x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w polityce prywatności.
Nie rozumiem jak wadą serii ma być to, że nie zostało wszystko wyjaśnione na samym początku, kiedy wiadomo, że jest to część dłuższej historii.
A
Axell
15.05.2019 06:06
Przereklamowany syf, który czerpie garściami ze schematów typowych dla gatunku Shounenów. Problem polega na tym, że te schematy się przejadają i co mądrzejsi twórcy zaczynają od nich odchodzić żeby nie skończyć jak Black clover. Świat idzie do przodu, a pewne rzeczy, które były dobre 20 lat temu, nie muszą być dobre dzisiaj.
Wszystko fajne poza jedną postacią – Elizabeth. No, niemalże w każdej serii jest jakaś irytująca postać.
A
ChiyakoFumie
17.04.2018 17:38 Może za wysoko, ale...
Nie powiem NnT naprawdę mnie urzekło i chociaż nie jest to nic genialnego to naprawdę warto obejrzeć. Mimo tego, że rozsądek mi podpowiada 7/10 to z racji tego, że świetnie się bawiłam daje 8/10
Diane, Bana, Kinga, Gowthera, Merlina oraz Escanora
Raczej Merlin. W końcu to postać żeńska i jakimś wielkim spoilerem to nie będzie, skoro już w pierwszym odcinku, gdzie pokazywane są plakaty naszej siódemki, pokazana jest jako kobieta.
Dosyć dobrze oglądało mi się tą serię do 16‑17 odcinka, później zacząłem przewijać.
Recenzent ma rację że autor scenariusza starał się złapać zbyt wiele srok za ogon. Tylko czy w czasach kiedy bohaterowie mają jakąkolwiek historię jest to wadą? Odcinek z Dianą był bardzo dobrym przerywnikiem.
Osoby które twierdzą że ta seria jest pod jakimś względem wybitna zwyczajnie nie mają racji.
Główny zły po prostu niczym się nie wyróżnia w tłumie i sama walka była z nim nijaka. Nie sprawia wrażenia że bohaterowie osiągneli ważnego i zmierzają w jakimś tam kierunku.
Jeśli oceniamy całokształt to Nanatsu no Taizai wypada jako seria średnio‑dobra, w porównaniu do takich perełek jak.
No i muzyka na plus, wiadomo Hiroyuki Sawano jeszcze nie zawiódł.
Praktycznie każdy zachęcał mnie do NnT. Wszystkie mangoz… wróć… wszyscy fani anime jakich znam, mówili, że to obłędna seria, że to jedyna porządna produkcja ostatnich czasów, że pozycja obowiązkowa, że najlepszy shounen na ziemi…
Nie jest więc chyba dziwnym, iż miałem wysokie wymagania co do tego anime?
Co mogę powiedzieć… Dla mnie nie był to nawet przeciętniak.
Było kilka fajnych postaci i… i… i w sumie tyle.
Na ogół nie wymagam fabuły od shounenów, bowiem doskonale zdaję sobie sprawę, że nie jest to najważniejszy element tego gatunku – shouneny mają zachwycać dynamicznymi walkami, nagłymi zwrotami akcji, sympatycznymi postaciami, ścieżką dźwiękową, animacją oraz fanserwisem. Jak wypada to w wypadku Nnt?
Pseudo znawcy od anime wysoko oceniali elementy walki w tej serii. Za wysoki plus uznawali fakt, iż postacie od samego początku seansu są nieludzko silne i brak tutaj „zbędnych” power‑up'ów w stylu tasiemców takich jak Naruto, Bleach czy Fairy Tail'a do którego to anime często jest porównywane.
Co ja o tym sądze? Cóż… Prowadzi to do tego, że każda walka wygląda praktycznie tak samo. Naprawdę. Było to pierwsze anime, w którym walki, chociaż na ogół bardzo krótkie, zwyczajnie przewijałem. Żeby nie być jednostronnym, było kilka fajnych momentów, ale jednak ostateczne wrażenie wypadło negatywnie.
Szczerze powiedziawszy to już stary i poczciwy Dragon Ball Z oferował znacznie lepsze pojedynki. Ponadto brak postępów w umiejętnościach bohaterów sprawiał, że punkt ten wypadł niezwykle monotonnie. Jednak shounen bez power‑up'ów to nie shounen.
Postacie na ogół były sympatyczne i ciekawe. Praktycznie każdy z „grzechów”, poza Meliodasem, wzbudzał moją sympatię. Polubiłem zarówno Diane, Bana, Kinga, a nawet Gowthera. Są oni ciekawi i oryginalni (no może poza Banem, ale postaci o tym archetypie, nie można nie lubić). Kreacje są bardzo w moim guście.
Dosyć ciekawym motywem było obsadzenie gigantki jako bohaterki pierwszoplanowej – jest to raczej rzadko spotykane.
Myślę, że jest to główna, choć chyba też jedyna zaleta tej produkcji.
Fabularnie? Jak mówiłem – fajerwerków nie ma, ale z drugiej strony nie oczekiwałem tutaj nie wiadomo czego. Zwykła historia o tych „złych”, którzy brani są za dobrych oraz o tych prawdziwych „dobrych”, którzy uznawani są za złych, przez manipulacje tych prawdziwych złych. Prosty i mający w sobie dużo potencjału schemat, który jednak według mnie, był znacznie lepiej ukazany w chociażby takim One Piece. Ciężko się tu też doszukiwać jakichś dziur fabularnych, bo historia jest tak prosta i prymitywna, że potrzebny byłby prawdziwy (anty)talent, by coś takiego zepsuć.
Jedyne moje „ale” to: kliknij: ukryte Skoro Gil przez cały ten czas był dobry, to po jakiego grzyba zapieczętował wodę w wiosce? W jakim celu to zrobił? Nie wiem jaką logiką posługiwali się twórcy, ale Hendrixen chyba nie domyśliłby się, że Gilthunder jest zdrajcą, gdyby po prostu powiedział „dobra wóda, nieźle mnie sponiewierało” i sobie z tej wiochy poszedł. Po co ta cała maniana z pieczętowaniem wody? Poza tym, gdy kliknij: ukryte okazało się, że Hawk oraz „siostra księżniczki” dalej żyją poczułem się, jakby napluto mi w twarz. Już Dragon Ball lepiej wyjaśniał kwestie wskrzeszania postaci.
Ścieżka dźwiękowa także była często porównywana do soundtracku z Fairy Tail, w moich kręgach. Trudno powiedzieć o tym coś więcej, gdyż… cóż… no niestety, ale ludzie, na złość recenzentom, mają różne gusta :O
Osobiście stwierdzam jednak, że w FT muzyka wypadała lepiej.
Bardziej dynamiczna, bogatsza dźwiękowo oraz lepiej dopasowana.
Ta z NnT wydawała mi się strasznie jałowa. Nie mógłbym raczej wrzucić jakiegokolwiek utworu z tego anime na moją playlistę.
Wszyscy też chwalą fanserwis… Że niby nie przeszkadza w fabule, że dobrze wpasowany, że nie irytuje… Bla bla blah…
Jestem może dziwny, ale paradoksalnie mnie jednak miejscami irytował, a dodam, że nie jestem z tych, którzy mają awersje do golizny.
Częściowo miała to też być komedia (a przynajmniej takie wrażenie sprawia to anime). Mnie osobiście nie rozśmieszyła, jednakowoż jak długo oglądam anime, tak jeszcze przy żadnym się nie uśmiechnąłem, więc być może aspekt humorystyczny nie jest wcale zły, ale ja zwyczajnie nie nadążam za japońskim poczuciem humoru.
Posługując się internetowym slangiem, rzuciłbym „2/10”.
Jeżeli jednak miałbym postawić tej produkcji jakąś rozsądną notę, to mógłbym dać 6/10 – jest to ocena, którą na ogół przydzielam tworom „nieszkodliwym”. Inaczej mówiąc, produkcjom, które można obejrzeć jeżeli mamy bardzo dużo wolnego czasu i żadnych lepszych tytułów do sprawdzenia.
Streszczając – to nie jest wybitne anime.
J ♣
21.08.2016 10:03 Re: Anime dla hipsterów
Potwierdzam – najbardziej irytujący fanserwis, jaki w życiu widziałem!
Obserwator
28.08.2016 12:37 Re: Anime dla hipsterów
Streszczając – to jest świetne anime, lecz nie podpadło pod Twój gust. Zawsze znajdzie się taki rodzynek, któremu bardzo dobrze oceniana produkcja się nie spodoba. To powszechne (i dość smutne jednocześnie) zjawisko.
Ted
28.08.2016 14:06 Re: Anime dla hipsterów
Czyli jak SSAŁO mi się nie podoba, to tylko mój dobry gust?
Obserwator
28.08.2016 17:50 Re: Anime dla hipsterów
Nie za bardzo… Jak nie podoba Ci się SAO (tu wstaw inne popularne i/lub dobrze oceniane anime), to tylko Twój gust. A czy jest „dobry”, „zły”, czy „specyficzny” to już inna sprawa ;)
J ♣
28.08.2016 18:58 Re: Anime dla hipsterów
Streszczając – jeśli anime podpadło pod gust „Obserwatora”, to jest dobre, a jeśli nie, to złe. Z kolei jeśli anime podpadło lub nie pod gust kogoś innego, to tylko jego gust.
Obserwator
28.08.2016 23:27 Re: Anime dla hipsterów
Nie trawiłeś, ale byłeś bardzo bardzo blisko…
Streszczając – jeśli anime podpadło po gust większości widzów, to jest niezaprzeczalnie dobre, a jeśli nie, to… nie jest dobre dla większości widzów.
Jeśli anime podpadło pod gust większości widzów to jest niezaprzeczalnie robione pod publiczkę, bo jak wiadomo statystyczny widz zadowoli się byle ochłapem rzuconym na talerz, a pysznego dania nie tknie, bo wymaga wysiłku by je zdobyć ;)
Obserwator
29.08.2016 19:45 Re: Anime dla hipsterów
Zgadza się. To chyba dość oczywiste, że anime są tworzone dla publiczności. Zdobycie popularności i/lub wysokich ocen widzów to największe osiągnięcie animacji. To też niezaprzeczalny dowód, że dane anime jest po prostu dobre. Nie nazwałbym najpopularniejsze produkcje typu: Fullmetal Alchemist: Brotherhood, Steins;Gate, Death Note, Code Geass, Tengen Toppa Gurren Lagann, czy Toradora, „byle ochłapami”.
Czy popularność SAO czy Attack on Titan to niezaprzeczalny dowód na to, że są po prostu dobre? Albo czy relatywna niepopularność Kaiby, Ping Ponga czy Cassherna to niezaprzeczalny dowód, że są po prostu słabe?
Popularność serii ma się nijak do jej jakości. Odzwierciedla tylko i wyłącznie na co jest popyt wśród publiczności i co „się sprzeda”.
Obserwator
30.08.2016 00:46 Re: Anime dla hipsterów
Pisałem o tym kilka komentarzy wcześniej:
„jeśli anime podpadło po gust większości widzów, to jest niezaprzeczalnie dobre, a jeśli nie, to… nie jest dobre dla większości widzów”
Tak – popularność SAO i SnK świadczy jednoznacznie o tym, że te produkcje są dobre. Zauważ, że średnie oceny najpopularniejszych serii oscylują na poziomie 80‑90%. Niemożliwe, żeby słabe anime utrzymywało taki wynik (i związaną z tym popularność) po osądach kilkuset tysięcy widzów!
Pisząc inaczej. Słabe anime NIGDY nie uzyska dużej popularności. Dobre anime w sprzyjających warunkach MOŻE być popularne. Popularność zawsze jest związana z jakością danego tytułu. Niepopularność już nie jest tak jednoznaczna.
Poddaję się i mam szczerą nadzieję, że trolujesz. No nic dałem się wciągnąć, punkt dla Ciebie.
Obserwator
30.08.2016 20:15 Re: Anime dla hipsterów
Szkoda, że tak to odbierasz. Przytoczyłem klarowne i sensowne argumenty, które uzasadniają moje twierdzenie. Nazwanie tego trollingem jest nie na miejscu.
Nie przytoczyłeś sensownych argumentów, powiedziałeś tylko, że popularność = jakość. Zobacz najlepiej zarabiające filmy z danego roku i porównaj z nominacjami do oskara. Nie pokrywa się co? A to, że najbardziej popularne serie mają wysokie oceny to nic dziwnego, skoro dla większość ludzi „średnia” seria zasługuje na 7…
Obserwator
31.08.2016 00:38 Re: Anime dla hipsterów
Jak to nie przytoczyłem? Przecież ukazałem mechanizm selekcji w tego typu zestawieniach. I nie chodziło w nim o „popularność = jakość”, tylko o „jakość = możliwa popularność, niejakość = niemożliwa popularność” (zauważ, że taki układ nie wyklucza istnienia dobrych ale niepopularnych anime). Jak wygląda taki proces w skrócie: premiera anime, pierwsi widzowie są zachwyceni seansem, stawiają wysokie noty, kolejni dochodzą bo oceny są zachęcające, ci także są zadowoleni. Sezon minął, anime ma wysoką ocenę, która przyciąga kolejnych widzów. Nadal wystawiane są wysokie noty, utrzymuje się wysoka ocena, trend jest stabilny. Proces takiej weryfikacji jest permanentny i trwa do dnia dzisiejszego, od paru ładnych lat, i trwać będzie nadal. Gdyby jednak okazało się, że anime nie jest tak dobre, to już w początkowych etapach ocena zaczęła by spadać, a popularność została by zahamowana. Słabe, czy przeciętne anime nie będzie w stanie zdobyć tak dużej popularności.
Porównania do sytuacji filmów kinowych jest chybione. Zestawienia na portalach skupiających amatorów anime mają całkowicie inną naturę. Nie ma tu krytyków i zasłużonych znawców tematu (no chyba, że samozwańczych ;) ), więc każdy przyznaje równowartościowe nagrody wedle własnego uznania, jakkolwiek ekstremalne lub typowe by nie było. Każdy może obejrzeć anime jakie chce i kiedy chce. Na dodatek sami użytkownicy prowadzący swoje statystyki na takich portalach to specyficznie ukierunkowana grupa widzów, a nie jacyś losowi odbiorcy dóbr kulturowych. (Może w samej Japonii taka analogia miała by sens, ale w pozostałej reszcie świata.)
Jeżeli rzeczywiście większość ludzi ocenę 7/10 traktuje jako ocenę „średnią” to będę musiał przyznać Ci rację, bo w tym przypadku wynik niektórych anime może być przekłamany. Ale naprawdę trudno mi jest w to uwierzyć. Oceny na serwisach są jednoznacznie opisane, np na MAL 7 to „Good” (na Tanuki to „Dobra seria”), a 5 to „Average” (tu: „Przeciętniak”). System 10‑punktowy jest bardzo intuicyjny i wygodny w szacowaniu, więc nawet bez tych oczywistych wskazówek trudno byłoby się aż tak pomylić w skalowaniu oceny.
Mówiąc, że „niejakość = niemożliwa popularność” automatycznie stwierdzasz, że popularność = jakość. Tylko tyle i aż tyle. Twój model, którym próbujesz to udowodnić jest nie tyle idealistyczny, co wręcz naiwny. Nie zakłada on marketingu (na zachodzie za marketing można uznać hype jaki towarzyszy niektórym seriom) czy dostępność. Zresztą, według tego modelu nie mogłaby istnieć seria dobra, ale niepopularna, bo dobre oceny powinny automatycznie przyciągnąć większą ilość widowni.
Poza tym jak wyjaśnisz fakt, że na MALu to nieszczęsne SAO ma następujące oceny od 10 najbardziej pomocnych (z największą ilością „helpful”): 7, 4, 3, 3, 2, 5, 1, 7, 9, 2. To co, ludzie uważają, że jest dobre, bo większość oceniła dobrze, ale ludzie uważają też, że jest słabe bo zgadzają się z recenzjami, które mają negatywną ocenę. Jak żyć?
Oho widzę te mityczne „odbiorcy anime to specyficznie ukierunkowana grupa widzów.” Nie prawda, to ci sami ludzie, którzy grają na kompie czy idą zobaczyć najnowszych Avengersów w kinie, więc porównanie jest jak najbardziej na miejscu. Przedstawia ono w jaki sposób myśli i czego chce ogół społeczeństwa. Jak myślisz dlaczego takie Call of Duty czy Fifa sprzedaje się w chorych nakładach pomimo ewidentnych braków tych produkcji?
Zerknij na wszystkie recenzje na Tanuki, jest tego 55 stron. Czyli gdzieś w połowie 27 strony recenzji powinny być „średnie” serie mające ocenę 5.5. Pudło, według rankingu użytkowników to 6.12 a recenzentów 5. Czyli ogół społeczeństwa zawyża swoje oceny (a recenzenci mogą być oskarżeni o zaniżanie, ale to inna sprawa).
O zgrozo, ależ błąd popełniłem. Nie zwróciłem uwagi oczywiście na fakt, że ponad 20 stron to recenzje bez oceny czytelników. Czyli inaczej: 33 stron recenzji daje nam średnią w połowie 16 strony… czyli koło 6.95. Nie 5.5 ale aż 6.95.
A co do recenzentów to mamy 37 stron, w połowie 18 strony wychodzi 6.33.
Z tego można wyciągnąć dwa wnioski:
1) „średnią” oceną jest około 6.5, a nie 5.5 jak wychodzi z matematyki i logicznego myślenia,
2) ludzie zawyżają swoje oceny i sztucznie ograniczają swoją skalę ocen (np. 5 dla nich to będzie słabe anime).
Idąc dalej, ilość serii, które są ocenione przez użytkowników jako „poniżej średniej” (mają mniej niż 5.5) to 258 na… jakieś 3290 recenzji (o ile nie machnąłem się w liczeniu). To daje tylko niecałe 8%.
Dla podsumowania: średnią oceną (a raczej medianą) na Tanuki jest około 6.5 (biorąc pod uwagę i oceny użytkowników i recenzentów), a ilość pozycji ocenionych poniżej średniej (w dziesięciostopniowej skali jest to 5.5) stanowi jedynie 8% ilości wszystkich pozycji. Jednoznacznie świadczy to o tym, ze statystyczny widz mocno zawyża swoją ocenę i nie używa pełnej skali ocen.
Niestety, średniej arytmetycznej nie chce mi się liczyć, ale patrząc na te dwie zależności stawiam że wyjdzie gdzieś między 7 a 7.5. Kolejny dowód na trafność mojego stwierdzenia.
