Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Studio JG

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

7/10
postaci: 3/10 grafika: 9/10
fabuła: 4/10 muzyka: 8/10

Ocena redakcji

7/10
Głosów: 3 Zobacz jak ocenili
Średnia: 6,67

Ocena czytelników

6/10
Głosów: 35
Średnia: 6,4
σ=1,59

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Piotrek)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Hanebado!

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2018
Czas trwania: 13×24 min
Tytuły alternatywne:
  • はねバド!
Gatunki: Sportowe
Widownia: Seinen; Postaci: Uczniowie/studenci; Pierwowzór: Manga; Miejsce: Japonia; Czas: Współczesność; Inne: Realizm
zrzutka

Emocjonalno­‑sportowy rollercoaster.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

Japończycy mają trudność ze zrobieniem jednej rzeczy dobrze od początku do końca (piszę to w kontekście anime oczywiście). Po co więc wymyślać skuteczne rozwiązania, skoro można zrobić dwie rzeczy w jednej, jedną nawet dobrze, a drugą tak źle, że ta pierwsza wydaje się aż lepsza, niż jest w rzeczywistości? Tak właśnie należy pisać anime o sporcie, zwłaszcza tak zapomnianym jak badminton. Kto z Was wiedział, że to jedna z najszybszych gier na świecie? Ja już wiem. A tu taka heca, ekranizacja mangi o ludziach grających w mniej snobistycznego tenisa. Co jeszcze lepsze, okazuje się, że w Japonii są szkolne drużyny badmintona, ktoś widział coś takiego kiedykolwiek? Piłka nożna, koszykówka, biegi, nawet pici­‑polo na małe bramki, ale badminton? Czy to jest w ogóle poważne?

TO JEST ŚMIERTELNIE POWAŻNE. Uwierzcie mi. Ś M I E R T E L N I E. Spójrzcie tylko na Nagisę Aragaki, gdybyście mieli chociaż 1% tego zapału do jakichkolwiek czynności w życiu, ile ona wykazuje wobec badmintona, to bylibyście ludźmi sukcesu. Nawet żaden coach nie byłby Wam potrzebny, bo byście go zawstydzili swoją mobilizacją do działania i to jemu moglibyście mówić, żeby zaczął się starać. „Badminton to moje życie” zdaje się krzyczeć Aragaki całym ciałem i duchem. „Badminon to wasze życie” krzyczy tym bardziej do koleżanek z zespołu, starając się wykrzesać z nich więcej entuzjazmu do gry. Entuzjazmu, którego brakuje jej samej, bowiem jednocześnie zadaje sobie pytanie „po co gram w badmintona”. No właśnie, po co, jeśli w eliminacjach do mistrzostw przegrywa z dziewczyną z gimnazjum i to do zera? To jest dramat? Nie, dramat się jeszcze zacznie.

Oto bowiem ów demon parkietu dołącza jako pierwszoklasistka do jej szkoły. Ayano Hanesaki zatraciła jednak gdzieś entuzjazm do badmintona i wdaje się w romans z tenisem, bezwolnie podążając za Ereną, jedyną koleżanką, w dodatku znajomą od dziecka, niepodzielającą rozwodu Ayano z paletką. Nie mija więc wiele czasu, aż Hanesaki staje na jednym boisku z gwiazdą szkolnej drużyny tj. Nagisą. I znowu spuszcza jej łomot, ot tak, od niechcenia. Idealna atmosfera, by budować stabilny zespół na mistrzostwa.

Nagisa jest zdeterminowana. Chce wygrać, ale nie może. Jest gorsza, nie wie dlaczego, więc promieniuje swoją bezradnością na kolegów, którym narzuca morderczy rygor treningowy. Słabi muszą zginąć po drodze, co też robią, skupiając się na nauce. Na badmintonowej ścieżce pozostają jedynie straceńcy. Na szczęście nad losami zawodników czuwa niedoszły olimpijczyk, który szybko naprostowuje relacje. Dramat z głowy.

