Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Studio JG

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

7/10
postaci: 7/10
fabuła: 6/10 muzyka: 7/10

Ocena redakcji

8/10
Głosów: 7 Zobacz jak ocenili
Średnia: 8,14

Ocena czytelników

7/10
Głosów: 105
Średnia: 7,27
σ=1,49

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Avellana)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Kemonozume

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2006
Czas trwania: 13×24 min
Tytuły alternatywne:
  • ケモノヅメ
Rating: +18, Nagość, Przemoc, Seks; Miejsce: Japonia; Czas: Współczesność; Inne: Eksperymentalne
zrzutka

Sensacyjny romans z potworami w tle. Brutalna opowieść z bardzo nietypową grafiką.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl

Recenzja / Opis

Potwory są wśród nas. Legenda głosi, że są potomkami pary przeklętych przez bogów kochanków. Wyglądają jak ludzie, tylko żerując przemieniają się w bestie rodem z sennych koszmarów. A ich ofiarami, jak łatwo zgadnąć padają właśnie ludzie – stąd ich nazwa, shokujinki, czyli „pożeracze ciał”. Mało kto jest świadomy ich istnienia, a jeszcze mniej osób wie, że istnieje specjalna jednostka, mająca za zadanie walkę z tymi stworami. To wojownicy ze szkoły Kifuuken, na co dzień sprawiającej wrażenie jeszcze jednego podupadłego dojo z długimi tradycjami. Jej zwierzchnikiem obecnie jest Juuzou Momota. Jego starszy syn Toshihiko jest mistrzem miecza, którego jednak przedziwna nerwica (uraz psychiczny?) zawsze w kluczowym momencie eliminuje z prawdziwego starcia. Mimo to stary Momota nie chce nawet słyszeć o tym, by swoim następcą uczynić młodszego syna, Kazumę. Jego awangardowe pomysły stosowania w walce kombinezonów wspomaganych są być może skuteczne, ale kłócą się z honorem wojownika i prawdziwą drogą miecza.

Gwałtownie wzrastająca aktywność potworów sprawia, że członkowie Kifuuken z trudem radzą sobie ze swoimi zadaniami. W dodatku pewnego dnia Toshihiko spotyka na swej drodze dziewczynę… I pomału zaczyna się dla niego liczyć coś oprócz miecza. A kiedy w dramatycznych okolicznościach okaże się, że piękna Yuka jest jedną z shokujinki, Toshihiko ocali ją przed śmiercią z rąk jego towarzyszy. Para kochanków ucieka zarówno przed ludźmi, jak i potworami, próbując jakoś ułożyć niełatwy związek. Tymczasem Kifuuken przechodzi głębokie reformy, próbując dostosować się do szybko zmieniających się warunków działania. A poszczególne wątki tej opowieści w którymś momencie zaczynają się układać w jedną całość…

Opinie o Kemonozume są zwykle mocno kontrastowe. Po części odpowiada za to na pewno kreska – jak widać po przytoczonych tu kadrach zdecydowanie nieklasyczna, pod wieloma względami brzydka, ale wystarczająco charakterystyczna, by nadać tej opowieści własny styl. Projekty postaci sprawiają wrażenie wyjętych z europejskiego komiksu niszowego, natomiast noszone przez nich ubrania kojarzą się z klasycznymi filmami gangsterskimi. Oczywiście, wiele osób na pewno stwierdzi, że „nie widziałem/am, ale kreska jest paskudna, więc nie obejrzę” (i będzie się dziwiło, dlaczego znikają tak „treściwe” komentarze). Osoby takie mają głęboką rację – jeśli kogoś rysunek odstrasza, raczej nie będzie w stanie przetrwać trzynaście odcinków. Ja dość szybko przyzwyczaiłam się do projektów postaci, a taka „komiksowa” umowność dobrze wpływała na bardziej drastyczne elementy wizualne. Nie wystawiam jednak oceny za grafikę. Projekty trudno porównywać z czymkolwiek innym. Natomiast jako tła, a nawet przedmioty, często wykorzystywano prawdziwe, fabularne ujęcia, nieco przefiltrowane, albo nawet i to nie. Wszystko to razem sprawia, że właściwie niemożliwa jest tu jakakolwiek skala porównawcza. Trzeba jednak powiedzieć, że jest to seria z interesującą, choć bardzo niszową grafiką, do której dobrze pasuje „ostra” oprawa dźwiękowa, w której pobrzmiewają dalekie echa jazzu.

