x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w polityce prywatności.
Subaru
22.11.2017 21:22 Shingeki no Bahamut: Genesis
Seria wykonana bardzo poprawnie, nie można jej zarzucić niczego prócz… przewidywalności. Już od pierwszych odcinków wiadomo, jak się wszystko zakończy, każdy ma określoną rolę do zagrania i niestety nie wychyla się poza nią ani na milimetr. Można oglądać te perypetie z zadowoleniem, jeśli nie ma się większych wymagań, ale można się też nudzić tą zaśniedziałą „poprawnością”.
Podczas seansu wyraźnie czułem, że twórcy poszli na łatwiznę, stosując dawno ograne role. Wyłożono na stół stare, sprawdzone scenariusze, zachowania, kreacje bohaterów, wyjęto, co się nawinęło, i voila – widowiskowe, ale w gruncie rzeczy przeciętne anime do zapomnienia kilka tygodni po zakończeniu seansu.
Zabrałem się za serię wieczorem i skończyłem przed końcem dnia. W gruncie rzeczy nie spodziewałem się otrzymać nie wiadomo jak odkrywczej rozrywki, a jednak Bahamut dał mi sporo rozrywki. Genialna animacja i kreska. Chwilami odczuwałem wrażenie jakby za oglądany tytuł brało się studio Ghibli. W każdym razie bajkowość z mrocznym klimatem utrzymywana na tym samym poziomie, zamieszała niejednokrotnie w mojej głowie. Choć i tak wiele rzeczy było przewidywalnych. Zakończenie… W zasadzie opisałbym je jako przyjemne i wzruszające. Uważam, że Shingeki no Bahamut nie powinien dostawać drugiego sezonu. Balansowali z fabułą na krawędzi, przez mnóstwo niedopowiedzianych wątków i teraz z perspektywy tego co wywarło na mnie dobre wrażenie, sądzę, że kontynuacja byłaby wyniszczająca.
Jaką dałbym ocenę? fabularnie 6‑7, audiowizualnie 9. Czyli 7+ się należy :)
Nie jest to seria, która zostanie ze mną na dłużej, ale i tak przyjemnie mi się ją oglądało. Spójnie nakreślona fabuła, wartka i dynamiczna akcja, widowiskowe pojedynki. Dużo sztampy, chociażby w miksie pomysłów czy mitologii, ale za to jak zgrabnie podanej! Ciekawie nakreślony duet głównych – dorosłych! – bohaterów, nawet jeśli żaden z nich nie był ani trochę w moim typie z charakteru czy wyglądu (moja subiektywna ocena poleciała przez to nieźle w dół). Naprawdę ładna, dopracowana grafika – wstawki komputerowe jakoś mnie nie raziły. No i ta zachodnia atmosfera, miło było dla odmiany popatrzeć na coś takiego.
Kiedy seria zaczęła dopiero wychodzić byłam mocno podekscytowana. Po pewnym czasie, z nie do końca mi znanych przyczyn serie porzuciłam. Teraz, powróciłam do niej raczej sceptycznie nastawiona, co się okazało niepotrzebnie.
Seria naprawdę dobra, dynamiczna, z zawrotnie pomykającą akcją. Uwielbiam wszystkie postacie, które są mocnym plusem serii. Ich wygląd jest fantastyczny i każda ma w sobie coś niezwykłego, charakterystycznego, co sprawia, że nie są mdłe, szaro‑bure, nudne. Uwielbiam naszego rudego łowce nagród, Favaro, który nawet swoim wyglądem bije wszelkie schematy głównego bohatera. Wg. mnie jest naprawdę okropny, no brzydal jakich mało, paskudny koczkodan, ale po obejrzeniu całej serii nie mogłam go nie pokochać. Podobają mi się postacie o takich charakterkach, a ten jego oryginalny wygląd pięknie wkomponowuje się w całość. Również Rita została świetnie wykreowana. Nie mogłam się doczekać każdej chwili, w której się pojawiała na ekranie. Zawsze cięta i wyszczekana, a wzrokiem mogłaby oszronić szampana. Cała reszta postaci równie genialna. Kaisar ze swoim kryształowym sercem, do końca niezmienny czy Joanna D'Arc, która absolutnie podbiła moje serce. Nieco mniej podobała mi się postać Amiry – na początku była moją faworytką, potem troszkę zbladła, a jej charakter momentami mnie irytował. Nie mniej jednak, ją również polubiłam, a kliknij: ukryte w formie demona wyglądała wspaniale. Chwilami miałam wrażenie, że akcja leci troszeczkę za szybko – acz producenci uraczyli nas jedynie 12 odcinkami, więc niech czują się z tego (w moich oczach) rozgrzeszeni.
Cała seria ma u mnie wielkiego plusa. Trafiła do mnie jak kliknij: ukryte bełt w pierś Favaro. Z niecierpliwością czekam na drugą serię, chociaż nie mam bladego pojęcia do czego można byłoby wrócić. Podejrzewam, że może to być całkiem inna historia osadzona jedynie w tym samym uniwersum. Pozostaje nam czekać, jestem dobrej nadziei.
Serio? Opening, który jest dla mnie jednym z najlepszych jakie słyszałem w historii? Pal licho czy pasuje do serii – pod względem muzycznym jest świetny! Ten moment, zanim wchodzi wokal (który jest mi rzeczywiście obojętny – za bardzo śmierdzi radiowym rockiem) jest na tyle dobry, że nie jeden zespół stricte metalowy by się nim nie powstydził. Jeszcze rozumiem, gdyby recenzentce się stylowo nie podobało,natomiast sugestia, że jest melodyjnie kiepska? Faus pax
Nareszcie pojawiła się pełna wersja openingu. A że zgadzam się w 100%, to w końcu nie trzeba oglądać półtora minutowego urywku większej całości, żeby sobie intro odsłuchać.
Co prawda momentami czuć radiowy rock, później w jednym momencie był klimat rodem z serii Need For Speed. Mimo to, dla mnie to nadal jeden z najlepszych muzycznie openingów w wersji mini i full.
P.S. Muszę offtopować przez avka. Kiritsugu jest świetny! To też jeden z moich ulubieńców, numer jeden z serii Fate na równi z Gilgameshem i Aleksandrem.
Mam mieszane uczucia względem ścieżki dźwiękowej – czołówka jest dla mnie kompletną pomyłką. Mocno rockowy utwór nijak nie kojarzy mi się z fabułą, linia melodyczna jest zwyczajnie kiepska, a wokal przeciętny. Ot, upiorne darcie gęby, które bez żalu można przewinąć.
Te słowa rozdzierają mi serce. Darcie gęby – owszem jest, na samym początku kawałka. Potem wokal się zmienia. W ogóle cały kawałek zmienia się dynamicznie i pokazuje różne nastroje w ciągu jedynie półtora minuty trwania czołówki. Dynamika piosenki koresponduje z dynamiką serii, dlatego też wydaje mi się, że ten kawałek pasuje do niej jak ulał. Do tego piosenka bardzo łatwo wpada w ucho (po czwartym odcinku zacząłem już puszczać ją sobie na okrągło). Zachęcam, żeby jednak nie przewijać czołówki.
Cóż, podpisuję się obiema rękami. Dla mnie ten opening jest drugim najlepszym roku 2014 (po „Shiver”). Czy natomiast jest dobry, czy nie… Wszystko zależy od tego, jaką miarę przyjmiemy. Na tle muzyki w ogóle wypada bardzo przeciętnie; na tle muzyki z anime – dobrze, w porywach do bardzo dobrze.
Poszczególne fragmenty linii melodycznej nie są specjalnie ambitne, ale mamy aż cztery części utworu (najpewniej wstęp, zwrotkę, bridge i refren) o zbliżonej długości i ze zmiennym tempem. Tego się na co dzień nie słyszy w anime. Do tego całość jest prawidłowo zagrana i zaśpiewana, a animacja openingu dobrze współgra z melodią piosenki. Co do zgrania czołówki i całości serii – nie widzę zgrzytów; na pewno pasuje do dynamicznego charakteru serii bardziej niż ending.
Anonim
7.03.2015 21:02 Re: dać jej sznsę!
Tego się na co dzień nie słyszy w anime.
Na co dzień w anime nie słyszy się piosenek pokroju tego co było w Aku no Hana, a nie takich numetalowych chugga chugga.
Na co dzień w anime nie słyszy się piosenek pokroju tego co było w Aku no Hana, a nie takich numetalowych chugga chugga.
„Tego” w mojej wypowiedzi odnosi się openingów, w których da się wyróżnić 4 części, a które do tego różnią się rytmem. Nie przypominam sobie, żebym użył określenia „chugga chugga” ani odnosił się do tego, co próbujesz przekazać, więc nie rozumiem, z czym dyskutujesz. A nawet odkładając to na bok, Twoja wypowiedź nie ma powiązania logicznego. Można by równie dobrze napisać „Na co dzień w anime nie słyszy się białego szumu, a nie takich…”.
Szczególnie angielskie słowa.
Chodziło o czystość, rytmiczność i spójność wykonania. To raczej oczywiste, że grupując wokal i i instrumental przy jednym określeniu, nie miałem na myśli japońskiego eigo.
Anonim
7.03.2015 23:12 Re: dać jej sznsę!
To ile jest standardowo części w przeciętnym openingu? Nie wiem gdzie pojawia się implikacja jakoby w twojej wypowiedzi znalazł się zwrot „chugga chugga”, którego jasno użyłem w celu podkreślenia pejoratywnego stosunku do tegoż utworu muzycznego, o którym przecież jest ten temat. Jako, że nie końca rozumiesz o co chodzi z tym zwrotem, chociaż wystarczyło wpisać go w google, to posłuchaj „wstępu” SnB. Odpowiadając pod twoim postem odnoszę się jednocześnie do autora tematu. Wiem, że wymaga to odrobiny dedukcji, jednakże nie można odpowiedzieć kilku osobom na raz, albo ja nieumiejętnie obsługuję to forum. Nie, nie można by tak równie dobrze napisać, chyba że znajdziesz mi anime gdzie opening byłby samym noisem. Podałem ten przykład w opozycji do stwierdzenia jakoby SnB miało wybijającą się ponad przeciętność anime muzykę.
Oczywiste są cechy, które wymieniłeś. Skoro coś trafia na OP to musi być prawidłowo zagrane, więc co to za wyróżnik.
To ile jest standardowo części w przeciętnym openingu?
Zazwyczaj dwie, czasem trzy. Bardzo rzadko się zdarza więcej (w końcu to tylko 1,5 minuty), a jeszcze rzadziej, że części te dobrze ze sobą korespondują.
Nie wiem gdzie pojawia się implikacja jakoby w twojej wypowiedzi znalazł się zwrot „chugga chugga”
Jak już wspominałem, „tego” nie stoi za „openingu Bahamuta”, ale „wieloczęściowych openingów”. Tak więc szukałem w ten sposób (to znaczy wymieniając potencjalne przyczyny, m.in. użycie przeze mnie takiego zwrotu) logicznych powiązań między zacytowanym przez Ciebie fragmentem wypowiedzi, a tekstem, który napisałeś pod nim, ale takowych nie znalazłem.
nie końca rozumiesz o co chodzi z tym zwrotem
Nie wiem, skąd taki wniosek. Nawet gdybym nie wiedział, co oznacza, zwrot jest na tyle wyrazisty onomatopeicznie, że łatwo się domyślić.
Odpowiadając pod twoim postem odnoszę się jednocześnie do autora tematu.
Postem… czyli komentarzem i autora tematu… czyli recenzentki? W który momencie się odnosisz?
Nie, nie można by tak równie dobrze napisać, chyba że znajdziesz mi anime gdzie opening byłby samym noisem. Podałem ten przykład w opozycji do stwierdzenia jakoby SnB miało wybijającą się ponad przeciętność anime muzykę.
Wytłumaczę inaczej. To, że A jest C, nie wyklucza tego, że B jest C. To, że czegoś nie słyszy się na co dzień, nie wyklucza tego, że openingów podobnych do tego z Bahamuta również nie słyszy się na co dzień. Owszem, zdarza się, że w anime występuje świetna muzyka, zdarza się sporo lepsza od wspomnianego OP, ale gdzie to stoi w sprzeczności z moim stwierdzeniem, że jest on wyjątkowy? Rozumiem Twoją opinię, ale argumentacja, którą próbowałeś ją podpierać (i przy okazji podważać moją opinię), jest błędna.
Oczywiste są cechy, które wymieniłeś. Skoro coś trafia na OP to musi być prawidłowo zagrane, więc co to za wyróżnik.
Prostowałem, że nie miałem na myśli języka angielskiego, a nie kontynuowałem argumentację. Jeśli natomiast odnosisz się do mojej pierwszej wypowiedzi (gdzie argumentacja była), to wspomniana cecha jest wyróżnikiem. Utwór jest, jak mówiłem, złożony, więc prawidłowe zagranie może być powodem pochwał.
Serii jeszcze nie oglądałam. Recenzja bardzo mnie zachęciła i w przyszłości na pewno zapoznam się z treścią. Na chwilę obecną obejrzałam jedynie opening żeby sprawdzić czy rzeczywiście jest średni. Napiszę jedynie, że z rockiem to ma on niewiele wspólnego, prędzej z metalem lub muzyką alternatywną. Tak mi się rzuciło w oczy :)
Heavy metal jest podgatunkiem hard rocka, który jest podgatunkiem rocka. Więc tak, opening jest rockowy i tak chyba najbezpieczniej powiedzieć, bo poszczególne części utworu różnią się wykonaniem, szczególnie jeśli chodzi o wokal.
Tak tak, oczywiście jest podgatunkiem. Jednak nawet do heavy metalu bym tego nie podciągnęła. Aż dziwne, że są takie podgatunki jak „Rap metal”. Może to byłoby odpowiednie :D ale to tylko taka dygresja :)
Tu byłbym ostrożny, bo rap metal charakteryzują wstawki rytm + ciągły wokal, najczęściej w zwrotkach, a tu występuje coś innego. Jeśli chcesz iść w najbardziej ścisłą klasyfikację, to będzie to japoński nu metal. „Niżej” gatunkowo zejść się nie da, a wzwyż wszystko jest połączone wspomnianymi relacjami gatunek‑podgatunek, o których pisałem wyżej.
Tak czy siak, użyte przez recenzentkę sformułowanie nie było błędne.
Życie byłoby piękne gdyby każdy odgrzewany kotlet był taki jak ta seria. Nic odkrywczego tu nie ma. Wybija się momentami grafika i bardzo często muzyka. Cała reszta już gdzieś była. Ale mimo to ogląda się dobrze, nie męczy, a czas płynie bardzo szybko. Miało być 6/10, ale grubo ponadprzeciętna muzyka przeważyła.
Minusy:
- Schematy. Są dosłownie wszędzie. Mocno spoilerująca lista schematów sklecona na szybkości:
kliknij: ukryte 1. Super kumple + zatarg z przeszłości + happy end przyjaźni ? Jest.
2. Naga dziewczyna z misją, która jest kompletnie nie przystosowana do życia wśród ludzi ? Jest.
3. Anonimowe super zło aż do ostatnich minut ? Jest.
4. Główny bohater czyli łajdak o dobrym sercu ? Jest.
5. Zapowiedź oczywistego wybrańca ? Jest.
6. „Głos Rozsądku” a.k.a. jedyna osoba z przydatną wiedzą i chłodną głową w drużynie najlepiej w słodkiej formie ? Jest.
- Wielki finał i większość głównego wątku fabularnego. Widz nie wie nic, akcja skacze z miejsca na miejsce, bohaterowie bezmyślnie prą do przodu, a wszystko staje się jasne i w miarę logiczne dopiero na chwilę przed samym końcem.
- Mieszanie luzu i dowcipu z co mroczniejszymi/cięższymi momentami.
- Skala finału. Ale głównie przez to, że seria jest taka krótka i elementy mitologiczne są potraktowane po macoszemu.
- Paskudne efekty komputerowe (2 modele szczególnie kiepskie).
Plusy:
+ Ciekawy miks mitologii.
+ Muzyka (nie wliczam beznadziejnego OPa i nijakiego EDa). Marzy mi się, że jak już będzie soundtrack to będą wersje instrumentalne i z chórami osobno.
+ Walki. Bo naprawdę dynamiczne i bez wtórności.
+ Mocno zachodni feeling. Nie to, że jakiś wybitny tylko że w końcu coś nieco innego.
+ Grafika. Nie wiem czy to tylko wrażenie, ale pierwsza połowa serii jest dużo ładniej/dokładniej zrobiona, potem jakość spada. Ale i tak jest na czym oko zawiesić.
+ Epilog. Wynagrodził słaby finał i wywołał uśmiech na twarzy.
- Mieszanie luzu i dowcipu z co mroczniejszymi/cięższymi momentami.
Serio? Mnie właśnie taki misz masz jak najbardziej zachęca i nie powinien być traktowany jako wada. Uwielbiam serie skaczące między humorem i powagą, jak np. Gintama.
Cóż, w sumie to twoja opinia, co nie zmienia faktu, że ten punkt w twoim komentarzu akurat mnie zachęcił do przyjrzenia się serii :)
A
Asmitha
3.02.2015 00:10
Osobiście uważam że:
+Opening i muzyka to poezja partie chórowe w niektórych momentach dorównują epice NGE
+główna postać
+początkowe epizody z pazurem i energią, dzikością
-zakończenie to trochę kpina
-olanie wątku romantycznego na który wszyscy chyba liczyli
-Zbyt dziecięce mijescami
Początek był świetny, ale niestety końcówka jak dla mnie była mocno przekombinowana. Wolałbym chyba gdyby całe anime było zrobione w podobny (epizodyczny) sposób co pierwsze odcinki.
Favaro, jak chyba wszyscy już zdąrzyli powiedzieć, to najlepsza postać w tym sezonie, a nawet pokusilbym się o stwierdzenie, że najlepsza w tym (zeszłym) roku. Kaisar tez niczego sobie, nawet Amira i loli‑gotka były w porządku.
Szkoda, ze twórcy poszli w kanon mega‑epickich potyczek między mega‑epickimi przeciwnikami o mega‑epickich mocach, ale w sumie dlatego podobał mi się najnowszy Hobbit, więc nie zdziwię się jak innym takie rozwiazanie się spodoba. Mi osobiście nie pasowało to do charakteru Favaro i wolałbym oglądać go jako sarkastycznego zawadiakę wpadajacego w najróżniejsze tarapaty.
Kto mógł zachowywac się tak lajtowo podczas kliknij: ukryte końca świata jak nie Favaro?! XD To jeden z najbardziej epickich bohaterów anime jakich w życiu widziałam! Pokochałam go już na początku, lecz z każdym kolejny odcinkiem zakochiwałam się bardziej xD Na samym końcu kliknij: ukryte już byłam w strachu, że zginął, ale na całe szczęście do tego nie doszło!
Co do samej serii – początek świetny, środek taki średni, koniec epicki. Z czasem zaczęłam tracic nadzieję, że fabuła tej serii pójdzie w dobrym kierunku, ale ostatnie odcinki mnie nie zawiodły. Naprawdę świetne fantasy, mimo że aż tak za tym gatunkiem nie przepadam. Kreska bardzo przyjemna dla oka, a postaci to po prostu cud, miód i fistaszki (mimo, że Kaisar na początku mnie irytował, to potem zyskał moją sympatię). A ta kliknij: ukryte demoniczna Joanna!, ten Azazel XD Szkoda mi tylko kliknij: ukryte Amiry, miałam jednak trochę nadziei, że ją uratują :(
Podsumowując, żałuje że ten tytuł miał jedynie 12 odcinków, chciałabym zostac z nim dłużej. Bohaterów zapamiętam na bardzo, bardzo długo, tak samo jak opening i ending. Kawał naprawdę świetnej roboty. Daję w pełni zasłużone 8/10. Oby więcej takich anime!
W ogóle – kliknij: ukryte Favaro z protezą i bródką jeszcze cudowniejszy niż przedtem XD
Wreszcie… wreszcie wyszła dobra przygodówka fantasy w bardziej zachodnim klimacie. I nawet pomimo, że to wciąż japońska wizja zachodniego klimatu, to przynajmniej nie wciśnięto tu tandetnych wstawek upychanych gdzie się da w dziadostwie spod znaku „japońskie fantasy” (ludzie – tu nie ma loli! Przecież to piękne!).
A na serio to ja jestem zachwycona i nawet pokuszę się o stwierdzenie, że jest to jedno z najlepszych fantasy w anime z ostatnich kilku lat (fakt, że nie ma zbytniej konkurencji niewiele zmienia xd). Do tego ci bohaterowie! Wreszcie nie mamy tu klasycznego japońskiego nastolatka‑idioty ani klasycznej japońskiej nastolatki‑idiotki, tylko bohaterów pasujących wręcz idealnie do klimatu anime. Nie ma tu postaci plątającej się między nogami i tylko przeszkadzającej reszcie, co też jest sporym plusem.
Nie znajdziemy tu skomplikowanej historii, lecz ona nigdy nie była znakiem rozpoznawczym przygodówek fantasy, więc od początku nie na to się nastawiałam. Jest to schematyczne, acz w wersji anime niestety niewiele jest podobnych tytułów, więc każdy jeden cieszy mnie podwójnie.
Ogólnie seria obudziła we mnie wiarę, że jest jeszcze nadzieja dla japońskiej animacji i wcale nie każdy tytuł musi zawierać głupawy fanserwis, czy jeszcze głupsze cycate bohaterki. Ja tam jestem ukontentowana, więc z czystym sercem daje 8/10.
No i… „Favaroooooo!” xd Ach, no szkoda, że to już koniec…
No jeśli w postaci Rity są jakiekolwiek podteksty seksualne, to ja wysiadam -.- Tak czy siak jakoś nie widzę tej postaci wpisującej się w nurt loliconu. W żaden sposób…
A o tej z pieskami pisałam i uparcie mam zamiaru udawać, że jej tam nie było. A na szczęście była naprawdę rzadko ;p
Tak, ale to się nie liczy, bo nie wchodzi do rzeczywistej historii. Ponadto oglądać obrazków dodanych do odcinka nie trzeba, a gdyby ten sposób przedstawienia postaci wykorzystano podczas faktycznej akcji, byłoby już gorzej go pominąć.
Ja również nie dostrzegam symptomów zlolicenia u Rity. Nie jest słodziuchna, że próchnica na zęby nachodzi ani (na szczęście) nie wystroili ją w żadną dziwną kieckę.
Nawet jeśli wpasowuje się w jakiś kanon lolit to, dzięki Bogom, nie rzuca się to na tyle w oczy.
Ryuki
30.12.2014 21:32
Ech, gdybym nie lubiła tego anime twój komentarz całkowicie by mnie do niego zniechęcił. Pisanie o mitycznych idiotach i mitycznym upadku japońskiej animacji zawse mnie bawi. Mam nadzieję, że kiedyś to zobaczę, bo naprawdę mnie ten pospolity schemat bohatera zawsze umyka. Musi być dość rzadki.
Co jest takiego niezwykłego w Bahamut? Bo tego nie łapię. Bardzo mi się anime podoba jednak właśnie dlatego, że przypomina mi całą dekadę podobnych anime fantasy. Nawet to pomijając bo piszesz o teraźniejszości, brak konkurencji? Dobra opinia opinią ale akurat na brak fantasy narzekać nie mogę, chociaż rzadko jest to główny gatunek… i dobrze. No i tak nawiasem mówiąc, nie ma fikcji bez schematów do tego jedne z najlepszych historii jakie znam wywodzą się z przygodówek.
A właśnie co do fanserwisu i cycków po twojej opinii jestem nawet bardziej pewna, że jeśli kiedyś przyjdzie mi projektowanie postaci to wszystkie dziewczyny będą mieć wielkie skaczące balony xD Zwyczajnie nie widzę tu problemu. Poza tym Almira ma całkiem wydatne melony( jakby to powiedział pewny rudzielec ale bez afro ). Tak tylko by nie było postać lubię i to ogólnie żart.
Pisanie o mitycznych idiotach i mitycznym upadku japońskiej animacji zawse mnie bawi. Mam nadzieję, że kiedyś to zobaczę, bo naprawdę mnie ten pospolity schemat bohatera zawsze umyka. Musi być dość rzadki.
Cieszy mnie zatem, że jakimś cudem udaje ci się uniknąć większości obecnie wychodzących anime xd
Bardzo mi się anime podoba jednak właśnie dlatego, że przypomina mi całą dekadę podobnych anime fantasy.
To ja bardzo chętnie poznałabym tę całą dekadę podobnych anime fantasy (może być ciężko skoro mowa o nowych seriach xd), bo jakoś żadne nie przychodzi mi do głowy.
