Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Otaku.pl

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

6/10
postaci: 6/10 grafika: 7/10
fabuła: 5/10 muzyka: 7/10

Ocena redakcji

6/10
Głosów: 2 Zobacz jak ocenili
Średnia: 5,50

Ocena czytelników

5/10
Głosów: 33
Średnia: 5,27
σ=1,66

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Piotrek)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Tsuujou Kougeki ga Zentai Kougeki de Nikai Kougeki no Okaasan wa Suki Desuka?

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2019
Czas trwania: 12×24 min
Tytuły alternatywne:
  • Do You Love Your Mom and Her Two-Hit Multi-Target Attacks?
  • 通常攻撃が全体攻撃で二回攻撃のお母さんは好きですか?
Gatunki: Fantasy, Komedia
Postaci: Magowie/czarownice; Pierwowzór: Powieść/opowiadanie; Miejsce: Świat alternatywny; Inne: Harem, Magia
zrzutka

Mamusia, mamusi, mamusi, mamusię, z mamusią, o mamusi… O mamusiu!

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

Masato Oosuki, jak każdy normalny nastolatek, przeżywa może nie okres buntu (jest ostatecznie dobrze wychowanym Japończykiem), ale okres poważnego zażenowania nadopiekuńczością swojej mamy, wychowującej go samotnie Mamako. On chciałby się już usamodzielniać, ona najchętniej zagłaskałaby go na śmierć. To oczywiście prowadzi do spięć w domowych pieleszach, jednak pomniejsze domowe wojenki przerywa nieoczekiwana propozycja: pewna firma poszukuje graczy testowych do zamkniętej bety swojego najnowszego dzieła, superrealistycznego MMORPG w wirtualnej rzeczywistości. Czemu zgłosili się akurat do Oosukich? To proste: grupą docelową gry są „rodzice i dzieci”, zaś gra ma służyć wzmocnieniu więzi międzypokoleniowych. No, ale przede wszystkim będzie można przeżywać przygody w świecie pełnym magii i niesamowitych stworów, zaś testujący uzyskują dostęp do licznych bonusów, w tym przedmiotów i broni zarezerwowanych dla wysokopoziomowych graczy. Masato daje się skusić tej wizji i uznaje, że jakoś sobie z bagażem w postaci kompletnie nieoblatanej w takich grach mamusi da radę. Okazuje się jednak, że mechanika gry i instynkt Mamako stanowią śmiercionośną mieszankę. Mamusia zadba o wikt i opierunek swojego oczka w głowie, wybierze mu harem… to znaczy, drużynę, a jeśli pojawią się jakieś kłopoty, to oczywiście im zaradzi. No i jak tu zostać bohaterem, kiedy obok stoi mama ze swoim podwójnym obszarowym atakiem?

Oddajmy tej serii sprawiedliwość: wie, na czym polega jej siła, i nie próbuje pchać się z fabułą w jakieś poważniejsze rejony. W porównaniu z kilkoma podobnymi produkcjami ze swojego sezonu wygrywała właśnie konsekwencją, dzięki której cotygodniowy seans pozostawał porcją leciutkiej, ale jednak dość zabawnej rozrywki. Cały koncept fabularny opiera się na dwóch elementach, z których jeden jest bardziej uniwersalny, drugi natomiast może być kontrowersyjny. Ten pierwszy to komizm wynikający ze zderzenia kompletnej nowicjuszki z typowymi wyzwaniami gier RPG. Oczywiście, z częścią zagrożeń Mamako radzi sobie dzięki wspomnianym wyżej atakom obszarowym, ale znacznie zabawniej wypadają sceny, kiedy reaguje na problem jak stereotypowa mamusia (i oczywiście jej podejście okazuje się skuteczne). Te gagi potrafią bawić do samego końca serii, choć oczywiście po części cierpią na problem powtarzalności. Drugim filarem fabuły jest jednak fanserwis, a dokładnie bardzo konkretny rodzaj fetyszu określanego po angielsku mało eleganckim czteroliterowym akronimem, który można by luźno przełożyć jako „gorąca mamuśka”. Domyślam się, że dla wielu widzów może to być główny „wabik” tej serii, ale jak wspomniałam wcześniej, akurat ten koncept może także odstraszać. Dlatego warto zaznaczyć, że osoby nim niezainteresowane w większości przypadków mogą zignorować aluzje i implikacje, ale są też sceny, kiedy nie da się go nie zauważyć. Na plus da się zapisać, że Mamako nie jest osobą nadmiernie pruderyjną, szczególnie jeśli idzie o to, co może pokazać syneczkowi, więc udało się przynajmniej uniknąć fanserwisu opartego na przymusie czy upokarzaniu. Golizna w tym anime jest tak samo radośnie niemądra, jak i wszystko inne.

