Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Dango

Komentarze

Hitorijime My Hero

  • Avatar
    A
    Romans? 5.08.2021 22:47
    Odc
    Przypadkiem trafiłam na recenzję i poczytałam komentarze, więc ciekawość (o co był kiedyś ten cały szum) wzięła górę.
    Anime zaczęło się ciekawie, ale już po kilku, czy kilkunastu minutach dobre wrażenie minęło. Przeskoki czasowe, główny bohater ze zmienionym wyglądem i zachowaniem aż trudno go poznać (a pewnie minęło niewiele czasu). No a do tego w komplecie młodszy brat senseia… Nie dość, że infantylny jak małe dziecko, emocjonalny jak niedojrzała pannica, z masą absurdalnych zachowań, to jeszcze twórcy wcale nie komicznie przerysowują jego postać używając chibi i innych bzdurnych zabiegów. Aż mam ochotę przerwać seans. Ale zobaczę dalej, może będzie lepiej.
    • Avatar
      Ech 5.08.2021 23:01
      Re: Odc2
      A do tego w prezencie  kliknij: ukryte , blee
      • Avatar
        Przepraszam 5.08.2021 23:17
        Re: Odc2
        Naprawdę przepraszam osoby lubiące to anime, ale takiego poziomu żenady nie spotyka się często nawet w shoujo romansidłach.  kliknij: ukryte 

        Żenada to jednak mało powiedziane, to raczej głęboki niesmak. I drop.
  • Avatar
    A
    Hejka naklejka 17.12.2020 13:41
    Romantiko
    Fajne ale kto z 2021?😏 tak czy siak niedługo sylwester bo jest grudzień 2020
  • Avatar
    A
    songo49 23.10.2018 05:29
    Pozytywne zaskoczenie
    Kilka razy natknałem się na wzmianki o tym Tytule. jednak początkowo nie mogłem sie jakoś zabrać, gdy przeczytałem że ma być to romans ucznia z nauczycielem. Szybko jednak przekonałem się że temat podjety został znacznie lepiej niz się spodziewałem.

    Bohaterowie znali się na lata przed tym zanim Kousuke został nauczycielem. nigdy nie próbują na siłe udawać że tylko taka relacja ich łaczy. Właściwie Masahiro nigdy nie traktował go jak nauczyciela. co widać zarówno w ich rozmowach, tym jak rózne jest podejście Kou­‑senseia do innych uczniów, czy nawet w tym że Masahiro nigdy nie zwócił się do niego per ,,sensei”. Pokazanie sprawy w ten sposób wyszło bardzo dobrze. gdyy seria poszła w odwrotnym kierunku, i starała sie na kazdym kroku krzyczeć o tym że to głównie relacja nauczyciel­‑uczeń, szybko bym ją odstawił. swego czasu w podobny sposób moje nadzieje zawiodło ,,Super lovers” eksponując do przesady braterskość głównych bohaterów, i to w sytuacji ,gdy pod wzgledem fabuły, cieżko nazwać ich braćmi w jakimkolwiek sensie,


    Jednak fakt ze są w nieodpowiednich z punktu widzenia społecznego kontaktach nie jest olany. i sstanowi glowny motyw ostatnich odcinków anime. Nie zgodze się tutaj z recenzją- To nie tak że cała szkoła wszystko wie , a Kou i tak pracy nie traci. O romansie wiedza tylko osoby z kregu przyjaciół, dalszych lub blizszych , głównych bohaterów. oczywiście że nie mówią o tym na prawo i lewo. w paru scenach nawet ostrzegają że para owinna być ostrozniejsza. bo sprawa się wyda. To właśnie po takich ostrzerzeniach Setagawa zaczyna sie bać o to, czy ich zwiazek nie sprowadzi na jego chłopaka wiecej bólu i problemów niż szcześcia. właśnie dlatego zdecydował że wytrzyma nawwet rozstanie bo to dla jego ukochanego bedzie lepsze z czysto logicznego punktu widzenia

    Recenzja wycina z kontekstu różne sytuacje. Mam wrazenie że Autorka nie do konca wczuła sie w uczucia bohaterów. W kwesti Kousuke i tego jak nagle pocałował swojego ucznia, mimo że wcześniej go odrzucił- Seria cały czas pokazuje że 'Hero' tez ma wady i nie jest tak idealny . sam nie zdawał sobie do konca sprawy że zalezy mu na Setagawie . dopiero gdy zobaczył go z dziewczyną poczuł sie zazdrosny. Sam póżniej przyznał że to pierwszy raz gdy nie umie rozwiazać sprawy i nie myśli logicznie. jeszcze póżniej , po przeanalizowaniu wielu rzeczy. mowi że zaczał patrzeć na młodego w ten sposób jeszcze w czasach gdy znali się prywatnie , ale nie dopuszczał tego do siebie. właśnie dlatego wyjechał, by sie zbytknio nie zblizyć i pozwolić chłopakowi skupić sie na nauce.


    Zaś w kwesti zwiazku Kensuke i tego ultimatum. tu nie chodziło tylko o to. a właściwie w bardzo małym stopniu chodziło o seks. Asaya chciał postawić sprawe jasno. dać do zrozumienia że dla niego nie jest mozliwe dalsze bycie tylko przyjacielem. Ze nie da rady dłuzej ukrywać swoich uczuć i jeśli Ken ich nie odwzajemni to nie mogą sie widywać, bo dla Asayi byłoby to za trudne. Fakt że wyraził to w dość ostry sposób. ale taki już ma charakter ze jest bezpośredni. a musiał tez sprawe postawić na ostrzu noża. bo Kensuke sam nigdy by się nie domyślił ,czy nie zdecydowął na pierwszy krok. jak dla mnie sprawa wyszła całkiem realistycznie , jeśli się pojmie co tak naprawde bohaterowie czują i co kryje się ,,miedzy wierszami”

    Ken i Asaya mają własna mange , i tutaj byli wątkiem pobocznym. i tak dobrze jest, że w póżniejszej cześci uczestniczą w histori i w ten czy inny sposób swoje trzy grosze dokładają, Relacja Masahiro i Asayi jest ciekawa, jak na ten gatunek dość unikalna

    Nie jest to drugie No.6 ale od początku wiadomo było że tutaj motywem przewodnim bedzie romans. Mimo wszystko wypada całkiem dobrze na tle wiellu wielu yaoi i shounen ai. gdzie albo fabuła nie istnieje, albo wszystko jest takie bardzo rózowe słodkie i kawaii. Być może kobietą to się podoba, Osobiscie w wielu tytułach mnie to odstrasza i mimo ze zwykle obejrze jakiś sezon do konca . to nie mam zamiaru brać sie za kontynuacje. chyba ze z wielkich nudów.

    Hitorijime my hero nie jest genialne. nie jest to tytuł na który bede czekał bardzo niecierliwie , sledząc wszelkie wiadomości na temat kontynuacji . ale czekać bede. bo to dość solidna historia, dojrzalszym i powazniejszym ujeciem tematu. A w tym gatunku się takie rzadko zdarrzają. Również dlatego że zwyczajnie polubiłem bohaterów.