Czyli skoro ustaliliśmy już, że statystyczny widz nie korzysta z 10‑stopniowej skali tak jak powinien, możemy również tym samym obalić Twoją tezę, że popularność = jakość. Jakość = jakość i nic innego.
Trochę się rozpisałem, ale wciągnęła mnie dyskusja.
The Beatle
31.08.2016 14:51 Re: Anime dla hipsterów
Miałem tu nie pisać, ale…
a nie 5.5 jak wychodzi z matematyki i logicznego myślenia
Ocena „5” jest nazwana oceną „średnią”, więc dlaczego średnia miałaby plasować się w 5.5, a nie 5.0? Skala 10‑stopniowa z „5” jako ustaloną średnią jest skalą niesymetryczną i wtedy średnia nie musi plasować się „w połowie”.
ludzie zawyżają swoje oceny i sztucznie ograniczają swoją skalę ocen
Z wnioskiem się zgadzam, ale nie z metodą dotarcia do niego. Średnia ludzi powinna wynosić 5.0 tylko przy losowym doborze tytułów, który musiałby poskutkować powstaniem rozkładu normalnego. Przy doborze nielosowym, na który wpływają polecanie przez innych, sugerowanie się gatunkami, sprawdzanie trailerów i grafik promocyjnych realną docelową średnią (i medianę) można oszacować na 5.5‑6.5, może nawet wyżej – w zależności od charakterystyki tego doboru. Dopuszcza to możliwość, że obecne średnie wcale nie są zawyżone, ale subiektywne doświadczenie podpowiada mi co innego.
Co do tych list na Tanuki – mediany powinieneś szukać nie w połowie 16/18 strony, lecz w połowie 17/19 strony, ale to szczegół. No i to nie są recenzje, ale wszystkie tytuły w bazie. Oceny też nie są recenzentów konkretnych tytułów, ale całości redakcji, która akurat go widziała.
Mówiąc, że „niejakość = niemożliwa popularność” automatycznie stwierdzasz, że popularność = jakość.
To jest błąd zapisu i błąd logiczny. Obserwator twierdzi, że „niejakość => niemożliwa popularność” i z tego wynika „możliwa popularność => jakość”. Czyli twierdzi, że jeśli coś ma potencjał do bycia popularnym, to jest dobre, co zresztą podkreślał. Nie oznacza to jednak, że wszystko co popularne musi być dobre – bowiem popularność może wynikać z czego innego niż wspomnianego potencjału, np. marketingu. Dlatego wniosek Obserwatora:
Tak – popularność SAO i SnK świadczy jednoznacznie o tym, że te produkcje są dobre.
nie wynika z przesłanek, ale nie wydaje się on twierdzić tego, co próbujesz mu wmawiać.
Ogółem wszystko się rozbija o definicję tego, co uznajecie za dobre anime. Obserwator ją określił i można się z tym nie zgodzić, ale jest to u podstaw spójne rozumowanie (późniejsze błędne wnioski z niego nie wynikają). Ty używasz „dobre” i „jakość”, nie określiwszy, co przez to rozumiesz, więc to takie półsłówka, które można stawiać w sprzeczności do wszystkiego.
Definicja Obserwatora jest okej, jeśli chciałoby się ustalić, co oznacza dobre „dla wszystkich”. Ma sporo wad w postaci wpływów na ocenę innych rzeczy niż seans, ale nie ma powodu do jej podważania. Osobiście jednak uważam, że większość oglądających ma słabe porównanie do innych tytułów, nie skupia się przy oglądaniu wystarczająco, żeby coś rzetelnie ocenić. itp. i dlatego na własne potrzeby nie zgadzam się z takim rozumowaniem, ale akceptuję je jako prawidłowe.
A co do głównego komentarza, pod którym ta dyskusja – bardzo bawi mnie, że autor ochrzcił Nanatsu „anime dla hipsterów”, zważywszy na jego popularność…
5.5 wychodzi nie tylko z arytmetycznej średniej, ale też z tego, że w opisie ocen na 5 gwiazdek zasługuje seria, która ma więcej wad niż zalet, a na 6 zasługuje taka, której wady i zalety się m/w równoważą. Ponieważ Tanuki nie uwzględnia „półgwiazdek” (ale liczy średnią do dwóch miejsc po przecinku), uważam że 5.5 to trafny wyróżnik. Można ew. uznać te 6 gwiazdek za średnią, ale jak dla mnie to zdecydowanie za dużo.
Masz racje co do doboru losowego, ale o tym co mówisz świadczy też te 8% ocen „poniżej średniej”. Od razu stwierdza to, że rozkład ocen jest mocno przeciążony w jedną stronę, co jest wynikiem doboru nielosowego (wpływu innych czynników).
Jak tylko zobaczyłem, że skomentowałeś, wiedziałem, że znowu będzie o definicji jakości :D Więc od razu mówię, że uważam, że pewne rzeczy mogą być obiektywnie dobre i nie wszystko jest subiektywne. Dobre oczywiście znaczy „dobre dla mnie”, ale nie ograniczałbym się aż tak. Powiedzmy dobre dla części widzów, która (tak jak powiedziałeś) nie ma „słabego porównania do innych tytułów, nie skupia się, itp.”.
Definicja obserwatora ma się nijak z rzeczywistością, bo nie istnieje coś co jest „dobre dla wszystkich”. Można to stopniować mówiąc „dobre dla większości” albo „dobre dla ogółu”, ale jaki to ma sens skoro już ustaliliśmy, że ogół jest ograniczony?
Moja metoda była łopatologiczna, ale miała tylko zaznaczyć jaki jest trend w ocenianiu.
Zgadzam się natomiast w 100% z ostatnim stwierdzeniem, bo patrząc na znajomych z różnych krajów to Nanatsu no Taizai jest wszystkim tylko nie anime dla hipsterów :D
The Beatle
31.08.2016 20:09 Re: Anime dla hipsterów
Faktycznie, opisy na Tanuki swoim brzmieniem coś takiego sugerują. Wtedy rzeczywiście średnia powinna być gdzieś koło 5.5 albo nawet 6.0. Na innych stronach o różnej tematyce, stosujących skalę 10‑stopniową, „5” zwykle jest określone jako „średnie” bądź „przeciętne” i tam nie może być większej jasności, bo to ścisłe określenia. W każdym razie jeśli Tanuki stosuje podwyższoną średnią w skali, to te mediany wcale nie muszą być zawyżone, jeśli uwzględnimy czynniki, o których wyżej pisałem. Jednakże na oko średniej to wciąż nie ratuje.
Cóż, nie chciałem się powtarzać z tą jakością, ale (znowu) widzę, że (znowu) wynika nieporozumienie ze stosowania tego samego określenia w lekko zmienionych znaczeniach. Tym bardziej, jeśli po jednej stronie jest widoczne, co to oznacza, a druga ze swoim niejasnym określeniem brnie w dyskusję, starając się udowodnić, że ten pierwszy się myli…
Definicja Obserwatora to określenie, czym jest „dobry tytuł” (mniemam po wypowiedziach, bo wprost tego nie określił, a jedynie pokazał, jak się takie tytuły rozróżnia) – nie wiem, jak chcesz to porównywać z rzeczywistością, skoro nie rozpoznasz rzeczywistości bez definicji. I to się nie opiera dosłownie na wszystkich oglądających – dlatego umieściłem „dla wszystkich” w cudzysłowie; opiera się na jak największej grupie oglądających.
W sumie dziwne jest to na Tanuki, że „piątka” ma więcej wad niż zalet. Takie na przekór standardom.
Dlatego właśnie uściśliłem swoją definicję do „dobre dla wszystkich wyrzucając każualów” :D Oczywiście jest to definicja mocno abstrakcyjna, a wręcz w pewnym sensie utopijna, ale nie bardziej niż „dobre dla wszystkich”.
Tedziu
31.08.2016 19:20 Re: Anime dla hipsterów
Jeżeli rzeczywiście większość ludzi ocenę 7/10 traktuje jako ocenę „średnią” to będę musiał przyznać Ci rację, bo w tym przypadku wynik niektórych anime może być przekłamany.
Przeciętniaki są gdzieś między 6 a 7. „Piąteczki” i niżej to już słabe tytuły. Dobre zaczynają się od „ósemki”. System dość prosty i intuicyjny. Sam tak oceniam, bo niskie oceny to bardziej pasują pod wartości skrajne niż średnią jaką taką.
Jeju, cóż za dyskusja :O Chciałoby się aż powiedzieć, że wywołałem kał‑storm, ale niestety wyrażacie zbyt wysoki poziom kultury :O
Nie będę się odnosił do poszczególnych osób i postów, ponieważ za dużo tego tu jest. Zamiast tego, odniosę się do kwestii, które mnie najbardziej interesują.
Po pierwsze – ludzie nie wykorzystują pełnej skali ocen z bardzo prozaicznego powodu, a mianowicie, większość z nas nie ma skłonności masochistycznych i nie robi czegoś, czego nie lubi robić. Więc skoro jakieś anime nam się nie podoba, to porzucamy je. Utarło się jednak (według mnie całkiem słusznie), że by ocenić jakiś twór, wypada znać go w całości (ocenianie całej produkcji jedynie na podstawie jej części jest bezsensowne i głupie). Z tego powodu, znaczna część ocen to oceny powyżej siódemki – czyli anime, które jesteśmy w stanie bezboleśnie obejrzeć do końca i które dają nam chociaż trochę funu.
„Streszczając – to jest świetne anime, lecz nie podpadło pod Twój gust.” Idąc tym tokiem myślenia, możemy dojść do wniosku, że wszystko anime są świetne. Że co, że nie spodobało się miliardowi osób? Po prostu nie przypadło im do gustu, ale anime jest świetne. No bo jak miarodajnie ocenić jakąś „sztukę”? (czy to album muzyczny, film, anime, komiks, obraz, książka, wiersz lub jeszcze inna kategoria)
„Czy popularność SAO czy Attack on Titan to niezaprzeczalny dowód na to, że są po prostu dobre? [...] "
Tak. Oczywistym jest, że popularność nie jest dobrym wyznacznikiem tego czy anime jest dobre – takiego wyznacznika zwyczajnie nie ma! Nie istnieje! Nie jest to opinia recenzenta, nie jest to opinia Wojtka, Pawła, Piotrka, Anety czy też Sławomira i nie jest to też średnia ocen widzów. Jednakowoż to właśnie wspólna opinia dużej grupy widzów jest najbardziej miarodajna ze wszystkich – pójdźmy prostym tokiem myślenia: w życiu realnym jedynym wyznacznikiem tego, czy coś jest głupie(słabe) bądź mądre(dobre) jest to w jakim stopniu to coś spełnia swój cel. Jaki cel ma anime? Różny. Komedia ma rozbawić widza, romans wzruszyć, horror przestraszyć itd. Niestety ponownie pojawia się tutaj truizm „ej, ale przecież każdy ma własny gust i np.: mnie ta komedia nie bawi”... Jaki jest więc czynnik, który pomógłby możliwie najbardziej miarodajnie ocenić, czy owa produkcja jest dobra? Odpowiedź jest prosta: money! No może nie do końca… Ale powiedzmy, że oglądalność już tak. Bo jeżeli produkt A przypadł do gustu milionowi osób, a produkt B przypadł do gustu dziesięciu osobom, to czyją decyzją się pokierujesz przy wyborze (przypuszczając, że obydwa są tak samo znane)? Celem tworzenia sztuki (przyjmijmy na chwilę, że anime jakąś tam niszową sztuką jest) jest także zarabianie pieniędzy i jest to niezwykle prosty w ocenie czynnik – im więcej dany twór zarobił pieniędzy, tym jest lepszy.
I podkreślam „możliwie najbardziej miarodajnie” „oczywistym jest, że popularność nie jest dobrym wyznacznikiem”. Dopóki wszyscy ludzie na ziemi nie będą mieli tej samej opinii i takiego samego gustu i w ogóle dopóki wszyscy nie będziemy klonami, nie będziemy w stanie sensownie oceniać żadnych utworów.
>no a czo z ssało i atakiem tytanów? też są dobre bo popularne?
Widocznie tak. Przypadły do gustu większości – nie tylko są popularne, ale zbierają też wysokie noty od przeciętnego kowalskiego. Przypominam, że celem twórców, nie jest zadowolenie wysoce wykwintnego gustu pana konesera japońskiej animacji. Ich celem jest zdobycie jak największej popularności, wśród jak największej ilości widzów. Jeżeli im się to udaje, to ich anime można uznać za dobre (spisało się, jeżeli można tak powiedzieć), jeżeli nie, cóż… Ich twór zawiódł, nie spełnił oczekiwań, a w łopatologicznym rozumowaniu – był słaby.
Gusta i guściki są różne, ale pieniądze zawsze liczy się tak samo :D
„Nie przytoczyłeś sensownych argumentów, powiedziałeś tylko, że popularność = jakość. Zobacz najlepiej zarabiające filmy z danego roku i porównaj z nominacjami do oskara. Nie pokrywa się co?”
A co jeżeli stwierdzę, że te popularne filmy są genialne, a ludzie od oskarów to bezguścia? Nie ma osoby, która byłaby w stanie wydać święty osąd w sprawie jakiejś produkcji. Nosz kurczaki nie ma!
>bo on ma dużo doświadczenie i obejrzał dużo filmów i zna się na tym…
I co z tego? To w dalszym ciągu opinia jury, które decyduje oskarach – zwykła opinia, która od mojej czy twojej, różni się tylko tym, że jej autor, uznawany jest za znawce, co, uważaj (XD), też jest tylko czyjąś opinią XDXDXDXD
TL;DR:
-Nie ma czegoś takiego jak „dobre anime” lub „słabe anime”, wszystko to tylko nasze osobiste odczucia.
-Nie ma znaczenia kim jesteś, twoja opinia nie jest ważniejsza niż kogokolwiek innego.
-Liczba sprzedaży i popularność > czyjakolwiek opinia
Dopiero teraz zauważyłem jak ogromną masę literówek popełniłem.
Cóż… Muszę dokładniej czytać moje wypociny przed ich publikacją.
J ♣
5.09.2016 20:36 Re: Anime dla hipsterów
Wszystko ładnie, pięknie, ale Twoja koncepcja przypomina mi trochę różne ekonomiczne banialuki, które zaczynają się od założenia: „w teoretycznym modelu gospodarki zamkniętej” i dalej przedstawia się wyniki badań przeprowadzone na podstawie tego modelu, który w praktyce nigdzie nie występuje. Podobnie jest z gustami, popularnością i sprzedażą – gdyby nie marketing, recenzje, kampanie reklamowe, liderzy opinii itp., jednym słowem gdyby każdy widz był od odizolowany od innych i nie miał żadnej wiedzy na temat ich zdania na temat danego tytułu, to tylko wtedy wyrażałby wyłącznie własną opinię/ocenę, nie zmanipulowaną w żaden sposób wpływami z zewnątrz.
TL;DR
- W swoim wywodzie całkowicie pominąłeś czynnik tzw. „hype'u” i „hate'u”
To co napisałeś z kolei stawia recenzentów w złym świetle. W sumie spoko, ale nie bardzo rozumiem w jaki sposób się to odnosi, do tego co napisałem. To oczywiste, że bardzo uprościłem moje rozumowanie – nie chciałem przedłużać mojego i tak już bardzo długiego wywodu. Jeżeli chcesz, to mogę uwzględnić miliardy innych czynników, które mogą wpłynąć na twoją opinię, jak np.: doświadczenie związane ze sztuką, skojarzenia, negatywne nastawienie, dobry/zły humor oglądającego, uprzedzenia do gatunku, uprzedzenia do autora, uprzedzenia do całej twórczości anime czy też nawet to, że przekąski, które zajadałeś w czasie oglądania danej serii były niesmaczne. Owszem, ominąłem czynnik „hype'u” (jak ja nie znoszę tego słowa) i „hate'u”. Ominąłem prawdopodobnie nieskończoność innych zjawisk mogących mieć skutek na ostateczne wrażenia odbiorcy… No ale co w związku z tym?
J ♣
6.09.2016 10:22 Re: Anime dla hipsterów
A to, że po pominięciu wielu kluczowych czynników, wpływających na wystawianie takich, a nie innych ocen przez widzów (lub wpływających na ich decyzje zakupowe), twoja teoria tego, co dobre i złe, ma się nijak do rzeczywistości. A jakości produktu świadczy WYŁĄCZNIE sam produkt, a nie kampania reklamowa która skłoniła klientów do jego zakupu czy wyrobiła mu wcześniej odpowiednią markę. To, że ludzie nie potrafią obiektywnie ocenić tego, co dobre lub złe, i nikt nigdy nie posiądzie idealnego gustu, który zawsze bezbłędnie oddzieli ziarna od plew, nie oznacza, że można przyjąć jakieś idiotyczne kryterium, że popularność/wyniki sprzedaży = jakość.
Od siebie dodam jeszcze to, że ciężko jako jakikolwiek argument w tej dyskusji podać „pieniądze” albo „sprzedaż”. Rynek w Polsce w zasadzie nie istnieje jeśli chodzi o anime (a rynek mangowy dopiero się odradza). Więc ten argument nie ma sensu.
Tak samo mówienie, że anime są tworzone tylko po to, żeby się sprzedały też mija się z celem. Są anime tworzone dla sztuki i są takie tworzone dla hajsu, więc ten wyróżnik jest dosyć słaby. Szczególnie jeśli z góry wiemy, który typ jest popularniejszy i lepiej się „sprzedaje”.
Pozwól, że z szacunku do Ciebie, jako mojego interlokutora, odpuszczę sobie kompletnie odpowiedź do kwestii „Rynek w Polsce”.
„Są anime tworzone dla sztuki”
A sztuka jest tworzona dla pieniędzy. Nie bardzo wiem nawet jaki argument tutaj wtrącić… Być może jestem zbyt nieufny, być może mój tok myślenia jest spaczony, ale nie jestem w stanie uwierzyć w japońskich animatorów tworzących dla sztuki, z pasji i pragnących nas czegoś nauczyć, coś nam pokazać, stworzyć coś nowego. Anime jako sztuka jest tworem wysoce czasochłonnym i kosztownym w produkcji. Ktoś kto tworzy anime tylko dla sztuki i nie mając zupełnie na celu dobre sprzedanie swojego produktu jest… Cóż… Bardzo nierozsądnym człowiekiem i przyszłym bankrutem, posługując się możliwie najdelikatniejszymi eufemizmami.
