Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Zapraszamy na Discord!

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

6/10
postaci: 5/10 grafika: 5/10
fabuła: 5/10 muzyka: 5/10

Ocena redakcji

brak

Ocena czytelników

4/10
Głosów: 10
Średnia: 3,6
σ=2,01

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (tamakara)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Room Mate

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2017
Czas trwania: 12×5 min
Tytuły alternatywne:
  • ルームメイト
Miejsce: Japonia; Czas: Współczesność; Inne: Realizm
zrzutka

Przeciętne, chociaż zabawne anime, które prowokuje do społeczno­‑antropologicznych refleksji.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

W trakcie pisania recenzji miałam pełną świadomość, że mało kogo ona zainteresuje, ale przyjmuję ten fakt z pokorą. Nie jest to pierwszy raz (i pewnie nie ostatni), poza tym mówi się przecież, że czas zmarnowany z przyjemnością nie jest czasem prawdziwie zmarnowanym, czy jakoś tak. Tak się składa, że bawiłam się wcale nieźle, zarówno na seansie anime, jak i podczas procesu, twórczego, którego efekt macie przed nosem. Główną inspiracją dla poniższego tekstu była moja redakcyjna koleżanka, moshi moshi, i jej umieszczona na tanukowym blogu opinia o omawianej serii, a bardziej precyzyjnie – wstęp mówiący, że oto czyjeś marzenia o interakcji z rysunkowym bishounenem mają się nareszcie spełnić. Po przeczytaniu tego zdania musiałam sprawdzić, czy wielki rynek gier otome i wszelkich pochodnych, który owe marzenia spełniał od lat, tylko mi się przyśnił. I wiecie co? To nie był sen! Gry takie istnieją, więcej – bywają pierwowzorem dla anime spod szyldu tzw. męskich haremów.

Być może wina leży w latach spędzonych na obcowaniu z szeroko pojętą interaktywną fikcją, ale nie mogę traktować Room Mate jako forpoczty jakiejkolwiek rewolucji. Jeśli w ogóle jakaś rewolucja miała miejsce, to mamy tu raczej do czynienia z jej owocem i to w dziesiątym pokoleniu. Analizując konstrukcję fabularną, wahałam się, czy trafniej będzie porównać omawianą serię do gry otome, czy może lepiej do słuchowiska otome. Ostatecznie jednak stwierdzam, że bliżej jej do tego drugiego. Podobnie jak w przypadku dużej liczby słuchowisk, fabuła omawianej serii jest szczątkowa i koncentruje się na luźno powiązanych scenach, najważniejszym argumentem jest jednak to, że bohaterowie zwracają się do widza bezpośrednio. Bohaterka, czyli my, pozbawiona jest całkowicie możliwości reakcji. Jedyne, co możemy robić, to siedzieć i czekać na to, co na nas spadnie. Na nic więcej nie można było oczywiście liczyć, formę podania i ową bierność narzucają ograniczenia samego medium. (Teraz jest dobry moment, aby sprytnie wpleść w tekst pojęcia symulakru i immersji. Korci mnie okrutnie, żeby to zrobić, ale nie chcę nikogo wystraszyć).

Bystry umysł zorientował się już pewnie, że seria tego typu nie jest całkowitą nowością w świecie anime. Skojarzenie z niesławnym Makura no Danshi, które straszyło nas kilka sezonów wcześniej, nasuwa się samo. Tutaj jednak wszystkie odcinki łączą niezmienne dekoracje, jedno miejsce, jeden czas, ci sami adoratorzy i ta sama postać, w którą przychodzi się nam „wcielać”. Ta ciągłość naprawdę służy serii. Dzięki temu, chociaż daleko Room Mate do wybitności, anime prezentuje się o wiele lepiej niż historyjki o poduszkowych chłopcach i jest bardziej godne polecenia. Jeśli tylko chcielibyśmy je komukolwiek polecać, oczywiście. Oto Bohaterka, dotychczas bezskutecznie poszukująca pracy, znajduje bezpieczną przystań jako gospodyni czy też zarządca w posiadłości bliżej niesprecyzowanego krewnego bądź krewnej, znanego również jako Owner. Na miejscu zastaje niesamowity przepych oraz trzech lokatorów, same ekscentryczne indywidua. Od tej pory przyjdzie im żyć pod jednym dachem, co w naturalny sposób doprowadzi do zacieśniania relacji i wielu sytuacji wywołujących szybsze bicie serca. Bohaterka jest oczywiście niema i niewidzialna, aby widz mógł się lepiej wczuć, bez większego trudu można jednak wywnioskować, że przychodzi wcielać się nam w osobniczkę młodą, z gruntu dobrą, miłą, uczynną oraz dziewczęcą w czynie i pomyślunku. Innymi słowy – standard, do jakiego zostaliśmy przyzwyczajeni i jaki tak często nas irytuje, albo przynajmniej irytuje mnie. Bardzo. Tutaj nie irytowało prawie wcale, zapewne z powodu zmienionej perspektywy oraz faktu, że nie musiałam wysłuchiwać jej wewnętrznych monologów.