Nawet to pomijając bo piszesz o teraźniejszości, brak konkurencji? Dobra opinia opinią ale akurat na brak fantasy narzekać nie mogę, chociaż rzadko jest to główny gatunek… i dobrze.
Jeśli mowa o fantasy pokroju SAO, Dog Days, NGNL albo innych tego typu kolorowych pierdółek to faktycznie jest tego sporo. Ale jakoś nigdy nie stawiałabym tego jako konkurencję dla Bahamuta. Nie twierdzę, że nie zdobywają one fanów – ba, na pewno mają ich więcej. Dla mnie jednak, jako osoby, która nie cierpi przesłodzenia, naiwności i elementów moe wpychanych wszędzie, są to tytuły z zupełnie innej półki niż Bahamut. I cenię sobie gdy wychodzi fantasy, które nie jest moe, a właśnie w tej kategorii startuje Bahamut.
A właśnie co do fanserwisu i cycków po twojej opinii jestem nawet bardziej pewna, że jeśli kiedyś przyjdzie mi projektowanie postaci to wszystkie dziewczyny będą mieć wielkie skaczące balony xD Zwyczajnie nie widzę tu problemu. Poza tym Almira ma całkiem wydatne melony( jakby to powiedział pewny rudzielec ale bez afro ). Tak tylko by nie było postać lubię i to ogólnie żart.
I znowuż muszę się ucieszyć – tym razem z faktu, że nigdy postaci projektować nie będziesz xd A na serio – projekt projektem, wymiary miseczek są mi obojętne o ile pozostają w granicach realności i nikt mi ich na pierwszy plan nie wpycha. Fanserwis może sobie być, mnie to obojętne czy ktoś lubi się poślinić na widok panienek 2D… ale na boga – nie musi być wszędzie!
Ryuki
30.12.2014 22:14
Skąd taka pewność? Właśnie nie unikam, tylko potrzeba u mnie naprawdę wiele by postać nazwać idiotą i uważam, że nawet przy podobnych archetypach postacie w pewny sposób się od siebie różnią. Unikam też gatunków jakie nie lubię ale jestem fanem shouenów i oglądam/czytam ich wiele a wciąż jestem optymistyczna, nie przesycona jedny stylem pisania.
Lata 90? Co drugie fantasy takie było. Bahamut to dla mnie jedna wielka nostalgia do tego okresu.
Akurat nie oglądałam tych serii, nie z powodu naiwności czy kolorów czy tam moe( wszystko może być moe ) ale z powodów jakie pewnie brzmią głupiej. Miałam zupełnie inne tytuły na myśli. Mogę wymienić ale czy to ma sens? Sam fakt, że pomyślałyśmy o innych tytułach pokazuje, że gatunek nie zniknął. To co lepiej się podoba to już sprawa gustu. Dla mnie to nawet nie najlepsze fantasy w tym roku, zwłaszcza przy fakcie wyjścia ekranizacji mangi Adachi.
Oh, naprawdę nie dołuj mnie xD Wiem, że w Polsce ciężko ale nie chcę podchodzić tak pesymistyczne, że lata szkoły pójdą mi na marne xp Ok, napisałam to raczej z powodu ostatnich „problemów” jakie gracze mają a twój post mi o tym przypomniał. Nie wiem, mnie fanserwis może tylko w jeden sposób wkurzyć, jeśli schrzani dynamiczność ala Hiro Mashima.
Lata 90? Co drugie fantasy takie było. Bahamut to dla mnie jedna wielka nostalgia do tego okresu.
No właśnie. Sęk w tym, że lata 90 to już dawne dzieje, a pragnę zauważyć, że pisałam o seriach nowych xd
Akurat nie oglądałam tych serii, nie z powodu naiwności czy kolorów czy tam moe( wszystko może być moe ) ale z powodów jakie pewnie brzmią głupiej. Miałam zupełnie inne tytuły na myśli. Mogę wymienić ale czy to ma sens? Sam fakt, że pomyślałyśmy o innych tytułach pokazuje, że gatunek nie zniknął. To co lepiej się podoba to już sprawa gustu. Dla mnie to nawet nie najlepsze fantasy w tym roku, zwłaszcza przy fakcie wyjścia ekranizacji mangi Adachi.
Myślę, że to miałoby sens, bo naprawdę nie kojarzę zbyt wiele tytułów, które mogłyby konkurować z Bahamutem w kategorii, którą prezentuje. A skoro się z tym nie zgodziłaś, to miło by było podać jakiś przykład xd
Poza tym fantasy to bardzo pojemny gatunek, w którym zmieści się wszystko. Ale mnie chodziło właśnie o to, że takich troszkę poważniejszych fantasy bez tony fanserwisu czy standardowych gagów, z licealistami w rolach głównych, różniących się z reguły tylko kolorem włosów, obecnie praktycznie nie ma. Większość to kolorowe moe produkcje stawiające na te same popularne schematy. A Bahamut się z tego kręgu wyraźnie wyrywa.
Btw. o jaką ekranizację mangi Adachi ci chodzi? o.O
Nie wiem, mnie fanserwis może tylko w jeden sposób wkurzyć, jeśli schrzani dynamiczność ala Hiro Mashima.
No cóż – gust gustem. Jeśli o mnie chodzi wciskanie fanserwisu to najgorsze co można zrobić dla klimatu dobrego fantasy.
Ryuki
30.12.2014 23:21
Wiem dlatego później wspomniałam o tym, że to pewnie zły przykład. W drugim poście zwyczajnie odpowiedziałam na pytanie^^ Chyba trochę tu się pogmatwało. W skrócie: styl Bahamuta nie jest dla mnie wyjątkowy z powodu tego, że przez całą dekadę był popularny i chociaż to się zmieniło nie powiedziałam bym, że nie ma konkurenci. Też są serie w podobnym stylu nawet teraz, głównie kiedy to ekranizacje jrpg.
Boję się, że mamy różnych autorów na myśli. Chodziło mi o Noragami, mangę jednego z moich ulubionych autorów. Co prawda najlepsze zaczyna się po anime ale zwyczajnie nic nie mogło nawet doknąć tego tytułu jak dla mnie. Sam motyw, który przypomina Alive( gdzie Adachi był/a mangaką a scenariusz pisał Tadashi Kawashima )oparty na wartości życia jest dla mnie fascynujący. Jednak to współczesne fantasy więc pewnie tu nie pasuje.
Tak zgadzam się, że fantasy jest rozległe i jeszcze łączone z mnóstwem innych gatunków. Jednak jak chesz masz kilka tytułów z ostatnich lat jakie lubię bez szkoły i haremu( ostrzegam hybrydy ): Magi, Break Blade, AoT, Dentolian no Shoka, Pandora Hearts, Xamd wszystkie ekranizacje Tales of. Tylko wiesz ja lubię głównych bohaterów nastolatków gdyby odjąć to kryterium to bym pewnie wrzuciła całą moją listę na Malu. Bo takie chocieżby tytuły jak Tsuritama, wspomniane wcześniej Noragami czy Zetsuen no Tempest albo wiele ekranizacji mang z popularnych magazynów nie podpisują się pod kolorowe moe produkcje. Jednak wszystko w mniejszym lub większym stopniu to fantasy, samo Mushishi też tu pasuje.
Też są serie w podobnym stylu nawet teraz, głównie kiedy to ekranizacje jrpg.
Tyle że właśnie nie kojarzę tego typu serii wśród nowości – a na pewno niezbyt wiele. Zgadzam się, że dawniej było ich sporo, ale cóż… to było dawno. Inna sprawa, że też realizacja jest zupełnie inna w przypadku tytułów z lat 90 i tych wychodzących obecnie, co już wiele zmienia przy odbiorze.
Boję się, że mamy różnych autorów na myśli. Chodziło mi o Noragami, mangę jednego z moich ulubionych autorów. Co prawda najlepsze zaczyna się po anime ale zwyczajnie nic nie mogło nawet doknąć tego tytułu jak dla mnie. Sam motyw, który przypomina Alive( gdzie Adachi był/a mangaką a scenariusz pisał Tadashi Kawashima )oparty na wartości życia jest dla mnie fascynujący. Jednak to współczesne fantasy więc pewnie tu nie pasuje.
No ja zdecydowanie pomyślałam o Mitsuru Adachi i zbytnio mi to tu nie pasowało xd Co do Noragami – no wiesz, to zupełnie inny typ fantasy – raz, że osadzony we współczesności, a dwa – zachowujący typowo wschodni klimat. Osobiście mi się to anime bardzo podobało, choć sporo zepsuł denny humor, w dodatku tam była postać, która tylko pałętała się pomiędzy nogami i przeszkadzała ;p
Tak zgadzam się, że fantasy jest rozległe i jeszcze łączone z mnóstwem innych gatunków. Jednak jak chesz masz kilka tytułów z ostatnich lat jakie lubię bez szkoły i haremu( ostrzegam hybrydy ): Magi, Break Blade, AoT, Dentolian no Shoka, Pandora Hearts, Xamd wszystkie ekranizacje Tales of. Tylko wiesz ja lubię głównych bohaterów nastolatków gdyby odjąć to kryterium to bym pewnie wrzuciła całą moją listę na Malu. Bo takie chocieżby tytuły jak Tsuritama, wspomniane wcześniej Noragami czy Zetsuen no Tempest albo wiele ekranizacji mang z popularnych magazynów nie podpisują się pod kolorowe moe produkcje. Jednak wszystko w mniejszym lub większym stopniu to fantasy, samo Mushishi też tu pasuje.
Wciąż jednak wszystkie te tytuły prezentują zupełnie inny typ niż Bahamut. Break Blade czy Xamd podpadają już pod mecha, więc to już w ogóle nie ma o czym mówić -.- W dodatku nadal są to serie „wesołe i kolorowe” (choć np. Zetsuen w pierwszej połowie wymykał się z takiej klasyfikacji, to drugą połową zepsuł wszystko), a Bahamut poprowadzony zostaje w innej konwencji (nie wiem co to AoT jedynie, więc do tego się nie odnoszę) – i w tej kategorii właśnie nie ma konkurencji. Inna sprawa, że wprowadzenie dojrzalszych bohaterów już sporo zmienia – z typowymi nastolatkami utrzymanie klasycznego klimatu fantasy jest praktycznie niemożliwe niestety.
Ryuki
31.12.2014 12:42
Ja osobiście uwielbiam humor w Noragami. Popłakałam się kilkakrotnie na tym. Jednak tak jak pisałam anime zatrzymało się przed pierwszą większą historią. Też tak myślałam, że tego mangakę miałaś na myśli.
Break Blade to też fantasy pisałam, że będą hybrydy bo osobiście nie lubię czystego fantasy. Połączenie z SF jest jednym z najczęstszych. Xamd nie jest mecha chyba, że policzy się wojskowe maszyny. Jednak samo anime to zupełnie inny typ. AoT to Attack on Titans.
Nie rozumiem cię teraz. Bahamut to rówież seria wesoła i kolorowa, do tego jeszcze bardziej z powodu bycia komedią. Do tego nie łapię gdzie tu problem. Pisałam to wcześniej, że dla mnie tego rodzaju anime są do nieskończeności lepsze niż poważne. Też my się tu bardzo różnimy, ja wolę postaci nastolatków niż dorosłych( zawsze lepiej się z nimi rozumiem niż z osobami w moim wieku ) i bardzo nie cierpię klasycznego fantasy. Jednak Bahamut to również nie jest klasyczne fantasy zwłaszcza, że to kolejna hybryda z westernem. Ba przypomnina mi strasznie Wild Arms xD
Break Blade to też fantasy pisałam, że będą hybrydy bo osobiście nie lubię czystego fantasy. Połączenie z SF jest jednym z najczęstszych. Xamd nie jest mecha chyba, że policzy się wojskowe maszyny. Jednak samo anime to zupełnie inny typ. AoT to Attack on Titans.
O ile SF znaczy science fantasy to się zgodzę. Sci‑fi w połączeniu z fantasy występuje rzadko akurat. Poza tym wiesz – ja od początku piszę o najczystszym fantasy (w dodatku z konwencji raczej high czy heroic), nie żadnych hybrydach i w tej kategorii oceniam. Rozumiem, że sama możesz za takowymi nie przepadać, ale czemu w takim razie piszesz, że Bahamut nie może być jednym z najlepszych przedstawicieli gatunku, po czym dla porównania przywołujesz właśnie hybrydy? To zupełnie nie na tym polega przecież -.-
Nie rozumiem cię teraz. Bahamut to rówież seria wesoła i kolorowa, do tego jeszcze bardziej z powodu bycia komedią. Do tego nie łapię gdzie tu problem. Pisałam to wcześniej, że dla mnie tego rodzaju anime są do nieskończeności lepsze niż poważne. Też my się tu bardzo różnimy, ja wolę postaci nastolatków niż dorosłych( zawsze lepiej się z nimi rozumiem niż z osobami w moim wieku ) i bardzo nie cierpię klasycznego fantasy. Jednak Bahamut to również nie jest klasyczne fantasy zwłaszcza, że to kolejna hybryda z westernem. Ba przypomnina mi strasznie Wild Arms xD
No kolorowa na pewno nie. Wesoła dość rzadko w sumie (na pewno rzadziej w porównaniu do np. Noragami czy Magi, bo elementów komediowych tutaj jest mniej).
Poza tym western? Serio? Jakim cudem skoro nie ma tutaj ani krzty Dzikiego Zachodu? Chyba, że dla ciebie samo pojawienie się łowców nagród automatycznie czyni z tego western. Jeśli tak, to zdecydowanie nie tędy droga ;p
Swoją drogą na początku stwierdzasz, że Bahamut nie może być jednym z najlepszych (nowych) fantasy, po czym piszesz, że sama nie cierpisz klasycznych fantasy. Troszkę to stronnicze podejście w takim razie, nie sądzisz?:P
Ryuki
31.12.2014 13:30
Rzadkie? Ja nie pamiętam jrpg gdzie nie skończyło się na statku kosmicznym. Nawet w anime i mandze często się jedno z drugim łączy. Nie pisałam, że Bahamut nie jest jednym z lepszych bo jest tylko, że nie jest jedynym dobrym fantasy.
Ech… te elementy westernu są powodem dlaczego Bahamut przypomina lata 90. To nie tylko łowcy nagród. Same ubrania, styl pojedynków, cała postać Favaro, lokacje, nawet openig mają mnóstwo typowej japońskiej mieszanki z lat 90. Ludzie nie znający tego okresu w anime wręcz byli zaskoczeni całym stylem. Nawet nazywali anime pierwszym tego typu, co mnie rozbroiło.
Nie pisałam o czystym fantasy bo Bahamut nim nie jest, gdyby był rzuciłambym go po pierwszym odcinku. Nie wiem skąd w ogóle u ciebie ten pomysł. Bo nawet jeśli olejemy cały element westernu nadal pozostają typowa tajemnicza technologia istniejąca obok magi. To jest znowu niesamowicie częste w jrpg.
Rzadkie? Ja nie pamiętam jrpg gdzie nie skończyło się na statku kosmicznym. Nawet w anime i mandze często się jedno z drugim łączy. Nie pisałam, że Bahamut nie jest jednym z lepszych bo jest tylko, że nie jest jedynym dobrym fantasy.
Nie znam akurat jrpg, więc tu trudno mi się będzie odwołać do konkretnych tytułów, ale czy ty nie pijesz po prostu do sci‑fi, a nie fantasy? Czyli inaczej używasz słowa fantasy jako synonimu fantasyki ogólnie?
Inna sprawa, że ja również nie pisałam, że Bahamut jest jedynym dobrym fantasy. Czemu miałabym, skoro to nie prawda?
Ech… te elementy westernu są powodem dlaczego Bahamut przypomina lata 90. To nie tylko łowcy nagród. Same ubrania, styl pojedynków, cała postać Favaro, lokacje, nawet openig mają mnóstwo typowej japońskiej mieszanki z lat 90. Ludzie nie znający tego okresu w anime wręcz byli zaskoczeni całym stylem. Nawet nazywali anime pierwszym tego typu, co mnie rozbroiło.
Nie no naprawdę – jakie znowu elementy westernu?! To nie ma nic wspólnego z westernem – nie mieszajmy składników występujących po prostu w jednym stylu, jeśli nie są elementami konstruktywnymi owego gatunku. To, że tutaj pojawiają się łowcy nagród nie będzie automatycznie kwalifikowało tego jako hybrydy fantasy z westernem. Lokacje? Która lokacja przypomina ci tutaj chociaż troszkę western, bo ja nie wiem doprawdy -.- Postać Favaro można podpiąć chyba tylko z powodu kapelusza, no wiec kurczę też trochę mało. A styl pojedynków? Ta… te pojedynki na miecze, takie charakterystyczne dla westernu… A może fakt, że walczą konno? Znaczy wszędzie gdzie są konie, musi być western? Od biedy można by nawet Gin no Saji podciągnąć xd
Nie pisałam o czystym fantasy bo Bahamut nim nie jest, gdyby był rzuciłambym go po pierwszym odcinku. Nie wiem skąd w ogóle u ciebie ten pomysł. Bo nawet jeśli olejemy cały element westernu nadal pozostają typowa tajemnicza technologia istniejąca obok magi. To jest znowu niesamowicie częste w jrpg.
Tajemnicza technologia? Gdzie?! Kiedy?! Wiesz no Bahamut to akurat klasyczny przykład czystej przygodówki fantasy i na prawdę nie widzę dlaczego tak się upierasz, że tak nie jest…
Ryuki
31.12.2014 14:13
Nie, znam różnice. Mówię o mieszaniu dwóch gatunków. Istnieniu magi obok wyjaśnionej technologii. Mam podać przykład? Final Fantasy chociażby. Mamy niewyjaśnione moce nadprzyrodzone i magie z dodatkiem mistycyzmu a obok technologię, broń palną czy czasem steampunk. Mogę też walnąć cały referat o tym jak Grandia 2 nabrała mnie, że to fantasy.
Możesz się ze mną sprzeczać. Jednak co ja mam ci powiedzieć więcej? Wszystko i tak mi zaprzeczysz. Napisze, że pierwszy odcinek ma multum przykładów, nawet wygląd miasta ale oczywiście nic tam nie ma bo Bahamut to czyste fantasy. Bo co niby mają tu konie? Kiedy ja wspomniałam, że to element stylu. Mówiłam o tym jak pokazane są pojedynki, poruszanie się kamery chociażby. Co do Favaro chodziło mi o typ osobowości nie jego kapelusz. Pojedynki na miecze? Ja mówię o elementach nie o dosłownym westernie. Zobacz sobie chociażby Wild Arms o których wspomniałam.
Klasyczny przykład czystej przygodówki fantasy… ok jak uważasz xD Dobra, od teraz będę uważać, że ta maszyneria latającego statku to magia.
Nie, znam różnice. Mówię o mieszaniu dwóch gatunków. Istnieniu magi obok wyjaśnionej technologii. Mam podać przykład? Final Fantasy chociażby. Mamy niewyjaśnione moce nadprzyrodzone i magie z dodatkiem mistycyzmu a obok technologię, broń palną czy czasem steampunk. Mogę też walnąć cały referat o tym jak Grandia 2 nabrała mnie, że to fantasy.
Eee, ale wiesz, że piszemy w tym momencie o anime, a nie jrpg? Niestety ciężko mi się do tego odnieść, bo zwyczajnie nie grywam, w każdym razie jeśli chodzi o anime i literaturę takie połączenie nie jest zbyt popularne.
Możesz się ze mną sprzeczać. Jednak co ja mam ci powiedzieć więcej? Wszystko i tak mi zaprzeczysz. Napisze, że pierwszy odcinek ma multum przykładów, nawet wygląd miasta ale oczywiście nic tam nie ma bo Bahamut to czyste fantasy. Bo co niby mają tu konie? Kiedy ja wspomniałam, że to element stylu. Mówiłam o tym jak pokazane są pojedynki, poruszanie się kamery chociażby. Co do Favaro chodziło mi o typ osobowości nie jego kapelusz. Pojedynki na miecze? Ja mówię o elementach nie o dosłownym westernie. Zobacz sobie chociażby Wild Arms o których wspomniałam.
Ech… uwielbiam to. Człowiek próbuje prowadzić dyskusję, a druga strona do razu, że ktoś się kłóci czy sprzecza. Nie, ja próbuje ci pokazać, że to co piszesz mija się z prawdą, ale to nie jest sprzeczanie się. Możesz tego nie przyjmować do siebie, możesz nawet nie próbować zrozumieć o co mi chodzi, ale w takim wypadku ta dyskusja nie ma sensu. Napisałaś, że ma to elementy westernu i ja odpisałam, że nie, wcale nie ma. Bo elementy typu sposób pokazania pojedynków (ale w sumie jaki? co jest takiego charakterystycznego w tych pojedynkach, by móc je przyrównać do westernu?), łowcy nagród, czy typ osobowości Favaro nie są elementami westernu w takim znaczeniu, że nie są elementami konstruktywnymi tegoż gatunku i swobodnie mogą występować także w klasycznym fantasy. Konie zostały tu rzucone właśnie na takiej samej zasadzie – bo mają się tyle do elementów westernu co reszta przywołanych elementów. Ot, po prostu także występują w tamtym gatunku. Za Wild Arms podziękuję – nie wygląda zachęcająco. Może gdyby to była krótka ova, to spróbowałabym.
Klasyczny przykład czystej przygodówki fantasy… ok jak uważasz xD Dobra, od teraz będę uważać, że ta maszyneria latającego statku to magia.
Którego latającego statku? Sterowanego magią pojazdu Bachusa, czy potworów na których poruszały się demony?
I tak, zdecydowanie uważam, że to przykład czystej przygodówki fantasy. Ale jeśli znasz jakieś klasyczne przykłady z tego gatunku, które byłyby czystszymi jego przedstawicielami, to chętnie poczytam cóż to za anime i dlaczego akurat Bahamut nim nie jest.
Ryuki
31.12.2014 15:06
Chcesz przykład nie z jrpg? Już ci podałam. Chociażby Break Blade, magia obok mechów. Albo taka cudowna hybryda Lord of Lords Ryu Knight w tym wypadku to: mechy/komedia/fantasy/western/sf. Tykam często jrpg bo Bahamut jest ekranizacją gry i nawet jego struktura ją przypomina.
Powiedziałam, że mi zaprzeczysz i miałam rację. I tak mijam się z prawdą xD Nie trać nawet czasu, bo mojego zdania tutaj nie zmienisz. Mówię to szczerze bez ataku na ciebie.
Co do pojedynków, chociażby drugi odcinek. Sposób objazdu kamery nie jest co prawda eksluzywny ale dość typowy dla tego stylu. Ogólnie kocham to, że ciągle masz w głowie obraz typowego westernu kiedy ja mówię o japońskiej mieszance. Nie wiem już jak ci to wytłumaczyć. I nie element nie musi być tylko w danym gatunku by dawał ogólny efekt. Nie wiem i nie zrozumiem w jaki sposób tego nie widzisz, pewnie ty nigdy też nie zrozumiesz jak ja w tym widzę elementy westernu. Oczywiście jak chcesz możemy dalej się bawić.
Nie mówiłam akurat o anime, nawet go nie widziałam. WA to seria gier, która zaczęła się w latach 90 na ps1. Pierwsza część chociażby mimo bazowania na tzw. spagetti westernie ma miecze, rycerzy czy magie, również androidy, stacje kosmiczną w kształcie księżyca, kosmitów i broń laserową. Pisałam byś zobaczyła chociażby w google bo to świetny przykład na to co było wtedy modne. I chociaż Bahamut bardziej przesuwa się w stronę fantasy wciąż ma taki posmak.
Tak, jednak cała maszyneria nie jest samą magią. Co prawda to jest bzdurka i przyczepianie się ale wciąż istnieje.
Czyste fantasy w japońskiej fikcji? O to będzie wyzwanie… moment, jeśli mówimy w ten sposób to masz rację. Tylko, że zawsze tak było. Japończycy zwyczajnie lubują się w hybrydach dlatego jedyne co mi przychodzi do głowy to Lodoss. A i tak pewna nie jestem bo znam jedynie mangę.
Fanserwis sam w sobie zły nie jest, ale tylko w przypadkach kiedy używa się go z głową tzw. nie atakujemy nim widza co 5 sekund, bo to po prostu odpycha. Rail Wars z letniego sezonu jest tego swoistym przykładem. Seria o pociągach oprócz słabej grafiki, ma jeszcze tony fanserwisu w każdej postaci, latające piersi, ujęcia na tyłek i wiele, wiele więcej. Seria sama w sobie była słaba, a fanserwis sprawił, że stała się fatalna.
