Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Otaku.pl

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

8/10
postaci: 9/10 grafika: 8/10
fabuła: 8/10 muzyka: 7/10

Ocena redakcji

8/10
Głosów: 3 Zobacz jak ocenili
Średnia: 8,00

Ocena czytelników

8/10
Głosów: 64
Średnia: 8,09
σ=1,42

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Piotrek)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Non Non Biyori Repeat

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2015
Czas trwania: 12×24 min
Tytuły alternatywne:
  • のんのんびより りぴーと
Widownia: Seinen; Postaci: Uczniowie/studenci; Pierwowzór: Manga; Miejsce: Japonia; Czas: Współczesność; Inne: Realizm
zrzutka

Kontynuacja, powtórka z rozrywki? Właściwie co za różnica, skoro ta seria jest równie – jeśli nie bardziej – udana jak pierwsza?

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

Wracamy na japońską prowincję, gdzie nawet do najbliższego sklepu jest daleko, wyprawa do centrum handlowego to całodzienna wycieczka, zaś do lokalnej szkoły uczęszcza w sumie piątka uczniów. Wszystko to poznaliśmy już w serii Non Non Biyori i właściwie jedynym zaskoczeniem w przypadku nowej odsłony może być to, że… nie mamy do czynienia z kontynuacją. Zgodnie z nazwą, dostajemy powtórkę: oglądamy epizody z tego samego roku szkolnego, co poprzednio, rozpoczynające i kończące się wiosną, w porze kwitnienia wiśni. To brzmi jak przepis na katastrofę lub odcinanie kuponów, coś jednak sprawia, że ta seria nie tylko nie wydaje się wtórna, ale wręcz broni się doskonale jako całość.

Chociaż odcinki obu części można by wymieszać i poukładać w spójny chronologicznie ciąg, nie odnosiłam wrażenia, że oglądam anime pozszywane z resztek, gorszych epizodów, które poprzednio nie załapały się do ekranizacji. Nie wiem, czy było to zamierzone przez twórców, ale każda z dwóch serii ma wyraźny motyw przewodni. Poprzednio były to wątki związane z Hotaru, która przeniosła się z miasta na prowincję i stopniowo przywyka do nowego otoczenia i całkowicie odmiennego trybu życia. Tutaj natomiast na pierwszy plan wysuwa się Renge, dla której ten rok – pierwszy rok szkoły – także jest przełomowy w życiu. Może używam tu zbyt wielkiego słowa, ale urok Non Non Biyori polega między innymi na tym, że przywraca właściwe proporcje temu, co dla starszych lub dorosłych osób może być trywialne, ale dla dzieci ma ogromne znaczenie. Oczywiście, tak jak pierwsza seria nie opowiadała wyłącznie o Hotaru, tak druga nie skupia się wyłącznie na Renge. Przeciwnie, większą niż poprzednio rolę odgrywają tu postacie drugoplanowe, takie jak przyjeżdżająca okazjonalnie z Tokio Hikage, wpadająca z wizytą Konomi czy niezawodna Kaede („Dagashiya”), prowadząca sklep ze słodyczami. Nawet milczący Suguru, starszy brat Natsumi i Komari, ma tu chyba więcej scen niż poprzednio (i wszystkie bardzo udane).