Czy w takim przypadku nie powinnam wystawić wyższej oceny za fabułę? Niestety, jest ona niezła, ale utrzymuje się w stanach, które określiłabym jako przeciętne, i to nawet z poprawką na założenia gatunku. Firmowy gag z Mamako rozprawiającą się z każdym zagrożeniem jest owszem, nośny, ale im dalej, tym bardziej staje się oklepany (i niestety, z czasem metody zaczynają się powtarzać). Co gorsza, nie pozwala w ogóle wykorzystać reszty obsady, co jest o tyle pewną stratą, że składa się ona z całkiem dobrze rokujących pod względem komediowym postaci. W pierwszych odcinkach to aż tak bardzo nie przeszkadzało, ale pod koniec serii było już wyraźnie widać, że Mamako nie jest tylko siłą bojową i opiekuńczą, ale odpowiada także za komedię i fanserwis, nie pozostawiając dla innych absolutnie niczego poza staniem w miejscu i komentowaniem jej popisów.

Pewne wątpliwości może wzbudzić także natura kolejnych konfliktów, albowiem – jak się szybko przekonujemy – „przeciwnikami” w poszczególnych epizodach są toksyczne mamusie, w różny sposób gnębiące lub kontrolujące swoje potomstwo. Znowu, nie każdemu będzie to przeszkadzać, ale część widzów może irytować takie trywializowanie problemów. Szczególnie, że gdyby przez ułamek sekundy potraktować je choćby częściowo poważnie, to należałoby stwierdzić, że prawdziwie toksyczną mamusią­‑potworem jest sama Mamako, ubezwłasnowolniająca swojego Masato, kontrolująca wszystkie aspekty jego życia i bez cienia wahania sięgająca po szantaż emocjonalny. Jak mówię – nie o to chodzi i nie sądzę, żeby zachowanie Mamako należało interpretować jako cokolwiek poza wariacją na temat wcześniej przywołanego fetyszu, ale dla porządku wypadałoby to zaznaczyć.

Masato wypada blado, co właściwie można by zbyć krótkim „to normalne w tym gatunku”. Z drugiej strony ma swoje momenty i sceny, więc wydaje mi się, że głównym problemem jest nie tyle brak charakteru, ile jego nieoczekiwane zmiany zależnie od bieżącej potrzeby fabularnej. Bardziej konsekwentnie wypadają panie. Dziecinna Porta, której status rodzinny (wiemy tylko, że jest graczem) pozostaje na razie pilnie strzeżoną tajemnicą, jest zabawna przez swój stoicki spokój i praktyczność w każdej sytuacji. O dziwo, dość praktyczna jest także Wise, czyli odległa wariacja na temat wyniosłej panny i tsundere, zachowująca dość indywidualności, by nie dać się wepchnąć do żadnej szufladki. To właśnie w jej przypadku najbardziej rzuca się w oczy, że Mamako „kradnie” jej czas ekranowy. O tyle szkoda, że relacje Wise i Masato są całkiem zgrabnie nakreślone i chętnie zobaczyłabym dalsze rozwinięcie ich wątku (na co zresztą nie należy liczyć, bo byłby on sprzeczny z podstawowym założeniem serii). Udanym dodatkiem okazała się także Medhi, wyjątkowo skuteczna w psychologicznym osłabianiu przeciwników. Należy także wspomnieć o Shirase, czyli opiekującej się bohaterami przedstawicielce firmy produkującej grę, w której toczy się akcja. Zdecydowanie nadużywany jest żart oparty na podobieństwie nazwiska tej pani do japońskiego słowa shirasu, czyli „informować”, ale poza tym gagi z jej udziałem są na ogół nie najgorsze. Może dlatego, że jakoś doskonale potrafię sobie wyobrazić pracownika niższego szczebla sprzątającego bałagan po przepuszczonych bugach i doskonałych pomysłach zwierzchnictwa.