Myślę, że to samo stałoby się z Bahamutem. Ile czasu można patrzeć na te piersi i tyłek. Jest dokładnie tak jak z żartem, za pierwszym razem śmieszy, a potem tylko denerwuje…
Ryuki
30.12.2014 22:21
Wiem o co ci chodzi, jak pisałam kiedy fanserwis wchodzi mi w coś na czym mi zależy to jest problem.
Ja bardziej zaśmiałam się z faktu przyczepienia się do samych cycatych panienek xD Przypomniało mi to głupią debatę toczącą się o design i zażartowałam z tego powodu. Nie wyłapałam, że o coś takiego mogło chodzić.
Wreszcie… wreszcie wyszła dobra przygodówka fantasy w bardziej zachodnim klimacie.
To w sumie ostatnia rzecz, jaką mógłbym o tej serii powiedzieć.
Już lepiej się tutaj pierwszy sezon Czajki sprawdza, bo tam jest to faktycznie przygodówka.
Tutaj raczej jedna wielka zamota i w pewnym momencie już w zasadzie nie wiadomo o czym.
Ty i te twoje rozkminy – już dawno przestałam choćby próbować je zrozumieć, bo doprawdy nie mam zielonego pojęcia co można by określić zbiorczym mianem twego gustu xd W każdym razie, wiem, wiem, że Chaike lofciasz i wszystko inne przy niej wypada źle xd
A swoją drogą jeśli tu jest „zamota” (cokolwiek by to miało znaczyć, acz przyjmę, że chodziło o skomplikowanie), to ja odpadam – przecież fabuła tu jest prosta jak konstrukcja cepa! Obrona świata przed wielkim złem i te sprawy. ;p
Ale tu nie chodzi o to, co wypada źle przy Czajce.
Z Bahamuta w sumie żadna przygodówka tak naprawdę.
Klimatu toto tak naprawdę w ogóle nie ma, trochę bardziej jak skrzyżowania westernu z bajką, co wypadło tak se.
No jest niby obrona świata i te sprawy, ale co chwile coś mieszali, potem już mi się w sumie nawet nie chciało przewijać, kto był w końcu czyim ojcem itd.
Ogólnie mało ciekawa fabuła.
Przygodówce to trzeba czegoś konkretnego.
Takiego np. niesienia pierścienia do jednej górki na drugim krańcu mapy, czego tutaj zabrakło.
Patrząc po średniej ocen — nie tylko mnie zastanawiają zachwyty nad tą serią, bo w sumie poza ogólnym chaosem i konstrukcją raczej nie bajkową, to tutaj nic fajnego w sumie nie było.
Początek był całkiem niezły, zapowiadało się zwariowanie (jak JoJo), ale w gruncie rzeczy ciekawie… a potem już się w sumie wyłączyłem.
Taka se ta baja.
SoL
1.01.2015 20:14
Podpisuję się pod twoją opinią wszystkimi kończynami. Osobiście oceniam serial na 9/10 za frajdę jaką miałem podczas oglądania. Bawiłem się przy tej serii świetnie, tak samo jak podczas oglądania przygód Deppa w Piratach z Karaibów czy Lone Ranger. A na koniec dodajmy że jest to serial na podstawie gry karcianej, który wcale nie musiał się okazać taki przyjemny jaki otrzymaliśmy, tylko mógł skończyć się tak jak we wcześniejszym trailerku [link][link][/link] do gry, co mnie tym bardziej cieszy że tego uniknęliśmy.
No i da się zrobić dobrą serię na podstawie gry! Twórcy Blade&Soul uczcie się!
Przez jakiś czas obawiałem się, że będzie wiele zapożyczeń z innych gier/serii(po wrażeniach z pierwszych dwóch odcinków) ale koniec końców było tego naprawdę niewiele – i jedyną właściwie rzeczą, która zapadła w pamięć na dłuższą metę w kwestii porównać był sam Bahamut, który siłą rzeczy dla entuzjasty FF po prostu sam nasuwa się na myśl.
Favaro i Kaisar byli naprawdę ciekawie dobraną parą, od strony charakteru zupełne przeciwieństwa, nie mniej naprawdę pasowali do siebie. Z dodatkiem „niedojrzałej” Amiry często pojawiały się nawet sytuacje, które wywoływały uśmiech na twarzy, więc sam dobór bohaterów był jak najbardziej trafny.
12 odcinków efektywnych walk, szczegółowej animacji, akcji i powiedzmy, że dobrej jak na przygodówkę fabuły – czego chcieć więcej? Po drodze oczywiście pojawiło się kilka wątpliwości, wątków nie do końca wyjaśnionych moim zdaniem i fabuła trochę „parła” na przód – dałoby się to rozciągnąć spokojnie na 20 odcinków – nie są to jednak kwestie, do których mógłbym się uczepić.
Dźwięcznego „Favaroooo!” nie zapomnę przez długi czas:)
Prawdopodobnie powinno się to traktować bardziej jako materiał reklamowy pod grę(wysokiej jakości jakby nie było) i zapewne są marne szanse na kontynuację, choć jak najbardziej obejrzałbym takową.
Jak dla mnie fabuła prowadzona była zbyt pospiesznie. Niejednokrotnie zatrzymywałem się i zastanawiałem, gdzie bohaterowie są, po co tam są i o co tak właściwie chodzi? Wreszcie postanowiłem przymknąć oko na fabułę (która w ogólnym zarysie jest dość ciekawa choć nie wydaje się ani specjalnie skomplikowana, ani też odkrywcza) i chłonąć całą resztę. Z całej tej reszty trzy rzeczy najbardziej zwróciły moją uwagę.
Jedną z rzeczy, które najbardziej mnie urzekły jest mimika Kaisara i Favaro. Twórcy zadali sobie trud oddawania przeróżnych grymasów na twarzach bohaterów (zwykle dla podkreślenia emocji i dla efektu komicznego twórcy uciekają się do super deformed, którego tutaj nie zauważyłem). Nie przypominam sobie, żebym wcześniej widział bohaterów o równie „plastycznych”/ miniastych twarzach (co prawda poza wspomnianą dwójką inne postacie nie zasłużyły sobie na aż taką uwagę ze strony grafików). Poza tym cała strona graficzna wypada solidnie: ładne projekty postaci, dynamiczne walki, 3D które nie kłuje po oczach (udało mie się wmówić sobie, że ten gryf (?) z zaprzęgu Bachusa wcale mi nie przeszkadza).
Kolejna rzecz to postacie, ze szczególnym wskazaniem na Kaisara (prawego „rycerza w lśniącej zbroi” po przejściach) i Favaro (antybohatera, awanturnika, bohatera od niechcenia), których nie da się nie lubić. Ten duet, świetnie zagrany przez seiyuu, według mnie w zasadzie „robi” całą serię. Z dalszego planu moją uwagę zwrócił wyśmienity Król Anatae.
Ostatnia rzecz to opening, który świetnie nadaje ton całej serii. Wykorzystana grafika jest przyjemna dla oka a wybrany kawałek muzyczny łatwo wpada w ucho. Mało tego, oba elementy dobrze do siebie pasują.
Oglądanie tej serii dało mi bardzo dużo frajdy. Czekam na więcej.
Tak czy siak dostałem chyba najlepiej wykorzystane w tym roku 12 odcinków (czytaj: całość ładnie zamknięta, ale kontynuacja jest możliwa). Wartka akcja, fajne postacie, zgrabna i sensowna fabuła (nawet jeśli bez fajerwerków), super grafika, widowiskowe walki, „interesujące” motywy (np. zombie‑syreni czy szkielety‑rycerze walczące ramię w ramię z aniołami i wiele innych). Definicja lekkiego, przygodowego fantasy anime z elementami komediowymi (choć troszeczkę dramatu było, zwłaszcza w związku z Amirą). Czytałem opinie, że fabuła zagmatwana. Chcecie zagmatwanej fabuły? Poczytajcie sobie np. historię rodu Targaryenów (dostępna na wiki „Lodu i Ognia”, choć ja czytałem akurat w oficjalnym kompendium G.R.R Martina). Tutaj akurat wszystko jest czytelnie opowiedziane, nie wiem jak można twierdzić inaczej…
Po zapowiedziach czułem, że szykuje się coś specjalnego, ale nigdy do końca nie wiadomo czy dana seria ostatecznie przypadnie mi do gustu.
Ja bawiłem się świetnie. Żeby dać nawyższą ocenę czegoś mi jednak brakło. Nie jest to te „idealne” fantasy, którego poszukuje. Niemniej, mocne 9/10.
...a po tych niecałych trzech minutach, bolesny powrót do rzeczywistości.
Nie, niestety to nie będzie wyjątek od reguły („Berserk”, ewentualnie „Claymore”), tylko kolejne, lekkie, zwariowane 'anime fantasy'... z zawadiackim, cool protagonistą o rudym afro (sic!) i nieco przyciemnionymi kolorkami, by można było połudzić się, że jest mniej cukierkowo niż zwykle (choć już w pierwszym odcinku mamy nagą, różowowłosą dzierlatkę… kliknij: ukryte która oczywiście jest kimś wyjątkowo specjalnym i potężnym, a którą z bohaterem na pewno połączy płomienny acz do końca serii nie skonsumowany wątek pseudo‑miłosny… tak, właśnie przewracam oczami.) ech…
Po tych boskich trzech minutach, widz jak obuchem dostaje po twarzy latającymi końmi, kołem fortuny żywcem jak z „Piraci z Karaibów: Skrzynia umarlaka”, korzeniami z karcianki, oraz całym potokiem elementów zapożyczonych z „Final Fantasy”...
Czy naprawdę szczytem naiwności było oczekiwanie po anime poważnej serii Fantasy? Jeśli tak to wybaczcie, pozostanę nawiana i poczekam dalej. Pas.
Slova
20.12.2014 15:38 Re: niespełna 3 minuty piękna...
Nie, to nie jest poważne fantasy, to przygodowe fantasy dobrze realizujące podstawowe i najważniejsze motywy gier RPG.
Ależ to nie jest tak, że nie kocham RPG :) ba, wręcz przeciwnie. Tylko po prostu wolę w nie grać niż oglądać. :p
Nie, to nie jest poważne fantasy
Tak, zauważyłam, w zasadzie nawet o tym pisałam. xD Ale szkoda, bo serii z tego drugiego bieguna jest jak na lekarstwo. :( Dlatego miałam nadzieję, że wreszcie otrzymamy coś w poważniejszych klimatach.
Mnie osobiście właśnie cieszy, że dostaliśmy w końcu dobrą (podkreślam dobrą) klasyczną komedię fantasy. Takich serii bardzo mi od dawna brakuje, większość serii z tego gatunku to wariacje na temat Zero no Tsukaima.
Cóż, ja akurat na niedobór lekkich fantasy nie narzekam xD (dobrych czy nie, to już rzecz gustu), a w każdym razie jest ich zdecydowanie więcej niż tych drugich -_-".
Ale wiesz, paradoksalnie chyba miałabym do tej serii bardziej pozytywne podejście, właśnie o ironio, gdyby nie te nieszczęsne trzy minuty.
Bo poczułam się tak jakbym na chwile dostała upragnioną gwiazdkę z nieba xD a potem się okazało, że nie, to tylko twórcy wykazali się drastycznym poczuciem humoru, pokazując:
Zobacz widzu na co byłoby nas stać gdybyśmy tylko chcieli! Patrz, podziwiaj, syć oczęta! ...a teraz płacz bo tego nie otrzymasz! Tylko coś klimatem dokładnie odwrotnego. xp
Gdyby dobrze realizowało, to nie znudziłoby tak szybko.
Generalnie z fantasy bym polemizował… średnio mi się to widzi.
Za dużo przejść do bóstw i za mało przygody.
Koniec końców komedia z tego średnia (a raczej słaba), fantasy trochę mało i ogólnie nudą wieję.
Dostaliśmy przeciętna (podkreślam przeciętną) serię… no nie wiem.
Z RPG to mi się też słabo kojarzy (a grałem w wiele).
Niech mi ktoś rozrysuję to punkt po punkcie, bo albo jestem ślepy, albo tak słabo to wszystko wyszło.
W jaki sposób mamy ci to wytłumacyć? Osoba, która lubi anime powie ci wszystkie argumenty jakie podałeś odwrotnie. I mam nadzieję, że źle rozumiem co napisałeś i nie negujesz gatunku, który seria posiada? Bo fantasy to dość rozległy gatunek, często łączony z innymi chociażby Japończycy często dodają do tego sf( jest bardzo mało jrpg bez statków kosmicznych czy steampunka ).
Co do rpg, to tak anime ma podobny klimat. Oczywiście mówimy tu o jrpg. Pomijąjąc skojarzenia z FF, które sporo osób widzi jest kilka innych powodów. Klimat podróży z mini historiami w każdej lokacji, głównych bohaterów łatwo nawet osadzić w typowej drużynie, westernowe elementy też przypominają jrpg z czasów ps1 do tego summony, system przywoływania ich i animacja ich ataków itd.
The Beatle
20.12.2014 15:41 Re: niespełna 3 minuty piękna...
Jeśli nie jest to problem, prosiłbym o inne tytuły z kategorii „kolejne lekkie, zwariowane anime fantasy” w takim razie. Podobny protagonista też może się pojawiać, choć nie musi. Na użytek własny.
podpadają praktycznie wszystkie serie anime z gatunku Fantasy xD
(z wyłączeniem kilku poważniejszych tytułów, niestety będących tylko wyjątkami od standardowo przyjętej konwencji, np:
wspomniane już „Berserk”, „Claymore”, czy nieco inne klimatycznie „Seirei no Moribito”, „Kemono no Souja Erin”, obie genialne i na podstawie powieści tej samej znakomitej autorki, Nahoko Uehashi ).
Nic tylko klikać w tag i przebierać wedle indywidualnych upodobań. :p
Jednak które dobre a które mniej, nie chcę sugerować bo to już raczej kwestia gustu. ;)
Mnie tylko najbardziej znużyło w tym anime tradycyjne japońskie podejście do elementów zaczerpniętych z religii. Oni mają wręcz jakąś obrzydliwą chorobę na punkcie Yin & Yang, łączenia wszelkiego istnienia przeciwko wielkiemu i agresywnemu złu, blah, blah, blah.
Ale nic. Japończycy tak mają, że pewne niedoróbki i dziwactwa maskują raczej niezbyt wyszukaną filozofią… a właściwie filozoficznym bełkotem.
Natomiast nie zaprzeczę, że kompletnie załamał mnie główny bohater. Litości. I nie chodzi o chędożone rude afro (swoją drogą i tak wygląda to idiotycznie, ale mniejsza). Problem polega na tym, że Favaro to klasyczny przykład głuptaka, który nie wiedzieć dlaczego w odpowiednich sytuacjach potrafi być mądry i w miarę ogarnięty. Typ postrzelonego pajaca, który mimo swojego wieku ni krzty nie potrafi się opanować.
Ale już zostawmy to. Anime jako sama przygodówka jest… znośne, jeden odcinek tygodniowo można obejrzeć z lekkim przymróżeniem oka na pewne denerwujące elementy.
Stety‑niestety ale zgadzam się do ostatniej kropki. :) Praktycznie ładnie opisałeś to nad czym samej nie chciało mi się zbytnio ubolewać (chociaż to nieszczęsne, pomarańczowe afro chyba każdemu w oczęta się rzuca xp ).
Co do „Anime jako sama przygodówka jest… znośne, jeden odcinek tygodniowo można obejrzeć z lekkim przymróżeniem oka na pewne denerwujące elementy.” No tak w sumie można, jeśli ktoś szuka niezobowiązującej rozrywki, przy której się wypoczywa, to czemu nie.
Tylko mnie martwi, że nie długo przyjdzie tak opisywać wszystkie serie anime w sezonie -_-"... a ja bym chciała coś wreszcie nieco ambitniejszego. :(
Póki co to z tego sezonu tylko Kiseijuu choć surrealistyczne i nieco dziwaczne potrafiło zachowało jako taki zdrowy poziom bez niepotrzebnych głupot, udziwnień czy rudego afro. Ewentualnie Shigatsu wa kimi no uso jest całkiem przyjemne w odbiorze jako (pomimo młodziutkich bohaterów) kapkę poważniejsze kino.
No patrz, a ja do tego „Shigatsu wa Kimi no Uso" tak nieufnie podchodziłam. Albo raczej po tych wszystkich pochlebnych i entuzjastycznych opiniach bałam się rozczarować -_-", ale jak faktycznie dobre to się zmobilizuję. x3 Zwłaszcza, że „Kiseijuu” śledzę na bieżąco i póki co w napięciu trzyma. x3
Co do fantasy, pozostaje czekać co też wyjdzie z ekranizacji mangi pani Hiromu Arakawy i jej wizji „Arslan Senki”[link] chociaż mam ogromny sentyment do starszej wersji [link] to tej też jestem ciekawa.
Shigatsu [...] ma miłą kreskę i jest to anime muzyczne, za co ma plus. Ale poważniejsze kino? pls mam poczucie, że robią z tego dramat na siłę. Postacie są przyjemne i ogólne dobrze się ogląda, ale patos i dramatyzm biją po oczach. Zwłaszcza, że zasadniczo jestem skrzypaczką i tematyka jest mi bliska, jestem bardziej krytyczna. Tylko czekam, że na zakończenie będą płacz i łzy i dramatyczne zapewnienia… Serio shigatsu KnU robi z igły widły. O wiele lepiej wypada Akatsuki no Yona. Ładnie rozwijająca się fabuła okraszona wstawkami komediowymi. Dzięki temu zachowana jest równowaga.
Jeśli chodzi o Shingeki no Bahamut: kreska cudna. Bardzo mi się podoba mimika postaci i charaktery. Szał i widowiskowość wybuchów gra na niekorzyść, tak samo bieganie koniem po dachach… ale mężnie to zniosłam jak przystało na prawdziwego Sana i seans jak na razie 4‑ch odcinków uznaję za udany. Czwórka głównych bohaterów podbiła moje serce, a zawinięta jak ślimak fabuła ciekawi. Fakt przyczepiłabym się do sposobu realizacji… Jeśli chodzi o nadprzyrodzony świat przedstawiony, jeszcze nie mam opinii. Możliwości są dwie: „wow świetny pomysł!” oraz „na mój ogon kto to wymyślił, niechże go przytulę mocno i na zawsze”.
Serio? Ja osobiście uwielbiam to jak Japończycy bawią się i lekko podchodzą do religii. Tak samo przepadam za tym, że w ich mediach często różne „złe” istoty nie są w jednej barwie, z samym Lucyferem na czele. Do tego jakby nie te dziwactwa nie skopałam bym tyłka bogu w Shadow Hearts xD
To zwyczajny archetyp, jak każdy innymi. Mi osobiście żaden typ osobowości nie przeszkadza. Akurat ten o którym piszesz jest jednym z ciekawszych, fajnie oddaje to jak ludzie różnie się zachowują w danych sytuacjach. Wiele moich ulubionych postaci jest z tego archetypu. Co do Favoro to jakbym go nie polubiła to dawno bym anime rzuciła. I zwyczajnie nie łapię co jest nie tak z jego wyglądem, może dlatego, że mam mocny sentyment do rudzielców o zielonych oczach( i nie afro mi w ogóle nie przeszkadza ).
Jestem bardzo restrykcyjny w kwestii zasadności i powodów użycia takich, a nie innych elementów kultury świata rzeczywistego. Tym bardziej, że każden jeden element ma swoją przyczynę i celowość, którą Japsy często pomijają na rzecz wykorzystania estetycznego.
A Favaro jest po prostu pożytecznym i dobrym, ale idiotą.
No to tu się różnimy. Dla mnie akurat trzymanie się zbyt blisko rzeczywistości w fikcji jest problemem. Poza tym fascynuje mnie w jaki sposób są używane różne elementy mitologii. Do tego kilku ciekawych rzeczy się dzięki mangą/anime/grą dowiedziałam jeśli o to chodzi( chociażby o Kabale ).
Nie jest idiotą. Dla mnie by kogoś tak nazwać potrzeba znacznie więcej niż wygłupianie się, zwłaszcza jak wiem, że postać ma tzw. olej w głowie. Szczerze takich prawdziwych idiotów spotkałam w jednej mandze( zamierzone przez autora ). Dwójka idiotów w Apocalipse no Toride, kliknij: ukryte która wypuściła potężnego „potwora” myśląc, że to dziewczyna. Ów osoba nie miała narządów rozrodczych, odbytu natomiast każde jego oko miało trzy tęczówki. Istna laska>_> To był szczyt jak dla mnie. Przy głównych bohaterach najgorsze co widziałam to prosto myślące postacie a tego głupotą też nie nazwę.
Akurat anime nie traktowałbym jako dobre źródło wiedzy czysto faktograficznej. Zresztą – kinematografia jak to ona, rządzi się prawami subiektywizmu autora.
Nie nazwałem Favaro idiotą, ale pożytecznym i dobrym idiotą, to jest znacząca różnica. Oznacza to, że powagą i mądrością nie grzeszy niemniej jest po prostu dobrym człowiekiem, więc wymusza to na nim konkretne zachowania – nawet jeśli u podstaw swojego zachowania jest błaznem.
Ale ja nie biorę wszystkiego od tak, ja zwyczajnie sprawdzam czy autor miał rację. Chociażby to z Kabałą, kiedy Seishi w 666satan wprowadził drzewa kabały do swojego systemu „aniołów i demonów” z ciekawości przejrzałam wiadomości na ten temat( co przyczyniło się później do wyłapania ciekawych nawiązań w grze Tales of the Abyss ). Bardzo podobnie było też w Arago gdzie sam tłumacz sprawdził mangakę co do prawdziwości korzeni mitu o wilkołaku, autor miał racje.
Powaga i mądrość często nie idą w parze, tak samo jak mądrość nie jest tylko jedna^^ Dlatego niezwykle rzadko nazywam kogoś nie w żarcie idiotą, nawet tak jak to napisałeś w pozytywnym aspekcie.
Więc kwestia wyłowienia jakichś poszczególnych informacji. Zwracam honor.
Mądrość nie jest tylko jedna? Mądrość jest zawsze jednym i tym samym bowiem wynika z drogi życia. Mądrym nie można zostać, ani tym bardziej jakoś jej nabyć. Mądrym człowiek staje się… całe życie. To proces. A proces (aktualizacja) zawsze ma charakter jednolity i uniwersalny dla każdego bytu z danego gatunku. A ponieważ byt jakim jest człowiek jest gatunkowo tym samym, więc automatycznie przylega do nas zawsze taka sama istota przypadłości procesu stawania się kimś mądrym. Różnice są tylko jakościowe na miarę dobra jakie może posiąść dana jednostka.
Chodziło mi o coś innego, jak to wytłumaczyć? Po pierwsze tak mądrym się z czasem staje głównie przez doświadczenie, ale sama mądrość jest różna. Są osoby, które np. pokazują zdolności praktyczne natomiast ciężej mają z teorią. Obie takie wiedzy mogą później przeistoczyć się w mądrość na różnym przedmiocie. Wszystko to zależy od kierunku w jaki się pójdzie. Czasami nawet młode osoby mogą okazać się w pewnych rzeczach bardziej spostrzegawcze niż starsi. W kwestii fikcji to bardzo zaważa na tym, że postaci nie mające wiedzy w jednej kwestii są szufladkowane do 'głupków' nawet jeśli pokazują umiejętności w innej dziedzinie. Chociażby łatwiej czytają ludzkie emocje czy wiedzą jak się w momencie kryzysu zachować.
Mniej więcej o tym samym napisałem – gatunkowo przyporządkowana nam jest taka sama mądrość bowiem dotyczy tego samego bytu. Dązymy tak czy inaczej do ubogacenia naszego bytu dla dobra godziwego. Różnice są tylko jakościowe (np. tak jak wspomniałaś ktoś jest umiejętny w jednej dziedzinie, a ktoś w innej). Choć wciąż wiedza nie oznacza mądrości. O mądrości raczej powiedziałbym jako rzecze Sokrates – gr. Arete – czyli cnota, jakieś wyjątkowe dobro w człowieku, lub jak Zenon z Kition gr. Apatheia – stan mędrca, permamentnego niewzruszenia i spokoju (nie mylić ze stanem zaburzonej biochemii mózgu zwanym apatią).
Ja miałam odwrotnie, pierwszy odcinek podobał mi się coraz bardziej z upływem minut. Zwłaszcza po tej scenie z kołem… miód dla oczu. Jednak ja akurat jestem zdania, że przygodówka fantasy>>>nieskończoność>>>poważne fantasy. Zarówno fabularnie jak i w postaciach. Dla mnie tego typu historia zwyczajnie może więcej opowiedzieć z samego powodu konwencji( prostota fabularna ). Natomiast bardziej dramatyczne serie najczęściej są dla mnie dobrymi usypiaczami zwłaszcza jak to czyste fantasy. A jak już się skapnę, że anime karmi mnie tym samym morałem przez ponad 20 odcinków w różnej symbolice owijając w bawełnę to całkowita klapa( i tak, mam pewną serie na myśli ).
