x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
podziękowanie dla recenzenta tego anime
Z technicznych kwestii – kreska mnie kupiła, podobnie jak opening, aczkolwiek dopiero po trzecim wysłuchaniu.
Liczę, że kolejne epizody będą równie świetne co pierwsze.
Więcej takich anime!
Re: podziękowanie dla recenzenta tego anime
Re: podziękowanie dla recenzenta tego anime
Wspomnę o odcinku 11 – kliknij: ukryte po wcześniejszych odcinkach, gdzie naszym szpiegom wszystko lub prawie wszystko wychodziło i potrafili z każdej sytuacji jakoś wyjść, byłam pewna, że Maki (Miyoshi, jak się nie mylę) będzie żył (nie wiem, okaże się, że otrzymał substancję wprawiają ciało w stan podobny do śmierci – wymyślam teraz). A tu takie coś. To, że nie żyje, dotarło do mnie dopiero wtedy, gdy pokazano pogrzeb. Nie powiem, łezka poleciała. Twórcy zaskoczyli tym brakiem nieoczekiwanego zwrotu akcji.
Jeszcze trzy małe plusy:
- scena w openingu, gdy szpiedzy schodzą się do Yuukiego – nie umiem wyjaśnić, dlaczego, ale bardzo mi się podoba. W ogóle openingu nie tylko dobrze się słucha, ale też dobrze się na niego patrzy
- zamknięcie serii ładną klamrą
- „Pomorze” :) pięknie to wymówili
Dla mnie 5/10…
Rozczarowanie sezonu
9/10
Co jednak ważne, momentami twórcy odlecieli. Utworzenie wywiadu w Japonii nastąpiło jeszcze przed I Wojną Światową, a armia już wcześniej stosowała podstęp np. w wojnie z Rosją w 1905 r. A najlepsze jest to, że w 1937 roku Japonia już toczyła wojnę (z Chinami – najważniejszy epizod II Wojny Światowej w Azji). Zupełnie zignorowano również to, po czyjej stronie Japonia stała w owym czasie (choć co nieco o tym napomknęli),a przecież Tokio podpisało pakt antykominternowski w 1936 roku. Pomijając te nieścisłości historyczne, rzuca się w oczy jeszcze jedna rzecz – aresztowanie szpiega jest tak naprawdę porażką kontrwywiadu. Sukcesem jest przejęcie nad nim kontroli.
Anime oryginalne, wciągające. Trafiło do mnie. Utrzymane jest w raczej w poważnej stylistyce, więc nie polecałbym tym, którzy szukają lekkiej rozrywki. Jeśli zastanawiasz się, czy oglądać, obejrzyj koniecznie.
7=/10
Zdanie nonkonformistyczne
Re: Zdanie nonkonformistyczne
Ochłapy z życia szpiega
A, no i piosenka z czołówki mi się podobała.
Re: Ochłapy z życia szpiega
P.S. Stawka większa niż życie była lepsza.
10 odcinków - 5/10
Powaga jest dobra, kiedy występuje jakiś klimat. Tu szybko okazało się, że nie ma na to szans – dzieje się za dużo za szybko, więc nie da się zbudować odpowiedniej atmosfery. Zresztą kino szpiegowskie funkcjonuje w kulturze, podobnie jak filmy o „dobrych złodziejach”, z pewną dozą humoru. Nie mam tu na myśli wyrwanych z kontekstu gagów, ale autoironię i elementy czarnego humoru, spotykane chyba najczęściej. Rezygnując z tego elementu, seria zapewniła sobie, że powaga, zgodnie z powiedzeniem, powoli ją zabijała.
W scenariuszu znajdziemy całkiem dobre pomysły, ale co z tego? Ich przedstawienie wydaje się zrobione przez kogoś, kto potrafi wymyślać, ale nie potrafi pisać (boję się o 91 Days...). Więcej tu mentalnej masturbacji scenarzysty niż prób złapania kontaktu z widzem, zaintrygowania sprawą, podrzucania fałszywych tropów, ukrywania rozwiązania na widoku… Tym samym naprawdę ciekawie pomyślane historie niszczone są przez przedstawianie ich niejako z boku – ani nie mamy twórczej radości, bo to nie my jesteśmy ich autorami, ani nie pozwala się nam być w pełni odbiorcami – bardziej przypomina to oglądanie ekranizacji kroniki szpiegowskiej, niż serialu fabularnego.
