Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Forum Kotatsu

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

9/10
postaci: 10/10 grafika: 7/10
fabuła: 9/10 muzyka: 10/10

Ocena redakcji

9/10
Głosów: 23 Zobacz jak ocenili
Średnia: 8,74

Ocena czytelników

9/10
Głosów: 747
Średnia: 8,6
σ=1,3

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (IKa)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Nodame Cantabile

zrzutka

Sceny z życia studentów akademii muzycznej. Doskonała komedia obyczajowa dla bardziej wyrobionych widzów.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl

Recenzja / Opis

Są na tym pięknym świecie ludzie hojnie obdarzeni przez los. Tacy jak Shinichi Chiaki, student klasy fortepianu w tokijskiej akademii muzycznej, piekielnie zdolny, przystojny i podziwiany przez pół szkoły. Są też na tym świecie ludzie, wobec których los był wrednie złośliwy. Tacy jak Shinichi Chiaki, którego talent idzie w parze ze skłonnościami do krytykowania innych. Nie ma co ukrywać, większość studentów to miernoty, grające bez polotu i dokładnie wedle wskazówek nauczyciela. W dodatku przecież jego powołaniem nie jest fortepian. Chiaki od zawsze zamierzał stać się dyrygentem… Tymczasem po prostu nie ma się od kogo uczyć! Jedynym odpowiednim dla niego mistrzem byłby słynny austriacki dyrygent Sebastiano Viera. I tu w pełni objawia się wyżej wspomniana złośliwość losu. Nabyty w dzieciństwie po awaryjnym lądowaniu uraz do samolotów w połączeniu z obawą przed morskimi podróżami sprawiają, że Chiaki jest praktycznie uwięziony w Japonii.

Tymczasem jednak bardzo nieudany dzień, w którym poznajemy naszego bohatera, kończy się równie nieudanym wieczorem. Chiaki w stanie określanym mianem upojenia alkoholowego usypia pod drzwiami własnego mieszkania. A budzi się w mieszkaniu pięknej nieznajomej, kołysany dźwiękami niezwykłej urody sonaty fortepianowej… No dobrze. To nie tak wygląda. Całkowicie nie tak. Jego sąsiadka, Megumi Noda (zwana po prostu Nodame), utrzymuje mieszkanie w stanie, który doprowadziłby do zawału nie tylko komisję Sanepidu, ale nawet najbardziej odpornego nurka śmietnikowego. Z równą obojętnością jak swoje otoczenie traktuje też swój wygląd. I tylko jej muzyka jest niezwykła – owszem, pełna błędów, zgubionych nut i improwizacji, ale zdumiewająco fascynująca i pełna osobowości. Chiaki bardzo pospiesznie opuszcza nową znajomą, ale szybko okazuje się, że jego wrodzony perfekcjonizm nie pozwoli mu tak po prostu zignorować jej stylu życia… A może to kwestia zapachu, rozchodzącego się z jej „apartamentów”? Bo przecież na pewno nie pełne uwielbienia przywiązanie, którym zaczyna go darzyć. Tak czy owak Chiaki zaczyna podejmować mniej lub bardziej stanowcze próby doprowadzenia mieszkania i życia Nodame do jakiego takiego stanu. Szybko okazuje się, że – ku swojej rozpaczy – jak magnes przyciąga kolejnych dziwaków. A już kiedy stanie przed możliwością dyrygowania orkiestrą, zasadnicze pytanie będzie brzmiało – powinien skakać z radości czy może tłuc głową w ścianę?

Na pierwszy rzut oka mamy tu bardzo dobrze znany schemat – oto podziwiany przez wszystkich „książę” zwraca swą uwagę na „brzydkie kaczątko”, dostrzegając w niepozornej i dziecinnej jeszcze dziewczynie ukryty potencjał. Tyle tylko, że pierwszy rzut oka okazuje się bardzo mylący. Seria nie jest opowieścią o uczuciu, rodzącym się między utalentowanym chłopakiem i równie utalentowaną, choć niepewną swych sił dziewczyną. To doskonała komedia obyczajowa – z naciskiem na „obyczajowa” – pod wieloma względami bardzo nietypowa. Przede wszystkim przewrotnie pokazująca, że „dążenie do zrealizowania potencjału” to bardzo wątpliwa recepta na szczęście. I że tak naprawdę liczy się to, żeby wiedzieć, czego się chce w życiu – a nie, czego chcą od nas inni. A wreszcie, że życie w zgodzie ze sobą i we własnym rytmie jest ważniejsze od realizowania ambicji otaczającego nas świata.