Ale hola, przecież mamy jeszcze Ayano, która w badmintona gra od kołyski. Nie dziwo, gdyż jej matka to dziesięciokrotna mistrzyni kraju i to z rzędu. Matka to dość eufemistyczne określenie jak na osobę, która po tym, jak jej córka ponosi porażkę, słaniając się na nogach z powodu przeziębienia (a mogła, wzorem innych tragicznych animowanych dramatów, sczeznąć na legendarne kaze, oszczędzając nam sporej dawki dramatu), zabiera manatki i wyjeżdża bez słowa. Po takich przeżyciach nie można mieć do Ayano pretensji o zwichrowaną psychikę, która jeszcze się wszystkim udzieli. Ale co lepsze, mamcia nie próżnowała, tylko znalazła sobie za granicą nową córeczkę na wychowanie. I ta córeczka pewnego razu wpada do Japonii, by swoją starszą siostrę zetrzeć na miazgę przy pomocy badmintona. Mało? To powiem Wam, że tu wszyscy są śmiertelnie poważni. Każdy odnosi się do przeciwnika tak, jakby chciał go poćwiartować. Ilość żółci, jaką wymieniają się zawodnicy, jest nieprawdopodobna i jeszcze nigdy czegoś takiego w sportowym anime nie widziałem. To nie są zwykłe przechwałki i groźby. To są deklaracje nienawiści aż po grób. Nie ma co się dziwić, że w pewnym momencie Ayano bierze przykład z reszty i z potulnej dziewczynki z paletką zmienia się w butną i zarozumiałą smarkulę, która wie, że i tak wygra. Bo wygra. Opuściły ją rozum, matka i Bóg chyba także, jedyne, co jej pozostało, to badminton, więc wielkiego wyboru nie ma.

Z ciekawości zajrzałem do materiału źródłowego. A tam jakieś sceny komediowe, jakieś robienie niczego przez bohaterów tj. czas wolny nastolatków, jakieś relacje międzyludzkie. To wygląda tak, jakby celem upchnięcia fabuły w dwanaście odcinków scenarzysta wyciął wszystkie pozytywne aspekty serii, chyba że ostatecznie kończą się dramatycznie, a pozostawił samą żółć. Czasem jednak zdarzają się jakieś komediowe, pozytywne wstawki, które wprawiają widza w osłupienie, gdyż zmiana atmosfery pomiędzy końcem odcinka a początkiem następnego jest taka, jakby czegoś brakowało pomiędzy, jakby przeskoczyć jeden fragment historii. Ni stąd, ni zowąd Ayano raz jest pogodna, potem ma doła, a potem jest butna i chciałoby się jej utrzeć nosa. W jednej scenie traktuje kogoś jak wroga (z wzajemnością), a później idą razem spędzać wolny czas i wszystko gra. Ten emocjonalny rollercoaster przyprawia o zawrót głowy, niestabilność bohaterów udziela się widzowi przez skokową zmianę nastrojów. Zaprawdę, badminton to sport tak szybki, że tylko najwytrwalsi coś w nim osiągną, ale za cenę zdrowych zmysłów.

Jeśli kogoś ten opis odtrącił od serii, to niech się jeszcze zastanowi nad tym, czy ma ochotę obejrzeć najlepiej zrealizowaną wizualnie telewizyjną serię sportową tego roku, nie licząc oczywiście kolejnej odsłony Free! i czegokolwiek od Kyoto Animation. Mecze w Hanebado! to istna uczta dla oczu. By nadać im realizmu, animatorzy zdecydowali się wykorzystać technikę rotoskopowania, czyli rysowania klatek w oparciu o nagrania z kamery. O ile historia anime zna niechlubne przykłady zastosowania tej techniki (z Aku no Hana na czele), tak w tym przypadku specjalnie zaaranżowane na cele produkcji serii nagrania z meczy posłużyły jedynie jako wzorzec ruchu. Dzięki temu bohaterowie poruszają się jak prawdziwi sportowcy, ale nadal wyglądają jak postaci z anime (miłośnicy kartoflanych wyrazów twarzy rodem ze wspomnianego Aku no Hana będą z pewnością zawiedzeni). Co ważniejsze, praca animatorów w tym przypadku nie polegała na pociągnięciu konturów po aktorach przez całe długie sceny, ale na zgraniu ze sobą obrazów z różnych ujęć i uzupełnieniu ich wymyślonymi przez siebie klatkami. Warto dodać, że rzeczywiste rozgrywki nagrywano z użyciem wielu kamer, z różnej perspektywy, często przemieszczając obraz przy parkiecie i krążąc wokół boiska. Szybkie cięcia i powtórzenia tej samej akcji z różnych punktów widzenia czynią anime niezwykle dynamicznym i trudno szukać dla niego odpowiednika w tej kategorii. Z biegiem czasu animatorzy dawali coraz więcej od siebie, lecz nigdy do końca nie zrezygnowali z rotoskopowania. Dzięki ich ciężkiej pracy akcja jest tak wartka, że niekiedy trudno za nią nadążyć oglądając scenę po raz pierwszy. Tak samo nie sposób wtedy zauważyć statycznych teł, zatrzymanych w bezruchu zawodników. Ale to się nie liczy – telewizyjny seans nie daje czasu na dostrzeżenie takich szczegółów. Rozpryskujące się po parkiecie krople potu czy zbliżenia na muskulaturę zawodniczek (chociaż często to zbyt duże słowo) dodatkowo urozmaicają seans.