„Szczególnie jeśli z góry wiemy, który typ jest popularniejszy i lepiej się sprzedaje”
O ile dobrze pamiętam, to przed powstaniem SAO nie wiele było anime o VR. Ponadto gatunki takie jak gore/dark fantasy nigdy nie były zbyt popularne przed tytanami (owszem było sporo popularnych tytułów, ale raczej żaden nie osiągnął takiego hype'u jak SnK).
Czyżby byłby to produkcje „stworzone dla sztuki”, którym po prostu udało się przebić?
No ale to taka bardzo luźna dygresja.
I kolejna dygresja, która naszła mnie pod koniec pisania i którą zatruję Ci resztę dnia zmuszając Cię do rozmyślania nad tym tematem.
„Godzilla” była filmem, którego przesłanie było niezwykle proste do zrozumienia „bomby atomowe są złe, nie zrzucajcie ich na Japonię pls”. Można więc chyba zrozumieć, że Japończycy przerażeni potęgą broni jądrowej, byli niezwykle zachwyceni
filmem, który popierał ich rozumowanie – mówił to o czym w jakiś tam sposób myśleli mieszkańcy Japonii. Film miał przesłanie, ale jednocześnie strasznie dobrze się sprzedawał. Przypadek? Nie, albowiem to właśnie owo przesłanie w dużej mierze rozpoczęło popularyzację tego filmu (owszem były też inne czynniki).
Anime tworzone dla „sztuki” to bardzo często produkcje pokroju „Akiry” (1988 rok – trwa zimna wojna). Zawierające w sobie podprogowe informacje działające na naszą świadomość i podświadomość. Reprezentują pewne stanowisko, z którym się zgadzamy i które popieramy. Adam Mickiewicz niezaprzeczalnie był wielkim artystą… O czym pisał?
O walecznych Polakach i o tym jaki jego naród jest wspaniały.
Tak bardzo kochał ojczyznę? Może. A może Polacy będący w dużej mierze jego odbiorcami, po prostu pragnęli twórczości Mickiewicza? Nie mówię, że „poezja romantyczna gud biznys”, ale z całą pewnością nie można zaprzeczyć, że przyniosło mu to ogromną popularność w kraju. Dzisiejsza młodzież nie kocha Mickiewicza. Nie walczymy o niepodległość, nie jesteśmy romantykami, nie bijemy się z „ruskami” – przesłania zawarte w utworach Mickiewicza do nas nie trafiają. Są przestarzałe. Podobnie też jak z biegiem czasu do Japończyków przestały trafiać przesłania o wojnie, bombach atomowych itp. Dzisiejsi Japończycy mają inne problemy… Np.: jak wyznać miłość swojemu/swojej senpai!!1!111 (żart żartem, ale w sumie tyle można wywnioskować z dzisiejszej twórczości – kolejny interesujący temat do rozmyślania).
Co ty o tym sądzisz? Czy anime tworzone dla sztuki, to ambitne serie tworzone z myślą o edukowaniu, czy tylko relikt przeszłych czasów w których Japończycy przejawiali inny tok myślenia oraz mieli inne potrzeby?
I uprzedzając odpowiedź: tak, wiem, że pewnie gdzieś tam wciąż powstają serie ambitne.
„Sztuka jest tworzona dla pieniędzy” to niesamowicie ogólnikowy tekst. Przede wszystkim, oczywiste jest to, że artysta coś do garnka musi włożyć, ale błędnym jest myślenie, że może tworzyć albo dla hajsu, albo z głębszej potrzeby. To, że ktoś chce stworzyć Sztukę przez duże „Sz” wcale nie znaczy, że na pewno na tym nie zarobi. Problemem jest docelowa grupa odbiorców, która zawęża się wraz z zawężaniem tematyki i zwiększeniem stopnia trudności w odbiorze dzieła. A jak wiadomo, ograniczanie grupy docelowej mocno obniża zarobki.
Są autorzy, którzy w ten sposób tworzą (a przynajmniej ja wierzę, że tworzą) – Masaaki Yuasa, Katsuhiro Otomo, śp Satoshi Kon czy nawet Hayao Miyazaki.
Ale czy SAO stało się popularne bo było o VR, czy dlatego, że trafiło w demografię? Protagonista, który wymiata w grze MMO, ma wianuszek dziewczyn dokoła siebie i nie robi nic tylko to o czym marzy przeciętny piętnastolatek. Zważywszy na to, że cały system gry został potraktowany po macoszemu, skłaniam się jednak ku tej drugiej opcji.
Całe lata 90‑te to wysyp gore OAVek. Wszystkie robione na jedno kopyto. A z bardziej współczesnych rzeczy – Elfen Lied, niesławne „gore mojego pokolenia”.
Wiesz czemu te starsze serie nie są tak popularne jak AoT czy SAO? Bo anime przeżyło bum w popularności parę lat temu. Powoli przechodzimy do mainstreamu, a w związku z tym liczba ludzi oglądających anime się zwiększa w zatrważającym tempie. A tacy nowi sięgają po to co obecnie jest na topie, a nie 10 lat temu. Mam wielu znajomych na uczelni, którzy z anime mają niewiele wspólnego, ale AoT widzieli. I jeszcze jak im się podobało! Mało który z nich sięga po starocie (może za wyjątkiem klasyków jak Bebop czy NGE), jadą później z sezonówką i tym, co akurat jest najbardziej hajpowane. Stąd też ogromne różnice w popularności. Kiedyś o nowym super anime musiałeś się dowiadywać pokrętnymi sposobami, a teraz odpalasz Tanuki, ANN czy MALa, przeglądasz LiveCharty i masz jak na dłoni wszystko co chciałbyś obejrzeć, możesz zobaczyć trailer, a potem tylko odpalasz streama i heja. Dlatego, jeszcze raz powtórzę, popularność danej serii nijak się nie ma do jej jakości.
Masz absolutną rację, że przesłania niektórych „klasyków” są już przestarzałe i nieaktualne. Są jednak również przesłania ponadczasowe.
Dzisiejszy Japończyk ma różne problemy i sprowadzanie ich do „notice me senpai” to właśnie efekt tego czym jesteśmy zalewani w każdym sezonie. A jesteśmy tym zalewani bo się sprzedaje. A sprzedaje się bo jest to czysty eskapizm w najprostszej i najbardziej przystępnej postaci, który taki Kowalski‑san łyknie w ogromnych ilościach. Nie łudźmy się, przeciętny japoński widz jest równie przeciętny co przeciętny polski, niemiecki czy amerykański – zależy mu na rozrywce, nie na przesłaniu.
Anime, a ogólnie „sztuka” tworzona z ambicją i morałem to nie jest relikt przeszłości, bo problemy, z którymi się borykamy zmieniają się, ale nie znikają. Żyjemy jednak w społeczeństwie konsumpcyjnym, które potrzebuje tylko jeść, spać i chrapać, któremu wystarczą proste rozrywki za bardzo nie obciążające mózgownicy.
Dobra, o tym, że „poważna sztuka” może również być sprzedajna już mówiłem, więc chyba wszystko. Rozpisałem się, ale uwielbiam takie dyskusje :D
Tak tylko jeszcze dodam na odchodnym: nie mam nic przeciwko rozrywce, wręcz przeciwnie, uwielbiam wszelkiego rodzaju rule of cool i inne takie. Mam wiele przeciwko oglądaniu tylko takich typów serii i ograniczaniu się :D
Czasami zbyt szybko się poddaję, naprawdę. Nanatsu miałam na oku przez dłuższy czas, ale przez średnio pochlebną recenzję obawiałam się sromotnego rozczarowania i zmarnowanie czasu na oglądaniu. W końcu przyjaciółka zmotywowała mnie (czytaj: zastraszyła, grożąc bolesną śmiercią), żebym obejrzała przynajmniej jeden odcinek. Pod obstrzałem jej dupotrujczych wiadomości uległam i włączyłam ten cholerny, pierwszy odcinek. Do dzisiaj jej dziękuję, że nakłoniła mnie do obejrzenia tego anime.
Nanatsu nie jest przygodówką z najwyższej półko, lecz jednocześnie potrafi idealnie wciągnąć widzów w wir fabuły. Na dobrą sprawę, fabuła też niezbyt głęboka, ale najważniejsze, że intrygująca! :D
Mimo wszystko serię napędzają postacie i są one absolutnie zarąbiste! xD Meliodas jako taki mały zboczeniec xD Jego chyba lubię najbardziej. Gościu idealnie trafia w moje gusta. Nie dość, że system rozwala, to świetny z niego element komediowy xdd Gdzieś pod spodem ktoś napisał, że Ban będzie miał masę fanów, a Elizabeth nikt nie będzie lubił. Cóż, u mnie jest zupełnie na odwrót xD Ban mnie tak niemiłosiernie wkurza momentami, choć niezawsze. Elizabeth zaś w ogóle mi nie przeszkadza. Widywałam już bardziej irytujące dziewoje i naprawdę nie wiem, za co można jej nie lubić. Gowther – tego pokochałam od pierwszego wejrzenia xD Jego nieumiejętność rozpoznania atmosfery tak niezmiernie mnie bawiła, że chichotałam jak chora psychicznie xdd kliknij: ukryte Szkoda, że w drugim sezonie zrobi się tak problematyczny (potwierdzone info z mangi).
Kreska mi w ogóle nie przeszkadzała, mimo swojej specyficzności, a animacja była równomierna i płynna, dzięki czemu sceny walk sprawiały piorunujące wrażenie! ^^
Podobały mi się tylko pierwszy opening i ending. Drugie nie miały już tego kopa.
Cóż, jeśli drugi sezon będzie wiernie trzymał się mangi, to szykuje się naprawdę epicka kontynuacja :D
Yagami1
29.03.2016 17:02
Nie sugeruj się recenzjami na Tanuki, bo to wprowadzi cię na manowce i ominiesz wiele ciekawych serii. Autorzy jedynie tu wymieniają swoje opinie i spostrzeżenia i czytając je mam wrażenie, że na oczy profesjonalnej recenzji nie widzieli.
Od dawna uważam Tanuki za opiniotwórczy portal, nie za recenzencki.
Zgodę się z Yagamim1, że nie można przywiązywać zbyt wielkiej wagi do recenzji. W końcu jedna recenzja to opinia tylko jednej osoby, której gust nie musi się pokrywać z Twoim, moim albo jakimkolwiek innym. W dodatku jedynym kryterium, które trzeba spełnić żeby opublikować tu recenzje jest ją poprawnie napisać pod względem językowym i zawrzeć w niej argumentacje. Przy czym argumentacja to też kwestia gustu bo co to właściwie znaczy, że osoba której praktycznie nie znasz napisała: „nieśmieszny humor”, „fabuła rozwija się w ślimaczym tempie”,„niesympatyczne postaci”?
Teoretycznie więc dałoby się, w przypadku anime którego nie oglądało wiele osób, napisać recenzje bez oglądania całości, wystarczy unikać szczegółów, które mogłyby nas zdemaskować i nie szaleć z oceną.
Dlatego według mnie lepiej jest czytać komentarze (każdy zawiera mniej informacji niż recenzja, ale pochodzą od osób od różnych gustach). Można też korzystać z ocen osób, których preferencje lepiej znamy np. koleżanki.
Ale żeby nie było offtopu to jeśli masz informacje z mangi zapytam się, ale bez szczegółów, czy kliknij: ukryte pojawia się jakiś romans między Gowtherem i Guilą oraz Banem i Jericho? Czy Guila otwiera kiedyś oczy i jak może walczyć mając je zamknięte?
A Ban miał mieć dużo fanów bo reprezentuje popularny typ męskiego bohatera‑łobuza, podczas gdy Elizabeth raczej nie grzeszy intelektem i miała być słodka, a dużo ludzi tego nie lubi.
Dziękuję bardzo ^^
Wiem, że nie powinnam sugerować się „recenzjami” z Tanuki, ale czasami jest to silniejsze ode mnie, naprawdę.
Co do twoich pytań:
kliknij: ukryte 1. Między Guilą i Gowtherem pojawia się coś na kształt romansu, ale nie jest to w żadnym wypadku nic dobrego. Mimo wszystko Gowther to Gowther i ma trochę zryty tok rozumowania. kliknij: ukryte 2. Relacje Bana i Jericho stopniowo ulegają poprawie (z „nie znoszę cię i w ogóle weź wyjdź” przechodzą na etap „w sumie, nie przeszkadza mi” xD), ale nie liczyłabym na coś więcej ze strony Bana. Zwłaszcza, że ona wróciła, przywołana czarną magią. 3. Guila ma oczy zamknięte, bo to część jej wyglądu, ale widzi normalnie xd (Trochę jak Brook z Pokemonów xD)
R
przemas666
2.12.2015 22:45 uwagi do recenzentki
Recenzentka nie wzięła pod uwagę, że to jest 1 SEZON i całość historii dopiero teraz się zawiązuje i wyjaśnia. Jak można wymagać od anime, żeby np. ukazało przeszłość głównego bohatera, skoro dopiero teraz w mandze jest to rozwijane i stanowi jeden z ważniejszych elementów… Recenzentka chyba by chciała żeby każde anime miało 1 sezon i w nim zawartą całość historii od A do Z… Trzeba się nauczyć trochę cierpliwości i nie oceniać zbyt pochopnie. Co do ostatniego z grzechów to polecam czytać mangę i wtedy się zrozumie dlaczego się nie pojawił wcześniej, dlaczego go nie szukali i generalnie z czym to się je. Anime i manga jak dla mnie świetne, recenzja – zdecydowanie do poprawy
Recenzuje się to, co się widzi. To tak, jakby zjechać recenzenta za to, że ocenił tylko jedną z części HP pomimo faktu, że książka jest już skończona. Troszeczkę pomyślunku :P
No i nie każdy czyta mange.
przemas666
3.12.2015 21:34 Re: uwagi do recenzentki
Tylko, że anime wyraźnie sugerowało kontynuacje i dalszy rozwój wątków przeszłości głównego bohatera, więc czepianie się tego, że tego nie było jest jak czepianie się, że woda w Bałtyku jest zimna… Nie raz wszyscy narzekają na zbyt szybkie odkrywanie kart, a jak historia jest zaplanowana i powoli wprowadza odpowiednie elementy kliknij: ukryte np. odnalezienie Esacnora, podczas walki z demonami przez Bana, Jericho i Elaine to nagle jest to bezsens i zmarnowanie potencjału…
Mavis
2.03.2018 05:19 Re: uwagi do recenzentki
Też tak myślę a zdanie a że „Meliodas nie potrafi okazywać emocji, a nawet gorzej, zachowuje się tak, jakby został zaprogramowany” trochę mnie zabolało. Może to wynik tego, że najpierw czytałam mangę, ale ja widzę w nim mnóstwo emocji(!). Może skrywanych, ale bardzo silnych. kliknij: ukryte Facet ma zresztą dość ważny powód, żeby je skrywać, a co ważniejsze podczas próby na odzyskanie pełnej mocy nie był w stanie się ich wyzbyć, co było zresztą jedną z najpiękniejszych scen w mandze. Szczególnie jego emocje przejawiają się gdy Elizabeth dzieje się krzywda. To przebicie mocniejszego niż pancerz ciała Świętego Rycerza co komentuje „skrzywdziłeś ważną dla mnie osobę”...piękne czy późniejsza epicka scena porwania. Naprawdę tak ciężko to zauważyć jak się zna tylko anime?
Niesamowite anime :) Baaaardzo tęskniłam za takimi seriami. Jak oglądałam to nie mogłam się nacieszyć. Te specyficzne poczucie humoru, grafika i charaktery bohaterów… ahhh…
Zupełnie jak za starych czasów gdy oglądało się anime na RTL 7 :)Tak bardzo, bardzo bym chciała by wyszła druga seria. No bo przecież nie mogą tak tego skończyć. kliknij: ukryte Chcę poznać ostatni grzech i dalsze losy bohaterów.
Ło matko. Jak mi się to podobało. Kreska w mandze mnie strasznie męczyła, więc skońcyzłem na 4 rozdziale, ale chyba zabiorę się za to ponownie, jednak bez tego, co już zaserwowano w anime. Czy ktoś kto czyta, byłby na tyle miły i napisał, jaki rozdział mangi został zobrazowany w ostatnim odcinku? Bo nie chce mi się przebijać przez te (zapewne) 70+ rozdziałów, bo myślę, że wątków wiele nie pominięto.
Co do samego anime – czułem tu mocną analogię do Naruto. Nie wiem – może sobie wmówiłem, może rzeczywiście tak jest, jednak wiem, że w każdym z bohaterów potrafiłem odnaleźć coś z mangi o blond‑dresie ( kliknij: ukryte szczególnie last boss – no czy on nie wyglądał jak Obito, gdy był Jinchuriki Juubiego? Oo). Szczerze, to chciałbym, żeby WŁAŚNIE tak wyglądał Naruto od poenwgo momentu. Więcej nawalanki, mniej pseudo‑psychologicznej gatki i używania Friend no Jutsu na każdym bez potrzeby. Jest dobry – zostawić. Jest zły – nie szukać na siłę w nim przyjaciela, tylko po prostu zabić. Tak, to mi się w tym anime najbardziej podobało. No, może po za postacią Gowthera – ludzie, jaki on był genialny! I ta moc! Głównie z jego powodu chcę przeczytać mangę ( kliknij: ukryte bo w końcu, to czym on jest?).
Osobiście polecam, nie ma co rozpisywać sie na temat kreski, muzyki, fabuł itp, itd. – to trzeba zobaczyć.
No i jak już wcześniej ludzie pisali – ta radość, gdy główyn bohater zamiast 'kolekcjonować siłę', to kolekcjonuję drużynę, bo i tak posiada wystarczająco mocy, żeby zniszczyć samodzielnie królestwo <3 Oughhhh, rozpływam się.
Okayasu
27.05.2015 01:05
Polecam czytać od 101, bo po finałowej bitwie pominęli całkiem sporo pierdół, które dla fabuły jednak są dosyć istotne.
A
Voodoo
7.04.2015 20:50
Seria genialna, obejrzalem i czekam na wiecej.
Chociaz jedna rzecz mnie drazni przez cala serie, kliknij: ukryte meliodas podobno ma byc jakis super potezny a jakos ani razu tego nie widac. nawet jak sie rozkreci to jest szybko gaszony a to przez gilthundera, pozniej helbrama i ewentualnie najwiekszego zlego, po czym dzieja sie cuda, moc znikad i dopiero daje rade cos zrobic…
kliknij: ukryte Podczas pierwszej potyczki z Gilthunderem sam dał się zmasakrować, aby wydobyć od niego informacje.
