Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Otaku.pl

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

8/10
postaci: 7/10 grafika: 6/10
fabuła: 8/10 muzyka: 7/10

Ocena redakcji

8/10
Głosów: 13 Zobacz jak ocenili
Średnia: 7,69

Ocena czytelników

8/10
Głosów: 82
Średnia: 7,71
σ=1,31

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Piotrek)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Hataraku Saibou

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2018
Czas trwania: 13×24 min
Tytuły alternatywne:
  • Cells at Work!
  • はたらく細胞
Postaci: Policja/oddziały specjalne; Pierwowzór: Manga; Czas: Współczesność
zrzutka

Obowiązkowe uzupełnienie programu nauki biologii w liceum.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

Anime mające wymierny walor edukacyjny, a przy tym na tyle interesujące, by oglądający nie zasnął z nudów, nie są rzeczą powszechną. Na przestrzeni lat wielu autorów chętnie przemycało do swej twórczości fakty historyczne oraz geograficzne, ale czyniło to z przymrużeniem oka, swobodnym podejściem do realiów, traktując to przede wszystkim jako ciekawostkę. Byli świadomi, że zagłębianie się w temat jest trudne, pracochłonne i nie gwarantuje sukcesu. Poprzestawali zatem na fragmentach rzucanych w celu urozmaicenia tytułów. Nawet te drobne cząstki nierzadko odnosiły zamierzony cel i zaciekawiały odbiorcę, a jeśli przy okazji w jego w pamięci pozostawało choćby kilka fragmentów nowej wiedzy (oby sprawdzonej!), tym lepiej. Umysł jest niczym gąbka i pewne rzeczy chłonie podświadomie, przez co każdy szanujący się fan japońskiej popkultury z przyzwoitym stażem ma bez wątpienia niezłe pojęcie o tak wałkowanych w anime tematach, jak okres Sengoku w historii Japonii, czy też oddziały policji Shinsengumi. Obrazy te nierzadko bywają karykaturalnie wypaczone, ale nawet minimalne poszerzenie horyzontów umysłowych jest wartością samą w sobie.

Jeszcze rzadziej trafiały się tytuły od początku do końca stworzone, by łączyć rozrywkę z nauką. Starsi czytelnicy pamiętają zapewne popularne w Polsce seriale z cyklu Było sobie… produkcji francuskiej, z koprodukcją między innymi japońską, będące kwintesencją inteligentnego i ciekawego programu edukacyjnego. Spośród wielu jego odsłon największą popularnością cieszyły się wersja historyczna oraz ta opowiadająca o ciele człowieka. Dla wielu było to pierwsze tak szczegółowe i fascynujące spotkanie z naukami biologicznymi, bijące na głowę to, czego można było dowiedzieć się w szkole. Tym sposobem wiedza docierała pod strzechy i trafiała nawet do dzieciaków na co dzień nieprzejawiających zainteresowania czymkolwiek, co miały do zaoferowania oficjalne podręczniki. Do tej pory pamiętam też, że starsi członkowie rodziny również z zainteresowaniem oglądali ten animowany „dokument”, który przełamywał granice pokoleniowe. Wszyscy z podobnym głodem wiedzy nie mogli się doczekać kolejnych odcinków.

Po latach, gdy po raz pierwszy zapoznałem się z zapowiedzią Hataraku Saibou, z sentymentem spojrzałem na proponowany pomysł. Perspektywa tytułu łączącego przyjemne z pożytecznym wydała się z miejsca wyjątkowo nęcąca oraz obudziła moje zawodowe zainteresowanie. Najważniejszym pytaniem, poza zwyczajowymi rozterkami nad przyjemnością z seansu, była kwestia, jak autorzy postanowią zilustrować problematykę komórek pracujących dzielnie w ludzkim organizmie. Czy ich funkcje będą jedynie kosmetycznym dodatkiem, czy też wiernie odtwarzać będą rzeczywistą sytuację?