  • Avatar
    A
    vaka 4.11.2017 03:54
    Właśnie próbowałam obejrzeć „Hitorijime…”, ale niestety po kilku odcinkach zrobiłam gwałtowny w tył zwrot. Biorąc jednak pod uwagę marność na marnościami jakiej przykład stanowiły obie mangi powiązane z tą serią, trudno się dziwić, że tak to się skończyło. Jak głosi ludowa mądrość – z pustego i Salomon nie naleje, a skoro materiał był kiepski, to i jego ekranizacja raczej nie zamieni się w nagły majstersztyk. Chociaż tak miło było przez chwilę łudzić się i oczekiwać cudu…. No, ale niestety po raz kolejny dostaliśmy serię yaoi/shounen­‑ai będącą po prostu następnym – nudnym, przewidywalnym, bazującym na schematach, niewymagającym od widza zbyt wiele – produktem dla potencjalnych fujoshi, które ucieszą się z byle czego, byle tylko zawierało dwóch panów i choć namiastkę romansu. A przynajmniej tak sobie wyobrażam myśli twórców, gdy ustali target dla tego anime. :P
    Odnosząc się do komentarzy – nijak nie widzę w tej recenzji bezcelowego lania jadu, ot dla samej zabawy. Jak dla mnie nie jest nawet jakoś specjalnie złośliwa. Raczej całkiem zręcznie napisana, z wyszczególnieniem wszystkich punktów, które powinny zostać skrytykowane. Czy rzeczywiście uszczypliwie? Może i odrobinę tak, ale jak dla mnie raczej humorystycznie i trafione w punkt. A nawet gdyby recenzja była dużo bardziej złośliwa, to serio recenzent ma do tego prawo, o ile zachowuje pewną rzetelność, a jego wywód ma sens i jest konsekwentny, zamiast być wyłącznie głupiutką popisówką. Nie raz widziałam na Tanuki recenzje, które sprawiały, że łapałam się za głowę, bo stanowiły przykład złośliwych, pseudo­‑ekwilibrystycznych popisów słownych dla samych popisów. Są tacy recenzenci, których omijam z daleka, bo ich recenzji nie da się czytać przez tę irytująca manierę zjeżdżania serii z góry na dół tylko po to by zademonstrować swoje zdolności retoryczne. I jakoś o dziwo, nie widzę pod nimi takich krytycznych głosów. Zastanawiające?
    To co mogłabym ewentualnie zarzucić tej recenzji to to, że zawiera troszkę za dużo szczegółów dotyczących fabuły, przez co może zdradzić potencjonalnemu widzowi odrobinę za dużo. Dla mnie ten tekst to bardziej recenzja przechylająca się powoli w stronę felietonu, czy eseju. Sama miałam na studiach skłonności to pisania takich tekstów, więc jestem na nie wyczulona i wiem, że według wykładowców/teoretyków tego rodzaju teksty z dużą ilością szczegółów i konkretną, dłuższą analizą zachowań bohaterów nie mogą zostać nazwane klasycznymi recenzjami. Ale cóż… walić klasyków. ;)
    I jeszcze jedna rzecz, nawiązując do komentarzy – właściwie co z tego, że są zarówno mangi, jak i serie anime dużo gorsze niż ta tutaj? Czy to oznacza, że mamy akceptować wszystko jak leci? Fragment o paszy dla fujoshi trafia w samo sedno, bo podkreśla jak myślą o fanach tego typu produkcji ich twórcy czyli – „dać byle co i tak się ucieszą.” Nasuwa się też pytanie, czy gdyby więcej było tego typu głosów i tego rodzaju recenzji, a także wzrosły wymagania widzów, to czy nie otrzymalibyśmy wreszcie, finalnie tego produktu, o którym marzymy, czyli dobrej ekranizacji dobrej mangi z tego właśnie gatunku.
    Odniosę się jeszcze do jednej uwagi- ciężko mi uznać, że brak gwałtu w mandze, czy anime BL to kwestia, którą można rozpatrywać w ramach takich pojęć jak „zaleta”, „wyjątek”, czy „ulga”. To zbytni skrót myślowy. Owszem jest to teraz dość popularny motyw (zawsze był?), ze wszech miar irytujący i zwyczajnie głupi – zawsze się zastanawiam, gdzie te mangaczki zapodziały swoje mózgi, gdy rysowały kolejną historię o tym jak to ktoś został zgwałcony, a potem zakochał się w swoim oprawcy, bo to przecież miłość była heloł, co z tego, że i syndrom sztokholmski pełna gębą – ale nie oznacza to od razu, że wszystkie mangi, które są wolne od tego wątku powinny od razu zyskiwać w naszych oczach odrobinę więcej uznania, czy też dostawać już na wstępnie mały kredyt zaufania. „Ufff, ale przynajmniej nie ma gwałtu.” Poważnie? Nie możemy tak myśleć! Brak gwałtu to jest normalna sytuacja, wartość zero. I gdyby czytelnicy nie kupowali bezmyślnie tego typu mang (na szczęście ekranizacji z tym motywem nie ma chyba zbyt dużo, kojarzę bodajże jedną, możliwe, że resztę celowo zapomniałam tak okropne były), to być może ten schemat zostałby wyparty (przez jakiś inny schemat :D), zmniejszyłby się na nie popyt i twórcy mang przestaliby tak często wykorzystywać ten motyw. Oczywiście to spekulacje, ale mam wrażenie, że gdyby czytelnicy byli bardziej wymagający, to i mangaczki (tudzież i jakiś rodzynek w postaci mangaki płci męskiej), byłyby bardziej ambitne.
    Nie podoba mi się to jak mangi upowszechniają gwałt, robią z niego coś normalnego, co stanowi preludium związku, ale jeszcze bardziej nie podoba mi się to, że czytelnicy z automatu uważają za zaletę to, że go nie ma. Bo to trochę tak jakbyśmy podświadomie przesuwali granice normalności. Jasne, okej że go nie ma (a jak już jest to z logicznie poprowadzoną fabułą i bez syndromu sztokholmskiego) ale, czy to przypadkiem nie powinno być normą? Czy twierdzenie, że to zaleta nie jest przejawem tego, że czytelnicy coraz bardziej zaniżają swoje oczekiwania? Jakby podświadomie akceptują, że nic nie mogą z tą sytuacją zrobić. Ciężko mi to wyrazić słowami, ale myślę, że to jest w pewnym sensie, na szersza skalę, raczej niepokojące zjawisko.
  • Avatar
    A
    Lycoris 3.11.2017 12:32
    Jakaś radioaktywna ta pasza...
    Z jednej strony widać było potencjał, bo związek ucznia i nauczyciela generował całkiem sporo poważnych problemów, a jednocześnie klimat lekkiej obyczajówki pozwalał to jakoś równoważyć.

    Ale z drugiej strony czaiło się sztuczne generowanie dram zagraniami w stylu „masz do wyboru zerwanie znajomości albo gwałt, ale to wszystko dlatego, że cię kocham” oraz „powiem ci, że nie mogę cię kochać, żebyś się psychicznie załamał i powiedział mi, że mnie kochasz, to ja wtedy będę mógł powiedzieć, że tak naprawdę to ja ciebie też, LOL”. I w tym momencie zamiast lekkiego gejowskiego romansidła robi się studium patologi :/