Meliodas zwyczajnie jest na poziomie Bana, Gowthera czy Diane, dopiero po uwolnieniu swoich demonicznych mocy jego moc staje się większa, ale im więcej jej uwalnia, tym bardziej zaczyna ona przejmować nad nim kontrolę, dlatego najwidoczniej stara się z niej nie korzystać.
Voodoo
8.04.2015 07:10
kliknij: ukryte Pierwsze starcie bylo podlozone ok ale nie bylo powodu by w stolicy dawal sie tak masakrowac, co do demonicznych mocy odrazu zostal zgaszony przez helbrama.
Cain dodatkowo twierdzil ze meliodas nie uzywa prawdziwej broni bo jest zwyczajnie zbyt potezny a jakos z nowym mieczem rowniez furory nie robi.
Wyglada to tak jakby na sile budowano napiecie podczas walk ktore bohaterowie powinni lekko wygrac jakby zaczeli uzywac swoich umiejetnosci, hellblaze?? nie po co, snatch?? pokazane w jednej scenie zeby uwidocznic wspanialosc meliodasa, nigdy pozniej nie uzywane, diane ciskajaca kawalami ziemi?? nie po co, king mogacy leczyc innych?? no nie wiem czy to moze sie przydac.
No to sobie zobacz dalsze chaptery mangi jak cię to interesuje. Tam pojawiają się przeciwnicy, którzy akurat dokopują naszym…
masterK
3.12.2015 21:39
kliknij: ukryte ten miecz to nie jest broń Meliodasa, a on tak naprawde w anime ma dopiero 1/10 albo i jeszcze mniej swojej oryginalnej mocy, którą dopiero później odzyskuje i uwierz – jest baaaardzo potężny
A
blob
31.03.2015 23:16 Ze pejn and de pleżer ol kom tugedherr! Ders noł rizon łaj!
Mówiłem to już parę razy powiem jeszcze raz: naprawdę fajna seria w oldschoolowym stylu. Nostalgia‑effect murowany. Myślałem, że dziś już takich animców nie robią. Wartka akcja, zgrabna fabuła, fajna muzyka, zróżnicowana gromadka sympatycznych postaci, charakterystyczna i niezła kreska (czasem kuleje ale mogło być gorzej).Jakbym grał w gre. Pierwsza seria kończy się zapowiedzią następnej, ale ogólnie rzecz biorąc arc został ładnie domknięty.
Polecam z czystym sumieniem tym co życzą sobie czystej, niewymagającej rozrywki (bo nawet dhramatów tu nie uświadczymy). Rozrywka fanatsy RPG (ups!) w najczystszej postaci. Łosiem na 10 jak w papę strzelił!
Tassadar
7.04.2015 18:33 Re: Ze pejn and de pleżer ol kom tugedherr! Ders noł rizon łaj!
Nostalgia za seriami pokroju Slayersów, kiedy to bohaterowie byli nie tylko sympatyczni, ale już na starcie dysponowali mocami pozwalającymi niszczyć całe miasta.
Jedna z lepszych przygodówek, jaką miałem przyjemność oglądać od jakiegoś czasu – czułem się podobnie, jak przy oglądaniu klasycznych Slayersów.
Postaci może nie mają jakoś szczególnie skomplikowanych charakterystyk(z kilkoma wyjątkami), jednak większość z nich posiada bogatą przeszłość i kieruje się jasno wyznaczonymi ideałami. Meliodas jest typowym „radosnym” bohaterem, który w kieszeni zawsze ma jakieś rozwiązanie – zazwyczaj tacy bohaterowie są albo nużący albo irytujący na dłuższą metę, natomiast jego charakter natomiast całkiem nieźle kontrastuje z resztą siedmiu grzechów(członków). Można też rozpisywać się o reszcie ale oprócz Bana i Kinga tak naprawdę nic o nich nie wiadomo – są to po prostu członkowie grupy 7 grzechów głównych cechujących się nadludzką siłą/mocą i wszyscy jakimś cudem zebrali się pod wodzą Meliodasa. Są jeszcze oczywiście święci rycerze, rodzina królewska i kilka postaci pobocznych ale zbyt ich dużo, żeby opisywać z osobna. No i jeszcze pozostaje fenomen gadającej świni, czyli ala' maskotki serialowej, której pochodzenia nikt nie raczył wyjaśnić.
Fabuła – szczerze mówiąc po kilku pierwszych odcinkach spodziewałem się czegoś bardziej interesującego i skomplikowanego, koniec końców jednak okazuje się, że jest to stereotypowa walka ze złem; przedstawione biografie postaci były o wiele ciekawsze, niż wątek główny. Podejrzewam, że historia połączenia grupy i ich wspólne(wcześniejsze) wypady byłyby o wiele ciekawsze.
Grafika/oprawa dźwiękowa – kreska trzyma tutaj poziom, czytałem w niektórych miejscach, że zarysy postaci i twarzy są „dziwne” – osobiście uważam, że jest to krok w stronę klasyki i wypada to całkiem nieźle. Bitwy są dynamiczne, dość szczegółowe i nie kończą się po kilku klatkach specjalnym ciosem. Nie mam zwyczaju na ogół przykuwać uwagi do oprawy dźwiękowej ale muszę przyznać, że kilka razy gdy przysłuchiwałem się ścieżce dźwiękowej, to naprawdę nieźle zgrywała się ona z tym, co działo się na ekranie.
Nie mogę wybaczyć im jednej rzeczy – aż do samego końca czekałem na kliknij: ukryte wyjaśnienie sytuacji z Merlin 10 lat wstecz, na samym końcu ostatniego odcinka zakończyli mówiąc „to będzie długa historia”... ludzie, mieliście na to przynajmniej kilkanaście odcinków ;_; Po drugie – kliknij: ukryte zero wzmianki o Escanorze, musiałem przeszukiwać wiki, żeby mieć o nim jakiekolwiek pojęcie.
Twórcy pozostawili na koniec otwartą furtkę – ciężko jednak powiedzieć, czy jest to bardziej reklama dla popularnej mangi, czy jakaś szansa na kontynuację adaptacji. Jest to sprawnie wykonana animacja, więc moim zdaniem miejsce w ramówce jak najbardziej się jej należy.
Od siebie serię szczerze polecam – jest to naprawdę dobra przygodówka, która nie szczędzi od kilku krwawych scen ale jednocześnie potrafi rozbawić całkiem niezłym humorem. Jest kilka rzeczy, do których można by się uczepić ale mnie się oglądało naprawdę przyjemnie – daję 8/10 z czystym sumieniem.
Cóż, anime adaptuje pierwszy główny wątek z mangi, dlatego nie dowiadujemy się wszystkiego: kliknij: ukryte Merlin do tej pory nie udzieliła Meliodasowi odpowiedzi na to pytanie, a Escanor pojawił się wyłącznie w historii pobocznej dodawanej jako dodatek do płyt DVD/Blue‑Ray – Autor mangi nie udzielił jeszcze odpowiedzi na te pytania, być może twórcy anime nie chcieli dorabiać swoich własnych teorii?
O kurczę, nie spodziewałem się, że kolejnym Grzechem będzie taka cycusiata czarodziejka (chociaż kiedyś musiał nadejść ten moment).
Ostatni odcinek to miazga, tony akcji, fabuła do przodu itd.
W dodatku szybko ukazują się dobre, angielskie speedsuby, więc niedziela jest teraz bardzo dobrym dniem tygodnia.
Na marginesie mówiąc bo rzadko o tym wspominam Yuki Kaji jest niesamowity. Już jako Alibaba mnie zadziwił swoimi umiejętnościami ale teraz jako Meliodas przy zupełnie innym archetypie jeszcze bardziej pokazał swój talent.
+1
A
Ryuki
16.02.2015 19:44
Ok, o serii wiedziałam od dawna. Na różnych forach opisywana była jako najlepsza seria z Weekly Shounen Magazine( ten sam magazyn co Fairy Tail ). Co oczywiście mnie zaciekawiło jednak z powodu zbyt dużej liczby mang jakie mam do skończenia zostawiłam ją na później. A1 ubiegło mnie więc po przeczytaniu opinii, która w skrócie brzmi „typowa adaptacja A1” zabrałam się za anime.
Po pierwszym odcinku uznałam serię za ciekawą ale nic co zachwyciłoby mnie od razu. Oczywiście ocenianie czegokolwiek po wstępie jest bzdurą więc brnęłam dalej. Cóż z przykrością muszę stwierdzić, że znowu znalazłam tytuł, który nie potrafił mnie wciągnąć… nie on mnie połknął w całości xD
Fabuła jest zwyczajnie intrygująca. Zwłaszcza, że to początek i stawia ona więcej pytań niż odpowiedzi. Użycie motywów arturjańskich jest również całkiem smacznym dodatkiem. Natomiast postacie zwyczajnie, nie mam ulubionej bo wszyscy przypadli mi do gustu. Co niezwykle rzadko się zdarza. Również Elizabetch chociaż od razu wiedziałam, że nie przypadnie do gustu fanom, tak samo jak nie trzeba być jasnowidzę by zauważyć, że Ban będzie mieć sporo fanów. Zachodni fandom jest strasznie przewidywalny względem archetypów. Jednak nadal nie wiem czemu ludzie porównują tą serię do FT.
Następną świetną sprawą jak dla mnie jest humor. A dowcip o różnicy między listami gończymi a rzeczywistością jest dla mnie niezwykle nostalgiczny( tak samo nie wyglądanie na swój wiek Meliodasa ). Ponadto lubię jak ta seria używa rasy jakie często pojawiają się w fantasy. Miło, że poszli trochę inną drogą niż zwykle( zwłaszcza przy fairy ). Natomiast fanserwis… tam jest jakiś? Żartuję, jednak nie podchodzi on nawet trochę do mojej granicy wytrzymałości.
Co do samego anime. Cóż nawet nie znając mangi wiem, że A1 goni jakby ktoś palił ich w tyłki. Nie trudno się skapnąć. Animacyjnie jest ok, to nie poziom chociażby Blue Exorcist ale jest o wiele lepiej niż przy Magi. Głównie dlatego, że animacja jest równa i daje radę w czasie akcji. Openingi i pierwszy ending są świetne. Na marginesie mówiąc bo rzadko o tym wspominam Yuki Kaji jest niesamowity. Już jako Alibaba mnie zadziwił swoimi umiejętnościami ale teraz jako Meliodas przy zupełnie innym archetypie jeszcze bardziej pokazał swój talent.
Kończąc anime zachęciło mnie jeszcze bardziej do mangi. Cóż będzie co czytać^^
Oglądający, zmierza w stronę Tokyo Ghoul/Akame ga KILL!? Bo nie wiem, czy powracać, czekam na jakieś opinie (y) PS Znam mangę, więc wymagania będą wygórowane ;_;
PS2 Pytam, bo serio, nie ma co oglądać, nawet po przesiewie 'tych do nadrobienia' zostały mi 2 serie…
Umówmy się, że tekst jest daleki od poezji, ale jest to chyba najlepsza próba zaśpiewania po angielsku w wykonaniu Japończyków jaką słyszałem w ostatnich latach (niezły akcent). Jako fan muzyki japońskiej może miałbyś coś więcej do powiedzenia w tej kwesti, ale ja mówię z mojej perspektywy. Tak czy siak OP im się udał, a i seria też nabiera tempa…
Co ja napisałem… miało być „trzy po japońsku, a reszta engrish”.
No ogólnie nie jest tak źle, fajny OP.
Chociaż nie lubię, kiedy wjeżdżają z tym angielskim do japońskich tekstów.
Za bardzo mi się to kojarzy z „angielski taki super, śpiewajmy po angielszemu”.
Nie chcę cie martwić, ale tak twierdzi spora część populacji świata :P A Japońce to juz wogóle zakochani w europejskich językach…
Ja akurat język angielski bardzo lubię (zwłaszcza ten „prawdziwy”, brytyjski i staroangielski), ale nie dlatego iż to „mejnstrimowe”, tylko m. in. dlatego, że w języku tym można fajnie bawić się wieloznacznością słów…
Język polski jest językiem pięknym, bogatym i trudnym zarazem. Ma też wiele „ukrytych skarbów” słowniczych, czyli słów dawno nie używanych dopóki jakaś mądra głowa nie przytoczy go w książce (w gorszym wariancie hipster, który wymyślił sobie nową modę). Nie zgodzę się natomiast z tymi, którzy uważają, że język angielski wypada na tle naszego ojczystego blado. Angielski jest pięknym językiem i mówiąc nieskromnie dopiero gdy siedzi się w nim długo zaczyna się dostrzegać plastyczność i melodyjność tego języka. Nauczyć się go można w miarę szybko, ale wymawianie go poprawnie wymaga lat. Wg mnie najprościej można to zobaczyć w filmach animowanych z wyższej półki gdzie aktorzy wiedzą z co się im płaci. Pomimo iż nasi „podkładacze głosów” też niejednokrotnie odwalają kawał dobrej roboty, nierzadko decyduję się na oglądanie filmów w oryginalnej wersji, bo wtedy dopiero słyszy się „co autor miał na myśli” gdy w danej scenie ukryte są jakieś podteksty, a niestety z braku wyrazów bliskoznaczych lub po prostu głupiego brzmienia po przetłumaczeniu na jezyk polski trzeba wymyślać coś innego…
O pozatym uwielbiam słuchać angielskiego w wykonaniu tych co mówią z naprawdę dobrym akcentem jak Christopher Lee, Charles Dance, Brian Blessed czy John Rhys‑Davies…
Ale angielski wypada dość blado, czasem wręcz prymitywnie.
Porównaj sobie np. polską a angielską wersję Wiedźmina… w realiach fantasy przegrywa z kretesem.
Ogólnie polski wydaje się taki bardziej, hmm… prestiżowy, szlachecki? oo
W końcu mamy wiele lepszych określeń niż zwykłe zmoderowano.
No a angielski popularny, bo prymitywnego języka łatwo się nauczyć.
Oj zdziwiłbyś się. Poczytaj sobie trochę literatury brytyjskiej…
A twoje zmoderowano? A u nas to niby język potoczny ambitniejszy? Słowo zmoderowano ma 1000+ zastosowań: od opisów natury po opisanie stanu emocjonalnego…
Nie zdziwiłbym właśnie.
Zobacz sobie np. Harrego Pottera — wiesz jak słabo ta książka wypada w oryginale?
Polskie tłumaczenie jest lepsze od oryginału, bo tłumacz sporo się napoprawiał kiepskiego stylu J.K. Rowling.
Tak, byłby.
Co prawda może nie ambitniejszy, ale trudno np. tak fajnie znaczeniowo oddać nasze słowo na cztery litery, które zaczyna się na „z” a kończy na „b” (a wcześniej jest jeszcze „j” i „e”).
Wydźwięków to może mieć pełno, podobnie jak kombinacji itd… no i ciężko to jakoś sensownie na angielski, bo to dość prymitywny język.
A co do samej ambitności — stwierdzenia Sapka typu „chędożyć” czy „żyć” to kolejne fajne przykłady.
Inna sprawa, że to raczej ciężko na jakikolwiek język przełożyć (no chyba że jakieś słowiańskie).
W sumie podobnie problematycznym określeniem jest np. japoński „senpai”.
„Jaki fajny klip! :D” chciałam powiedzieć, ale potem zobaczyłam, że wilcze łby to część składowa wizerunku grupy xp
A
Nezumi-San
16.12.2014 13:42 Powiało
Bardzo przyjemna przygodówka bez patosu i z dość ciekawymi bohaterami jak na dzisiejsze czasy. Walki są miodne i dość krwawe także wiedzieli gdzie sypnąć groszem :) Motywu ratowania wszystkiego co na drzewo nie ucieka również jakby mniej. Minusem jedynie humor dość kloaczny ale wszystkiego chyba mieć nie można.
Z jakiegoś powodu patrzenie na to anime wprawia mnie w stan permanentnego secondhand embarrassment. Cóż to może być?
Betty pomyliła chyba plany zdjęciowa. Teraz jakaś adaptacja gry otome nie może wystartować, bo zapodziała im się główna bohaterka :( Forma fanserwisu jest dość nieznośna, a nieporadność dziewoi pogarsza tylko ogólne wrażenie. Wiem, to wszystko ma być z założenia zabawne (chyba), ale ja jestem tylko zażenowana. Motyw z kliknij: ukryte Podstępną Kradzieżą Majtek™ był, jak do tej pory, szczytem wszystkiego.
Sam świat przedstawiony jest ciekawy, i wszelkie nieścisłości należy przyjmować na zasadach baśniowości, ok. Dlatego też nie będę wytykać elementów, które wydały mi się „bez sensu”. Sama fabuła jednak prezentuje się dość naiwnie i niezbyt odkrywczo. Może oczekuję zbyt wiele? Po bohaterach również? Jak na razie najcieplejsze uczucia żywię względem prosiaka.
A ja tam uważam, ciągnąc dalej moje oldschoolowe skojarzenia tej serii, że Nanatsu kontynuuje „wspaniałe” tradycje zboczeń w japońskiej animacji. Na myśl przychodzą mi takie klasyki jak Yatterman czy Gigi (Dashu Kappei).
I tak, oczekujesz zbyt wiele, bo dla mnie prostota tej serii jest jej największym atutem i naprawdę wydaje mi się, że autor własnie to chciał osiągnąć, bo podobieństwa do niektórych „klasyków” są aż nadto wyraźne. Ja odbieram tę NnT bardzo ciepło, jeśli chodzi o mnie to trafiła we właściwą nutę.
Jako dodatkowy atut mogę też powiedzieć, że autor zamknął aktualną historię w mandze, choć wygląda na to, że seria będzie kontynuowana, przynajmniej na papierze. No ale dzięki temu jest szansa, iż seria nie zostanie nagle urwana…
Cieszę się, że użyłeś cudzysłowu XD Chociaż akurat Gigiego wspominam z wielkim rozczuleniem. kliknij: ukryte Taka piękna scena, gdzie uprowadzona spod prysznica Akane rozerwała łańcuchy, by okryć się ręcznikiem. Można wymieniać. W tym świetle kliknij: ukryte zdjęcie majtek osobie, która idzie, to żaden wyczyn xD
To straszne, oczekiwać zbyt wiele :| Nie twierdzę, że seria nie ma prawa się podobać, ale ja ciągle zastanawiam się nad problemami typu: „a jak pójdą w jakieś mroźne rejony, to dziewczyny ciągle będą biegać z tyłkami na wierzchu? Dianka na pewno nie ma w tym plecaku ciepłych majtek, o kocyku nie wspominając. bidulka”, albo „co je mama świnia?” :D
albo: kliknij: ukryte skoro grzeszki pierwsze zobaczyły zamordowanego ojca naszego ulubionego Gilthundera, to dlaczego w chwilę potem zostały zaatakowane? przecież nikt nie powinien o ich „zdradzie” wiedzieć. jeśli ciało zostało znalezione wcześniej, to z oczywistych względów nie można było grzeszków obwiniać. a jeśli ciało zostało znalezione po rozpierdusze, której ogrom pokazał nam pierwszy odcinek, to skąd się tam wziął Gilthunder? tak się włóczył po zamku, zamiast siedzieć z królewskimi dzieciakami i „strzec” księżniczki? :D no ale pal sześć, wiem, że jak raz coś przestanie pasować, to potem można się czepiać w nieskończoność :D Tak czy inaczej zgrzyta mi, nurzam się w oparach absurdu i bawi mnie nie to, co powinno, a to co powinno – nie bawi. Może to taki dzień, a może to seria nie dla mnie?