Czy jest tu ktoś, kto potrafiłby, bez specjalnego zagłębiania się w temat, skojarzyć konkretnego szpiega z konkretną sprawą? A to tylko jeden z problemów tego typu funkcjonujących w anime. Mnóstwo elementów jest tu wsadzonych w niewiadomym celu, niepotrzebnie gubiąc widza. I nie trzeba wcale głęboko szukać: weźmy choćby to, co przypominają na początku każdego odcinka – genezę akademii szpiegów. Czy przedstawianie jej jest w jakiś sposób niezbędne dla funkcjonowania serii, czy ma szansę na odkrywczą konkluzję? Nie, istotny jest fakt, że istnieje taka a taka grupa szpiegów i przechodzimy do ich przygód, a nie skupiamy się na nędznym backstory wyglądającym na pisane przez jakiegoś początkującego gracza RPG.
Niewielkim nakładem dało się z Joker Game zrobić coś dobrego. Najpierw trzeba było stworzyć nie ośmiu, ale jednego szpiega. Tak, tak, na usługach Jego Cesarskiej Mości – czemu nie. Do tego przydałoby się wypluć kij od szczotki, dać szpiegowi charakter, dodać w anime jakiś humor, wpleść ewentualnie femme fatale. Reszta mogłaby zostać jak jest i może już wyszłoby coś zjadliwego. Jeśli nie, to naprawy wymagałaby najbardziej problematyczna część, czyli scenariusz. Scenarzystę trzeba by wziąć na bok i kazać sobie sprzedać długopis, czy coś z tych rzeczy, żeby mu uświadomić, na czym ma polegać kontakt z widzem.
No a tak jak jest, niby nie da się krytykować serii – historie wciąż mogą ciekawić na najprostszym poziomie „co oni tam jeszcze wymyślą” i obywa się bez dziwactw – ale miejscami można się zwyczajnie zanudzić.
Coś jest nie tak...
Denerwuje mnie idealizacja tych szpiegów, która tonami wylewa się z ekranu. Już w pierwszych dwóch epkach było to wspaniale widać, zwłaszcza w porównaniu do Sakumy. Każdy ich ruch, każde spojrzenie, każdy uśmiech aż ociekał zarąbistością. Oczywiście „przeciwnicy” zostali nakreśleni bardziej karykaturalnie, zwłaszcza szef Sakumy był odrzucający i na jego tle ci agenci wypadali niemal jak półbogowie…
Owszem, seria się wyróżnia wśród kolorowej papki serwowanej co sezon, ale wśród seriali poważniejszych wydaje się być raczej anime z dolnej półki – widać zresztą, że starano się uniknąć zrobienia z tego zbyt hermetycznego tytułu i chociażby całe historyczne tło jest traktowane totalnie po łebkach. Żeby tak chociaż zamiast tego było dużo dobrej akcji, ale ech… i tego tu brak. Totalnie nie czuję się zachęcona do sięgnięcia po kolejny odcinek. Może go sprawdzę, ale jeśli będzie na takim samym poziomie, co 3, to raczej się z tym tytułem pożegnam.
Re: Coś jest nie tak...
Jak pięknie ułożona fryzura przez cały odcinek, mimo leżenia w łóżku i bandaży? :D To największy plus tej historii xD
poważny komentarz
AH! aż szkoda, że następny odcinek będzie już o innych ludziach, sprzedawanych na dzień dobry jako….......... szip
I okazało się, że jednak to swoją kataną zamierzał majstrować sobie we wnętrznościach, tylko nie za bardzo wiadomo jak niby miałby to zrobić? Powinien przez jakiś materiał złapać za klingę, ale nie wyglądało na to, żeby był do tego przygotowany. Zresztą to i tak nieistotne, bo i tak żadne ostrze nie przebiłoby się przez ten jego „kaloryfer” ;P
Faktycznie wszyscy „dobrzy” są jak na razie ładni, a „ci źli” już jakby mniej ;)
Ale zobaczy się co będzie w następnych odcinkach…
A tak ogólnie to jednak całkiem nieźle zrobili tę intrygę. Drugi odcinek jak dla mnie wypadł zdecydowanie lepiej.