Panowie to również stereotypowo haremowy zestaw. Po pierwsze: Takumi Ashihara, introwertyczny młodzian z wielkimi aspiracjami do zostania alpinistą, który jest dobry, miły i nosi Bohaterce walizkę. Po drugie: Aoi Nishina, żywiołowy dzieciak trudniący się po szkole aktorstwem i będący typem uroczego młodszego braciszka. Po kolejne: Shinya Miyasaka, typ arogancki (w okularach!) i perfekcjonista ze skłonnością do ekshibicjonizmu. Są to osobowości skonstruowane w dość pospolity sposób, w końcu narysowano ich specjalnie do spełnienia prostej i bardzo niewyszukanej w gruncie rzeczy fantazji, ale i tak potrafią raz czy dwa zaskoczyć. Odrobinę. Można powiedzieć, że twórcy rozegrali to dość bezpiecznie. Żadnych yandere, żadnego kazirodztwa ani sugestii pedofilii, żadnych wątków nadprzyrodzonych, żadnej śmierci. Podobnie rzecz się ma z prostą, żeby nie powiedzieć naiwną, fabułą. Nie jest to żadna Wasurenagusa czy inne Lacrimosa -Nanatsu no Tsumi-, ale niczego takiego się przecież nie spodziewałam. Moje oczekiwania plasowały się na poziomie Happy+Sugar=Darlin tudzież CHU LDK i takie coś dostałam. Mamy co prawda jeden czy dwa „niezwykle dramatyczne” zwroty akcji, ale, podkreślam to po raz kolejny, nie jest to nic godnego szczególnego rozpamiętywania. Pomimo to, a może właśnie dlatego, oglądało mi się toto miło i bawiłam się świetnie. Anime zawiera jedynie odrobinę podkoloryzowane sceny z gatunku życiowych, a panowie, chociaż od czasu do czasu rzucają jakieś kwaśne, w domniemaniu łapiące za serduszko kwestie, przedstawieni są w ewidentnie komediowym świetle.

Muszę pochwalić twórców, bo, być może nieświadomie, stworzyli ładną ilustrację dla tezy, że kobiety i mężczyźni fantazjują w sposób zgoła odmienny. Dostajemy naiwną bo naiwną, ale jednak fabułę. Historia oparta jest na interakcjach i humorze, natomiast w siostrzanej serii, emitowanej sezon wcześniej One Room, uwaga widza kierowana jest bezpośrednio i chyba wyłącznie na biusty i nóżki bohaterek. To ciekawe, że chociaż w Room Mate w każdym odcinku przynajmniej jeden z panów świecił nagą klatą, samo anime odbieram jako przekornie flirtujące z widzem, podczas gdy seans One Room musiałam przerwać w połowie pierwszego odcinka, bo czułam się, jakby zmuszono mnie do patrzenia oczami zboczeńca, obłapiającego wzrokiem nieświadome niczego dziewczyny. Tutaj chłopcy przez cały czas zachowują podmiotowość, nawet w endingu, który na przeróżne wymyślne sposoby pozbawia ich odzienia. Tak w ogóle, to mógłby być dobry punkt wyjścia dla rozważań na temat posługiwania się kobiecymi i męskimi wdziękami w kontekście fanserwisu oraz dlaczego w oczach wielu kobieta jako obiekt seksualny jest czymś naturalnym, podczas gdy potraktowanie w ten sam sposób mężczyzny często odczytujemy w charakterze podtekstu homoseksualnego. Być może twórcy, poprzez chociażby wspomniany już sugestywny ending, chcieli zaspokoić również fantazje grona fujoshi i upiec dwie pieczenie na jednym ogniu? German Ritz miałby zapewne na ten temat własne teorie. Jest to kolejny bardzo ciekawy temat do rozważań, który dodatkowo może nas zaprowadzić do problemu pierwszego akapitu, zatrzymam się więc tutaj, bo nie chcę znowu umrzeć ze śmiechu.

