Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Yatta.pl

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

8/10
postaci: 7/10 grafika: 7/10
fabuła: 8/10 muzyka: 6/10

Ocena redakcji

brak

Ocena czytelników

7/10
Głosów: 2
Średnia: 7
σ=1

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (moshi_moshi)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Mofa Ama

Rodzaj produkcji: film (Japonia)
Rok wydania: 1998
Czas trwania: 79 min
Tytuły alternatywne:
  • 魔法亞媽
  • Grandma and Her Ghosts
  • Moja babcia jest czarownicą
Gatunki: Przygodowe
zrzutka

Przymusowe wakacje z duchami, czyli kino familijne w tajwańskim wydaniu.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl

Recenzja / Opis

Pięcioletni DouDou trafia do domu babci w bardzo wyjątkowy dzień, kiedy wrota do zaświatów otwierają się, by duchy mogły spędzić trochę czasu na Ziemi, zanim odejdą, aby się zreinkarnować. Chłopiec nie jest zachwycony przymusową przeprowadzką, tęskni za mamą, a babcia, z którą nie miał do tej pory kontaktu, wydaje mu się straszna. Nie dostrzega jednak, z jak wyjątkową osobą ma do czynienia – starsza pani wie zaskakująco dużo o duchach i życiu po śmierci, pomaga zmarłym odejść w zaświaty i pilnuje, by złe moce nie panoszyły się w świecie żywych. Pewnego dnia babcia DouDou zostawia go pod opieką swoich pupili, dużego białego psa i czarnego kota, i kategorycznie zakazuje mu wchodzić do pomieszczenia na podwórku, w którym stoją zapieczętowane urny. Chłopiec łamie jednak zakaz i przez przypadek zrywa jedną z pieczęci, uwalniając demona. Maluch nie ma pojęcia, jak wielką szkodę wyrządził, dlatego nie przyznaje się babci, co prowadzi do bardzo poważnych kłopotów.

Szczerze mówiąc, zaczynałam seans nastawiona dosyć sceptycznie i spodziewałam się miernej podróbki japońskich animacji. Na szczęście, myliłam się. Film wciąga już od pierwszych minut, prezentując harmonijnie połączony świat żywych i zmarłych, gdzie kultura i tradycja zapewniają równowagę oraz spokój. Fabuła jest nasycona religią taoistyczną, ale ponieważ mamy do czynienia z kinem familijnym, a także produkcją przeznaczoną nie tylko na rynek azjatycki, nie zabrakło tu pęczka wyjaśnień, przybliżających widzowi obrzędy widoczne na ekranie. Nie to jednak stanowi siłę Mo fa a ma, największą zaletą animacji jest jej przygodowy charakter oraz perfekcyjne rozłożenie akcentów – od interesującego wprowadzenia po trzymający w napięciu moment kulminacyjny. Reżyser powoli odsłania karty i buduje nastrój, nie stroniąc od mroczniejszych elementów. Pojedyncze wątki łączą się w zgrabną, logiczną całość, zakończoną efektownym finałem. Jednocześnie nie zapomniano o drugim planie, to jest relacji DouDou z otoczeniem, ze szczególnym wskazaniem na babcię.

Nagła przeprowadzka jest dla chłopca okropnym przeżyciem, zwłaszcza że zostaje z osobą, której tak naprawdę nie zna. Babcia wydaje mu się straszna, apodyktyczna i surowa, ciągle gdzieś znika i wyraźnie coś przed nim ukrywa. Starsza pani też na początku ma trudności z radzeniem sobie z żywiołowym pięciolatkiem, na dodatek wyraźnie negatywnie nastawionym i stęsknionym za rodzicami. Wkrótce jednak rodzi się między nimi więź porozumienia, DouDou zaczyna dostrzegać troskę, z jaką jest traktowany, a babcia docenia obecność wnuczka. Szalenie podobał mi się ten wątek, daleki od idealizacji, ukazujący małego chłopca i jego opiekunkę w realistyczny sposób. Poza tym, nie ukrywam, że charyzmatyczna, zabawna i mądra starsza pani skradła moje serce już po kilku minutach. Polubiłam także DouDou, który okazał się całkiem rezolutnym i sprytnym malcem. Co prawda, pakuje się on w kłopoty z zadziwiającą częstotliwością, ale wie, kiedy poprosić o pomoc i przyznać się do błędu. Jest energiczny i zadziorny, ale nie irytuje – naprawdę podziwiam zmysł obserwacyjny reżysera, który stworzył realistyczny portret dziecka, pełnego zarówno zalet, jak i wad.

Równie fantastycznie wypada wątek główny, to jest przygotowania do zakończenia „miesiąca duchów” i coraz silniej odczuwana obecność demona. Tym razem nie mamy do czynienia z głupim stworzeniem, ale niezwykle inteligentnym i przebiegłym przeciwnikiem, który doskonale zdaje sobie sprawę, co musi zrobić, by zrealizować swój plan. W przeciwieństwie do wielu antagonistów nie pragnie bezpośredniego starcia, woli działać zakulisowo, cichaczem, nie zwracając na siebie uwagi, do czasu aż będzie wystarczająco silny, by pokonać babcię DouDou, która cieszy się wśród duchów uzasadnionym szacunkiem.

