Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Zapraszamy na Discord!

Komentarze

Yuuri!!! on Ice

  • Dodaj komentarz
  • Recenzja anime
  • Avatar
    A
    odpowiedzi: 2
    Kysz 25.12.2016 16:42
    Więcej łyżwiarstwa, mniej fanserwisu i byłoby świetnie.
    Czuję się troszkę rozczarowana tą serią. Mimo iż generalnie mi się ona podobała, miałam straszny zaciesz przy oglądaniu, a fanserwisowe wstawki właściwie fajnie się wkomponowały w całość, to jednak zabrakło w tym „tego czegoś”. Przede wszystkim – jak na tak mało odcinków, zbyt wiele chcieli tu pokazać, przez co ostatecznie niemal niczego nie pokazali kompletnie, praktycznie w każdym wątku brakowało głębi. Niepotrzebnie moim zdaniem rozdrabniali się aż na tylu bohaterów, a przynajmniej powinni byli to zrobić w inny sposób. W takim układzie każdy dostał niby swoje 5 minut, ale przez to, że tego czasu na pojedynczą osobę było mało, praktycznie każda z historii postaci drugoplanowych wyszła płytko.
    Po drugie – z czasem zbyt daleko zabrnęli z tym fanserwisem, stawiając go jakby ponad tym, co powinno być najważniejsze, czyli główną tematyką tej serii. Szkoda, że za bardzo chcieli się tu przypodobać pewnej grupie widzów – wiem, że anime ma się przede wszystkim sprzedać, ale właśnie tworzenie tej serii typowo pod publiczkę, wciskanie na siłę wszystkich aluzji mocno osłabiło ten tytuł. Niestety, seria jest bardzo popularna. „Niestety” bo to po prostu kolejny znak, że czasami wcale nie trzeba się starać i wystarczy wcisnąć do anime motywy, które się podobają, żeby dany tytuł został dobrze odebrany. To trochę tak, jak było z „LL Sunshine”, które również zostało odebrane entuzjastycznie, a absolutnie nikt się tam nie wysilił, by stworzyć coś faktycznie oryginalnego i wartego uwagi – ot, po prostu powtórzono wytarte, ale bardzo popularne schematy. Tutaj z czasem zaczęło mi brakować pewnej energii w przedstawianiu popisów kolejnych łyżwiarzy. Niejako zeszły one na drugi plan, a najważniejsze było puszczanie oczka w stronę widzów na temat tego, czy Yuri i Victor to para gejów. Szkoda.

    I niestety chyba największym minusem tego tytułu jest zakończenie – mdłe, pozbawione emocji i mocno skondensowane. W ogóle nie czułam się, jakbym oglądała finał. W samych występach brakło jakiejś iskry, emocji, dzięki którym wcześniej z takim zafascynowaniem śledziłam poczynania zawodników. Ot, wyszli, wystąpili i po zabawie. Dano sobie oczywiście furtkę na kolejny sezon, ale nie jestem pewna, czy będę chciała go obejrzeć. Bo w końcu cóż w nim mogę zobaczyć? Jeszcze więcej fanserwisu, pewnie nowych przeciwników i  kliknij: ukryte  – nie sądzę, by klimat tej drugiej serii uległ zmianie i na pewno nie wierzę, by ktokolwiek zrezygnował tu z motywów, dzięki którym ten serial zyskał taką popularność (a wręcz podejrzewam, że chcieliby tam zawrzeć tego jeszcze więcej a to już byłoby zdecydowanie zbyt wiele).

    Do tego wszystkiego zawiodła grafika. Doceniam, że postanowili zanimować wszystkie występy i nie ograniczyli się do pokazu slajdów. Szkoda tylko, że te animacje praktycznie z każdym kolejnym odcinkiem były coraz gorsze (ze wstrętem wspominam szczególnie pewien występ Phichita… brrrr… to był koszmar). Naprawdę liczyłam na coś znacznie lepszego. Wyjątkowo dobrze wspominać będę natomiast oprawę muzyczną, która była tu naprawdę bardzo udana, a szczególnie podkłady do konkretnych występów zabrzmiały świetnie (z drobnymi wyjątkami niestety, ale i one nie były tak naprawdę złe, a po prostu w porównaniu do reszty wypadły ciut blado).

    Ostatecznie dostaliśmy serię tylko dobrą, która miała tendencję na bycie jedną z najlepszych sportówek, ale została pogrążona w morzu fanserwisu, który z czasem przysłonił motywy sportowe. Szkoda, naprawdę szkoda, bo bardzo chciałabym, żeby było inaczej. Nawet i z fanserwisem, ale nie tak nachalnym. Bo w końcu fanserwis nie jest zły, ale jeśli poza nim w serii nie ma niczego… cóż, nie świadczy to zbyt dobrze o danym tytule.