Przyjemne dla oka są też projekty postaci, raczej dalekie od jakichś stereotypów, przynajmniej w przypadku głównych bohaterek. Z drugoplanowymi jest gorzej – jak dziewczyna z zagranicy, to tylko długie blond włosy, różowe też się zdarzają, w dodatku w zestawieniu z koronkowymi wstawkami do mundurka, podkreślającymi buńczuczność i snobizm. Niemniej bezpośrednie otoczenie głównych bohaterek to nadal typowe licealistki i licealiści, acz niekiedy dość swobodnie podchodzący do kwestii noszenia mundurka (co bardzo mi się podoba, zwłaszcza że uniformy bohaterów wydają się realistyczne i nowoczesne w kroju). Bohaterowie wciąż jednak się wyróżniają i nie są narysowani na jedno kopyto.

Na dodatkową uwagę zasługują czołówka i sekwencja końcowa odcinków. W openingu przede wszystkim w ucho wpada piosenka w wykonaniu Yuriki, która już raz dała popis telewizyjnym Little Witch Academia, acz nie z tak dobrym efektem. Nie ma się jednak czemu dziwić, bowiem przy aranżowaniu utworu tym razem pomagał Manzo, czyli człowiek­‑legenda produkcji muzyki do anime. Chwytliwej nucie towarzyszy równie porywająca i pomysłowa animacja ze zredukowaną paletą kolorów i pomysłowymi przejściami oraz efektami. Ending, jak już przystało, nie jest tak dynamiczny, chociaż piosenka równie dobrze mogłaby służyć za czołówkę. Malowane akwarelą scenki z życia bohaterów zdają się nawiązywać do mangi, w której pewnie znalazło się więcej miejsca na postaci drugoplanowe. Tutaj ujęcia niewiele mówią same z siebie, choć w kontekście serii łatwo sobie dopowiedzieć dzięki nim historie związane z poszczególnymi zawodnikami.

Zaskakująco przyjemnie wypada także oprawa muzyczna. Dużo w niej spokojnych, klasycznych brzmień, raczej próżno szukać w niej nowoczesnych dominujących naleciałości muzyki elektronicznej, jeśli już, to raczej w formie akompaniamentu. Niestety jednocześnie jest to też wada, gdyż utwory nie są szczególnie charakterystyczne, trudno z marszu powiedzieć, że to właśnie w Hanebado! brzmiały. Niemniej utwory są różnorodne, nie zostały skomponowane na jedno kopyto i muszę przyznać, że nadają się do samodzielnego słuchania, nie męcząc odbiorcy, czego np. nie da się powiedzieć o porywających kompozycjach Hiroyukiego Sawano, których człowiek po pewnym czasie ma już dość nawet przez samą styczność z anime (ostatnio kładę się spać przy akompaniamencie brzęczącego w głowie endingu Thunderbolt Fantasy...).

Na uwagę zasługują aktorki głosowe obsadzone w głównych rolach. Z początku wyjątkowo trudna wydawała się rola Nagisy, głównie ze względu na jej wieczne naburmuszenie i mówienie podniesionym ze złości głosem, albo wręcz przeciwnie – szeptanie z równie wielką irytacją do siebie samej. Miyuri Shimabukuro poradziła sobie z tym nad wyraz dobrze, zwłaszcza że to jej debiut w roli głównej w anime. Równie skomplikowana była też Ayano, która w jednej scenie potrafiła promieniować szczęściem, by zaraz potem dąsać się i użalać nad człowieczym losem. Apogeum była już wspomniana zmiana charakteru, kiedy to dziewczyna zachowywała się i mówiła, jakby pozjadała wszystkie rozumy. Hitomi Oowada wzorowo poradziła sobie z tym różnorodnym spektrum głosu i zachowań.

Hanebado! określiłbym jako serię dwubiegunową – z jednej strony jest to gratka dla widzów lubujących się w dobrze zrealizowanych anime sportowych, gdzie walka jest rzeczywiście zacięta i realistyczna. Na drugim biegunie leżą jednak wszelkie dramaty i czyste kretynizmy fabularne, które potrafią wybić widza z rytmu seansu, zmusić do wciśnięcia pauzy i oddalenia się w celu wykonania jakichś bliżej nieokreślonych czynności dnia codziennego. Tak że jeśli nie macie kiedy posprzątać w kuchni, to jedyne znane mi anime o badmintonie jest właśnie dla Was.

Slova, 15 listopada 2018

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Liden Films
Autor: Kousuke Hamada
Projekt: Satoshi Kimura
Reżyser: Shinpei Ezaki
Scenariusz: Taku Kishimoto
Muzyka: Tatsuya Katou

Odnośniki

Tytuł strony Rodzaj Języki
Hanebado! - wrażenia z pierwszych odcinków Nieoficjalny pl