Niesamowity pacing
Przedstawienie postaci jest wręcz karykaturalne – Yuuki ma nam się podobać i jest wszechwiedzący i opanowany, Motou ma nam się nie podobać, więc jest głupi i porywczy. Poziom jakiegoś shounena normalnie.
Intryga może zła nie jest, ale kurde jak można zrobić cały odcinek w retrospekcji? Wszystkiego dowiadujemy się z narracji, a samej akcji w zasadzie nie ma. Jakbym chciał czytać książkę to bym czytał książkę, a nie oglądał anime. I jedyne co w tym odcinku zostało osiągnięte to rozwiązanie tej zagadki. I tyle, historia posunęła się o milimetr, nawet nie ma zalążku dalszej akcji. To ma mieć tylko 12 odcinków, więc jak historia będzie się rozwijać w takim tempie, to przy 8 odcinku będą pewnie musieli tak zaiwaniać, że powstaną mega dziury… Jeszcze kurde odcinek skracają powtarzany wstępniak i flashback z poprzedniego odcinka po openingu.
Wiem, że to trochę nie do tego co pisaliście, ale nie chcę tworzyć nowego wątku, a gdzieś musiałem to z siebie wyrzucić.
Re: Niesamowity pacing
Re: Niesamowity pacing
A przecież właśnie taki dylemat byłby wreszcie wiarygodny i świetnie dopełniałby intrygę: kliknij: ukryte Sakuma rozumie, że albo popełni harakiri dla ratowania twarzy po niepowodzeniu misji, albo i tak będzie musiał popełnić seppuku za znieważenie boskości cesarza, ale przynajmniej misja się powiedzie (i że od początku właśnie na tym miała polegać pułapka, którą szpiedzy na niego zastawili). Decyduje się już na to drugie, ale w ostatniej chwili ratuje go gaijin, zmieniając front.
I wtedy sytuacja staje się wiarygodna, bo Sakuma wykazuje permanentną gotowość do honorowego odebrania sobie życia, a nie że podchodzi do tego tylko wybiórczo, kiedy jest to akurat potrzebne do pchnięcia fabuły do przodu.
Mam nadzieje tez, ze pokaza w jaki sposob przekumaja/przekumali Gordona na swoja strone. Bo jak okaze sie, ze tak jest bo tak powiedzieli, to chyba podziekuje i wysiade.
Fakt seria traci trochę na tym, że widzimy wszystko z perspektywy Sakumy, ale z drugiej strony kliknij: ukryte groźba śmierci w celu zatuszowania błędów przełożonego to chyba rozsądna motywacja, żeby zmienić nastawienie do życia. Więc istnieje szansa, że w następnych odcinkach główny bohater będzie już miał ciekawsze przemyślenia..
A dopiero potem Yuuki zacząć Gordona urabiać.
Jedno się twórcom udało – naprawdę chcę teraz przeczytać te książki.
Znaczy sytuacja jest patowa, chyba, że naprawdę ktoś bierze poważnie rozwiązanie „ucieczki z płaczem”.
A jak to się dalej potoczy i jak się chłopak z tego wygrzebie, to się okaże.
Poza tym chyba nadmiernie korzystnie oceniłem autora pierwowzoru bo doprowadzenie do śmierci Sakumy tak naprawdę nie opłacałoby się szpiegom, bo nie zmieniłoby tego, że ponieśli porażkę przy przeszukaniu.Jedynym rozsądnym wyjaśnieniem takiego działania byłoby to, że od początku, także z punktu widzenia dowództwa armii celem tej operacji byłoby zabicie Sakumy. Ale to z kolei raczej nie ma sensu, bo w pierwszym odcinku nic nie wskazywało na to żeby był on taką niewygodną postacią, że i szpiedzy i armia chcieliby się go pozbyć.
Ciągle wydaje mi się, że tylko znalezienie dowodów może pomóc Agencji D. (czy jak się tam ona nazywa) bo udowodni jej przydatność. A tym bardziej jeśli było wcześniej inne nieudane przeszukanie to nie powinni liczyć na to, że znajdą prawdziwe dowody tylko je sfabrykować i podrzucić. Sukces drugiego przeszukania mogliby wtedy wyjaśnić tym, że jako szpiedzy lepiej szukali :)
Z kolei Sakuma został przedstawiony w pierwszym odcinku jako osoba bezpośrednia i mało podstępna więc dla mnie byłoby głupie gdyby nagle jakimś sprytnym i to jeszcze szybko wymyślonym planem uniknął pułapki zastawionej na niego przez wyszkolonych szpiegów.