Co do szczytu naiwności… tak szczerze polecam się po prostu nie nastawiać? Nie wiem, nigdy nie miałam takiej sytuacji, zaczynając anime niczego nie oczekuję( chyba, że to ekranizacja ) biorę to co dają a potem decyduję czy brnę dalej. Tak na marginesie, od wielu lat komedie fantasy są znacznie rzadsze i osobiście cieszę się jak powstanie anime w tym stylu. Bahamut zresztą bardzo przypomina fantasy z lat 90 razem z westernowym posmakiem jaki w tamtym okresie był wszędzie. No ale w wypadku kiedy jednym z moich ulubionych fantasy( w pewnym sensie bo to hybryda ) jest Violinist of Hameln moje wciągniecie się w to anime nie dziwi. W porównaniu to takie spokojne i poważne anime xD
Już od jakiegoś czasu chciałem zapytać… czy Ty wiesz w jakich sytuacjach używa się "(sic!)" czy tylko tak wrzucasz gdzie popadnie, żeby Twoje posty wyglądały „mondrzej”?
Cóż, już spieszę z odpowiedzią i zapewnieniem, że znaczenie zwrotu jest mi znane :)
„sic! – W tekście może być używane na kilka sposobów, między innymi:
Zwrot ten umieszcza się przy informacji, która może być odebrana jako nieprawdziwa, jako błąd itp. w celu podkreślenia, że to rzeczywiście się zdarzyło, miało miejsce.” [link]
Tak więc pisząc:
„o rudym afro (sic!)"
W tym przypadku chciałam zaznaczyć, że nie jest to moje przejęzyczenia a faktycznie miałam na myśli, iż w anime tym pojawia się zjawisko będące "rudym afro” ;) co niektórzy mogliby uznać za pomyłkę gdyż zazwyczaj owe fryzury nie występują w takim odcieniu. ;) Mam nadzieję, że to wyjaśnienie pana uspokoiło. Pozdrawiam :)
Wyjaśnienie mnie nie przekonuje.
Uspokaja jednak fakt, iż mój złośliwy komentarz zadziałał stymulująco.
Aby móc mi odpowiedzieć, odwiedziłaś wikipedię, doczytałaś na ten temat, przez co teraz może będziesz używać tego zwrotu w uzasadnionych przypadkach.
PS siostra kazała pozdrowić. Podobno dzięki Tobie odkryła RWBY.
Cóż prawdę mówiąc na Wikipedię udałam się specjalnie by bardziej formalnie uspokoić zaniepokojonych ;) sam zwrot znam i praktykuję od dawna, jednak popieram zawsze i w każdym przypadku chęć poszerzania wiedzy. :)
Nie znam pańskiej siostry, ale miło mi to słyszeć. Serię „RWBY” uwielbiam i zawsze cieszy mnie gdy ktoś ten sentyment podziela :) i również proszę przekazać pozdrowienia. :)
Fajny odcinek (zwłaszcza smok), ale trochę rushowany. Czyżby twórcy przyśpieszali w związku ze zbliżajacym się końcem serii?
PS: Nazwijcie mnie pervertem, ale naszła mnie pewna myśl: kliknij: ukryte Skoro Amira nie może zbliżać się do Bahamuta, bo jest pół‑bogiem pół‑demonem i brakuje jej ludzkiego elementu (krwi), to co by się stało, gdyba taki dajmy na to Favaro „zapłodnił” ją i poczęte zostałoby dziecko w 1/2 ludzkie (a drugiej 50/50 bóg‑demon). Czyż będąc w ciąży nie miałaby wtedy w sobie ludzkiego „elementu”? Sorry za tę prostolinijność, ale jest to chyba jakieś rozwiązanie sytuacji?
Epickie to za słabe słowo, żeby określić to anime.
Po recap'owym odcinku dalej jedziemy z koksem, a że towar mocny niech świadczy banan na moim pysku po obejrzeniu odcinka numer 7. Takiej bitwy nie widziałem w telewizyjnym anime od niepamiętnych czasów. Podoba mi się także fakt, że twórcy konsekwentnie unikają plot armora w postaci „shounenowego” power‑up'a głównego bohatera. Favaro jest człowiekiem i walczy jak człowiek, że wszelkimi możliwymi brudnymi sztuczkami jakimi może posługiwać się łowca nagród. Fajnie w serii jest pokazane, jak „boss” jest pokonywany wspólnymi siłami, ale w sensie jeden odwraca uwagę, drugi ładuje z dystansu itd., a nie np. magiczną potęgą przyjaźni.
Oczywiście wszystko przed nami i pod koniec serii jeszcze wszystko się może zdarzyć (łącznie z Favaro zmieniającym się w magiczny pocisk na Bahamuta, wytworzonym modlitwą aniołów czy cuś :P), ale trzeba przyznać SnB, że pisany jest z głową.
Numer jeden tego sezonu, jeśli nie roku, jeśli nie dziesięciolecia…
PS: Był to już w poprzednich odcinkach, ale w sumie fajny patent z pociskami katapult przerabianymi na magiczne pociski czarami zastępu magów bojowych…
PS 2: Żeby nie było, że same superlatywy, to trochę zaczyna mnie wkurzać Amira, bo faktycznie zachowuje się coraz bardziej jak dziecko, ale może jest ku temu powód…
Rzadko zdarza mi się siedziec w anime z gatunku fantasy, ale decyzji o zapoznaniu się z tym tytułem w ogóle nie żałuje. Bardzo ładna grafika, przyjemne postacie (tylko Lidfort czasem działa mi na nerwy… ale Favaro to zdecydowanie mój faworyt!). Podoba mi się podział świata na bogów/demony/ludzi. Super to wygląda, pokazują na przemian wszystkie te światy. Rycerze Orleańscy… z Joanną D'arc na czele… cud, miód i fistaszki. Czekam niecierpliwie na dalsze odcinki, dalsze losy Amiry i jej podróży razem z Favaro to zamierzonego miejsca. Czuje, że to anime może stac się moim faworytem tego sezonu! Oby tak dalej i oby więcej takich anime!
Co do anime sezonu to mam dylemat, bo Kiseijuu również wydaje się być świetne. Zgadzam się co do podziału świata, trochę podobny jest on do mitologii greckiej, ale nie na tyle aby móc go szczególnie porównywać. Odnośnie bohaterów, to na uwagę zasługuje jeszcze mała Rita. Według mnie jest miodzio i oby tak było dalej.
A
sisil
30.10.2014 14:44 Japońskie anioły nie mają płci?
[link] Czy ta postać to jest on, ona, czy tak od góry on od dołu ona? Bo już się trochę pogubiłam. Po głosie zakładałam mężczyznę, sprawdzam dzisiaj grafiki na oficjalne stronie i taki zonk… Niby inne anioły(???) mają widoczne biusty tylko ten jeden/ta jedna nie… Ale te podkolanówki są dosyć kobiece jak dla mnie :P
Czy ktoś się w tym bardziej orientuje/umie rozczytać japońskie krzaczki z opisu postaci?
tamakara
30.10.2014 15:25 Re: Japońskie anioły nie mają płci?
Obawiam się, że nie ma czegoś takiego, jak „japoński anioł”. Co do postaci, to opis na podanej przez Ciebie stronie nie mówi nic na temat płci.
Ryuki
30.10.2014 16:49 Re: Japońskie anioły nie mają płci?
On? Seiyuu ma męskiego do tego Meachel zawsze jest przedstawiany jako facet>.> Jest to anioł piękna więc często ma delikatny, lekko żeński wygląd albo jest kulą xD( 666 satan mnie z tym rozwalił )
Anioły jakie Japończycy wykorzystują pochodzą głównie z hebrajskiej mitologii a tak dokładnie z kabały. To samo jest z demonami. I tak na marginesie, jak masz problem z płcią nie patrz się na ubranie ale na proporcje, które w tym wypadku są męskie>.>( mogę się mylić ale nie sądzę )
The Beatle
30.10.2014 17:02 Re: Japońskie anioły nie mają płci?
A jest jakiś głębszy sens w zastanawianiu się nad płcią?
Skoro autorzy nie wykładają nam tego wyraźnie, wydaje mi się, że nie ma sensu ograniczać się do takiego czarno‑białego podziału stosującego się do ludzi, szczególnie, że anioły przedstawione w anime wydają się funkcjonować inaczej niż ludzie. Wyglądają jak wyglądają i to jest fakt. Mogą mieć seiyuu męskich i żeńskich, to też fakt. Natomiast nawet zestawienie tego o niczym nie świadczy, bo w takim a takim systemie fantasy anioły mogą być bezpłciowe albo posiadać więcej niż 2 płci. I chyba Japonia sama w sobie ma tu małe znaczenie, bo przedstawionemu światu bliżej do fantastyki zachodniej.
blob
30.10.2014 18:00 Re: Japońskie anioły nie mają płci?
Nie chce cię martwić, ale choć mogą mieć cechy danej płci, to anioły z założenia są bezpłciowe…
Nie no, walki kliknij: ukryte zombiaków z ryboludźmi nie widziałem chyba od czasów Disciples II. 10/10 za ten motyw :D I nie wiem czy mi się wydawało, ale czyżbyśmy mieli kliknij: ukryte kraba‑giganta zombie pod koniec?
Bahamut raz jeszcze udowadnia, że jest niesztampową serią.
PS: No i oczywiście, z cyklu „czy te oczy mogą kłamać” Favaro: „rybie oczka” :P
Również bardzo mi się podoba czerpanie garściami z fantasy wszelakiego, a także (co widać szczególnie w dzisiejszym odcinku) umiejętne manewrowanie bohaterami i zdarzeniami, tak, że cały czas coś się dzieje na ekranie, postaci mają możliwość prezentowania się z różnych stron, a nie jest to jakoś wymuszone. Jeśli jeszcze doda się do tego specyfikę bohaterów i komizm, to miejscami wychodzi taki „Snatch” na miarę anime.
Amira.
[link][link][/link]
[link][link][/link]
Terra (FF6)
[link][link][/link]
[link][link][/link]
I jeszcze np: w 1 odc. na samym początku jak walczyli z Bahamutem to ten rycerz wygląda jak Odin. Demon jak Diablos. A ten niby Zeus jak Ramuh tylko taki 1000 lat młodszy. Te porównania też z FF.
I.
21.10.2014 22:45
W FF XIV mamy jeszcze więcej Bahamuta: [link] czemu przykład jest z Ósemki? :<
Ja osobiście tych podobieństw nie traktuję jako wad… Ale może to wynika z tego, że uwielbiam Hiroyukiego Yoshino (seiyuu głównego bohatera), nekromantów kliknij: ukryte (mroczne loli nekromantki też są w porządku) oraz nieumarłych i jestem zaślepiona xD
A czy Amira jest podobna do Terry (...czy ona nosi rajstopy w kwiatki…? >_>') również pod względem charakteru (jeszcze nie grałam w 6 część FF), czy chodzi Ci tylko o demoniczną(?) formę i płaszczyk?
Ja osobiście tych podobieństw nie traktuję jako wad
Ja nie pisałem że to wada! >.<
czy chodzi Ci tylko o demoniczną(?) formę i płaszczyk?
Tak o to. XD
czemu przykład jest z Ósemki?
Bo wole te starsze.
Ryuki
22.10.2014 02:35
Może się wzorowali, a może no nie wiem użyli tej samej mitologii? Przyznam się, że mnie trochę denerwuje ciągłe kojarzenie Bahamuta z Final Fantasy, jakby tam tylko był użyty, nawet jego design jako smoka ma starsze podłoże. Osobiście kiedy usłyszałam o tym anime myślałam, że to ekranizacja gry na NDS'a o podobnym tytule, która niestety nigdy Japonii nie opuściła.
Co do desingów… akurat ciężko porównać bo co FF to summony inaczej wyglądają. Chociażby Odin z FF9 w ogóle jest w innym stylu niż summon z tego anime. Dałam bym więcej przykładów ale oprócz dziewiątki, którą bardzo lubię żaden FF nie wciągnął mnie na więcej niż kilka godzin. Według ludzi znających pierwowzór anime dokładnie odzwierciedliło design z gry.
Naprawdę nie lubię takich porównań. Zwłaszcza jeśli chodzi o użycie danej mitologii gdzie ogólny design i charakterystyka jest odgórnie narzucona. To tak jakby policzyć każde nazwanie Yggdrasila( chociażby np. w Wild Arms 3 ) drzewem życia jako wzorowanie się na Tales of Phantasia. Natomiast co do Amiry to podobieństwa zwyczajnie nie widzę, zwłaszcza przy kresce Amano.
„Inspirowali się” byłoby odpowiedniejszym słowem. Gdyby postaci, czy cokolwiek innego jednoznacznie przypominałoby te z innych gier/uniwersum, to byłby problem i nie prowadziłoby to tylko do zwykłych spekulacji :)
Nie jest to porównywanie „na złość” – tylko bardziej przyuważenie jako ewentualna ciekawostka – chcąc nie chcąc koncept summonów jest podobny do zastosowanego w serii FF.
Dlaczego bahamut kojarzy się akurat z FF? Final Fantasy to jedna z najbardziej znanych serii gier na świecie i nie tylko wśród entuzjastów jRPG, więc jeśli ktoś słyszy słowo „Bahamut” i do tego widzi ogromnego smoka, to zazwyczaj pierwsza myśl to właśnie FF. Sam tytuł jest na podstawie gry ale mobilnej, a seria FF pojawiła się już na NESa, czy jeszcze później na PSXa, także jeśli ktoś kojarzy właśnie z tym, a nie czym innym, to nie możesz mieć za złe :)
Nie wiem za bardzo co masz na myśli mówiąc „mitologia” – uniwersum mają własne jak mniemam ale twórcy anime naprawdę nie mieli zbyt wielu podstaw do stworzenia serii(z tego co wyczytałem, to jest na podstawie karcianki) i jeśli posiłkowali się pewnymi znanymi schematami, czy inspirowali się zastosowaniami z innych gier, to jest to jak najbardziej na miejscu, jeśli w efekcie końcowym się sprawdza dla obu stron.
Takie porównania są bardziej gratką dla fanów i jakąś podstawą do owocnej dyskusji, aniżeli jakimś wytknięciem błędu w stronę twórców.
No cóż, najlepszym przykładem „pożyczania” w serii jest Joanna Orleańska (i jej ryczerze), którą nomen omen Japończycy „wykorzystują” regularnie w wielu seriach :)
Amira przypomina mi troszkę kliknij: ukryte w swojej demonicznej formie Morrigan z Darkstalkers (te niebieskie włosy).
Z drugiej strony kojarzymy to wszystko z FF, a przecież mitologia nordycka, czy wszelkie inne europejskie/azjatyckie (rzadziej amerykańskie) mitologie są wykorzystywane praktycznie w każdym anime fantasy (czyli np. taki Odyn zawsze będzie jeździł na ośmionogim Sleipnirze), więc jesli już szukać plagiatów, to musieliby się wypowiedzieć np. tacy Wikingowie…
A poza tym tytuł Shingeki no Dragon byłby zbyt oklepany… Zresztą owy tytuł to nic innego jak chwyt marketingowy (żeby potencjalnych graczy przyciągnać do karcianki, bo kojarzy się z FF).
Byłem oporny, ale stwierdziłem, że tyle na Tanuki tych moich wypocin zostawiam, że jednak warto takie konto założyć.
Poza tym mamy tu fajną opcje „kolekcjonowania” anime które się obejrzało, co mi się przyda w celach referencyjnych (oraz fajny licznik no‑life'a), bo już tyle tego badziewia obejrzałem, że się gubię :)
Bardzo fajnie wypada też porównywarka wystawionych ocen Twoich z ocenami wybranego użytkownika, choćby tak jak tu, że o możliwości wysyłania PM pełnych hejtu, całkowicie poza jurysdykcją Szanownej Moderacji, już nawet nie wspomnę. :)
Prawda jest taka, że część moich ocen (o ile oczywiście ktoś na to patrzy, bo przecież kto by patrzył na oceny :D) może być trochę zawyżona/zaniżona w jedną lub drugą stronę, bo sporo z rzeczy, które ogladądałem jakiś czas temu, znajduje się już za mgłą sklerozy.
Natomiast te „szybkie recenzje” (bo dopiero teraz uaktywniłem konto) starałem się oprzeć o wrażenie jakie dana seria pozostawiła w mojej głowie (nawet jeśli po powtórnym seansie oceniłbym ja inaczej). Ale nie zdziwię się jeśli gdzieś tam wystawiłem notkę pod danym anime, która „trochę” różni się od tej w na mojej „blacklist”...
Ryuki
22.10.2014 11:57
Jakto co mam na myśli jeśli chodzi o mitologię? Bahamut to nie moogle czy chocobo nie został wymyślony przez Square ale pochodzi z arabskiej mitologii( akurat tam jest rybą ). Tak jak wspomniany przeze mnie Yggdrasil( nordycka ) nie wziął się więc z powietrza i ciągłe kojarzenie go jedynie z FF jest trochę nietrafione.
Jeśli mówimy o inspiracji to znowu głównym miejscem gdzie większość twórców się inspiruje w jrpg są wszelakie mitologie. Wszystkie summony w FF czy Talesach są właśnie na tym oparte( różnicą jest to, że Talesy więcej używają folkloru jak chociażby z Lorelei ). Nawet Pokemony to robią. Nie mówię, że nie mogli się zainspirować FF ale w żadnym wypadku nie jest to jednoznaczne po użyciu tego samego mitu czy legendy.
Ja nie mam za złe, zwyczajnie jest to dla mnie trochę upierdliwe. Może dlatego, że lubię odnajdywać źródła z jakich korzystali twórcy, a może dlatego, że mimo bycia fanem jrpg seria FF do mnie nie przemawia( to jakaś klątwa, zawsze po kilku godzinach przeskakuję na inną grę i całkowicie o graniu w FF zapominam ). I tu zgadzam się z blobem.
I tak wiem to wszystko o FF, w końcu kilka dobrych razy próbowałam się za serie zabrać, no od części na SNES'a bo wcześniejsze mają zbyt dużo grindingu, którego szczerze nienawidzę. I tak wiem na czym oparte jest to anime, skojarzyło mi się z tą grą na NDS'a z powodu tytułu i mojej samej chęci zagrania w nią.
Tak ale Bahamut nie bez powodu jest tutaj ogromnym smokiem, a nie rybą :)
Rozumiem, że do pewnego stopnia może to być irytujące dla niektórych – jednak czasami trzeba też zaakceptować niektóre fakty. Jeśli znajdziesz lepsze porównanie dla zastosowanych konceptów/postaci, to będzie jakaś podstawa do dalszej argumentacji, bo obecnie mam wrażenie, że próbujesz coś wyperswadować.
jRPG nie kończy się na FF ale grind i długie teksty to raczej element stały dla tego typu gier, znowu nie każdemu musi odpowiadać taka forma i przeskakują np. na VN'y z elementami RPG, czy DnD'ki ale to już całkiem inna kwestia nie związana z tematem.
Miej również na uwadze, że FF to nie jest po prostu wyznaczanie konkretnych części serii gier na zasadzie „co lepsze, co gorsze” – dla mnie przede wszystkim jest to ogromne uniwersum ze różnymi światami i własną historią – czyli generalnie coś, przez co właśnie seria jest uznana na całym świecie(są oczywiście wyjątki, bo nie każdy FF był „doskonały” ale nie w tym rzecz).
Oficjalnie nie wiemy na czym wzorowali/inspirowali się twórcy i nasze gdybania pozostaną gdybaniami. To tak przy okazji.
Mam nadzieję, że odbierasz tego o czym mówię w żaden ofensywny sposób :)
Ryuki
22.10.2014 16:24
Co ja próbuję wypersfadować? Zwyczajnie zwróciłam uwagę, że przede wszystkim jest źródło w tym wypadku mitologia. Tak samo już mówiłam, że to nie FF pierwsze zrobiło z Bahamuta smoka. Nie chcę tu się walnąć ale ten pomysł chya sięga Dungeons and Dragons. Od tego czasu najczęściej jest przedstawiany jako smok, tak jak np. Leviatan to najczęściej wąż morski nie coś bardziej przypominającego wieloryba. A postacie w tym anime bardziej przypominają mi akurat Samurai Champloo niż FF.
Chyba żartujesz z tym grindem? Prawda? Jeśli gra wymusza nabitkę to zwyczajny brak balansu. To problem a nie stały element. Często to pomylenie sobie trudności z tzw. bieganiem w kółko. Nie chcę cię obrazić ani nic w ten sposób ale osobiście znam wiele serii jrpg gdzie nie ma grindingu( to nie miejsce jednak na wymienianie ). Chociażby FF9 jest zbalansowaną grą, w stronę łatwą w tym wypadku. Nie wspominając o takich grach jak Chrono Cross lub Illusion of Gaia gdzie w ogóle nie ma levelów. Wiem, że to nie na temat ale to moje pięć groszy. Moja ogólnie awersja do nabitek zrodziła się pewnie z faktu wychowania się na Grandii gdzie grinding nie istnieje( to znaczy jak chcesz to możesz ale przygotuj się na wiele godzin roboty bo system nie jest zbyt tutaj przyjazny ).
Czyli FF ma dokładnie to samo co każda inna istniejąca dłuższa seria jrpg? Rozumiem co piszesz, ja mam takie samo odczucie do np. Talesów czy Wild Arms, każda seria tworzy swoje własne uniwersum i terminologię. I tu się zgadzam to jest fascynujące jednak nadal jestem za tym by sięgać do źródeł a nie szukać porównań między grami. Zwłaszcza, że można znaleźć bardzo ciekawe odniesienia nawet w samych nazwach miast.
Nie, a czemu miałam bym twoje zdanie odebrać w ofensywny sposób?
Mitologia mogłaby być podstawką pod niektóre elementy i faktycznie byłoby to zgodne, gdyby uniwersum serii było naprawdę „oryginalne” – czyt. własna wizja autora dot. samego bahamuta, summonów, czy kilku innych rzeczy. Co prawda obejrzałem tylko kilka odcinków i w samą karciankę nigdy nie grałem ale nie sądzę, żeby autorzy specjalnie zagłębiali się w mitologię ludów europy(czy jakichkolwiek innych), to po prostu nie jest na tyle oryginalny koncept(a przynajmniej na pierwszy rzut oka).
Z grindem nie żartuję, azjatyckie rpg/mmo od dawna gloryfikują taki koncept na grę.
Zbaczając z tematu ale pozwól, że wyjaśnię – grind(choć szczerze mówiąc wolę słowo „farmienie”) nie oznacza w grze braku balansu, taka gra wymaga wymaga dodatkowej pracy przy odpowiednim zbalansowaniu progresu i „poziomowanie” jest głównie wprowadzone po to, aby gracz mógł odczuć w widoczny sposób rozwój swojej postaci. Brak „poziomowania” często oznacza liniowość danego tytułu lub „złudzenie” sandboxa, gdzie spawny mobów są z góry ustalone i mamy dostęp do kilku lokacji ale akcja kręci się w tych, gdzie dzieje się główny wątek. Kluczowe jest w takim przypadku zrównoważenie obu kwestii – czyli nie zmuszanie gracza do nadmiernego grindu, żeby mógł cokolwiek osiągnąć oraz znów nie prowadzenie gracza za rękę(questy z markerami itd. ). W FF9 grałem dobre kilka lat temu na PSXie i z tego co pamiętam, to raczej była dość liniowa – nie mówię, że zła, ponieważ po siódemce to moja ulubiona część ale mimo wszystko gracz w tym przypadku nie miał zbyt dużej swobody. Są też tytuły nadrabiające swoją liniowością(przykładowo Parasite Eve) lub potrzebą grindu(FF7). Zauważ również, że masa starszych gier typu jRPG pochodzi od Squaresoftu(obecny Square‑enix), który tworzył różne uniwersa/systemy i są to tytuły ponadczasowe – w tym FF.
Nie zrozum mnie źle – sam niespecjalnie przepadam za grami opartymi na grindzie ale jako koncept niestety dość nieźle się utrzymuje w obecnym trendzie i się sprzedaje. Osobiście wolę gry oparte na rozwoju umiejętności, czy sprzętu ale znów bardzo miło wspominam przykładowo pierwszą część diablo, choćby ze względu na klimat.
Czyli FF ma dokładnie to samo co każda inna istniejąca dłuższa seria jrpg?
Nie ale FF i kilka innych tytułów od Squaresofta utwardziły grunt pod obecne tytuły z tego samego gatunku na wszelkie platformy.