Bazując wyłącznie na estetyce, można odnieść wrażenie, że Hataraku Saibou nie zamierza podchodzić do tematu na serio. Komórki wyglądają jak klasyczne słodkie i urocze postaci z obyczajowego anime, a opening sugeruje niezobowiązującą głupawkę o komediowym charakterze. Ostatecznie humor odgrywa w serialu niebagatelną rolę, ale nie przyćmiewa pozostałych elementów. Autorzy osiągnęli równowagę w ukazywaniu wątków rozrywkowych i edukowaniu widzów, mając w zanadrzu pomysły zdolne zaintrygować zarówno osoby obeznane z biologią, jak i całkowitych laików. Barwna otoczka nie powinna przeszkadzać ani jednym, ani drugim, przyciągając przy okazji osoby spoza zwyczajowej grupy docelowej podobnych programów. Wszak kto powiedział, że czerwone krwinki nie mogą być jednocześnie pracowite i urocze?

Mimo że dosłowne tłumaczenie tytułu serialu to Pracujące komórki, akcja toczy się przede wszystkim w ludzkim układzie krwionośnym. Pojawiają się również inne komórki, jednak ich rola w opowieści jest marginalna. Główną bohaterką serii jest niedoświadczona czerwona krwinka (pozwolę sobie użyć terminu z zajawki, który wpadł mi w ucho – erytrocytka), mająca tendencję do gubienia się w naczyniach i pakowania się w tarapaty. Źródłem kłopotów są różnego rodzaju intruzi, najczęściej złowieszcze bakterie, którym zależy na skolonizowaniu pełnego substancji odżywczych świata. Przed inwazją bronią mieszkańców członkowie sił porządkowych w postaci oddziałów układu odpornościowego. Ich przedstawicielem, pojawiającym się na ekranie najczęściej, jest sympatyczny neutrofil, który wychodzi z siebie, aby swej zagubionej koleżance nie tylko ratować cztery hemoglobinowe litery, ale również ułatwiać codzienne zadania. Na dalszym planie nie brakuje makrofagów (uzbrojonych w wyjątkowo paskudną broń białą), komórek NK, limfocytów T i czego tylko dusza zapragnie. Mangowy pierwowzór jest wciąż wydawany, tak więc jeżeli kiedykolwiek powstanie dalszy ciąg adaptacji, należy liczyć się z dalszym rozszerzeniem puli ukazywanych bohaterów.

Anime opiera się na prostym schemacie, w myśl którego codzienne perypetie komórek stanowią pretekst do przedstawienia faktów z przymrużeniem oka. Co jeden lub dwa odcinki pojawia się nowy wątek powiązany albo ze specyfiką funkcjonowania organizmu, albo też z czającymi się na niego zagrożeniami. Przedstawione zostaje krążenie krwi, mechanizmy odpornościowe, zasklepianie ran i rozmaite inne tematy, z czego wszystko przystępnie i logicznie. Zakres prezentowanego materiału oceniam na umieszczony pomiędzy rozszerzoną maturą z biologii a pierwszymi uniwersyteckimi zajęciami z zakresu immunologii. Będąc pedagogiem, nie zawahałbym się polecić tytułu swoim podopiecznym, zużywając całą lekcję na seans i omówienie pierwszego odcinka, a przy okazji zachęcając do obejrzenia dalszego ciągu. Nawet z punktu widzenia studenta lub absolwenta uczelni medycznej to całkiem przyjemne odświeżenie absolutnych podstaw materiału. W XXI wieku, ponoć erze postępu i nauki, a jednocześnie cieszącego wirusy ospy narastającego sprzeciwu wobec szczepionek oraz niesłabnącej popularności wróżbitów i szarlatanów „leczących” zdesperowanych lub naiwnych lewoskrętną witaminą C, każda okazja do zaszczepiania w ludziach zdrowego rozsądku jest na wagę złota.