    A wszystko polane sosikiem z marnej animacji, która momentami wysila się, żeby wyglądać znośnie.
    • Avatar
      Dokładnie tak 5.08.2021 23:33
      Re: Jakaś radioaktywna ta pasza...
      Więcej chyba dodawać nie trzeba. Lycoris podsumowuje to zwrotem Radioaktywna Pasza, ale zgadzam się z każdym słowem uzasadnienia.
  • Avatar
    A
    Impos 8.10.2017 22:48
    Jednak nie dla mnie...
    Choć z recenzji wynikało, że jest to seria absolutnie nie dla mnie, to spora liczba krytycznych komentarzy wobec tekstu skłoniła mnie do rzucenia okiem na Hitorijime My Hero. No i okazało się, że trzeba było wierzyć… Niby czasem lubię obejrzeć sobie jakiś horror o zombiakach albo serię w stylu Battle Royal, ale jeśli chodzi o „prawdziwą miłość”, to nie przepadam za wątkami, w których występuje przemoc psychiczna, wykorzystywanie silniejszej pozycji, szantaż itd.
    Większość z tego, co jest nie tak z pierwszą parą opisano w recenzji, więc skupię się na drugiej parze.
    Zastanawiałam się czy twórcom uda się pokazać miłość między uczniem i nauczycielem w przekonujący sposób. Początkowo zapowiadało się obiecująco, ale potem kilka zachowań Kousuke ( kliknij: ukryte ) sprawiło, że przez cały seans czułam się nieswojo. Nie jestem w stanie patrzeć na to inaczej, niż jak na patologię (i nie chodzi mi tutaj o płeć bohaterów; taki sam problem miałabym w przypadku tak pokazanej relacji nauczyciel/uczennica itd.). Setagawa to skrzywdzone dziecko z rozbitej rodziny, które w Kousuke widziało swojego bohatera (znamienny tytuł). To sprawia, że ciężko mi uwierzyć, że to „prawdziwa miłość”, a nie np. chęć przypodobania się uwielbianej osobie w każdy możliwy sposób. Wrażenie potęguje fakt, że większość myśli i działań bohatera koncentruje się wokół nauczyciela.
    Realizmu też tutaj niezbyt wiele. Romans między postaciami jest dość kiepsko ukryty, ale Kousuke nie traci pracy, szkolni koledzy Setagawy też nie mają większego problemu z jego zażyłością z matematykiem ( kliknij: ukryte ) itd.
    Pewnie gdyby prawdziwy romans między bohaterami zaczął się w momencie, gdy np. Setagawa dzięki pomocy i wsparciu Kousuke z powodzeniem skończył szkołę i dostał się na studia, to bym nie narzekała, ale w tej wersji ta historia jest dla mnie mało strawna.
  • Avatar
    R
    tamakara 5.10.2017 14:03
    zanim pod moimi oknami pojawi się tłum (hih) z widłami i pochodniami, postanowiłam (jednak!) zmienić obrazek z miniaturki na mniej zabawny, za to bardziej pasujący do opisu. Niech będzie, że się poddałam.  kliknij: ukryte 
    ale patrzcie patrzcie! Anime, którego nikomu nie chciało się nawet zajawkować, o którym za sezon nikt by nie pamiętał i pod którym wypowiedziały się trzy osoby, nagle potroiło liczbę komentarzy (swoich nie liczę), dostanie drugą recenzję (apologetyczną?), a określenie „pasza” nabrało cech memu. Na dodatek ktoś zupełnie wcześniej niezainteresowany wyraził potencjalną chęć obejrzenia serii. Czyżbym była geniuszem zła? Szkoda tylko, że zupełnie przez przypadek.
    Myślę, że chociaż czasem zdrowo jest się z kimś trochę pokłócić w kwestii gustu i odbioru jakiegoś dzieła kultury, to mam wrażenie, że obecne tu niezadowolenie z recenzji nie otwiera pola do dyskusji. Można się za to dowiedzieć, że jestem okropnym człowiekiem :D

    na koniec zostawię jeszcze linka do ciekawego (imo) materiału na temat roli recenzji. jest to mniej więcej również moje stanowisko, a skoro chłopak o tym gada, to ja nie muszę pisać: [link]
    • Avatar
      Koogie 5.10.2017 15:05
      Jak pod wieloma względami zgadzam się z tym co mówi autor filmiku, w końcu sam stronię od numerków i w wielu moich komentarzach za każdym razem tłumaczę skąd moja opinia się wzięła. Tak jednak popadł on w kolejną skrajność, mówiąc że recenzja jest w pełni subiektywna. To jest bardzo niebezpieczne stwierdzenie, ponieważ jednym z celów recenzji jest analiza dzieła. I jak odbiór sztuki jest sprawą absolutnie subiektywną, tak samo dzieło składa się z wielu elementów, które można zaliczyć do elementów w pełni obiektywnych lub obiektywno­‑podobnych. W ogólnym jednak kontekście dobra recenzja jest taka, która w jasny sposób informuje czytelnika czemu i jak dane dzieło wpłynęło na recenzenta. Czytelnik mając to zrozumienie, będzie mógł odnieść swoje własne preferencje do tego co przeczytał i wyciągnąć własne wnioski. Połową recenzji jest sam recenzent i czytając je można sporo się dowiedzieć o danej osobie.

      No, a ogólnie fujocatfight o animcu BL. Nie czytałem recenzji, nie oglądałem show, nie odniosę się, ale urocza drama.
    • Avatar
      Alt_TruIsta 5.10.2017 16:24
      zanim pod moimi oknami pojawi się tłum (hih) z widłami i pochodniami, postanowiłam (jednak!) zmienić obrazek z miniaturki na mniej zabawny, za to bardziej pasujący do opisu. Niech będzie, że się poddałam.

      Zachęcony twoim linkiem i wyjściem do tłumu wtrącę coś nieistotnego. Trochę ubolewam nad tym twoim poddaniem, choć jest dla mnie oczywiste, że to tylko i wyłącznie twoja sprawa. Nie będę pisał głupot o braku pewności w siebie. Jednak skoro twoja recenzja wraz z miniaturką spełnia warunki i została opublikowana na tej witrynie, to nie widzę sensu by coś zmieniać – nawet jeśli są to pierdoły. No ale tak z drugiej strony cieszy mnie fakt, że mimo twoich dziwnych tekstów o pochodniach(chyba że chciałaś docenić ludzi którzy Ci próbują oświetlić drogę)jesteś osobą rozsądną i dostrzegasz krytykę coś z nią robiąc.

      Myślę, że chociaż czasem zdrowo jest się z kimś trochę pokłócić w kwestii gustu i odbioru jakiegoś dzieła kultury, to mam wrażenie, że obecne tu niezadowolenie z recenzji nie otwiera pola do dyskusji. Można się za to dowiedzieć, że jestem okropnym człowiekiem :D

      Tu masz racje, zawsze warto się jest pokłócić. Co do okropności wiem, że trochę żartujesz ale nie przesadzaj. Ja np w życiu bym tak nie napisał o osobie której nie znam. Zwłaszcza idiotyczne jest oceniać kogoś tylko i wyłącznie na podstawie jego twórczych wypocin.
    • Avatar
      Uratugo 5.10.2017 17:56
      Niestety, ale jest to podejście postmodernistyczne, które uważa, że tekst kultury pełni rolę masowej rozrywki, w której wszystko jest właściwe i nic nie jest właściwe, bo to zależy od odbiorcy- nie ma prawdy, ponieważ każdy ma swoją prawdę.

      Każde dzieło niesie za sobą jakąś wartość. Rolą recenzenta jest ocenić, czy wartość danego tekstu kultury jest dodatnia, ujemna, czy nie wnosi zupełnie niczego. Idąc tropem opinii tego jutubera, każdy spełniający podstawowe wymogi języka pisanego może nazywać się recenzentem i recenzować, nawet jeśli nie posiada odpowiednich do tego kompetencji merytorycznych.

      Zgadzam się w dwóch kwestiach: że do pewnego stopnia recenzja ma prawo być subiektywna, oraz że recenzja może (a nawet powinna) być pretekstem do dyskusji, z której może narodzić się coś wartościowego. Są jednak elementy dzieła, które muszą być ocenione w sposób obiektywny, o czym napisał już ktoś powyżej.