    I na koniec została jeszcze najbardziej drażliwa kwestia – czy to jest yaoi? Nie – nigdy nie było i nigdy nie będzie, w końcu yaoi to jakby gejowska wersja hentaia. xd No dobra, ale na serio – czy to jest shounen­‑ai? Mimo wszystkich aluzji – też nie, bo w żadnym momencie nie zostało to potwierdzone. I zanim ktoś mnie wyzwie od homofobów – to samo dotyczy potencjalnych romansów heteroseksualnych. Nie chodzi tu o jakieś wydumane wyznania miłosne i tym podobne pierdoły, ale póki jasno nie zostanie pokazane, że dwójkę ludzi łączy coś więcej, niż przyjaźń, to nie może być mowy o faktycznym romansie (podając przykład z innej serii – w takim układzie NNB też trzeba by uznać za romans, bo przecież relacja między Hotaru i Komari była taaaaka głęboka, że to na pewno nie przyjaźń).
    Zauważyłam natomiast wśród niektórych tendencję do stwierdzenia, jakoby seria nie była shounen­‑ai, ale Viktor i Yuri faktycznie byli w homoseksualnym związku, tylko, że „poważnym” (gdziekolwiek tam tę powagę znaleziono między tymi wszystkimi gagami xd). Cóż… nie wiem skąd takie wnioski komuś przyszły do głowy, ale jest to stwierdzenie strasznie… głupie. ;p Skoro faktycznie łączy ich miłość, to tak – wtedy mamy do czynienia z shounen­‑ai. Shounen­‑ai to nie jest określenie na głupiutkie i słodziutkie historyjki o gejach przeznaczone dla piszczących nastolatek, w tę kategorię podpadają także tytuły z poważniejszą fabułą. Problemem jest tylko to, że takowe nie doczekały się dotąd ekranizacji. Inna sprawa, że próba ucieczki od zaklasyfikowania tytułu jako głupiutkiego romansidła o gejach poprzez pokrycie go toną fanserwisu to zdecydowanie nie najlepszy pomysł na pokazanie „poważnego związku”. To tak, jakby próbować uciec od łatki „ecchi” dodając do anime więcej scenek erotycznych niż w standardowych tytułach tego typu. Niestety, ale dodanie większej ilości czegoś, nie sprawa, że tego czegoś tam wtedy nie ma – to tak nie działa. xd
    Odpowiedz
  • Avatar
    A
    Nanami 23.12.2016 19:48
    Dobre, ale brak mi wisienki na torcie!
    W zasadzie to w sporej mierze zgadzam się z opinią tamakary pod spodem…
    YOI dało mi mnóstwo świetnej rozrywki i dużą dawkę emocji, adrenalinki, endorfinek. Zaskakiwało, zwykle jednak pozytywnie. Nigdy do końca nie dało się przewidzieć, co będzie dalej. A najbardziej podoba mi się to, że ta historia nie opowiada właściwie niczego wprost, a wszystko subtelnie przekazuje… i im bardziej człowiek lubi serię analizować, tym większą ma frajdę.
    Było świetnie. Uwielbiam Viktora, uwielbiam Yuuriego i ich tak ludzkie reakcje ( kliknij: ukryte ). Bardzo sympatyczny, różnorodny soundtrack. Animacja… niestety nie była genialna, tak jak w pierwszym odcinku, była strasznie nierówna, ale jak dla mnie była na tyle wystarczająca, by nie odstraszać.
    Co jednak mi zabrakło, to tej właśnie wisienki na torcie. Jak poszczególne wątki i ich zamknięcie potrafiły zostawić widza z takim totalnym katharsis w stanie mruczącej błogości, tak końcówka wypada słabo pod tym względem. Osobiście uważam, że wyszło jednak coś, co wspominała sama Kubota­‑sensei – a mianowicie, że ona nie miała specjalnie do czynienia z tworzeniem anime do tej pory. I musiała nauczyć się walczyć z czasem… Dzięki temu stworzyła coś naprawdę ciekawego – czas i akcja w YOI płynie prędko i dynamicznie, a jednak widz nie odczuwa tego dopóki sobie tego nie uświadomi. Przeskoki czasowe między odcinkami bywają naprawdę długie – od dni do miesięcy. I twórcy zdecydowanie uwzględniają, że przez ten okres czasu dużo się mogło pozmieniać w dynamice relacji choćby. To zaskakuje, ale po uświadomieniu sobie tego, zaczyna się to naprawdę doceniać. Tym niemniej, seria trochę poległa na końcówce, była zbyt skompresowana. Zgadzam się też z pojawiającymi się zdaniami, że biorąc pod lupę to, co budowano przez 11 odcinków, jest ona zaskakująca, tak jakby decyzja była zmieniona pod wpływem impulsu. Ostatni odcinek, mimo że jest finałem Grand Prix, nie sprawia wrażenia bycia ostatnim odcinkiem serii… Jest to ogromny minus, jeśli patrzeć na serię jako zamkniętą, ale daje to nadzieję na kontynuację, no. Mnie osobiście najbardziej szkoda dwóch rzeczy – więcej ukazania osobistych rozmów Yuuriego i Viktora oraz ukazania sposobu, w jaki się stopniowo docierali.
     kliknij: ukryte  Oraz brak mi mojego „Hanarezuni” w duecie w Hasetsu z PV, którym mnie ztrollowali :< No, a największym dowodem na to, że coś jednak z rozplanowaniem legło w gruzach jest to, że na oficjalnym oście jest piosenka, której nigdy nie wykorzystano – Yuriowe „Welcome into the madness”, które miało być jego galowym utworem :D
    Reasumując: jestem zachwycona. Uwielbiam. Acz nie dam pełnej dziesiątki, bo jednak trochę polegli z tym rozplanowaniem i zabrakło na koniec „tego czegoś”.
    Odpowiedz
  • Avatar
    A
    tamakara 21.12.2016 20:18
    Mogłam napisać recenzję „pełnoprawną”? Mogłam, ale zrezygnowałam z tego z dwóch powodów. Po jeden: poszłaby jako alternatywa i doczekałabym się publikacji za jakieś pół roku, a nie chcę czekać. Tu i teraz utopię swój rant w komentarzach. Pewnie błyskawicznie przykryje go morze pokwiczeń, ale trudno. Po dwa: nie ma mowy, by tekst przeszedł przez sito naczelnej w tej formie, w jakiej zamierzam to z siebie wypluć :D a jest to jedyna słuszna forma! no to jadę…

    Oczekiwałam anime o łyżwiarstwie figurowym od spektakularnych zwycięstw Hanyu w 2014 (oczywiście nie jest to pierwszy wspaniały japoński łyżwiarz, ani pierwsze zwycięstwo Yuzu, ale wtedy świat doznał objawienia i zrobił się prawdziwy szał! „nieco” wkurzający szał, ale słusznie umotywowany *_* aaah, osobny elaborat można napisać *powstrzymuje się siłą*). Nastroje podgrzewał cudowny Uno (do poziomu wrzenia, obawiam się. Boże, jaki on jest niesamowicie cudowny!) i jeszcze mały Yamamoto, z którego może wyrosnąć coś ciekawego… No ludzie! Japonia wymiata, anime musi być! To tylko kwestia czasu… I oto stało się! Pierwszy trailer wywołał ekstazę, otworzyło się niebo, what's air? i te sprawy. Mój ukochany sport! Lepszy niż wszystkie inne~ wreszcie mogę się powymądrzać pod jakąś sportówką.

    No bo jak? Łyżwiarstwo figurowe jest w oczywisty sposób sportem wyczynowym, gdzie nie ma zmiłuj. Krew, pot, łzy i kontuzje. Eh te kontuzje =_= Sport wyczynowy, który, poza sprawnością fizyczną, wymaga od zawodników umiejętności aktorskich i gracji. To fakty. Taka kombinacja sprawia, że jest to cholernie trudne, trzeba bowiem pamiętać nie tylko o tym, żeby jechać swój program precyzyjnie i pod presją czasu, ale również o tym, jak się w trakcie tej jazdy wygląda i jeszcze kogoś (sędziów) tym wszystkim przekonać. I nawet jak się człowiek wypieprzy w trakcie, to musi wstać i zasuwać dalej. I to jest właśnie takie niesamowicie super! Na dodatek zrozumienie zasad to coś więcej niż przysłowiowa tajemnica spalonego. Tutaj fan/kibic/widz powinien ogarnąć kwestie techniczne, rozpoznawać skoki (?), wykazać jakąś wrażliwość na walory artystyczne i jeszcze skonfrontować to z tym dziwnym­‑dziwnym systemem punktowania. I to też jest super. Na dodatek patrzy się na coś, co nie ogranicza się do zaspokojenia pierwotnych instynktów stadno­‑wojennych publiki i zakazanych skłonności jej męskiej części, jak chociażby piłka nożna czy inne rugby.
    Jeśli komuś podniosło się w tym miejscu ciśnienie, zapewniam, że nie pogardzam sportami drużynowymi jako takimi, albo że emocje, jakie one wywołują, są z zasady emocjami gorszego sortu… to piękne emocje, z wyjątkiem patologii, rzecz jasna.  kliknij: ukryte 

    Wracając do meritum. Super jest również to, że wcale nie trzeba być Wielkim Znawcą, żeby czerpać przyjemność z kontaktu z łyżwiarstwem. Można spokojnie zatrzymać się na kontemplowaniu widowiska. I to też jest fajne! Skupiasz się na elementach artystycznych i ciągle możesz merytorycznie dyskutować. Jakie to jest super! T_T No dobra, do czego ja właściwie zmierzam? Ano do tego, że jeśli komuś się wydaje, że to jakaś eteryczna, wysublimowana pląsanina i pseudosport, to w oczywisty sposób nie ma racji. Poza tym łyżwiarstwo figurowe jest u mnie w pierwszej dziesiątce po Bogu i to w konkretny sposób przełożyło się na oczekiwania i wrażenia z anime.

