Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Studio JG

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

2/10
postaci: 3/10 grafika: 8/10
fabuła: 3/10 muzyka: 6/10

Ocena redakcji

5/10
Głosów: 4 Zobacz jak ocenili
Średnia: 5,25

Ocena czytelników

7/10
Głosów: 112
Średnia: 6,84
σ=1,73

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Piotrek)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Kakegurui XX

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2019
Czas trwania: 12×24 min
Tytuły alternatywne:
  • 賭ケグルイXX
Gatunki: Dramat
Widownia: Shounen; Postaci: Uczniowie/studenci; Pierwowzór: Manga; Miejsce: Japonia; Czas: Współczesność
zrzutka

Yumeko gra dalej…

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

Drugi sezon serii o nałogowej hazardzistce, Yumeko Jabami, nie cacka się ze zbędnym wstępem i od razu pokazuje kolejne starcie (aż musiałam się upewnić, czy rzeczywiście włączyłam pierwszy odcinek). Oprócz Jabami uczestniczy w nim Midari Ikishima oraz nowa postać, Erimi Mushibami, pomysłodawczyni gry, dodajmy, bardzo niebezpiecznej, bo celującej w okaleczenie graczy. Jednak zarówno dla protagonistki, jak i Ikishimy (jeśli ktoś zapomniał, to ta jednooka z samorządu) taki rodzaj rozrywki oznacza pełnię szczęścia, ochoczo więc do niej przystępują. Zdezorientowanie widzów, wynikające głównie z pojawienia się nieznanej bohaterki, mija dopiero po dwóch odcinkach, gdy zarysowuje się główny wątek. Erimi należy bowiem do jednej z rodzin wielkiego klanu Momobami, którego obecną przywódczynią jest Kirari. Część jego członków przybywa do szkoły na jej wezwanie i decyduje się wziąć udział w ogłoszonych właśnie wyborach przewodniczącego samorządu. Jak zaś najlepiej je przeprowadzić, jeśli nie za pomocą hazardu?

Postawienie na konkretny wątek główny – walka o stanowisko najważniejszej osoby w szkole toczona poprzez różne gry – działa na duży plus serii, pozwala bowiem nie skupiać się wyłącznie na osobie Yumeko, choć oczywiście dalej nie może jej zabraknąć w żadnym starciu. Ponadto czuć, że tym razem poszczególne rozgrywki nie służą wyłącznie ukazaniu miłości Jabami do hazardu. Intrygująco zapowiada się także samo wprowadzenie klanu Momobami i wyjawienie jego związków z główną bohaterką. Zaczęłam od pochwał, ale niestety, kolejne akapity recenzji, z małymi wyjątkami, będą zbiorem krytyki i narzekań na anime, które po niezbyt dobrym pierwszym sezonie okazało się jeszcze gorsze.

Mimo skonkretyzowania celu starć konstrukcja fabuły zbytnio się nie zmieniła: jedna gra się kończy, zaczyna następna. Podobnie jak w poprzedniej serii, tak i tutaj pierwsze pojedynki mogą zaintrygować, ale kolejne już raczej męczą, zwłaszcza że występuje z nimi inny problem, o którym niżej. Wydawałoby się, że wątek klanu Momobami pozwoli rozruszyć akcję, da widzom możliwość obserwowania konfrontacji między bohaterami także na innym polu niż w hazardzie, dzięki czemu fabuła stanie się bardziej zajmująca, a przede wszystkim nie tak monotonna. Rzeczywiście, poszczególni członkowie rodzin nie zawsze, mówiąc delikatnie, darzą się przyjaźnią, a pobyt w szkole niektórych z nich wiąże się z niecnymi planami wobec kogoś innego. Nie muszę nikogo przekonywać, ile tkwi w tym potencjału na dobrą opowieść. Szkoda, że został on zmarnowany, a zawiniło głównie kurczowe trzymanie się jednego schematu fabularnego – ot, do grona graczy dołączyli nowi bohaterowie. Niby w międzyczasie coś się dzieje, jakieś sojusze, intrygi, ale wszystko jest bardziej dodatkiem do wątku hazardowego niż dążeniem do stworzenia pełnoprawnej historii. Odniosłam wrażenie, że twórcy boją się odejść na dłużej od gier, by dać wybrzmieć reszcie fabuły, a nawet jeśli już ona wybrzmiewa, to niemal zawsze w połączeniu z rozgrywkami. Teraz rodzi się pytanie – czy to wina pierwowzoru, złej adaptacji, złego rozłożenia akcentów? Bez znajomości mangi trudno to stwierdzić, choć z drugiej strony wyczytałam, iż jedna ważna dla anime postać z dość rozbudowanym wątkiem nie pojawia się w mandze. Można więc chyba uznać, że już w papierowej wersji wątek klanu Momobami prezentował się raczej mizernie, skoro twórcy postanowili wymyślać dla niego dodatkowe postaci. Także wątek wyborów nie wypada specjalnie atrakcyjnie. Nie wymagam, by dokładnie pokazywano, kto i za co zdobył punkty lub dlaczego znajduje się wysoko w rankingu, ale nie zaszkodziłaby krótka relacja z przebiegu walk, a nie tylko koncentrowanie się na wynikach.