Na pewno to też kwestia „intrygi”: ja rozumiem odmienności kulturowe, ale jak można kliknij: ukryte wrobić kogoś w rytualne samobójstwo? Jak w ogóle można składać deklarację samobójstwa w cudzym imieniu?! Toż to czysty absurd! I jak taką serię brać później na poważnie?
no właśnie nie rozumiesz, tragicznie nie rozumiesz absolutnie niczego _‑_ bohater dał się wrobić, to prawda, dał się wrobić jak dziecko, ale postawiono go przed wyborem: albo straci twarz, albo rozetnie sobie brzuch. A utrata twarzy to ta gorsza opcja.
I nie wciskaj tu nikomu kitu, że to w Japonii możliwe czy choćby prawdopodobne, no chyba że podasz konkretny, zarejestrowany historycznie przypadek, że dokładnie takie zdarzenie miało miejsce – ktoś podstępnie w cudzym imieniu zadeklarował, że popełni samobójstwo i ta osoba następnie rzeczywiście popełniła samobójstwo.
Tylko pominąłeś pewien istotny szczegół – on w tym momencie nie reprezentuje japońskiej armii, tylko podszywa się pod dowódcę milicji, więc z samego założenia jest przebierańcem i tylko odgrywa przedstawienie. I właśnie dlatego przedstawiony dylemat jest taki idiotyczny.
To była sfabrykowana akcja, która miała się nie udać i agencja ma zamiar wykpić się tanim kosztem jednego Sakumy, który i tak jest im solą w oku.
Pytanie, jak się uratuje :D
A co do „wciskania kitu”. Nie przygotuję Ci na gorąco materiału źródłowego, ale japońska historia jest pełna samobójstw, a to w proteście, a to w zastępstwie, a to w celu udania żalu… oczywiście bywało, że ktoś trzeźwo myślący potrafił się wymigać, ale to raczej wyjątki.
To nie on wyjdzie na tchórza, tylko postać, którą odgrywa. I to jest właśnie najsłabszy element tej „intrygi”.
Kapitan Ludowego Wojska Polskiego Jan Kowalski udaje porucznika Milicji Obywatelskiej Piotra Nowaka. Następnie chorąży LWP Malinowski udający sierżanta MO Kwiatkowskiego deklaruje, że w razie czego, porucznik MO popełni seppuku. Czyli Kwiatkowski obiecał, że Nowak coś zrobi. Czyli ewentualnie Nowak wyjdzie na tchórza, a nie Kowalski, więc czemu niby Kowalski miałby się tym przejmować? To odnośnie motywacji, że „wyjdzie na tchórza”.
Równie dobrze po obejrzeniu seppuku i tak zrobi międzynarodową aferę. Mało tego, dla własnego bezpieczeństwa i interesu nie ma powodu jej nie zrobić. A że sam jest szpiegiem, a nie „honorowym Japończykiem”, to jego słowo jest niewiele warte.
No to chyba w pierwszej kolejności powinna polecieć głowa pana Yuukiego, która zatwierdził akcję, a w dalszej kolejności ósemki szpiegów, którzy ją spalili. Na każdym etapie intrygi nasz bohater jest wszystkiemu najmniej winien i nawet nie ma powodu czuć się winnym czegokolwiek.
Pod warunkiem, że Sakuma rzeczywiście popełni samobójstwo, bo jeśli zachowałby się jak prawdziwy, odpowiedzialny żołnierz, to najpierw doniósłby swoim przełożonym o samowolnym i godzącym w interesy Japonii postępowaniu Agencji. A potem może sobie samobójstwo popełniać.
Pan Yuuki też dostał rozkaz.
To nie chodzi o to, kto jest najmniej winien, ale, że oddanie życia załatwia sprawę.