Jednego jestem pewna: gdyby to była gra komputerowa, to pewnie bym się zakochała. Ot, paradoks.
Fif
25.11.2014 22:38
Mam małe pytanko, czemu chcesz odpowiedzi na samym początku anime? Wszystko jest później wyjaśnione i to ma sens, gdyż oglądać anime znając wszystkie odpowiedzi kto zabił, kto zdradził i czemu tam był traci całkowity sens i frajdę, chociaż to tylko moje zdanie:).
Szczerze, musiałam sobie przeczytać swoje komentarze, bo już zapomniałam, co tam było. Nawet o anime zapomniałam xD A wygląda na to, że znowu muszę się tłumaczyć, ok…
Nie chcę odpowiedzi na samym początku anime, po prostu zawiązanie fabuły wydało mi się mocno na hurra, z przytupem, ale na bardzo chwiejnych podstawach. W moim odczuciu jest to przygodówka niższych lotów, na pewno nie do rozpamiętywania szczegółów, tylko „cieszenia się chwilą”. Skoro dosiadłam się do rozpamiętywania, to już nie potrafiłam się bawić, o brnięciu dalej w tę historię nie wspominając.
No cóż, zasadniczo z mojego punktu widzenia to większość anime jest na „cieszenie się chwilą”. Niestety doszedłem do momentu gdy oglądanie anime to dla mnie sposób na chillout po pracy, a nawet poważniejsze serie raczej nie zostawiają mnie z kłębkiem myśli. Zabrzmi to buńczucznie, ale wbrew moim wielu komentarzom na Tanuki, tak naprawdę już mało która seria robi na mnie wrażenie. Bardziej skupiam się na potyczkach słownych z ludźmi, którzy jak dla mnie za bardzo czepiają się pierdół i mają jakieś kosmiczne wyobrażenie o tym jak powinno wyglądać anime, czego im nie neguje, bo każdy tam czegoś słusznie oczekuje, ale bez przesady. Można mówić, że czasem „zaniżam standardy” (i podniecam się seriami, które wcale takie dobre nie są), ale po wielu latach ogladania wszelkiego badziewia ja szukam konkretnych rzeczy w anime (czy to klimatu, czy to elementów fantasy itp).
Natomiast w przypadku takich serii jak Nanatsu, które z powodzeniem realizują idee „lekkiej przygodówki” czuje się jak w domu, bo jak już mówiłem, poza samą lekkością pojawia się jeszcze element nostalgii, który jak sie okazuje, jest dla mnie ważny :P (to chyba ta tęsknota za dawnymi anime i tym jak jeszcze mało wtedy o świecie anime wiedziałem). To tak tytułem uzewnętrzniania się ;P
Możemy się teraz przepychać, która racja jest lepsza, który sposób oglądania anime bardziej właściwy i czego wypada szukać w każdej serii. Komuś wreszcie puszczą nerwy i zrobi się nieprzyjemnie. Nie widzę w tym sensu, zwłaszcza, że moje nerwy puszczają dość szybko ;p
Nie, nie ma takiej potrzeby. Mi się podoba, Tobie nie i taki wniosek wyszedłby zapawne z naszej ewentualnej długiej dyskusji ;P
Wcześniej napisałaś, że gdyby to była gra to by Ci się ta historia podobała. No właśnie, mi się pewnie podoba, bo cały czas mam przed oczami jakieś Chrono Trigger czy cuś :D
A co do fanserwisu, niestety taki mamy klimat :P Chociaż, jak teraz tak pomyslę, to dawne anime potrafiły być (czasem nawet bardziej) zboczone i to nawet te popularniejsze (np. pamiętacie jak Son Goku poznawał „z pomocą” Bulmy czym różni się chłopak od dziewczynki?). Ciekawe czy wtedy uważano to za fanserwis…
Ciekawe, że nikt nie pamięta, że Goku spał z głową na dziadkowych „kulach” xp wychowywał się w patologii, nie ma co się dziwić jego późniejszym zachowaniom.
No ja nie pamiętam xD za to Ty zdajesz się pamiętać same ciekawe rzeczy ;D
Nie wiem w DB mi tak jakoś ten fanserwis ewentualny ówczesny nie przeszkadzał, mało go było i był ewidentnym elementem komediowym.
Natomiast współczesny fanserwis to już element kluczowy wielu produkcji, i to w gatunkach nie kojarzonych nawet do tej pory z nim xp
Zaczął stanowić wartość samą w sobie i jest po to żeby być, najlepiej w dużych ilościach.
A twórcy nawet nie udają, że starają się przemycać go w postaci elementów komediowych xp a nawet jeśli jakiś ma rzekomo za takowy uchodzić, to i tak nieśmieszny xp
Nie pamiętasz, czego Goku szukał u Bulmy i nie znalazł? ;p To była dla niego prawdziwa trauma, biedne dziecko…
Amarette
26.11.2014 10:38 dobrego Fantasy mi brak :(
A ja sobie przypomniałam o tym anime przez twój komentarz bo też już zdążyłam o nim zapomnieć xD
Niestety kolejna seria Fantasy którą próbowałam oglądać ze względu na gatunek lecz niestety po kilku odcinkach straciłam do niej cierpliwość :(
Ktoś w której recenzji właśnie jednego anime fantasy napisał, że „na bezrybiu i rak ryba”... cóż, widać nie mam aż tyle dobrej woli bo nawet przymykając oko nie jestem w stanie przebrnąć przez większość tych współczesnych serii Fantasy :( zwłaszcza kiedy króluje w nich tak nachalny fanserwis
to anime wprawia mnie w stan permanentnego secondhand embarrassment
to bardzo trafne ujęcie sprawy -_-"
Poza tym, że zaintrygował mnie niezmiernie antagonista o uroczych różowych włosach x3 nie widzę tutaj wielu elementów mogących zaciekawić mnie na dłużej.
Zresztą już dawno stwierdziłam, że jeśli taki teoretyczny serialowy niemilec jak Gilthunder intryguje mnie bardziej niż nasz szanowny protagonista Meliodas to jest to seria nie dla mnie xp
A ja tam uważam, ciągnąc dalej moje oldschoolowe skojarzenia tej serii, że Nanatsu kontynuuje „wspaniałe” tradycje zboczeń w japońskiej animacji. Na myśl przychodzą mi takie klasyki jak Yatterman czy Gigi (Dashu Kappei).
Ale po co uciekać się do takich porównań?
Jak na moje oko to jest po prostu fajna bitewna przygodówka z elementami fanserwisu podanego w dość akceptowalnej formie.
Jak nigdy powiem, że wstawki z majtkami czy świnką nawet mnie śmieszą.
Dla chwili relaksu produkcja wręcz idealna.
Dobrą przygodówką człowiek nie pogardzi. Na plus można zaliczyć grafikę i całkiem dobrą muzykę, fabuła też wygląda nieźle. Na minus ending i Yuuki Kaji – nie trafiony głos Meliodasa, brzmi jak gimbus, zresztą i tak tego aktora nienawidzę, każde anime może przez niego obrzydnąć.
Cóż, Meliodas wygląda i zachowuje się jak gimbus, więc głos chyba pasuje idealnie XD swoją drogą, mocne słowa. Dziewczynę Ci ten seiyuu odbił, że aż go nienawidzisz?
A ja już myślałam, że Cię ukrzywdził jakoś :P *głask*
Obawiam się, że w tej kwestii nie dojdziemy do porozumienia. Moje „osobiste” doświadczenia z Kaji Yuuki Hime każą mi twierdzić, że on doskonale spełnia się w roli małego zboczeńca. Czepiać się mogę jedynie głosu Gilthundera – nie seiyuu, brońcie niebiosa, ale samej postaci. Brzmi tak monotonnie, że mam ochotę go kopnąć, żeby krzyknął i pokazał trochę życia xD Właściwie, to kopnąć należałoby prawie każdą postać. W celu ogarnięcia…
Póki co zapowiada się na przyzwoitą przygodówkę i do tego z całkiem przyjemną oprawą audio. Powiedziałbym, że nawet w nieco bardziej „klasycznym” stylu – co mnie bardzo cieszy.
A
zmrol
13.10.2014 22:05
Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że autor mangi zainspirował się serialem „Pirates of the Dark Water”:
[link] [link] [link]
Nieee, poza trochę „pirackim” designem Meliodasa nie wydaje mi się aby ta seria miała jakieś związki z „morskimi opowieściami”. Nawet nie wiem czy autor zna takie coś, jak upierasz się przy pirackich klimatach to prędzej bym się juz na twoim miejscu inspiracji w One Piece doszukiwał…
Jak już mówiłem, twórca ewidentnie wzorował się na twórczości Akiry Toriyamy (a raczej jego stylu graficznym), przecież to taki Chrono Trigger (ery średniowieczne) czy też Dragon Quest jak w pysk strzelił.
A tak pozatym seria jest naprawdę fajna, rzekłbym, że to taki oldschoolowy jRPG w wersji TV. Deadly Sins swym klimatem naprawdę mnie kupiło. Fabułą oklepana, ale jak fajnie zrealizowana to nie mam nic przeciwko. Protagonista „wymiatacz” jest uzasadniony, bo to „emerytowany” bohater, a nie ukrywam, że lubie takie postacie. Księżniczka też wzbudza moją sympatię, pomimo że to niedojda, ale jakaś taka znośna, a świnka ma w sumie celne komentarze, więc też ją polubiłem (fajny seiyu zresztą) :P
Po Bahamut i Garo to chyba trzecia moja ulubiona seria w tym sezonie…
zmrol
13.10.2014 23:02
Chodzi mi głównie o dizajn głównego bohatera. Jest tak charakterystyczny, że aż trudno, żeby był zupełnie przypadkowy – młodociany blondyn, posługujący się akurat złamanym mieczem, w dodatku wyruszający na poszukiwania czegoś lub kogoś w ilości większej, niż 1. Tu pozostałych sześciu grzechów, a tam trzynastu klejnotów. I tu i tam mamy magiczne gadające zwierzątko.
Po prostu takie miałem pierwsze skojarzenie.
Meliodas nie jest dzieckiem, co sam wiele razy podkreślał. Mimo że wygląda jak wygląda, to podejrzewam, że jest najstarszy z całej ekipy Grzechów kliknij: ukryte (oprócz Kinga i pewnie Gowthera, bo pierwszy jest wróżką, a drugi czort wie czym). W mandze jest tez wyjaśnione, dlaczego posługuje się złamanym mieczem – j kliknij: ukryte est zbyt overpower, żeby nosić normalny.
zmrol
14.10.2014 10:11
Meliodas nie jest dzieckiem, co sam wiele razy podkreślał.
I jak się to ma do tego, co wcześniej napisałem? Czy napisałem gdzieś, że jest dzieckiem? Nie. Napisałem tylko, że wygląda na młodocianego, podobnie jak główny bohater „Piratów Wód Czarnych”.
W mandze jest tez wyjaśnione, dlaczego posługuje się złamanym mieczem
I co z tego, że zostało wyjaśnione? Gdyby nie zostało wyjaśnione inaczej, niż Czarnych Wodach, to mielibyśmy wtedy do czynienia z plagiatem, a nie ze zwykłą inspiracją, nieprawdaż?
„Pirates od the Dark Water” to naprawdę kultowa kreskówka z początku lat '90. Tym bardziej kultowa, że nigdy nie skończona, przez co pozostawiająca po sobie niedosyt połączony z niesamowitą aurą tajemniczości, która idealnie wpisywała się w apokaliptyczny klimat tamtej serii.
Jeśli tylko Nakaba Suzuki oglądał tamtą bajkę (a miałby wtedy jakieś czternaście lat), to jak najbardziej mógł się wtedy nią zauroczyć, a teraz postanowił wykorzystać motyw ze złamanym mieczem.
Pewności nie mam, ale wydaje mi się, że japoński „rynek” serii TV w latach 80/90‑tych ubiegło wieku był raczej obojętny na zachodnią animację (tylko parę tytułów zdołało się przebić). Nawet jeśli takie np. Transformers przebiło się do nich, to i tak w zmienionej, japońskiej formie (na licencji Hasbro). To raczej my (Zachód) od nich braliśmy animację niż oni od nas. Zanim wypracowali swój własny styl wzorowali się co prawda na zachodniej animacji m. in. na bajkach Disneya (np. Osamu Tezuka), ale to było bodaj w latach 60‑tych…
Więc autor Seven mógł (ale nie musiał) kompletnie nie znać tego dzieła…
Ja uważam to za zbieg okoliczności, bo tyle tego, że łatwo znaleźć wszędzie jakieś podobieństwa.
Kolejne ciekawie zapowiadające się anime tej jesieni.
Głównie zainteresował mnie tu klimat i grafika. Przypomina mi trochę oldschoolowe RPG w stylu Dragon Quest lub Chrono Trigger, co jest dużym plusem, bo nostalgia robi swoje :) Sama grafa pełna szczegółów, naprawdę ładnie to wszystko wygląda. Na dodatek okraszone jest fajną muzyką.
Pewne motywy średnio mi tu pasują (np. ta świnia), ale zobaczymy jak anime się rozkręci. Na razie jest wysoko na mojej liście, a mangi nie będę tykał, żeby nie psuć sobie przyjemności (choć ciekawi mnie jak pójdzie fabuła i czy mi się spodoba)...
Przy muzyce Hiroyuki Sawano każde anime ogląda się o wiele lepiej. Według mnie, dużym minusem jest fanserwis. Na razie były tylko dwie takie sceny, ale boję się, że będzie tego wiele więcej.
Jak dla mnie zbyt cukierkowe.Fanserwis również rzuca się w oczy Technicznie nie równo.Pierwszy epizod nie rzucił na kolana:), jednak dam szansę tej serii :)
Może za wysoko, ale...
Raczej Merlin. W końcu to postać żeńska i jakimś wielkim spoilerem to nie będzie, skoro już w pierwszym odcinku, gdzie pokazywane są plakaty naszej siódemki, pokazana jest jako kobieta.
Recenzent ma rację że autor scenariusza starał się złapać zbyt wiele srok za ogon. Tylko czy w czasach kiedy bohaterowie mają jakąkolwiek historię jest to wadą? Odcinek z Dianą był bardzo dobrym przerywnikiem.
Osoby które twierdzą że ta seria jest pod jakimś względem wybitna zwyczajnie nie mają racji.
Główny zły po prostu niczym się nie wyróżnia w tłumie i sama walka była z nim nijaka. Nie sprawia wrażenia że bohaterowie osiągneli ważnego i zmierzają w jakimś tam kierunku.
Jeśli oceniamy całokształt to Nanatsu no Taizai wypada jako seria średnio‑dobra, w porównaniu do takich perełek jak.
No i muzyka na plus, wiadomo Hiroyuki Sawano jeszcze nie zawiódł.
Anime dla hipsterów
Nie jest więc chyba dziwnym, iż miałem wysokie wymagania co do tego anime?
Co mogę powiedzieć… Dla mnie nie był to nawet przeciętniak.
Było kilka fajnych postaci i… i… i w sumie tyle.
Na ogół nie wymagam fabuły od shounenów, bowiem doskonale zdaję sobie sprawę, że nie jest to najważniejszy element tego gatunku – shouneny mają zachwycać dynamicznymi walkami, nagłymi zwrotami akcji, sympatycznymi postaciami, ścieżką dźwiękową, animacją oraz fanserwisem. Jak wypada to w wypadku Nnt?
Pseudo znawcy od anime wysoko oceniali elementy walki w tej serii. Za wysoki plus uznawali fakt, iż postacie od samego początku seansu są nieludzko silne i brak tutaj „zbędnych” power‑up'ów w stylu tasiemców takich jak Naruto, Bleach czy Fairy Tail'a do którego to anime często jest porównywane.
Co ja o tym sądze? Cóż… Prowadzi to do tego, że każda walka wygląda praktycznie tak samo. Naprawdę. Było to pierwsze anime, w którym walki, chociaż na ogół bardzo krótkie, zwyczajnie przewijałem. Żeby nie być jednostronnym, było kilka fajnych momentów, ale jednak ostateczne wrażenie wypadło negatywnie.
Szczerze powiedziawszy to już stary i poczciwy Dragon Ball Z oferował znacznie lepsze pojedynki. Ponadto brak postępów w umiejętnościach bohaterów sprawiał, że punkt ten wypadł niezwykle monotonnie. Jednak shounen bez power‑up'ów to nie shounen.
Postacie na ogół były sympatyczne i ciekawe. Praktycznie każdy z „grzechów”, poza Meliodasem, wzbudzał moją sympatię. Polubiłem zarówno Diane, Bana, Kinga, a nawet Gowthera. Są oni ciekawi i oryginalni (no może poza Banem, ale postaci o tym archetypie, nie można nie lubić). Kreacje są bardzo w moim guście.
Dosyć ciekawym motywem było obsadzenie gigantki jako bohaterki pierwszoplanowej – jest to raczej rzadko spotykane.
Myślę, że jest to główna, choć chyba też jedyna zaleta tej produkcji.
Fabularnie? Jak mówiłem – fajerwerków nie ma, ale z drugiej strony nie oczekiwałem tutaj nie wiadomo czego. Zwykła historia o tych „złych”, którzy brani są za dobrych oraz o tych prawdziwych „dobrych”, którzy uznawani są za złych, przez manipulacje tych prawdziwych złych. Prosty i mający w sobie dużo potencjału schemat, który jednak według mnie, był znacznie lepiej ukazany w chociażby takim One Piece. Ciężko się tu też doszukiwać jakichś dziur fabularnych, bo historia jest tak prosta i prymitywna, że potrzebny byłby prawdziwy (anty)talent, by coś takiego zepsuć.
