Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Otaku.pl

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

4/10
postaci: 5/10 grafika: 4/10
fabuła: 5/10 muzyka: 6/10

Ocena redakcji

5/10
Głosów: 4 Zobacz jak ocenili
Średnia: 5,00

Ocena czytelników

6/10
Głosów: 63
Średnia: 6,49
σ=1,71

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (tamakara)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Hitorijime My Hero

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2017
Czas trwania: 12×24 min
Tytuły alternatywne:
  • ひとりじめマイヒーロー
Tytuły powiązane:
Gatunki: Komedia, Romans
Postaci: Nauczyciele, Uczniowie/studenci; Pierwowzór: Manga; Miejsce: Japonia; Czas: Współczesność; Inne: Realizm, Shounen-ai/yaoi
zrzutka

Pasza dla fujoshi.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

Ekranizacje mang BL już od dawna nie wywołują u mnie szybszego bicia serca. Ani nie mrugnę na kolejny tytuł dumnie otagowany jako „gejowski romans”, myślę sobie po prostu, że „o, to anime to gejowski romans, taki oficjalny, więc chyba obejrzę, w końcu jestem fujoshi”. Decyzji tej nie towarzyszy jednak zacieranie rączek. Doświadczenie życiowe nauczyło mnie sceptycyzmu, ponieważ dziwnym trafem ekranizowane są zazwyczaj tytuły wątpliwej jakości, a nieliczne wyjątki stanowią, cóż, wyjątki potwierdzające regułę. Producenci­‑decydenci wiedzą przecież, że nie warto się starać i z pewnością po raz kolejny rzucili nam do metaforycznego żłobu porcję zapychacza. Kolejną przewidywalną, sztampową i wytartą na prześwit historyjkę. Słusznie prorokowałam? Trochę tak, trochę nie, ale po kolei.

Masahiro Setagawa nie miał łatwego dzieciństwa. Samotnie wychowująca go matka prowadziła dość swobodne życie, a chłopak nigdy nie zaznał ciepła rodzinnego ogniska. Potrzeba przynależności sprawiła, że zamiast spędzać samotne wieczory w pełnym niewyniesionych śmieci mieszkaniu, zdecydował się na zostanie chłopcem na posyłki szefa miejscowego gangu. W ten sposób nasz bohater prawdopodobnie skończyłby jako młodociany przestępca, gdyby nie przypadek. Przypadek to bowiem sprawił, że włócząc się pewnego razu po nocy, Masahiro spotkał Kensuke Ooshibę i pomógł mu zająć się bezpańskim kociakiem. Tej samej nocy Masahiro poznaje również brata swojego nowego kolegi, Kousuke. Kousuke zaś jest owianym legendą chodzącym postrachem wszystkich okolicznych chuliganów. Co też wyniknie z tego spotkania? Cóż, początkowo niewiele, bo w tym miejscu następuje przeskok czasowy. Minął jakiś czas i widzimy, jak Masahiro (z pięknie utlenionymi włosami) oraz Kensuke rozpoczynają naukę w liceum, w którym Kousuke uczy matematyki. Jeden rzut oka na opening wystarczy, żeby zrozumieć, że między Masahiro i Kousuke ma zadziać się romans. Zanim jednak będzie nam dane dowiedzieć się, jak się sprawy potoczą, jesteśmy zmuszeni obserwować dramat Kensuke, którego dopadła przeszłość w postaci niejakiego Asayi Hasekury.

Za szczenięcych lat Kensuke i Asaya byli najlepszymi przyjaciółmi, ale później w wyniku zdarzenia losowego wszystko się zmieniło. Hasekura się przeprowadził i poszedł do innego gimnazjum, zaś wieść o tym sprawiła, że Kensuke w napadzie szczeniactwa zerwał przyjaźń. Teraz, po ponownym spotkaniu Ooshibie jest zwyczajnie głupio i może nawet chciałby naprawienia znajomości, ale jest mu niezręcznie zagadać i przeprosić. I ok, do tego miejsca wszystko rozumiem, ale nagle cała społeczność szkoły, z nauczycielami włącznie, uważa ich za najlepszych kumpli, ponieważ od kogoś o tym „słyszeli”, podczas gdy główni zainteresowani nie zamienili ze sobą ani słowa.