Ponieważ obsada jest niemal w stu procentach sfeminizowana, Non Non Biyori bardzo łatwo można zaliczyć do produkcji, których jedynym celem jest pokazywanie moé panienek w uroczy sposób robiących urocze rzeczy, a główną widownię docelową stanowią mężczyźni. Jeśli nawet tak jest (chociaż nie do końca bym się z tym zgodziła), ta seria należy do absolutnej śmietanki swojego gatunku i jeśli miałabym ją z czymś porównywać, byłyby to tytuły takie jak Aria the Animation i Tamayura, choć nie znajdziemy tutaj ani malowniczej egzotyki tej pierwszej, ani melancholijnego nastroju tej drugiej. W porównaniu do nich Non Non Biyori jest o wiele bardziej komediowe, a jednocześnie o wiele bardziej przyziemne. Komedia zresztą jest tu zaskakująco naturalna, za punkt wyjścia przyjmuje różne codzienne wydarzenia i drobne perypetie, w pełni prawdopodobne i nieprzerysowane. To już zasługa reżysera (Shin’ya Kawatsura ma też na koncie moje ulubione Kokoro Connect) i materiału źródłowego, że z trywialnych pomysłów, takich jak gra w przepychanie linijki na ławce, potrafi zrobić emocjonujące igrzyska sportowe, a z opowieści o szykowaniu pacynki sprowadzającej słońce (tak zwane teru teru bouzu) niemalże kino grozy. Jednocześnie cała seria ma w sobie odrobinę podskórnej melancholii, wyraźnie widocznej tylko w bardzo nielicznych scenach, takich jak ta z Kaede uczącą Renge jazdy na rowerze, którą – gdybym chciała używać wielkich słów – przypisałabym z jednej strony poczuciu przemijania dzieciństwa, a z drugiej stałą u mieszczuchów tęsknotą za prostszym, spokojniejszym życiem.

Druga seria ma ten luksus, że widzowie znają już postaci – a jest to ważne, ponieważ główna czwórka ma charaktery wyraziste, ale nieprzerysowane i potrzeba co najmniej kilku odcinków, żeby ją dobrze poznać i polubić. Można mówić, że któraś z nich jest bardziej taka czy inna, ale zawsze są to detale, które pojedynczo nie zwracają uwagi, choć składają się na zaskakująco kompletny obraz całości. Dla przykładu mogę tu przytoczyć epizod, w którym Konomi zmusza Natsumi do założenia „dziewczęcych” ciuchów. Ani Natsumi nie sprawia aż tak kontrastowego wrażenia chłopczycy w porównaniu z koleżankami, ani rzeczone ubranie nie jest wariacją na temat stylu Sweet Lolita – a jednak w czymś, w czym Hotaru lub Komari wyglądałyby całkowicie naturalnie, ona wygląda na tak skrępowaną i nieszczęśliwą, jak to tylko możliwe. Z kolei Hotaru, w naturalny sposób dojrzała jak na swój wiek, ma jeden czy dwa momenty, w których widać, że jest jednak wyraźnie młodsza od sióstr Koshigaya. Całą serię kradnie jednak Renge, już poprzednio będąca ulubienicą sporej części widzów. Nie będę twierdzić, że jest ona „realistycznym” przykładem siedmiolatki, jednak jej charakter składa się z rysów jak najbardziej u dzieci obecnych – w tym śmiertelnej powagi, z jaką stara się podchodzić do rzeczywistości, przełamywanej rozbrajającą naiwnością w niektórych sprawach, a także zaskakującego nie tylko dla dorosłych, ale nawet dla jej starszych koleżanek toku myślenia, łączącego żelazną racjonalność z absurdalnymi czasem wnioskami. Odcinek z przekopnicami w szkolnym akwarium (tak, teraz już wiecie, jak się te stworzonka nazywały!) pokazywał, ile emocji można „wycisnąć” z widza bez uciekania się do melodramatycznych i nieludzko oklepanych chwytów. Kieszonkowe radości, kieszonkowe odkrycia i kieszonkowe tragedie Renge to bez wątpienia najbardziej udana część tej serii.

