Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Komikslandia

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

5/10
postaci: 5/10 grafika: 6/10
fabuła: 4/10 muzyka: 6/10

Ocena redakcji

6/10
Głosów: 3 Zobacz jak ocenili
Średnia: 6,33

Ocena czytelników

6/10
Głosów: 39
Średnia: 6,36
σ=2,43

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Piotrek)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Sengoku Basara: Judge End

zrzutka

Trzecia seria telewizyjna z cyklu Sengoku Basara. Nowe studio i nowa jakość? Tak, ale nowe nie znaczy, że lepsze.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

Demoniczny Oda Nobunaga w końcu zostaje pokonany, a jego miejsce jako głównego pretendenta do władzy nad Krajem Wschodzącego Słońca zajmuje owłosiony niczym małpa Toyotomi Hideyoshi. Jego pasmo sukcesów zostaje jednak nieoczekiwanie przerwane, zresztą nie tylko ono: Tokugawa Ieyasu buntuje się przeciwko swemu przełożonemu i zabija go. Upadek najbardziej znanej małpy tej serii (o to miejsce Hideyoshi rywalizuje z Yumekichim Keijiego) rozbija jego frakcję na dwie części: pierwszą ze wspomnianym Tokugawą na czele i drugą, z zapatrzonym w zmarłego wodza Ishidą Mitsunarim, który pała żądzą zemsty na swoim niedawnym przyjacielu, a teraz zdrajcy – Tokugawie. Na tle tego konfliktu, między dwiema wielkimi siłami, początkowo się pałętają, by w końcu ruszyć zdecydowanym krokiem, dwaj główni bohaterowie poprzednich części Sengoku Basary: Date Masamune i Sanada Yukimura. Zanim jednak odegrają ważną rolę w nadchodzącej wojnie, będą musieli się zmierzyć z nowymi problemami i w pewnym sensie dorosnąć. Tymczasem początki są trudne. Date po nieoczekiwanej porażce nie może dojść do siebie i walczy nie tylko z ranami, ale i z samym sobą. Z kolei Yukimura musi poradzić sobie ze stratą mistrza i opiekuna – Takedy Shingena. Od tej pory Młody Tygrys z Kai miota się przy podejmowaniu wszelkich decyzji i ponosi klęskę za klęską. Wszyscy wymienieni bohaterowie i wielu niewspomnianych, pokonując trudności, zmierzają powoli do wielkiego finału, jakim będzie zapowiadana na końcu pierwszych odcinków bitwa pod Sekigaharą.

Na początek trzeba podkreślić, że Sengoku Basara: Judge End nie jest kontynuacją. Odpowiedzialne za nią studio Telecom Animation Film zastąpiło Production I.G. Zmienili się również twórcy, w tym reżyser i scenarzysta. Stworzyli oni wersję alternatywną do ostatnich odcinków drugiego sezonu i przede wszystkim do historii znanej z filmu kinowego. Nowe studio i twórcy trochę inaczej rozłożyli akcenty i więcej czasu ekranowego poświęcili Ieyasu i Ishidzie. Nie znaczy to, że Date i Yukimura stracili na znaczeniu, nadal są oni pierwszoplanowymi bohaterami, jednak ich rywalizacja została w dużej mierze zastąpiona przez rozterki natury wewnętrznej.