Najśmieszniejsze jest to, że Sakuma wcześniej sam deklarował chęć oddania życia w razie wpadki i usłyszał, że to nie jest rozwiązanie.. Może to go czegoś nauczy ;p
Można racjonalnie odpierać, że „mógł zapomnieć, że to nie było naprawdę”, ale tłumaczenie, że tam jest inna kultura, donikąd nie prowadzi. No chyba, że to kultura, która zawsze nakazuje przyjęcie na siebie odpowiedzialności za odgrywaną postać fikcyjną – wtedy argument jest na temat. (Śmiesznie musiałby wtedy wyglądać teatr.)
Po drugie – rytualne samobójstwo jest elementem bardzo konkretnej kultury, więc rozpatrywanie tego z pominięciem kontekstu kulturowego jest raczej bez sensu. A analogia z teatrem jest mocno nietrafiona.
Grzecznie przeprosić, zasalutować i oddalić się wraz ze swoim oddziałem. Przecież Amerykanin nie będzie go gonił przez miasto krzycząc, że obiecał mu harakiri! Rozmawiamy tu o szpiegach i misji specjalnej, a nie o dzieciach w przedszkolu (Sakuma, to teoretycznie gruntownie przeszkolony żołnierz, przygotowany do wspołpracy wywiadowczej!). Mamy do czynienia z armią której żołnierze w tym samym czasie masowo gwałcili kobiety o bestialsko mordowali mężczyzn!
A kto tu rozpatruje bez kontekstu kulturowego? Już sam fakt, że rozpatrujemy możliwość popełnienia przez kogoś rytualnego samobójstwa wpisuje nas w bardzo konkretny kontekst kulturowy. Tylko że rytualne samobójstwo, to nie jest byle pierdnięcie, tylko coś, na co Japończyk przygotowuje się często tygodniami. Tak się tego po prostu nie załatwia.
Dlaczego nietrafiona? Bo ty tak twierdzisz? A ja twierdzę, że jak najbardziej trafiona.
Tak, rozpatrywanie sytuacji z pominięciem wszelkich towarzyszących jej okoliczności i warunków jest bez sensu. Dlatego też cały czas ma się je na uwadze i uwzględnia je, kiedy jest to zasadne. Kiedy nie jest, nie ma takiej potrzeby, bo nic one nie zmieniają.
Trzeba albo wiele złej woli, albo być naprawdę ograniczonym, żeby tak to zrozumieć. Ale specjalnie dla ciebie przeniosę tę sytuację na grunt matematyki:
Pan A podaje się za pana B, a pan Y za pana Z. Następnie pan Y jako pan Z w imieniu pana B deklaruje panu X, że pan B coś zrobi. Czemu pan A miałby się przejmować opinią X na temat pana B? I dlaczego miałby się przejmować tym, co pan Y deklaruje jako pan Z, którym wcale nie jest?
Chyba, że znajdzie trzecią opcję. Zobaczymy.
Nawet kamikaze byli faszerowani narkotykami i zmuszani do misji samobójczych. Nikt się nie porywa na swoje życie z byle powodu, nawet Japończyk.
Są tam opisane znacznie bardziej absurdalne sytuacje z punktu widzenia Europejczyka…
Methamphetamine went into wide use during World War II, when both sides used it to keep troops awake. High doses were given to Japanese Kamikaze pilots before their suicide missions.
I ty tak serio, lol? Porównujesz kapitulację ojczyzny do sytuacji w której jakiś obcy koleś pod przybranym nazwiskiem deklaruje samobójstwo jakiemuś gaijinowi w imieniu postaci którą tylko odgrywasz ?!
Było by podobnie, gdyby Sakuma chciał wziąć na siebie odpowiedzialność za niepowodzenie misji i popełnił seppku wobec swoich przełożonych. Tylko, że w serialu nie ma o tym mowy. Jest za to kwestia, że Sakuma ma za chwilę (sic!) na oczach jakiegoś Gaijina i dla jego satysfakcji (sic!!) rozpruć sobie brzuch nie jako on – Sakuma, tylko jako jakiś tam porucznik „Watanabe”, którego tylko w tym momencie odgrywa (sic!!!)
Naprawdę nie dostrzegasz różnicy, między braniem na siebie odpowiedzialności we własnym imieniu, a zatraceniu się w przedstawieniu?