O Yumeko nie będę pisać za dużo – dalej bardziej przypomina sztuczny twór, który w danym momencie ma albo się uśmiechnąć, albo zdenerwować, niż człowieka. Ponownie wychodzi też obronną ręką z każdej sytuacji. O ile w pierwszym sezonie tak bardzo mi to nie przeszkadzało albo nie było nadmiernie widoczne, o tyle w drugim odczuwałam przesyt jej ciągłymi zwycięstwami. Nawet jeśli przez chwilę się wydaje, że tym razem ktoś inny będzie górą, a zaskoczenie na twarzy protagonistki nie zniknie po kilku sekundach, koniec końców i tak ostatnie słowo należy właśnie do niej. Próba stworzenia przez autora geniuszki w swoich fachu, której nic i nikt nie jest w stanie zagiąć, wyszła zdecydowanie nieudolnie, potęgując nienaturalność Jabami. Szczęście w nieszczęściu, że w kolejnych rozgrywkach ważniejsze od niej role pełnią inne postacie. Ponownie np. widzimy idolkę, Yumemi Yumemite, w starciu z jedną członkiń klanu Momobami, w innym natomiast mierzą się m.in. Kaede Manyuda i Itsuki Sumeragi. Swoje pięć minut otrzymują także bohaterowie, którzy w poprzedniej serii stali raczej na uboczu, tacy jak Sayaka Igarashi czy Runa Yomozuki. Stara obsada nie wypada ani lepiej, ani gorzej niż wcześniej – w ich kreacjach wciąż przeważa wariactwo i dzikość objawiająca się w różnym stopniu i na różny sposób. Nowe postaci – a wprowadzono ich sporo – mogły wnieść trochę świeżości, udało się to jednak tylko częściowo. Z jednej strony bowiem mamy spokojnych Terano Toutoubami i Rina Obami, z drugiej już w pierwszym odcinku poznajemy Erimi, której zachowanie podczas gry nie odbiega znacząco od pozostałych i polega na szaleńczych uniesieniach; także bohaterki drugiego starcia, Miyo Inbami i Miri Youbami, nie prezentują postawy „ja tu spokojnie usiądę i zagram”. Długo, bo aż do końcówki jedenastego odcinka, podobał mi się Rei Batsubami (występujący tylko w anime), wyglądający na normalną osobę, a jednocześnie wyraźnie skrywający jakąś tajemnicę. Gdy jednak przyszła pora na jej wyjawienie… cóż, zareagowałam uśmiechem politowania. Patrząc, jak zepsuto tę postać i jak w tej serii uwielbia się robienie z uczniów cudaków, obawiam się, że podobny los czeka Terano i resztę. Cóż, zawsze pozostaje nijaki Ryouta, choć widać wyraźnie, że twórcy nie bardzo wiedzą, jaką rolę mu przypisać – czy pobocznej postaci, która od czasu do czasu coś skomentuje i pokręci się przy protagonistce, czy ważnego gracza.

Jeszcze w trakcie seansu zdałam sobie sprawę, że zdecydowanie wolę proste gry, z których twórcy potrafią stworzyć wciągające widowisko, niż skomplikowane rozgrywki przeładowane niespodziankami. Te pierwsze wymagają oczywiście niemałego talentu scenopisarskiego, przy drugich natomiast łatwo przedobrzyć. W sumie to właśnie mój najpoważniejszy zarzut wobec serii – zaskakiwanie widza na siłę w każdej konfrontacji. Dotyczy to zresztą nie tylko samych gier, ale ogólnie fabuły, chociaż w grach jest najlepiej widoczne. Niby dużo się dzieje, często nie da się przewidzieć, co się stanie i kto wygra w następnym ruchu (bo że w całym pojedynku Yumeko, to wiadomo), ale ciągłe zmiany sytuacji i sojuszów, ujawnianie co chwila niespodziewanych informacji oraz nieustanne przechylanie się szali zwycięstwa z jednej strony na drugą dają efekt odwrotny do zamierzonego, czyli powodują zanudzenie widza. Patrzenie po raz któryś tam z kolei, jak bohater, który jeszcze chwilę temu udawał niewiniątko, nagle spogląda na przeciwnika z triumfalnym uśmiechem, my zaś dowiadujemy się zdumiewającej prawdy (także już nie pierwszej), w pewnym momencie przestaje robić jakiekolwiek wrażenie. Kolejne rewelacje przyjmowałam z coraz większym zażenowaniem – równie dobrze mogło się okazać, że za wszystkim stoją kosmici sterujący szkołą, dalej pozostałabym niewzruszona.

