Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Zapraszamy na Discord!

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

3/10
postaci: 2/10 grafika: 4/10
fabuła: 3/10 muzyka: 2/10

Ocena redakcji

brak

Ocena czytelników

5/10
Głosów: 75
Średnia: 5,29
σ=2,21

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Piotrek)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Juuou Mujin no Fafnir

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2015
Czas trwania: 12×24 min
Tytuły alternatywne:
  • Unlimited Fafnir
  • 銃皇無尽のファフニール
Gatunki: Przygodowe
Widownia: Seinen; Postaci: Uczniowie/studenci; Pierwowzór: Powieść/opowiadanie; Miejsce: Japonia; Czas: Współczesność; Inne: Ecchi, Harem, Magia, Supermoce
zrzutka

O smokach po raz kolejny oraz o zepsuciu dobrego pomysłu słów kilka.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

Do obejrzenia tej serii nie mogłem się zmobilizować. Pierwsze swoje podejście zakończyłem po dwóch odcinkach, dopiero mocne postanowienie napisania tej recenzji sprawiło, że dokończyłem seans, ale nie będę tego doświadczenia zbyt dobrze wspominał. Przede wszystkim seria jest doskonałym przykładem, jak można w bardzo łatwy sposób zepsuć nie najgorszy pomysł na scenariusz.

Mamy oto świat, do którego wtargnęły smoki – i tu pojawia się pierwszy problem, który rzuca nam się w oczy: określenie „smoki” jest dość umowne. Tak naprawdę jedynym w miarę wyglądającym smokiem była manifestacja mocy jeden z bohaterek, o czym później. Poza tym otrzymaliśmy: coś, co przypominało jednego z aniołów z Evangeliona, dwie kałamarnice, coś na kształt pancernika skrzyżowanego z żółwiem oraz kolejną człekokształtną istotę. Może jestem konserwatywny, ale smok ma wyglądać jak smok – tu niestety amatorzy tej konwencji srogo się rozczarują. W tym samym czasie na świecie zaczęły się rodzić dzieci ze zdolnościami identycznymi, jak te występujące u smoków. Były to jednak tylko i wyłącznie dziewczynki.

Akcja anime rozpoczyna się, kiedy nasz główny bohater spotyka kąpiącą się w morzu dziewczynę. Już ta scena daje nam przedsmak tego, czego możemy się po serii spodziewać – czyli niczego odkrywczego. Główny bohater – Yuu Mononobe – jest jedynym męskim „D” czyli osobą z „mocą smoków”. Trafia on do ośrodka szkoleniowego dla osób jemu podobnych, zwanego Midgarem. Jak łatwo zgadnąć, jest on jedynym też męskim uczniem tejże szkoły. Tu z kolei mamy zaczerpnięcie pomysłu z Infinite Stratos, ale w przeciwieństwie do tego tytułu, gdzie ten wątek wyszedł zabawnie i dość zgrabnie, w Juuou Mujin no Fafnir nie wygląda to już tak dobrze – być może z powodu wtórności pomysłu. Nie kupuję też samej koncepcji – czy nie można po prostu wymyślić typowej szkoły i wyposażyć bohatera w kilka podstawowych cech charakteru, które sprawią, że będą do niego wzdychać niewiasty, ale nie wywołają kompleksów w oglądających anime chłopakach? W wielu haremach ecchi to z powodzeniem się udawało i uważam, że rozwiązanie z cyklu „jedyny mężczyzna na planecie” jest zastosowane po prostu z lenistwa. To odczucie pogłębia fakt, że protagonista nie jest przypadkiem totalnej ofiary życiowej obdarzonej specjalną mocą. Koncepcja tej postaci nie jest może tak dobra, jak w innych seriach ale plasuje się gdzieś w środku stawki. Na początek trzeba nadmienić, że główny bohater nie irytuje, może tylko chwilami, ale da się to jakoś przeżyć. Nieco rozbawiła mnie natomiast kwestia jego mocy, a w zasadzie jej manifestacji – mamy tu małego chłopca z bardzo dużym pistoletem. Będę złośliwy, ale moje poczucie humoru od razu podsunęło mi myśl, że wielkością broni nadrabia wielkość męskości. Podsumowując – wielkości i mocy jego broni nie powstydziłby się nawet Optimus Prime.

