Komentarze
Kino no Tabi: The Beautiful World - Animated Series
- Moja opinia : Rolaka : 16.01.2018 22:16:32
- stare a nowe : San-san : 29.12.2017 20:50:20
- Re: Czar prysł? : Nicckki : 24.12.2017 21:37:46
- Re: Czar prysł? : Lenneth : 24.12.2017 15:03:49
- Re: Czar prysł? : Daerian : 24.12.2017 04:30:55
- Czar prysł? : Lenneth : 23.12.2017 20:53:46
- komentarz : blob : 23.12.2017 01:23:09
- Re: odcinek 8 : Tablis : 27.11.2017 12:29:09
- Re: odcinek 8 : Daerian : 27.11.2017 05:14:25
- Re: odcinek 8 : Tablis : 26.11.2017 20:33:49
Moja opinia
Zapraszam po pełną recenzję do siebie: [link]
stare a nowe
Niemniej seria mi się podobała. Jeśli chodzi o elementy filozofii: cóż, do mnie przemawia nawet tekst z końca – to może być koniec, albo początek z mojego włąsnego punktu widzenia. Dla was to może być bezustanna tułaczka, a ja kończę ją tu i teraz i zaczynam jutro. Bardzo mi to odpowiada i pasuje do mojego włąsnego życia. Sama lubię sobie postawić takich kilka kamieni milowych na drodze z napisem: „tu był koniec czegoś”.
Książę był pokazany dla kontrastu do Kino. Podobało mi się to, bo to pokazywało jej sposób myślenia i swego rodzaju mądrość. on był dobry, a ona mądra.
podobało mi się jeszcze bo pokazali kilka historii, których nie znałam. Te które znałam w starym Kino były lepiej wyreżyserowane.
Ishio.
Czar prysł?
Mój podstawowy problem z nowym Kino no Tabi polega na tym, że jest to seria źle wyreżyserowana i mocno niespójna. Rozumiem, że serial tego pokroju może mieć epizodyczną fabułę, gdzie każdy odcinek stanowi całość sam w sobie. Ale tutaj poszczególnych odcinków nie łączy czasem absolutnie NIC, nawet nie postać tytułowej bohaterki, która w wielu epizodach nie pojawia się wcale. To tak jak oglądać np. serial „Tudorowie” czy „Rodzina Borgiów”, gdzie nikt z Tudorów czy Borgiów tygodniami nie pojawiałby się na ekranie.
Co więcej, poszczególne odcinki mocno od siebie odstają: tematyką, nastrojem i ogólnym poziomem. Niektóre, tak jak „Bothersome Country”, były całkiem w porządku i rzeczywiście dały mi nieco do myślenia (chociaż, niestety, zawierało się w tym także myślenie „gdzie się, do cholery, podziała słynna neutralność Kino?”). Większość „nowych” epizodów okazała się miałka i niczego ciekawego nie wnosiła, natomiast tym odcinkom, które pamiętam jeszcze z oryginału, zabrakło impaktu: przewrotnej, nieprzewidywalnej puenty na koniec. Za jeden z gorszych epów uważam ten z córką właścicieli hotelu, „Kind Country”. Dwadzieścia minut nudy i przemyśleń „co ja patrzę i dlaczego??” ze słodką dziewuszką oprowadzającą Kino po przeraźliwie nieciekawym miasteczku – puenta być może to wynagradza, ale nie w sytuacji, kiedy człowiek tę puentę pamięta jeszcze sprzed lat. Zero przemyśleń, zero napięcia, zero piorunującego efektu „a‑ale jak to?!”.
Wywalenie Kino z połowy epów sprawiło, że trzeba było w tych epach obsadzić inne pacynki do pokazywania świata przedstawionego. I nie wyszło to serii na dobre. Niemal wszystkie te postacie nudziły mnie albo drażniły, bez wyjątku, poczynając od księcia i uratowanej przez niego dziewuszki (tę za każdym razem miałam ochotę wykopać poza ekran, a tak dużo jej dali, uch), przez masochistyczną niewolnicę, po arogancką nauczycielkę Kino, której chyba wcale nie hejtowałam w oryginale. Co gorsza, wnerwiał mnie też Hermes, który przez połowę czasu powtarzał tylko nic niewnoszące kwestie Kino i bleblał o niczym, a przez drugą połowę sprawiał wrażenie rasowego psychopaty (!), dla którego cudze cierpienie jest obojętne albo zabawne.
Dialog zamykający całą serię tu już w ogóle szczyt wszystkiego: kilka minut rozmowy tak „głębokiej”, że nawet Coelho wymięka. Lepsze i celniejsze refleksje przeciętny widz tej serii miewa zapewne codziennie pod prysznicem, podczas namydlania lewej pachy.
Tym razem zdecydowanie nie pykło.
Miałem napisać, że chyba nie rozumiem fenomenu tej serii, bo to co obejrzałem było czymś co najwyżej przeciętnym. Anime jako całość jest groteskowe, durna fabuła co poniektórych odcinków jest wymówką żeby przedstawić jakiś kretyński pomysł ( kliknij: ukryte np.
odcinek o wiosce którą niszczy wybuch wulkanu i wszyscy stwierdzają, że se zostaną, bo tak. A odcinek o owcach to już klasa sama w sobie pod względem idiotyzmu). Człowiek ogląda jakiś odcinek i cały czas czeka na jakąś sensowną puentę a dostaję stek bzdur na zasadzie „bo autor tak chciał”. Postaci nie da się lubić bo są one wręcz nieludzkie albo irytujące (np. Hermes). Zachowują się jak lalki a ta cała 'neutralność' Kino jest robiona jakby na siłę (raz stwierdza yhm ok jadę dalej, innym razem postanawia, że kogoś se tam zastrzeli, jeszcze w innym płacze nad listem itd). Przede wszystkim jako widz w ogóle nie czuję sympatii do postaci które oglądam na ekranie, są mi one totalnie obojętne, dlatego też opowiedziane historie na mnie nie działają, a dialogi są strasznie wymuszone i nienaturalne (szczytem już są rozmowy Kino i Hermesa). Funkcjonowanie tych całych państw‑miast przedstawionych w anime jest tak totalnie abstrakcyjne, że nawet mi się nie chce komentować jak bardzo.
Na koniec zastanawia mnie tytuł. Jeżeli 'piękny świat' ma być sarkazmem, to jest to dla mnie jedyne wytłumaczenie tytułu.
Jeden z większych zawodów sezonu, po każdym kolejnym odcinku chciałem dropnąć, ale jakoś wymęczyłem do końca (liczyłem na chociaż jeden fajny odcinek). Sam się sobie dziwię. Jedynymi zaletą serii jest muzyka.
odcinek 8
Jest dobrze
Fabuła niezmienna, choć akurat tego można się było spodziewać. Postaci są bardzo stonowane i dramaturgia oraz napięcie akcji również są utrzymywane na niskim pułapie emocjonalnym. To dobrze, właśnie o to chodziło.
Jestem zadowolony. Dostaliśmy po prostu odświeżoną wersję „Kino no Tabi” i właśnie tego tu było trzeba. Żadnych urozmaiceń, żadnych dodatkowych udziwnień, żadnych ulepszeń. Ogląda się dobrze. Pozostał zarówno klimat, jak i niebezpośredni przekaz- nie bójmy się tego słowa- filozoficzny, z którym można się zgadzać lub nie, ale na pewno zmusza do refleksji.