Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Dango

Komentarze

Baronowa Znaks

  • Avatar
    Baronowa Znaks 31.10.2017 18:24
    Komentarz do recenzji "Koi to Uso"
    Mam bardzo podobne odczucia. Recenzję przeczytałam z zainteresowaniem, ale podświadomie ciągle czekałam, aż trafię na akapit, w którym autor poruszy temat: czy warto oglądnąć to anime i dlaczego? Niestety, nie znalazłam odpowiedzi na to pytanie (albo nie umiem czytać między wierszami?). Niemniej sam tekst jest przyjemny, tylko mi zabrakło tych własnych wrażeń dotyczących seansu.
  • Avatar
    Baronowa Znaks 31.10.2017 08:51
    Komentarz do recenzji "Koi to Uso"
    Haha, w punkt :D
  • Avatar
    A
    Baronowa Znaks 10.10.2017 18:44
    Arcydzieło? Nie do końca, ale...
    Komentarz do recenzji "Kino no Tabi: The Beautiful World"
    Gdyby tworzono więcej takich anime, częściej oddawałabym się rozrywce ich oglądania. Mam niedosyt, mimo że dawkowałam sobie te każdą historię, zachowując odstęp czasowy, by nie łyknąć wszystkiego ,,na szybko” i każdym się delektować.

    Nie pamiętam, kiedy ostatnio przytrafiła mi się seria, przy której czułam rozczarowanie, widząc ,,przerywnik” informujący o tym, że minęła już połowa odcinka. Seans był rozkoszny – odprężający i zachęcający do przemyśleń. Naprawdę cieszę się, że miałam okazję trafić na coś tak wspaniałego.

    Kino no Tabi prezentuje świat, relacje międzyludzkie oraz zjawiska, z jakimi stykamy się na co dzień w nowy, oryginalny sposób. Bardzo podobała mi się bezstronność, jaką zachowuje zarówno bohaterka, jak i twórcy. Właśnie dzięki niej historie zawarte w anime zrobiły na mnie takie wrażenie. Przekaz jest wyrazistszy i mocniej uderza.

    Kino jest dobrą główną postacią, ciekawą, ale nie wydaje mi się zbyt realistyczna. Trudno mi uwierzyć w jej zobojętnienie i chłód. Do Hermesa szybko przywykłam, chociaż jego seiyuu działał mi na nerwy. Ten piskliwy, naiwny chłopięcy głosik – wiem, że taki miał być pewnie w zamyśle, ale naprawdę…

    Długo nie mogłam się przekonać, by zacząć oglądać Kino no Tabi. Przyznam, że przez większość pierwszego odcinka – pomijając końcówkę – po głowie obijała mi się mało wyszukana myśl: ,,Co ja paczę?”. Animacja mi się nie podobała, a opening wydawał mi się jakimś żartem – doceniłam go dopiero później. Najbardziej jednak denerwowały mnie wstawki tekstowe – przez nie prawie porzuciłam tę serię – powtórki kwestii, jakie wypowiedziano, podane na kolorowym tle. Odniosłam wrażenie, że twórca chce nadać im głębi poprzez powtarzanie ich. Oczywiście znalazły później uzasadnienie, ale i tak uważam, że było ich za wiele w pierwszym epizodzie.

    A potem zostałam oczarowana. Uważam, że najlepszą historią jest ta  kliknij: ukryte 

    Naprawdę polecam. Mam nadzieję, że Kino No Tabi: Animated Series dorówna swojemu poprzednikowi.
  • Avatar
    Baronowa Znaks 26.09.2017 00:37
    Re: Kandydat na Oskara?
    Komentarz do recenzji "Kimi no Na wa"
    Byli też tacy, którzy już za życia dorobili się szmalu, dobrze bawili i wiodło im się dostatnie. ;)
  • Avatar
    Baronowa Znaks 15.09.2017 19:49
    Komentarz do recenzji "Death Note [2017]"
    Nie wiem, czy to porównanie (DN do Pitbulla) jest tutaj adekwatne. Odnoszę wrażenie, że nie widziałeś tej adaptacji, bo w przypadku DN koktajl popularnych chwytów zawodzi, przynajmniej w mojej opinii. Nie wiem, jak w Pitbullu, nie widziałam.