Dalszy rozwój wypadków opiera się na klasycznym braku porozumienia. Ooshiba chce odzyskać przyjaźń Hasekury, Hasekura mówi, że to niemożliwe, ale mogą zacząć ze sobą sypiać. Albo seks, albo definitywne zerwanie kontaktów. Ooshiba, zamiast strzelić dawnego kolegę w pysk i ewentualnie zażądać wyjaśnień, pozwala się molestować, wszystko w imię przyjaźni. Ku swojej rozpaczy szybko dowiaduje się, że Hasekura nigdy go za przyjaciela nie uważał. Straszny dramat kończy się wreszcie wyznaniem miłości. „A więc to była miłość, przez cały ten czas, kiedy pchałeś mi ręce w majtki, a ja ci na to pozwalałem, bo miałem poczucie winy! No, teraz wszystko jasne, też cię kocham!”. Kurtyna. Od tej pory chłopcy tworzą szczęśliwą parę. Czyż nie cudownie? I to wszystko już po trzech odcinkach. Po tym widowisku jak kania dżdżu wypatrywałam rozpoczęcia wątku drugiej z par. Miałam nadzieję, że okaże się lepiej dopracowany, bardziej wiarygodny i ogólnie zdrowszy. Ha ha, nadzieja matką głupich, jak to mówią. Od początku wiemy, że Masahiro idealizuje Kousuke, widzi w nim superbohatera i odnosi się do niego niemal z nabożną czcią. Kousuke również to wie, ale dostrzega w tym objawy zakochania. Cóż, być może słusznie. Stwierdza, że nie może odwzajemnić tych uczuć. Bardzo dobrze, ma do tego prawo, a nawet wypada mu tak uważać, zważywszy na fakt, że mowa tu o jego mocno nieletnim uczniu. Co robi Kousuke? Mówi zapatrzonemu w niego nastolatkowi: „wiem, że chcesz, żebym cię przeleciał, ale zapomnij”. Następnie, zamiast zdystansować się od Masahiro, zaczyna go podpuszczać, wysyłać sprzeczne sygnały i ogólnie robi chłopakowi wodę z mózgu. Człowieku, chciałoby się zakrzyknąć, ten dzieciak i tak ma ciężko w życiu! Dlaczego próbujesz go dobić? Ach nie, Kousuke potajemnie kocha Masahiro i po prostu nie umie sobie z tym poradzić. Czyli to była miłość, przez cały czas…

Kiedy panowie dochodzą do jako takiego porozumienia, seria robi się oglądalna, robi się nawet uroczo, chociaż ciągle na poziomie telenoweli. Wypływają wątki, które powinny być poruszone na wcześniejszym etapie historii i nagle pojawia się tendencja do pogłębienia osobowości postaci, również drugoplanowych. Jest naiwnie, w pośpiechu i zbyt cukierkowo, by naprawdę się przejąć, ale i tak robi się z tego zupełnie nowe anime. Anime, na które można tracić czas, jeśli kogoś trapi yaoistyczny głód! Trochę szkoda, że dopiero na etapie ósmego odcinka, kiedy zdążyłam znielubić większość bohaterów i wyrobić sobie bardzo złą opinię o całości. Jakby środkowy palec od twórców skierowany do bardziej wymagających widzów: „patrzcie, co mogliście mieć, gdyby nam odrobinę zależało”. Na początku byłam zła na to anime, że powiela najgorsze schematy gatunku, potem już tylko wypatrywałam końca. Ostatecznie poczułam się zupełnie wyprana z romantyzmu i po prostu wzruszam ramionami. No trudno. Pozostaje mieć nadzieję, że to krok w dobrym kierunku i następna serialowa ekranizacja mangi BL to będzie już naprawdę coś dobrego. I być może z lepszym budżetem.

W ten zręczny sposób mogę przejść do technikaliów. Mówiąc wprost, szału nie ma. Już pierwszy odcinek nie pozostawia złudzeń: grafika woła o pomstę do nieba. Jest to w pewien sposób nawiązanie do oryginału, ponieważ z tego, co udało mi się zaobserwować, manga­‑pierwowzór również do najpiękniej rysowanych nie należy. Szczególnie koszmarnie prezentuje się przedstawienie postaci w wersji super­‑deformed. Niektórymi z tych obrazków naprawdę można straszyć dzieci. Nie dość tego jednak. Błędy montażowe są wręcz karygodne. Niefortunne cięcia psują ciągłość scen, pojawiają się zupełnie przypadkowe, wprowadzające lekki chaos, przeskoki czasowe i bardzo dużo retrospekcji. Podejrzewam, że jest to efekt nie tylko oszczędności, ale przede wszystkim próby wiernego przełożenia narracji mangowej na ekran, przy jednoczesnym zapomnieniu, że to jednak dwa różne media, rządzące się innymi prawami. Wygląda na to, że pani reżyser zwyczajnie zawaliła sprawę, co w przypadku adaptacji dzieł z tego gatunku nie jest może takie rzadkie, ale ciągle wstyd. Z czystym sumieniem mogę pochwalić jedynie plansze­‑animacje związane z przerwą na reklamy. Były naprawdę urocze. Z udźwiękowieniem jest lepiej, być może dlatego, że odpowiadała za nie inna osoba. Melodie grane w tle były bardzo przyjemne dla ucha, opening i endingi natomiast ociekają słodkością i stanowiły dla mnie najjaśniejsze punkty całego seansu. Tak, lubię śpiewających seiyuu. Swoją drogą, w obsadzie same utalentowane chłopy, ale niespecjalnie miały co grać. Wspomnę o Shinnosuke Tachibanie, którego uwielbiam i który brzmi, jakby zanurzył głos w syropie, co jest zawsze miłe, ale nie mogę się oprzeć wrażeniu, że niespecjalnie mu zależało oraz o Yoshitsugu Matsuoce, któremu zależało chyba ciut za bardzo i brzmiał w swojej roli doprawdy histerycznie.

Koniec końców, nawet po pospiesznym przyprawieniu do smaku, to ciągle pasza. Ciągle naiwna, pełna klisz opowiastka, w gruncie rzeczy nieróżniąca się od dziesiątek podobnych i materiał do zapomnienia bez żalu.

tamakara, 3 października 2017

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Encourage Films
Autor: Memeco Arii
Projekt: Ayana Nishino, Dana Shuhara
Reżyser: Yukina Hiiro
Scenariusz: Yuusei Naruse
Muzyka: Mitsutaka Tajiri, Takeshi Senoo