Spotkałam się z opiniami, porównującymi Mo fa a ma do Mój sąsiad Totoro, ale moim zdaniem są one dość nietrafione. Film Miyazakiego ma zupełnie inny klimat, bardziej melancholijny, spokojny i kameralny. Miejsce akcji, liczba bohaterów, jak również brak motywu walki ze złem sprawiają, że trudno uznać wspomniane produkcje za podobne. Jest jeszcze kwestia wieku widzów – o ile Mój sąsiad Totoro nadaje się dla młodszych dzieci, tak Mo fa a ma niekoniecznie. Niektóre sceny, chociaż nie ociekają przemocą, mogą szokować, dlatego lepiej towarzyszyć dziecku podczas seansu lub zawczasu zastanowić się, czy widok kocich trucheł pokrytych robakami na pewno nie zrobi na nim niewłaściwego wrażenia. Wiek głównego bohatera zdecydowanie nie jest wyznacznikiem wieku grupy docelowej.

Strona techniczna produkcji wypada zaskakująco dobrze, zwłaszcza że mówimy o filmie z 1998 roku. Pierwszą rzeczą, jaka rzuciła mi się w oczy, jest różnorodność postaci – projekty w niczym nie przypominają ślicznych, wygładzonych japońskich odpowiedników. Nie dziwię się, że DouDou uznał babcię za przerażającą, z tak pomarszczoną twarzą, o wyrazistych rysach, faktycznie nie przypomina kochanej, łagodnej babuni, o jakiej marzy każde dziecko. Równie ciekawie wyglądają inni mieszkańcy miasta. Istotne jest to, że rysownicy nie ograniczyli się do jednego, dwóch typów fizjonomicznych. Mamy więc ludzi chudych, grubych, starych, młodych, o jasnej i ciemnej karnacji, wszystkich o bardzo plastycznych rysach twarzy. Najsłabiej wypada główny bohater, kanciasty i nawiązujący do postaci z amerykańskich animacji. Nieco mniej różnorodne są projekty duchów, ale mam wrażenie, że wiąże się to z ich charakterem – otóż dusze ludzkie niczym nie odbiegają od swoich cielesnych wersji (poza tym, że są przezroczyste), zwierzęce również, jednak inaczej ma się sprawa dusz, które z jakiegoś powodu nie mogą przejść przez wrota. Te kojarzą się z obiegowym wizerunkiem ducha lub zombi (zanim zaczęły wyglądać jak zmasakrowani, tu i tam nadgnili i nadgryzieni ludzie), czyli wychudzone istoty z wyłupiastymi oczami, przypominające szkielet obciągnięty zielonkawą skórą. Tła są bardzo malarskie, bogate w detale i stosunkowo realistyczne. W sensie, widzowi nie wydaje się, że cały czas patrzy na bezosobowe, pozbawione charakteru przestrzenie, złożone z takich samych domków i idealnie zielonych drzew oraz skwerów. Nie mam także zastrzeżeń do animacji, płynnej, momentami bardzo dynamicznej, która nie razi komputerowymi wstawkami. Mo fa a ma to dopracowana, efektowna produkcja, daleka od kiczowatych i tandetnych animacji, atakujących widza feerią barw i kształtów. Podczas seansu nie czułam, że patrzę na film, który ma ponad piętnaście lat – myślę, że pod względem wizualnym mógłby być wzorem dla wielu współczesnych produkcji.

Niestety nie jestem w stanie napisać zbyt wiele o oprawie dźwiękowej, głównie dlatego, że trudno uznać ją za bogatą. Inna sprawa, że w przeciwieństwie do oprawy graficznej, muzyka trąci już nieco myszką, zwłaszcza kompozycje pogodniejsze, w których da się słyszeć sporo elementów elektronicznych. Znacznie lepiej wypadają podniosłe, filharmoniczne utwory, obecne w scenach pełnych napięcia oraz pojedyncze, nieskomplikowane dźwięki, ilustrujące poszczególne czynności lub rzeczy. W filmie znajdziemy też śliczną kompozycję wykonywaną po chińsku oraz wesoły ending, śpiewany przez dzieci i przypominający szkolną piosenkę. Na uwagę zasługuje za to gra aktorów, podkładających głosy bohaterom, którzy doskonale wywiązali się z powierzonego im zadania.

Mo fa a ma to uznana produkcja, z powodzeniem pokazywana na festiwalach filmowych poza Azją. Oferuje widzowi rozrywkę na poziomie, zaskakuje przemyślaną, intrygującą fabułą, sympatycznymi, pełnokrwistymi bohaterami i atrakcyjną grafiką. Udane połączenie wspomnianych elementów sprawia, że niecałe półtorej godziny mija jak z bata strzelił, a widz kończy seans zadowolony. Tajwańska animacja z powodzeniem może konkurować z produktami japońskimi czy amerykańskimi, dlatego myślę, że warto wygospodarować trochę czasu, by obejrzeć to cudeńko, zwłaszcza jeśli lubi się historie o duchach i demonach, doprawione słuszną szczyptą folkloru.

moshi_moshi, 1 września 2015

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Rice Films
Reżyser: Shaudi Wang