    Pozornie mamy do czynienia z dość typową sportówką, czyli prezentowany jest nam dobrze wytarty model „od zera do bohatera”. W zestawie obowiązkowe przezwyciężanie własnych słabości i pokonywanie kolejnych etapów na ścieżce kariery tudzież „pomniejszych bossów” aż do wielkiego finału. Wszystkie sportówki działają w ten sposób i przed tym chyba nie dało się uciec. Z drugiej strony jednak nie sprzedaje się nam motywu, że tylko nasz protagonista musi trenować i boryka się z problemami, a przeciwnicy mają wpisane „wymiatanie” w definicję i stają się ludźmi „takimi jak my” dopiero po zostaniu pokonanymi. Główny nie jest de facto zerem, jest jak najdalszy od bycia zerem. To zawodnik, który zdążył osiągnąć naprawdę dużo, który nawet zdobył sławę, ale niepowodzenie wepchnęło do w depresję i ta skłonność do depresji nie spływa z niego w sposób cudowny, czyli dostajemy ciekawy twist. Kolejna sprawa to umieszczenie akcji w przestrzeni międzynarodowej. Jaka odmiana od wiecznie tych samych zawodów międzyszkolnych! Powiało wielkim światem, zderzają się kultury, no i zainteresowanie mediów wreszcie ma jakieś logiczne podstawy w odróżnieniu od sytuacji, kiedy poważni reporterzy biegają za gimbusiarską drużyną ze szkoły X. Poza tym to „pokonywanie bossów” też wygląda trochę inaczej, jeśli nie powiedzieć, że zostało wywrócone do góry nogami. Numer trzy to realizm* i nienachalne, przystępne przedstawienie zasad, którymi rządzi się łyżwiarstwo, a właściwie samo grand prix. OCzywiście wyłącznie ogólniki, bez straszenia szczegółami – jeśli komuś nie zależy, to może puścić mimo uszu. Jednocześnie położono nacisk na oczywistość żelaznej kondycji, na naukę tańca, na kwestię wpływu osobowości na kształt programu (to niby można schować pod aktorstwem, ale i tak często indywidualne cechy zwyczajnie wychodzą na jaw), rolę muzyki i to, że rozgrzewka jest ważna (kiedy ja widziałam rozgrzewkę w sportówce?) i hello? trening boli. W bonusie śmietnik jaki potrafią zrobić fani na lodowisku i tak bardzo życiowe – konieczność oglądania zawodów po streamach, bo telewizja nie pokazuje. I te wszystkie małe nawiązania i smaczki (tutaj, przede wszystkim, pudełko na chusteczki!!!). Ładnie, bardzo ładnie. Dobrze mi się na to patrzyło.
    No i chyba najważniejsze – charakter tej konkretnej dyscypliny uniemożliwia rozciąganie jednego występu na całą serię, ani nawet na jeden odcinek, więc trzeba było upchać w scenariusz różnych różności. W innych sportówkach te różne różności byłyby bonusami wpakowanymi gdzieś w przerwach wieloodcinkowych meczów, tutaj zaś „sceny z życia” są w każdym odcinku. Niestety, wszystko co było tak dobre i świeże na początku, okazało się elementami, które ostatecznie pociągnęły tę serię w dół. Głęboko.

    Ah tak, realizm dostał gwiazdkę. Dostał gwiazdkę, ponieważ trochę sobie tutaj pozwolono. Wcale nie mam na myśli podrasowanych choreografii, ludzie w rzeczywistości potrafią jeździć niesamowite rzeczy! Nawet o wiele bardziej niesamowite. No i obawiam się, że gdyby nawet wykręcali w tym anime poczwórne axle to i tak nikt nie zauważy przegięć, skoro bohaterom nie świecą się włosy. Ale i bez tego mamy trochę cudów i dziwów. Po pierwsze i podstawowe – Choroba, a niby dlaczego Viktor nie może trenować obu Jurków jednocześnie? Pogryzą się? Toż przez pewien czas całkiem znośnie koegzystowali. Dalej. W odcinku piątym Yuuri nie wyrobił się przy lądowaniu i uderzył twarzą w bandę. Skończyło się to tylko rozbitym noskiem, nawet występu nie przerwał, a powinien tam paść przynajmniej ogłuszony :D Przy mniejszej prędkości można się przytomności pozbawić, a tutaj nic :D i wiem, pisałam we wstępie, że nie ma zmiłuj, wstajesz i zasuwasz. Ale wstajesz i zasuwasz jak „zwyczajnie” upadniesz, a nie uderzysz o coś łbem z taką siłą! Yurio  kliknij: ukryte  No pewnie! :D żem śmiechła, nie powiem. Miało to uzasadnienie punktacyjne, ale może by tak… najpierw poćwiczyć? Eemmm… I przez całą serię pytałam w duchu –  kliknij: ukryte  Ładnie za to przedstawiono interakcje samych zawodników, bo oczywiście „wszyscy wiedzą”, że to naprawdę jedna wielka zaprzyjaźniona gromada, gdzie jeden drugiego dopinguje, podziwia i za wzór bierze :D Ale zgrzytnęło mi, że dziewuch­‑łyżwiarek jest mało. Gdzieś na trzecim planie snuje się Mila. Sara natomiast pojawia się jako  kliknij: ukryte  siostra swego brata, a nie pełnoprawna zawodniczka. Wiem, że to nie o dziewuchach anime, ale nie ma wyłącznie męskich zawodów, dziewuchy (i pary) powinny się tam kręcić i integrować. A widzimy tylko jak chłopcy sobie nawzajem fanbojują. Co oczywiście jest urocze i wpisane w konwencję, no ale… Naprawdę chciałam więcej Mili…
    No i największy „ból” w tej kategorii. Oceny. Za pierzastego grzyba nie ogarniam wyników :D  kliknij: ukryte  No ale kto scenarzyście zabroni? Przecież nikt nie zwróci uwagi :D Zupełnie pominę to strasznie parcie Jureczka na najwcześniejszy możliwy debiut, kładę to na karb jego osobowości…
    Pomijając to całe licentia poetica, ogólne wrażenie jest takie, że twórcy w miarę rzetelnie podeszli do zaprezentowania samej dyscypliny jako sportu. Mieli nawet kogoś specjalnie od projektowania kostiumów! (z których ze cztery mi się podobały, ale już mniejsza z tym xp). Przy okazji realizmu dobrze też wspomnieć i to na plus, że chociaż zderzanie się kultur jest w gruncie rzeczy pozorne, to zgrabnie zasugerowano, że bohaterowie z rożnych krajów rozmawiają między sobą po angielsku i czuć bariery językowe! Czyli ogólnie doceniam. Jakoś tam, chociaż chwilami miałam ciężko, bo chociaż
    sport przedstawiono dobrze, to zawody wyglądały już fatalnie…

