x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w polityce prywatności.
Faktycznie, zgodzę się, że kreska trochę obniżyła ocenę anime. Poprzednia wersja miała swój klimat. Ale czy kreska wpłynęła na jakoś historii? Oczywiście, że nie!
Stare Kino było znakomite nowe… cóż. Przeszkadza mi to, że Kino tutaj to śliczna dziewczynka. W starym Kino nie było tego widać. Ale to moje prywatne indywidualne poczucie.
Niemniej seria mi się podobała. Jeśli chodzi o elementy filozofii: cóż, do mnie przemawia nawet tekst z końca – to może być koniec, albo początek z mojego włąsnego punktu widzenia. Dla was to może być bezustanna tułaczka, a ja kończę ją tu i teraz i zaczynam jutro. Bardzo mi to odpowiada i pasuje do mojego włąsnego życia. Sama lubię sobie postawić takich kilka kamieni milowych na drodze z napisem: „tu był koniec czegoś”.
Książę był pokazany dla kontrastu do Kino. Podobało mi się to, bo to pokazywało jej sposób myślenia i swego rodzaju mądrość. on był dobry, a ona mądra.
podobało mi się jeszcze bo pokazali kilka historii, których nie znałam. Te które znałam w starym Kino były lepiej wyreżyserowane.
Ishio.
Pamiętam, że poprzednia seria bardzo mi się podobała. Pytanie, czy naprawdę była aż tak dobra, lepsza od obecnej, czy może wraz z upływem wyrobił mi się gust, jak to zwykle z ludźmi bywa?
Mój podstawowy problem z nowym Kino no Tabi polega na tym, że jest to seria źle wyreżyserowana i mocno niespójna. Rozumiem, że serial tego pokroju może mieć epizodyczną fabułę, gdzie każdy odcinek stanowi całość sam w sobie. Ale tutaj poszczególnych odcinków nie łączy czasem absolutnie NIC, nawet nie postać tytułowej bohaterki, która w wielu epizodach nie pojawia się wcale. To tak jak oglądać np. serial „Tudorowie” czy „Rodzina Borgiów”, gdzie nikt z Tudorów czy Borgiów tygodniami nie pojawiałby się na ekranie.
Co więcej, poszczególne odcinki mocno od siebie odstają: tematyką, nastrojem i ogólnym poziomem. Niektóre, tak jak „Bothersome Country”, były całkiem w porządku i rzeczywiście dały mi nieco do myślenia (chociaż, niestety, zawierało się w tym także myślenie „gdzie się, do cholery, podziała słynna neutralność Kino?”). Większość „nowych” epizodów okazała się miałka i niczego ciekawego nie wnosiła, natomiast tym odcinkom, które pamiętam jeszcze z oryginału, zabrakło impaktu: przewrotnej, nieprzewidywalnej puenty na koniec. Za jeden z gorszych epów uważam ten z córką właścicieli hotelu, „Kind Country”. Dwadzieścia minut nudy i przemyśleń „co ja patrzę i dlaczego??” ze słodką dziewuszką oprowadzającą Kino po przeraźliwie nieciekawym miasteczku – puenta być może to wynagradza, ale nie w sytuacji, kiedy człowiek tę puentę pamięta jeszcze sprzed lat. Zero przemyśleń, zero napięcia, zero piorunującego efektu „a‑ale jak to?!”.
Wywalenie Kino z połowy epów sprawiło, że trzeba było w tych epach obsadzić inne pacynki do pokazywania świata przedstawionego. I nie wyszło to serii na dobre. Niemal wszystkie te postacie nudziły mnie albo drażniły, bez wyjątku, poczynając od księcia i uratowanej przez niego dziewuszki (tę za każdym razem miałam ochotę wykopać poza ekran, a tak dużo jej dali, uch), przez masochistyczną niewolnicę, po arogancką nauczycielkę Kino, której chyba wcale nie hejtowałam w oryginale. Co gorsza, wnerwiał mnie też Hermes, który przez połowę czasu powtarzał tylko nic niewnoszące kwestie Kino i bleblał o niczym, a przez drugą połowę sprawiał wrażenie rasowego psychopaty (!), dla którego cudze cierpienie jest obojętne albo zabawne.
