Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Forum Kotatsu

Komentarze

Fullmetal Alchemist [2017]

  • Dodaj komentarz
  • Recenzja anime
  • Avatar
    A
    rool 30.04.2018 21:26
    Film nie udany, fabuła skompresowana, poucinana i pozmieniana i upakowana w dwie godziny. A jak dla mnie najgorszą postacią jest Winry a raczej aktorka która ją odgrywała. Bardzie przypominała jakąś postać z reklamy dla dzieci.
    Odpowiedz
  • Avatar
    A
    Lenneth 28.02.2018 14:59
    Dokładnie to, czego się spodziewałam
    Czy to jest dobry film? Nie, nie jest. Jak chyba wszystkie Live Action, które widziałam do tej pory.

    Ale jeśli się przeżyje drewniane i farbowane dzieciaczki z początku (tak gdzieś poziom małej Ciri w Szczebialu), małego Ala surfującego na desce po tornadzie, a potem koszmarne efekty specjalne podczas pościgu ulicami Reole – jeśli się to przeżyje i nie wymięknie, to dużo gorzej już nie będzie.

    Fabuła jak fabuła – przy próbie skrojenia dwugodzinnego filmu z prawie trzydziestu tomów mangi (czy tam pięćdziesięciu odcinków anime) trudno spodziewać się cudów. Na początku ekspozycja goni ekspozycję, potem następuje skrótowa przebieżka przez 2­‑3 ważne wątki z oryginału, które mimo masy dziur i skrótowości dość dobrze oddają, o co w tym oryginale chodziło.

    Efekty specjalne momentami przyzwoite (nie wybitne, ale przyzwoite właśnie). Zbroja Ala, kończyny Eda, płomienie Roya czy walki z Homunkulusami nie wypadają źle. Ale sam początek filmu wystawił moją cierpliwość na dużą próbę. Wspomniany już Al surfujący na tornadzie czy Ed walczący z fałszywym kapłanem to prawdziwe koszmarki CGI, nie mówiąc już o tym, że cholernie trudno jest zawiesić niewiarę, gdy postać grana przez żywego człowieka wychodzi cało z sytuacji, które powinny skończyć się roztrzaskaną czaszką i wypływającym mózgiem, nie leciutkim pobrudzeniem twarzy.

    IMO najgorzej wypada „dramatyczne” aktorstwo jak z przedszkolnego teatrzyku. „Subtelność” jest dla tej obsady pojęciem całkowicie obcym. („Large ham” się toto nazywa po angielsku, polecam wyguglanie hasła na TV Tropes :p). Przy czym nie musi to oznaczać, że aktorzy są wyjątkowo marni – może po prostu kazano im grać tak, jakby występowali w anime. Że niby taka gra sens, skoro FMA to anime? Niekoniecznie. W anime przerysowanie się sprawdza, w teatrze czasem też, ale w filmie czy w realu – NIE.

    W przypadku Eda brakowało chyba tylko scen, gdzie w przypływie Bólu Egzystencjalnego tarzałby się po ziemi (są za to sceny, gdzie pada na kolana i wyje). Poza tym ostro przeszarżowanym pseudo­‑aktorstwem, Ed wypada całkiem spoko i nie, nie nosi peruki! Przecież koleś ma wyraźne odrosty. XD
    Mustang i Hughes do przeżycia, przynajmniej ładnie wyglądali. Envy – idealnie bezbarwny, Lust tylko nieco mniej. Tucker – powinien jeszcze na śniadanie zjadać serduszka małych kotków czy coś, bo wciąż mam wątpliwości, czy aby był zły? Postacie kobiece są natomiast „genki” i „kawaii”, charakteru nie stwierdzono. Winry co chwila składa ręce jak do modlitwy i szlocha, a jak nie składa rąk, to szlocha trzymając się słupa. Riza podobnie, tylko że częściej trzyma się Roya. (Aż musiałam sobie puścić sobie na odtrutkę scenę z anime, w której Riza władowuje kilka magazynków w sami­‑wiecie­‑kogo).