Przyjrzyjmy się bowiem bohaterom. Nodame to, wbrew pozorom, jedna z najsilniejszych osobowości, jakie miałam okazje oglądać w anime. Owszem – jest dziecinna, introwertyczna, a chwilami po prostu nieznośna, ale w żadnym momencie nie pozwala sobą dyrygować. Nawet obiekt jej uwielbienia, Chiaki, nie ma na nią praktycznie żadnego wpływu i najlepsze, co może zrobić, to próbować się do niej dostosować i ostrożnie pokierować w odpowiednią stronę. Przy tym motorem działań Nodame nie są kompleksy – bardzo łatwo byłoby dopisać wyjaśnienie: „bo jest przekonana, że nic nie umie i jest nieciekawa”. Nie, Nodame nie czuje się od nikogo gorsza, nawet jeśli jej skrajnie nonkonformistyczna natura sprawia, że otoczenie uważa ją za wariatkę. Z kolei Chiaki, jakiego widzimy na początku serii, jest – uczciwie mówiąc – aroganckim i straszliwie przekonanym o własnej wyższości typem. Tym rodzajem „prymusa”, którego się podziwia, ale z którym nikt nie ma ochoty się bliżej zadawać. Jak łatwo zgadnąć, zmienia się pod wpływem Nodame (i nie tylko Nodame), przechodząc przyspieszony kurs odporności psychicznej i nadludzkiej cierpliwości, ale ewolucja jego charakteru jest płynna i naturalna. W dodatku do końca zdarzają mu się lepsze i gorsze dni, z których szczególnie te drugie wyraźnie odbijają się na jego zachowaniu. Z przyjemnością mogę napisać, że solidne i przekonujące osobowości mają także bohaterowie drugoplanowi. Są odpowiednio zróżnicowani, nie tylko pod względem charakterów, ale także talentów i ambicji życiowych – i odpowiednio do tego rozwijane są ich losy.

Fabuła, będąca adaptacją mangi Tomoko Ninomiyi, rozwija się płynnie i równo, bez gwałtownych szarpnięć, ale i bez niepotrzebnego zwalniania tempa. Rzadko kiedy też udaje się tak zgrabnie zamknąć historię, która w mandze jest nadal kontynuowana. Zakończenie jest oczywiście otwarte, ale stawiające kropkę we właściwym miejscu i ładnie puentujące wcześniejsze wydarzenia. Jednakże muszę w tym miejscu bardzo wyraźnie uprzedzić wszystkich, którzy zechcą po tę serię sięgnąć. Otóż w Nodame Cantabile wątek obyczajowy jest równie ważny jak wątek muzyczny. To nie tak, że bohaterowie spędzają życie na spotkaniach towarzyskich, w przerwach pogrywając klasyczne kawałki na odpowiednich instrumentach. Próby i występy są właściwie osią fabuły, wyznaczając rytm życia bohaterów. Co więcej, twórcy potrafią spokojnie poświęcić kilka­‑kilkanaście minut odcinka na prezentację jakiegoś utworu. Dla niektórych widzów będzie to bez wątpienia zaleta, podkreślająca unikalność tej serii. Inni prawdopodobnie zobaczą tylko nieznośne dłużyzny. Tak czy inaczej jednak odradzam bardzo stanowczo seans tym wszystkim, których nudzi muzyka klasyczna – mają spore szanse nie wytrzymać takiego jej natężenia.