Dialog zamykający całą serię tu już w ogóle szczyt wszystkiego: kilka minut rozmowy tak „głębokiej”, że nawet Coelho wymięka. Lepsze i celniejsze refleksje przeciętny widz tej serii miewa zapewne codziennie pod prysznicem, podczas namydlania lewej pachy.
Stara seria miała starannie dobrane odcinki, budujące odpowiedni nastrój, jak również znacznie lepiej skonstruowany każdy odcinek indywidualnie.
Nowa seria została zrobiona na zasadzie plebiscytu dla fanów, w którym wybierali historie do ekranizacji (dosłownie, to nie przenośnia), więc w efekcie zawiera najbardziej „edgy”, „true” i „cool” odcinki, bez żadnego zrozumienia konieczności stopniowania i przeplatania historii. Także jak sama pisałaś, reżyser nie wyrabia się z odpowiednim prowadzeniem historii w pojedynczych historiach.
Starego Kino oglądałem mając już stanowczo wyrobiony gust animowy i nadal będę twierdzić, że to jedno z najlepszych anime w historii. Nowe Kino niestety zupełnie takie nie jest – do tego stopnia, że zastanawiam się, czy w ogóle kończyć tę serię.
Wierzę na słowo. Swego czasu dałam staremu Kino dziewiątkę, co dla mnie, podchodzącej krytycznie do wszystkiego, jest w zasadzie oceną maksymalną.
Jeśli znajdę dość czasu, pewnie spróbuję obejrzeć oryginał jeszcze raz. Do dziś chodzi mi po głowie odcinek ze zrywaniem/układaniem torów oraz jego przesłanie, a przecież kiedy ja go oglądałam, może i z dekadę temu.
Zapewne chcieli dobrze z tym plebiscytem dla fanów, ale co z tego. To tak, jakby twórcy dowolnego serialu, kręcąc drugi sezon, puścili wśród fanów ankietę „to co chcecie zobaczyć teraz?” i zrealizowali wszystkie zebrane pomysły, nie patrząc na to, czy łączą się w sensowną całość.
Nie wiem, może żonglowanie kolejnością epów jakkolwiek by pomogło, ale pewnie nie, skoro mało która z tych historii broni się sama w sobie jako pojedyncze dzieło.
zastanawiam się, czy w ogóle kończyć tę serię
Rozstrzygniesz to sam, ale dla mnie z odcinka na odcinek okazywała się coraz bardziej rozczarowująca. Nic już jej nie uratowało, nawet ep o przeszłości Kino, a ostatni odcinek to, moim zdaniem, wręcz kuriozum i kompletne nieporozumienie.
Nicckki
24.12.2017 21:37 Re: Czar prysł?
Miałam podobnie oglądając nowe Kino. Jakoś w pierwszej wersji właśnie Kino była taka bardziej neutralna i z boku wydarzeń. A dodatkowo co mnie nieco zakuło to kreska – w starej serii kreska była taka nieco niestaranna, nieco toporna, momentami brzydka, ale chyba właśnie to dodawało klimatu, a tu od początku mamy słodką na swój sposób Kino, gdzie można się domyślić płci (to mi się podobało w 1 serii, że o tym, że Kino jest dziewczyną dowiadujemy się dość późno, właśnie przy odcinku z „miłym krajem”) i w ogóle jakieś te postacie takie wymuskane są. Pierwszy podróżnik Kino teraz był rasowym bishem, a bardziej przemawiał do mnie jako średniej urody, średniego wieku podróżnik.
No i właśnie to, że część odcinków się powtarzała z pierwszą serią, przez co miałam wrażenie, że jest gorzej. Nowe nie niosły ze sobą takiego ładunku emocjonalnego. Zresztą sama oprawa muzyczna w mim odczuciu zostawia sporo do życzenia – 1 opening pamiętam i zdarza mi się, że nucę do dziś, a ten nowy – nawet go nie kojarzę teraz.
Podsumowując, z nowym Kino mam wrażenie, że jest podobnie jak z Gunslinger Girls – pierwsza seria pokazywała obojętność głównych bohaterów na wszystko przez co mieli w jakimś stopniu odebrane człowieczeństwo, a jednocześnie działało to na widza, a w drugiej postawili na „śliczną” oprawę wizualną kosztem charakteru serii.