      Rolą kultury jest rozwój intelektualny i duchowy człowieka. I może brzmi to patetycznie, ale taka jest istota kultury. Jeśli tak jest, to znaczy, że człowiek ma się rozwijać, a nie jedynie łechtać swoje bodźce odpowiadające za poczucie satysfakcji audiowizualnej; dlatego właśnie recenzent musi być kompetentny i musi umieć oceniać dane dzieło z wielu bardzo różnych stron, aby potencjalny odbiorca mógł zwrócić uwagę na coś, na co w normalnych okolicznościach by jej nie zwrócił. Musi umieć profesjonalnie ocenić dany film/książkę/obraz/anime, aby ktoś, kto ma troszeczkę większe wymagania, mógł oprzeć się o recenzję i ewentualnie skonfrontować swój pogląd z poglądem recenzenta. Osoba nie mająca takich wymagań z zasady nie czyta recenzji, a jedynie pyta o opinię znajomych o podobnym guście. Jeśli recenzje mają pełnić rolę „a mi się podobało, bo mi się podobało (lub na odwrót)", to lepiej, żeby ich w ogóle nie było.

      I nie oceniam tu samej recenzji „Hitorijime My Hero”, żeby była jasność. Chodzi mi tylko o podejście do sprawy. Wiem, wyskoczyłem, jak filip z konopi z moim przydługim monologiem, ale poczułem taką potrzebę wyrażenia swojej opinii. :)
      • Avatar
        tamakara 7.10.2017 19:55
        napisałam przecież, że zgadzam się mniej więcej ;) niech więc to rozwinę… (moderacja mnie pogoni…)
        Myślę, że najlepszym sposobem na ocenienie dzieła jest zapoznanie się z nim osobiście. Recenzje mogą pomóc w wyborze, ewentualnie wpłynąć na zmianę perspektywy odbioru, ale na pewno nie mogą stanowić wyznacznika „ma ci się podobać/nie podobać, albo jesteś głupi”. Myślę, że na tanuku i w wielu innych miejscach przeświadczenie o ważności recenzji, jej wyższości ponad zwykły komentarz, zderza się z buntem przeciw autorytetom. Dodatkowo recenzja bardziej niż funkcję informacyjną spełnia zadanie wirtualnego poklepania po pleckach. Jeśli potwierdza stanowisko czytelnia -> jest dobra, a recenzent jest fajny, jeśli jest sprzeczna ze zdaniem czytelnika -> recenzent jest do bani, nie zna się, a tekst nie nadaje się do czytania. Nie chodzi tylko o moją recenzję, to cały czas wraca. (oczywiście nie chcę tu sugerować, że wszyscy się tak zachowują…) Obiektywizm recenzji może dotyczyć jedynie postawienia opisywanego filmu/serialu/książki pomiędzy innymi tworami, ale zauważ, że nawet to nie musi zostać uszanowane przez czytelnika. To wymagałoby już na starcie nastawienia, albo chociaż przyzwolenia możliwości, że tak – ten człowiek się zna, wie więcej niż ja. Ale w odbiorcy nie ma takiego nastawienia, bo odbiorca woli mieć rację i on też „różne rzeczy czytał”. Być może jest to wina internetu, który zmienia perspektywę, ale takie są czasy, że każdy może pretendować do miana autorytetu, więc nikt nim naprawdę nie jest. Sama uważam, że niektóre opinie są bardziej wartościowe od innych, ale nie można nikomu narzucić zgody na słuchanie akurat tego konkretnego osobnika, dlatego właśnie recenzja jest bardziej głosem w dyskusji niż głosem głoszącym prawdę. Mogę się znać na BLach albo czymkolwiek, ale dla kogoś z innym gustem pozostanę dyletantką, bo piszę inaczej, niż on uważa ;) a filmoznawstwa nie kończyłam :D
        Obawiam się jednak, że gdyby recenzją tego anima zajął się Tomasz Raczek, albo Sfilmowani (osoby, które szanuję filmowo) to chyba nie postawiliby wyższej noty… jakie mam jednak prawo zamykać tym komuś usta? dlatego mam nadzieję, że ta druga recenzja powstanie.
  • Impos 5.10.2017 01:31:47 - komentarz usunięto
  • Kanivaru 5.10.2017 01:16:13 - komentarz usunięto
  • Avatar
    A
    Tuvo 4.10.2017 09:25
    Co do recenzji – można się zgadzać albo nie zgadzać. Ja się akurat trochę zgadzam, a trochę nie. Ale recenzje mają to do siebie, że nigdy nie będą (bo i nie muszą być) obiektywne.

    Jeśli chodzi o samo anime, to to rzeczywiście coś, czego można się spodziewać – zwykły romans, któremu chciano dodać trochę ponadprzeciętnego charakteru, ale wyszło średnio. Nie mówię, że to zła seria i że się źle ogląda, bo, moim zdaniem, to wszystko zależy, z jakim nastawieniem się do oglądania siada. Myślę, że jak ktoś lubi lekkie, niewymagające serie, które powielają schematy, to będzie zadowolony z produkcji, a może będzie ją nawet chwalić. Mnie nie zaskoczyło nic. Wydaje mi się też, że polski (i chyba japoński też) widz przyzwyczaił się do powierzchownego potraktowania tematu szkolnych romansów, zwłaszcza w świetle konwencji, które przyjęło sobie anime, bo myślę, że nie należy wymagać zbyt dużo od serii, która bazuje na BARDZO jasnym i klarownym podziale na seme i uke.
  • Avatar
    A
    yumechu 4.10.2017 07:32
    Fascynuje mnie dziwne i powszechne na tej stronie przekonanie, że recenzja powinna być „sprawiedliwa” (cokolwiek to znaczy) i „obiektywna” (cokolwiek to znaczy), a recenzent/ka ma obowiązek zadowalać wszystkich fanów i nie­‑fanów, bo w przeciwnym razie recenzja jest „be”. Powiedziałabym, że to nawet na swój sposób zabawne – przynajmniej na tyle, na ile zabawne mogą być dziecinne zachowania dorosłych (chyba) ludzi.

    Cóż, ja recenzję przeczytałam i jadu nie uświadczyłam. Wydaje mi się raczej stonowana i bynajmniej nie jest przesadna w wypunktowywaniu wad. Jeśli coś nie grzeszy wybitną jakością, to dlaczego ktoś ma udawać, że jest inaczej? Albo wywyższać serię wyłącznie dlatego, że inne są gorsze? No kaman, bądźmy poważni.

    Od siebie dodam też, że może kiedyś doczekamy się jeszcze jakiejś dobrej ekranizacji dobrej mangi BL i Doukyuusei nie pozostanie jedyną w historii gatunku perełką. Mam w głowię dość długą listę pozycji, które chętnie bym zobaczyła zanimowane, ale jako że fanki/fani mają niskie standardy, to i nikt się nie stara dostarczyć nam czegoś lepszego…
    • Avatar
      Kysz 4.10.2017 17:19
      Oj, ale proszę mi tu nie wstawiać w usta słów, których nie wypowiedziałam. Kompletnie nie uważam, że recenzja ma być obiektywna czy sprawiedliwa. Nie ma czegoś takiego, w końcu recenzja do jakże subiektywny zapis myśli i wrażeń jej autora na temat jakiegoś tworu. Natomiast będę stała na stanowisku, że recenzja powinna być rzetelna, że zamiast wylewać nad czymś wiadro pomyj, powinno się przynajmniej spróbować zerknąć na to z innej perspektywy, a już zdecydowanie – nie maskować potencjalnych zalet/wad i specjalnie uwypuklać te drugie. A dokładnie tak dla mnie wygląda ten tekst.