Merytorycznie nie mam Hataraku Saibou nic do zarzucenia. Autorzy trzymają się faktów i nie zajmują się niesprawdzonymi informacjami. Istnieje pewna doza uproszczeń niezbędna do utrzymania języka zrozumiałego dla większości odbiorców (i bez tego narratorka momentami potrzebuje mnóstwa czasu na szczegółowy opis sytuacji), którą rozumiem i pochwalam. Pewnym mankamentem dla zachodniego odbiorcy jest fakt, że z uwagi na ilość tekstu, jedynym sensownym rozwiązaniem, które nie wymaga notorycznego pauzowania obrazu, jest wersja z dubbingiem. Jak już wspomniałem, niezależenie od posiadanej wiedzy można się dobrze bawić. Mniej obeznani w temacie poznają podstawy funkcjonowania skomplikowanego, niezwykłego organizmu człowieka, przy okazji dowiadując się więcej, niż zazwyczaj ma do zaoferowania szkoła. Bardziej obyci odbiorcy z kolei mogą liczyć na rozmaite smaczki w postaci charakterystycznych zachowań poszczególnych bohaterów, nawiązujących do ich roli, oraz elementów otoczenia, nie zawsze bezpośrednio wyjaśnionych i wymagających znajomości anatomii. Bogactwo nawiązań, ciekawostek i metafor sprawia, że nie sposób się nudzić, nawet gdy zdarzają się słabsze momenty, wynikające w moim odczuciu z okazjonalnej nieumiejętności dostosowania fabuły do ram dwudziestominutowych odcinków.

Audiowizualnie, jak się rzekło, jest to twór kolorowy, utrzymany w typowej dla większości anime stylistyce. Wykonanie jest przyzwoite i nie przeszkadza w cieszeniu się seansem. Nadrzędnym celem jest przejrzystość i prostota, niezbędne, by nie zakłócać przekazu. Nawet sceny walki komórek układu odpornościowego i bakterii animowane są minimalistycznie, ale by widowiskowości stało się zadość, nie brakuje w nich… krwi wypływającej z pokonanych patogenów. Nie pytajcie proszę, jak to jest możliwe, to po prostu zabawna, przerysowana konwencja, która pasuje do koncepcji równie dobrze, jak limfocyty pijące herbatę z kubków lub erytrocyty transportujące substancje odżywcze w postaci bagietek w koszach piknikowych.

Gdybym miał oceniać Hataraku Saibou jako zwyczajne, czysto rozrywkowe anime, punktowa ocena byłaby zapewne minimalnie niższa. Adaptacja miejscami jest nierówna, a autor, mimo niezrównanej pomysłowości w ilustrowaniu świata ludzkiego ciała, mógłby więcej pracy poświęcić samej fabule. Być może jest to bardziej wina prostej adaptacji, ale uważam, że przy odrobinie starania można było z serialu wyciągnąć więcej. Minimalny niedosyt (nie wykluczam, że wywoływany po prostu faktem, iż apetyt rośnie w miarę jedzenia) nie neguje faktu, iż tytuł sprawdza się znakomicie jako rozrywka inteligentna, oferująca nieporównywalnie więcej niż zdecydowana większość anime. Zachęca do myślenia i to nie abstrakcyjnego, filozoficznego rozważania nad sensem życia i trudami dorastania, co stanowi standardowy repertuar fabularny tworów japońskiej popkultury, ale do poszukiwania wiedzy i zrozumienia otaczającego nas świata. Mam nadzieję, że to dopiero początek nowego trendu i kolejni autorzy, niepomni wątpliwości i rozterek wynikających z naśladownictwa, również pokuszą się o tworzenie czegoś, co równie skutecznie uczy, jak i bawi.

Tassadar, 25 października 2018

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: David Production
Autor: Akane Shimizu
Projekt: Keiko Tamaki, Kenta Mimuro, Takahiko Yoshida
Reżyser: Ken'ichi Suzuki
Scenariusz: Yuuko Kakihara
Muzyka: Ken'ichirou Suehiro, Mayuko

Odnośniki

Tytuł strony Rodzaj Języki
Hataraku Saibou - wrażenia z pierwszych odcinków Nieoficjalny pl