    Wszyscy ci aktorzy jakby się grupowo z cosplayu urwali – przyzwoitego, ale nadal tylko cosplayu. Ich stroje, tak jak aktorstwo, tchną teatralną sztucznością. Do tego pomysł obsadzenia ewidentnie włoskiego miasteczka japońskimi statystami wydał mi się z początku kuriozalny. (Przy okazji: statystów zgrupowano tylko w jednym miejscu, przez co wyraźnie widać, że jesteśmy na planie zdjęciowym, gdzie prawdziwym mieszkańcom zabroniono na czas zdjęć wychodzić z domów; sztuczne to strasznie). Niby rozumiem, dlaczego zrobiono tak, a nie inaczej – a japońscy aktorzy na tle europejskich statystów mogliby wypaść jeszcze bardziej nienaturalnie – ale i tak uczucia mam mieszane. To jakby nakręcić, dajmy na to, Wiedźmina ze stuprocentowo polską obsadą mówiącą tylko po polsku, ale w Japonii. Coś zgrzyta.

    Poza tym jednak realia ładne. Miasteczka, wnętrza, pejzaże i część strojów dobrze udawały Amestris.

    To, co mnie w tym filmie choć trochę poruszyło, to scena walki między braćmi (strasznie lubiłam ten moment w oryginale). Oczywiście, w anime/mandze wątpliwości egzystencjalne Ala miały sens, a tutaj sprawiają wrażenie wymuszonych i z tyłka wziętych, ale nie narzekam. Podobał mi się jeszcze Ed kłamiący i uśmiechający się przez łzy (nadal w kij przerysowane, ale tam akurat nadmiar emocji pasował do kontekstu). No i plus za sponiewieranego Roya (aktor bardzo ładnie jęczy) oraz za sceny z ogniem (chociaż w Brotherhood walki z Homunkulusami miały większy impakt, wiadomo).

    Tak więc nie, to nie jest dobry film. Ale też obejrzałam go, o dziwo, bez przytłaczającego poczucia profanacji czy żenady, plus wywołał we mnie nostalgię za obiema seriami anime, a to chyba dobrze.
    Odpowiedz
  • Avatar
    A
    odpowiedzi: 2
    Impos 26.02.2018 01:34
    Bez sensu...
    Nie bardzo wiem, po co powstał ten film. Całkowicie japońska obsada w całkowicie europejskich plenerach dawała ciekawy efekt, ale poza tym niewiele dobrego da się napisać…
    Chyba największą wadą jest to, że w nieco ponad dwóch godzinach upchnięto  kliknij: ukryte , więc nawet mimo znacznych cięć całość niezbyt się klei. Nie pomaga też to, że Nina i Aleksander  kliknij: ukryte . Gdyby nie to, że film cierpi na wyraźne niedobory budżetowe podejrzewałabym, że chcą wypuścić własną serię pluszaków…
    Choć oryginalna historia została uproszczona na potrzeby scenariusza, to jednak pozostawiono w niej wiele postaci, prawdopodobnie po to, żeby nie drażnić fanów. Winry snuje się za Edem, choć tak naprawdę służy tylko jako  kliknij: ukryte , Marcoh pojawia się na chwilę  kliknij: ukryte  itd.
    Do tego sporo niezręczności typu: ci źli wyjaśniający swoje diaboliczne plany lub wyjawiający swoje słabe punkty, flashbacki scen, które pokazywano całkiem niedawno itd.
    Jeśli chodzi o charakteryzację, to postacie wyglądają w ruchu znacznie gorzej, niż na zdjęciach z planu filmowego. Zwłaszcza w przypadku Eda widać, że aktor nosi perukę, a jego strój z niewiadomych względów wyróżnia się na tle reszty. Efekty specjalne są niskobudżetowe, przez co walki wyglądają mało ciekawie, a rzeczy w zamierzeniu straszne wydają się co najwyżej śmieszne.
    Podejrzewam, że jak ktoś ma Netflixa i jest fanem serii, to obejrzy z ciekawości, ale generalnie nie polecam.
    Odpowiedz
  • Avatar
    A
    odpowiedzi: 1
    Rozan 24.02.2018 14:01
    Czy to dobry czy zły film?
    Odpowiedz
  • Dodaj komentarz
  • Recenzja anime