Przeczytałem komentarze poniżej i dobrze, bo mi trochę rozjaśniło sytuację. Wychodzi na to, że oryginał jest inny…
Miałem napisać, że chyba nie rozumiem fenomenu tej serii, bo to co obejrzałem było czymś co najwyżej przeciętnym. Anime jako całość jest groteskowe, durna fabuła co poniektórych odcinków jest wymówką żeby przedstawić jakiś kretyński pomysł ( kliknij: ukryte np.
odcinek o wiosce którą niszczy wybuch wulkanu i wszyscy stwierdzają, że se zostaną, bo tak. A odcinek o owcach to już klasa sama w sobie pod względem idiotyzmu). Człowiek ogląda jakiś odcinek i cały czas czeka na jakąś sensowną puentę a dostaję stek bzdur na zasadzie „bo autor tak chciał”. Postaci nie da się lubić bo są one wręcz nieludzkie albo irytujące (np. Hermes). Zachowują się jak lalki a ta cała 'neutralność' Kino jest robiona jakby na siłę (raz stwierdza yhm ok jadę dalej, innym razem postanawia, że kogoś se tam zastrzeli, jeszcze w innym płacze nad listem itd). Przede wszystkim jako widz w ogóle nie czuję sympatii do postaci które oglądam na ekranie, są mi one totalnie obojętne, dlatego też opowiedziane historie na mnie nie działają, a dialogi są strasznie wymuszone i nienaturalne (szczytem już są rozmowy Kino i Hermesa). Funkcjonowanie tych całych państw‑miast przedstawionych w anime jest tak totalnie abstrakcyjne, że nawet mi się nie chce komentować jak bardzo.
Na koniec zastanawia mnie tytuł. Jeżeli 'piękny świat' ma być sarkazmem, to jest to dla mnie jedyne wytłumaczenie tytułu.
Jeden z większych zawodów sezonu, po każdym kolejnym odcinku chciałem dropnąć, ale jakoś wymęczyłem do końca (liczyłem na chociaż jeden fajny odcinek). Sam się sobie dziwię. Jedynymi zaletą serii jest muzyka.
Niniejszym, z połową odcinków niedotyczących podróży Kino, anime traci prawo do swojego tytułu. Do bycia przedłużeniem starej serii straciło już chwilę temu, bo tamta nie musiała korzystać z uciętych głów i samobójczych loli jako środków przekazu i, bądź co bądź, była wyraźnie głębsza. Tym większy podziw czuję dla zabiegów wykonanych nad poprzedniczką, które polegały na przerobieniu, jak mniemam, edgy lajtnoweli na serię, która zdobyła sobie łatkę filozoficznej, a w sprzyjających warunkach potrafiła nasuwać skojarzenia nawet z Małym Księciem.
Cóż, odcinki były wybierane na podstawie ankiety wśród fanów. To więc lista TOP 10, taka sama jak te na YouTube i ma podobną ilość sensu.
Mocno mnie zdziwiło, że marne studio i marny reżyser zabierają się akurat za Kino no Tabi, ale się łudziłem, że czasami goście pracujący nad masą haremówek i loli wyproszą u szefostwa zgodę na zrobienie czegoś, co im w duszy gra. To jednak nie ten przypadek, potraktowali to jak N‑tą light novel wjeżdżającą na taśmociąg.
Prawda, przesadziłem, zdarzają im się lepsze produkcje, choć nie sposób oprzeć się wrażeniu, że to wyrobnicy. Natomiast reżyser Taguchi… ała. Kino no Tabi to serial relatywnie mało kosztowny, a sprzedać się może. Kto więc wymyślił, żeby mu to dawać – oto zagadka.
A
Otak
4.11.2017 17:23
Powtórzę się ale to ciągle jest stare dobre Kino no tabi. Jedynie w nowej kresce i z nowymi przygodami w nowych dziwnych absurdalnych krajach. Ekipa popisała się wymyślając nowe przygody i kraje, nie było kopiuj wklej. No dobra, było państwo‑arena walk z oryginału ale inaczej przedstawiona, fabuła też potoczyła się inaczej, wg mnie ponownie pokazali koloseum aby wprowadzić do fabuły Shizu (szermież‑książe‑mściciel podróżujący buggym)oraz Riku (mówiący pies‑towarzysz Shizu), w oryginale byli postaciami epizodycznymi a w nowej serii dodano ich do fabuły i moim zdanie dobrze bo mają potencjał.