Innym podobnym przykładem może być termin „klon wowa” – nie wiem czy kojarzysz. Sam termin nie oznacza bezpośrednio, że tytuł jest „identyczny” pod wieloma względami – po prostu wykorzystuje kilka podobnych rozwiązań(jak na ironię sam wow w swoim koncepcie nie jest i nigdy nie był „oryginalny”). Idąc dalej – przykładowo jedna z najstarszych serii gier, czyli Ultima była wyznacznikiem dla wielu(w tym również nowszych) tytułów typu RPG(choć to już raczej tyczy się zachodniego rynku gier). Na podobnej zasadzie zależności działa FF(pierszy pojawił się już w 87') i wszystkie inne gry jRPG, więc nawet jeśli sami twórcy korzystają z innych źródeł, mają inne uniwersum i system to pozostaną niektóre utarte schematy, które wyrobiły się na rynku przez lata chcąc‑nie chcąc.
Nie, a czemu miałam bym twoje zdanie odebrać w ofensywny sposób?
Okazjonalnie ludzie obierają to co piszę w taki sposób, upewniałem się po prostu, że dyskusja pozostaje na neutralnym torze :)
Ryuki
22.10.2014 18:59
Zdziwiłbyś się jak „na pierwszy rzut oka” może mylić. Bahamut jest jeszcze zbyt młodą serią by znaleźć nawiązania, choć to co widziałam karcianka to mieszanka mitologicznych stworów.
Ech, gram w jrpg już ponad dziesięć lat i mimo istnienia serii jak Dragon Quest gdzie grinding jest częścią stałą większość serii właśnie nie nastawia się obecnie na to. MMORPG mnie nie interesują.
Chodziło mi o balans między twoim poziomem a bossami. Oczywiście są inne czynniki( jak chociażby system rozwoju postaci gdzie może się taka cudowna rzecz przydażyć jak w Sands of destruction ) ale nie o tym mówiłam. Za zbalansowaną grę uważam tą, która nie zmusza mnie do nabitki by pokonać bossa, może być to w stronę łatwej rozgrywki( FF9 czy Legend of mana ) czy w stroną skopania mi tyłka przez grzyby( Grandia III ). Wolę by walka sprawdzała to czy dobrze znam system niż umiejętność biegania w kółko. To czy ja dla sidequestów czy samej zabawy będę biegać i walczyć jest moją decyzją nie przymusem. Może się nawet zdarzyć, że nie będę mogła ocenić wyważenia bo przesadzę z walkami z powodu lubienia systemu( większość Talesów ). Nie rzucam też gry jeśli mnie raz czy dwa przymusi mam trochę do tego cierpliwości – jakoś Star Ocean przeszłam.
Tak szczerze mówiąc wszystkie gry są liniowe. Jedyną różnicą jest to ile rzeczy i jak daleko odejść możesz między danymi momentami w fabule. Wyważenie o którym mówiłam nie ma tu nic do rzeczy. FF9 nie wiem czy była taka liniowa skoro jeszcze na grubo przed dostaniem airshipu da się zwiedzić całą mapę i nawet rozwalić kolejność sekwencji( Garnet może nigdy nie wyjść z depresji ) a wszystko dzięki Chocobo. Do tego serie jak Wild Arms( pierwsze 3 gry ) są napakowane sidequestami a mapy są bardzo otwarte( nawet zbyt wiele osób nie cierpi szukania miast w 3 i Alter Codzie ) a nadal nie mają grindingu… możesz nawet prawie w ogóle nie walczyć bo random encounter da się cancelować. Tak na marginesie, ja nie mam nic do całkowitej liniowości, w końcu nie da się być bardziej liniowym niż Grandia^^ a to jedna z moich ulubionych serii.
Tak na marginesie można przesadzić w drugą stronę. Np. w oryginalnej wersji Tales of Destiny każda kolejna lokacja daje ci więcej expa niż wcześniejsza przez co twój level zanim dojdziesz do końca będzie odpowiedni do bossa. Well, byłby gdyby nie zbyt wysoki encounter, bieganie po lokacji kilka razy by rozwiązać puzzle i gubienie się. Dzięki temu zanim dojdziesz do bossa jedno twoje pierdnięcie i po walce xD Nadal grę bardzo lubię zwłaszcza, że to zabawne jak boss próbuje cię nastraszyć a tu minuta i koniec.
Tak kojarzę ale no nie wiem. Sądzę raczej, że Dragon Quest był bardziej inspirujący dla jrpg. Z czego średnio się cieszę. Też wiele schematów jakie są w jrpg jak również w wrpg mają źródło w prawdziwych rpg i korzenie jeszcze dalsze niż same konsole. Chociażby system elementów, turowe rozgrywki, klasy( jeśli istnieją, osobiście nie często gram w jrpg z nimi, będąc szczerym bardzo rzadko widuję również summony ) czy rozwój postaci.
Nikodemsky słusznie prawi na temat grindingu. Zwróć uwagę, że dużo tytułów japońskich wogóle nie trafia na zachodni rynek, a poziom grindu w niektórych z tych gier po prostu przeraża. Ale wynika to z ich mentalności (choć coraz więcej takich maniaków i w zachodnim społeczeństwie). Japończycy czy inni azjatyccy gracze lubią grinding, bo w ich naturze leży pewien „automatyzm” w wykonywaniu czynności. Potrafią do znudzenia i z wytrwałoscią godną podziwu mielić daną grę/wykonywać pewną czynność. Przykład? Seria Disgaea. Niby turówka, czyli mój ulubiony gatunek, ale zagrałem w jedną część, bo tam choć wątek fabularny jest całkiem niezły, odepchnęła mnie swoim grindingiem (nie lubię gdy w grach jest np. możliwość posiadania 9999 lvl bo lubię maksować postacie, no ale bez przesady, coś takiego mnie odstrasza). Poza tym pełno jest różnych post‑gamowych bossów, przedmiotów które mają horrendalnie długie metody zdobywania (konćzące się najczęsciej walką z bossem który ma milion hp) itp.
Każda gra jest inna i ja też cenię sobie takie w których nie muszę grindować (które są fajnei wyważone, tak ze bossowie są do przejścia, ale sprawiają trochę problemów), bo cenię sobię bardziej fabułę i system walki (który jaki by nie był i tak się w końcu znudzi), ale jest to pewne widoczne zjawisko w jrpg i tak jak mówi mój przedmówca trzeba podchodzić do jrpg specyficznie.
Ryuki
22.10.2014 23:16
Przyznaję się przesadziłam, sama pomyślałam, że stwierdzenie większość będzie głupie. Zwłaszcza, że nawet nie miałam w głowie niszowych tytułów. Jednak napewno spora część zwłaszcza, że większe serie nawet wspomniany przeze mnie DQ w nowszych odsłonach nie stawiają tak na grinding. Co do tego automatyzmu, to nie zamierzam się wypowiadać bo nie miałam jeszcze przyjemności osobiście poznać japońskich graczy.
Disgaea… ech akurat ta gra słynie z tego, zwłaszcza z pariodiowania i przesadzania w grindingu. Sama nigdy nie dotknęłam tej serii bo nie umię grać w trpg. Jednak wiesz, bonusowi bossowie najczęściej jednak wymagają prawie, że limitu by pokonać. Sama nie maxuję nigdy postaci( oprócz Wild Arms ponieważ zawsze jest tam prosty sposób by dostać się na setny level ) bo nie mam cierpliwości.
Jak specyficznie? Tego zwyczajnie nie rozumiem. Będę tu niestety uparta i zostanę przy podejściu jakie mam i z jakim podchodziłam do jrpg od lat. Krótko mówiąc gram we wszystko co dorwię od SNES'a po PS3, jeśli gra mnie wkurzy w jeden czy inny sposób przestaję grać. I tak mimo mojej awersji do grindingu nie mam problemów ze znalezieniem tytułów do grania. Tak jak pisałam wiem, że dużo serii stawia na lewelowanie jednak w życiu nie uznanm tego za punkt stały jest zwyczajnie zbyt wiele wyjątków by stworzyć z tego regułę.
PS. Turówka to nie gatunek a system walki, Disgaea jest tzw. tactic rpg co wyróżnia ją od zwykłych rpg z turowym systemem polem walki i strukturą tur. Osobiście lubię zarówno turówki jak i real time. Hmmm, każdy kiedyś się nudzi powiadasz… ciekawe czy kiedyś przeje mi się ten z Talesów patrząc, że zaliczyłam wszystkie tytuły wydane na zachodzie będzie z tym trudno.
SoL
22.10.2014 16:49
Oficjalnie nie wiemy na czym wzorowali/inspirowali się twórcy i nasze gdybania pozostaną gdybaniami. To tak przy okazji.
Przecież dobrze wiemy na czym się wzorowali, biorąc pod uwagę że serial powstał na podstawie tej karcianki [link][link][/link] i jest przez ich twórców finansowany więc kompletnie nie rozumiem twojego stwierdzenia w tym przypadku.
Odcinek trzeci miał taki klimat, że myślałem iż ze*ram się ze szczęścia… do pełni brakowało mi tylko kliknij: ukryte wilkołaków. Ale i tak był dobrze. Doprawdy, to anime z odcinka na odcinek staje się coraz lepsze. Nie jest ani orginalne (w tym sensie że jest po prostu to tradycyne fantasy drogi) ani zaskakujące fabularnie (choć to może się jeszcze zmienić), ale to jak realizuje tę zwykłość jest fenomenalne jak na standardy serii TV. Nie ma przestojów, oko cieszy piękna grafika (ach klimat tej wioski z odcinka trzeciego), cały czas coś się dzieje, a całość ubarwia postać Favaro. Dosyć zaskakujący zwrot na sam koniec, po ED…
Zapowiada się świetnie! Dawno nie wypuszczono dobrego anime bazującego na grze. I ta animacja <3 Po 2 odcinkach ciężko stwierdzić coś konkretnego, ale na razie to anime zdecydowanie godne polecenia :)
W czasie kiedy serwowane są nam gnioty z elementami takimi jak łapanie za piersi, pojawia się takie cacko, aż żal nie oglądać. Anime fantasy z prawdziwego zdarzenia: anioły, demony, ludzie, potwory. Po dwóch odcinkach już wiem, że na pewno będę śledził poczynania odważnego FAVARO!!! Jak tu go nie lubić?[link]
Broń Boże niech nikt mi nie zarzuca, ze wywyższam tę serię, ale ile w tym roku było dobrych anime przygodowe/fantasy?
Bahamut to chyba najlepsze co mogło się przytrafić w ostatnim czasie fanowi fantastki. Nie dość, że wizualnie jest to uczta dla oka (animacje postaci czy te arty wplecione w OP czy ED), to jeszcze chyba naprawdę mamy tu i „fabułę” i „postacie”. Klimat i widoczki też fajne. Wydaję mi się, że twórcy naprawdę ambitnie podeszli do tego projektu, bo zaczyna mi to coraz bardziej przypominać wysoko budżetowy (albo przynajmniej ponad normę) film pełnometrażowy, a nie serię TV…
Nie wiem czy nie przesadzam z zachwytami nad ta serią, ale naprawdę mam wrażenie, że trafiło się coś ponadprzeciętnego i rzadkiego w zalewie tych haremowych sieczek czy magicznych szkół. Byle tego nie spartolili…
PS 1: Mina Favaro po zadaniu pytania „czy te oczy mogą kłamać?” bezcenna :P Nie można odmówić temu bohaterowi uroku…
PS 2: Ach ta bitwa na początku odcinka, cóż za epickość :P Twórcy chyba przyjęli model „walnijmy na początek każdego odcinka coś fajnego” :P Choć trzeba przyznać, że na ekranie cały czas się coś dzieje…
Albo mówiliby coś takiego: dwaj gamonie z głupoty zniszczyli miejski młyn czy czymkolwiek było to potężne koło, zdewastowali nawierzchnię na długości przynajmniej jednej ulicy, uszkodzili wiele domów (nie tylko od bezpośredniego uderzenia, bo w budynkach mijanych przez pędzące i podskakujące ustrojstwo musiały przecież popękać ściany i wypadać szyby), a może nawet jedna czy druga staruszka zeszła na zawał na sam widok pary wariatów niszczących miasto w imię dobrej zabawy. Mimo tego, jakimś cudem nikt w mieście nie ma do nich o to pretensji! Żaden burmistrz, właściciele zniszczonych domów i warsztatów, przerażeni mieszkańcy, nikt. No bo przecież absolutnie nic się nie stało, chodźmy do tawerny, napijmy się piwa, poprzytulajmy jakieś hoże dziewoje i zapomnijmy o całej sprawie. Co tam zdesperowani mieszczanie w zniszczonych domach czy przy łóżku ukochanej babci, której tego popołudnia serce pękło ze strachu. Nie ma o czym mówić. Taaaa…
:)
Ale spokojnie, krytycy nie powiedzą tak: nie w przypadku serialu, gdzie już po pierwszym odcinku widać, że to będzie czysta zabawa, a nie opowiadanie jakiejś specjalnie przemyślanej historii. Poza tym, naprawdę oglądało się to bardzo przyjemnie. A niechby bohaterowie zniszczyli jeszcze przy okazji ratusz, wodociągi i bramę miejską: krytycy nic nie powiedzą, bo przecież nie są pozbawieni zdrowego rozsądku i zdają sobie sprawę z tego, że filmy i seriale, gdzie fabuła musi ustąpić miejsca dobrej zabawie, są tak samo potrzebne jak skomplikowane historie do przeżywania i rozkminiania. :)
Oczywiście, biorąc pod uwagę dyskusje pod Garo czy pod niektórymi innymi tytułami, znajdą jakiś mniej rzucający się w oczy szczegół do którego będzie się można przyczepić, ewentualnie przeciwnie zaczną krytykę od grafiki i wyglądu postaci, czyli tego co najbardziej widać.
Wyjęłaś mi to z ust, gdyż sam jestem uczestnikiem tamtej dyskusji :) Marcowy się obrazi pewnie, ale anatomiczną analizą człowieka „rwanego przez konie” to mnie już rozwalił :D:D:D
Od siebie dodam, że może w świecie gdzie w zwykły szary dzień tłuką się trzy gigantyczne „summony”, a demony walają po ulicach ,taka rozwałka nie jest niczym szczególnym? Może np wspomniane przez Sezonowego babcie to weteranki bitew przeciw inwazji demonów, więc ich to nie rusza?
Wybacz. Właśnie dlatego na Tanuki powinna być możliwość określania płci w profilu. Nicki i avatary mogą być mylące, w określanie płci z treści komentarzy też nie zawsze jest możliwe…
Łosz ty! Dzięki tobie odkryłem brakujący element układanki! Śmiejcie się ze mnie, ale dopiero teraz, po tylu latach przyuważyłem ten miniaturowy znaczek przy nicku. Mogę umrzeć szczęśliwy…
Nie muszę się zaraz obrażać. Co do człowieka rwanego końmi stwierdziłem, że bardzo mnie ta scena rozbawiła – i nie był to wcale sarkazm – naprawdę siedzieliśmy z braćmi i śmialiśmy się z tego przez dobre kilka minut. W ogóle w Garo było mnóstwo zupełnie nieoczekiwanych efektów komicznych. Powinni to dzieło otagować jako komedia, nawet jeśli założenia twórców tego nie uwzględniały.
Sayon
14.10.2014 03:02 Re: 3 minuty
Nikt nie wykminił, że chodziło mi o 3 min retrospekcji (smok i te sprawy) -.-
Jak to nie? Mój pierwszy post. Drugi zresztą też, mówiąc „summony” miałem właśnie na myśli Bahamuta, Odina i Diabolosa (no nie mówcie mi, że seria garściami nie czerpie z FF, nawet mamy coś co przypomina Chocobosy). W tym momencie to ja ciebie „nie kminie”.
To, że wynikła z tego trochę inna dyskusja to już uroki forów :P
W sumie mnie również się spodobał 1 ep, choć generalnie do „zachodnich” klimatów fantasy w anime jestem sceptycznie nastawiona (no bo umówmy się – podejście Japończyków do (pop)kultury zachodniej oscyluje w granicach śmieszności nieraz xd). Na minus też, jak zwykle tragiczne, CG – w takich momentach człowiek sobie wyobraża jak cudnie mogłoby to wyglądać z zastosowaniem „normalnej” animacji i za każdym razem idzie się załamać, że wcisnęli tu jednak CG -.- Abstrahując jednak od tego, stylistycznie to jest właściwie fajne i klimatyczne – wreszcie bez słodziutkich postaci i tony kolorków^^
Na plus idzie też główny bohater – głównie dlatego, iż lubię taki typ zawadiackich postaci!
Na skomplikowaną fabułę nie liczę, no bo przecież to adaptacja gry, w dodatku karcianki, ale mam nadzieję na dobrą rozrywkę podczas seansu^^
Serię wziąłem na test, ponieważ skojarzył mi się wyraz „bahamut”(tak, fan Final Fantasy), oczywiście można skojarzyć też z arabską mitologią ale po zrzucie z dużym smokiem byłem już pewien ;p
Autorzy gry chyba inspirowali się kilkoma różnymi grami/filmami, przyuważyłem kilka motywów:
kliknij: ukryte - przy samej wejściówce walka powiedzmy „bogów‑summonów” Odin, Dark Lord, Bahamut(odniesienie do serii FF)
- później jazda konna po ogromnym moście(Shadow of Colossus),
- wbicie bounty huntera do jednego z poszukiwanych przypominało sceny rodem z Zorro
Nie będę się też tego jakoś specjalnie czepiał – sama seria jest na podstawie mobilnej gry, więc pewnie to nie pierwsze i ostatnie nawiązania(lub zwyczajnie moje spekulacje).
Podoba mi się dynamika, sama akcja i jakość kreski – jak na przygodówkę jest na przyzwoitym poziomie. Zdaje się też, że przykuto uwagę do ścieżki dźwiękowej. Pojawia się miejscami CGI ale jest również na całkiem dobrym poziomie i nie wciskali w każde możliwe miejsce.
W każdym razie zapowiada się całkiem ciekawie – magia, summony, szermierka, dynamiczne walki i możliwie wciągająca fabuła.
...but now you have my attention.
Do serii fantasy podchodzę ostatnio z dystansem, choć to mój ulubiony gatunek, bo razem z magią i smokami często dostajemy w pakiecie stadko bohaterek z cyckami większymi od głowy. Po Shingeki no Bahamut też nie spodziewałam się zbyt wiele, a tu niespodzianka. Jeden z lepszych pierwszych odcinków sezonu jesiennego, które dotychczas obejrzałam.
Nawet nie zauważyłam, kiedy zleciało te 20 minut. Scena pościgu całkiem widowiskowa, później też nie było nudno. Wszystko dzięki głównemu bohaterowi – naprawdę sympatyczny ten rudzielec. Tworzy fajny duet ze swoim patetycznym kolegą po fachu – mam nadzieję, że często będą się razem pojawiać na ekranie. Martwi jedynie milcząca niewiasta z różowymi włosami (sigh), która spadła z nieba (SIGH), ale przynajmniej nie jest to panienka do ratowania z opresji.
Staram się hamować entuzjazm, bo to jednak adaptacja karcianki, ale zapowiada się klimatyczna, pełna akcji historia. Na razie jestem na tak, poproszę następny odcinek. :)
Za wiele się nie spodziewałem, a tu proszę, „rule of cool” w pełnej krasie. Widać, że to adaptacja karcianki, ale jak utrzyma taki poziom, to będę niesamowicie usatysfakcjonowany.
Muzyka też na plus, szczególnie na początku w scenie pościgu. Grafika w porządku, ładna kreska, ale tez bez szału. Za to świetny główny bohater, coś o co ostatnimi czasy ciężko w anime.
Kurcze fajne to. Bahamut Genesis to seria na którą miałem największą chrapkę w tym sezonie i właściwie pierwszy odcinek mnie nie zawiódł. Było dużo akcji, fajna grafa, epickość no i główny bohater, który może jest kontrowersyjny, ale w sumie sympatyczny. Może odcinek był trochę przekombinowany, sporo osób będzie krytykowało CGI (chociaż warto dodać, że mamy tu też sporo „ręcznej” i całkiem ładnej kreski), ale na pewno nie nudził. Zobaczymy co będzie dalej, nie spodziewam się tu więcej niż bardzo rozrywkowej i pełnej akcji serii, ale właśnie o to mi chodziło gdy oglądałem trailery…
Shingeki no Bahamut: Genesis
Podczas seansu wyraźnie czułem, że twórcy poszli na łatwiznę, stosując dawno ograne role. Wyłożono na stół stare, sprawdzone scenariusze, zachowania, kreacje bohaterów, wyjęto, co się nawinęło, i voila – widowiskowe, ale w gruncie rzeczy przeciętne anime do zapomnienia kilka tygodni po zakończeniu seansu.
4/10
Czuję satysfakcję
Jaką dałbym ocenę? fabularnie 6‑7, audiowizualnie 9. Czyli 7+ się należy :)
Re: Czuję satysfakcję
Re: Czuję satysfakcję
Kawałek dobrej rozrywki
2 sezon
Re: 2 sezon
Jak ktoś mocno czekał ... to się doczekał.
Re: 2 sezon
Re: 2 sezon
Yaho!
Seria naprawdę dobra, dynamiczna, z zawrotnie pomykającą akcją. Uwielbiam wszystkie postacie, które są mocnym plusem serii. Ich wygląd jest fantastyczny i każda ma w sobie coś niezwykłego, charakterystycznego, co sprawia, że nie są mdłe, szaro‑bure, nudne. Uwielbiam naszego rudego łowce nagród, Favaro, który nawet swoim wyglądem bije wszelkie schematy głównego bohatera. Wg. mnie jest naprawdę okropny, no brzydal jakich mało, paskudny koczkodan, ale po obejrzeniu całej serii nie mogłam go nie pokochać. Podobają mi się postacie o takich charakterkach, a ten jego oryginalny wygląd pięknie wkomponowuje się w całość. Również Rita została świetnie wykreowana. Nie mogłam się doczekać każdej chwili, w której się pojawiała na ekranie. Zawsze cięta i wyszczekana, a wzrokiem mogłaby oszronić szampana. Cała reszta postaci równie genialna. Kaisar ze swoim kryształowym sercem, do końca niezmienny czy Joanna D'Arc, która absolutnie podbiła moje serce. Nieco mniej podobała mi się postać Amiry – na początku była moją faworytką, potem troszkę zbladła, a jej charakter momentami mnie irytował. Nie mniej jednak, ją również polubiłam, a kliknij: ukryte w formie demona wyglądała wspaniale.
Chwilami miałam wrażenie, że akcja leci troszeczkę za szybko – acz producenci uraczyli nas jedynie 12 odcinkami, więc niech czują się z tego (w moich oczach) rozgrzeszeni.
Cała seria ma u mnie wielkiego plusa. Trafiła do mnie jak kliknij: ukryte bełt w pierś Favaro. Z niecierpliwością czekam na drugą serię, chociaż nie mam bladego pojęcia do czego można byłoby wrócić. Podejrzewam, że może to być całkiem inna historia osadzona jedynie w tym samym uniwersum. Pozostaje nam czekać, jestem dobrej nadziei.
Co prawda momentami czuć radiowy rock, później w jednym momencie był klimat rodem z serii Need For Speed. Mimo to, dla mnie to nadal jeden z najlepszych muzycznie openingów w wersji mini i full.
P.S. Muszę offtopować przez avka. Kiritsugu jest świetny! To też jeden z moich ulubieńców, numer jeden z serii Fate na równi z Gilgameshem i Aleksandrem.
dać jej sznsę!
Te słowa rozdzierają mi serce. Darcie gęby – owszem jest, na samym początku kawałka. Potem wokal się zmienia. W ogóle cały kawałek zmienia się dynamicznie i pokazuje różne nastroje w ciągu jedynie półtora minuty trwania czołówki. Dynamika piosenki koresponduje z dynamiką serii, dlatego też wydaje mi się, że ten kawałek pasuje do niej jak ulał. Do tego piosenka bardzo łatwo wpada w ucho (po czwartym odcinku zacząłem już puszczać ją sobie na okrągło). Zachęcam, żeby jednak nie przewijać czołówki.
Re: dać jej sznsę!
Poszczególne fragmenty linii melodycznej nie są specjalnie ambitne, ale mamy aż cztery części utworu (najpewniej wstęp, zwrotkę, bridge i refren) o zbliżonej długości i ze zmiennym tempem. Tego się na co dzień nie słyszy w anime. Do tego całość jest prawidłowo zagrana i zaśpiewana, a animacja openingu dobrze współgra z melodią piosenki. Co do zgrania czołówki i całości serii – nie widzę zgrzytów; na pewno pasuje do dynamicznego charakteru serii bardziej niż ending.
