Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Komikslandia

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

7/10
postaci: 7/10 grafika: 7/10
fabuła: 6/10 muzyka: 4/10

Ocena redakcji

7/10
Głosów: 2 Zobacz jak ocenili
Średnia: 6,50

Ocena czytelników

6/10
Głosów: 35
Średnia: 6,2
σ=1,74

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Piotrek)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Ryuuou no Oshigoto!

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2018
Czas trwania: 12×24 min
Tytuły alternatywne:
  • りゅうおうのおしごと!
Postaci: Uczniowie/studenci; Pierwowzór: Powieść/opowiadanie; Miejsce: Japonia; Czas: Współczesność; Inne: Harem
zrzutka

Najmłodszy mistrz shougi w historii Japonii i jego jeszcze młodszy harem w niemal epickiej historii o obronie tytułu i trochę o miłości.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

Japończycy to jednak cwane bestie są. No bo jak inaczej określić fakt, że potrafią na bazie tak skądinąd statycznej gry jak shougi stworzyć całkiem emocjonującą serię sportowo­‑komediową? Taką, że nawet widz wiedzący o shougi tylko tyle, że to takie egzotyczne szachy, potrafi się wciągnąć i z wypiekami na twarzy śledzić zmagania graczy? Ale żeby to było wszystko… Stojące za Ryuuou no Oshigoto! studio Project No. 9 poszło dalej. Oni stworzyli serię sportową, w której protagonista, siedemnastolatek, tworzy sobie słodki harem złożony w połowie z dziewięcio- i dziesięciolatek. Brzmi skandalicznie? No ba…

Nie powiem, na początku miałem mieszane uczucia. Fabuła prezentuje się następująco: obserwujemy, jak niejaki Yaichi Kuzuryuu toczy walkę o mistrzowski tytuł ryuuou, oznaczający najlepszego gracza w shougi. Biorąc pod uwagę stawkę, nie dziwota, że chłopak bardzo to przeżywa. A kiedy o mało nie mdleje, pewna dziewczynka, jak się z czasem okaże, Ai Hinatsuru, ratuje go dobrym słowem i szklanką wody. W efekcie chłopak ostatecznie wygrywa, zdobywa wymarzony tytuł i wraca do siebie. A jakiś czas potem odkrywa w swoim mieszkaniu… Kogo? Ai Hinatsuru oczywiście. Bo wiecie, rozumiecie, nasz młody mistrz bezwiednie obiecał swojej dziewięcioletniej wybawicielce, że zrobi dla niej, cokolwiek zechce. A ona tak się na niego zapatrzyła w czasie pojedynku, że połknęła bakcyla shougi, zwiała z domu, zlokalizowała idola i zamierza zostać jego uczennicą. Już niedługo potem, pod wpływem pewnych wydarzeń, wczepia się kompletnie naga w Yaichiego, który niczym dziki zwierz rzuca się wraz z nią na podłogę. Żeby było ciekawiej, robi to na oczach czternastoletniej i też w niego zapatrzonej siostry. Taaak…

Jeszcze tu jesteś, czytelniku? No to wiedz, że wbrew obrazowi wyłaniającemu się z powyższego akapitu, wcale nie jest tak źle. Ta seria to nie Kiss X Sis, nie Kodomo no Jikan, czy choćby ostatnie Fate/Kaleid Liner Prisma Illya. Poza, nazwijmy to dyplomatycznie, kontrowersyjnym początkiem, seria jest bardzo grzeczna, przynajmniej jeśli o fanserwis chodzi. Ecchi praktycznie tu nie występuje, Yaichi amatorem obcowania z nieletnimi nie jest, a jego relacja z Ai, a potem także z resztą jego młodych podopiecznych nie zawiera niczego skandalicznego. Skandalu można się od biedy doszukiwać na linii Yaichi i jego siostra Ginko, ale w tym przypadku również do niczego w gruncie rzeczy nie dochodzi. Gorzej może być, jeśli spojrzy się na charaktery postaci. O wątku kazirodztwa związanym z Ginko już wspominałem, ale w dodatku jest ona jeszcze rasową tsundere. Żeby było ciekawie, Ai to z kolei wypisz wymaluj yandere i naprawdę można poczuć dreszcz na plecach, kiedy się obserwuje tę małą – jej nastawienie do swojego mistrza czy zachowanie podczas gry w shougi. Pod schemat tsundere podpada też kolejna uczennica bohatera, Ai Yashajin. Na szczęście pomijając trudny charakter, jest ona raczej dobrą dziewczynką, ale już jedna z „postaci negatywnych” to czystej wody psychopatka ze spiłowanymi najwyraźniej zębami. Do grona oryginałów można też wliczyć przyjaciela i jednocześnie rywala Yaichiego, Ayumu Kannabe, choć on akurat jest tylko nieszkodliwym wariatem.