I wszyscy tacy znawcy tematu, a nikt nie zauważył, że Sakuma nie miał przy sobie ani tantou, ani wakizashi? Ciężko tak samemu sobie rozpruć brzuch kataną. No i o braku obecności przyjaciela, który zetnie mu łeb, żeby się za długo nie męczył, nie wspomnę.
Rytualne samobójstwo, jak sama nazwa wskazuje, to rytuał, a rytuały należy odprawiać po bożemu, a nie na chybcika na środku chodnika.
Sama akcja nie jest do końca legalna, więc jeśli nic nie znajdą, to najprawdopodobniej to on zostanie przykładnie ukarany za nadużycia. Nawet jeśli nie każą mu dla świętego spokoju popełnić tego samobójstwa, to jego kariera jest skończona.
Jeśli połączymy to ze wcześniejszymi deklaracjami, że dla dobra misji jest gotów zabić albo dać się zabić (co nie jest nietypową postawą jak na l. 30 XX w.), to można zrozumieć czemu ten dylemat jest dla niego realny.
Brak miecza nie jest tutaj większą przeszkodą. Człowiek którego dom jest właśnie przeszukiwany na pewno ma jakieś w swojej kolekcji i z chęcią pożyczy…
Poza tym chodzi o sposób przedstawienia całej sytuacji, że to niby takie oczywiste w obliczu jakiego dylematu stanął Sakuma. Nie, to nie jest oczywisty dylemat. Sakuma nie prowadził monologu wewnętrznego o treści:
Taką motywację bohatera musiałaś dopowiedzieć sobie sama.
Zleceniodawca z armii zyska pretekst, żeby zamknąć kłopotliwą szkołę dla szpiegów. Tak naprawdę na porażce misji traci tylko główny bohater…
Nie jest to może najbardziej wyrafinowana intryga, jakie widziałam w anime, ale nie wydaje mi się aż tak sztuczna czy nieprawdopodobna, żeby pogrążać całą serię. Bardziej ciekawi mnie jak pokażą (i usprawiedliwią?) działania japońskie w Chinach czy pracę tych genialnych szpiegów w innych państwach…
Jeśli samuraj/oficer daje słowo, że popełni seppuku w razie niepowodzenia misji, to jest to oczywiste, że będzie musiał je popełnić, żeby zachować twarz. Taka motywacja jest bardziej logiczna, niż założenie, że bohater zatracił się w grze aktorskiej na potrzeby misji…
Nigdzie nie pisałam, że to anime jest dobre. Pierwszy odcinek mnie nie zachwycił, ale też nie znudził na tyle, żeby porzucać serię.
Zastanawiam się czy wątpliwości odnośnie potencjalnego samobójstwa głównego bohatera wynikają z wady scenariusza czy z europejskiego spojrzenia na tę sprawę. Tego typu dylemat dla (stereotypowego) absolwenta szkoły oficerskiej w l. 30 XX w. w świetle tego, co do tej pory czytałam, wydał mi się oczywisty. To raczej postawa szpiegów jest mniej typowa i ewentualnie wymaga dalszego rozwinięcia. Seria nie wygląda raczej na robioną na amerykański czy europejski rynek, więc pewnie darowano sobie dodatkowe wyjaśnienia dla zagranicznego widza.
No właśnie ja to odbieram jako sytuację całkowicie sztuczną i wykoncypowaną, która zachowuje jedynie pozory wiarygodności właśnie dlatego, że wszyscy wychodzą z założenia, że przecież w Japonii seppuku popełniano na porządku dziennym, że to dla Japończyków chleb powszedni. A to zawsze było ekstremum, nawet jeśli z czasem urosło do rangi symbolu cnót wszelakich (bo przecież wcześniej był to rodzaj kary śmierci, wykonywany na sobie samym przez skazańca). Właśnie dlatego czczono i oddawano honory tym, którzy się na taki gest zdecydowali, ponieważ wbrew pozorom nie wszyscy byli do tego zdolni.
Bo te tysiące przypadków, w których ktoś zdecydował się na honorowe samobójstwo są ciekawsze do opisania, niż miliony przypadków, w których zgodnie z kodeksem bushido należałoby się targnąć na własne życie, ale ktoś tego nie zrobił. Weźmy choćby taką Armię Kwantuńską – ponad pół miliona ludzi dało się łatwo pokonać i wziąć Sowietom do niewoli, zamiast walczyć do ostatniej kropli krwi i ostatniego naboju. Pewnie jakiś odsetek popełniło harakiri po tej kapitulacji, ale chyba niewielki, skoro i tak 640 tysięcy żołnierzy pojechało na Sybir.