Fabuła Koloseum potoczyła się zgodnie z light novel. To twórcy poprzedniego anime postanowili trochę zmieniać.
Btw. jest potwierdzone, że w nowej wersji pojawi się kliknij: ukryte Land of Adults.
Otak
13.11.2017 12:18
A to nie wiedziałem, dzięki za info. Wychodzi na to że KnTTBW Animated Series podobnie jak Hellsing Ultimate jest wierna oryginałowi w przeciwieństwie do poprzednich anime‑adaptacji.
Kreska się zmieniła, ale dalej pozostaje w swoim klimacie, co już jest bardzo ważne.
Fabuła niezmienna, choć akurat tego można się było spodziewać. Postaci są bardzo stonowane i dramaturgia oraz napięcie akcji również są utrzymywane na niskim pułapie emocjonalnym. To dobrze, właśnie o to chodziło.
Jestem zadowolony. Dostaliśmy po prostu odświeżoną wersję „Kino no Tabi” i właśnie tego tu było trzeba. Żadnych urozmaiceń, żadnych dodatkowych udziwnień, żadnych ulepszeń. Ogląda się dobrze. Pozostał zarówno klimat, jak i niebezpośredni przekaz- nie bójmy się tego słowa- filozoficzny, z którym można się zgadzać lub nie, ale na pewno zmusza do refleksji.
Kino wygląda w tym remake'u bardziej uroczo, co nie do końca uważam za plus, choć nie przeczę patrzy się miło. W drugim odcinku uważam, że mocno okroili sprawę. W starej części działo się wiecej, miało to więcej emocji i było odrobinkę mniej przewidywalne. Ale Kino to Kino. Kocham. Pozostawia po sobie to przyjemne uczucie wyciszenia i zetknięcia się z naprawdę dobrą historią.
Od razu czuć tutaj ducha poprzedniej wersji, czym jestem dosyć zadowolony. Odświeżona grafika wygląda całkiem nieźle, chociaż nie da się ukryć, że straciła urok tej starszej. Mimo tego wygląda na to, że dostaniemy drugi raz to samo, a to w zupełności powinno wszystkim wystarczyć.
Spodziewałem się takiego odcinka, ale żeby tak od razu strzelić czymś takim w pysk? Bardziej przewidywalnej historii nie było? Oby mieli coś bardziej zaskakującego pod ręką, bo chyba umrę z nudów.
Nie bardzo rozumiem, o co chodzi. Ta seria była- i widać teraz też będzie- przewidywalna. Nudy? Przecież wcześniej akcja była dokładnie taka sama. Może to i nudne, ale nie dlatego, ze nowa seria jest gorsza, ale dlatego, że to specyfika „Kino no Tabi”.
Rozmawiasz z człowiekiem, który nie oglądał pierwszej serii, bo czytałem, że nie ma takiej potrzeby. Wyrażam więc swoje zdanie jako człowiek, który widzi te historie po raz pierwszy.
Hmmm, więc pozwól, że ci wyjaśnię. Ach, to nie złośliwość, czy sarkazm z mojej strony, żeby nie było.
„Kino no Tabi”, to seria spokojna, specyficzna i choć pojawia się w niej jakaś akcja, to odgrywa ona rolę trzeciorzędną. Nie ma żadnego napięcia, przygód, emocji. Konwencja polega na tym, że Kino wraz z Hermesem podróżują z „miasta” do „miasta”, a każde z nich ma odmienną specyfikę. Ta specyfika (czasami skrajnie dziwna) jest pretekstem do filozoficznych refleksji na bardzo różne tematy: czym jest moralność ludzka, jak działają różne ustroje polityczne, jak zachowuje się człowiek w określonych warunkach, etc., etc.
„Kino no Tabi”, to seria bardzo specyficzna. Pisząc „bardzo” mam na myśli to, że jest dość trudna i pod wieloma względami nużąca. Nie każdemu przypadnie do gustu, a sądząc po dwóch odcinkach, konwencja z poprzedniej serii pozostaje niezmienna. Jeśli dwa odcinki nie przypadły ci do gustu, to podejrzewam, że seria ci się w ogóle nie spodoba, wręcz przeciwnie.