    Yuuri, nasz główny bohater, przestał być nastolatkiem i, mimo panikarstwa i skłonność do łapania doła, potrafi zachować się jak osoba dorosła. Zrobiło to na mnie szczególne wrażenie w trakcie konfrontacji z Yurio w odcinku drugim, kiedy małe ruskie dziecko rzucało się jak wesz na kołnierzu, a Yuuri po prostu się na to uśmiechnął. W tamtej chwili po raz pierwszy mi zaimponował. Ten kontrast! Jak pięknie zobaczyć MC, którego nie da się ot tak wpisać w żaden „typ”. Zachodząca w chłopaku przemiana to nie (tak bardzo shonenowe) nabijanie kolejnych leveli, ale dość kulawe odnajdywanie zgubionej pewności siebie, własnego ja na lodzie i poza nim, i (nanami, wybacz mi xD) otwieranie się na innych. Po odcinku dziesiątym należy dopisać, że  kliknij: ukryte , ale nie zostaje też magicznie uleczony i cały czas ma psychikę jak mokry papier. Viktor natomiast to zupełnie inna historia. Bożyszcze, który skradł moje serce jednym mrugnięciem. Viktor znalazł się w takim punkcie kariery, kiedy osiągnęło się już wszystko i kiedy trudno wykrzesać z siebie tyle pasji, by zaspokoić ciągle olbrzymie oczekiwania… wszystkich. Co więcej, to ekscentryk, który na dzień dobry wydajesię wyłącznie bawić i mieć wywalone na cały świat. I można odnieść wrażenie, że cały szalony projekt rzucenia wszystkiego i zostanie trenerem to dla niego zwykły kaprys, ale jest zupełnie inaczej. On naprawdę potrzebował zmiany perspektywy, a poza tym, cóż, Yuuri go zafascynował. Viktor szukał jakiegoś impulsu, inspiracji, czegoś, co go popchnie do dalszego rozwoju. Wszystko zresztą zaczęło się od tego, że szukał, czyż nie? Szukał i znalazł. Nawet więcej niż się spodziewał T_T Moja ulubiona postać.
    Pozostałe chłopaki są bardzo różnorodnym drugim planem. Yurio… cudowne małe wkurzone ruskie dziecko! Takie małe! Takie wkurzone! ТАКОЙ СЛАДКИЙ! Jakże go uwielbiałam na początku. I w środku. Na końcu miałam go dość i szczerze życzyłam mu lania na oprzytomnienie. Ta postać miała spore predyspozycje do dorastania, a ostatecznie nie został nawet pełnoprawnym „ostatnim bossem”. Taki trochę Rin z Free! :D wiecznie zły, bo go własna niepewność i ambicja gniotą, ale tylko czekać, aż się łzami zaleje. Oczywiście łzami się nie zalał, prędzej by go miłość własna zadusiła, ale w tym też był uroczy. W gruncie rzeczy straszny gówniarz z niego i zachowuje się jak gówniarz. Niby taki pewny siebie, a przecież zupełnie nieopierzony i ... no dzieciuch kompletny. Myślę, że gdyby dali mu parę latek więcej, to jednak wypadłby bardziej wiarygodnie. Z Yurio jest jeszcze taki myk, już całkiem prywatnie, że w pewnym momencie słyszymy od siostry Yuuriego, że to małe ruskie dziecko wygląda zupełnie jak jej ulubiony chłopiec z boysbandu. Co ty nie powiesz? Mój ulubiony chłopiec z boysbandy akurat wtedy wyglądał tak. *łzy w oczach* Przypadek? Pewnie, że przypadek, ale takie zbiegi okoliczności to ja lubię!
    Z pozostałych dzieci niesamowicie urocze jest też chińskie maleństwo, które mogłabym trzymać w domu i karmić naleśnikami z bitą śmietaną. Tak, bohaterowie drugoplanowi to złoto. No, większość z nich… jakaś ich część? Trojaczki! Przede wszystkim trojaczki <3 Minami, Guanghong, Leo, Phichit… są kochani. Otabek po prostu wszedł na ekran, rzucił spojrzenie, otworzył usta i po mnie. Oh, dlaczego pojawił się tak późno? :<  kliknij: ukryte  Ale ta obowiązkowa w sportówkach banda dziwaków jest naprawdę… No, taka se, chyba. Biedny Christophe, którego wykreowano na jakąś parodię hiperseksulanego geja… to było nieco przerażające. Nie lubię tego typu „dowcipów”, są wytarte, a poza tym hiperseksualizm wyjątkowo do mnie nie przemawia.  kliknij: ukryte  Jeszcze bardziej biedny Georgi, który też mnie przerażał :D JJ… Chodziło chyba o tzw. wow factor, ale w moim odczuciu wyszło mocno wszelako. Jeśli to gwiazdorzenie, jakie odstawił w SP miało robić za element artystyczny, to na miejscu sędziów obcięłabym mu punkty… Do EX z takimi szopkami lol… no ale znowu – moja opinia. Co jak co, nie można powiedzieć, że w kwestii osobowości nie jest rozrywkowo… Odnoszę jednak wrażenie, że trochę za mocno pojechano z „sensacyjnością” i niektórych wątków nie udało się zgrabnie wyprowadzić na prostą. Za dużo postaci? Za dużo pomysłów? Nagle wywieszają sztandary z jakimś dramatem i motywacjami kogoś, kogo do tej pory prezentowali jako creepa, a ja mam się tym przejmować czy coś. Natomiast ktoś, kto mógł być ciekawy, tylko mignie i znika  kliknij: ukryte  Część rewelacji z pewnością można sobie było darować, część motywów wypada słabo, jest przedstawiona po macoszemu i jedyną reakcją to „aha”  kliknij: ukryte . I tutaj wyłazi ta podstawowa wada – złe rozpalnowanie serii. Początek jest świetny, ekspozycja tych „najgłówniejszych” postaci jest bardzo w porządku i fabularnie wszystko cacy tak mniej więcej do połowy, a potem… potem ktoś… znaczy reżyser i scenarzysta, mocno się pogubiły. Zagalopowano się we własnej fazie i wyszła kicha. Zabrakło czasu! Gdzie ach gdzie przypiąć te zachwyty nad panią reżyser, które spadły na mnie przed sezonem? Tak naprawdę jedyne, co poprowadzono dobrze to to, co dzieje się między Yuurim i Viktorem.