Jedyne moje „ale” to: kliknij: ukryte Skoro Gil przez cały ten czas był dobry, to po jakiego grzyba zapieczętował wodę w wiosce? W jakim celu to zrobił? Nie wiem jaką logiką posługiwali się twórcy, ale Hendrixen chyba nie domyśliłby się, że Gilthunder jest zdrajcą, gdyby po prostu powiedział „dobra wóda, nieźle mnie sponiewierało” i sobie z tej wiochy poszedł. Po co ta cała maniana z pieczętowaniem wody?
Poza tym, gdy kliknij: ukryte okazało się, że Hawk oraz „siostra księżniczki” dalej żyją poczułem się, jakby napluto mi w twarz. Już Dragon Ball lepiej wyjaśniał kwestie wskrzeszania postaci.
Ścieżka dźwiękowa także była często porównywana do soundtracku z Fairy Tail, w moich kręgach. Trudno powiedzieć o tym coś więcej, gdyż… cóż… no niestety, ale ludzie, na złość recenzentom, mają różne gusta :O
Osobiście stwierdzam jednak, że w FT muzyka wypadała lepiej.
Bardziej dynamiczna, bogatsza dźwiękowo oraz lepiej dopasowana.
Ta z NnT wydawała mi się strasznie jałowa. Nie mógłbym raczej wrzucić jakiegokolwiek utworu z tego anime na moją playlistę.
Wszyscy też chwalą fanserwis… Że niby nie przeszkadza w fabule, że dobrze wpasowany, że nie irytuje… Bla bla blah…
Jestem może dziwny, ale paradoksalnie mnie jednak miejscami irytował, a dodam, że nie jestem z tych, którzy mają awersje do golizny.
Częściowo miała to też być komedia (a przynajmniej takie wrażenie sprawia to anime). Mnie osobiście nie rozśmieszyła, jednakowoż jak długo oglądam anime, tak jeszcze przy żadnym się nie uśmiechnąłem, więc być może aspekt humorystyczny nie jest wcale zły, ale ja zwyczajnie nie nadążam za japońskim poczuciem humoru.
Posługując się internetowym slangiem, rzuciłbym „2/10”.
Jeżeli jednak miałbym postawić tej produkcji jakąś rozsądną notę, to mógłbym dać 6/10 – jest to ocena, którą na ogół przydzielam tworom „nieszkodliwym”. Inaczej mówiąc, produkcjom, które można obejrzeć jeżeli mamy bardzo dużo wolnego czasu i żadnych lepszych tytułów do sprawdzenia.
Streszczając – to nie jest wybitne anime.
Re: Anime dla hipsterów
Re: Anime dla hipsterów
Re: Anime dla hipsterów
Re: Anime dla hipsterów
Re: Anime dla hipsterów
Re: Anime dla hipsterów
Streszczając – jeśli anime podpadło po gust większości widzów, to jest niezaprzeczalnie dobre, a jeśli nie, to… nie jest dobre dla większości widzów.
Re: Anime dla hipsterów
Re: Anime dla hipsterów
Re: Anime dla hipsterów
Popularność serii ma się nijak do jej jakości. Odzwierciedla tylko i wyłącznie na co jest popyt wśród publiczności i co „się sprzeda”.
Re: Anime dla hipsterów
„jeśli anime podpadło po gust większości widzów, to jest niezaprzeczalnie dobre, a jeśli nie, to… nie jest dobre dla większości widzów”
Tak – popularność SAO i SnK świadczy jednoznacznie o tym, że te produkcje są dobre. Zauważ, że średnie oceny najpopularniejszych serii oscylują na poziomie 80‑90%. Niemożliwe, żeby słabe anime utrzymywało taki wynik (i związaną z tym popularność) po osądach kilkuset tysięcy widzów!
Pisząc inaczej. Słabe anime NIGDY nie uzyska dużej popularności. Dobre anime w sprzyjających warunkach MOŻE być popularne. Popularność zawsze jest związana z jakością danego tytułu. Niepopularność już nie jest tak jednoznaczna.
Re: Anime dla hipsterów
Re: Anime dla hipsterów
Re: Anime dla hipsterów
Re: Anime dla hipsterów
Porównania do sytuacji filmów kinowych jest chybione. Zestawienia na portalach skupiających amatorów anime mają całkowicie inną naturę. Nie ma tu krytyków i zasłużonych znawców tematu (no chyba, że samozwańczych ;) ), więc każdy przyznaje równowartościowe nagrody wedle własnego uznania, jakkolwiek ekstremalne lub typowe by nie było. Każdy może obejrzeć anime jakie chce i kiedy chce. Na dodatek sami użytkownicy prowadzący swoje statystyki na takich portalach to specyficznie ukierunkowana grupa widzów, a nie jacyś losowi odbiorcy dóbr kulturowych. (Może w samej Japonii taka analogia miała by sens, ale w pozostałej reszcie świata.)
Jeżeli rzeczywiście większość ludzi ocenę 7/10 traktuje jako ocenę „średnią” to będę musiał przyznać Ci rację, bo w tym przypadku wynik niektórych anime może być przekłamany. Ale naprawdę trudno mi jest w to uwierzyć. Oceny na serwisach są jednoznacznie opisane, np na MAL 7 to „Good” (na Tanuki to „Dobra seria”), a 5 to „Average” (tu: „Przeciętniak”). System 10‑punktowy jest bardzo intuicyjny i wygodny w szacowaniu, więc nawet bez tych oczywistych wskazówek trudno byłoby się aż tak pomylić w skalowaniu oceny.
Re: Anime dla hipsterów
Poza tym jak wyjaśnisz fakt, że na MALu to nieszczęsne SAO ma następujące oceny od 10 najbardziej pomocnych (z największą ilością „helpful”): 7, 4, 3, 3, 2, 5, 1, 7, 9, 2. To co, ludzie uważają, że jest dobre, bo większość oceniła dobrze, ale ludzie uważają też, że jest słabe bo zgadzają się z recenzjami, które mają negatywną ocenę. Jak żyć?
Oho widzę te mityczne „odbiorcy anime to specyficznie ukierunkowana grupa widzów.” Nie prawda, to ci sami ludzie, którzy grają na kompie czy idą zobaczyć najnowszych Avengersów w kinie, więc porównanie jest jak najbardziej na miejscu. Przedstawia ono w jaki sposób myśli i czego chce ogół społeczeństwa. Jak myślisz dlaczego takie Call of Duty czy Fifa sprzedaje się w chorych nakładach pomimo ewidentnych braków tych produkcji?
Zerknij na wszystkie recenzje na Tanuki, jest tego 55 stron. Czyli gdzieś w połowie 27 strony recenzji powinny być „średnie” serie mające ocenę 5.5. Pudło, według rankingu użytkowników to 6.12 a recenzentów 5. Czyli ogół społeczeństwa zawyża swoje oceny (a recenzenci mogą być oskarżeni o zaniżanie, ale to inna sprawa).
Re: Anime dla hipsterów
A co do recenzentów to mamy 37 stron, w połowie 18 strony wychodzi 6.33.
Z tego można wyciągnąć dwa wnioski:
1) „średnią” oceną jest około 6.5, a nie 5.5 jak wychodzi z matematyki i logicznego myślenia,
2) ludzie zawyżają swoje oceny i sztucznie ograniczają swoją skalę ocen (np. 5 dla nich to będzie słabe anime).
Jak widać, jest gorzej niż na początku pisałem.
Re: Anime dla hipsterów
Dla podsumowania: średnią oceną (a raczej medianą) na Tanuki jest około 6.5 (biorąc pod uwagę i oceny użytkowników i recenzentów), a ilość pozycji ocenionych poniżej średniej (w dziesięciostopniowej skali jest to 5.5) stanowi jedynie 8% ilości wszystkich pozycji. Jednoznacznie świadczy to o tym, ze statystyczny widz mocno zawyża swoją ocenę i nie używa pełnej skali ocen.
Niestety, średniej arytmetycznej nie chce mi się liczyć, ale patrząc na te dwie zależności stawiam że wyjdzie gdzieś między 7 a 7.5. Kolejny dowód na trafność mojego stwierdzenia.
Czyli skoro ustaliliśmy już, że statystyczny widz nie korzysta z 10‑stopniowej skali tak jak powinien, możemy również tym samym obalić Twoją tezę, że popularność = jakość. Jakość = jakość i nic innego.
Trochę się rozpisałem, ale wciągnęła mnie dyskusja.
Re: Anime dla hipsterów
Ocena „5” jest nazwana oceną „średnią”, więc dlaczego średnia miałaby plasować się w 5.5, a nie 5.0? Skala 10‑stopniowa z „5” jako ustaloną średnią jest skalą niesymetryczną i wtedy średnia nie musi plasować się „w połowie”.
Z wnioskiem się zgadzam, ale nie z metodą dotarcia do niego. Średnia ludzi powinna wynosić 5.0 tylko przy losowym doborze tytułów, który musiałby poskutkować powstaniem rozkładu normalnego. Przy doborze nielosowym, na który wpływają polecanie przez innych, sugerowanie się gatunkami, sprawdzanie trailerów i grafik promocyjnych realną docelową średnią (i medianę) można oszacować na 5.5‑6.5, może nawet wyżej – w zależności od charakterystyki tego doboru. Dopuszcza to możliwość, że obecne średnie wcale nie są zawyżone, ale subiektywne doświadczenie podpowiada mi co innego.
Co do tych list na Tanuki – mediany powinieneś szukać nie w połowie 16/18 strony, lecz w połowie 17/19 strony, ale to szczegół. No i to nie są recenzje, ale wszystkie tytuły w bazie. Oceny też nie są recenzentów konkretnych tytułów, ale całości redakcji, która akurat go widziała.
To jest błąd zapisu i błąd logiczny. Obserwator twierdzi, że „niejakość => niemożliwa popularność” i z tego wynika „możliwa popularność => jakość”. Czyli twierdzi, że jeśli coś ma potencjał do bycia popularnym, to jest dobre, co zresztą podkreślał. Nie oznacza to jednak, że wszystko co popularne musi być dobre – bowiem popularność może wynikać z czego innego niż wspomnianego potencjału, np. marketingu. Dlatego wniosek Obserwatora: nie wynika z przesłanek, ale nie wydaje się on twierdzić tego, co próbujesz mu wmawiać.
Ogółem wszystko się rozbija o definicję tego, co uznajecie za dobre anime. Obserwator ją określił i można się z tym nie zgodzić, ale jest to u podstaw spójne rozumowanie (późniejsze błędne wnioski z niego nie wynikają). Ty używasz „dobre” i „jakość”, nie określiwszy, co przez to rozumiesz, więc to takie półsłówka, które można stawiać w sprzeczności do wszystkiego.
Definicja Obserwatora jest okej, jeśli chciałoby się ustalić, co oznacza dobre „dla wszystkich”. Ma sporo wad w postaci wpływów na ocenę innych rzeczy niż seans, ale nie ma powodu do jej podważania. Osobiście jednak uważam, że większość oglądających ma słabe porównanie do innych tytułów, nie skupia się przy oglądaniu wystarczająco, żeby coś rzetelnie ocenić. itp. i dlatego na własne potrzeby nie zgadzam się z takim rozumowaniem, ale akceptuję je jako prawidłowe.
A co do głównego komentarza, pod którym ta dyskusja – bardzo bawi mnie, że autor ochrzcił Nanatsu „anime dla hipsterów”, zważywszy na jego popularność…
Re: Anime dla hipsterów
Masz racje co do doboru losowego, ale o tym co mówisz świadczy też te 8% ocen „poniżej średniej”. Od razu stwierdza to, że rozkład ocen jest mocno przeciążony w jedną stronę, co jest wynikiem doboru nielosowego (wpływu innych czynników).
Jak tylko zobaczyłem, że skomentowałeś, wiedziałem, że znowu będzie o definicji jakości :D Więc od razu mówię, że uważam, że pewne rzeczy mogą być obiektywnie dobre i nie wszystko jest subiektywne. Dobre oczywiście znaczy „dobre dla mnie”, ale nie ograniczałbym się aż tak. Powiedzmy dobre dla części widzów, która (tak jak powiedziałeś) nie ma „słabego porównania do innych tytułów, nie skupia się, itp.”.
Definicja obserwatora ma się nijak z rzeczywistością, bo nie istnieje coś co jest „dobre dla wszystkich”. Można to stopniować mówiąc „dobre dla większości” albo „dobre dla ogółu”, ale jaki to ma sens skoro już ustaliliśmy, że ogół jest ograniczony?
Moja metoda była łopatologiczna, ale miała tylko zaznaczyć jaki jest trend w ocenianiu.
Zgadzam się natomiast w 100% z ostatnim stwierdzeniem, bo patrząc na znajomych z różnych krajów to Nanatsu no Taizai jest wszystkim tylko nie anime dla hipsterów :D
Re: Anime dla hipsterów
Cóż, nie chciałem się powtarzać z tą jakością, ale (znowu) widzę, że (znowu) wynika nieporozumienie ze stosowania tego samego określenia w lekko zmienionych znaczeniach. Tym bardziej, jeśli po jednej stronie jest widoczne, co to oznacza, a druga ze swoim niejasnym określeniem brnie w dyskusję, starając się udowodnić, że ten pierwszy się myli…
Definicja Obserwatora to określenie, czym jest „dobry tytuł” (mniemam po wypowiedziach, bo wprost tego nie określił, a jedynie pokazał, jak się takie tytuły rozróżnia) – nie wiem, jak chcesz to porównywać z rzeczywistością, skoro nie rozpoznasz rzeczywistości bez definicji. I to się nie opiera dosłownie na wszystkich oglądających – dlatego umieściłem „dla wszystkich” w cudzysłowie; opiera się na jak największej grupie oglądających.
Re: Anime dla hipsterów
Dlatego właśnie uściśliłem swoją definicję do „dobre dla wszystkich wyrzucając każualów” :D Oczywiście jest to definicja mocno abstrakcyjna, a wręcz w pewnym sensie utopijna, ale nie bardziej niż „dobre dla wszystkich”.
Re: Anime dla hipsterów
Przeciętniaki są gdzieś między 6 a 7. „Piąteczki” i niżej to już słabe tytuły. Dobre zaczynają się od „ósemki”. System dość prosty i intuicyjny. Sam tak oceniam, bo niskie oceny to bardziej pasują pod wartości skrajne niż średnią jaką taką.
Re: Anime dla hipsterów
Nie będę się odnosił do poszczególnych osób i postów, ponieważ za dużo tego tu jest. Zamiast tego, odniosę się do kwestii, które mnie najbardziej interesują.
Po pierwsze – ludzie nie wykorzystują pełnej skali ocen z bardzo prozaicznego powodu, a mianowicie, większość z nas nie ma skłonności masochistycznych i nie robi czegoś, czego nie lubi robić. Więc skoro jakieś anime nam się nie podoba, to porzucamy je. Utarło się jednak (według mnie całkiem słusznie), że by ocenić jakiś twór, wypada znać go w całości (ocenianie całej produkcji jedynie na podstawie jej części jest bezsensowne i głupie). Z tego powodu, znaczna część ocen to oceny powyżej siódemki – czyli anime, które jesteśmy w stanie bezboleśnie obejrzeć do końca i które dają nam chociaż trochę funu.
„Streszczając – to jest świetne anime, lecz nie podpadło pod Twój gust.” Idąc tym tokiem myślenia, możemy dojść do wniosku, że wszystko anime są świetne. Że co, że nie spodobało się miliardowi osób? Po prostu nie przypadło im do gustu, ale anime jest świetne. No bo jak miarodajnie ocenić jakąś „sztukę”? (czy to album muzyczny, film, anime, komiks, obraz, książka, wiersz lub jeszcze inna kategoria)
„Czy popularność SAO czy Attack on Titan to niezaprzeczalny dowód na to, że są po prostu dobre? [...] "
Tak. Oczywistym jest, że popularność nie jest dobrym wyznacznikiem tego czy anime jest dobre – takiego wyznacznika zwyczajnie nie ma! Nie istnieje! Nie jest to opinia recenzenta, nie jest to opinia Wojtka, Pawła, Piotrka, Anety czy też Sławomira i nie jest to też średnia ocen widzów. Jednakowoż to właśnie wspólna opinia dużej grupy widzów jest najbardziej miarodajna ze wszystkich – pójdźmy prostym tokiem myślenia: w życiu realnym jedynym wyznacznikiem tego, czy coś jest głupie(słabe) bądź mądre(dobre) jest to w jakim stopniu to coś spełnia swój cel. Jaki cel ma anime? Różny. Komedia ma rozbawić widza, romans wzruszyć, horror przestraszyć itd. Niestety ponownie pojawia się tutaj truizm „ej, ale przecież każdy ma własny gust i np.: mnie ta komedia nie bawi”... Jaki jest więc czynnik, który pomógłby możliwie najbardziej miarodajnie ocenić, czy owa produkcja jest dobra? Odpowiedź jest prosta: money! No może nie do końca… Ale powiedzmy, że oglądalność już tak. Bo jeżeli produkt A przypadł do gustu milionowi osób, a produkt B przypadł do gustu dziesięciu osobom, to czyją decyzją się pokierujesz przy wyborze (przypuszczając, że obydwa są tak samo znane)? Celem tworzenia sztuki (przyjmijmy na chwilę, że anime jakąś tam niszową sztuką jest) jest także zarabianie pieniędzy i jest to niezwykle prosty w ocenie czynnik – im więcej dany twór zarobił pieniędzy, tym jest lepszy.
I podkreślam „możliwie najbardziej miarodajnie” „oczywistym jest, że popularność nie jest dobrym wyznacznikiem”. Dopóki wszyscy ludzie na ziemi nie będą mieli tej samej opinii i takiego samego gustu i w ogóle dopóki wszyscy nie będziemy klonami, nie będziemy w stanie sensownie oceniać żadnych utworów.
>no a czo z ssało i atakiem tytanów? też są dobre bo popularne?
Widocznie tak. Przypadły do gustu większości – nie tylko są popularne, ale zbierają też wysokie noty od przeciętnego kowalskiego. Przypominam, że celem twórców, nie jest zadowolenie wysoce wykwintnego gustu pana konesera japońskiej animacji. Ich celem jest zdobycie jak największej popularności, wśród jak największej ilości widzów. Jeżeli im się to udaje, to ich anime można uznać za dobre (spisało się, jeżeli można tak powiedzieć), jeżeli nie, cóż… Ich twór zawiódł, nie spełnił oczekiwań, a w łopatologicznym rozumowaniu – był słaby.