      I jeszcze raz powtórzę – to nie to, że nie zgadzam się z samą opinią. Bardzo lubię czytać opinie kompletnie różne od mojej, a choćby i dlatego, by się przekonać, że nawet przy takim a takim postawieniu sprawy, wciąż się z danym stanowiskiem nie mogę zgodzić. Nie zgadzam się natomiast ze sposobem przedstawiania tej opinii – ze wszystkimi tymi niepotrzebnymi złośliwościami w tekście, z sarkazmem, z maskowaniem zalet. Nijak nie chcę, by ktoś mnie swoją recenzją zadowalał, ale chciałabym, żeby przedstawiając swój punkt widzenia, uczciwie go uargumentował – w tym wypadku nie sprowadzając wszystkiego do próby wyśmiania tegoż tytułu (co jawnie podkreśla specjalnie dobrany po to obrazek główny i kontrowersyjne „dwa zdania o”).

      Także proszę tutaj nie mylić pojęć – bo to, że recenzja mi się nie podoba, nie znaczy, że krytykuję samo zdanie autorki na temat anime.
      • Avatar
        yumechu 5.10.2017 07:11
        Nie zwracałam się do Ciebie bezpośrednio, więc nie wiem, skąd pomysł, że wkładam Ci cokolwiek w usta. To była generalna obserwacja, którą poczyniłam już dawno temu i która została potwierdzona po raz kolejny.

        No i oczywiście możesz sobie pisać, że lubisz czytać odmienne opinie i nie krytykujesz zdania autorki recenzji, ale sęk w tym, że w powyższej recenzji nie ma złośliwości (a gdyby była, to i cóż z tego?) – jest jej za to dużo w Twoich wypowiedziach pod adresem autorki. Sama zresztą przyznałaś się do uprzedzeń, więc może dlatego widzisz to, czego w recenzji nie ma.
        • Avatar
          Kysz 5.10.2017 17:00
          Nie zwracałam się do Ciebie bezpośrednio, więc nie wiem, skąd pomysł, że wkładam Ci cokolwiek w usta. To była generalna obserwacja, którą poczyniłam już dawno temu i która została potwierdzona po raz kolejny.


          Skoro piszesz taki komentarz pod anime, pod którym widnieją tylko dwie uwagi dotyczące recenzji mogę chyba założyć, że część z tego jest skierowana także do mnie, jako osoby, która jeden z tych komentarzy napisała? ;p Zwłaszcza jeśli teraz piszesz, że ta opinia została tu potwierdzona – a tak się składa, że właściwie nikt tutaj nic takiego nie napisał.

          No i oczywiście możesz sobie pisać, że lubisz czytać odmienne opinie i nie krytykujesz zdania autorki recenzji, ale sęk w tym, że w powyższej recenzji nie ma złośliwości (a gdyby była, to i cóż z tego?) – jest jej za to dużo w Twoich wypowiedziach pod adresem autorki. Sama zresztą przyznałaś się do uprzedzeń, więc może dlatego widzisz to, czego w recenzji nie ma.


          Tu chyba trochę stronniczości się wkrada, skoro uważasz, że w recenzji nie ma krzty złośliwości, za to ja wręcz pluję jadem w stronę jej autorki. Przyznaję niestety, że całkowicie bez złośliwości się nie obyło, z czego dumna nie jestem, ale żeby jej aż tak pełno tu było? Naprawdę?
          I tak, jestem uprzedzona do autorki, ale to raczej nie powinno dziwić, skoro zostałam już kilka razy przez nią obrażana w komentarzach i nie raz czytałam jak obraża innych. Naprawdę trudno wtedy nie nabawić się przynajmniej lekkiego uprzedzenia, stąd też raczej staram się unikać wchodzenia z nią w głębsze dysputy na jakikolwiek temat. Może to kwestia stylu pisania i złego jego odbioru przeze mnie, ale zwyczajnie nie przepadam za komentarzami po brzegi wypełnionymi ironią.

          Ale to na pewno nie jest miejsce na prowadzenie takich rozmów, więc może jednak nie będziemy tego ciągnąć?
  • Avatar
    R
    tamakara 3.10.2017 21:18
    drogie oburzone głosy niżej (a może i wyżej) zjedzcie snickersa…

    Myślicie, ze w tej recenzji jest jad? Myślicie się. Jad był w pierwszej wersji tego tekstu, który potem zmieniałam, zmieniałam i zmieniałam, ponieważ anime okazało się lepsze, niż obawiałam się, że będzie, a mi zależało na uczciwym podejściu do tematu. To nie znaczy, że jest jakieś wybitne i że mam je oceniać wysoko. Na tle innych tytułów spod szyldu BL nie wyróżnia się niczym szczególnym. Za dużo mang z tego gatunku przeczytałam, oraz innych dzieł kultury doświadczyłam, żeby twierdzić inaczej. Powiecie mi, że „ale nie ma takich anime”. A co to w ogóle za argument? Nie muszę ograniczać się Waszą niewiedzą. Poza tym nawet w przypadku anime jest jeszcze doukyuusei, o wiele lepsze, moim skromnym zdaniem rzecz jasna.
    Chciałabym wiedzieć, w którym miejscu mijam się z prawdą. W jaki sposób z tekstu wynika, że bohaterowie myślą tylko o seksie? Jestem pewna, że tego nie napisałam :D Jednak czy Hasekura nie powiedział Kensuke tego, co mu powiedział? Czy nie wymuszał na nim „innych czynności seksualnych”? Czy anime nie próbowało nam tego zaprezentować jako ah scen romantycznych? Czy jesteście na 100% pewne, że nie kieruje Wami to jakże urocze jaoistyczne zaślepienie? Jest „oficjalna” gejowska para, więc należy świętować i nieważne, że bohaterowie z dykty i że fabuła szyta grubymi nićmi?  kliknij: ukryte  To jest tylko romansidło, na dodatek niezbyt lotne i bardzo w standardach gatunku. Nie było gwałtu na ekranie? No i chwała Bogu, ale wiecie, brak gwałtu nie jest czymś wyjątkowym. Brak gwałtu =/= zaleta. To jest stan normalny w relacjach międzyludzkich, niezależnie czy to BL, czy co innego.
    Też jestem fujoshi i wiem, że ta pasza była skierowana również do mojego żłobu, średnio się nią najadłam, ale

    cytat z recenzji:„Pozostaje mieć nadzieję, że to krok w dobrym kierunku i następna serialowa ekranizacja mangi BL to będzie już naprawdę coś dobrego. I być może z lepszym budżetem.”

    Chcecie pisać alternatywne recenzje i rozpływać się, jakie to było wybitne, cudowne, kochane, najlepsze ever? ależ proszę uprzejmie. Opinia jest opinią :) z tego samego tytułu życzę sobie, abyście uszanowały moje zdanie.

    a obrazek główny? jest przeuroczy przecież :D ta scena zrobiła na mnie prawdziwe wrażenie. bosz, zero dystansu…

    pozdrawiam.
    • Avatar
      Kysz 3.10.2017 22:26
      Ogólnie staram się unikać wymiany zdań z Tobą z powodu twojego nastawienia do rozmówcy, ale skoro powiedziało się A…

      Myślicie, ze w tej recenzji jest jad? Myślicie się. Jad był w pierwszej wersji tego tekstu, który potem zmieniałam, zmieniałam i zmieniałam, ponieważ anime okazało się lepsze, niż obawiałam się, że będzie…

      Tak, myślę, że w tym tekście (recenzją tego jednak obawiam się nazwać) jest pełno jadu. Jest on praktycznie w całości napisany tak, żeby wzbudzić kontrowersje, śmiem wręcz twierdzić, że specjalnie jest w nim podkreślona każda słabość tego tytułu, gdy jego ewentualne zalety zostają skwitowane ledwie jednym­‑dwoma zdaniami. Tak, by nie można było powiedzieć, że w sumie to tylko wylewasz jad, bo przecież zwróciłaś uwagę, że jednak plusy to też ma. Ale taki sposób konstrukcji teksu, by uwypuklić głównie ironiczne argumenty, niby celnie skierowane przeciwko wadom serii, nie jest w żaden sposób rzetelną recką, a właśnie zwykłym wylewaniem jadu, bo może odezwą się głosy oburzenia. Może gdyby Twoje pozostałe teksty były w innym stylu, łatwiej byłoby to przełknąć, w końcu każdy ma czasem ochotę powylewać trochę jadu na coś, zwłaszcza jeśli to coś go zawiodło. Choć tu widzę, że podchodziłaś do tego ze zgoła innymi oczekiwaniami, z góry zakładając, że to będzie syf… co też tego tekstu nijak nie ratuje. Zresztą jeśli miałaś tekst napisany chyba jeszcze przed wydaniem anime skoro w trakcie emisji tak często go zmieniałaś, to już naprawdę nie wiem co mogę do tego dodać…

      ...a mi zależało na uczciwym podejściu do tematu.