    Widz nie lubi się nudzić, jakiś suspens musi być, choćby i naciągany, a w DN go nie ma. To sklejka niemal niepowiązanych ze sobą logicznie scen, w których niby wiele się dzieje (paf! strzały! pościgi! policja na karku!), ale zupełnie tego nie czuć – osobiście się wynudziłam.

    Dałoby się w wersji zamerykanizowanej zrobić wciągający film. Naprawdę. Byłam nastawiona na brutalność, na agresję, na rż… znaczy, pikantniejsze sceny, ale nie na taką głupotę, jaką otrzymałam. Słabizna straszna. To nawet nie musiałaby być wielce górnolotna rozrywka, bo sam oryginał takiej nie zapewnia. Po prostu: choćby przeciętny film. A ten jest dnem.


  • Avatar
    Baronowa Znaks 15.09.2017 15:30
    Komentarz do recenzji "Death Note [2017]"
    Ja mam właśnie odmienne wrażenie, że nad scenariuszem pracowali idioci. Wyszli z założenia, że nastolatek = kretyn i jako widz przełknie wszystko, nieważne, jak absurdalne by nie było. Ważne, żeby na ekranie pojawiły się:

    a) brutalność i przemoc
    b) miłość
    c) seks
    d) szkoła
    e) bohater ,,taki jak każdy” wymierzający sprawiedliwość

    - i co z tego, że to wszystko wiruje jak w pralce automatycznej i za grosz nie trzyma się kupy?

    W oczach scenarzystów wystarczy podawać odbiorcom papkę migających świateł, wulgaryzmów i wrzasków, by stworzyć dobry film, bo odbiorca i tak to kupi – wszak pojawiają się motywy, które są pożądane w tego typu produkcjach. Na pewno wszystko pójdzie cacy!

    Wliczam się jeszcze (chyba) w grupę docelową i nie umiem sobie wyobrazić, by Death Note od Netflixa podobał się mnie albo moim znajomym, nawet tym lubującym się w oglądaniu seriali bardzo niskich lotów. Może kogoś to przekonuje, na pewno są tacy ludzie, ale mnie odepchnęło. Nie sprawdza się nawet jako rozrywka.

    Spartaczyć w celu większej oglądalności? Możliwe, że chodziło im o szum, chociaż sądzę, że gdyby zrobili dobry film, obejrzałoby go więcej osób. Inne nie będą na to traciły czasu, widząc wszechobecne niskie oceny.
  • Avatar
    A
    Baronowa Znaks 15.09.2017 15:21
    Komentarz do recenzji "Death Note [2017]"
    To była porażka. Nie piszę to jako fanka DN, ale jako przeciętny odbiorca, świadomy tego, że siada do filmu stricte rozrywkowego, w którym wybuchy, szybkie samochody i życie nastolatka krzyżują się z ,,deathnote­‑podobną” fabułą.

    Jestem ciekawa, jakie wrażenia zrobił na innych widzach, zwłaszcza tych, którzy o pierwowzorze mają zerowe pojęcie. Nie widzę ani jednej zalety tego gniota, niczego, co mogłoby spodobać się zarówno fanom oryginału, jak i serialomaniakom, którzy włączą sobie Notatnik Śmierci ot tak, by zobaczyć, co to. Szkoda – liczyłam po cichu, że film będący adaptacją jednej z najpopularniejszych japońskich serii na tak popularnej platformie jak Netflix może przekona co niektórych do mangi i anime. Nie w tym przypadku, oj nie…

    Po zwiastunach (swoją drogą, lepiej zrobionych niż sam film) spodziewałam się przeciętnej produkcji z chłopakiem ,,takim jak każdy”, który pragnie naprawić świat. Myślałam, że reżyser pójdzie w stronę pokazania bardziej ludzkiego głównego bohatera, nie tak idealnego jak pierwowzór postaci. To by miało sens: zamiast zaprezentować nierealistycznego, przystojnego i diabelnie inteligentnego ucznia, podstawić widzowi młodego, pogubionego nastolatka, mającego swoje słabości. Można się łatwiej utożsamić i tak dalej.