Ktoś mógłby zapytać: ale to tak serio? Sengoku Basara na poważnie? Niezupełnie, bo choć wszystkie te dramaty bohaterów, traumy, krzyki rozpaczy i wszechogarniające rozchwianie emocjonalne rzeczywiście występują, to na szczęście momentami w swej absurdalności również śmieszą. Poza tym nie zapomniano o elementach satyrycznych. Proporcje między dramatem a komedią zostały jednak w Judge End zachwiane. O ile w pierwszych dwóch seriach telewizyjnych dominowała radosna „nawalanka”, o tyle teraz sceny, które powinny bawić swą absurdalnością, generowane są przez problemy emocjonalne bohaterów. To doprowadziło do przedramatyzowania fabuły, co jest największym mankamentem serii. O ile walki Masamune z Sanadą, pięści Hideyoshiego czy samo pojawienie się Nobunagi (och ta „mroczna” muzyka!) w poprzednich produkcjach cyklu potrafiły mnie rozbawić, o tyle epatowanie emocjonalnym ekshibicjonizmem i ukazywanie stanów depresyjnych bohaterów w najnowszej odsłonie już nieszczególnie. Rozpaczliwe „Hideyoshi­‑sama!” lub pełne nienawiści „Ieyasu!” po pewnym czasie stają się zwyczajnie nudne. Elementy satyryczne, których przejawem były przede wszystkim hiperbole, zatraciły tutaj swój pozytywny wydźwięk na rzecz drwienia z bohaterów. Co gorsza, jeśli to nie było intencją twórców, to dostajemy historię poważną, pozbawioną komizmu poprzedniczek i, jak już wspomniałem, mocno przedramatyzowaną.

W Judge End możemy ponownie zobaczyć prawie wszystkich bohaterów znanych i lubianych z poprzednich części. Dosłownie, gdyż jest ich tak wielu i przemykają tak szybko, iż czasem wydają się wciśnięci na siłę. Z postaci drugoplanowych stosunkowo dużo czasu antenowego dostają: ciągle gdzieś wędrujący i niezdecydowany Demon Mórz (Aniki!) – Chousokabe Motochika, zamartwiający się samuraj zwany Prawym Okiem Smoka – Katakura Kojuurou, widzący na różowo jeśli nie cały świat, to przynajmniej wybrankę, Maeda Keiji (jego rola ewidentnie zmalała), latający dywan Tokugawy – mech Honda Tadakatsu i lewitująca prawa ręka Mitsunariego, czyli Ootani Yoshitsugu. Oprócz nich i bohaterów dobrze znanych z poprzednich części, takich jak Tygrys z Kai (ten stary) i Sarutobi Sasuke; Bóg Wojny i jego Piękny Miecz (Kasuga); mroczna i jednocześnie flegmatyczna siostra Nobunagi – Ichi; czy wiecznie knujący Mouri Motonari; pojawiają się też nowi: kochliwa kapłanka Tsuruhime (gdzie róż, tam ją znajdziecie); mający fioła na punkcie Franciszka Ksawerego przywódca chrześcijan Otomo Sorin; niegrzeszący sceptycyzmem podwładny Tokugawy – Sakai Tadatsugu; i przywódczyni najemników, Saika Magoichi. Ostatnią czwórkę można zaliczyć do pozytywnych zmian nowej odsłony, wprowadza bowiem nowe elementy komediowe, w większości nawet zabawne.

Gorzej wypadają główni bohaterowie, którzy teoretycznie ewoluują, dorastając w trakcie kolejnych odcinków. Teoretycznie, gdyż na początku zostają cofnięci w rozwoju poprzez wpędzenie ich w stany depresyjne. Trzy z czterech głównych postaci (Jednooki Smok, Młody Tygrys z Kai i Mroczny Król) przez większość serii mają wielkiego doła i zanudzają widza swoimi rozterkami. Wyjątkiem jest Tokugawa Ieyasu, któremu od czasu do czasu towarzyszą tylko stany melancholii. Poza tym jest jednak jeszcze bardziej irytujący niż ci wcześniej wymienieni. Ieyasu wyznaczył sobie za życiową misję połączenie wszystkich więzami. Gdyby chociaż próbował to zrobić za pomocą sznura, to może byłoby to zabawne. Ale nie! Jak bohater typowego shounena, chce się on skumplować ze wszystkimi, przez co przy nim nawet zwariowany chrześcijanin Sorin wydaje się racjonalniejszy. Co gorsza, fioła na punkcie Tokugawy mają Mitsunari i Yukimura, a na punkcie Ishidy – Date. Jak można się domyślić, z tego kwadratu nic dobrego ostatecznie nie wychodzi, gdyż choć wszyscy są pełni dobrych chęci, to za gorsz nie mają entuzjazmu, tak jak widz po kolejnych odcinkach ciągle czekający na wciąż zapowiadaną bitwę pod Sekigaharą.