      Cóż, ja tam w to akurat nie wierzę, bo jak już napisałam wyżej – za bardzo kojarzę jednak twoje wypowiedzi z podburzaniem, czy też czymś na kształt trollowania (jak nie przepadam za tym słowem, tak nie potrafię znaleźć innego). W każdym razie nawet w samym tekście nie ma ni słowa o tym, że choćbyś próbowała spojrzeć na to z innej perspektywy niż jako coś, co po prostu łatwo wyśmiać, a i sama wyżej w sumie to potwierdzasz.

      Na tle innych tytułów spod szyldu BL nie wyróżnia się niczym szczególnym. Za dużo mang z tego gatunku przeczytałam, oraz innych dzieł kultury doświadczyłam, żeby twierdzić inaczej. Powiecie mi, że „ale nie ma takich anime”. A co to w ogóle za argument? Nie muszę ograniczać się Waszą niewiedzą. Poza tym nawet w przypadku anime jest jeszcze doukyuusei, o wiele lepsze, moim skromnym zdaniem rzecz jasna.


      Tak, ja też przeczytałam ich mnóstwo, więc daruj sobie uszczypliwości o „niewiedzy”, skoro nie masz podstaw do takich twierdzeń. I owszem, jest mnóstwo mang znacznie lepszych od tej, dojrzalszych, bardziej przemyślanych, z rozbudowanymi kreacjami bohaterów. Wciąż jest też i dużo gorszych, zwłaszcza, że akurat manga „Hitorijime my Hero” wypada lepiej od anime. Co prowadzi generalnie do tego, że nie ma co porównywać mang do anime. A jedno Doukyuusei BLowego raju w anime nie czyni. Zresztą to, że powstał jeden dojrzalszy tytuł nie znaczy też od razu, że ta mniej dojrzalsza, a bardziej naiwna strona BL jest od razu taka be.

      Chciałabym wiedzieć, w którym miejscu mijam się z prawdą. W jaki sposób z tekstu wynika, że bohaterowie myślą tylko o seksie? Jestem pewna, że tego nie napisałam :D Jednak czy Hasekura nie powiedział Kensuke tego, co mu powiedział? Czy nie wymuszał na nim „innych czynności seksualnych”? Czy anime nie próbowało nam tego zaprezentować jako ah scen romantycznych? Czy jesteście na 100% pewne, że nie kieruje Wami to jakże urocze jaoistyczne zaślepienie?

      Wprost oczywiście nigdzie, bo przecież to by było strzałem w stopę, zwłaszcza jeśli można błądzić między niedwuznacznymi aluzjami w rodzaju: „A więc to była miłość, przez cały ten czas, kiedy pchałeś mi ręce w majtki, a ja ci na to pozwalałem, bo miałem poczucie winy! No, teraz wszystko jasne, też cię kocham!” czy „wiem, że chcesz, żebym cię przeleciał, ale zapomnij”. A w anime natomiast pada tylko jedno stwierdzenie Hasekury odnośnie „albo seks albo koniec znajomości”, a potem kompletnie nie dochodzi do rozwinięcia tegoż. Natomiast między Kousuke a Masahiro nie ma tych dwuznaczności w ogóle i to do tego stopnia, że pewne sceny z mangi (same właściwie nic nie pokazujące) zostają odpowiednio zmienione tak, by całość miało otoczkę stricte romantyczną, a nie seksualną. Może ci się zatem anime z mangą pomyliło?

      Nie było gwałtu na ekranie? No i chwała Bogu, ale wiecie, brak gwałtu nie jest czymś wyjątkowym. Brak gwałtu =/= zaleta. To jest stan normalny w relacjach międzyludzkich, niezależnie czy to BL, czy co innego.

      Niestety, obecnie jesteśmy już na takim etapie, że brak gwałtu można traktować jako zaletę, bo wszędzie tego pełno. W momencie więc, gdy pojawia się ekranizacja, w której kompletnie nie ma czegoś takiego, zwyczajnie czuję ulgę, że da się jeszcze wyprodukować coś pozbawione tego dziadostwa. Zwłaszcza, że to coś z założenia jest raczej wyidealizowanym romansem, niż poważnym podejściem do tematu miłości między dwoma panami.

      Chcecie pisać alternatywne recenzje i rozpływać się, jakie to było wybitne, cudowne, kochane, najlepsze ever? ależ proszę uprzejmie. Opinia jest opinią :) z tego samego tytułu życzę sobie, abyście uszanowały moje zdanie.


      Zgadzam się – opinia jest opinią i ile ludzi tyle różnych zdań na dany temat. I mnie wcale nie oburza to, że ktoś ma o tej serii inną opinię – ja nie szanuję nie twojego zdania, ale sposobu jego wyrażania. I nie, nie zamierzam się rozpływać w zachwycie nad tym jakie to jest boskie, więc standardowo daruj sobie te uszczypliwości, naprawdę można się bez nich obejść.

      a obrazek główny? jest przeuroczy przecież :D ta scena zrobiła na mnie prawdziwe wrażenie. bosz, zero dystansu…

      Dystans dystansem, mnie ta scena rozwaliła, ale i tak uważam, że nie nadaje się na obrazek główny do „recenzji”, bowiem jest kompletnie niereprezentatywna względem serii. Jako ilustracja tandetnej grafiki – proszę bardzo, nawet jako jedna z 4 głównych zrzutek przy tekście. Ale jako coś, co ma robić w pewnym sensie za okładkę tytułu? No jeśli to nie jest prowokacja, to już nie wiem jak inaczej to nazwać, zwłaszcza, że tego typu super­‑deformed pojawia się w tym tytule tylko raz, a i samych scen SD w ogóle nie ma aż tak dużo, by akurat nią się tu posłużyć.

      Kontynuować nie zamierzam, bo wiem jak kończą się wymiany zdań z Tobą i nieszczególnie przepadam za prowadzeniem dyskusji, w której jedna ze stron usilnie stara się wyśmiać drugą. Wiem, dziwne to w naszych czasach, ale jestem trochę staroświecka pod tym względem.
      • Avatar
        tamakara 3.10.2017 23:22
        Myślę, że podchodzisz do tego zbyt emocjonalnie, być może dlatego, że – jak sama podkreślasz, jesteś do mnie uprzedzona. Nie podobają Ci się moje teksty, trudno, nie mam obowiązku Cię zadowalać :)
        Recenzję pisałam na bieżąco wraz z wychodzącymi odcinkami, chyba mi wolno? Stąd liczny zmiany. Zapewniam, mogłam i potrafiłabym naprawdę to zjechać, gdyby mi zależało.

        nadal pozdrawiam.
      • Avatar
        Przypadkowy przechodzień 3.10.2017 23:42
        Jako osoba zupełnie z zewnątrz nie znalazłam w tej recenzji żadnego jadu. Nie zauważyłam też, żeby recenzentka wyrażała się jakoś niewłaściwie. Jak jej się coś nie podobało, to przecież nie będzie tego ukrywać i na siłę szukać usprawiedliwienia.