Diffie Hellman
20.10.2017 23:36 no bez jaj
Wybacz, w 1 epku po zobaczeniu twarzy chłopaka na początku odcinka i „w tym mieście można zabijać” nie było sensu już dalej oglądać. Autentycznie bardziej przewidywalnie się nie dało. Nie serio, spróbuj ułożyć bardziej przewidywalną fabułę odcinka Kino no Tabi.
Odcinki oryginalnej serii z reguły trzymały jakiegoś asa w rękawie, tutaj reżyserowi wypadły wszystkie karty z rękawa zanim zdążył wypić poranną kawę.
Do tego drugi odcinek nowej serii to remake historii, która jak dla mnie w poprzedniej serii była desperacką próbą przyciągnięcia widzów przed ekran. Kompletnie nie pasowała do pozostałych historii i była zwyczajnie słaba.
I jest brzydko, cukierkowo, fee, blee i fuj, fuj. Ale hej! Następne odcinki NA PEWNO będą skłaniały do refleksji filozoficznych! Mhm! Bo jak powszechnie wiadomo składanie ludzi do refleksji filozoficznych jest lepem na widzów, co też udowodniła pierwsza seria świetnymi wynikami sprzedaży! Mhm. To fakt. A z faktami się nie dyskutuję.
Wybacz, w 1 epku po zobaczeniu twarzy chłopaka na początku odcinka i „w tym mieście można zabijać” nie było sensu już dalej oglądać. Autentycznie bardziej przewidywalnie się nie dało. Nie serio, spróbuj ułożyć bardziej przewidywalną fabułę odcinka Kino no Tabi.
Może należę do tych niejarzących, ale dla mnie odpowiedź na to, jak to miasto wygląda, nie była wcale taka oczywista. Równie dobrze mogła się tam szerzyć anarchia, w której trup ściele się gęsto za najmniejszą pierdołę. Mógł to być również system, w którym panuje kult siły. Rozwiązania mogły być różne.
To nie jest serial akcji, ale to nie znaczy, że w zamyśle nie jest emocjonujący. W każdym z odcinków najnowszej serii są sceny, które mogą budzić napięcie i emocje. Zabicie człowieka przez tłum na środku ulicy ma nie budzić emocji? Królobójstwo ma nie budzić emocji? Nie twierdzę zresztą, że tego nie robią, obie sceny są całkiem udane.
Inna sprawa, że skoro ma to być seria skoncentrowana na refleksjach socjologiczno‑filozoficznych, to chciałbym je zobaczyć. W pierwszym odcinku finał był nastawiony na ten aspekt, ale w drugim i trzecim ani trochę, twórcy zdawali się wręcz zamiatać pod dywan te aspekty przedstawianych historii.
Impos
21.10.2017 14:39
Drugi odcinek był średni pod tym względem, ale trzeci już daje wystarczająco informacji, żeby móc debatować nad prawami i motywacjami jednej i drugiej strony. Główny bohater też niby nie zajmuje stanowiska, ale jednak spotkanie z kliknij: ukryte „podróżującym krajem” pozwala mu wyjść z własnego chwilowego kryzysu, co w sumie wiele mówi o tej postaci.
Oczywiście. Nie miałem na myśli tego, że „Kino no tabi” nie budzi (czy też, że w zamyśle nie ma budzić) emocji. Chodzi mi raczej o ten rodzaj napięcia, który wywołują cliffhangery. Z pewnością wiele rzeczy może wzburzyć, przerazić, rozczulić, ale nie jest to seria nastawiona na napięcie, typu „O Jezu, co się teraz wydarzy?!”.
A póki co, jestem po dwóch odcinkach, więc o trzecim się nie wypowiem. Drugi odcinek był gorszy od pierwszego, ale też był powtórzeniem starej serii. Z tego, co pamiętam, to tam ten epizod był rozłożony na dwa odcinki i można było dokładniej poprowadzić całą akcję. Co nie zmienia faktu, że był to gorszy odcinek, tu się zgadzam.
A
Otak
7.10.2017 21:17
Animacja i kreska inne ale jest charakterystyczny klimat Kino no Tabi, dalej jest to anime o mądrej badassowej podróżniczce zwiedzającej dziwne, absurdalne i przerażające miejsca.
