Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Zapraszamy na Discord!

Komentarze

Vision of Escaflowne: A Girl in Gaea

  • Dodaj komentarz
  • Recenzja anime
  • Avatar
    A
    Bez zalogowania 9.01.2022 01:24
    Dosłowne odwzorowanie powiedzenia, że miłość daje siły i uskrzydla.

    I są to dla mnie jedne z niewielu przyjemnych scen w filmie.


    Serii wcześniejszej nie oglądałam, więc odniosę się tylko do filmu.
    Niestety – miałam wrażenie, że oglądam zlepek motywów z Gwiezdnych Wojen, dokumentalnych scen z bombardowania, jakiegoś samurajskiego kina i pięknej baśni fantasy. Kolaż średnio udany delikatnie mówiąc. Do tego stopnia, że często siłą powstrzymywałam chęć przewijania.

    Gdyby nie przesłanie i te wszystkie skrzydlate sceny byłoby 3/10

    Epicka muzyka niezbyt mi pasowała do tej animacji.

    Grafika czasem lepsza, czasem gorsza. Twarzom często brakowało mimiki, przez co bohaterka prawie zawsze wyglądała jak wiecznie zdziwiona, a jej  kliknij: ukryte .

    Dwa punkty dodam za skrzydełka,  kliknij: ukryte 

    Dla odmiany – ending mi tu pasował :)

    I jeszcze jedno małe przemyślenie, że słabi ludzie są niebezpieczni przez to, że są słabi czyli podatni na wpływy.
    Dopiero kiedy „główna” bohaterka  kliknij: ukryte  wszystko nabrało sensu.

    5/10 w porywach do 6/10
    Odpowiedz
  • Avatar
    A
    racjona 13.02.2012 00:03
    chyba pomyłka ...
    Film bardzo, ale to bardzo spłycony. Duch serii uleciał bezpowrotnie, prawie wszystkie wątki nie mają najmniejszego sensu, jeśli wcześniej nie oglądało się serii. Ale i bez tego wieje sztucznością, nienaturalnością, brakiem wszelkich możliwych powiązań, emocji, skrawka sensownych relacji między bohaterami. Jestem na nie.
    Odpowiedz
  • Avatar
    A
    Oczko 12.03.2011 11:06
    wersja zbrutalizowana, spłycona i miejscami (musiało paść na buźkę Allena?!) strasznie oszpecona
    Co dostajemy na wstępie: Hitomi w wersji emo, Vana – wprawdzie seksownie wytatuowanego, ale za to odpychająco krwiożerczego, i Millernę w stroju a’la Lara Croft… Niezbyt to, przyznam, obiecujący początek. Potem jest tyko gorzej: szczątkowa intryga (nie bardzo wiadomo kto, komu, dlaczego i po co?), za to mnóstwo atrakcji z gatunku „ręka, noga, mózg na ścianie”. Krew sika, kończyny odpadają, oczy wybałuszają się z bólu. Nie jestem jakaś szczególnie wrażliwa na obrazy przemocy, ale nie toleruję jatki dla samej jatki. Nie bawią mnie na przykład zwierzaki rozrywane na strzępy (patrz – albo lepiej nie patrz – wierzchowiec Dilandau), tylko po to, by publika miała uciechę. Z pomysłów filmowych podobał mi się jedynie koncept napędzania melefa krwią – też oczywiście dość makabryczny – oraz spożytkowanie fabularne (niemrawe, ale było) zaburzeń depresyjnych głównej bohaterki. Teoretycznie nie powinnam mieć zastrzeżeń pod adresem grafiki. I faktycznie: grafika, dopóki zostaje użyta do podrasowania wizji Gaei, wzbudza niemal entuzjazm. Pejzaże, budowle, urządzenia, żywe stworzenia – naprawdę robią wrażenie i fascynują swoją obcością, dokładnie tak, jak na alternatywny świat przystało. Niestety, czar pryska, kiedy na scenę wkraczają bohaterowie. Projekty postaci, a konkretnie twarze, są paskudne. W miarę normalnie wyglądają jedynie Van i Hitomi. Reszta jest fatalna. Zwłaszcza kobiety. Yukari i Milerna noszą makijaż przywodzący na myśl wykonawczynie najstarszego zawodu świata, a do tego, łącznie z Sorą, mają jakieś takie nieprzyjemnie rozmigotano­‑rozślimarczone oczy. Największą porażkę stanowi oczywiście Allen. Postać, która w serii TV jest cukierkiem dla oka, chodzącym na dwóch nogach bishowatym fanserwisem, w filmie zmienia się w jakiegoś koszmarnego maszkarona z topornym nochalem i żabiastymi ustami. Istne wizualne bluźnierstwo! Żal, bo poza wyglądem postacie niewiele mają do zaoferowania. Jak zresztą – w moim odczuciu – cały film.
    PS. Może ja cierpię na jakieś skojarzeniowe omamy, może to moja mecho­‑ignorancja (niewielkie mam w temacie obeznanie) owym skojarzeniom winna, ale czy twórcy „A Girl in Gaea” nie zapatrzyli się mocno na „Neon Genesis Evangelion”? Akurat jestem na świeżo i monolog emo­‑Hitomi na temat samotności i smutku istnienia naprawdę tak mi jakoś niebezpiecznie (tania podróbka!!!) Shinjim trącił. Wrażenie się wzmogło, kiedy Van w Smoku (i w amoku) rozprawiał się z Dilandau – jako żywo stanęła mi przed oczyma scena szlachtowania Evy z Tojim w środku… Przypadek to jeno?

