyjść jako odświeżona wersja Elfen Lied, bo ogólne założenia fabularne są tak podobne, iż trudno nie odnieść wrażenia, że po raz drugi ogląda się właściwie to samo. Ktoś może rzec, że przecież nic w tym dziwnego, skoro autorem obu mang, będących pierwowzorami tych anime, jest jedna i ta sama osoba, czyli Lynn Okamoto. Dobrze, lecz przecież nie powinno to z góry oznaczać dwóch niemalże identycznych fabuł, różniących się tylko szczegółami i kolorami włosów bohaterek. Dla wszystkich fanów Elfen Lied pewnie będzie to nie lada gratka, ale wydaje mi się, że pozostałym widzom raczej taka powtarzalność nie przypadnie do gustu, tym bardziej iż seria ta nie tylko powiela wszelkie błędy poprzedniczki, ale popełnia mnóstwo nowych i to bardzo bezczelnie.

Niestety nie da się ukryć, że fabularnie ta seria jest wyjątkowo słaba. Już sam początek nie zapowiada się zbyt zachęcająco, ale pierwsze odcinki dają jeszcze nadzieję na przynajmniej średniej jakości tytuł – może i powtarzalny, ale wykorzystujący znany schemat w nowy, ciekawszy sposób. Jednakże gdzieś tak w okolicach czwartego odcinka anime niemal całkowicie zmienia klimat na zdecydowanie bardziej komediowy i jak możecie się domyślić – nie służy mu to zbyt dobrze. Gwoździem do trumny okazuje się totalnie chaotyczna i bezsensowna końcówka, która zostawia widza w przekonaniu, że chyba twórcy pominęli po drodze coś bardzo ważnego, albo po prostu pogubili się w fabule. Jednym słowem – głupota.

Skoro zatem to słowo idealnie oddaje poziom fabuły serii i nie bardzo jest się o czym rozpisywać, to wygospodarowane w ten sposób miejsce w tekście chciałabym przeznaczyć na rozważania dotyczące pewnej nie do końca ważnej, acz niezwykle mnie nurtującej kwestii. A mianowicie – skąd bohaterki biorą pieniądze na wszystko? Mogę zrozumieć, że jedzenie kupuje im Murakami, chociaż i tak dziwi mnie, że przeciętnego japońskiego nastolatka stać na wykarmienie czterech dorastających panienek (Yuuta z Papa no Iukoto wo Kikinasai! miałby coś na ten temat do powiedzenia). A trzeba zauważyć, że skromnie to one tam nie jadają. Jednakże nawet nie jedzenie jest tutaj największym problemem, ale cała reszta. Mają darmowy dach nad głową z pełnym wyposażeniem, nieograniczony dostęp do prądu i czystej wody, pełną szafę ciuchów (co wnioskuje z częstych zmian odzieży) i nawet stać je na zakup części do komputera. Po prostu żyć, nie umierać!

Oj, ależ to nietakt z mojej strony z takim tekstem wyskakiwać – w końcu bohaterki tego anime codziennie prowadzą ciężką walkę o przetrwanie, a widmo śmierci co rusz zagląda im w oczy. Teoretycznie nie zostało im zbyt wiele czasu – jeśli wcześniej nie dorwą ich inne wiedźmy, to umrą z powodu braku odpowiedniej ilości lekarstw potrzebnych do przeżycia. Jakim cudem więc ta tragiczna sytuacja może nie doprowadzić kogokolwiek do potoku łez wylanych nad biednymi, skazanymi na śmierć dziewojami? Ano w prosty sposób – większość głównych bohaterów tej serii jest niezniszczalna. Nasz zapas lekarstw spalił się i wkrótce wykrwawimy się na śmierć? Nie ma obaw – szczęśliwym zbiegiem okoliczności uda nam się ukraść odpowiednią ilość, a potem się ten niewygodny detal pominie po prostu. Zmieniło kogoś w krwawą miazgę? Nie ma problemu – cofanie czasu załatwi sprawę. Ktoś się roztopił? Aaaa tam, zaraz wstanie, nie ma nawet sensu wyjaśniać, w jaki sposób. Mniej więcej tak to wygląda przez całą serię. Nie ma nawet czasu, by przejąć się czyjąś śmiercią, bo dana postać i tak zaraz wstanie, albo w jakiś inny sposób powróci do serii. A skoro potencjalne zagrożenia okazują się niewartymi uwagi lekkimi niedogodnościami, to nie ma jak traktować ich na serio. Oczywiście nie mogę pominąć w tym miejscu kwestii poświęcania siebie. Z jednej strony wszyscy zamartwiają się o swój los, ale bardzo chętnie oddadzą własne życie dla dobra kogokolwiek, kto akurat się nawinie. Nie, to po prostu uwłacza wszelkim zasadom jakiejkolwiek logiki.

Ale kto by tam wymagał logiki od haremu, a koniec końców to właśnie do tego sprowadza się Gokukoku no Brynhildr. Przez większość czasu oglądamy klasyczne dla tego gatunku obrazki ze scenami zazdrości, umizgiwaniem się do bohatera, wspólnym spędzaniem wolnego czasu i nawet motyw plażowy został uwzględniony! Cóż, Murakamiego otacza wianuszek pięknych dziewoi, a on sam jest na tyle naiw… znaczy, miły, że po prostu musi im pomagać, co w wiadomy sposób prowadzi do zauroczenia jego osobą. Oczywiście on kocha tę jedną jedyną, przyjaciółkę z dzieciństwa, której co prawda nie rozpoznaje tak do końca, ale co tam – skoro miłość jest ślepa, to Murakami też może.

