Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Komikslandia

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

6/10
postaci: 7/10 grafika: 7/10
fabuła: 6/10 muzyka: 6/10

Ocena redakcji

7/10
Głosów: 4 Zobacz jak ocenili
Średnia: 6,50

Ocena czytelników

6/10
Głosów: 16
Średnia: 6,44
σ=1,41

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (moshi_moshi)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Nana Maru San Batsu

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2017
Czas trwania: 12×24 min
Tytuły alternatywne:
  • Fastest Finger First
  • ナナマル サンバツ
Gatunki: Sportowe
Widownia: Seinen; Postaci: Uczniowie/studenci; Pierwowzór: Manga; Miejsce: Japonia; Czas: Współczesność; Inne: Realizm
zrzutka

Skoro była turniejówka o pieczeniu chleba, to dlaczego nie zrobić serii o quizach?

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

Shiki Koshiyama właśnie rozpoczyna licealną przygodę i podobnie jak wielu przed nim, marzy o znalezieniu chociaż kilku przyjaciół. Wbrew pozorom nie jest to łatwe zadanie – Koshiyama zupełnie nie wyróżnia się z tłumu, a jego ulubionym zajęciem jest czytanie książek. Oczywiście jednym z najprostszych sposobów na znalezienie nowych kolegów (w japońskiej szkole) jest zapisanie się do jakiegoś kółka zainteresowań. Tyle że bohater jeszcze nie bardzo wie, co chciałby robić przez te trzy lata. Niby naturalnym wyborem wydaje się szkolny klub literacki, ale gdzieś w głębi serca Shiki czuje, że to nie to. Na szczęście los podsuwa mu Gakuto Sasajimę, czyli nieco ekscentrycznego senpaia, który za wszelką cenę pragnie założyć klub miłośników quizów i zrobi wszystko, by przyciągnąć do niego jak najwięcej pierwszorocznych świeżynek. Na początku Koshiyama nie jest przekonany do pomysłu starszego kolegi, ale gdy udaje mu się zabłysnąć podczas miniturnieju wiedzowego, z zaskoczeniem odkrywa, że quizy to wyjątkowo ekscytująca, wprost stworzona dla niego rozrywka. Naturalnie, śliczna i sympatyczna koleżanka z klasy, Mari, będąca wielką fanką podobnych turniejów, to kolejny argument za tym, by jednak zapisać się do kółka Sasajimy.

Pierwszy odcinek Nana Maru San Batsu zrobił na mnie bardzo dobre wrażenie. Główny bohater okazał się uroczym i rozgarniętym, chociaż mocno zakompleksionym chłopakiem. Z równie dobrej strony zaprezentowali się nieco „nawiedzony” Sasajima i energiczna Mari. Zresztą pomysł na fabułę także był trafiony – skoro udało się nakręcić naprawdę ciekawe serie sportowe o go i kolarstwie szosowym, to dlaczego nie o quizach, które przecież i w naszym kraju przyciągają przed telewizory mnóstwo widzów. Kolejnymi zaletami anime okazały się przejrzyste oraz sensowne zasady organizowanych turniejów i brak supermocy w jakiejkolwiek postaci. Wiedza i umiejętności bohaterów nie wzięły się znikąd, i chyba nie było przypadku, żeby ktoś okazał się wybitny w każdej dziedzinie. Wszystkie wykorzystywane przez uczestników turniejów techniki również wydały mi się logiczne. Niestety na ostatecznej ocenie znacząco zaważył fakt, że Nana Maru San Batsu nie wyszło poza reklamę mangi.