    Odpowiedz
  • Avatar
    A
    Kisa 25.05.2008 01:46
    Przepraszam za przydługi komantarz
    Zapewne błędem z mojej strony było oglądanie tego filmu zaraz po skończeniu serii telewizyjnej. I raczej nie polecam tak robić. Wszystko wydało mi się spłycone, streszczone i w ogóle nie takie, jakie być powinno. Albo się irytowałam, albo śmiałam w najbardziej dramatycznych momentach (polskie napisy mi to ułatwiały; przez głupie literówki omal nie pękłam ze śmiechu.). Kilka razy robiłam sobie przerwy i właściwie z trudem wytrwałam do końca.
    Przede wszystkim film powinien być dłuższy, chociażby po to, by parę kwestii rozwiązać w bardziej logiczny sposób. Tymczasem wszystkie ważne i potrzebne bohaterom przedmioty zwykły spadać z nieba, jak chociażby Escaflowne czy kamyk Hitomi. Folken zyskał zdolność porozumiewania się na odległość, żeby nie marnować czasu na podróżowanie. Van, żeby nie czuł się pokrzywdzony, został obdarzony jakimiś magicznymi mocami, z których skorzystał dokładnie raz, dzięki czemu jedna z walk wypadła interesująco.
    Nie rozumiem, po co wcisnęli tu wszystkich niemalże bohaterów z serii. Pozmieniali charakter każdego oprócz Merle, której rola ogranicza się do wydawania okrzyków ‘Van­‑sama!’. No i Dilandau wywiązuje się ze swojej roli, bo przez cały czas śmieje się maniacko i próbuje wszystkich pozabijać  kliknij: ukryte . Ale Hitomi jest zupełnie inną Hitomi (w dodatku połowa jej kwestii to coś w stylu ‘jestem z tobą, Van!’), Van zupełnie innym Vanem. Allen prawie nic w tym filmie nie robi, Dryden występuje chyba przez minutkę, a Millerna… brak mi słów po prostu ;P Tutaj zgadza się jedynie imię. Brat Vana dziwnym trafem stał się głównym złym. Pod koniec doszłam do niezbyt trafnego wniosku, że wszyscy bohaterowie są zbędni. Żaden z nich nic zupełnie mnie nie obchodził, dla zasady kibicowałam Vanowi i Hitomi.
    No i odwieczny problem poruszany w anime – czy świat zostanie zniszczony, czy uda się go uratować po raz kolejny? Ani przez chwilę nie wątpiłam, że jednak go uratują, właściwie do końca nie udało mi się zarejestrować, co temu światu właściwie zagraża.
    Ach, jeszcze relacje między bohaterami. Relacja Van – Hitomi została porażająco uproszczona (czy też może zbyt skomplikowana jak na te półtorej godziny, dlatego zdecydowano się ją trochę streścić). Najpierw Van ślubuje jej służyć. W parę sekund później próbuje ją zabić. Przy drugim spotkaniu on jest gotowy oddać za nią życie, ona stwierdza, że chce być przy nim na zawsze.  kliknij: ukryte . Rozmowy pomiędzy bohaterami to już zupełna porażka, każdy sprawiał wrażenie jakby mówił sam do siebie, połowa wypowiedzi była zupełnie wyrwana z kontekstu i w żaden sposób nie łączyła się z wypowiedzią rozmówcy. Chyba nikt w tym anime nie zachowywał się logicznie.