Moja opinia
Zapraszam po pełną recenzję do siebie: [link]
stare a nowe
Niemniej seria mi się podobała. Jeśli chodzi o elementy filozofii: cóż, do mnie przemawia nawet tekst z końca – to może być koniec, albo początek z mojego włąsnego punktu widzenia. Dla was to może być bezustanna tułaczka, a ja kończę ją tu i teraz i zaczynam jutro. Bardzo mi to odpowiada i pasuje do mojego włąsnego życia. Sama lubię sobie postawić takich kilka kamieni milowych na drodze z napisem: „tu był koniec czegoś”.
Książę był pokazany dla kontrastu do Kino. Podobało mi się to, bo to pokazywało jej sposób myślenia i swego rodzaju mądrość. on był dobry, a ona mądra.
podobało mi się jeszcze bo pokazali kilka historii, których nie znałam. Te które znałam w starym Kino były lepiej wyreżyserowane.
Ishio.
Czar prysł?
Mój podstawowy problem z nowym Kino no Tabi polega na tym, że jest to seria źle wyreżyserowana i mocno niespójna. Rozumiem, że serial tego pokroju może mieć epizodyczną fabułę, gdzie każdy odcinek stanowi całość sam w sobie. Ale tutaj poszczególnych odcinków nie łączy czasem absolutnie NIC, nawet nie postać tytułowej bohaterki, która w wielu epizodach nie pojawia się wcale. To tak jak oglądać np. serial „Tudorowie” czy „Rodzina Borgiów”, gdzie nikt z Tudorów czy Borgiów tygodniami nie pojawiałby się na ekranie.
Co więcej, poszczególne odcinki mocno od siebie odstają: tematyką, nastrojem i ogólnym poziomem. Niektóre, tak jak „Bothersome Country”, były całkiem w porządku i rzeczywiście dały mi nieco do myślenia (chociaż, niestety, zawierało się w tym także myślenie „gdzie się, do cholery, podziała słynna neutralność Kino?”). Większość „nowych” epizodów okazała się miałka i niczego ciekawego nie wnosiła, natomiast tym odcinkom, które pamiętam jeszcze z oryginału, zabrakło impaktu: przewrotnej, nieprzewidywalnej puenty na koniec. Za jeden z gorszych epów uważam ten z córką właścicieli hotelu, „Kind Country”. Dwadzieścia minut nudy i przemyśleń „co ja patrzę i dlaczego??” ze słodką dziewuszką oprowadzającą Kino po przeraźliwie nieciekawym miasteczku – puenta być może to wynagradza, ale nie w sytuacji, kiedy człowiek tę puentę pamięta jeszcze sprzed lat. Zero przemyśleń, zero napięcia, zero piorunującego efektu „a‑ale jak to?!”.
Wywalenie Kino z połowy epów sprawiło, że trzeba było w tych epach obsadzić inne pacynki do pokazywania świata przedstawionego. I nie wyszło to serii na dobre. Niemal wszystkie te postacie nudziły mnie albo drażniły, bez wyjątku, poczynając od księcia i uratowanej przez niego dziewuszki (tę za każdym razem miałam ochotę wykopać poza ekran, a tak dużo jej dali, uch), przez masochistyczną niewolnicę, po arogancką nauczycielkę Kino, której chyba wcale nie hejtowałam w oryginale. Co gorsza, wnerwiał mnie też Hermes, który przez połowę czasu powtarzał tylko nic niewnoszące kwestie Kino i bleblał o niczym, a przez drugą połowę sprawiał wrażenie rasowego psychopaty (!), dla którego cudze cierpienie jest obojętne albo zabawne.
Dialog zamykający całą serię tu już w ogóle szczyt wszystkiego: kilka minut rozmowy tak „głębokiej”, że nawet Coelho wymięka. Lepsze i celniejsze refleksje przeciętny widz tej serii miewa zapewne codziennie pod prysznicem, podczas namydlania lewej pachy.
Tym razem zdecydowanie nie pykło.
Re: Czar prysł?
Nowa seria została zrobiona na zasadzie plebiscytu dla fanów, w którym wybierali historie do ekranizacji (dosłownie, to nie przenośnia), więc w efekcie zawiera najbardziej „edgy”, „true” i „cool” odcinki, bez żadnego zrozumienia konieczności stopniowania i przeplatania historii. Także jak sama pisałaś, reżyser nie wyrabia się z odpowiednim prowadzeniem historii w pojedynczych historiach.