Na pewno pomaga temu anime także wyjątkowo piękna oprawa graficzna, chociaż jej najsłabszym elementem jest to, na co większość widzów zwraca największą uwagę – czyli projekty postaci. Plus należy się za to, że dziewczęta nie są przesadnie przesłodzone i ani odrobinę seksualizowane, ale płaskie twarze ze znikającymi czasem nosami są niezwykle podobne w kształcie. W efekcie, o ile w przypadku głównej czwórki różnice są wyraźne, o tyle widać, że te schematy wyglądu szybko zaczęłyby się powtarzać, szczególnie że nikt tu nie ma wymyślnych fryzur ani kolorów włosów. Trudno oprzeć się wrażeniu, że gdyby w serii było więcej statystów (np. szkolnych koleżanek bohaterek), to mielibyśmy do czynienia z armią klonów. Mimika jest udana, acz opiera się zwykle na dość powtarzalnych „reakcjach”, ze szczególnym uwzględnieniem zdumionej i/lub zaszokowanej miny Renge, która zapewne przeniknie do internetowych memów (o ile już dawno tego nie zrobiła). Mimo to postaci spełniają najważniejszy dla mnie warunek – budzą sympatię i potrafią się z niezwykłym ciepłem uśmiechać, a w takiej serii nie trzeba nic więcej. Natomiast tła to osobna bajka – są niesamowicie szczegółowe, a jeśli ich pierwowzorami były zdjęcia, zostało to dobrze zamaskowane, bo nie odnosiłam częstego w takich przypadkach wrażenia sztuczności. Pokazana tu japońska prowincja jest miejscem niesamowicie pięknym, a przy tym rzeczywistym – to nie jest świat, gdzie czas się zatrzymał, ale współczesność, tylko bardzo inna od miast, w których zazwyczaj toczy się akcja anime. Widać zresztą wyraźnie, że uroda pejzażu to nie tylko „coś w tle”, ale integralna część Non Non Biyori – twórcy poświęcają mnóstwo uwagi dopasowaniu nastroju tła do sceny, a zmieniające się pory roku są oddane subtelnie, z różnymi fazami przejściowymi.

Ścieżka dźwiękowa pozostała oczywiście praktycznie niezmieniona, ale chociaż fletowe przerywniki są charakterystyczne i urocze, jako całość wydawała mi się odrobinę blada. Może to kwestia piosenek w czołówce i przy napisach końcowych – sympatycznych, ale bardzo nijakich. Zdecydowanie brakowało mi tutaj chociaż jednej zapadającej w pamięć nastrojowej ballady, w jakich specjalizowała się chociażby Tamayura. Większość widzów zwraca jednak przede wszystkim uwagę na grę seiyuu, która tutaj jest naprawdę pierwszej klasy. Jak pisałam wcześniej, bohaterki mają osobowości wyraziste, ale nieprzerysowane, więc aktorki musiały oddać ich charaktery i emocje bez uciekania się do „zabawnej maniery” czy egzaltowanych okrzyków. Dialogi brzmią naturalnie, a przy tym doskonale oddają najrozmaitsze niuanse, jak choćby zabawny snobizm Hikage, pozującej na „miejską dziewczynę” albo spokojne ciepło nauczycielki Kazuho, która mimo ogólnego życiowego lenistwa stara się dbać o swoich podopiecznych. Tutaj także szczególna pochwała należy się Kotori Koiwai, wcielającej się w rolę Renge – jej charakterystyczny, lekko chropowaty głos bardzo różni się od klasycznej „piskliwej małolaty”, czyli maniery, z jaką zwykle są grywane takie bohaterki.

Z największą przyjemnością mogę podkreślić – i jest to z mojej strony prawdziwy komplement – że Non Non Biyori spokojnie mogłoby być serią dla dzieci. Z jednej strony unika fanserwisu czy wdzięczenia się do starszego (męskiego) widza, z drugiej zaś zawiera sporo prostych, chociaż niezwykle udanych żartów sytuacyjnych. Jednocześnie pozostaje tytułem doskonale nadającym się dla widzów dorosłych, niezależnie od płci – spokojną i odprężającą podróżą do prostszego i toczącego się powoli życia, pełną wdzięku, ale pozbawioną sztucznej słodyczy. Zdecydowanie polecam obydwie serie: razem, osobno, albo przeplatane, jak kto woli.

Avellana, 4 października 2015

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Silver Link
Autor: Atto
Projekt: Mai Ootsuka
Reżyser: Shin'ya Kawatsura
Scenariusz: Reiko Yoshida
Muzyka: Hiromi Mizutani

Odnośniki

Tytuł strony Rodzaj Języki
Non Non Biyori Repeat - wrażenia z pierwszych odcinków Nieoficjalny pl