Mamy harem, więc z recenzenckiego obowiązku należałoby wspomnieć o żeńskiej części obsady. I tu anime leży i kwiczy na całej linii. Żadna z postaci kobiecych nie wzbudziła mojej sympatii. Jako pierwszą poznajemy Iris Freyję, srebrnowłosą dziewczynę pełniącą rolę głównej niedojdy serii. Wzbudziła we mnie chyba najwięcej negatywnych emocji swoim zachowaniem. W założeniu widz miał chyba polubić ją jako osobę, której trzeba bronić, bo sama nie da sobie rady, ale początkowe przedstawienie tej postaci odniosło w moim przypadku efekt odwrotny do zamierzonego. Drugą z kolei dziewczyną, którą jest nam dane poznać, okazuje się siostra głównego bohatera, Mitsuki. W jej przypadku odniosłem wrażenie, że trzeba było do wora haremetek wrzucić siostrzyczkę ku uciesze wielbicieli zakazanych związków. Kolejna w moim odczuciu bardzo bezbarwna postać. Podobnie jak jej brat, została zaopatrzona w porcję tragicznej przeszłości, aczkolwiek w jej przypadku wyszło to nieco bardziej przekonująco, choć mimo wszystko daleko od ideału. Zbieraninę kobiecych postaci w anime ratują dwie osoby: Lisa Highwalker i Tear Lightning. Ta pierwsza to koleżanka z klasy Yuu – blondynka, która kupiła mnie tym, że początkowo niespecjalnie przepadała za głównym bohaterem. Od razu wiadomo było, że ta sytuacja prędzej czy później ulegnie zmianie, ale pomimo jej sztampowości, sam fakt, że reprezentowała inne podejście, działał na jej korzyść. Poza tym była chyba najdojrzalej wyglądającą postacią, do czego jeszcze wrócę.

Na specjalny akapit zasłużyła sobie natomiast wspomniana Tear. Pojawia się ona dopiero w czwartym odcinku, a pierwszy kontakt z nią wzbudził moje najgorsze obawy, bo oto widzimy małą dziewczynkę z różowymi włosami i rogami. Nie muszę chyba nadmieniać, jakie anime jako pierwsze przyszło mi na myśl (tych, którzy nie wiedzą, odesłałbym do tytułu Elfen Lied, ale wolę nie ryzykować). W pierwszej chwili na myśl przyszło mi, że oto mamy skrzyżowanie Arii z Hidan no Aria oraz Lucy ze wspomnianego wcześniej Elfen Lied. Miałem nawet przez chwilę nadzieję na jakiś dramatyczny zwrot w akcji z dużą ilością krwi i luźno latających kończyn, ale przypomniałem sobie klasyfikację serii i ta nadzieja mnie opuściła. Szkoda, bo dałoby mi to dodatkowy powód do śledzenia przygód bohaterów. Tak się jednak nie stało, co było do przewidzenia, a Tear została główną lolitką serii, klejącą się nieustannie do głównego bohatera i oznajmiającą wszystkim wokoło, że jest jego narzeczoną. Okazała się natomiast postacią dość sympatyczną i wyróżniającą się na plus spośród pozostałych.