W recenzji pierwszego sezonu zapomniałam o jednej kwestii, którą najlepiej określić mianem „szokowanie widza”. Poprzednia część miała parę scen, których głównym zadaniem było właśnie wprawianie w osłupienie oglądających, z tym że w żaden sposób owo zadanie nie mogło zostać zrealizowane. Dlaczego? Bo były absurdalnie głupie, zwłaszcza moment z paznokciami Sumeragi. Pod tym względem Kakegurui XX wydaje się bardziej stonowane, a dzięki temu wypada lepiej, choć twórcy nadal lubią sięgać po tanie chwyty („zginiesz, jeśli przegrasz” itp.). A czy szkoła Hyakkaou jako miejsce akcji przedstawia się lepiej? Niestety nie. Moja ciekawość dotycząca jej funkcjonowania, rozbudzona po wcześniejszej serii, ani trochę nie została zaspokojona. Ważne, że uczniowie noszą ładne mundurki i od czasu do czasu krótko posiedzą w ławce, bynajmniej nie w celu zanotowania jakichś informacji (nauczycieli wciąż brak).

Na szczęście pogorszeniu nie uległa oprawa audiowizualna, ba, w przypadku grafiki mam wrażenie, że jest jeszcze lepiej. Podczas seansu prawie że zachwycałam się zbliżeniami na usta i oczy bohaterek, a raczej nie zwracam na takie drobnostki uwagi. W poprzedniej recenzji nie wspomniałam o projektach postaci, bo ani mi się specjalnie nie spodobały, ani nie odrzuciły, podobnie zresztą jak wygląd nowych bohaterów, w pewnym momencie jednak uświadomiłam sobie, że dobrze mi się patrzy na Ikishimę. Z jej postacią wiąże się też inne „odkrycie”, które wcześniej mi umknęło – jej seiyuu spisała się znakomicie. Dalej świetną robotę robi także Saori Hayami jako Yumeko, udowadniając, że źle wykreowaną bohaterkę da się uratować głosem. W drugim sezonie do obsady dołączyli m.in.: Romi Park, Megumi Han czy Yoshimasa Hosoya. Szczególnie miło było usłyszeć tego ostatniego, aczkolwiek nie otrzymał, niestety, zbyt ciekawej roli do zagrania. Pod względem muzycznym seria znów prezentuje się bardzo dobrze. Co prawda ani opening (JUNNA, Kono Yubi Tomare, ponownie z piękną animacją), ani ending (D­‑selections, AlegriA) mnie nie poruszyły, ale już muzyka w tle skutecznie pomagała w przetrwaniu trudnego seansu.

Nigdy wcześniej nie wystawiłam anime 2/10, ogólnie zaś rzadko moje oceny schodzą poniżej 5/10, z bardzo prostego powodu – jeśli coś mi nie podoba, porzucam, a serii porzuconych nie mam w zwyczaju oceniać. Kakegurui XX też bym z największą chęcią zostawiła w spokoju, gdyby nie deklaracja omówienia go, zawarta w recenzji poprzedniego sezonu. Cóż, nie sądziłam, że po raczej słabej, ale jakoś dającej się oglądać pierwszej serii otrzymam coś tak niedobrego. Uczucie znużenia ustąpiło miejsca uczuciu zażenowania wywołanego kolejnymi pomysłami i rozwiązaniami wątków. Nieumiejętność stworzenia interesującej fabuły, która by nie męczyła po kilku odcinkach, mało zajmujące postaci i niewykorzystanie potencjału ich historii, podobnie jak wątku klanu Momobami, zaskakiwanie widza na siłę co parę minut, tanie szokowanie, rozgrywki z przewidywalnym zakończeniem… Nawet nie jestem pewna, czy o niczym nie zapomniałam. Po stronie plusów znajduje się jedynie oprawa audiowizualna. Dla niektórych to wystarczy, dla mnie – zdecydowanie nie. Zdaję sobie jednak sprawę, że seria cieszy się niemałą popularnością, podejrzewam więc, że pojawienie się trzeciego sezonu pozostaje kwestią czasu. Pewnie z ciekawości zerknę, ale nad recenzją już nie myślę, jeśli bowiem ma się utrzymać tendencja spadkowa, może mi nie starczyć skali.

Patka, 19 stycznia 2020

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Mappa
Autor: Homura Kawamoto, Tooru Naomura
Projekt: Manabu Akita
Reżyser: Kiyoshi Matsuda, Yuuichirou Hayashi
Scenariusz: Yasuko Kobayashi