Starego Kino oglądałem mając już stanowczo wyrobiony gust animowy i nadal będę twierdzić, że to jedno z najlepszych anime w historii. Nowe Kino niestety zupełnie takie nie jest – do tego stopnia, że zastanawiam się, czy w ogóle kończyć tę serię.
Re: Czar prysł?
Jeśli znajdę dość czasu, pewnie spróbuję obejrzeć oryginał jeszcze raz. Do dziś chodzi mi po głowie odcinek ze zrywaniem/układaniem torów oraz jego przesłanie, a przecież kiedy ja go oglądałam, może i z dekadę temu.
Zapewne chcieli dobrze z tym plebiscytem dla fanów, ale co z tego. To tak, jakby twórcy dowolnego serialu, kręcąc drugi sezon, puścili wśród fanów ankietę „to co chcecie zobaczyć teraz?” i zrealizowali wszystkie zebrane pomysły, nie patrząc na to, czy łączą się w sensowną całość.
Nie wiem, może żonglowanie kolejnością epów jakkolwiek by pomogło, ale pewnie nie, skoro mało która z tych historii broni się sama w sobie jako pojedyncze dzieło.
Rozstrzygniesz to sam, ale dla mnie z odcinka na odcinek okazywała się coraz bardziej rozczarowująca. Nic już jej nie uratowało, nawet ep o przeszłości Kino, a ostatni odcinek to, moim zdaniem, wręcz kuriozum i kompletne nieporozumienie.
Re: Czar prysł?
No i właśnie to, że część odcinków się powtarzała z pierwszą serią, przez co miałam wrażenie, że jest gorzej. Nowe nie niosły ze sobą takiego ładunku emocjonalnego. Zresztą sama oprawa muzyczna w mim odczuciu zostawia sporo do życzenia – 1 opening pamiętam i zdarza mi się, że nucę do dziś, a ten nowy – nawet go nie kojarzę teraz.
Podsumowując, z nowym Kino mam wrażenie, że jest podobnie jak z Gunslinger Girls – pierwsza seria pokazywała obojętność głównych bohaterów na wszystko przez co mieli w jakimś stopniu odebrane człowieczeństwo, a jednocześnie działało to na widza, a w drugiej postawili na „śliczną” oprawę wizualną kosztem charakteru serii.
Miałem napisać, że chyba nie rozumiem fenomenu tej serii, bo to co obejrzałem było czymś co najwyżej przeciętnym. Anime jako całość jest groteskowe, durna fabuła co poniektórych odcinków jest wymówką żeby przedstawić jakiś kretyński pomysł ( kliknij: ukryte np.
odcinek o wiosce którą niszczy wybuch wulkanu i wszyscy stwierdzają, że se zostaną, bo tak. A odcinek o owcach to już klasa sama w sobie pod względem idiotyzmu). Człowiek ogląda jakiś odcinek i cały czas czeka na jakąś sensowną puentę a dostaję stek bzdur na zasadzie „bo autor tak chciał”. Postaci nie da się lubić bo są one wręcz nieludzkie albo irytujące (np. Hermes). Zachowują się jak lalki a ta cała 'neutralność' Kino jest robiona jakby na siłę (raz stwierdza yhm ok jadę dalej, innym razem postanawia, że kogoś se tam zastrzeli, jeszcze w innym płacze nad listem itd). Przede wszystkim jako widz w ogóle nie czuję sympatii do postaci które oglądam na ekranie, są mi one totalnie obojętne, dlatego też opowiedziane historie na mnie nie działają, a dialogi są strasznie wymuszone i nienaturalne (szczytem już są rozmowy Kino i Hermesa). Funkcjonowanie tych całych państw‑miast przedstawionych w anime jest tak totalnie abstrakcyjne, że nawet mi się nie chce komentować jak bardzo.
Na koniec zastanawia mnie tytuł. Jeżeli 'piękny świat' ma być sarkazmem, to jest to dla mnie jedyne wytłumaczenie tytułu.