Główny bohater, poza niezbyt wielką spostrzegawczością, ma też i inne wady, typowe dla przeciętnego „władcy haremu”. Wyraźnie jednak nie tak to miało wyglądać, w zamyśle Murakami miał być inteligentnym protagonistą, obdarzonym kilkoma specyficznymi umiejętnościami i wszelkimi zaletami, jakie w ogóle istnieją. Problem polega na tym, że jest on niezwykle wręcz nieautentyczny w roli takiego geniusza. Dziwnym trafem jest w stanie zaradzić niemal każdej niedogodności i wymyślić rozwiązanie niemal każdego problemu, na jaki natykają się nasi bohaterowie. Tak jakby twórcy nie potrafili znaleźć innego wyjścia z sytuacji niż obdarzenie bohatera akurat takimi umiejętnościami, które są właśnie przydatne. Sęk w tym, że nikt nie pomyślał, by obdarzyć go również czymś takim jak rozsądek i zdolność logicznego myślenia, co mogłoby mu pomóc w przynajmniej dwóch sytuacjach zagrożenia życia. Niestety jego kreacja jest strasznie niekonsekwentna i zmienia się w zależności od sytuacji – to przykład bohatera sterowanego przez fabułę, a nie posiadającego konkretny, przemyślany charakter.

Nie lepiej prezentuje się jego haremik (wyjątkowo niewielkich rozmiarów), składający się z: przyjaciółki z dzieciństwa będącej tsundere, biuściastych ciepłych kluch, małomównej (dosłownie) gotyckiej lolity (również ze skłonnościami tsundere) oraz zboczonej płaskiej deski, z których każda została obowiązkowo zaopatrzona w zróżnicowany charakter… a przepraszam, chciałam powiedzieć – odmienny kolor włosów. Z czasem do tego grona dołączają jeszcze dwie dziewczyny, ale grają one marginalną rolę i właściwie niewiele można o nich rzec (poza tym, że są niezbędne do stosownego poprowadzenia fabuły i na tym ich kreacja się kończy). Szczerze mówiąc żadna z bohaterek nie zapada w pamięć jakoś szczególnie – ot, są, bo być muszą, ale jakby je zastąpić kimkolwiek innym, to pewnie nie zauważylibyśmy różnicy. A szkoda, bo gdyby wykreować ciekawsze postaci, może ktokolwiek przejąłby się ich losem, a w takiej sytuacji trudno jest mi uwierzyć, że ktoś taki może się znaleźć.

Kończąc rozważania o postaciach, przydałoby się rzec słów kilka na temat głównego antagonisty. Z początku wydaje się on tajemniczą, opanowaną i nawet dosyć inteligentną osobą, która ma jakiś tam mroczny plan i konsekwentnie go realizuje. Nie dajcie się jednak nabrać – to kolejny idiota do kolekcji w tym anime! Dość rzec, że popełnia chyba wszystkie podstawowe błędy, jakie może popełnić przeciwnik głównych bohaterów. Niestety, jest to tylko i wyłącznie jeszcze jedna marionetka fabularna, której akcje uzależnione są li tylko od potrzeb scenariusza.

W tym całym bałaganie przynajmniej jest na co popatrzeć. Nie, to nie jest bynajmniej graficzny cud świata, ale prezentuje się naprawdę solidnie. Projekty postaci, choć nie grzeszą oryginalnością, utrzymują przyzwoity poziom i dokładnie to samo można rzec o tłach, czy też animacji. Na szczęście nie postanowiono wprowadzić tutaj typowo japońskiej, popkulturowej tandety z jaskrawymi kolorami (głównie w tonacji różowej), moé maskotkami i innymi tego typu duperelami. Może i nikt nie nazwie tego mroczną oprawą, ale generalnie pasuje ona do takiego typu serii, jaki próbowano tutaj stworzyć.

Muzycznie wygląda to podobnie, z tym że tutaj znacząco wybijają się oba openingi. Co prawda nadal jestem zdania, że pierwszy opening zmieniono głównie po to, by podtrzymać mit o „mroczności” owego tytułu, co zbytnio się nie udało, bo nijak on do niego nie pasuje niestety, ale nie zmienia to faktu, że sam utwór jest ciekawą kompozycją muzyki metalowej i elektronicznej. Zwłaszcza ten pierwszy gatunek jest w anime rzadkością, więc pomijając wszelkie kwestie oprawy wizualnej (która jest zresztą kiepska w obu openingach), można uznać to za spory atut tej serii. Moim faworytem jednak zdecydowanie pozostał pierwszy opening, dla odmiany będący mieszanką muzyki elektronicznej z lekką nutką dubstepu.

Naprawdę trudno mi jest dojrzeć jakieś pozytywy w tym tytule. Dwa najważniejsze elementy, czyli fabuła i bohaterowie, leżą i proszą o dobicie (choć w przypadku postaci jest to akurat niemożliwe). Nawet dla osób niespecjalnie wymagających poziom głupoty w tej serii może okazać się zbyt wysoki do przełknięcia. Nie pomaga również wyraźne podobieństwo do uwielbianego przez wielu Elfen Lied. Choćby nie wiem jak na to patrzeć, Gokukoku no Brynhildr wyraźne pozostaje w cieniu poprzedniczki, przede wszystkim dlatego, że nie oferuje nic nowego w temacie krwawej jatki ze słodkimi panienkami, prezentując za to bełkot totalny w końcówce. By jednak zakończyć pozytywnym akcentem, z czystym sumieniem mogę zaliczyć to anime do najlepszych niezamierzonych komedii, jakie dane mi było oglądać w roku 2014! I niech to mówi samo za siebie.

Kysz, 30 sierpnia 2014

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: ARMS
Autor: Lynn Okamoto
Projekt: Hiroaki Karasu
Reżyser: Ken'ichi Imaizumi
Scenariusz: Yukinori Kitajima
Muzyka: Nao Tokisawa