Re: dać jej sznsę!
Na co dzień w anime nie słyszy się piosenek pokroju tego co było w Aku no Hana, a nie takich numetalowych chugga chugga.
Szczególnie angielskie słowa.
Re: dać jej sznsę!
„Tego” w mojej wypowiedzi odnosi się openingów, w których da się wyróżnić 4 części, a które do tego różnią się rytmem. Nie przypominam sobie, żebym użył określenia „chugga chugga” ani odnosił się do tego, co próbujesz przekazać, więc nie rozumiem, z czym dyskutujesz. A nawet odkładając to na bok, Twoja wypowiedź nie ma powiązania logicznego. Można by równie dobrze napisać „Na co dzień w anime nie słyszy się białego szumu, a nie takich…”.
Chodziło o czystość, rytmiczność i spójność wykonania. To raczej oczywiste, że grupując wokal i i instrumental przy jednym określeniu, nie miałem na myśli japońskiego eigo.
Re: dać jej sznsę!
Oczywiste są cechy, które wymieniłeś. Skoro coś trafia na OP to musi być prawidłowo zagrane, więc co to za wyróżnik.
Re: dać jej sznsę!
Zazwyczaj dwie, czasem trzy. Bardzo rzadko się zdarza więcej (w końcu to tylko 1,5 minuty), a jeszcze rzadziej, że części te dobrze ze sobą korespondują.
Jak już wspominałem, „tego” nie stoi za „openingu Bahamuta”, ale „wieloczęściowych openingów”. Tak więc szukałem w ten sposób (to znaczy wymieniając potencjalne przyczyny, m.in. użycie przeze mnie takiego zwrotu) logicznych powiązań między zacytowanym przez Ciebie fragmentem wypowiedzi, a tekstem, który napisałeś pod nim, ale takowych nie znalazłem.
Nie wiem, skąd taki wniosek. Nawet gdybym nie wiedział, co oznacza, zwrot jest na tyle wyrazisty onomatopeicznie, że łatwo się domyślić.
Postem… czyli komentarzem i autora tematu… czyli recenzentki? W który momencie się odnosisz?
Wytłumaczę inaczej. To, że A jest C, nie wyklucza tego, że B jest C. To, że czegoś nie słyszy się na co dzień, nie wyklucza tego, że openingów podobnych do tego z Bahamuta również nie słyszy się na co dzień. Owszem, zdarza się, że w anime występuje świetna muzyka, zdarza się sporo lepsza od wspomnianego OP, ale gdzie to stoi w sprzeczności z moim stwierdzeniem, że jest on wyjątkowy? Rozumiem Twoją opinię, ale argumentacja, którą próbowałeś ją podpierać (i przy okazji podważać moją opinię), jest błędna.
Prostowałem, że nie miałem na myśli języka angielskiego, a nie kontynuowałem argumentację. Jeśli natomiast odnosisz się do mojej pierwszej wypowiedzi (gdzie argumentacja była), to wspomniana cecha jest wyróżnikiem. Utwór jest, jak mówiłem, złożony, więc prawidłowe zagranie może być powodem pochwał.
Tak czy siak, użyte przez recenzentkę sformułowanie nie było błędne.
7=/10
Minusy:
- Schematy. Są dosłownie wszędzie. Mocno spoilerująca lista schematów sklecona na szybkości:
kliknij: ukryte
1. Super kumple + zatarg z przeszłości + happy end przyjaźni ? Jest.
2. Naga dziewczyna z misją, która jest kompletnie nie przystosowana do życia wśród ludzi ? Jest.
3. Anonimowe super zło aż do ostatnich minut ? Jest.
4. Główny bohater czyli łajdak o dobrym sercu ? Jest.
5. Zapowiedź oczywistego wybrańca ? Jest.
6. „Głos Rozsądku” a.k.a. jedyna osoba z przydatną wiedzą i chłodną głową w drużynie najlepiej w słodkiej formie ? Jest.
- Wielki finał i większość głównego wątku fabularnego. Widz nie wie nic, akcja skacze z miejsca na miejsce, bohaterowie bezmyślnie prą do przodu, a wszystko staje się jasne i w miarę logiczne dopiero na chwilę przed samym końcem.
- Mieszanie luzu i dowcipu z co mroczniejszymi/cięższymi momentami.
- Skala finału. Ale głównie przez to, że seria jest taka krótka i elementy mitologiczne są potraktowane po macoszemu.
- Paskudne efekty komputerowe (2 modele szczególnie kiepskie).
Plusy:
+ Ciekawy miks mitologii.
+ Muzyka (nie wliczam beznadziejnego OPa i nijakiego EDa). Marzy mi się, że jak już będzie soundtrack to będą wersje instrumentalne i z chórami osobno.
+ Walki. Bo naprawdę dynamiczne i bez wtórności.
+ Mocno zachodni feeling. Nie to, że jakiś wybitny tylko że w końcu coś nieco innego.
+ Grafika. Nie wiem czy to tylko wrażenie, ale pierwsza połowa serii jest dużo ładniej/dokładniej zrobiona, potem jakość spada. Ale i tak jest na czym oko zawiesić.
+ Epilog. Wynagrodził słaby finał i wywołał uśmiech na twarzy.
Re: 7=/10
Serio? Mnie właśnie taki misz masz jak najbardziej zachęca i nie powinien być traktowany jako wada. Uwielbiam serie skaczące między humorem i powagą, jak np. Gintama.
Re: 7=/10
Re: 7=/10
+Opening i muzyka to poezja partie chórowe w niektórych momentach dorównują epice NGE
+główna postać
+początkowe epizody z pazurem i energią, dzikością
-zakończenie to trochę kpina
-olanie wątku romantycznego na który wszyscy chyba liczyli
-Zbyt dziecięce mijescami
Favaro, jak chyba wszyscy już zdąrzyli powiedzieć, to najlepsza postać w tym sezonie, a nawet pokusilbym się o stwierdzenie, że najlepsza w tym (zeszłym) roku. Kaisar tez niczego sobie, nawet Amira i loli‑gotka były w porządku.
Szkoda, ze twórcy poszli w kanon mega‑epickich potyczek między mega‑epickimi przeciwnikami o mega‑epickich mocach, ale w sumie dlatego podobał mi się najnowszy Hobbit, więc nie zdziwię się jak innym takie rozwiazanie się spodoba. Mi osobiście nie pasowało to do charakteru Favaro i wolałbym oglądać go jako sarkastycznego zawadiakę wpadajacego w najróżniejsze tarapaty.
All hail Favaro!
Co do samej serii – początek świetny, środek taki średni, koniec epicki. Z czasem zaczęłam tracic nadzieję, że fabuła tej serii pójdzie w dobrym kierunku, ale ostatnie odcinki mnie nie zawiodły. Naprawdę świetne fantasy, mimo że aż tak za tym gatunkiem nie przepadam. Kreska bardzo przyjemna dla oka, a postaci to po prostu cud, miód i fistaszki (mimo, że Kaisar na początku mnie irytował, to potem zyskał moją sympatię). A ta kliknij: ukryte demoniczna Joanna!, ten Azazel XD Szkoda mi tylko kliknij: ukryte Amiry, miałam jednak trochę nadziei, że ją uratują :(
Podsumowując, żałuje że ten tytuł miał jedynie 12 odcinków, chciałabym zostac z nim dłużej. Bohaterów zapamiętam na bardzo, bardzo długo, tak samo jak opening i ending. Kawał naprawdę świetnej roboty. Daję w pełni zasłużone 8/10. Oby więcej takich anime!
W ogóle – kliknij: ukryte Favaro z protezą i bródką jeszcze cudowniejszy niż przedtem XD
A na serio to ja jestem zachwycona i nawet pokuszę się o stwierdzenie, że jest to jedno z najlepszych fantasy w anime z ostatnich kilku lat (fakt, że nie ma zbytniej konkurencji niewiele zmienia xd). Do tego ci bohaterowie! Wreszcie nie mamy tu klasycznego japońskiego nastolatka‑idioty ani klasycznej japońskiej nastolatki‑idiotki, tylko bohaterów pasujących wręcz idealnie do klimatu anime. Nie ma tu postaci plątającej się między nogami i tylko przeszkadzającej reszcie, co też jest sporym plusem.
Nie znajdziemy tu skomplikowanej historii, lecz ona nigdy nie była znakiem rozpoznawczym przygodówek fantasy, więc od początku nie na to się nastawiałam. Jest to schematyczne, acz w wersji anime niestety niewiele jest podobnych tytułów, więc każdy jeden cieszy mnie podwójnie.
Ogólnie seria obudziła we mnie wiarę, że jest jeszcze nadzieja dla japońskiej animacji i wcale nie każdy tytuł musi zawierać głupawy fanserwis, czy jeszcze głupsze cycate bohaterki. Ja tam jestem ukontentowana, więc z czystym sercem daje 8/10.
No i… „Favaroooooo!” xd Ach, no szkoda, że to już koniec…
Na pewno uważnie oglądałaś?
gothic lolita
A to chodzący fansewis [link]
Re: gothic lolita
A o tej z pieskami pisałam i uparcie mam zamiaru udawać, że jej tam nie było. A na szczęście była naprawdę rzadko ;p
Re: gothic lolita
Re: gothic lolita
Re: gothic lolita
Re: gothic lolita
Re: gothic lolita
Nawet jeśli wpasowuje się w jakiś kanon lolit to, dzięki Bogom, nie rzuca się to na tyle w oczy.
Co jest takiego niezwykłego w Bahamut? Bo tego nie łapię. Bardzo mi się anime podoba jednak właśnie dlatego, że przypomina mi całą dekadę podobnych anime fantasy. Nawet to pomijając bo piszesz o teraźniejszości, brak konkurencji? Dobra opinia opinią ale akurat na brak fantasy narzekać nie mogę, chociaż rzadko jest to główny gatunek… i dobrze. No i tak nawiasem mówiąc, nie ma fikcji bez schematów do tego jedne z najlepszych historii jakie znam wywodzą się z przygodówek.
A właśnie co do fanserwisu i cycków po twojej opinii jestem nawet bardziej pewna, że jeśli kiedyś przyjdzie mi projektowanie postaci to wszystkie dziewczyny będą mieć wielkie skaczące balony xD Zwyczajnie nie widzę tu problemu. Poza tym Almira ma całkiem wydatne melony( jakby to powiedział pewny rudzielec ale bez afro ). Tak tylko by nie było postać lubię i to ogólnie żart.
Cieszy mnie zatem, że jakimś cudem udaje ci się uniknąć większości obecnie wychodzących anime xd
To ja bardzo chętnie poznałabym tę całą dekadę podobnych anime fantasy (może być ciężko skoro mowa o nowych seriach xd), bo jakoś żadne nie przychodzi mi do głowy.
Jeśli mowa o fantasy pokroju SAO, Dog Days, NGNL albo innych tego typu kolorowych pierdółek to faktycznie jest tego sporo. Ale jakoś nigdy nie stawiałabym tego jako konkurencję dla Bahamuta. Nie twierdzę, że nie zdobywają one fanów – ba, na pewno mają ich więcej. Dla mnie jednak, jako osoby, która nie cierpi przesłodzenia, naiwności i elementów moe wpychanych wszędzie, są to tytuły z zupełnie innej półki niż Bahamut. I cenię sobie gdy wychodzi fantasy, które nie jest moe, a właśnie w tej kategorii startuje Bahamut.
I znowuż muszę się ucieszyć – tym razem z faktu, że nigdy postaci projektować nie będziesz xd A na serio – projekt projektem, wymiary miseczek są mi obojętne o ile pozostają w granicach realności i nikt mi ich na pierwszy plan nie wpycha. Fanserwis może sobie być, mnie to obojętne czy ktoś lubi się poślinić na widok panienek 2D… ale na boga – nie musi być wszędzie!
Lata 90? Co drugie fantasy takie było. Bahamut to dla mnie jedna wielka nostalgia do tego okresu.
Akurat nie oglądałam tych serii, nie z powodu naiwności czy kolorów czy tam moe( wszystko może być moe ) ale z powodów jakie pewnie brzmią głupiej. Miałam zupełnie inne tytuły na myśli. Mogę wymienić ale czy to ma sens? Sam fakt, że pomyślałyśmy o innych tytułach pokazuje, że gatunek nie zniknął. To co lepiej się podoba to już sprawa gustu. Dla mnie to nawet nie najlepsze fantasy w tym roku, zwłaszcza przy fakcie wyjścia ekranizacji mangi Adachi.
Oh, naprawdę nie dołuj mnie xD Wiem, że w Polsce ciężko ale nie chcę podchodzić tak pesymistyczne, że lata szkoły pójdą mi na marne xp Ok, napisałam to raczej z powodu ostatnich „problemów” jakie gracze mają a twój post mi o tym przypomniał. Nie wiem, mnie fanserwis może tylko w jeden sposób wkurzyć, jeśli schrzani dynamiczność ala Hiro Mashima.
No właśnie. Sęk w tym, że lata 90 to już dawne dzieje, a pragnę zauważyć, że pisałam o seriach nowych xd
Myślę, że to miałoby sens, bo naprawdę nie kojarzę zbyt wiele tytułów, które mogłyby konkurować z Bahamutem w kategorii, którą prezentuje. A skoro się z tym nie zgodziłaś, to miło by było podać jakiś przykład xd
Poza tym fantasy to bardzo pojemny gatunek, w którym zmieści się wszystko. Ale mnie chodziło właśnie o to, że takich troszkę poważniejszych fantasy bez tony fanserwisu czy standardowych gagów, z licealistami w rolach głównych, różniących się z reguły tylko kolorem włosów, obecnie praktycznie nie ma. Większość to kolorowe moe produkcje stawiające na te same popularne schematy. A Bahamut się z tego kręgu wyraźnie wyrywa.
Btw. o jaką ekranizację mangi Adachi ci chodzi? o.O
No cóż – gust gustem. Jeśli o mnie chodzi wciskanie fanserwisu to najgorsze co można zrobić dla klimatu dobrego fantasy.
Boję się, że mamy różnych autorów na myśli. Chodziło mi o Noragami, mangę jednego z moich ulubionych autorów. Co prawda najlepsze zaczyna się po anime ale zwyczajnie nic nie mogło nawet doknąć tego tytułu jak dla mnie. Sam motyw, który przypomina Alive( gdzie Adachi był/a mangaką a scenariusz pisał Tadashi Kawashima )oparty na wartości życia jest dla mnie fascynujący. Jednak to współczesne fantasy więc pewnie tu nie pasuje.
Tak zgadzam się, że fantasy jest rozległe i jeszcze łączone z mnóstwem innych gatunków. Jednak jak chesz masz kilka tytułów z ostatnich lat jakie lubię bez szkoły i haremu( ostrzegam hybrydy ): Magi, Break Blade, AoT, Dentolian no Shoka, Pandora Hearts, Xamd wszystkie ekranizacje Tales of. Tylko wiesz ja lubię głównych bohaterów nastolatków gdyby odjąć to kryterium to bym pewnie wrzuciła całą moją listę na Malu. Bo takie chocieżby tytuły jak Tsuritama, wspomniane wcześniej Noragami czy Zetsuen no Tempest albo wiele ekranizacji mang z popularnych magazynów nie podpisują się pod kolorowe moe produkcje. Jednak wszystko w mniejszym lub większym stopniu to fantasy, samo Mushishi też tu pasuje.
Tyle że właśnie nie kojarzę tego typu serii wśród nowości – a na pewno niezbyt wiele. Zgadzam się, że dawniej było ich sporo, ale cóż… to było dawno. Inna sprawa, że też realizacja jest zupełnie inna w przypadku tytułów z lat 90 i tych wychodzących obecnie, co już wiele zmienia przy odbiorze.
No ja zdecydowanie pomyślałam o Mitsuru Adachi i zbytnio mi to tu nie pasowało xd Co do Noragami – no wiesz, to zupełnie inny typ fantasy – raz, że osadzony we współczesności, a dwa – zachowujący typowo wschodni klimat. Osobiście mi się to anime bardzo podobało, choć sporo zepsuł denny humor, w dodatku tam była postać, która tylko pałętała się pomiędzy nogami i przeszkadzała ;p
Wciąż jednak wszystkie te tytuły prezentują zupełnie inny typ niż Bahamut. Break Blade czy Xamd podpadają już pod mecha, więc to już w ogóle nie ma o czym mówić -.- W dodatku nadal są to serie „wesołe i kolorowe” (choć np. Zetsuen w pierwszej połowie wymykał się z takiej klasyfikacji, to drugą połową zepsuł wszystko), a Bahamut poprowadzony zostaje w innej konwencji (nie wiem co to AoT jedynie, więc do tego się nie odnoszę) – i w tej kategorii właśnie nie ma konkurencji. Inna sprawa, że wprowadzenie dojrzalszych bohaterów już sporo zmienia – z typowymi nastolatkami utrzymanie klasycznego klimatu fantasy jest praktycznie niemożliwe niestety.
Break Blade to też fantasy pisałam, że będą hybrydy bo osobiście nie lubię czystego fantasy. Połączenie z SF jest jednym z najczęstszych. Xamd nie jest mecha chyba, że policzy się wojskowe maszyny. Jednak samo anime to zupełnie inny typ. AoT to Attack on Titans.
Nie rozumiem cię teraz. Bahamut to rówież seria wesoła i kolorowa, do tego jeszcze bardziej z powodu bycia komedią. Do tego nie łapię gdzie tu problem. Pisałam to wcześniej, że dla mnie tego rodzaju anime są do nieskończeności lepsze niż poważne. Też my się tu bardzo różnimy, ja wolę postaci nastolatków niż dorosłych( zawsze lepiej się z nimi rozumiem niż z osobami w moim wieku ) i bardzo nie cierpię klasycznego fantasy. Jednak Bahamut to również nie jest klasyczne fantasy zwłaszcza, że to kolejna hybryda z westernem. Ba przypomnina mi strasznie Wild Arms xD
O ile SF znaczy science fantasy to się zgodzę. Sci‑fi w połączeniu z fantasy występuje rzadko akurat. Poza tym wiesz – ja od początku piszę o najczystszym fantasy (w dodatku z konwencji raczej high czy heroic), nie żadnych hybrydach i w tej kategorii oceniam. Rozumiem, że sama możesz za takowymi nie przepadać, ale czemu w takim razie piszesz, że Bahamut nie może być jednym z najlepszych przedstawicieli gatunku, po czym dla porównania przywołujesz właśnie hybrydy? To zupełnie nie na tym polega przecież -.-
No kolorowa na pewno nie. Wesoła dość rzadko w sumie (na pewno rzadziej w porównaniu do np. Noragami czy Magi, bo elementów komediowych tutaj jest mniej).
Poza tym western? Serio? Jakim cudem skoro nie ma tutaj ani krzty Dzikiego Zachodu? Chyba, że dla ciebie samo pojawienie się łowców nagród automatycznie czyni z tego western. Jeśli tak, to zdecydowanie nie tędy droga ;p
Swoją drogą na początku stwierdzasz, że Bahamut nie może być jednym z najlepszych (nowych) fantasy, po czym piszesz, że sama nie cierpisz klasycznych fantasy. Troszkę to stronnicze podejście w takim razie, nie sądzisz?:P
Ech… te elementy westernu są powodem dlaczego Bahamut przypomina lata 90. To nie tylko łowcy nagród. Same ubrania, styl pojedynków, cała postać Favaro, lokacje, nawet openig mają mnóstwo typowej japońskiej mieszanki z lat 90. Ludzie nie znający tego okresu w anime wręcz byli zaskoczeni całym stylem. Nawet nazywali anime pierwszym tego typu, co mnie rozbroiło.
Nie pisałam o czystym fantasy bo Bahamut nim nie jest, gdyby był rzuciłambym go po pierwszym odcinku. Nie wiem skąd w ogóle u ciebie ten pomysł. Bo nawet jeśli olejemy cały element westernu nadal pozostają typowa tajemnicza technologia istniejąca obok magi. To jest znowu niesamowicie częste w jrpg.
Nie znam akurat jrpg, więc tu trudno mi się będzie odwołać do konkretnych tytułów, ale czy ty nie pijesz po prostu do sci‑fi, a nie fantasy? Czyli inaczej używasz słowa fantasy jako synonimu fantasyki ogólnie?
Inna sprawa, że ja również nie pisałam, że Bahamut jest jedynym dobrym fantasy. Czemu miałabym, skoro to nie prawda?
Nie no naprawdę – jakie znowu elementy westernu?! To nie ma nic wspólnego z westernem – nie mieszajmy składników występujących po prostu w jednym stylu, jeśli nie są elementami konstruktywnymi owego gatunku. To, że tutaj pojawiają się łowcy nagród nie będzie automatycznie kwalifikowało tego jako hybrydy fantasy z westernem. Lokacje? Która lokacja przypomina ci tutaj chociaż troszkę western, bo ja nie wiem doprawdy -.- Postać Favaro można podpiąć chyba tylko z powodu kapelusza, no wiec kurczę też trochę mało. A styl pojedynków? Ta… te pojedynki na miecze, takie charakterystyczne dla westernu… A może fakt, że walczą konno? Znaczy wszędzie gdzie są konie, musi być western? Od biedy można by nawet Gin no Saji podciągnąć xd
Tajemnicza technologia? Gdzie?! Kiedy?! Wiesz no Bahamut to akurat klasyczny przykład czystej przygodówki fantasy i na prawdę nie widzę dlaczego tak się upierasz, że tak nie jest…
Możesz się ze mną sprzeczać. Jednak co ja mam ci powiedzieć więcej? Wszystko i tak mi zaprzeczysz. Napisze, że pierwszy odcinek ma multum przykładów, nawet wygląd miasta ale oczywiście nic tam nie ma bo Bahamut to czyste fantasy. Bo co niby mają tu konie? Kiedy ja wspomniałam, że to element stylu. Mówiłam o tym jak pokazane są pojedynki, poruszanie się kamery chociażby. Co do Favaro chodziło mi o typ osobowości nie jego kapelusz. Pojedynki na miecze? Ja mówię o elementach nie o dosłownym westernie. Zobacz sobie chociażby Wild Arms o których wspomniałam.
Klasyczny przykład czystej przygodówki fantasy… ok jak uważasz xD Dobra, od teraz będę uważać, że ta maszyneria latającego statku to magia.
Eee, ale wiesz, że piszemy w tym momencie o anime, a nie jrpg? Niestety ciężko mi się do tego odnieść, bo zwyczajnie nie grywam, w każdym razie jeśli chodzi o anime i literaturę takie połączenie nie jest zbyt popularne.
Ech… uwielbiam to. Człowiek próbuje prowadzić dyskusję, a druga strona do razu, że ktoś się kłóci czy sprzecza. Nie, ja próbuje ci pokazać, że to co piszesz mija się z prawdą, ale to nie jest sprzeczanie się. Możesz tego nie przyjmować do siebie, możesz nawet nie próbować zrozumieć o co mi chodzi, ale w takim wypadku ta dyskusja nie ma sensu. Napisałaś, że ma to elementy westernu i ja odpisałam, że nie, wcale nie ma. Bo elementy typu sposób pokazania pojedynków (ale w sumie jaki? co jest takiego charakterystycznego w tych pojedynkach, by móc je przyrównać do westernu?), łowcy nagród, czy typ osobowości Favaro nie są elementami westernu w takim znaczeniu, że nie są elementami konstruktywnymi tegoż gatunku i swobodnie mogą występować także w klasycznym fantasy. Konie zostały tu rzucone właśnie na takiej samej zasadzie – bo mają się tyle do elementów westernu co reszta przywołanych elementów. Ot, po prostu także występują w tamtym gatunku. Za Wild Arms podziękuję – nie wygląda zachęcająco. Może gdyby to była krótka ova, to spróbowałabym.
Którego latającego statku? Sterowanego magią pojazdu Bachusa, czy potworów na których poruszały się demony?
I tak, zdecydowanie uważam, że to przykład czystej przygodówki fantasy. Ale jeśli znasz jakieś klasyczne przykłady z tego gatunku, które byłyby czystszymi jego przedstawicielami, to chętnie poczytam cóż to za anime i dlaczego akurat Bahamut nim nie jest.
Powiedziałam, że mi zaprzeczysz i miałam rację. I tak mijam się z prawdą xD Nie trać nawet czasu, bo mojego zdania tutaj nie zmienisz. Mówię to szczerze bez ataku na ciebie.