    Tu przechodzę do tej najbardziej drażliwej (?) kwestii. dum dum dum Fanserwis! Aluzje, sugestie, mruganie oczkiem. W tym anime miało tego nie być, praaawdaaa? Moja przedsezonowa przepowiednia, że to wszystko pewnie się jednak pojawi i to w ilościach sporych, sprawiła, że na naszym drogim portalu odsądzono mnie od czci i wiary. I co mogę teraz powiedzieć…? A, już wiem: HA HA HA Trzeba było zaufać intuicji zepsutej kobiety, ale nie zaufaliście i potem laliście krwawe łzy! Następnym razem będziecie pamiętać oooo Taka wredna mała satysfakcja nie przytrafia się na co dzień! Słodka jak brzoskwinki =__=
    Jak jest? Już chyba każdy i ich babcie wiedzą… Fanserwis wręcz wylewa się z ekranu… Zaczęło się powoli, z każdym odcinkiem jednak twórcy poczynali sobie coraz śmielej (proporcjonalnie do spadku jakości grafiki ;D) Przed rozpoczęciem sezonu zestawienie yoi z free! było profanacją. A tu free! zostało daleko z tyłu. ha ha.. Jako zadeklarowany fudzioś przyjmowałam to, rzecz jasna, z wielką uciechą. Uwielbiam puszczanie oczek, bawię się przy tym niesamowicie i w ogóle nie traktuję serio – jak długo jest to po prostu fanserwis. Szybko jednak zaczęłam mieć wątpliwości. Do czego zmierzasz, ekipo? Uprawiasz największy queerbaiting w historii sportówek, czy to jednak ma być prawdziwe? Bo jeśli ma być prawdziwe, to może bez parodii? Ale! Smyranie pod bródką, endingowe czesanie włosów, semi porno w onsenie, pożądanie kotleta jakoś tak mimochodem zmieniło się w „dla ciebie będę najgorętszą donną w mieście” i dostaliśmy taki niejako coming out w telewizji, a potem słyszmy, że „nie waż się spuszczać ze mnie wzroku”,„czy mam cię pocałować, żebyś się uspokoił?” i „chcę, żebyś był ze mną już zawsze”. Patrzyłam, słuchałam i ... no po prostu… Oczywiście wiem, że panuje tendencja do zamykania geja w „jaoju” jak w zoo, gdzie będzie uroczy i spełni rolę, a wszędzie indziej każdy jest hetero by default i musi być uzasadnienie dla innego stanu rzeczy. No i ta potrzeba dowodów. Jak się nie pocałują, to nie ma homo. I pojawią się osoby gotowe dać głowę, że w yoi dostajemy tylko wyuzdany fanserwis, a Viktor, który nie ma oporów przed publicznym zrzuceniem ciuchów, może też pocałować innego faceta i to niczego nie dowodzi :D Swoją drogą, ludzie, którzy zachłystują się gejem i sprowadzają całą historię do wątku homo są tak samo godni politowania, jak ci, którzy bronią się przed nim jak mogą. Ile % geja w geju? Oh rany… (Niektórym trzeba naprawdę strzelić niczym pięścią w twarz, bo nic subtelniejszego nie przyjmą do wiadomości.) Skąd te wszystkie wątpliwości? No bo przecież nie ma znacznika BL, który determinuje wszystko. *wzdech* No tak, rzeczywiście yoi nie jest BLem. I wiecie co? Bardzo dobrze, że nie jest. To historia o czymś innym, ale twórcy zgrabnie wpletli tu wątek uczuciowy, chowając go w fanserwisie właśnie. Nie twierdzę, że zrobili to dla idei, oczywiście przyświecała im kasa, ale nawet dla kasy nie musieli posuwać się AŻ TAK DALEKO. Na starcie nikt tego nie oczekiwał, a i „pole tolerancji” było bardzo duże, w końcu nie od dziś wiadomo, że sportówki homopodtekstami stoją… ups? I kto oczekiwał, że w jednym z flashbacków Viktor wystąpi w aranżacji jawnie nawiązującej do Johnny'ego Weira…. i kto się spodziewał,  kliknij: ukryte  Genialne jest to, że owszem, pełno tu erotyzmu, chemia między chłopakami jest niesamowita, ale nie sprowadzano ich relacji do sfery stricte okołołóżkowej i nie podporządkowano temu wszystkiego, co robią. Nie ma tu żadnych BLnych klisz, od podziału na strony dominującą i zdominowaną zaczynając.  kliknij: ukryte  I piękne jest to, że żaden nie okazał się ideałem, ale jeden pomagał drugiemu się rozwijać, że wzajemnie się dopełniali. Cóż, na ten temat napisano już dziesiątki esejów. Przeanalizowano każdy odcinek, rozwodzono się po wielokroć nad poszczególnymi scenami ilustrującymi dojrzewanie ich jako postaci i ich związku. Aż do porzygu… Nie będę tego dublować, nie będę z nimi polemizować, nie będę też budować własnych rozkmin. Rozciągnęłoby to ten rant jeszcze bardziej… (i tak to chyba mój najdłuższy tekst w historii tanuka). Na szczęście mi się nie chce! Powiem tyle, że OMG naprawdę jestem pod wielkim wrażeniem i ogólnie wzruszyłam się. Długo nie ufałam twórcom, a oni ostatecznie przeszli moje najśmielsze oczekiwania. I nie mówię tu o dzieciakowatym podniecaniu się, że „ooo geje sie całujom”, tylko po prostu o możliwości zobaczenie relacji uczuciowej pokazanej jako ludzkiej relacji uczuciowej, która ma prawo wydarzyć się wszędzie a jednocześnie jest jak z jakiejś cholernej bajki T____T
    Z akcentem na bajkę jednak, w obliczu rewelacji jakoby jednym z założeń świata przedstawionego był brak homofobii (?).
    I wracając do początku akapitu – fanserwis był pierwsza klasa 8D Tak, nie zapominajcie – taplamy się w fanserwisie. Bawiłam się genialnie. Odcinek dziesiąty! Znowu! Gdzie nagle obecność całego dotychczasowego fanserwisu i w ogóle cała fabuła została uzasadniona jeszcze większą ilością fanserwisu. Mistrzostwo świata! I to mistrzostwo świata potrafi całkiem skutecznie przysłonić fakt, że inne elementy fabuły przedstawiają się słabiej w porywach do kiepsko, no ale! Nie spodziewałam się przecież niczego wybitnego. Spodziewałam się ładnych chłopców, dram i fanserwisów… i to dostałam. Dlaczego więc mam takie hmmm mieszane uczucia?