Jeden z większych zawodów sezonu, po każdym kolejnym odcinku chciałem dropnąć, ale jakoś wymęczyłem do końca (liczyłem na chociaż jeden fajny odcinek). Sam się sobie dziwię. Jedynymi zaletą serii jest muzyka.
odcinek 8
Re: odcinek 8
Mocno mnie zdziwiło, że marne studio i marny reżyser zabierają się akurat za Kino no Tabi, ale się łudziłem, że czasami goście pracujący nad masą haremówek i loli wyproszą u szefostwa zgodę na zrobienie czegoś, co im w duszy gra. To jednak nie ten przypadek, potraktowali to jak N‑tą light novel wjeżdżającą na taśmociąg.
Re: odcinek 8
Jednakże pomysł na wybór odcinków był inteligentny inaczej, ktoś kto za niego odpowiada powinien wylecieć.
Re: odcinek 8
Oryginał to light novel.
Fabuła Koloseum potoczyła się zgodnie z light novel. To twórcy poprzedniego anime postanowili trochę zmieniać.
Btw. jest potwierdzone, że w nowej wersji pojawi się kliknij: ukryte Land of Adults.
Jest dobrze
Fabuła niezmienna, choć akurat tego można się było spodziewać. Postaci są bardzo stonowane i dramaturgia oraz napięcie akcji również są utrzymywane na niskim pułapie emocjonalnym. To dobrze, właśnie o to chodziło.
Jestem zadowolony. Dostaliśmy po prostu odświeżoną wersję „Kino no Tabi” i właśnie tego tu było trzeba. Żadnych urozmaiceń, żadnych dodatkowych udziwnień, żadnych ulepszeń. Ogląda się dobrze. Pozostał zarówno klimat, jak i niebezpośredni przekaz- nie bójmy się tego słowa- filozoficzny, z którym można się zgadzać lub nie, ale na pewno zmusza do refleksji.
„Kino no Tabi”, to seria spokojna, specyficzna i choć pojawia się w niej jakaś akcja, to odgrywa ona rolę trzeciorzędną. Nie ma żadnego napięcia, przygód, emocji. Konwencja polega na tym, że Kino wraz z Hermesem podróżują z „miasta” do „miasta”, a każde z nich ma odmienną specyfikę. Ta specyfika (czasami skrajnie dziwna) jest pretekstem do filozoficznych refleksji na bardzo różne tematy: czym jest moralność ludzka, jak działają różne ustroje polityczne, jak zachowuje się człowiek w określonych warunkach, etc., etc.
„Kino no Tabi”, to seria bardzo specyficzna. Pisząc „bardzo” mam na myśli to, że jest dość trudna i pod wieloma względami nużąca. Nie każdemu przypadnie do gustu, a sądząc po dwóch odcinkach, konwencja z poprzedniej serii pozostaje niezmienna. Jeśli dwa odcinki nie przypadły ci do gustu, to podejrzewam, że seria ci się w ogóle nie spodoba, wręcz przeciwnie.
no bez jaj
Odcinki oryginalnej serii z reguły trzymały jakiegoś asa w rękawie, tutaj reżyserowi wypadły wszystkie karty z rękawa zanim zdążył wypić poranną kawę.
Do tego drugi odcinek nowej serii to remake historii, która jak dla mnie w poprzedniej serii była desperacką próbą przyciągnięcia widzów przed ekran. Kompletnie nie pasowała do pozostałych historii i była zwyczajnie słaba.
I jest brzydko, cukierkowo, fee, blee i fuj, fuj. Ale hej! Następne odcinki NA PEWNO będą skłaniały do refleksji filozoficznych! Mhm! Bo jak powszechnie wiadomo składanie ludzi do refleksji filozoficznych jest lepem na widzów, co też udowodniła pierwsza seria świetnymi wynikami sprzedaży! Mhm. To fakt. A z faktami się nie dyskutuję.
Re: no bez jaj
Może należę do tych niejarzących, ale dla mnie odpowiedź na to, jak to miasto wygląda, nie była wcale taka oczywista. Równie dobrze mogła się tam szerzyć anarchia, w której trup ściele się gęsto za najmniejszą pierdołę. Mógł to być również system, w którym panuje kult siły. Rozwiązania mogły być różne.
Inna sprawa, że skoro ma to być seria skoncentrowana na refleksjach socjologiczno‑filozoficznych, to chciałbym je zobaczyć. W pierwszym odcinku finał był nastawiony na ten aspekt, ale w drugim i trzecim ani trochę, twórcy zdawali się wręcz zamiatać pod dywan te aspekty przedstawianych historii.