Co do pojedynków, chociażby drugi odcinek. Sposób objazdu kamery nie jest co prawda eksluzywny ale dość typowy dla tego stylu. Ogólnie kocham to, że ciągle masz w głowie obraz typowego westernu kiedy ja mówię o japońskiej mieszance. Nie wiem już jak ci to wytłumaczyć. I nie element nie musi być tylko w danym gatunku by dawał ogólny efekt. Nie wiem i nie zrozumiem w jaki sposób tego nie widzisz, pewnie ty nigdy też nie zrozumiesz jak ja w tym widzę elementy westernu. Oczywiście jak chcesz możemy dalej się bawić.
Nie mówiłam akurat o anime, nawet go nie widziałam. WA to seria gier, która zaczęła się w latach 90 na ps1. Pierwsza część chociażby mimo bazowania na tzw. spagetti westernie ma miecze, rycerzy czy magie, również androidy, stacje kosmiczną w kształcie księżyca, kosmitów i broń laserową. Pisałam byś zobaczyła chociażby w google bo to świetny przykład na to co było wtedy modne. I chociaż Bahamut bardziej przesuwa się w stronę fantasy wciąż ma taki posmak.
Tak, jednak cała maszyneria nie jest samą magią. Co prawda to jest bzdurka i przyczepianie się ale wciąż istnieje.
Czyste fantasy w japońskiej fikcji? O to będzie wyzwanie… moment, jeśli mówimy w ten sposób to masz rację. Tylko, że zawsze tak było. Japończycy zwyczajnie lubują się w hybrydach dlatego jedyne co mi przychodzi do głowy to Lodoss. A i tak pewna nie jestem bo znam jedynie mangę.
Myślę, że to samo stałoby się z Bahamutem. Ile czasu można patrzeć na te piersi i tyłek. Jest dokładnie tak jak z żartem, za pierwszym razem śmieszy, a potem tylko denerwuje…
Ja bardziej zaśmiałam się z faktu przyczepienia się do samych cycatych panienek xD Przypomniało mi to głupią debatę toczącą się o design i zażartowałam z tego powodu. Nie wyłapałam, że o coś takiego mogło chodzić.
To w sumie ostatnia rzecz, jaką mógłbym o tej serii powiedzieć.
Już lepiej się tutaj pierwszy sezon Czajki sprawdza, bo tam jest to faktycznie przygodówka.
Tutaj raczej jedna wielka zamota i w pewnym momencie już w zasadzie nie wiadomo o czym.
A swoją drogą jeśli tu jest „zamota” (cokolwiek by to miało znaczyć, acz przyjmę, że chodziło o skomplikowanie), to ja odpadam – przecież fabuła tu jest prosta jak konstrukcja cepa! Obrona świata przed wielkim złem i te sprawy. ;p
Z Bahamuta w sumie żadna przygodówka tak naprawdę.
Klimatu toto tak naprawdę w ogóle nie ma, trochę bardziej jak skrzyżowania westernu z bajką, co wypadło tak se.
No jest niby obrona świata i te sprawy, ale co chwile coś mieszali, potem już mi się w sumie nawet nie chciało przewijać, kto był w końcu czyim ojcem itd.
Ogólnie mało ciekawa fabuła.
Przygodówce to trzeba czegoś konkretnego.
Takiego np. niesienia pierścienia do jednej górki na drugim krańcu mapy, czego tutaj zabrakło.
Patrząc po średniej ocen — nie tylko mnie zastanawiają zachwyty nad tą serią, bo w sumie poza ogólnym chaosem i konstrukcją raczej nie bajkową, to tutaj nic fajnego w sumie nie było.
Początek był całkiem niezły, zapowiadało się zwariowanie (jak JoJo), ale w gruncie rzeczy ciekawie… a potem już się w sumie wyłączyłem.
Taka se ta baja.
Przez jakiś czas obawiałem się, że będzie wiele zapożyczeń z innych gier/serii(po wrażeniach z pierwszych dwóch odcinków) ale koniec końców było tego naprawdę niewiele – i jedyną właściwie rzeczą, która zapadła w pamięć na dłuższą metę w kwestii porównać był sam Bahamut, który siłą rzeczy dla entuzjasty FF po prostu sam nasuwa się na myśl.
Favaro i Kaisar byli naprawdę ciekawie dobraną parą, od strony charakteru zupełne przeciwieństwa, nie mniej naprawdę pasowali do siebie. Z dodatkiem „niedojrzałej” Amiry często pojawiały się nawet sytuacje, które wywoływały uśmiech na twarzy, więc sam dobór bohaterów był jak najbardziej trafny.
12 odcinków efektywnych walk, szczegółowej animacji, akcji i powiedzmy, że dobrej jak na przygodówkę fabuły – czego chcieć więcej? Po drodze oczywiście pojawiło się kilka wątpliwości, wątków nie do końca wyjaśnionych moim zdaniem i fabuła trochę „parła” na przód – dałoby się to rozciągnąć spokojnie na 20 odcinków – nie są to jednak kwestie, do których mógłbym się uczepić.
Dźwięcznego „Favaroooo!” nie zapomnę przez długi czas:)
Prawdopodobnie powinno się to traktować bardziej jako materiał reklamowy pod grę(wysokiej jakości jakby nie było) i zapewne są marne szanse na kontynuację, choć jak najbardziej obejrzałbym takową.
Ode mnie 8/10.
Jedną z rzeczy, które najbardziej mnie urzekły jest mimika Kaisara i Favaro. Twórcy zadali sobie trud oddawania przeróżnych grymasów na twarzach bohaterów (zwykle dla podkreślenia emocji i dla efektu komicznego twórcy uciekają się do super deformed, którego tutaj nie zauważyłem). Nie przypominam sobie, żebym wcześniej widział bohaterów o równie „plastycznych”/ miniastych twarzach (co prawda poza wspomnianą dwójką inne postacie nie zasłużyły sobie na aż taką uwagę ze strony grafików). Poza tym cała strona graficzna wypada solidnie: ładne projekty postaci, dynamiczne walki, 3D które nie kłuje po oczach (udało mie się wmówić sobie, że ten gryf (?) z zaprzęgu Bachusa wcale mi nie przeszkadza).
Kolejna rzecz to postacie, ze szczególnym wskazaniem na Kaisara (prawego „rycerza w lśniącej zbroi” po przejściach) i Favaro (antybohatera, awanturnika, bohatera od niechcenia), których nie da się nie lubić. Ten duet, świetnie zagrany przez seiyuu, według mnie w zasadzie „robi” całą serię. Z dalszego planu moją uwagę zwrócił wyśmienity Król Anatae.
Ostatnia rzecz to opening, który świetnie nadaje ton całej serii. Wykorzystana grafika jest przyjemna dla oka a wybrany kawałek muzyczny łatwo wpada w ucho. Mało tego, oba elementy dobrze do siebie pasują.
Oglądanie tej serii dało mi bardzo dużo frajdy. Czekam na więcej.
I'll be back
Tak czy siak dostałem chyba najlepiej wykorzystane w tym roku 12 odcinków (czytaj: całość ładnie zamknięta, ale kontynuacja jest możliwa). Wartka akcja, fajne postacie, zgrabna i sensowna fabuła (nawet jeśli bez fajerwerków), super grafika, widowiskowe walki, „interesujące” motywy (np. zombie‑syreni czy szkielety‑rycerze walczące ramię w ramię z aniołami i wiele innych). Definicja lekkiego, przygodowego fantasy anime z elementami komediowymi (choć troszeczkę dramatu było, zwłaszcza w związku z Amirą). Czytałem opinie, że fabuła zagmatwana. Chcecie zagmatwanej fabuły? Poczytajcie sobie np. historię rodu Targaryenów (dostępna na wiki „Lodu i Ognia”, choć ja czytałem akurat w oficjalnym kompendium G.R.R Martina). Tutaj akurat wszystko jest czytelnie opowiedziane, nie wiem jak można twierdzić inaczej…
Po zapowiedziach czułem, że szykuje się coś specjalnego, ale nigdy do końca nie wiadomo czy dana seria ostatecznie przypadnie mi do gustu.
Ja bawiłem się świetnie. Żeby dać nawyższą ocenę czegoś mi jednak brakło. Nie jest to te „idealne” fantasy, którego poszukuje. Niemniej, mocne 9/10.
niespełna 3 minuty piękna...
Nie, niestety to nie będzie wyjątek od reguły („Berserk”, ewentualnie „Claymore”), tylko kolejne, lekkie, zwariowane 'anime fantasy'... z zawadiackim, cool protagonistą o rudym afro (sic!) i nieco przyciemnionymi kolorkami, by można było połudzić się, że jest mniej cukierkowo niż zwykle (choć już w pierwszym odcinku mamy nagą, różowowłosą dzierlatkę… kliknij: ukryte która oczywiście jest kimś wyjątkowo specjalnym i potężnym, a którą z bohaterem na pewno połączy płomienny acz do końca serii nie skonsumowany wątek pseudo‑miłosny… tak, właśnie przewracam oczami.) ech…
Po tych boskich trzech minutach, widz jak obuchem dostaje po twarzy latającymi końmi, kołem fortuny żywcem jak z „Piraci z Karaibów: Skrzynia umarlaka”, korzeniami z karcianki, oraz całym potokiem elementów zapożyczonych z „Final Fantasy”...
Czy naprawdę szczytem naiwności było oczekiwanie po anime poważnej serii Fantasy? Jeśli tak to wybaczcie, pozostanę nawiana i poczekam dalej. Pas.
Re: niespełna 3 minuty piękna...
Re: niespełna 3 minuty piękna...
Tak, zauważyłam, w zasadzie nawet o tym pisałam. xD Ale szkoda, bo serii z tego drugiego bieguna jest jak na lekarstwo. :( Dlatego miałam nadzieję, że wreszcie otrzymamy coś w poważniejszych klimatach.
Re: niespełna 3 minuty piękna...
Re: niespełna 3 minuty piękna...
Ale wiesz, paradoksalnie chyba miałabym do tej serii bardziej pozytywne podejście, właśnie o ironio, gdyby nie te nieszczęsne trzy minuty.
Bo poczułam się tak jakbym na chwile dostała upragnioną gwiazdkę z nieba xD a potem się okazało, że nie, to tylko twórcy wykazali się drastycznym poczuciem humoru, pokazując:
Zobacz widzu na co byłoby nas stać gdybyśmy tylko chcieli! Patrz, podziwiaj, syć oczęta! ...a teraz płacz bo tego nie otrzymasz! Tylko coś klimatem dokładnie odwrotnego. xp
No przecież to było okrutne. T_T”
Re: niespełna 3 minuty piękna...
Generalnie z fantasy bym polemizował… średnio mi się to widzi.
Za dużo przejść do bóstw i za mało przygody.
Koniec końców komedia z tego średnia (a raczej słaba), fantasy trochę mało i ogólnie nudą wieję.
Dostaliśmy przeciętna (podkreślam przeciętną) serię… no nie wiem.
Z RPG to mi się też słabo kojarzy (a grałem w wiele).
Niech mi ktoś rozrysuję to punkt po punkcie, bo albo jestem ślepy, albo tak słabo to wszystko wyszło.
Re: niespełna 3 minuty piękna...
Przeczytaj definicję gatunku „fantasy”, a nie twórz własnej.
Re: niespełna 3 minuty piękna...
Oczekiwałem dobrego fantasy i tego nie dostałem.
Zamiast tego mamy wszystko ostro zagmatwane i podane w polewie przeciętnej komedii.
Na początku owszem, było całkiem całkiem, ale potem… ech, rozczarowanie.
Re: niespełna 3 minuty piękna...
Co do rpg, to tak anime ma podobny klimat. Oczywiście mówimy tu o jrpg. Pomijąjąc skojarzenia z FF, które sporo osób widzi jest kilka innych powodów. Klimat podróży z mini historiami w każdej lokacji, głównych bohaterów łatwo nawet osadzić w typowej drużynie, westernowe elementy też przypominają jrpg z czasów ps1 do tego summony, system przywoływania ich i animacja ich ataków itd.
Re: niespełna 3 minuty piękna...
Re: niespełna 3 minuty piękna...
(z wyłączeniem kilku poważniejszych tytułów, niestety będących tylko wyjątkami od standardowo przyjętej konwencji, np:
wspomniane już „Berserk”, „Claymore”, czy nieco inne klimatycznie „Seirei no Moribito”, „Kemono no Souja Erin”, obie genialne i na podstawie powieści tej samej znakomitej autorki, Nahoko Uehashi ).
Nic tylko klikać w tag i przebierać wedle indywidualnych upodobań. :p
Jednak które dobre a które mniej, nie chcę sugerować bo to już raczej kwestia gustu. ;)
Re: niespełna 3 minuty piękna...
Re: niespełna 3 minuty piękna...
Ale nic. Japończycy tak mają, że pewne niedoróbki i dziwactwa maskują raczej niezbyt wyszukaną filozofią… a właściwie filozoficznym bełkotem.
Natomiast nie zaprzeczę, że kompletnie załamał mnie główny bohater. Litości. I nie chodzi o chędożone rude afro (swoją drogą i tak wygląda to idiotycznie, ale mniejsza). Problem polega na tym, że Favaro to klasyczny przykład głuptaka, który nie wiedzieć dlaczego w odpowiednich sytuacjach potrafi być mądry i w miarę ogarnięty. Typ postrzelonego pajaca, który mimo swojego wieku ni krzty nie potrafi się opanować.
Ale już zostawmy to. Anime jako sama przygodówka jest… znośne, jeden odcinek tygodniowo można obejrzeć z lekkim przymróżeniem oka na pewne denerwujące elementy.
Re: niespełna 3 minuty piękna...
Co do „Anime jako sama przygodówka jest… znośne, jeden odcinek tygodniowo można obejrzeć z lekkim przymróżeniem oka na pewne denerwujące elementy.” No tak w sumie można, jeśli ktoś szuka niezobowiązującej rozrywki, przy której się wypoczywa, to czemu nie.
Tylko mnie martwi, że nie długo przyjdzie tak opisywać wszystkie serie anime w sezonie -_-"... a ja bym chciała coś wreszcie nieco ambitniejszego. :(
Re: niespełna 3 minuty piękna...
Re: niespełna 3 minuty piękna...
Co do fantasy, pozostaje czekać co też wyjdzie z ekranizacji mangi pani Hiromu Arakawy i jej wizji „Arslan Senki” [link] chociaż mam ogromny sentyment do starszej wersji [link] to tej też jestem ciekawa.
Re: niespełna 3 minuty piękna...
Jeśli chodzi o Shingeki no Bahamut: kreska cudna. Bardzo mi się podoba mimika postaci i charaktery. Szał i widowiskowość wybuchów gra na niekorzyść, tak samo bieganie koniem po dachach… ale mężnie to zniosłam jak przystało na prawdziwego Sana i seans jak na razie 4‑ch odcinków uznaję za udany. Czwórka głównych bohaterów podbiła moje serce, a zawinięta jak ślimak fabuła ciekawi. Fakt przyczepiłabym się do sposobu realizacji… Jeśli chodzi o nadprzyrodzony świat przedstawiony, jeszcze nie mam opinii. Możliwości są dwie: „wow świetny pomysł!” oraz „na mój ogon kto to wymyślił, niechże go przytulę mocno i na zawsze”.
Re: niespełna 3 minuty piękna...
To zwyczajny archetyp, jak każdy innymi. Mi osobiście żaden typ osobowości nie przeszkadza. Akurat ten o którym piszesz jest jednym z ciekawszych, fajnie oddaje to jak ludzie różnie się zachowują w danych sytuacjach. Wiele moich ulubionych postaci jest z tego archetypu. Co do Favoro to jakbym go nie polubiła to dawno bym anime rzuciła. I zwyczajnie nie łapię co jest nie tak z jego wyglądem, może dlatego, że mam mocny sentyment do rudzielców o zielonych oczach( i nie afro mi w ogóle nie przeszkadza ).
Re: niespełna 3 minuty piękna...
A Favaro jest po prostu pożytecznym i dobrym, ale idiotą.
Re: niespełna 3 minuty piękna...
Nie jest idiotą. Dla mnie by kogoś tak nazwać potrzeba znacznie więcej niż wygłupianie się, zwłaszcza jak wiem, że postać ma tzw. olej w głowie. Szczerze takich prawdziwych idiotów spotkałam w jednej mandze( zamierzone przez autora ). Dwójka idiotów w Apocalipse no Toride, kliknij: ukryte która wypuściła potężnego „potwora” myśląc, że to dziewczyna. Ów osoba nie miała narządów rozrodczych, odbytu natomiast każde jego oko miało trzy tęczówki. Istna laska>_> To był szczyt jak dla mnie. Przy głównych bohaterach najgorsze co widziałam to prosto myślące postacie a tego głupotą też nie nazwę.
Re: niespełna 3 minuty piękna...
Nie nazwałem Favaro idiotą, ale pożytecznym i dobrym idiotą, to jest znacząca różnica. Oznacza to, że powagą i mądrością nie grzeszy niemniej jest po prostu dobrym człowiekiem, więc wymusza to na nim konkretne zachowania – nawet jeśli u podstaw swojego zachowania jest błaznem.
Re: niespełna 3 minuty piękna...
Powaga i mądrość często nie idą w parze, tak samo jak mądrość nie jest tylko jedna^^ Dlatego niezwykle rzadko nazywam kogoś nie w żarcie idiotą, nawet tak jak to napisałeś w pozytywnym aspekcie.
Re: niespełna 3 minuty piękna...
Mądrość nie jest tylko jedna? Mądrość jest zawsze jednym i tym samym bowiem wynika z drogi życia. Mądrym nie można zostać, ani tym bardziej jakoś jej nabyć. Mądrym człowiek staje się… całe życie. To proces. A proces (aktualizacja) zawsze ma charakter jednolity i uniwersalny dla każdego bytu z danego gatunku. A ponieważ byt jakim jest człowiek jest gatunkowo tym samym, więc automatycznie przylega do nas zawsze taka sama istota przypadłości procesu stawania się kimś mądrym. Różnice są tylko jakościowe na miarę dobra jakie może posiąść dana jednostka.
Re: niespełna 3 minuty piękna...
Re: niespełna 3 minuty piękna...
Re: niespełna 3 minuty piękna...
Co do szczytu naiwności… tak szczerze polecam się po prostu nie nastawiać? Nie wiem, nigdy nie miałam takiej sytuacji, zaczynając anime niczego nie oczekuję( chyba, że to ekranizacja ) biorę to co dają a potem decyduję czy brnę dalej. Tak na marginesie, od wielu lat komedie fantasy są znacznie rzadsze i osobiście cieszę się jak powstanie anime w tym stylu. Bahamut zresztą bardzo przypomina fantasy z lat 90 razem z westernowym posmakiem jaki w tamtym okresie był wszędzie. No ale w wypadku kiedy jednym z moich ulubionych fantasy( w pewnym sensie bo to hybryda ) jest Violinist of Hameln moje wciągniecie się w to anime nie dziwi. W porównaniu to takie spokojne i poważne anime xD
Re: niespełna 3 minuty piękna...
Re: niespełna 3 minuty piękna...
Tak więc pisząc:
W tym przypadku chciałam zaznaczyć, że nie jest to moje przejęzyczenia a faktycznie miałam na myśli, iż w anime tym pojawia się zjawisko będące "rudym afro” ;) co niektórzy mogliby uznać za pomyłkę gdyż zazwyczaj owe fryzury nie występują w takim odcieniu. ;) Mam nadzieję, że to wyjaśnienie pana uspokoiło. Pozdrawiam :)
Re: niespełna 3 minuty piękna...
Uspokaja jednak fakt, iż mój złośliwy komentarz zadziałał stymulująco.
Aby móc mi odpowiedzieć, odwiedziłaś wikipedię, doczytałaś na ten temat, przez co teraz może będziesz używać tego zwrotu w uzasadnionych przypadkach.
PS siostra kazała pozdrowić. Podobno dzięki Tobie odkryła RWBY.
Re: niespełna 3 minuty piękna...
Nie znam pańskiej siostry, ale miło mi to słyszeć. Serię „RWBY” uwielbiam i zawsze cieszy mnie gdy ktoś ten sentyment podziela :) i również proszę przekazać pozdrowienia. :)
Lipa
Zamotane to wszystko zdrowo i pełne tanich chwytów.
Oglądam, bo oglądam (może dojadę do końca), ale coraz gorsza ta baja.
W sumie zaczyna mi przypominać typowy czeski film.
Nie wiadomo o co chodzi, a nawet jak wiadomo, to jest to strasznie naciągane i zamotane.
5/10 w chwili obecnej, moja ocena pewnie spadnie jeszcze o 1 lub 2 punkty.
Odc. 9
PS: Nazwijcie mnie pervertem, ale naszła mnie pewna myśl: kliknij: ukryte Skoro Amira nie może zbliżać się do Bahamuta, bo jest pół‑bogiem pół‑demonem i brakuje jej ludzkiego elementu (krwi), to co by się stało, gdyba taki dajmy na to Favaro „zapłodnił” ją i poczęte zostałoby dziecko w 1/2 ludzkie (a drugiej 50/50 bóg‑demon). Czyż będąc w ciąży nie miałaby wtedy w sobie ludzkiego „elementu”? Sorry za tę prostolinijność, ale jest to chyba jakieś rozwiązanie sytuacji?
Lowly humans...
Po recap'owym odcinku dalej jedziemy z koksem, a że towar mocny niech świadczy banan na moim pysku po obejrzeniu odcinka numer 7. Takiej bitwy nie widziałem w telewizyjnym anime od niepamiętnych czasów. Podoba mi się także fakt, że twórcy konsekwentnie unikają plot armora w postaci „shounenowego” power‑up'a głównego bohatera. Favaro jest człowiekiem i walczy jak człowiek, że wszelkimi możliwymi brudnymi sztuczkami jakimi może posługiwać się łowca nagród. Fajnie w serii jest pokazane, jak „boss” jest pokonywany wspólnymi siłami, ale w sensie jeden odwraca uwagę, drugi ładuje z dystansu itd., a nie np. magiczną potęgą przyjaźni.
Oczywiście wszystko przed nami i pod koniec serii jeszcze wszystko się może zdarzyć (łącznie z Favaro zmieniającym się w magiczny pocisk na Bahamuta, wytworzonym modlitwą aniołów czy cuś :P), ale trzeba przyznać SnB, że pisany jest z głową.
Numer jeden tego sezonu, jeśli nie roku, jeśli nie dziesięciolecia…
PS: Był to już w poprzednich odcinkach, ale w sumie fajny patent z pociskami katapult przerabianymi na magiczne pociski czarami zastępu magów bojowych…
PS 2: Żeby nie było, że same superlatywy, to trochę zaczyna mnie wkurzać Amira, bo faktycznie zachowuje się coraz bardziej jak dziecko, ale może jest ku temu powód…
I to jest to!
Re: I to jest to!
Japońskie anioły nie mają płci?
Czy ktoś się w tym bardziej orientuje/umie rozczytać japońskie krzaczki z opisu postaci?
Re: Japońskie anioły nie mają płci?
Re: Japońskie anioły nie mają płci?
Anioły jakie Japończycy wykorzystują pochodzą głównie z hebrajskiej mitologii a tak dokładnie z kabały. To samo jest z demonami. I tak na marginesie, jak masz problem z płcią nie patrz się na ubranie ale na proporcje, które w tym wypadku są męskie>.>( mogę się mylić ale nie sądzę )
Re: Japońskie anioły nie mają płci?
Skoro autorzy nie wykładają nam tego wyraźnie, wydaje mi się, że nie ma sensu ograniczać się do takiego czarno‑białego podziału stosującego się do ludzi, szczególnie, że anioły przedstawione w anime wydają się funkcjonować inaczej niż ludzie. Wyglądają jak wyglądają i to jest fakt. Mogą mieć seiyuu męskich i żeńskich, to też fakt. Natomiast nawet zestawienie tego o niczym nie świadczy, bo w takim a takim systemie fantasy anioły mogą być bezpłciowe albo posiadać więcej niż 2 płci. I chyba Japonia sama w sobie ma tu małe znaczenie, bo przedstawionemu światu bliżej do fantastyki zachodniej.
Re: Japońskie anioły nie mają płci?
Odc. 4
Bahamut raz jeszcze udowadnia, że jest niesztampową serią.
PS: No i oczywiście, z cyklu „czy te oczy mogą kłamać” Favaro: „rybie oczka” :P
Re: Odc. 4
Również bardzo mi się podoba czerpanie garściami z fantasy wszelakiego, a także (co widać szczególnie w dzisiejszym odcinku) umiejętne manewrowanie bohaterami i zdarzeniami, tak, że cały czas coś się dzieje na ekranie, postaci mają możliwość prezentowania się z różnych stron, a nie jest to jakoś wymuszone. Jeśli jeszcze doda się do tego specyfikę bohaterów i komizm, to miejscami wychodzi taki „Snatch” na miarę anime.