Jeśli już mowa o tej bitwie, to muszę przyznać, że jej finał trochę mnie zaskoczył, a biorąc pod uwagę jej przebieg, to nawet pozytywnie. Osoby, które widziały The Last Party, mogą być jednak zawiedzione, gdyż bitwa pod Sekigaharą w Judge End jest mniej efektowna i przypomina bardziej zawody dwóch drużyn lub jakiś trening, a nie wielką imprezę. Poza tym brakuje trochę ogromnego kotła i roztańczonych samurajów.

Graficznie Sengoku Basara: Judge End wypada średnio lub co najwyżej w miarę dobrze, i z pewnością jest gorsza od poprzedniczek, nie wspominając o filmie. W trzeciej serii telewizyjnej jest więcej scen statycznych, wypełnionych nudnymi monologami bohaterów, a walki są na ogół mniej dynamiczne i przede wszystkim mniej widowiskowe (a przez to także mniej absurdalne). W pierwszych odcinkach widać, że twórcy oszczędzają budżet na animacji poprzez umieszczanie czarnych paneli z napisami oraz graficznie gorsze retrospekcje. Muzyka jest na podobnym poziomie, co grafika, nie wypada źle, ale nie buduje tak dobrze atmosfery, jak np. fragment utworu towarzyszący wejściom Nobunagi w pierwszym sezonie. Z kolei opening ewidentnie nie był w moim guście. Lepiej muzycznie wypadł ending w wykonaniu Chiaki Ishikawy, ale towarzysząca mu animacja była już dosyć nużąca. Dobrą pracę wykonali za to seiyuu, z pewnością znani widzom z poprzednich produkcji z tego cyklu oraz wielu innych anime. Niestety trudno powiedzieć coś dobrego o tekstach, które mieli do wygłoszenia.

Mimo wszystkich tych narzekań Sengoku Basara: Judge End nie jest serią złą, chociaż na tle produkcji Studia Produciton I.G. wypada najwyżej średnio, by nie rzec – słabo. Nowe studio podjęło się stworzenia serii o końcu okresu Sengoku i o bitwie pod Sekigaharą, a zatem poszerzonej wersji znanej z The Last Party. Niestety pod względem animacji, muzyki i przede wszystkim fabuły, scenariusz Judge End jest diametralnie różny od filmu, wyszło im to gorzej, i to znacząco. Z jednej strony może sama formuła cyklu Sengoku Basara trochę się wyczerpała, w końcu mieliśmy już dwie serie telewizyjne bazujące na tych samych gagach oraz ostatnią imprezę z udziałem Date i Yukimury. Z drugiej strony jednak zapomniano, że stanowiący mocną stronę cyklu bohaterowie byli lubiani za swoją absurdalną, ale i optymistyczną postawę, a nie za ciągłe użalanie się nad sobą. Stąd też osoby, które jeszcze Judge End nie widziały, wiele nie straciły, gdyż niewątpliwie lepszym zakończeniem cyklu jest wspominany tu wielokrotnie film, pod względem klimatu dużo bliższy dwóm pierwszy seriom telewizyjnym.

peregrinus, 20 grudnia 2014

Recenzje alternatywne

  • nakizakura_kaisou - 4 stycznia 2015
    Ocena: 10/10

    Czasy to era Sengoku… – wita nas narrator w kolejnej ekranizacji gry akcji. W tej odsłonie rzeczywistość świata wojny wita nas brutalnością, a także morzem łez. więcej >>>

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Telecom Animation Film
Autor: Capcom, Natsuko Takahashi
Projekt: Michinori Chiba
Reżyser: Takashi Sano

Odnośniki

Tytuł strony Rodzaj Języki
Sengoku Basara: Judge End - wrażenia z pierwszych odcinków Nieoficjalny pl