Abstrahując jednak od grafiki (choć słowo daję, że w tym przypadku trudno od niej abstrahować) można przypuszczać, że wielu widzów rozczarowało się samą historią. Początkowo sprawia ona wrażenie jednolicie mrocznej opowieści, w dodatku niosącej obietnicę „głębi” – analizy granicy między „człowiekiem” i „potworem”. Jest tu pole do popisu. Z jednej strony potwory są tu istotami inteligentnymi, a ich pragnienie ludzkiego mięsa ma charakter raczej głodu narkotycznego niż fizycznego. Z drugiej – im dalej w serię, tym bardziej widać, jak odrażający bywają ludzie, którzy nie ustępują bestiom pod względem okrucieństwa. Tyle tylko, że ten temat właściwie pozostawiono całkowicie odłogiem. Ta seria to przede wszystkim opowieść sensacyjna z romansem w tle, z licznymi elementami groteskowego i czarnego humoru, „poetyką” nawiązująca do takich filmów jak Pulp Fiction czy Kill Bill. Oczywiście, potwory stanowią element nadnaturalny, ale w gruncie rzeczy gdyby zamiast ludzi i potworów pokazać tu dwie zwalczające się grupy yakuzy, efekt byłby właściwie niemal identyczny.

Nie przypadkiem przywołałam tu właśnie te dwa tytuły: mówiąc w skrócie, „krwi tyle, że można krytą żabką”. Płyny fizjologiczne leją się w dużej ilości, flaki włóczą na każdym polu bitwy, ludzie wykonują różne skomplikowane manewry z ranami, które powinny ich unieruchomić dość terminalnie, a prócz tego znajdziemy tu także nagość, a nawet sceny erotyczne. Jak już jednak wcześniej napisałam, komiksowa umowność kreski sprawia, że elementy drastyczne nie są szczególnie okropne, a erotyczne – ekscytujące. Oczywiście, jest to seria wyłącznie dla dorosłych, ale poszukiwacze różnorakich „wrażeń” zawiodą się na niej paskudnie. Trzeba tu też powiedzieć, że jeśli zamiarem reżysera było straszenie widzów, to przynajmniej w moim przypadku mu się to nie udało. Owszem, kilka scen wywiera naprawdę mocne wrażenie, przeważnie jednak wszystkie okropieństwa dzieją się za szybko i w za dużym natężeniu, by wywołać jakiś efekt.

Jeśli jednak wygrzebiemy spomiędzy dziwacznej grafiki i fruwających flaków właściwą fabułę, okaże się ona zdumiewająco prosta. W dodatku niestety niepozbawiona usterek w spójności przedstawionego świata, no i z dość banalnym rozwiązaniem polegającym na odwołaniu się do „manipulacji szaleńca”, nie wymagających logicznego uzasadnienia. Wszystko to sprawiło, że śledziłam rozwój akcji z umiarkowanym zainteresowaniem, a chociaż przyznam, że zakończenie mnie zdołało zaskoczyć, nie mogę wystawić fabule wysokiej oceny. Podobnie zresztą jak bohaterom: większość z nich pozostaje kompletnie obojętna, o ile nie odpychająca. Rozumiem, że jest to częścią tworzonego klimatu, ale po prostu nie sprzyja „wciągnięciu” widza w oglądane wydarzenia. Jakąś sympatię budzą tylko młodzi – bracia Momota, Yuka, a wreszcie czwarta osoba tego dramatu – Rie, córka poprzedniego zwierzchnika Kifuuken i dziecinna sympatia Toshihiko. Jednak nawet ich losami trudno mi się było głębiej przejąć.

Reżyser i scenarzysta, Masaaki Yuasa, jest też twórcą tytułów takich jak Cat Soup i Mind Game. Kemonozume zdecydowanie brakuje wielowarstwowej złożoności tamtych tytułów, niemniej polecałabym je widzom, którzy cenili tamte produkcje. Poza tym zalecam dalece idącą ostrożność: nietypowa forma połączona z pełną przemocy treścią dla wielu widzów będzie mieszanką całkowicie niestrawną.

Avellana, 21 czerwca 2007

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Madhouse Studios
Autor: Masaaki Yuasa
Projekt: Nobutake Itou
Reżyser: Masaaki Yuasa
Scenariusz: Masaaki Yuasa
Muzyka: Kei Wakakusa