        Skoro pewne rzeczy opisane były tak, a nie inaczej, to zapewne tak właśnie recenzentka je odebrała. Skoro recenzentka skupiała się na wadach, to pewnie wady przyćmiły dla niej zalety tej produkcji i odbiło się to na jej opinii. Ale to, że ktoś odebrał pewne rzeczy inaczej niż Ty, nie oznacza jeszcze, że wypada posądzać go o trolling.
    • Avatar
      tamakara 4.10.2017 10:02
      słowa słowa słowa teoria teoria teoria
      Muszę sprostować. „niewiedza” o której piszę w pierwszym komentarzu to skrót myślowy, kontrowersyjny na dodatek. Powinnam była napisać o „potencjalnej niewiedzy części odbiorców”, albo coś w tym stylu. Mogło to zostać odebrane jako postawienie się mojej nic nieznaczącej osoby w pozycji autorytarnej, podczas gdy miałam na myśli ewentualne różnice w ilości/jakości tytułów, jakie ktoś miał okazję poznać. Powinno to brzmieć: „Może nic lepszego nie przytrafiło się Wam zobaczyć, ale to nie znaczy, że ja muszę się tym ograniczać”. Poprosiłabym moderację o edycję, ale ponieważ fragment został już zacytowany, z pewnością zmiana nie wchodzi w grę. Cóż więc, jakaś gwiazdka i przypis może? ;)

      Zastanówcie się przez chwilę, jeśli zechcecie, co takiego naprawdę dobrego jest w tym tytule? Jest gejowskim romansem i się nie gwałcą? To ma je wartościować dodatnio? Podkreślę jeszcze raz z całą mocą. Brak przemocy seksualnej na ekranie nie jest zaletą. Jest normą, albo powinien nią być. Czymś, co każdy odbiorca ma prawo oczekiwać na wstępie. Obecność przemocy seksualnej nie może być traktowana jako punkt wyjścia! Nic mnie nie obchodzi, że BL jako gatunek uczyniło z przemocy seksualnej fetysz i będę to zawsze piętnować. Być może za wyjątkiem sytuacji, kiedy owa przemoc jest pokazana naprawdę jako przemoc i nie stanowi tylko narzędzia fabularnego, ale to już kwestia oceny konkretnych przypadków.

      Nazwanie recenzowanego tytułu paszą nie jest może najmilsze dla niektórych, ale (w mojej opinii) oddaje sedno problemu. Nie trzeba nas dopieszczać. Ucieszy nas byle co. Nie powinno tak być, powinniśmy mieć wymagania, ale nie mamy – jako grupa odbiorców. I bądźmy szczerzy, po ten tytuł nie sięgnie żadno „szersze grono”, ten tytuł nie ma nic do zaoferowania ludziom nie będących fanami gatunku. Podobnie jak w przypadku innych pasz: otome albo ecchi. A mogłoby mieć. Jakże pięknie by było, gdyby miało! Gdyby mogła przyjść taka mała tamakarka i postawić 8/10, albo wyżej. I na koniec – chęć sięgnięcia po paszę nie jest czymś nagannym, sama po nią sięgam (nie tylko BL) i się nawet bawię, ale to nie oznacza, że mam wypierać świadomość owej paszowatości.

      nieustannie pozdrawiam.
  • Avatar
    A
    Anonim 3.10.2017 17:29
    Głos sprzeciwu
    Recenzja jest niestety beznadziejna. Owszem, ta seria nie powala na kolana i nie ma w niej nic specjalnie wybitnego, jednak uważam, że jest to jedna z lepszych propozycji ostatnich lat w swoim gatunku.

    Przede wszystkim nie jest wyuzdana do granic żenady. Bohaterowie są dość naturalni, i choć nie odchodzą całkowicie ze standardowych schematów, to utrzymują naturalne osobowości, przez co są dużo bliższe ludziom z krwi i kości, a znacznie mniej sprośno­‑infantylne. Seria jest bardzo delikatna, więc nie ma tu też mowy jakimkolwiek wyuzdaniu. Pod tym względem „Hitorijime My Hero” właściwie wybija się ponad znaczną większość serii z kategorii Yaoi/shounen ai.

    Kreska jest dość przeciętna, animacja trochę nawet poniżej, choć w tym gatunku jest to standard i nie ma co nad wyraz narzekać. Fabuła nie powala na kolana, bohaterowie również. Więc dlaczego uważam, że recenzja jest bardzo krzywdząca? Otóż moim zdaniem „Hitorijime My Hero” mogłoby być kamieniem węgielnym dla rozwoju BL, które będą pozbawione zboczeń, infantylnych zachowań, płytkich postaci i fabuły prostej, jak budowa cepa, zmierzająca od pierwszej minuty w znanym wszystkim kierunku. „Mogłoby”, ponieważ niestety wychodzi na to, iż seria ta echem się nie odbije, a docenić próby twórców tego gatunku nie potrafią nawet recenzenci Tanuki.pl. Szkoda, bo seria zrywa z wieloma patologiami Yaoi/shounen ai i mógłby to być miły początek serii, które nie byłyby tworzone jedynie dla fanek z chorymi fantazjami, a dla ciut szerszego grona.
  • Avatar
    A
    Kysz 3.10.2017 06:44
    Kpina nie recenzja
    Ok, cudów się nie spodziewałam, ale nie sądziłam, że można napisać tak pełen jadu, za to pozbawiony niemal treści tekst. I ten specjalnie dobrany pod to obrazek główny… Żal…
    Przynajmniej wiem, że bez alta się nie obejdzie, ale i tak szkoda, że jako główną recka będzie tu wisiało to coś (swoją drogą nie mające wiele wspólnego z anime, bo w nim o seksie nie ma mowy, a z tekstu wylewa się, jakoby wszyscy panowie tu tylko o tym myśleli).
    Mimo wszystko będę też postulowała o zmianę obrazka głównego. Ten jest zbyt jawnie nastawiony na wyśmianie tytułu, a choć grafika jest tu kiepska to takich scen akurat jest tu mało.
  • Avatar
    A
    Tenessy 24.09.2017 01:45
    Hitorijime My Hero
    Właśnie skończyłam oglądać i ostatnie odcinki były naprawdę urocze, choć przyznając całkowicie szczerze, pierwsze aż tak mnie nie pociągały. W sensie – spodziewałam się historii Settiego i Kou, a w pierwszych 3­‑4? Było o Kenie i księciu, którzy niekoniecznie potrafili zaszczepić u mnie sympatię, szczególnie Ken, bo niezbyt lubie ten typ osobowości w anime. Potem coś tam zaczęło się dziać między głównymi bohaterami, ale to było takie… Subtelne? Może nawet zbyt, bo przez chwile zastanawiałam się nad tym czy faktycznie ten romans dojdzie do skutku. Do tego nie do końca wiedziałam o co tak naprawdę chodzi temu nauczycielowi, bo najpierw odpycha od siebie, wręcz obraża, a później nagle ma wyrzuty, że Settie próbuje jakoś normalnie się zachowywać, czy też nawet i trochę zdystansować. Dziwne to było.
    Ostatecznie wyszło całkiem przyjaźnie i miło, fajnie mi się oglądało. Właściwie obejrzałam to w mniej niż jeden dzień, więc jest serio całkiem ok, choć momentami faktycznie fabuła trochę przymulała i było za dużo dramy. Chyba się poważnie zestarzałam, bo jeszcze te 3 lata temu jak oglądałam np. Love Stage, to jakby mniej czułam tej słodyczy i poirytowania niektórymi zachowaniami bohaterów, a uważam, że LS było dużo bardziej infantylne.