    Jedyne, co do czego nie mam zastrzeżeń to muzyka. Śliczny utwór ‘Sora’, który znałam już od dawna i w sumie bardziej podobał mi się, zanim ujrzałam go w wykonaniu sióstr ;P Co do grafiki, to wolałam stary wygląd postaci, nawet jeśli miały one nieco przydługawe nosy. Jedynie Van wygląda tu w miarę porządnie, Hitomi wydała mi się brzydka.
    Odpowiedz
  • Avatar
    A
    Hana_chan 24.05.2008 16:24
    Takie byle co..:/
    Nie postarali się…mi isę osobiście film nei podobał..nic nadzwyczajnego…wolałam serię TV<chociaż przerażają mnei gigaantyyczne nosy bohaterów..@@ baba jaga:D>
    Odpowiedz
  • Avatar
    A
    Nanami 18.06.2007 17:52
    Nic nadzwyczajnego
    Nie myślałam, że Hitomi moze byc jeszcze bardziej wkurzająca, niz w wersji TV… A jednak. Udało im się! Zbyt duzo wcisneli w te 1,5 godzinki. Choc sceny walki jak zawsze dobre. I muzyka na pierwszym miejscu. Ja sie troche nudziłam przy tym, troche ironizowałam i w sumie tyle. Nie wiem szczerze, komu polecac. Tylko fanom miłostek i zagorzałym fanom Escaflowne.
    Odpowiedz
  • Avatar
    A
    odpowiedzi: 2
    Magenta 10.05.2007 19:33
    tu du
    Mniam mniam mniam ale tylko ze względu na Yoko Kanno- ścieżkę dźwiękową znałam dużo wcześniej przed filmem i muszę przyznać, że to jedna z niewielu rzeczy, która mi się w tym anime podobała. Czasami miałam nawet wrażenie, że muzyka jest zbyt dobra na tego typu produkcję, że obraz mi w niej nawet przeszkadza, jest nieproporcjonalnie gorszy. ale rozumiem, że nie dla wszystkich muzyka jest tak ważna, lub najzwyczajniej ta akurat nie przypadła do gustu.

    chwyty stare jak świat i tanie jak babeczki doktora oetkera (5 zł za 12 sztuk- polecam jogurtowe)- smaczne ale tylko za pierwszym razem.

    nie jestem znawcą anime, po prostu strasznie podoba mi się już sama idea przedstawiania jakiejś historii za pomocą rysunków a nie aktorów i efektów sf. tylko dlaczego większość tych filmów rysunkowych… no cóż… podobałaby mi się ale jakbym miała 12 lat. szukam po tanuki filmów z dobrymi ocenami i ciągle trafiam na pasztety (nie włączając ,,mind game''które było cudowne)

    pa pozdrawiam nie gniewajcie sie no moje narzekaństwo ;)
    Odpowiedz
  • Avatar
    A
    Mati 24.02.2007 10:04
    Świetne
    Oglądałem to anime już kilka razy i zawsze dostrzegam w nim coś coraz to lepszego. Genialna muzyka zwłaszcza utwór „Sora”. Kreska postaci jest specyficzna ale bardzo szybko się do niej przyzwyczaiłem. Bardzo starannie wykonane anime. Polecam
    Odpowiedz
  • Dodaj komentarz
  • Recenzja anime