A przecież o Okinawę czy Saipan bili się do upadłego.
Tak więc nie ma reguły i dlatego nie podoba mi się przedstawianie możliwości popełnienia samobójstwa jako czegoś oczywistego, czy wręcz trywialnego, zwłaszcza w tak dwuznacznej sytuacji jak ta przedstawiona w „Joker Game”.
Japończycy raczej nie planowali otwierać kolejnego frontu na kontynencie; mieli traktat o neutralności z ZSRR z 1941 r., który potem próbowali przedłużać. Tak więc na granicy z Sowietami stacjonowały słabo wyposażone oddziały, które praktycznie przez całą wojnę nie brały udziału w walkach, a potem nagle zostały zalane przez błyskawiczną radziecką ofensywę w 1945 r. Nie ma co ich zestawiać z elitami walczącymi na Pacyfiku.
Podobnie zresztą, jak nie ma co zestawiać l. 30 XX w. z końcówką drugiej wojny światowej. Z jednej strony mamy młodego absolwenta szkoły dla oficerów wykształconego w przekonaniu, że Japonia jest krajem rządzonym przez potomka bogini Amaterasu i ma misję dziejową zaprowadzenia nowego porządku w Azji, który raczej nie miał doświadczenia w realnej walce (właśnie tacy ludzie byli odpowiedzialni za wiele zamachów z tego okresu). Z drugiej strony niedożywionych i zdezorientowanych chłopów. Nie twierdzę, że każdy Japończyk tylko czeka na to, żeby popełnić seppuku. Gdyby akcja działa się po wojnie, wśród licealistów czy pracowników biurowych to pewnie miałabym jakieś wątpliwości… Ale pierwszy odcinek wyraźnie pokazał, że główny bohater (jedyna w miarę dokładnie zaprezentowana postać swoją drogą) to naiwny młody człowiek z głową pełną pomysłów o oddawaniu życie za ojczyznę. Więc jak nie ten typ, to jaki?
Nigdzie nie napisałem, że to był jedyny powód, który pchał ich do zatracenia. Chodziło mi o to, że pomimo całej propagandy, indoktrynacji i wywierania presji psychicznej na młodych pilotów, by się „dobrowolnie” zgłaszali do samobójczych misji, to jeszcze DODATKOWO trzeba ich było „motywować” narkotykami, albowiem nie tak łatwo normalnego człowieka przekonać do targnięcia się na własne życie. Świrów nie brakuje i pewnie wielu szło ochoczo na śmierć, ale równie wielu po prostu bało się wyłamać spod wpływu grupowego terroru.
I tu wracamy do clue problemu – „Joker Game” przedstawiło motyw rytualnego samobójstwa, do którego ma dojść w sytuacji co najmniej dziwacznej, jeśli wręcz nie kuriozalnej, jako coś zupełnie oczywistego i normalnego. Ot, rzekomo zwykła konsekwencja zdarzeń, które obserwowaliśmy na ekranie. No nie! Nie jest to zwykła sytuacja i typowa motywacja samobójcza, nad którą bez mrugnięcia okiem przechodzi się do porządku dziennego. Nawet po katastrofalnej klęsce pod Midway jakoś cały korpus oficerski nie popełnił en masse seppuku (gdyby zabijali się po każdej porażce, to po roku wojny nie mieliby już żołnierzy), chociaż zdarzały się pojedyncze przypadki samobójstw, z admirałem Yamaguchim na czele. Ale on poszedł na dno ze swoim okrętem, więc wpisuje się to również w europejski, marynarski etos.
Obstawiam oczywiście, że w ostatniej chwili japońscy szpiedzy coś wymyślą, żeby Amerykanin się z czymś zdradził i nigdy nie dowiemy się jaka tak naprawdę byłaby jego decyzja.