Gusta i guściki są różne, ale pieniądze zawsze liczy się tak samo :D
„Nie przytoczyłeś sensownych argumentów, powiedziałeś tylko, że popularność = jakość. Zobacz najlepiej zarabiające filmy z danego roku i porównaj z nominacjami do oskara. Nie pokrywa się co?”
A co jeżeli stwierdzę, że te popularne filmy są genialne, a ludzie od oskarów to bezguścia? Nie ma osoby, która byłaby w stanie wydać święty osąd w sprawie jakiejś produkcji. Nosz kurczaki nie ma!
>bo on ma dużo doświadczenie i obejrzał dużo filmów i zna się na tym…
I co z tego? To w dalszym ciągu opinia jury, które decyduje oskarach – zwykła opinia, która od mojej czy twojej, różni się tylko tym, że jej autor, uznawany jest za znawce, co, uważaj (XD), też jest tylko czyjąś opinią XDXDXDXD
TL;DR:
-Nie ma czegoś takiego jak „dobre anime” lub „słabe anime”, wszystko to tylko nasze osobiste odczucia.
-Nie ma znaczenia kim jesteś, twoja opinia nie jest ważniejsza niż kogokolwiek innego.
-Liczba sprzedaży i popularność > czyjakolwiek opinia
No ale cóż… TO TYLKO MOJA OPINIA XDXDXD
Re: Anime dla hipsterów
Cóż… Muszę dokładniej czytać moje wypociny przed ich publikacją.
Re: Anime dla hipsterów
TL;DR
- W swoim wywodzie całkowicie pominąłeś czynnik tzw. „hype'u” i „hate'u”
Re: Anime dla hipsterów
Re: Anime dla hipsterów
Re: Anime dla hipsterów
Od siebie dodam jeszcze to, że ciężko jako jakikolwiek argument w tej dyskusji podać „pieniądze” albo „sprzedaż”. Rynek w Polsce w zasadzie nie istnieje jeśli chodzi o anime (a rynek mangowy dopiero się odradza). Więc ten argument nie ma sensu.
Tak samo mówienie, że anime są tworzone tylko po to, żeby się sprzedały też mija się z celem. Są anime tworzone dla sztuki i są takie tworzone dla hajsu, więc ten wyróżnik jest dosyć słaby. Szczególnie jeśli z góry wiemy, który typ jest popularniejszy i lepiej się „sprzedaje”.
Re: Anime dla hipsterów
„Są anime tworzone dla sztuki”
A sztuka jest tworzona dla pieniędzy. Nie bardzo wiem nawet jaki argument tutaj wtrącić… Być może jestem zbyt nieufny, być może mój tok myślenia jest spaczony, ale nie jestem w stanie uwierzyć w japońskich animatorów tworzących dla sztuki, z pasji i pragnących nas czegoś nauczyć, coś nam pokazać, stworzyć coś nowego. Anime jako sztuka jest tworem wysoce czasochłonnym i kosztownym w produkcji. Ktoś kto tworzy anime tylko dla sztuki i nie mając zupełnie na celu dobre sprzedanie swojego produktu jest… Cóż… Bardzo nierozsądnym człowiekiem i przyszłym bankrutem, posługując się możliwie najdelikatniejszymi eufemizmami.
„Szczególnie jeśli z góry wiemy, który typ jest popularniejszy i lepiej się sprzedaje”
O ile dobrze pamiętam, to przed powstaniem SAO nie wiele było anime o VR. Ponadto gatunki takie jak gore/dark fantasy nigdy nie były zbyt popularne przed tytanami (owszem było sporo popularnych tytułów, ale raczej żaden nie osiągnął takiego hype'u jak SnK).
Czyżby byłby to produkcje „stworzone dla sztuki”, którym po prostu udało się przebić?
No ale to taka bardzo luźna dygresja.
I kolejna dygresja, która naszła mnie pod koniec pisania i którą zatruję Ci resztę dnia zmuszając Cię do rozmyślania nad tym tematem.
„Godzilla” była filmem, którego przesłanie było niezwykle proste do zrozumienia „bomby atomowe są złe, nie zrzucajcie ich na Japonię pls”. Można więc chyba zrozumieć, że Japończycy przerażeni potęgą broni jądrowej, byli niezwykle zachwyceni
filmem, który popierał ich rozumowanie – mówił to o czym w jakiś tam sposób myśleli mieszkańcy Japonii. Film miał przesłanie, ale jednocześnie strasznie dobrze się sprzedawał. Przypadek? Nie, albowiem to właśnie owo przesłanie w dużej mierze rozpoczęło popularyzację tego filmu (owszem były też inne czynniki).
Anime tworzone dla „sztuki” to bardzo często produkcje pokroju „Akiry” (1988 rok – trwa zimna wojna). Zawierające w sobie podprogowe informacje działające na naszą świadomość i podświadomość. Reprezentują pewne stanowisko, z którym się zgadzamy i które popieramy. Adam Mickiewicz niezaprzeczalnie był wielkim artystą… O czym pisał?
O walecznych Polakach i o tym jaki jego naród jest wspaniały.
Tak bardzo kochał ojczyznę? Może. A może Polacy będący w dużej mierze jego odbiorcami, po prostu pragnęli twórczości Mickiewicza? Nie mówię, że „poezja romantyczna gud biznys”, ale z całą pewnością nie można zaprzeczyć, że przyniosło mu to ogromną popularność w kraju. Dzisiejsza młodzież nie kocha Mickiewicza. Nie walczymy o niepodległość, nie jesteśmy romantykami, nie bijemy się z „ruskami” – przesłania zawarte w utworach Mickiewicza do nas nie trafiają. Są przestarzałe. Podobnie też jak z biegiem czasu do Japończyków przestały trafiać przesłania o wojnie, bombach atomowych itp. Dzisiejsi Japończycy mają inne problemy… Np.: jak wyznać miłość swojemu/swojej senpai!!1!111 (żart żartem, ale w sumie tyle można wywnioskować z dzisiejszej twórczości – kolejny interesujący temat do rozmyślania).
Co ty o tym sądzisz? Czy anime tworzone dla sztuki, to ambitne serie tworzone z myślą o edukowaniu, czy tylko relikt przeszłych czasów w których Japończycy przejawiali inny tok myślenia oraz mieli inne potrzeby?
I uprzedzając odpowiedź: tak, wiem, że pewnie gdzieś tam wciąż powstają serie ambitne.
Re: Anime dla hipsterów
Są autorzy, którzy w ten sposób tworzą (a przynajmniej ja wierzę, że tworzą) – Masaaki Yuasa, Katsuhiro Otomo, śp Satoshi Kon czy nawet Hayao Miyazaki.
Ale czy SAO stało się popularne bo było o VR, czy dlatego, że trafiło w demografię? Protagonista, który wymiata w grze MMO, ma wianuszek dziewczyn dokoła siebie i nie robi nic tylko to o czym marzy przeciętny piętnastolatek. Zważywszy na to, że cały system gry został potraktowany po macoszemu, skłaniam się jednak ku tej drugiej opcji.
Całe lata 90‑te to wysyp gore OAVek. Wszystkie robione na jedno kopyto. A z bardziej współczesnych rzeczy – Elfen Lied, niesławne „gore mojego pokolenia”.
Wiesz czemu te starsze serie nie są tak popularne jak AoT czy SAO? Bo anime przeżyło bum w popularności parę lat temu. Powoli przechodzimy do mainstreamu, a w związku z tym liczba ludzi oglądających anime się zwiększa w zatrważającym tempie. A tacy nowi sięgają po to co obecnie jest na topie, a nie 10 lat temu. Mam wielu znajomych na uczelni, którzy z anime mają niewiele wspólnego, ale AoT widzieli. I jeszcze jak im się podobało! Mało który z nich sięga po starocie (może za wyjątkiem klasyków jak Bebop czy NGE), jadą później z sezonówką i tym, co akurat jest najbardziej hajpowane. Stąd też ogromne różnice w popularności. Kiedyś o nowym super anime musiałeś się dowiadywać pokrętnymi sposobami, a teraz odpalasz Tanuki, ANN czy MALa, przeglądasz LiveCharty i masz jak na dłoni wszystko co chciałbyś obejrzeć, możesz zobaczyć trailer, a potem tylko odpalasz streama i heja. Dlatego, jeszcze raz powtórzę, popularność danej serii nijak się nie ma do jej jakości.
Masz absolutną rację, że przesłania niektórych „klasyków” są już przestarzałe i nieaktualne. Są jednak również przesłania ponadczasowe.
Dzisiejszy Japończyk ma różne problemy i sprowadzanie ich do „notice me senpai” to właśnie efekt tego czym jesteśmy zalewani w każdym sezonie. A jesteśmy tym zalewani bo się sprzedaje. A sprzedaje się bo jest to czysty eskapizm w najprostszej i najbardziej przystępnej postaci, który taki Kowalski‑san łyknie w ogromnych ilościach. Nie łudźmy się, przeciętny japoński widz jest równie przeciętny co przeciętny polski, niemiecki czy amerykański – zależy mu na rozrywce, nie na przesłaniu.
Anime, a ogólnie „sztuka” tworzona z ambicją i morałem to nie jest relikt przeszłości, bo problemy, z którymi się borykamy zmieniają się, ale nie znikają. Żyjemy jednak w społeczeństwie konsumpcyjnym, które potrzebuje tylko jeść, spać i chrapać, któremu wystarczą proste rozrywki za bardzo nie obciążające mózgownicy.
Dobra, o tym, że „poważna sztuka” może również być sprzedajna już mówiłem, więc chyba wszystko. Rozpisałem się, ale uwielbiam takie dyskusje :D
Tak tylko jeszcze dodam na odchodnym: nie mam nic przeciwko rozrywce, wręcz przeciwnie, uwielbiam wszelkiego rodzaju rule of cool i inne takie. Mam wiele przeciwko oglądaniu tylko takich typów serii i ograniczaniu się :D
Nanatsu nie jest przygodówką z najwyższej półko, lecz jednocześnie potrafi idealnie wciągnąć widzów w wir fabuły. Na dobrą sprawę, fabuła też niezbyt głęboka, ale najważniejsze, że intrygująca! :D
Mimo wszystko serię napędzają postacie i są one absolutnie zarąbiste! xD Meliodas jako taki mały zboczeniec xD Jego chyba lubię najbardziej. Gościu idealnie trafia w moje gusta. Nie dość, że system rozwala, to świetny z niego element komediowy xdd Gdzieś pod spodem ktoś napisał, że Ban będzie miał masę fanów, a Elizabeth nikt nie będzie lubił. Cóż, u mnie jest zupełnie na odwrót xD Ban mnie tak niemiłosiernie wkurza momentami, choć niezawsze. Elizabeth zaś w ogóle mi nie przeszkadza. Widywałam już bardziej irytujące dziewoje i naprawdę nie wiem, za co można jej nie lubić. Gowther – tego pokochałam od pierwszego wejrzenia xD Jego nieumiejętność rozpoznania atmosfery tak niezmiernie mnie bawiła, że chichotałam jak chora psychicznie xdd kliknij: ukryte Szkoda, że w drugim sezonie zrobi się tak problematyczny (potwierdzone info z mangi).
Kreska mi w ogóle nie przeszkadzała, mimo swojej specyficzności, a animacja była równomierna i płynna, dzięki czemu sceny walk sprawiały piorunujące wrażenie! ^^
Podobały mi się tylko pierwszy opening i ending. Drugie nie miały już tego kopa.
Cóż, jeśli drugi sezon będzie wiernie trzymał się mangi, to szykuje się naprawdę epicka kontynuacja :D
Od dawna uważam Tanuki za opiniotwórczy portal, nie za recenzencki.
Teoretycznie więc dałoby się, w przypadku anime którego nie oglądało wiele osób, napisać recenzje bez oglądania całości, wystarczy unikać szczegółów, które mogłyby nas zdemaskować i nie szaleć z oceną.
Dlatego według mnie lepiej jest czytać komentarze (każdy zawiera mniej informacji niż recenzja, ale pochodzą od osób od różnych gustach). Można też korzystać z ocen osób, których preferencje lepiej znamy np. koleżanki.
Ale żeby nie było offtopu to jeśli masz informacje z mangi zapytam się, ale bez szczegółów, czy kliknij: ukryte pojawia się jakiś romans między Gowtherem i Guilą oraz Banem i Jericho? Czy Guila otwiera kiedyś oczy i jak może walczyć mając je zamknięte?
A Ban miał mieć dużo fanów bo reprezentuje popularny typ męskiego bohatera‑łobuza, podczas gdy Elizabeth raczej nie grzeszy intelektem i miała być słodka, a dużo ludzi tego nie lubi.
Wiem, że nie powinnam sugerować się „recenzjami” z Tanuki, ale czasami jest to silniejsze ode mnie, naprawdę.
Co do twoich pytań:
kliknij: ukryte 1. Między Guilą i Gowtherem pojawia się coś na kształt romansu, ale nie jest to w żadnym wypadku nic dobrego. Mimo wszystko Gowther to Gowther i ma trochę zryty tok rozumowania.
kliknij: ukryte 2. Relacje Bana i Jericho stopniowo ulegają poprawie (z „nie znoszę cię i w ogóle weź wyjdź” przechodzą na etap „w sumie, nie przeszkadza mi” xD), ale nie liczyłabym na coś więcej ze strony Bana. Zwłaszcza, że ona wróciła, przywołana czarną magią.
3. Guila ma oczy zamknięte, bo to część jej wyglądu, ale widzi normalnie xd (Trochę jak Brook z Pokemonów xD)
uwagi do recenzentki
Re: uwagi do recenzentki
No i nie każdy czyta mange.
Re: uwagi do recenzentki
Re: uwagi do recenzentki
Zupełnie jak za starych czasów gdy oglądało się anime na RTL 7 :)Tak bardzo, bardzo bym chciała by wyszła druga seria. No bo przecież nie mogą tak tego skończyć. kliknij: ukryte Chcę poznać ostatni grzech i dalsze losy bohaterów.
Co do samego anime – czułem tu mocną analogię do Naruto. Nie wiem – może sobie wmówiłem, może rzeczywiście tak jest, jednak wiem, że w każdym z bohaterów potrafiłem odnaleźć coś z mangi o blond‑dresie ( kliknij: ukryte szczególnie last boss – no czy on nie wyglądał jak Obito, gdy był Jinchuriki Juubiego? Oo). Szczerze, to chciałbym, żeby WŁAŚNIE tak wyglądał Naruto od poenwgo momentu. Więcej nawalanki, mniej pseudo‑psychologicznej gatki i używania Friend no Jutsu na każdym bez potrzeby. Jest dobry – zostawić. Jest zły – nie szukać na siłę w nim przyjaciela, tylko po prostu zabić. Tak, to mi się w tym anime najbardziej podobało. No, może po za postacią Gowthera – ludzie, jaki on był genialny! I ta moc! Głównie z jego powodu chcę przeczytać mangę ( kliknij: ukryte bo w końcu, to czym on jest?).
Osobiście polecam, nie ma co rozpisywać sie na temat kreski, muzyki, fabuł itp, itd. – to trzeba zobaczyć.
No i jak już wcześniej ludzie pisali – ta radość, gdy główyn bohater zamiast 'kolekcjonować siłę', to kolekcjonuję drużynę, bo i tak posiada wystarczająco mocy, żeby zniszczyć samodzielnie królestwo <3 Oughhhh, rozpływam się.
Chociaz jedna rzecz mnie drazni przez cala serie, kliknij: ukryte meliodas podobno ma byc jakis super potezny a jakos ani razu tego nie widac. nawet jak sie rozkreci to jest szybko gaszony a to przez gilthundera, pozniej helbrama i ewentualnie najwiekszego zlego, po czym dzieja sie cuda, moc znikad i dopiero daje rade cos zrobic…
Meliodas zwyczajnie jest na poziomie Bana, Gowthera czy Diane, dopiero po uwolnieniu swoich demonicznych mocy jego moc staje się większa, ale im więcej jej uwalnia, tym bardziej zaczyna ona przejmować nad nim kontrolę, dlatego najwidoczniej stara się z niej nie korzystać.
Cain dodatkowo twierdzil ze meliodas nie uzywa prawdziwej broni bo jest zwyczajnie zbyt potezny a jakos z nowym mieczem rowniez furory nie robi.
Wyglada to tak jakby na sile budowano napiecie podczas walk ktore bohaterowie powinni lekko wygrac jakby zaczeli uzywac swoich umiejetnosci, hellblaze?? nie po co, snatch?? pokazane w jednej scenie zeby uwidocznic wspanialosc meliodasa, nigdy pozniej nie uzywane, diane ciskajaca kawalami ziemi?? nie po co, king mogacy leczyc innych?? no nie wiem czy to moze sie przydac.
Ze pejn and de pleżer ol kom tugedherr! Ders noł rizon łaj!
Polecam z czystym sumieniem tym co życzą sobie czystej, niewymagającej rozrywki (bo nawet dhramatów tu nie uświadczymy). Rozrywka fanatsy RPG (ups!) w najczystszej postaci. Łosiem na 10 jak w papę strzelił!
Re: Ze pejn and de pleżer ol kom tugedherr! Ders noł rizon łaj!
Postaci może nie mają jakoś szczególnie skomplikowanych charakterystyk(z kilkoma wyjątkami), jednak większość z nich posiada bogatą przeszłość i kieruje się jasno wyznaczonymi ideałami. Meliodas jest typowym „radosnym” bohaterem, który w kieszeni zawsze ma jakieś rozwiązanie – zazwyczaj tacy bohaterowie są albo nużący albo irytujący na dłuższą metę, natomiast jego charakter natomiast całkiem nieźle kontrastuje z resztą siedmiu grzechów(członków). Można też rozpisywać się o reszcie ale oprócz Bana i Kinga tak naprawdę nic o nich nie wiadomo – są to po prostu członkowie grupy 7 grzechów głównych cechujących się nadludzką siłą/mocą i wszyscy jakimś cudem zebrali się pod wodzą Meliodasa. Są jeszcze oczywiście święci rycerze, rodzina królewska i kilka postaci pobocznych ale zbyt ich dużo, żeby opisywać z osobna. No i jeszcze pozostaje fenomen gadającej świni, czyli ala' maskotki serialowej, której pochodzenia nikt nie raczył wyjaśnić.