    Myliłam się. Yagami wydaje się przy Turnerze barankiem. On chociaż zabijał przez zawał serca, szybko i niekłopotliwie – a nie  kliknij: ukryte 

    Jedynie pierwsze dwie minuty filmu są moim zdaniem… nie tyle dobre, co obiecujące. Potem widz dostaje w głowę obuchem. Netflixowy Notatnik Śmierci – poza nazwiskami postaci – ma wspólnego z oryginałem niewiele. Właściwie jeszcze tylko to, że pojawia się notatnik (ma zupełnie inne zasady niż w oryginale), którym można zabijać. Nic to! Znam różnice między słowem ,,adaptacja” i ,,ekranizacja”, a odnowiony motyw może również być całkiem dobry, jeśli za pisanie scenariusza zabierze się odpowiednia osoba.

    Tutaj to nie wyszło. Sam główny bohater jest postacią tak sztuczną – zarówno w grze aktorskiej, jak i założeniach – że przez 1,5h tylko czekałam, aż zginie. kliknij: ukryte 

    Intelektualne starcia? Intrygująca fabuła? Charyzmatyczne postaci? Trzymająca w napięciu akcja? Nie tutaj. Lepiej szukać tego w oryginale, bo toto ma poziom śmiecia. Plot twisty (słabe) z kapelusza, które twórcy uzasadniają jakąśtam zasadą, której nawet nie pokazali na ekranie, żeby było 'wow'.

    Jednym słowem: rozczarowanie.

    Tak: też się sobie dziwię, że chciało mi się tyle pisać i wskazywać błędy w czymś, co samo w sobie jest wielkim błędem.
  • Baronowa Znaks 15.09.2017 15:04:54 - komentarz usunięto
  • Baronowa Znaks 14.09.2017 18:42:09 - komentarz usunięto
  • Avatar
    Baronowa Znaks 2.09.2017 15:24
    Re: Roku de Nashi Majutsu Koushi to Akashic Records i ocena tanuki z czapy...
    Komentarz do recenzji "Roku de Nashi Majutsu Koushi to Akashic Records"
    Wydaje mi się, że ,,obiektywna recenzja” to pojęcie sprzeczne, bo recenzja zawsze bazuje na odczuciach, a one nigdy nie będą obiektywne. Aczkolwiek na pewno opinia jest bardziej przydatna, gdy osoba pisząca ma już pewne rozeznanie i wymagania odnośnie danej serii, czyli np. zna schematy i potrafi docenić, że anime ich nie powiela.

    Nie wiem, jak jest w tym przypadku – nie oglądałam tego anime.
  • Avatar
    Baronowa Znaks 24.08.2017 21:33
    Re: Fajne
    Komentarz do recenzji "Cossette no Shouzou"
    Twoje wrażenia odnośnie endingu zdradzają coś o fabule i zasługują na zaznaczenie spoilera?  kliknij: ukryte 
  • Avatar
    A
    Baronowa Znaks 14.08.2017 21:10
    Dziecinne, ale można zobaczyć
    Komentarz do recenzji "Shugo Chara!"
    Po latach powróciłam do oglądania ,,Shugo Chara”. Wspominam tę serię anime z sentymentem, ponieważ była pierwszą przeze mnie obejrzaną. Dziwiłam się, że kreskówka może być tak ładnie narysowana i mieć wielowarstwową fabułę (nie twierdzę, że z takową mamy do czynienia tutaj – wydawała mi się rozwinięta na tle innych bajek, z którymi się stykałam).