Zostawmy jednak postaci i przejdźmy do meritum. Jak się tę serię ogląda? W gruncie rzeczy nadspodziewanie dobrze. Jak już się człowiek zorientuje, że nie będzie miał do czynienia z treściami podpadającymi pod paragrafy o pedofilii, to wyłania się całkiem dobre widowisko sportowo­‑komediowe. Choć przedstawiona tu dyscyplina jest w naszym kręgu kulturowym egzotyczna, to anime jest zrealizowane tak, że nie wywołuje dyskomfortu związanego z niewiedzą „o co tutaj biega”. Poszczególne sytuacje na planszy są widzowi wyjaśniane, a gra ukazana na tyle dynamicznie, że poszczególne pojedynki ogląda się z zaciekawieniem i zaangażowaniem. No i, co ważne, nie jest tak, że zajmują one praktycznie cały czas antenowy. Jak wspominałem, seria zawiera też wątki komediowe, czy to oparte na nieporozumieniach związanych z faktem, że wokół Yaichiego kręci się grupka dziewcząt z podstawówki, czy też na psychopatycznych akcjach odstawianych przez Ai Hinatsuru. Nie mogło też zabraknąć wątków dramatycznych i pewnej dawki mroku, ale nie są one w serii dominujące. Z wyjątkiem w sumie jednej postaci, nie ma tu osób faktycznie złych, czy mogących budzić jednoznacznie negatywne emocje.

Trzeba tu jednak zaznaczyć, że aby się dobrze bawić, seria wymaga pewnego „zawieszenia niewiary”. No bo umówmy się. Dziewięciolatka, która zwiewa z domu i przejeżdża pół kraju pociągiem, żeby dostać się do mieszkania swojego idola? Której dorośli pozwalają mieszkać samej z nastoletnim chłopakiem? A co ze szkołą? Yaichi jako gracz zawodowy ma zapewnioną pensję i możliwość zarobkowania jako komentator itd., zaliczył też niezbędne stopnie edukacji obowiązkowej i może robić, co chce. Ale Ai? Toż to dziecko, w dodatku takie, co się „nauczyło” shougi w raptem parę miesięcy i gromi już zawodowych graczy. A to przecież tylko część absurdów, jakie się tu trafiają. No ale, jak to się mówi, licentia poetica.

Pod względem graficznym anime prezentuje się bardzo ładnie. Postaci są odpowiednio urocze i w miarę realistycznie oddane. Nikt, na szczęście, nie próbuje nikogo na siłę erotyzować, a tła i animacje dają bez trudu radę. Zresztą najważniejsze są tu mecze shougi i związane z nimi emocje, a te ukazywane były w sposób odpowiednio dynamiczny i dramatyczny. O muzyce wypowiedzieć się nie potrafię, bo nie było tu nic oprócz prostych melodyjek w tle i przeciętnego j­‑popu w openingu i endingu, których nie pamiętałem po paru chwilach od seansu.

Podsumowując, mogę stwierdzić, że Ryuuou no Oshigoto! to całkiem udana seria. Jasne, ma swoje za uszami. Zwłaszcza, jakżeby inaczej, urwane zakończenie, zachęcające do kupienia nadal powstającej light novel, na podstawie której powstała rzeczona seria, czy też humor obracający się wokół relacji z małymi dziewczynkami, ale… Wbrew pozorom, treści kontrowersyjnych tu w zasadzie nie ma, a już na pewno nie więcej niż znajdziemy w przeciętnym haremowym anime. W dodatku seria przemyca trochę wiedzy na temat „japońskich szachów”, a kto wie, może i zachęci co poniektórych do gry. A że część postaci kobiecych to psychopatki i strach czasem patrzeć, co wyprawiają? I że seria bywa na bakier ze zdrowym rozsądkiem? Taki już urok animowanych tytułów z Japonii… Za to je kochamy, prawda?

Diablo, 2 lutego 2021

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: project No. 9
Autor: Shirou Shiratori
Projekt: Akane Yano, Shirabi
Reżyser: Shinsuke Yanagi
Scenariusz: Fumihiko Shimo
Muzyka: Kenji Kawai

Odnośniki

Tytuł strony Rodzaj Języki
Ryuuou no Oshigoto! - wrażenia z pierwszych odcinków Nieoficjalny pl