    Kwestia animacji… Cóż, tu zaczynają się schody… Nie, schody były przy fabule. Tutaj stajemy nad urwiskiem :D Po fenomenalnym pierwszym odcinku nastąpił regres. Szybko stało się jasne, że budżetu starczyło tylko na pierwszy ep, a potem zdecydowano się zastosować taktykę, że „co ma być to będzie”. Wyglądało to raz lepiej, raz gorzej i właściwie mogłabym przymykać oko na rosnącą brzydotę wszystkiego, jak długo sceny łyżwiarskie byłyby ładne. Niestety, dostałam po oczach już w trzecim odcinku. Pal sześć rozlewające się rysy twarzy, ale proporcje! Proporcje kochane wyły, tak brutalnie je katowano. Za krótkie rączki, rozciągliwe sylwetki, kończyny gnące się pod dziwnym kątem… Po pierwszym ataku brzydoty można było jeszcze powiedzieć, że przynajmniej nie dostaliśmy żadnym martwych plansz czy innych zabiegów mających tuszować oszczędności, chłopaki cały czas się ruszają. Każdy krok został uczciwie odwzorowany… Pewnie, ale i tak wyglądało to paskudnie. Po tym trzecim odcinku byłam zdania, że wolałabym obejrzeć kilka plansz, zamiast tej abominacji. I co? Prosisz? Masz! Odcinek czwarty był zapchany statycznymi ujęciami, które TEŻ BYŁY BRZYDKIE! :D i jeszcze ucieczki kamery na publiczność, która też była brzydko narysowana! (ta jedna scena z klaszczącą babuszką, powtarzana gadzilion razy, nie mogłam jej zdzierżyć po prostu) XD jakieś flashbacki, recapy… no ludzie! Aż strach cokolwiek mówić, bo się spełnia… Gdyby nie to, że akurat w tym czasie naprawdę odbywały się te same zawody co w anime, dzięki czemu mogłam oglądać na żywo prawdziwe łyżwiarstwo, to nie wiem, co by ze mnie zostało ;o chwała jutubie!
    Ogólnie ze scenami łyżwiarskimi jest ten problem, że poszczególne choreografie rysowano tylko raz i eksploatowano je w nieskończoność, zmieniając jedynie (w razie potrzeby) ubranko postaci czy też, od wielkiego dzwonu, jakiś istotniejszy element. Jest to oczywiście zrozumiałe, w końcu każdy zawodnik przygotowuje jeden program na sezon a i animacją skoków można się dzielić, łatewa! nie mam pretensji o sam fakt takich sztuczek. ALE skoro animatorzy mieli o połowę… co ja gadam, o 3/4 mniej pracy, naprawdę NAPRAWDĘ powinni postarać się bardziej. Tłumaczenia, że „ale po pierwszym odcinku grafika zawsze traci na jakości” i „nie jest tak najgorzej” nie będą do mnie przemawiać, ponieważ obiecywano mi cukierek dla oka, niezapomniane wrażenia wizualne, obiecywano, że się zapowietrzę w ekstazie. Oczywiście stara mądrość ludowa słusznie naucza, że animów o sporcie nie ogląda się dla sportu, ale mi obiecywano! Co jak co, przy tej konkretnej dyscyplinie powinni naprawdę się postarać, bo strona wizualna naprawdę jest istotna =_= to nie jakaś siatkówka czy coś, gdzie piłka upadająca w konrkentym miejscu = punkt i wszystko jasne. Czy ja się czepiam? Czepiam się jak cholera, bo mi obiecywano. I powyższe jojczenie nie oznacza, że nie da się na całość patrzeć. No da się, da, jakoś. Tła bywały bardzo ładne i zbliżenia też. Tak, nawet te nieszczęsne występy czasami są w miarę znośne, tylko nierówne. Często jednak miałam ochotę zwyczajnie te potworności przewijać, bo serce mnie bolało. Albo się wkurzałam, bo cholera, nie obchodzi mnie reakcja publiczności, jasne? Chcę, do czegoś ciężkiego, wiedzieć za co te noty! Człowiek od układania choreografii zrobił swoje, znaczy chyba, nie mogłam tego należycie ocenić ani tym bardziej docenić, bo albo było TAK BRZYDKIE, albo cieli, gięli, nie pokazywali. Koślawość atakuje znienacka, podobnie jak przeróżne animatorskie kiksy i trzepią przez twarz bez litości. Piękne pozostają niezmiennie tylko dwie rzeczy. Animacja otwierająca i oczy Viktora T_T  kliknij: ukryte  Może w wydaniu płytowym zostanie to wszystko poprawione, ale jedyne, co mnie usatysfakcjonuje, to całość w jakości pierwszego odcinka. Byłoby pięknie, ale mało prawdopodobne, by się spełniło. A mogli pójść do lotte czy kose po dotację, eh! Swoją drogą te wszystkie bannery reklamowe… serio?

    Bezapelacyjnie cudownie przedstawia się za to oprawa audio. Genialnie dobrane i różnorodne utwory! Ludzie odpowiadający za tę część produkcji odwalili kawał świetnej roboty, z szczególnym akcentem na, rzecz jasna, podkłady do występów. Nie tylko ładnie odzwierciedlają osobowości chłopaków, w przypadku erosa i stand close to me stanowią świetne uzupełnienie dla fabuły. O, to drugie to nawet  kliknij: ukryte  :D Z innych kawałków bardzo podobało się muzyka Phichita, muzyka Emila, JJowa też jest świetna TT <3 i prześliczne „still alive” Leo, „the infermo” Guanghonga. Piękne T_T Idealne są też opening i ending, nie wyobrażam sobie żadnych innych piosenek, które by mogły je zastąpić, a dance battle… potraktujmy jako wyjątek xD Opening tak mi wszedł w głowę, że rozbijałam pracowe pianino, grając to w każdej wolnej chwili przez wiele tygodni. Biedne pianino… Po prostu się rozpływam z ukontentowania. A seiyuu… No, nie nachwalę się dość! Te różnice wypowiadaniu kwestii „po japońsku” i „w językach obcych”, zmiany akcentu… owacja na stojąco. Prym wiódł w tym oczywiście Suwabe. Suwabe mówiący po rosyjsku sprowadzał na mnie zgon haha… przy okazji i zupełnie niechcący zadurzyłam się w Toyonadze ;O i Hosoyan zrobił mi tak dobrze. O, jak ja go uwielbiam! Ale już Hatano jako Georgi brzmiał zwyczajnie okropnie :X Chopie, serio? Przecież potrafisz lepiej…