Co do rytualnego samobojstwa- juz pomijajac kwestie czysto historyczo‑fabularne, to wedlug mnie jest to kiepskie rozwiazanie, poniewaz wszyscy wiemy, ze Sakuma przezyje. Taki cliffhager nie ma sensu. Moze pod koniec serii, kiedy zapoznamy sie z ta postacia lepiej i ja polubimy, wtedy mozna tak grac na emocjach. A teraz? Meh…
Zresztą, cliffhangerem jest to, że nie wiemy czy Sakuma popełni samobójstwo. To jak wykaraska się z tej sytuacji z kolei już nim nie jest. Skoro sam wiesz, że MC przeżyje, to nie ma już cliffhangera.
Gdyby twórcy chcieli, żeby widz po tym odcinku zastanawiał się nie „czy”, a „jak” Sakuma przeżyje, to scenariusz byłby tak rozpisany żeby odcinek nie skończył się w tym miejscu.
Zapewne nie obędzie się bez powodzi gadaniny i zacierania rączek.
Dwie najważniejsze różnice między japońskim system prawno‑obyczajowy, a europejską etyką są dwie:
Po pierwsze: co najmniej od czasu Toyotomi Hideyoshiego uznaje odpowiedzialność zbiorową (pod tym względem przypominając starogermański wergelt). Otóż: jeśli ktoś popełnia zbrodnie, to nie tylko on jest winny, tylko domniemanie winy zrzucane jest na całe jego otoczenie, bowiem ludzie ci mogli wiedzieć o jego planach, jednak nie podjęli działań mających na celu powstrzymania go oraz nie poinformowali odpowiednich władz.
Po drugie: jest to system patriarchalny, w którym ogólnie rzecz biorąc głowa domu uważany jest za kogoś w rodzaju właściciela (na ograniczonych prawach) swej żony, dzieci, żon synów, sług, wasali etc. a przełożony: pracownika i podwładnego. Głowa społeczności natomiast jest w takim samym stosunku z członkami tej spoleczności. Smierć lub ukaranie członka rodziny widziane jest w dużej mierze w kategoriach straty dla rodu czy społeczności.
Gdy dochodzi do przestępstwa, to w tradycyjnym systemie prawnym ktoś powinien ponieść za to karę. Najlepiej oczywiście, by był to sprawca, ale zamiast niego społeczność może (skoro chodzi tylko o stratę materialną i uważa się, że wszyscy są winni) zostać pozbawiona innej osoby o tej samej randze lub wyższej.
Samobójstwo w tym wypadku traktowane jest tak, jak dobrowolne poddanie się karze w polskim sądownictwie. Jako akt skruchy i samozaprowadzającej się sprawiedliwości.
po pierwszym odcinku
Niestety to nie koniec wad. Ekspozycja jest chaotyczna, bohater pojawia się znikąd, zupełnie bez powodu próbuje pokrótce przybliżyć pozostałych (w sensie wymienia po kolei ich fikcyjne imiona), a wszystko to przeplatane zupełnie niepotrzebnymi przeskokami czasowymi. Tym sposobem przez dwadzieścia minut nie dowiadujemy się praktycznie niczego o nikim i niczym (oprócz tego, że miejscem akcji jest jakaś szkoła dla szpiegów, ale to było wiadomo już z opisu).
Animacja niby płynna, rysunki staranne, ale jakoś wszyscy strasznie sztucznie wyglądają – zupełnie jak manekiny (chyba, że to celowy zabieg mający zdehumanizować szpiegów).
Póki co, duże rozczarowanie.
Re: po pierwszym odcinku
Zgadzam się ze wszystkim co napisałeś, dodam jeszcze, że ja rozumiem, że to szpiedzy i mają się nie wyróżniać, ale mogli by na ośmiu chłopa dać więcej niż dwa kolory włosów i trzy rodzaje twarzy… A za pół odcinka ekspozycji powinni ucinać ręce.
Po za tym, mamy chyba pierwszego udokumentowanego weeaboo – Josh Grodon :D
Re: po pierwszym odcinku
To też potęguje efekt maskowatości.
Mi brakowało do tego jeszcze fejkowego cytatu na samym początku:
Nie zniżyłbym się do poziomu Japończyków i nigdy nie zdecydowałbym się szpiegować wroga, nawet kosztem przegrania wojny.
Sun Tzu
No bo w końcu nasz bohater jest dyplomowanym oficerem, a nie świeżym rekrutem, więc chyba musieli w szkole oficerskiej wykładać dzieła mistrza.