Zasiadałam do seansu przygotowana na to, że produkcja będzie miała tylko dwanaście odcinków, więc nie można tu mówić o żadnej niespodziance, ale uważam, że twórcy, którzy również mieli tę świadomość, mogli nieco lepiej rozłożyć akcenty. Podobało mi się, jak zgrabnie dobrano mangowy materiał – udało się zmieścić w anime kilka całkiem wciągających rozgrywek międzyszkolnych bez pośpiechu i bałaganu. Przy okazji widz ma poczucie, że razem z protagonistą zakończył pewien etap w jego przygodzie z quizami. Jednak apetyt rośnie w miarę jedzenia, a przyjacielskie pojedynki to nie to samo, co oficjalny turniej, którego tutaj zabrakło. Odniosłam też wrażenie, że niepotrzebnie wprowadzono lub też podkreślono pewne wątki, niemające najmniejszej szansy na domknięcie. Chodzi przede wszystkim o starszego brata Mari, kiedyś równie zakochanego w quizach jak ona, zaś obecnie traktującego je z pogardą, oraz o pewnego małego socjopatę, nijak niepasującego do ogólnych założeń i wrzuconego do fabuły chyba tylko w celu jej urozmaicenia. O ile pierwszy wątek jakoś się broni i wystarczyłoby, żeby scenarzyści przemilczeli pewne wydarzenia lub wspomnieli o nich tylko mimochodem, o tyle drugi cały czas mi zgrzytał i do tej pory nie mogę dojść, po co autor komiksu w ogóle wcisnął do niego taką postać.

Nic chodzi nawet o to, że wspomniany bohater był irytujący – po prostu na tle pozostałych wyglądał, jakby przyplątał się z zupełnie innej bajki. Zamiast klasycznego świra, który uwielbia skupiać na sobie uwagę i śmieje się opętańczo, już chyba lepiej było wrzucić do obsady jakiegoś antypatycznego geniusza z przerostem ego. Niby dalej podnosiłby ciśnienie, ale przynajmniej wydawałby się na miejscu. Na szczęście wspomniany buc to jedyna czarna owca wśród całkiem udanej obsady. Jak już pisałam, Koshiyama podbił moje serce praktycznie od pierwszego odcinka. Chłopak jest inteligentny, ale przy tym skromny i pełen empatii. To nie jest przypadek „od zera do bohatera”, ponieważ Shiki wchodzi w świat quizów z głową pełną wiedzy. Naprawdę ładnie widać, że mamy do czynienia z molem książkowym zakochanym w klasyce – z pytaniami krążącymi wokół kultury popularnej i masowej Koshiyama ledwo sobie radzi. Brakuje mu też wiedzy na temat technik wykorzystywanych do wygrywania pojedynków, w końcu zanim odpowie się na pytanie, trzeba nacisnąć przycisk szybciej niż często pokaźne grono rywali, ale i tego protagonista powoli się uczy.. Radą i pomocą służy mu Mari, która może nie posiada tak rozległej wiedzy, ale całkiem dobrze orientuje się w rodzajach zadawanych pytań i potrafi wychwycić moment, kiedy najlepiej nacisnąć przycisk. Mari to osóbka pełna energii, pewna siebie, a przy tym szalenie otwarta i koleżeńska. Naprawdę miło jest zobaczyć tak poukładaną i sensowną postać kobiecą, która na dodatek nie pełni roli dekoracji. Nieco mniej czasu antenowego dostali Sasajima i jego młodsza siostra, ale i oni okazali się wyjątkowo uroczym duetem.

Kilka ciepłych słów należy się również przeciwnikom głównych bohaterów. Zawodnicy z innych szkół także wypadli pozytywnie, nie było tu żadnej niezdrowej rywalizacji. Najlepiej widać to na przykładzie Koshiyamy i Chisato Mikuriyi, wyjątkowo uzdolnionego członka klubu miłośników quizów z innego liceum. Chłopcy są w tym samym wieku i chociaż Mikuriya często dokucza Shikiemu, to widać, że lubi go i uważa za swojego największego rywala. Wręcz zachęca kolegę, by rozwijał swój talent, dzięki czemu będzie mógł się z nim zmierzyć w oficjalnym pojedynku. Poza tym wyjątkowo urzekło mnie, że starsi uczniowie zawsze traktują młodszych z szacunkiem, starają się im pomóc, ale jednocześnie nikt nie stawia ich na piedestale. Jakieś takie zdrowe te relacje, normalnie jak nie w anime… Uczniowie różnych szkół rozmawiają ze sobą, przyjaźnią się i nie toczą świętych wojen podczas turniejów. Obowiązuje nawet niepisany kodeks zobowiązujący uczestników konkursów do przestrzegania zasad dobrego wychowania, których trzymają się wyjątkowo chętnie. Cóż, miło od czasu do czasu popatrzeć na młodzież lubiącą pogłębiać wiedzę, nie wrzeszczącą na każdego i nie traktującą każdej formy współzawodnictwa jak walki o ogień.