Wizualnie Room Mate prezentuje się średnio. Ani przez chwilę nie byłam tak naiwna, by sądzić, że grafika promocyjna odda wiernie serialową rzeczywistość, nie byłam więc naprawdę rozczarowana. Ba, spodziewałam się czegoś o wiele gorszego. Projekty postaci są przyjemne dla oka, chociaż jednocześnie nie budzą specjalnych zachwytów. To samo tyczy się tła tych kilku lokalizacji, jakie nam zaprezentowano. Animacja również jest średnia. Pojawiają się sporadyczne koślawości i cuda anatomiczne, ale w porównaniu z tym, co działo się w Yuuri!!! on Ice, które już chyba na zawsze będzie dla mnie krwawiącą raną i symbolem fuszerki, to co widziałam tutaj, jawi się jako wręcz cud malina. Ogólnie strona graficzna, jak to się mówi, szału nie robi, ale też nie odrzuca, zwłaszcza jak na produkcję niskobudżetową.

Strona dźwiękowa natomiast to sprawa zdecydowanie ciekawsza. Być może to tylko moja fanaberia, ale twierdzę, że obsada to główna siła marketingowa omawianej produkcji i dałabym komuś głowę uciąć, że grupę docelową w dużej mierze, jeśli nie w stu procentach, stanowią odbiorcy rynku babskich słuchowisk. Taki odbiorca zdążył się już nauczyć, że Natsuki Hanae grywa najczęściej uroczych i słodkich do utraty przytomności chłopaczków, Tomoaki Maeno idealnie pasuje do postaci zdystansowanego, acz uwodzicielskiego młodzieńca, a Kousuke Toriumi bez problemu wcieli się w aroganta. W tej kwestii nie zostajemy zaskoczeni ani odrobinę. Panowie dysponują warsztatem, wiedzieli, czego od nich oczekiwano, i to właśnie zrobili. Brzmią wspaniale, fanki nie mogą narzekać. Powtórzono jednak błąd twórców Makura no Danshi i nie użyto największego wynalazku od czasów wymyślenia lodów, czyli mikrofonu typu dummy head. Ustrojstwo to byłoby naprawdę wskazane. Być może nie odgrywałoby kluczowej roli, ale kilka scen nabrałoby dzięki niemu nowego kolorytu. Szkoda. Piosenka końcowa, śpiewana przez obsadę, jest standardowym utworem bez polotu. Do posłuchania i zapomnienia jeszcze zanim przebrzmi do końca.

Tak mniej więcej można też podsumować całe anime. Z pewnością prezentuje się ono lepiej niż Makura no Danshi, być może więc twórcy wyciągnęli wnioski z błędów swoich kolegów po fachu, ciągle jednak należy rozpatrywać tę opowiastkę w kategoriach ciekawostki, która nie ma aspiracji do zapisania się w czyjejkolwiek pamięci. Ot, niecałe pięćdziesiąt minut pustej rozrywki, które nie odmieni życia żadnego widza. Ale choroba, jakie to było pocieszne.

tamakara, 2 lipca 2017

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Typhoon Graphics
Autor: Eiji Mano
Projekt: Chisato Nakata, Hidari
Reżyser: Takashi Sakuma
Muzyka: Tomohiro Yamada

Odnośniki

Tytuł strony Rodzaj Języki
Room Mate - wrażenia z pierwszych odcinków Nieoficjalny pl