    Chciałam piękne anime o pięknym sporcie, dostałam ... nie­‑tak­‑piękne­‑jak­‑mogłoby­‑być anime o umiarkowanie dobrze pokazanym sporcie. Jako taka modelowa przedstawicielka targetu, co lubi i łyżwiarstwo i ładnych chłopców mających się ku sobie, i zaciesz, mam mieszanie uczucia. Eh, The Beatle napisał swego czasu na tanukowym ircu, że to anime byłoby lepsze, gdyby twórcy założyli, że nikt go nie obejrzy. Miał chłopak rację. Niby nie jestem rozczarowana całością, ale jestem rozczarowana ... Jest ta dobra część fabuły i ciekawe postacie, ale jest też ta marna część fabuły i nieciekawe postacie i co? I mam problem, bo na początku sezonu dawałam 10, ale nie mogę zostać przy tej ocenie, bo wyszłabym wtedy na wypranego z mózgu fudziosia, a myślę o sobie trochę lepiej (wbrew opiniom niektórych). Zwłaszcza, że wyraźnie widać, że twórcy gejem próbują zatuszować wszystkie braki i niedociągnięcia. Z biegiem czasu ocena spadała i spadała. No i ponieważ łyżwiarstwo jednak mnie straszyło a nie mogę tego wybaczyć, to anime naprawdę nie zasługuje na więcej. Szkoda. Boję się drugiego sezonu – jeśli naprawdę będzie. I… uff to by było na tyle.
    Odpowiedz
  • Avatar
    A
    odpowiedzi: 1
    Komucha 20.12.2016 00:11
    11 ep.
    Czy ja widziałam i słyszałam coś niedobrego, czy to tylko moja imaginacja. Bo jeśli to pierwsze, to powiem jedno – nieładnie pani autorko, bardzo nieładnie.
    Odpowiedz
  • Avatar
    A
    odpowiedzi: 6
    chi4ko 16.12.2016 01:56
    Trudne sprawy
    Yuri – ty świnio!
     kliknij: ukryte 
    Odpowiedz
  • Avatar
    A
    Kanivaru 11.12.2016 09:18
    YOI uratowało ten rok.
    Odpowiedz
  • Avatar
    A
    odpowiedzi: 28
    Ariel-chan 8.12.2016 23:07
    Po 10 epku :D
    Chryste, skoro oni  kliknij: ukryte  jestem bardzo za xD
    Po nudnym początku – było nie było cały początek Wiktor tylko „streszcza” historię i przedstawia bohaterów – zdarzyło się coś tak pięknego *_* Mimo spojlerów na netach, i tak nie mogłam w to uwierzyć, póki nie zobaczyłam O.o Co najbardziej mnie rozwaliło –  kliknij: ukryte  No cóż, to i tak było przepiękne i miło, że wreszcie jest jakaś seria (nie nazwana szumnie yaoi) z prawdziwymi gejami, a nie tylko, że nas szczują, podkładają pod nos aluzje, każą się jarać, a potem… i tak nic z tego nie ma. Mam nadzieję, że Yuri on Ice przetarło szlaki i wreszcie będzie więcej takich anime. Nie coś, co od początku wiesz, że jest yaoicem, i do tego zmierza. I tylko na tym polega. Ale właśnie coś jak w życiu – w serialach już jest tego pełno, w anime wciąż sztywno trzymają się reguł (nie zawsze, ale wiadomo…) Chcę po prostu coś oglądać i nagle powiedzieć „o, geje. O, lesbijki… o, hetero? XD Ale fajnie!”. XD Tacy ludzie istnieją naprawdę, więc niech i w anime się normalnie pojawiają. Bez względu na widza czy gatunek animca… Ach, marzenia. Do tego chyba jeszcze daleko ^_^

    P.S.  kliknij: ukryte xD
    Odpowiedz
  • Avatar
    A
    odpowiedzi: 5
    Nanami 8.12.2016 18:36
    Po co się kłócić jak jest odcinek 10? :D
    Powiedzmy sobie tak – nie spodziewałam się wiele po tej serii, a potem byłam tylko coraz bardziej mile zaskoczona, lecz starałam się hamować moje nadzieje, by się nie zawieść. A potem sobie myślisz, że nie, twórcy tego nie zrobią… a oni to robią.
    Hajp, nie hajp, na mnie ta seria działa niezwykle pozytywnie, daje mi niesamowitą dawkę emocji oraz kroplówkę endorfin, które nie ulatniają się przez długi czas.
    A fandom jest tak rozległy, że wystarczy sobie znaleźć własny zakątek, który będzie komfortowy, ciepły i sympatyczny… a cała reszta świata niech sobie interpretuje na swój sposób, ogląda jak sobie chce i skupia na tym, co jej się żywnie podoba. :)

    Ależ ten odcinek 10 sprawił frajdę, ending iście epicki, sprawił, że nagle wszystko nagle tak ładnie wskoczyło na swoje miejsce. Gdy mi będzie smutno i źle, wystarczy że przypomnę sobie Viktora robiącego fontannę z własnie pitego piwa, jego pełną bezbrzeżnego niedowierzania i szoku minę oraz  kliknij: ukryte  :D
    Odpowiedz
  • Avatar
    A
    odpowiedzi: 16
    Karlan 7.12.2016 15:48
    Sama nie wiem...
    ... czy bardziej mnie odrzuca to anime, czy jego fani. Wystarczy sobie pooglądać jakiekolwiek filmiki z histerycznymi reakcjami na dowolny odcinek YoI, żeby zwątpić w ludzkość…
    Odpowiedz
  • Avatar
    A
    odpowiedzi: 5
    Easnadh 3.12.2016 14:09
    _:(´ཀ`」∠):_
    Siscon tak bardzo…

    Prawie zwymiotowałam właśnie spożywanie gołąbki od babci. Byłoby szkoda :/

    To jest strasznie pochrzanione anime. Z jednej strony ma tyle fajnych elementów, a z drugiej masę rzeczy, które mnie zwyczajnie zniesmaczają…
    Odpowiedz
  • Avatar
    A
    odpowiedzi: 3
    chi4ko 25.11.2016 01:45
    Wie ktoś, co to za samochód?
    Odpowiedz
  • Avatar
    A
    chi4ko 17.11.2016 22:45
    Czekam na tag Shounen­‑ai/yaoi w nocie o anime.
    Odpowiedz
  • Avatar
    A
    :/ 17.11.2016 21:47
    Tragedia! Dwa pierwsze odcinki sugerowały świetnie zapowiadające się anime, ale potem już tylko fan serwis, nudy, nudy, nudy, nudy!
    Liczę że animka się jeszcze rozkręci bo jak nie to kończę oglądać :(
    Odpowiedz
  • Avatar
    A
    odpowiedzi: 2
    Easnadh 17.11.2016 21:22
    :|
    W momencie, w którym mam serdecznie dość tego anime, bo rzygam już fanserwisem (bez którego seria i tak by się obroniła) serwowanym w sposób daleki od nieprzekraczania cienkiej linii przesady, bo czuję się naprawdę zażenowana faktem, że oglądam coś, w czym występuje ktoś taki jak Chris (dla mnie sceny z nim są niesmaczne i on sam zresztą też) czy Georgi (rany boskie, jak bardzo ta postać mnie NIE śmieszy)...