Pod względem technicznym anime wypada dobrze – projekty postaci są ładne i zróżnicowane, nie zanotowałam też żadnych poważnych wpadek anatomicznych. Ot, bardzo typowa kreska, niezbyt wyszukane tła i przyjemna, żywa kolorystyka. Nana Maru San Batsu nie należy do produkcji pełnych animacyjnych fajerwerków, to raczej solidna rzemieślnicza robota. Widać, że twórcy nie dysponowali pokaźnym budżetem, ale ten, który otrzymali, wykorzystali rozsądnie. Podobnie ma się kwestia ścieżki dźwiękowej, poprawnej, ale pozbawionej charakteru. Czołówka to przyjemny, całkiem energiczny utwór, ale niewiele osób zapamięta go na dłużej, tak samo zresztą jak piosenkę towarzyszącą napisom końcowym. Trochę inaczej ma się sprawa seiyuu, którzy w większości spisali się znakomicie. Naprawdę nie sposób zarzucić cokolwiek Shunowi Horie (Koshiyama) czy Kaito Ishikawie (Mikuriya) – panowie perfekcyjnie oddali zupełnie odmienne charaktery chłopców, nie popadając przy tym w przesadę. Problemem (i to poważnym) okazała się niedoświadczona Umika Kawashima w roli Mari. Co tu dużo mówić, ta młoda i śliczna Japonka po prostu nie potrafi grać. Każda kwestia wypowiadana przez Mari brzmiała dokładnie tak samo, zero intonacji, zero emocji w głosie, zero czegokolwiek, równie dobrze można by użyć programu komputerowego. Serio, tak tragicznego popisu aktorstwa nie słyszałam chyba nigdy, a boli to tym bardziej, że Mari zdecydowanie wyróżnia się na tle innych postaci kobiecych w podobnych anime i zasłużyła na dużo lepszą seiyuu.

Nana Maru San Batsu to bardzo przyjemny wypełniacz, szczególnie jeśli jest się fanem serii sportowo­‑turniejowych. Owszem, produkcja ma swoje wady – kończy się, zanim się porządnie rozkręci, nie wychodzi poza ramy gatunku, zawiera kilka cokolwiek dziwnych i nazbyt teatralnych pomysłów oraz jednego zupełnie zbędnego wariata, ale nie powiem, żebym czuła się zawiedziona po seansie. Wręcz przeciwnie, to jedno z tych anime, którego kontynuację przywitałabym uśmiechem. Jeżeli macie ochotę na serię sportową pełną wyjątkowo sympatycznych i poukładanych bohaterów, z nieźle rozplanowaną fabułą, gdzie rozum stoi wyżej niż mięśnie, to zachęcam do obejrzenia. Jak na reklamę mangi, Nana Maru San Batsu prezentuje się zaskakująco dobrze, mimo kilku niedociągnięć.

moshi_moshi, 16 listopada 2017

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: TMS Entertainment
Autor: Iqura Sugimoto
Projekt: Makoto Takahoko
Reżyser: Masaki Oozora
Scenariusz: Yuuko Kakihara
Muzyka: Hajime Hyakkoku

Odnośniki

Tytuł strony Rodzaj Języki
Nana Maru San Batsu - wrażenia z pierwszych odcinków Nieoficjalny pl