    Czekam na ten moment, kiedy zrobi się serio fajne anime o np. dorosłych ludziach, w troszkę poważniejszej oprawie. To by było cudowne ;)
  • Avatar
    A
    Kysz 23.09.2017 21:09
    Zdecydowany numer 1 wśród najnowszych serii shounen-ai
    I mamy koniec. Na szczęście – bardzo zgrabny. Oczywiście przed finałem musiało być trochę dramy i choć pewne rzeczy mocno wyolbrzymili, to jednak nie przekroczyli pewnej granicy. W ogólnym rozrachunku dostaliśmy naprawdę ciepłą historię o miłości między dwoma mężczyznami. Nic głębokiego, bo całość jest taka trochę naiwna i wyidealizowana, ale też nie cukierkowa. Do tego, o czym już pisałam we wcześniejszym komentarzu, nie ma tu absolutnie żadnej patologii. Jest to niesamowita zaleta, zwłaszcza patrząc po ostatnich seriach z tego gatunku, w których albo były gwałty bądź ich usiłowanie, albo kazirodztwo z lekko shotowymi podtekstami, bądź – w najlżejszej formie – typowe „zmienię cię w taką osobę, jak mi pasuje”. Początkowo martwiła mnie relacja nauczyciel – uczeń, ale twórcy podeszli do tego tematu znacznie dojrzalej, niż się spodziewałam.

    Co mnie martwi, to strasznie mała popularność tej serii. Być może nie rozumiem nastoletnich fujoshi, ale serio patologia aż tak ich kręci? Wreszcie mamy normalną, dobrą historię spod znaku BL… i prawie nikt jej nie ogląda! Tak trochę ręce mi opadają, bo na dłuższą metę oznacza to raczej więcej produkcji typu Super Lovers czy Love Stage, niż serii pokroju Hitorijime My Hero, żeby nie wspomnieć o czymś znacznie dojrzalszym (choć w głębi serca naprawdę liczę, że kiedyś doczekamy się i takiego tytułu). Tym bardziej wszakże cieszę się z tej perełki, skoro pewnie drugiej takiej się długo nie doczekamy.
  • Avatar
    A
    Annaputra 19.08.2017 20:39
    Ta seria jest wspaniała. Nie dlatego, że jest wybitna- bo nie jest. Posiada dość lichą grafikę, raczej prostą, przewidywalną fabułę i niewymagających bohaterów. Ale jakie to jest śliczne. <3

    Przeciętne Yaoi/shounen­‑ai dzielą się na 3 rodzaje: Pierwszy- prawie zerowa fabuła, która sprowadza całość dzieła do gorących scen łóżkowych, drugi- fajny potencjał fabularny, ale tragicznie schematyczne postacie, gdzie uke jest bardziej dziewczęcy od najsłodszej 6­‑latki (i tak samo, jak one, dziewiczo niewinne), a seme zawsze jest zaborczy, męski, agresywny i perwersyjny. No i trzeci rodzaj, tzw. „miłość od pierwszego gwałtu”, w którym mamy okazję spojrzeć na wszelkiego rodzaju patologie seksualne a gwalt jest prawie równoznaczny z pocałunkiem z zaskoczenia.

    Dlatego, kiedy widzę Yaoi/shounen­‑ai z całkiem zgrabną fabułą, która nie ogranicza się do szybkiego przewijania taśmy od jednej sceny seksualnej do drugiej oraz postaciami wychodzącymi trochę bardziej poza schemat i mającymi trochę głębszą osobowość od brodzika, to od razu się w niej zakochuję. :)

    Jestem zadowolona i czekam na więcej. <3
  • Avatar
    A
    Kysz 13.08.2017 23:15
    Ach... czemu?
    Czemu adaptacje yaoi bądź shounen­‑ai mają pecha do paskudnej grafiki? Ostatnią dobrą pod tym względem pozycją była chyba No.6, które takim czystym shounen­‑ai w wersji anime w sumie nie było. -.- Szkoda…

    A tak poza tym, to nadal uwielbiam tę serię i to nawet bardziej, niż na początku. Jako para Masahiro i Kousuke wypadają lepiej, niż Kensuke i Asaya. Oczywiście, wzięłam się też za mangę, więc tym bardziej czekam z niecierpliwością na 7 odcinek. Trochę właściwie to przeciągnęli teraz, jakby brakował im materiału. Obawiam się właśnie, w którym momencie mają zamiar to skończyć, ale niestety na angielski przetłumaczonych jest tylko 8 rozdziałów, a to niewiele dalej, niż obecna akcja w anime (6 i 7 epek to 4 rozdział). Zważywszy na to, że tu upchnęli jeszcze historię z Hitorijime Boyfriend w początkowych epkach, to w ostatnich 6 epkach spokojnie mogą dojść w okolice 11­‑12 rozdziału, może trochę dalej jak niektóre rzeczy przyspieszą. Acz na razie idą wiernie z mangą, pomijając może niektóre detale, które aż tak nie wpływają na odbiór historii. Ok, co prawda nie wiem co myśleć o  kliknij: ukryte 

    Ale tak poza tym póki co dobrze realizują moje pragnienie dobrego shounen­‑ai. Nie jest to żaden przełom w gatunku, na pewno zaś nie będzie to rzecz dla osób spragnionych poważnej opowieści spod znaku BL. Co to, to nie – ot, dostaniemy klasyczne ciepłe i nieco naiwne romansidło. I to bez żadnej patologii, kazirodztwa, gwałtów, bądź prób takowych. A mnie tam więcej do szczęścia nie jest potrzebne.^^
  • Avatar
    A
    Kysz 8.07.2017 21:49
    Po 1 epku
    Jest szansa… naprawdę jest szansa na przyzwoite shounen­‑ai w końcu. Bez żadnych patologicznych wydziwiań, tylko taki ciepły romansik BL w miarę realistycznej i nie aż tak przesłodzonej odsłonie. Oczywiście idealnie nie będzie, bo nie jestem jakąś szczególną fanką związków nauczyciel­‑uczeń, ale niech stracę…

    Czytałam co prawda spin­‑off tego, czyli Hitorijime Boyfriend, który skupia się na związku Kensuke i Asayi, ale jeśli Hitorijime My Hero będzie miało klimat tamtego i poprawi tempo zacieśniania relacji między bohaterami (niestety Boyfriend pod tym względem to baaaaardzo lekkie shounen­‑ai, bo choć jeden coś czuje, to drugi…), będę zadowolona. A że My Hero jest dłuższe, to też i pewnie bardziej… hm… dopieszczone.

    Póki co, patrząc z perspektywy osoby, która mniej więcej zna bohaterów, to jakoś tak dziwnie Masahiro się zachowuje. W Boyfriend wydawał się bardziej takim luzakiem z ciętym poczuciem humoru, a tutaj trochę wyszedł jako wycofany nastolatek. Aczkolwiek głos mu dobrali idealnie, dokładnie tak go sobie wyobrażałam.^^ W każdym razie, nawet pomimo tych „różnic osobowościowych” to materiał na wyjątkowo nie męczącego uke (Kensuke jest pod tym względem dużo gorszy niestety), a to już wiele może zmienić. Kousuke bez szału, ale raczej na plus, zaś Asayę bardzo polubiłam w mandze, więc chyba go nie skiepszczą na tyle, by mi przeszkadzał.

    Ogólnie jest nieźle, naprawdę nieźle. Byleby tylko do czegoś konkretnego doszli w tej serii, bo na aluzjach apetytu na dobre BL nie zaspokoję. Jak mi się spodoba, to pewnie sięgnę po mangę (która, niestety, wciąż wychodzi), ale wolałabym jednak konkretne uczucie już w anime. ;p