    ...wtedy oni serwują taki występ Yuriego. Który mnie oczarował. Który wygląda, jakby zrobiła go jakaś inna grupa ludzi. Coś jak w serialu „Westworld”, kiedy robot burdelmama staje się mniej popularna, więc techniczni podkręcają ją na „bardziej agresywna i seksualna”, co prowadzi do epickiego faila, a potem trafia ona w ręce kogoś zupełnie innego, rozsądniejszego, kto stawia na „więcej wrażliwości i empatii” i to jest strzał w dziesiątkę.
    Odpowiedz
  • Avatar
    A
    odpowiedzi: 14
    GLASS 17.11.2016 01:00
    Odcinek 7
    Ok, czy tylko ja biegałam po pokoju i krzyczałam z radości, gdy  kliknij: ukryte ? Tak bardzo, że aż chłopak przyszedł sprawdzić, co mi jest… Nie wiedziałam, że dożyję chwili, w którym oglądam anime,  kliknij: ukryte ! Alleluja, panie i panowie! Co za wspaniały odcinek! Historyczny, można by rzec!
    Odpowiedz
  • Avatar
    A
    Lenneth 10.11.2016 20:47
    Ahahaha!
    Rany, jakie piękno i dobro. <3 Bohaterowie, gagi, goły Viktor, animacja… I wszystko tak urzekająco, cudownie odprężające.

    Konstruktywny komentarz może kiedyś, na razie nie mogę przestać wyszczerzać się do monitora.
    Odpowiedz
  • Avatar
    A
    odpowiedzi: 19
    blob 10.11.2016 00:07
    Muszę brnąć przez te 'męskie wdzięki' (swoją drogą seria utwierdza mnie tylko w moim wyoabrażeniu o tym jakimi typami są męscy łyżwiarze figurowi) za czym nie przepadam, bo seria jest tego warta. Ale matko ten Szwajcar był taki obleśny…
    Odpowiedz
  • Avatar
    A
    Jackass 2.11.2016 17:32
    To anime podoba mi się coraz bardziej. No i ta muzyka z trailera w pełnej wersji w odcinku 4 rozwaliła mnie na plus. Animiec sezonu jak nic.
    Odpowiedz
  • Avatar
    A
    vaka 23.10.2016 22:25
    Nie wytrzymam, nie wytrzymam, nie wytrzymam! W tym sezonie podjęłam ważką (ha ha) decyzje zaczekania z oglądaniem jakiejkolwiek serii aż do jej zakończenia. Wynika to z tego, że wprost nienawidzę czekania tygodnie całe na nowe odcinki i nie raz już obgryzłam sobie (metaforycznie) nie tylko paznokcie, ale i dłonie z niecierpliwości, wiedząc, że znowu czeka mnie cały tydzień czekania (!) na kolejny odcinek. Nie, ja sobie wolę obejrzeć cały sezon w kilka dni, wtedy nic nie wybija mnie z rytmu i „opowieść” wciąga mnie całkowicie. Niestety nie udało się. Złamałam się już przy Natsume, po prostu nie mogłam się doczekać, aż w końcu zobaczę tego grubego kota <3 (Nyanko sensei!) A teraz czas na Yuri. Szum wokół tej serii jest tak duży, a mania, która ogarnęła tumblra jest tak powalająca, wciągająca i szalona, że nie dam rady już dłużej. Poddaje się moi drodzy łyżwiarze, idę oglądać Wasze zmagania. Za chwilę prawdopodobnie stanę w pierwszym rzędzie wykrzykując słowa pełne zachwytu i pochwały. W końcu już sama grafika w trailerze mnie zabiła (w pozytywnym sensie). Oby spełnili moje nadzieje, bo skoro już przez nich łamie swoje zasady, to jeśli w dodatku okaże się, że robię to na marne, zawód będzie naprawdę srogi i bolesny.
    Odpowiedz
  • Avatar
    A
    odpowiedzi: 2
    chi4ko 19.10.2016 22:57
    Piękne. KyoAni może się schować. Mappa to nowa jakość.
    Odpowiedz
  • Avatar
    A
    Komucha 15.10.2016 20:45
    Siedzę i płaczę ( w środku) ze szczęścia,że oto po miesiącach albo i latach posuchy, pojawiło się znowu takie cudo podobne do FREE. Znaczy się yaoi bez yaoi, udające sportową serię. I nareszcie jakiś geniusz od scenariuszy wpadł na taki prosty a doskonały pomysł, aby jako sport pokazać ŁYŻWIARSTWO FIGUROWE MĘŻCZYZN.Bo jak wiadomo faceci hetero pasjami lubią oglądać innych facetów, wyginających się ( bardzo ładnie zresztą) na lodzie. O postaciach nie będę się rozpisywała, jest super, nawet z lekkim przełamaniem schematu, co wychodzi serii tylko na dobre. Dla wszystkich oburzonych,że to nie jest yaoi i innych zaklinaczy rzeczywistości – od razu apeluję, bo nie mam czasu na gównoburze – oglądajcie kochani bez skrupułów, to jest seria o sporcie, sile ducha i prawdziwej męskiej przyjaźni (ha,ha,ha) i nigdy nie sugerujcie się komentarzami zboczonych yaoistek. A jeśli ktoś ma antyyaoistyczny ból pośladków i boi się zobaczyć takie podteksty po przeczytaniu komentarzy, niech najpierw ogląda a potem komentuje, a jego dziewiczy odbiór takich treści pozostanie nienaruszony.
    Odpowiedz
  • Avatar
    A
    Tamago-chan 9.10.2016 01:19
    No i będę marnować więcej czasu, bo za każdym razem prawdopodobnie będę oglądać zarówno opening jak i ending. Tak bardzo mi się spodobały, że już przy pierwszym odcinku kilka razy przewijałam do początku. Opening zwłaszcza jest taki inny od tych wszystkich pioseneczek, które rozpoczynają anime, bo w tym temacie w kółko jedno i to samo. Ta piosenka różni się od typowych openingów na całe szczęście, a jest tylko kilka takich, które faktycznie potrafiłabym rozróżnić. Poza tym… takie to wszystko śliczne! Jest to mój czarny koń sezonu i jeżeli jakościowo się nie zepsuje i zostanie zachowany realizm to będzie to jedna z najlepszych serii sezonu.
    Odpowiedz
  • Avatar
    A
    Jackass 7.10.2016 12:30
    Pierwotnie do serii zaintrygował mnie temat i muzyka z trailera i nie czuje się zawiedzony. Bohaterowie są całkiem w porządku, animacja jest wyborna, a muzyka jeszcze lepsza, zwłaszcza opening i ending. W zasadzie, Mappa zostawia kolegów z TMS i Madhouse (All Out) w kwestii sportówek sezonu w głębokim tyle.
    Odpowiedz
  • Avatar
    A
    blob 7.10.2016 11:59
    'Yaoi' mnie nie kręci (swoją drogą łebsko sobie to z tym yuri wymyślili ;P), a  kliknij: ukryte , ale koło tak wysoce dopracowanej serii po prostu nie można przejść obojętnie. Łyżwiarstwo figurowe także jest dla mnie tym rodzajem sportu, którego fenomenu kompletnie nie rozumiem, natomiast magia anime polega na tym, że potrafi zainteresować cię takimi tematami o których nigdy byś nie pomyślał, że cię zainteresują….
    Odpowiedz
  • Avatar
    A
    odpowiedzi: 6
    J ♣ 6.10.2016 22:00
    A mi jednak zabrakło poczwórnego Axla…  kliknij: ukryte 
    Odpowiedz
  • Dodaj komentarz
  • Recenzja anime