Fabuła – szczerze mówiąc po kilku pierwszych odcinkach spodziewałem się czegoś bardziej interesującego i skomplikowanego, koniec końców jednak okazuje się, że jest to stereotypowa walka ze złem; przedstawione biografie postaci były o wiele ciekawsze, niż wątek główny. Podejrzewam, że historia połączenia grupy i ich wspólne(wcześniejsze) wypady byłyby o wiele ciekawsze.
Grafika/oprawa dźwiękowa – kreska trzyma tutaj poziom, czytałem w niektórych miejscach, że zarysy postaci i twarzy są „dziwne” – osobiście uważam, że jest to krok w stronę klasyki i wypada to całkiem nieźle. Bitwy są dynamiczne, dość szczegółowe i nie kończą się po kilku klatkach specjalnym ciosem. Nie mam zwyczaju na ogół przykuwać uwagi do oprawy dźwiękowej ale muszę przyznać, że kilka razy gdy przysłuchiwałem się ścieżce dźwiękowej, to naprawdę nieźle zgrywała się ona z tym, co działo się na ekranie.
Nie mogę wybaczyć im jednej rzeczy – aż do samego końca czekałem na kliknij: ukryte wyjaśnienie sytuacji z Merlin 10 lat wstecz, na samym końcu ostatniego odcinka zakończyli mówiąc „to będzie długa historia”... ludzie, mieliście na to przynajmniej kilkanaście odcinków ;_; Po drugie – kliknij: ukryte zero wzmianki o Escanorze, musiałem przeszukiwać wiki, żeby mieć o nim jakiekolwiek pojęcie.
Twórcy pozostawili na koniec otwartą furtkę – ciężko jednak powiedzieć, czy jest to bardziej reklama dla popularnej mangi, czy jakaś szansa na kontynuację adaptacji. Jest to sprawnie wykonana animacja, więc moim zdaniem miejsce w ramówce jak najbardziej się jej należy.
Od siebie serię szczerze polecam – jest to naprawdę dobra przygodówka, która nie szczędzi od kilku krwawych scen ale jednocześnie potrafi rozbawić całkiem niezłym humorem. Jest kilka rzeczy, do których można by się uczepić ale mnie się oglądało naprawdę przyjemnie – daję 8/10 z czystym sumieniem.
Ostatni odcinek to miazga, tony akcji, fabuła do przodu itd.
W dodatku szybko ukazują się dobre, angielskie speedsuby, więc niedziela jest teraz bardzo dobrym dniem tygodnia.
+1
Po pierwszym odcinku uznałam serię za ciekawą ale nic co zachwyciłoby mnie od razu. Oczywiście ocenianie czegokolwiek po wstępie jest bzdurą więc brnęłam dalej. Cóż z przykrością muszę stwierdzić, że znowu znalazłam tytuł, który nie potrafił mnie wciągnąć… nie on mnie połknął w całości xD
Fabuła jest zwyczajnie intrygująca. Zwłaszcza, że to początek i stawia ona więcej pytań niż odpowiedzi. Użycie motywów arturjańskich jest również całkiem smacznym dodatkiem. Natomiast postacie zwyczajnie, nie mam ulubionej bo wszyscy przypadli mi do gustu. Co niezwykle rzadko się zdarza. Również Elizabetch chociaż od razu wiedziałam, że nie przypadnie do gustu fanom, tak samo jak nie trzeba być jasnowidzę by zauważyć, że Ban będzie mieć sporo fanów. Zachodni fandom jest strasznie przewidywalny względem archetypów. Jednak nadal nie wiem czemu ludzie porównują tą serię do FT.
Następną świetną sprawą jak dla mnie jest humor. A dowcip o różnicy między listami gończymi a rzeczywistością jest dla mnie niezwykle nostalgiczny( tak samo nie wyglądanie na swój wiek Meliodasa ). Ponadto lubię jak ta seria używa rasy jakie często pojawiają się w fantasy. Miło, że poszli trochę inną drogą niż zwykle( zwłaszcza przy fairy ). Natomiast fanserwis… tam jest jakiś? Żartuję, jednak nie podchodzi on nawet trochę do mojej granicy wytrzymałości.
Co do samego anime. Cóż nawet nie znając mangi wiem, że A1 goni jakby ktoś palił ich w tyłki. Nie trudno się skapnąć. Animacyjnie jest ok, to nie poziom chociażby Blue Exorcist ale jest o wiele lepiej niż przy Magi. Głównie dlatego, że animacja jest równa i daje radę w czasie akcji. Openingi i pierwszy ending są świetne. Na marginesie mówiąc bo rzadko o tym wspominam Yuki Kaji jest niesamowity. Już jako Alibaba mnie zadziwił swoimi umiejętnościami ale teraz jako Meliodas przy zupełnie innym archetypie jeszcze bardziej pokazał swój talent.
Kończąc anime zachęciło mnie jeszcze bardziej do mangi. Cóż będzie co czytać^^
PS2 Pytam, bo serio, nie ma co oglądać, nawet po przesiewie 'tych do nadrobienia' zostały mi 2 serie…
Raczej zmierza w stronę kawału dobrego battle shounena.
Fajno
OP: “Seven Deadly Sins” by MAN WITH A MISSION
ED: “Season” by Alisa Takigawa
Re: Fajno
Re: Fajno
W końcu ten sam autor.
Re: Fajno
PS: Jest i pełna wersja [link]
Re: Fajno
No ogólnie nie jest tak źle, fajny OP.
Chociaż nie lubię, kiedy wjeżdżają z tym angielskim do japońskich tekstów.
Za bardzo mi się to kojarzy z „angielski taki super, śpiewajmy po angielszemu”.
Re: Fajno
Nie chcę cie martwić, ale tak twierdzi spora część populacji świata :P A Japońce to juz wogóle zakochani w europejskich językach…
Ja akurat język angielski bardzo lubię (zwłaszcza ten „prawdziwy”, brytyjski i staroangielski), ale nie dlatego iż to „mejnstrimowe”, tylko m. in. dlatego, że w języku tym można fajnie bawić się wieloznacznością słów…
Re: Fajno
Oglądając Fate stwierdzenie „będą twoją pochwą” było… ciekawym stwierdzeniem. oo
Generalnie wydaje mi się, że w polskim jest tego więcej.
Re: Fajno
O pozatym uwielbiam słuchać angielskiego w wykonaniu tych co mówią z naprawdę dobrym akcentem jak Christopher Lee, Charles Dance, Brian Blessed czy John Rhys‑Davies…
Re: Fajno
Porównaj sobie np. polską a angielską wersję Wiedźmina… w realiach fantasy przegrywa z kretesem.
Ogólnie polski wydaje się taki bardziej, hmm… prestiżowy, szlachecki? oo
W końcu mamy wiele lepszych określeń niż zwykłe zmoderowano.
No a angielski popularny, bo prymitywnego języka łatwo się nauczyć.
Re: Fajno
A twoje zmoderowano? A u nas to niby język potoczny ambitniejszy? Słowo zmoderowano ma 1000+ zastosowań: od opisów natury po opisanie stanu emocjonalnego…
Re: Fajno
Zobacz sobie np. Harrego Pottera — wiesz jak słabo ta książka wypada w oryginale?
Polskie tłumaczenie jest lepsze od oryginału, bo tłumacz sporo się napoprawiał kiepskiego stylu J.K. Rowling.
Tak, byłby.
Co prawda może nie ambitniejszy, ale trudno np. tak fajnie znaczeniowo oddać nasze słowo na cztery litery, które zaczyna się na „z” a kończy na „b” (a wcześniej jest jeszcze „j” i „e”).
Wydźwięków to może mieć pełno, podobnie jak kombinacji itd… no i ciężko to jakoś sensownie na angielski, bo to dość prymitywny język.
A co do samej ambitności — stwierdzenia Sapka typu „chędożyć” czy „żyć” to kolejne fajne przykłady.
Inna sprawa, że to raczej ciężko na jakikolwiek język przełożyć (no chyba że jakieś słowiańskie).
W sumie podobnie problematycznym określeniem jest np. japoński „senpai”.
Re: Fajno
Powiało
Betty pomyliła chyba plany zdjęciowa. Teraz jakaś adaptacja gry otome nie może wystartować, bo zapodziała im się główna bohaterka :( Forma fanserwisu jest dość nieznośna, a nieporadność dziewoi pogarsza tylko ogólne wrażenie. Wiem, to wszystko ma być z założenia zabawne (chyba), ale ja jestem tylko zażenowana. Motyw z kliknij: ukryte Podstępną Kradzieżą Majtek™ był, jak do tej pory, szczytem wszystkiego.
Sam świat przedstawiony jest ciekawy, i wszelkie nieścisłości należy przyjmować na zasadach baśniowości, ok. Dlatego też nie będę wytykać elementów, które wydały mi się „bez sensu”. Sama fabuła jednak prezentuje się dość naiwnie i niezbyt odkrywczo. Może oczekuję zbyt wiele? Po bohaterach również? Jak na razie najcieplejsze uczucia żywię względem prosiaka.
I tak, oczekujesz zbyt wiele, bo dla mnie prostota tej serii jest jej największym atutem i naprawdę wydaje mi się, że autor własnie to chciał osiągnąć, bo podobieństwa do niektórych „klasyków” są aż nadto wyraźne. Ja odbieram tę NnT bardzo ciepło, jeśli chodzi o mnie to trafiła we właściwą nutę.
Jako dodatkowy atut mogę też powiedzieć, że autor zamknął aktualną historię w mandze, choć wygląda na to, że seria będzie kontynuowana, przynajmniej na papierze. No ale dzięki temu jest szansa, iż seria nie zostanie nagle urwana…
To straszne, oczekiwać zbyt wiele :| Nie twierdzę, że seria nie ma prawa się podobać, ale ja ciągle zastanawiam się nad problemami typu: „a jak pójdą w jakieś mroźne rejony, to dziewczyny ciągle będą biegać z tyłkami na wierzchu? Dianka na pewno nie ma w tym plecaku ciepłych majtek, o kocyku nie wspominając. bidulka”, albo „co je mama świnia?” :D
albo: kliknij: ukryte skoro grzeszki pierwsze zobaczyły zamordowanego ojca naszego ulubionego Gilthundera, to dlaczego w chwilę potem zostały zaatakowane? przecież nikt nie powinien o ich „zdradzie” wiedzieć. jeśli ciało zostało znalezione wcześniej, to z oczywistych względów nie można było grzeszków obwiniać. a jeśli ciało zostało znalezione po rozpierdusze, której ogrom pokazał nam pierwszy odcinek, to skąd się tam wziął Gilthunder? tak się włóczył po zamku, zamiast siedzieć z królewskimi dzieciakami i „strzec” księżniczki? :D no ale pal sześć, wiem, że jak raz coś przestanie pasować, to potem można się czepiać w nieskończoność :D Tak czy inaczej zgrzyta mi, nurzam się w oparach absurdu i bawi mnie nie to, co powinno, a to co powinno – nie bawi. Może to taki dzień, a może to seria nie dla mnie?
Jednego jestem pewna: gdyby to była gra komputerowa, to pewnie bym się zakochała. Ot, paradoks.
Nie chcę odpowiedzi na samym początku anime, po prostu zawiązanie fabuły wydało mi się mocno na hurra, z przytupem, ale na bardzo chwiejnych podstawach. W moim odczuciu jest to przygodówka niższych lotów, na pewno nie do rozpamiętywania szczegółów, tylko „cieszenia się chwilą”. Skoro dosiadłam się do rozpamiętywania, to już nie potrafiłam się bawić, o brnięciu dalej w tę historię nie wspominając.
Natomiast w przypadku takich serii jak Nanatsu, które z powodzeniem realizują idee „lekkiej przygodówki” czuje się jak w domu, bo jak już mówiłem, poza samą lekkością pojawia się jeszcze element nostalgii, który jak sie okazuje, jest dla mnie ważny :P (to chyba ta tęsknota za dawnymi anime i tym jak jeszcze mało wtedy o świecie anime wiedziałem). To tak tytułem uzewnętrzniania się ;P
Wcześniej napisałaś, że gdyby to była gra to by Ci się ta historia podobała. No właśnie, mi się pewnie podoba, bo cały czas mam przed oczami jakieś Chrono Trigger czy cuś :D
A co do fanserwisu, niestety taki mamy klimat :P Chociaż, jak teraz tak pomyslę, to dawne anime potrafiły być (czasem nawet bardziej) zboczone i to nawet te popularniejsze (np. pamiętacie jak Son Goku poznawał „z pomocą” Bulmy czym różni się chłopak od dziewczynki?). Ciekawe czy wtedy uważano to za fanserwis…
Nie wiem w DB mi tak jakoś ten fanserwis ewentualny ówczesny nie przeszkadzał, mało go było i był ewidentnym elementem komediowym.
Natomiast współczesny fanserwis to już element kluczowy wielu produkcji, i to w gatunkach nie kojarzonych nawet do tej pory z nim xp
Zaczął stanowić wartość samą w sobie i jest po to żeby być, najlepiej w dużych ilościach.
A twórcy nawet nie udają, że starają się przemycać go w postaci elementów komediowych xp a nawet jeśli jakiś ma rzekomo za takowy uchodzić, to i tak nieśmieszny xp
dobrego Fantasy mi brak :(
Niestety kolejna seria Fantasy którą próbowałam oglądać ze względu na gatunek lecz niestety po kilku odcinkach straciłam do niej cierpliwość :(
Ktoś w której recenzji właśnie jednego anime fantasy napisał, że „na bezrybiu i rak ryba”... cóż, widać nie mam aż tyle dobrej woli bo nawet przymykając oko nie jestem w stanie przebrnąć przez większość tych współczesnych serii Fantasy :( zwłaszcza kiedy króluje w nich tak nachalny fanserwis to bardzo trafne ujęcie sprawy -_-"
Poza tym, że zaintrygował mnie niezmiernie antagonista o uroczych różowych włosach x3 nie widzę tutaj wielu elementów mogących zaciekawić mnie na dłużej.
Zresztą już dawno stwierdziłam, że jeśli taki teoretyczny serialowy niemilec jak Gilthunder intryguje mnie bardziej niż nasz szanowny protagonista Meliodas to jest to seria nie dla mnie xp
Ale po co uciekać się do takich porównań?
Jak na moje oko to jest po prostu fajna bitewna przygodówka z elementami fanserwisu podanego w dość akceptowalnej formie.
Jak nigdy powiem, że wstawki z majtkami czy świnką nawet mnie śmieszą.
Dla chwili relaksu produkcja wręcz idealna.
Po prostu jak go słyszę, to mi się niedobrze robi. Zresztą, czuję się tak samo, kiedy słyszę naszych polityków.
Obawiam się, że w tej kwestii nie dojdziemy do porozumienia. Moje „osobiste” doświadczenia z Kaji Yuuki Hime każą mi twierdzić, że on doskonale spełnia się w roli małego zboczeńca. Czepiać się mogę jedynie głosu Gilthundera – nie seiyuu, brońcie niebiosa, ale samej postaci. Brzmi tak monotonnie, że mam ochotę go kopnąć, żeby krzyknął i pokazał trochę życia xD Właściwie, to kopnąć należałoby prawie każdą postać. W celu ogarnięcia…
[link]
[link]
[link]
Jak już mówiłem, twórca ewidentnie wzorował się na twórczości Akiry Toriyamy (a raczej jego stylu graficznym), przecież to taki Chrono Trigger (ery średniowieczne) czy też Dragon Quest jak w pysk strzelił.
A tak pozatym seria jest naprawdę fajna, rzekłbym, że to taki oldschoolowy jRPG w wersji TV. Deadly Sins swym klimatem naprawdę mnie kupiło. Fabułą oklepana, ale jak fajnie zrealizowana to nie mam nic przeciwko. Protagonista „wymiatacz” jest uzasadniony, bo to „emerytowany” bohater, a nie ukrywam, że lubie takie postacie. Księżniczka też wzbudza moją sympatię, pomimo że to niedojda, ale jakaś taka znośna, a świnka ma w sumie celne komentarze, więc też ją polubiłem (fajny seiyu zresztą) :P
Po Bahamut i Garo to chyba trzecia moja ulubiona seria w tym sezonie…
Po prostu takie miałem pierwsze skojarzenie.
Meliodas nie jest dzieckiem, co sam wiele razy podkreślał. Mimo że wygląda jak wygląda, to podejrzewam, że jest najstarszy z całej ekipy Grzechów kliknij: ukryte (oprócz Kinga i pewnie Gowthera, bo pierwszy jest wróżką, a drugi czort wie czym). W mandze jest tez wyjaśnione, dlaczego posługuje się złamanym mieczem – j kliknij: ukryte est zbyt overpower, żeby nosić normalny.
I jak się to ma do tego, co wcześniej napisałem? Czy napisałem gdzieś, że jest dzieckiem? Nie. Napisałem tylko, że wygląda na młodocianego, podobnie jak główny bohater „Piratów Wód Czarnych”.
I co z tego, że zostało wyjaśnione? Gdyby nie zostało wyjaśnione inaczej, niż Czarnych Wodach, to mielibyśmy wtedy do czynienia z plagiatem, a nie ze zwykłą inspiracją, nieprawdaż?
„Pirates od the Dark Water” to naprawdę kultowa kreskówka z początku lat '90. Tym bardziej kultowa, że nigdy nie skończona, przez co pozostawiająca po sobie niedosyt połączony z niesamowitą aurą tajemniczości, która idealnie wpisywała się w apokaliptyczny klimat tamtej serii.
Jeśli tylko Nakaba Suzuki oglądał tamtą bajkę (a miałby wtedy jakieś czternaście lat), to jak najbardziej mógł się wtedy nią zauroczyć, a teraz postanowił wykorzystać motyw ze złamanym mieczem.
Więc autor Seven mógł (ale nie musiał) kompletnie nie znać tego dzieła…
Ja uważam to za zbieg okoliczności, bo tyle tego, że łatwo znaleźć wszędzie jakieś podobieństwa.
Głównie zainteresował mnie tu klimat i grafika. Przypomina mi trochę oldschoolowe RPG w stylu Dragon Quest lub Chrono Trigger, co jest dużym plusem, bo nostalgia robi swoje :) Sama grafa pełna szczegółów, naprawdę ładnie to wszystko wygląda. Na dodatek okraszone jest fajną muzyką.
Pewne motywy średnio mi tu pasują (np. ta świnia), ale zobaczymy jak anime się rozkręci. Na razie jest wysoko na mojej liście, a mangi nie będę tykał, żeby nie psuć sobie przyjemności (choć ciekawi mnie jak pójdzie fabuła i czy mi się spodoba)...