Część wizualną produkcji można podzielić na dwie składowe. Postacie są ładne i poprawnie narysowane, o ile nie ma się uczulenia na moé. Ja niestety takie uczulenie mam i taki sposób prezentowania bohaterek kompletnie do mnie nie trafia. Przede wszystkim niszczy całą ich powagę i dojrzałość psychologiczną (której tu i tak niewiele), bo ja nie potrafię się przełamać, żeby uznać za dojrzałą i odpowiedzialną osobę wyglądającą jak dziecko. Ale do samej strony technicznej projektów nie można się przyczepić. Jest po prostu słodko, chwilami aż zanadto. Natomiast tła są momentami tragiczne, brak im szczegółowości, niektóre elementy są narysowane „na odwal się”, jak na przykład statki w jednym ze środkowych odcinków. Skoro mowa o postaciach, to nie mogę pominąć też kwestii walk. Tutaj jest nieźle, co nie znaczy, że dobrze. Mamy więc latające dziewczyny (powiedzmy, że zostało to jakoś uzasadnione), które materializują broń z wykorzystaniem „czarnej materii”. Każda z bohaterek ma jeden typ zmaterializowanej broni i jeden typ ataku, czyli jest generalnie dość monotonnie. Przy tak dużym potencjale, jakim jest materializacja dowolnych przedmiotów, powiedziałbym, że temat został potraktowany po linii najmniejszego oporu. Poza tym walki są mało dynamiczne i przypominały mi serie magical girls, a nie shounena. Odrobinę lepiej jest, gdy na scenę wkracza Yuu ze swoim dużym pistoletem.

Oddzielny akapit chciałbym poświęcić drugiej składowej wizualnej, czyli „smokom”. To anime stanowi książkowy przykład, jak nie należy robić efektów specjalnych przy użyciu CG. Smoki wyglądają skrajnie nierealistycznie, poruszają się nienaturalnie, w ogóle nie przypominają smoków z innych anime czy filmów. Ich animacja jest toporna, cała ta feeria barw generowana przez komputer razi tym bardziej, gdy zestawiona zostaje z tragicznie namalowanym tradycyjnym tłem. Całość stanowi profanację dla każdego widza lubiącego choć trochę te piękne stworzenia, jakimi są smoki. Od siebie daję 0 w skali od 1 do 10 i muszę powstrzymywać się przed użyciem niecenzuralnych słów, żeby opisać to, co zobaczyłem na ekranie.

Muzyka jakaś tam jest i tyle mogę o niej powiedzieć. Naprawdę nic a nic nie wpadło mi w ucho podczas seansu, a opening i ending przewijałem, gdy tylko się pojawiały. Z czystej dobroci serca dałem każdemu z utworów szansę, która jednak w ogóle nie została wykorzystana. Po prostu to nie mój typ muzyki. Na plus należy zaliczyć to, że głosy aktorów nie irytowały i były poprawnie dobrane.

Nawet o fanserwisie w serii nie da się nic dobrego powiedzieć. Na pewno jest on obecny, bo dostajemy obowiązkowe odcinki plażowy i w gorących źródłach. Sceny fanserwisowe są jednak bardzo wtórne, nieciekawie zrealizowane i nudne. Trzeba też wspomnieć o tym, że Tear jest sporo młodsza od koleżanek z klasy, co może co niektórych lekko zniesmaczyć, szczególnie że przez większość czasu klei się do głównego bohatera.

Trudno nawet napisać jakieś podsumowanie dla tej produkcji. Wielbiciele haremów ecchi będą rozczarowani, fani smoków i epickich walk również. Ci, którzy szukają głębi charakterów i wiarygodności postaci, też odpadną z hukiem od seansu. Poszukujący kojących oko widoków i pięknej animacji będą narażeni na trwałą skazę na psychice. Polecić seans mogę jedynie zagorzałym fanom moé, słodkich dziewuszek i bardzo niewymagającej rozrywki (choć i tej tu niewiele). Ja osobiście podczas oglądania się męczyłem i na pewno do serii nigdy już nie wrócę.

KamilW, 21 maja 2015

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Diomedea
Autor: Tsukasa
Projekt: Naoki Aisaka, Riko Korie, Sachiko Yasuda
Reżyser: Jun Takahashi, Keizou Kusakawa
Scenariusz: Yuki Enatsu
Muzyka: RON

Odnośniki

Tytuł strony Rodzaj Języki
Juuou Mujin no Fafnir - wrażenia z pierwszych odcinków Nieoficjalny pl