Właściwie jedynym elementem, do którego można mieć w tej serii zastrzeżenia, jest oprawa wizualna. Owszem, projekty postaci są udane i charakterystyczne, pozwalające na łatwe rozpoznanie nawet osób pojawiających się epizodycznie, a przy tym cechujące się poprawną anatomią i ładną mimiką. Tła są malowane ładnymi akwarelkami, a wnętrza – wystarczająco szczegółowe, by sprawiać wrażenie realnych przestrzeni, a nie sztucznych dekoracji. Niestety, w wielu scenach szwankuje animacja. Trudno się temu dziwić – przekonujące animowanie gry na instrumencie (szczególnie na fortepianie) wymagałoby nie mniej nakładów pracy niż dynamiczna walka mechów, byłoby za to o wiele mniej efektowne. Koszt animacji ujęć całej orkiestry rozłożyłby budżet na płasko. Trzeba też przyznać, że tam, gdzie owa animacja gry się ostała, zachwyca naturalnością poruszania się rąk. Przeważnie jednak dostajemy trójwymiarowe renderowane instrumenty albo – co gorsza – panelowanie nieruchomych naszkicowanych kadrów. Niestety, oglądanie tego samego obrazka z prawa w lewo i z góry na dół przez ładne kilka minut bywało irytujące, nawet jeśli doskonale zdawałam sobie sprawę z wymienionych wcześniej ograniczeń. Dlatego obniżam ocenę za grafikę, chociaż – podkreślam to jeszcze raz – w ramach budżetu serii telewizyjnej twórcy zrobili, co mogli.

Nie pożałowano za to środków na muzykę. Słyszymy niemal wyłącznie utwory klasyczne, w sporej części w aranżacjach nagranych specjalnie na potrzeby tej serii. Nie odbiegają one poziomem od „przyzwoitej średniej” i są wystarczająco zróżnicowane, by ilustrować proces wypracowywania własnego „performance”. Niestety, jako odrębne dzieło nie bronią się, a liczne albumy, które na fali zainteresowania serią pokazały się na rynku, są raczej tandetnymi zbiorami dość sztampowych wykonań (tzw. stock recording) i stanowią kiepską propozycję w obliczu powszechnej dostępności nagrań najlepszych światowych orkiestr. Jednak obie piosenki towarzyszące napisom końcowym zwróciły moją uwagę, a rozbrzmiewające w czołówce, pełne ciepła Allegro Cantabile dołączyło do grona moich ulubionych kompozycji. Parę słów pochwały należy się także seiyuu, przede wszystkim odgrywających parę bohaterów. Tomokazu Seki, mogący się poszczycić długą listą ról (jak choćby Sousuke Sagara z Full Metal Panic! czy Bart Garsus z Vandread), doskonale czuje się w roli aroganckiego i pewnego siebie Chiakiego. Z kolei może zaskakiwać wszechstronność odtwarzającej postać Nodame Ayako Kawasumi. W niczym nie przypomina Lafiel (Crest of the Stars), Mahoro (Mahoromatic), czy wreszcie Fuu (Samurai Champloo) – może najbliższa tej kreacji byłaby Osaka z Azumanga Daioh? Także w pozostałych rolach została zgromadzona doświadczona kadra, doskonale radząca sobie z postawionymi przed nią zadaniami.

Spośród oglądanych przeze mnie serii Nodame Cantabile najbliżej klimatem ma do Honey & Clover i poleciłabym je przede wszystkim widzom, którzy cenili tamtą produkcję. Mnie z tych dwóch tytułów Nodame Cantabile odpowiadało bardziej – stonowane, lepiej wyważone i (przynajmniej dla mnie) bardziej realistyczne, a przy tym pełne swoistego uroku i ciepła, a także humoru w bardzo dobrym gatunku. Dla widzów dojrzalszych i – przede wszystkim – amatorów gatunku „okruchy życia” to pozycja absolutnie obowiązkowa.

Wsparcie w zakresie wiedzy muzycznej: wa­‑totem

Avellana, 15 lipca 2007

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: J.C.STAFF
Autor: Tomoko Ninomiya
Projekt: Hidekazu Shimamura
Reżyser: Ken'ichi Kasai
Scenariusz: Tomoko Konparu
Muzyka: Suguru Matsutani