Nie powiem, żeby był to tytuł wyróżniający się pod względem wizualnym, chociaż doceniam, że bohaterki (z wyjątkiem Mamako) ubrane są stosunkowo skromnie, a ich stroje rzeczywiście kojarzą się z projektami z gier RPG. Mamako przez większość czasu lata w czymś, co kojarzy się z kiecką balową, a przez resztę czasu w najróżniejszych fanserwiśnych i zwykle mocno niekompletnych kostiumach, ale taka jej rola, więc co poradzić. Animacja nawet nie udaje, że się stara, jako pretekst wykorzystując to, że przepakowana Mamako rozprawia się z przeciwnikami, zanim kamera zdąży to pokazać. Tła są stosownie nijakie, zbliżenia na panie ładne, mimika w miarę przyzwoita (chociaż także i pod tym względem do czołówki sporo brakuje). Nie jest to seria, którą polecałabym dla wrażeń wizualnych, ale mimo okazjonalnych spadków jakości. Oprawa muzyczna jest w porządku; czołówka to trochę sieczka muzyczna, ale warto docenić klip, w skrócie, ale wyczerpująco streszczający założenia fabularne serii. Ending za to, Tsuujou Kougeki ga Zentai Kougeki de Nikai Kougeki Mama w wykonaniu Ai Kayano (seiyuu Mamako) wpada w ucho wręcz maniakalnie i stanowi idealny komentarz do całości. W ogóle seiyuu sprawdzają się nieźle, co nie powinno dziwić, bo zgromadzono solidną obsadę: oprócz Ai Kayano usłyszmy także Satomi Arai (Shirase), Lynn (Medhi) oraz Sayakę Haradę (Porta). Zresztą, Sayumi Suzushiro, która z większych ról ma na koncie tylko Urukę Takemoto w Bokutachi wa Benkyou ga Dekinai, też wypada dobrze jako Wise.

Osoby, które czytają tę recenzję po obejrzeniu serii, zwróciły zapewne uwagę, że pominęłam dość istotny aspekt parodystyczny, ujawniający się w „konwencji” pokazanej tu gry MMORPG (celowo nie podaję jej tytułu), a także specjalnych umiejętnościach, jakimi dysponuje Mamako. To jednak – chociaż pojawia się chyba już w pierwszym odcinku – jeden z tych elementów, które bawią lepiej, jeśli będą stanowić zaskoczenie dla widza. Jeśli komuś odpowiada typ zaprezentowanego tu fanserwisu (albo przynajmniej go nie odrzuca), polecałabym spróbować – owszem, istnieją lepsze komedie w konwencji fantasy, ale powiedziałabym, że seans Tsuujou Kougeki ga Zentai Kougeki de Nikai Kougeki no Okaasan wa Suki Desuka? był dla mnie zaskakująco odprężający. Miło czasem obejrzeć coś, co nie sili się na wyciskanie z widza emocji czy zaplątywanie go w zawiłości fabularne, i stara się tylko rozbawić.

Avellana, 29 grudnia 2019

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: J.C.STAFF
Autor: Dachima Inaka
Projekt: Pochi Iida, Youhei Yaegashi
Reżyser: Yoshiaki Iwasaki
Scenariusz: Deko Akao
Muzyka: Keiji Inai