Bahamut.
[link][link][/link]
FF8
[link][link][/link]
Amira.
[link][link][/link]
[link][link][/link]
Terra (FF6)
[link][link][/link]
[link][link][/link]
I jeszcze np: w 1 odc. na samym początku jak walczyli z Bahamutem to ten rycerz wygląda jak Odin. Demon jak Diablos. A ten niby Zeus jak Ramuh tylko taki 1000 lat młodszy. Te porównania też z FF.
Ja osobiście tych podobieństw nie traktuję jako wad… Ale może to wynika z tego, że uwielbiam Hiroyukiego Yoshino (seiyuu głównego bohatera), nekromantów kliknij: ukryte (mroczne loli nekromantki też są w porządku) oraz nieumarłych i jestem zaślepiona xD
A czy Amira jest podobna do Terry (...czy ona nosi rajstopy w kwiatki…? >_>') również pod względem charakteru (jeszcze nie grałam w 6 część FF), czy chodzi Ci tylko o demoniczną(?) formę i płaszczyk?
Ja nie pisałem że to wada! >.<
Tak o to. XD
Bo wole te starsze.
Co do desingów… akurat ciężko porównać bo co FF to summony inaczej wyglądają. Chociażby Odin z FF9 w ogóle jest w innym stylu niż summon z tego anime. Dałam bym więcej przykładów ale oprócz dziewiątki, którą bardzo lubię żaden FF nie wciągnął mnie na więcej niż kilka godzin. Według ludzi znających pierwowzór anime dokładnie odzwierciedliło design z gry.
Naprawdę nie lubię takich porównań. Zwłaszcza jeśli chodzi o użycie danej mitologii gdzie ogólny design i charakterystyka jest odgórnie narzucona. To tak jakby policzyć każde nazwanie Yggdrasila( chociażby np. w Wild Arms 3 ) drzewem życia jako wzorowanie się na Tales of Phantasia. Natomiast co do Amiry to podobieństwa zwyczajnie nie widzę, zwłaszcza przy kresce Amano.
Nie jest to porównywanie „na złość” – tylko bardziej przyuważenie jako ewentualna ciekawostka – chcąc nie chcąc koncept summonów jest podobny do zastosowanego w serii FF.
Dlaczego bahamut kojarzy się akurat z FF? Final Fantasy to jedna z najbardziej znanych serii gier na świecie i nie tylko wśród entuzjastów jRPG, więc jeśli ktoś słyszy słowo „Bahamut” i do tego widzi ogromnego smoka, to zazwyczaj pierwsza myśl to właśnie FF. Sam tytuł jest na podstawie gry ale mobilnej, a seria FF pojawiła się już na NESa, czy jeszcze później na PSXa, także jeśli ktoś kojarzy właśnie z tym, a nie czym innym, to nie możesz mieć za złe :)
Nie wiem za bardzo co masz na myśli mówiąc „mitologia” – uniwersum mają własne jak mniemam ale twórcy anime naprawdę nie mieli zbyt wielu podstaw do stworzenia serii(z tego co wyczytałem, to jest na podstawie karcianki) i jeśli posiłkowali się pewnymi znanymi schematami, czy inspirowali się zastosowaniami z innych gier, to jest to jak najbardziej na miejscu, jeśli w efekcie końcowym się sprawdza dla obu stron.
Takie porównania są bardziej gratką dla fanów i jakąś podstawą do owocnej dyskusji, aniżeli jakimś wytknięciem błędu w stronę twórców.
Amira przypomina mi troszkę kliknij: ukryte w swojej demonicznej formie Morrigan z Darkstalkers (te niebieskie włosy).
Z drugiej strony kojarzymy to wszystko z FF, a przecież mitologia nordycka, czy wszelkie inne europejskie/azjatyckie (rzadziej amerykańskie) mitologie są wykorzystywane praktycznie w każdym anime fantasy (czyli np. taki Odyn zawsze będzie jeździł na ośmionogim Sleipnirze), więc jesli już szukać plagiatów, to musieliby się wypowiedzieć np. tacy Wikingowie…
A poza tym tytuł Shingeki no Dragon byłby zbyt oklepany… Zresztą owy tytuł to nic innego jak chwyt marketingowy (żeby potencjalnych graczy przyciągnać do karcianki, bo kojarzy się z FF).
Poza tym mamy tu fajną opcje „kolekcjonowania” anime które się obejrzało, co mi się przyda w celach referencyjnych (oraz fajny licznik no‑life'a), bo już tyle tego badziewia obejrzałem, że się gubię :)
Prawda jest taka, że część moich ocen (o ile oczywiście ktoś na to patrzy, bo przecież kto by patrzył na oceny :D) może być trochę zawyżona/zaniżona w jedną lub drugą stronę, bo sporo z rzeczy, które ogladądałem jakiś czas temu, znajduje się już za mgłą sklerozy.
Natomiast te „szybkie recenzje” (bo dopiero teraz uaktywniłem konto) starałem się oprzeć o wrażenie jakie dana seria pozostawiła w mojej głowie (nawet jeśli po powtórnym seansie oceniłbym ja inaczej). Ale nie zdziwię się jeśli gdzieś tam wystawiłem notkę pod danym anime, która „trochę” różni się od tej w na mojej „blacklist”...
Jeśli mówimy o inspiracji to znowu głównym miejscem gdzie większość twórców się inspiruje w jrpg są wszelakie mitologie. Wszystkie summony w FF czy Talesach są właśnie na tym oparte( różnicą jest to, że Talesy więcej używają folkloru jak chociażby z Lorelei ). Nawet Pokemony to robią. Nie mówię, że nie mogli się zainspirować FF ale w żadnym wypadku nie jest to jednoznaczne po użyciu tego samego mitu czy legendy.
Ja nie mam za złe, zwyczajnie jest to dla mnie trochę upierdliwe. Może dlatego, że lubię odnajdywać źródła z jakich korzystali twórcy, a może dlatego, że mimo bycia fanem jrpg seria FF do mnie nie przemawia( to jakaś klątwa, zawsze po kilku godzinach przeskakuję na inną grę i całkowicie o graniu w FF zapominam ). I tu zgadzam się z blobem.
I tak wiem to wszystko o FF, w końcu kilka dobrych razy próbowałam się za serie zabrać, no od części na SNES'a bo wcześniejsze mają zbyt dużo grindingu, którego szczerze nienawidzę. I tak wiem na czym oparte jest to anime, skojarzyło mi się z tą grą na NDS'a z powodu tytułu i mojej samej chęci zagrania w nią.
Rozumiem, że do pewnego stopnia może to być irytujące dla niektórych – jednak czasami trzeba też zaakceptować niektóre fakty. Jeśli znajdziesz lepsze porównanie dla zastosowanych konceptów/postaci, to będzie jakaś podstawa do dalszej argumentacji, bo obecnie mam wrażenie, że próbujesz coś wyperswadować.
jRPG nie kończy się na FF ale grind i długie teksty to raczej element stały dla tego typu gier, znowu nie każdemu musi odpowiadać taka forma i przeskakują np. na VN'y z elementami RPG, czy DnD'ki ale to już całkiem inna kwestia nie związana z tematem.
Miej również na uwadze, że FF to nie jest po prostu wyznaczanie konkretnych części serii gier na zasadzie „co lepsze, co gorsze” – dla mnie przede wszystkim jest to ogromne uniwersum ze różnymi światami i własną historią – czyli generalnie coś, przez co właśnie seria jest uznana na całym świecie(są oczywiście wyjątki, bo nie każdy FF był „doskonały” ale nie w tym rzecz).
Oficjalnie nie wiemy na czym wzorowali/inspirowali się twórcy i nasze gdybania pozostaną gdybaniami. To tak przy okazji.
Mam nadzieję, że odbierasz tego o czym mówię w żaden ofensywny sposób :)
Chyba żartujesz z tym grindem? Prawda? Jeśli gra wymusza nabitkę to zwyczajny brak balansu. To problem a nie stały element. Często to pomylenie sobie trudności z tzw. bieganiem w kółko. Nie chcę cię obrazić ani nic w ten sposób ale osobiście znam wiele serii jrpg gdzie nie ma grindingu( to nie miejsce jednak na wymienianie ). Chociażby FF9 jest zbalansowaną grą, w stronę łatwą w tym wypadku. Nie wspominając o takich grach jak Chrono Cross lub Illusion of Gaia gdzie w ogóle nie ma levelów. Wiem, że to nie na temat ale to moje pięć groszy. Moja ogólnie awersja do nabitek zrodziła się pewnie z faktu wychowania się na Grandii gdzie grinding nie istnieje( to znaczy jak chcesz to możesz ale przygotuj się na wiele godzin roboty bo system nie jest zbyt tutaj przyjazny ).
Czyli FF ma dokładnie to samo co każda inna istniejąca dłuższa seria jrpg? Rozumiem co piszesz, ja mam takie samo odczucie do np. Talesów czy Wild Arms, każda seria tworzy swoje własne uniwersum i terminologię. I tu się zgadzam to jest fascynujące jednak nadal jestem za tym by sięgać do źródeł a nie szukać porównań między grami. Zwłaszcza, że można znaleźć bardzo ciekawe odniesienia nawet w samych nazwach miast.
Nie, a czemu miałam bym twoje zdanie odebrać w ofensywny sposób?
Z grindem nie żartuję, azjatyckie rpg/mmo od dawna gloryfikują taki koncept na grę.
Zbaczając z tematu ale pozwól, że wyjaśnię – grind(choć szczerze mówiąc wolę słowo „farmienie”) nie oznacza w grze braku balansu, taka gra wymaga wymaga dodatkowej pracy przy odpowiednim zbalansowaniu progresu i „poziomowanie” jest głównie wprowadzone po to, aby gracz mógł odczuć w widoczny sposób rozwój swojej postaci. Brak „poziomowania” często oznacza liniowość danego tytułu lub „złudzenie” sandboxa, gdzie spawny mobów są z góry ustalone i mamy dostęp do kilku lokacji ale akcja kręci się w tych, gdzie dzieje się główny wątek. Kluczowe jest w takim przypadku zrównoważenie obu kwestii – czyli nie zmuszanie gracza do nadmiernego grindu, żeby mógł cokolwiek osiągnąć oraz znów nie prowadzenie gracza za rękę(questy z markerami itd. ). W FF9 grałem dobre kilka lat temu na PSXie i z tego co pamiętam, to raczej była dość liniowa – nie mówię, że zła, ponieważ po siódemce to moja ulubiona część ale mimo wszystko gracz w tym przypadku nie miał zbyt dużej swobody. Są też tytuły nadrabiające swoją liniowością(przykładowo Parasite Eve) lub potrzebą grindu(FF7). Zauważ również, że masa starszych gier typu jRPG pochodzi od Squaresoftu(obecny Square‑enix), który tworzył różne uniwersa/systemy i są to tytuły ponadczasowe – w tym FF.
Nie zrozum mnie źle – sam niespecjalnie przepadam za grami opartymi na grindzie ale jako koncept niestety dość nieźle się utrzymuje w obecnym trendzie i się sprzedaje. Osobiście wolę gry oparte na rozwoju umiejętności, czy sprzętu ale znów bardzo miło wspominam przykładowo pierwszą część diablo, choćby ze względu na klimat.
Nie ale FF i kilka innych tytułów od Squaresofta utwardziły grunt pod obecne tytuły z tego samego gatunku na wszelkie platformy.
Innym podobnym przykładem może być termin „klon wowa” – nie wiem czy kojarzysz. Sam termin nie oznacza bezpośrednio, że tytuł jest „identyczny” pod wieloma względami – po prostu wykorzystuje kilka podobnych rozwiązań(jak na ironię sam wow w swoim koncepcie nie jest i nigdy nie był „oryginalny”). Idąc dalej – przykładowo jedna z najstarszych serii gier, czyli Ultima była wyznacznikiem dla wielu(w tym również nowszych) tytułów typu RPG(choć to już raczej tyczy się zachodniego rynku gier). Na podobnej zasadzie zależności działa FF(pierszy pojawił się już w 87') i wszystkie inne gry jRPG, więc nawet jeśli sami twórcy korzystają z innych źródeł, mają inne uniwersum i system to pozostaną niektóre utarte schematy, które wyrobiły się na rynku przez lata chcąc‑nie chcąc.
Okazjonalnie ludzie obierają to co piszę w taki sposób, upewniałem się po prostu, że dyskusja pozostaje na neutralnym torze :)
Ech, gram w jrpg już ponad dziesięć lat i mimo istnienia serii jak Dragon Quest gdzie grinding jest częścią stałą większość serii właśnie nie nastawia się obecnie na to. MMORPG mnie nie interesują.
Chodziło mi o balans między twoim poziomem a bossami. Oczywiście są inne czynniki( jak chociażby system rozwoju postaci gdzie może się taka cudowna rzecz przydażyć jak w Sands of destruction ) ale nie o tym mówiłam. Za zbalansowaną grę uważam tą, która nie zmusza mnie do nabitki by pokonać bossa, może być to w stronę łatwej rozgrywki( FF9 czy Legend of mana ) czy w stroną skopania mi tyłka przez grzyby( Grandia III ). Wolę by walka sprawdzała to czy dobrze znam system niż umiejętność biegania w kółko. To czy ja dla sidequestów czy samej zabawy będę biegać i walczyć jest moją decyzją nie przymusem. Może się nawet zdarzyć, że nie będę mogła ocenić wyważenia bo przesadzę z walkami z powodu lubienia systemu( większość Talesów ). Nie rzucam też gry jeśli mnie raz czy dwa przymusi mam trochę do tego cierpliwości – jakoś Star Ocean przeszłam.
Tak szczerze mówiąc wszystkie gry są liniowe. Jedyną różnicą jest to ile rzeczy i jak daleko odejść możesz między danymi momentami w fabule. Wyważenie o którym mówiłam nie ma tu nic do rzeczy. FF9 nie wiem czy była taka liniowa skoro jeszcze na grubo przed dostaniem airshipu da się zwiedzić całą mapę i nawet rozwalić kolejność sekwencji( Garnet może nigdy nie wyjść z depresji ) a wszystko dzięki Chocobo. Do tego serie jak Wild Arms( pierwsze 3 gry ) są napakowane sidequestami a mapy są bardzo otwarte( nawet zbyt wiele osób nie cierpi szukania miast w 3 i Alter Codzie ) a nadal nie mają grindingu… możesz nawet prawie w ogóle nie walczyć bo random encounter da się cancelować. Tak na marginesie, ja nie mam nic do całkowitej liniowości, w końcu nie da się być bardziej liniowym niż Grandia^^ a to jedna z moich ulubionych serii.
Tak na marginesie można przesadzić w drugą stronę. Np. w oryginalnej wersji Tales of Destiny każda kolejna lokacja daje ci więcej expa niż wcześniejsza przez co twój level zanim dojdziesz do końca będzie odpowiedni do bossa. Well, byłby gdyby nie zbyt wysoki encounter, bieganie po lokacji kilka razy by rozwiązać puzzle i gubienie się. Dzięki temu zanim dojdziesz do bossa jedno twoje pierdnięcie i po walce xD Nadal grę bardzo lubię zwłaszcza, że to zabawne jak boss próbuje cię nastraszyć a tu minuta i koniec.
Tak kojarzę ale no nie wiem. Sądzę raczej, że Dragon Quest był bardziej inspirujący dla jrpg. Z czego średnio się cieszę. Też wiele schematów jakie są w jrpg jak również w wrpg mają źródło w prawdziwych rpg i korzenie jeszcze dalsze niż same konsole. Chociażby system elementów, turowe rozgrywki, klasy( jeśli istnieją, osobiście nie często gram w jrpg z nimi, będąc szczerym bardzo rzadko widuję również summony ) czy rozwój postaci.
Acha, też tak mam i rozumiem.
Nikodemsky słusznie prawi na temat grindingu. Zwróć uwagę, że dużo tytułów japońskich wogóle nie trafia na zachodni rynek, a poziom grindu w niektórych z tych gier po prostu przeraża. Ale wynika to z ich mentalności (choć coraz więcej takich maniaków i w zachodnim społeczeństwie). Japończycy czy inni azjatyccy gracze lubią grinding, bo w ich naturze leży pewien „automatyzm” w wykonywaniu czynności. Potrafią do znudzenia i z wytrwałoscią godną podziwu mielić daną grę/wykonywać pewną czynność. Przykład? Seria Disgaea. Niby turówka, czyli mój ulubiony gatunek, ale zagrałem w jedną część, bo tam choć wątek fabularny jest całkiem niezły, odepchnęła mnie swoim grindingiem (nie lubię gdy w grach jest np. możliwość posiadania 9999 lvl bo lubię maksować postacie, no ale bez przesady, coś takiego mnie odstrasza). Poza tym pełno jest różnych post‑gamowych bossów, przedmiotów które mają horrendalnie długie metody zdobywania (konćzące się najczęsciej walką z bossem który ma milion hp) itp.
Każda gra jest inna i ja też cenię sobie takie w których nie muszę grindować (które są fajnei wyważone, tak ze bossowie są do przejścia, ale sprawiają trochę problemów), bo cenię sobię bardziej fabułę i system walki (który jaki by nie był i tak się w końcu znudzi), ale jest to pewne widoczne zjawisko w jrpg i tak jak mówi mój przedmówca trzeba podchodzić do jrpg specyficznie.
Disgaea… ech akurat ta gra słynie z tego, zwłaszcza z pariodiowania i przesadzania w grindingu. Sama nigdy nie dotknęłam tej serii bo nie umię grać w trpg. Jednak wiesz, bonusowi bossowie najczęściej jednak wymagają prawie, że limitu by pokonać. Sama nie maxuję nigdy postaci( oprócz Wild Arms ponieważ zawsze jest tam prosty sposób by dostać się na setny level ) bo nie mam cierpliwości.
Jak specyficznie? Tego zwyczajnie nie rozumiem. Będę tu niestety uparta i zostanę przy podejściu jakie mam i z jakim podchodziłam do jrpg od lat. Krótko mówiąc gram we wszystko co dorwię od SNES'a po PS3, jeśli gra mnie wkurzy w jeden czy inny sposób przestaję grać. I tak mimo mojej awersji do grindingu nie mam problemów ze znalezieniem tytułów do grania. Tak jak pisałam wiem, że dużo serii stawia na lewelowanie jednak w życiu nie uznanm tego za punkt stały jest zwyczajnie zbyt wiele wyjątków by stworzyć z tego regułę.
PS. Turówka to nie gatunek a system walki, Disgaea jest tzw. tactic rpg co wyróżnia ją od zwykłych rpg z turowym systemem polem walki i strukturą tur. Osobiście lubię zarówno turówki jak i real time. Hmmm, każdy kiedyś się nudzi powiadasz… ciekawe czy kiedyś przeje mi się ten z Talesów patrząc, że zaliczyłam wszystkie tytuły wydane na zachodzie będzie z tym trudno.
Odc. 3
Broń Boże niech nikt mi nie zarzuca, ze wywyższam tę serię, ale ile w tym roku było dobrych anime przygodowe/fantasy?
Epikszon...
Nie wiem czy nie przesadzam z zachwytami nad ta serią, ale naprawdę mam wrażenie, że trafiło się coś ponadprzeciętnego i rzadkiego w zalewie tych haremowych sieczek czy magicznych szkół. Byle tego nie spartolili…
PS 1: Mina Favaro po zadaniu pytania „czy te oczy mogą kłamać?” bezcenna :P Nie można odmówić temu bohaterowi uroku…
PS 2: Ach ta bitwa na początku odcinka, cóż za epickość :P Twórcy chyba przyjęli model „walnijmy na początek każdego odcinka coś fajnego” :P Choć trzeba przyznać, że na ekranie cały czas się coś dzieje…
Re: Epikszon...
3 minuty
Re: 3 minuty
Patrz też: „Hataraku Maou‑sama”...
Inna sprawa, że krytycy by mówili: gdzie fabuła? gdzie kreacja postaci? Jaka ta rozwałka nudna! itp.
Re: 3 minuty
:)
Ale spokojnie, krytycy nie powiedzą tak: nie w przypadku serialu, gdzie już po pierwszym odcinku widać, że to będzie czysta zabawa, a nie opowiadanie jakiejś specjalnie przemyślanej historii. Poza tym, naprawdę oglądało się to bardzo przyjemnie. A niechby bohaterowie zniszczyli jeszcze przy okazji ratusz, wodociągi i bramę miejską: krytycy nic nie powiedzą, bo przecież nie są pozbawieni zdrowego rozsądku i zdają sobie sprawę z tego, że filmy i seriale, gdzie fabuła musi ustąpić miejsca dobrej zabawie, są tak samo potrzebne jak skomplikowane historie do przeżywania i rozkminiania. :)
Re: 3 minuty
Oczywiście, biorąc pod uwagę dyskusje pod Garo czy pod niektórymi innymi tytułami, znajdą jakiś mniej rzucający się w oczy szczegół do którego będzie się można przyczepić, ewentualnie przeciwnie zaczną krytykę od grafiki i wyglądu postaci, czyli tego co najbardziej widać.
Re: 3 minuty
Wyjęłaś mi to z ust, gdyż sam jestem uczestnikiem tamtej dyskusji :) Marcowy się obrazi pewnie, ale anatomiczną analizą człowieka „rwanego przez konie” to mnie już rozwalił :D:D:D
Od siebie dodam, że może w świecie gdzie w zwykły szary dzień tłuką się trzy gigantyczne „summony”, a demony walają po ulicach ,taka rozwałka nie jest niczym szczególnym? Może np wspomniane przez Sezonowego babcie to weteranki bitew przeciw inwazji demonów, więc ich to nie rusza?
Re: 3 minuty
Re: 3 minuty
Re: 3 minuty
Re: 3 minuty
Re: 3 minuty
Re: 3 minuty
To, że wynikła z tego trochę inna dyskusja to już uroki forów :P
Na plus idzie też główny bohater – głównie dlatego, iż lubię taki typ zawadiackich postaci!
Na skomplikowaną fabułę nie liczę, no bo przecież to adaptacja gry, w dodatku karcianki, ale mam nadzieję na dobrą rozrywkę podczas seansu^^
Autorzy gry chyba inspirowali się kilkoma różnymi grami/filmami, przyuważyłem kilka motywów:
kliknij: ukryte
- przy samej wejściówce walka powiedzmy „bogów‑summonów” Odin, Dark Lord, Bahamut(odniesienie do serii FF)
- później jazda konna po ogromnym moście(Shadow of Colossus),
- wbicie bounty huntera do jednego z poszukiwanych przypominało sceny rodem z Zorro
Nie będę się też tego jakoś specjalnie czepiał – sama seria jest na podstawie mobilnej gry, więc pewnie to nie pierwsze i ostatnie nawiązania(lub zwyczajnie moje spekulacje).
Podoba mi się dynamika, sama akcja i jakość kreski – jak na przygodówkę jest na przyzwoitym poziomie. Zdaje się też, że przykuto uwagę do ścieżki dźwiękowej. Pojawia się miejscami CGI ale jest również na całkiem dobrym poziomie i nie wciskali w każde możliwe miejsce.
W każdym razie zapowiada się całkiem ciekawie – magia, summony, szermierka, dynamiczne walki i możliwie wciągająca fabuła.
Niezłe
Chociaż dobijała mnie jakość video FUNi…
You had my curiosity...
Do serii fantasy podchodzę ostatnio z dystansem, choć to mój ulubiony gatunek, bo razem z magią i smokami często dostajemy w pakiecie stadko bohaterek z cyckami większymi od głowy. Po Shingeki no Bahamut też nie spodziewałam się zbyt wiele, a tu niespodzianka. Jeden z lepszych pierwszych odcinków sezonu jesiennego, które dotychczas obejrzałam.
Nawet nie zauważyłam, kiedy zleciało te 20 minut. Scena pościgu całkiem widowiskowa, później też nie było nudno. Wszystko dzięki głównemu bohaterowi – naprawdę sympatyczny ten rudzielec. Tworzy fajny duet ze swoim patetycznym kolegą po fachu – mam nadzieję, że często będą się razem pojawiać na ekranie. Martwi jedynie milcząca niewiasta z różowymi włosami (sigh), która spadła z nieba (SIGH), ale przynajmniej nie jest to panienka do ratowania z opresji.
Staram się hamować entuzjazm, bo to jednak adaptacja karcianki, ale zapowiada się klimatyczna, pełna akcji historia. Na razie jestem na tak, poproszę następny odcinek. :)
Muzyka też na plus, szczególnie na początku w scenie pościgu. Grafika w porządku, ładna kreska, ale tez bez szału. Za to świetny główny bohater, coś o co ostatnimi czasy ciężko w anime.
Bahamoto