    Nie żałuję powtórnego seansu po latach. Wciągnęłam się. Gdybym miała córkę, puszczałabym jej to zamiast chłamu, jaki można znaleźć ostatnio na kanałach dla dzieci.

    Przyjemne anime, odprężające i poruszające ważne tematy młodych nastolatków. Raczej nie aspiruje do bycia czymś więcej, mimo iż tematyka miała potencjał. Zgadzam się z recenzentką, że twórcy mogli bardziej rozwijać postaci. Relacje między nimi są dość wtórne i mało zaskakujące. Szkoda, bo bardziej od wątku Shugo Chara interesowała mnie część obyczajowo­‑szkolna: przyjaciółki, chłopaki, codzienne życie, dorastanie.

    Moimi faworytami wśród postaci są – co pewnie nie budzi zdziwienia – Ikuto i jego siostra. Czekałam na odcinki, w których się pojawiają. Wreszcie jacyś bohaterowie z charakterem, niejednoznaczni, będący (w zamyśle i wykonaniu) czymś więcej niż kalką kilku cech.

    Uwielbiam te wymyślne stroje w Shugo Chara! Nie ma to jak pieścić oko widza nowymi, fantazyjnymi kreacjami :) Duży plus, bo żałuję, kiedy graficy lekceważą ten aspekt.
  • Avatar
    Baronowa Znaks 26.05.2017 21:23
    Re: Kandydat na Oskara?
    Komentarz do recenzji "Kimi no Na wa"
     kliknij: ukryte 
  • Avatar
    A
    Baronowa Znaks 20.05.2017 13:25
    Kandydat na Oskara?
    Komentarz do recenzji "Kimi no Na wa"
    Widzę, że będę odosobniona w swojej opinii. Nie rozumiem fenomenu Kimi no Na wa. Zachęcona entuzjastyczną recenzją i wieloma pozytywnymi komentarzami na tym portalu, obejrzałam z uwagą to dzieło.

    Nie odniosłam wrażenia, że obcuję z czymś wybitnym, zasługującym na Oskara (z takimi zdaniami spotkałam się choćby na filmwebie). Moim zdaniem nie wnosi niczego nowego do gatunku, ani nie mówi nic, czego by nie przekazywały inne filmy lepiej. Nie miałam wygórowanych oczekiwań wobec tej produkcji – liczyłam na dobrą, ciekawą, wzruszającą historię ubraną w piękną szatę graficzną.

    Uważam, że Your Name jest anime przeciętnym. Płakałam przy niektórych scenach – trzeba mu oddać, że potrafi zaangażować i wzbudzić sympatię do bohaterów, ale czy nazwałabym to ,,wyrafinowanym graniem na uczuciach widza”? Nie wzruszył mnie bardziej niż inne anime. Nie zauważyłam, by było w nim coś oryginalnego, absolutnie niezwykłego, co pozwoliłoby mi określić je jako wyjątkowe.

    Pierwsza część filmu sprawia wrażenie szkolnej komedii, powielającej schematy, które są częste dla dzieł poruszających tematykę zamiany ciał. O dziwo, tę część anime oglądało mi się najprzyjemniej – miło śledziło się losy głównych bohaterów, modyfikacje, jakie wprowadzają nawzajem w swoim życiu, a także to, w jaki sposób plecie się ich relacja. Niekoniecznie przemówiło do mnie macanie się po biuście jako scenka komediowa – ileż można powtarzać ten sam gag? Irytujące. Tak samo jak to, że  kliknij: ukryte 

     kliknij: ukryte 

    Inne absurdy:
     kliknij: ukryte 

    Trzecia część filmu to już tani wyciskacz łez. Poziom tej produkcji jest bardzo nierówny. Wątek  kliknij: ukryte  też do mnie nie przemówił. Idea dobra, ale wykonaniu trochę brakuje.

    6/10
  • Avatar
    Baronowa Znaks 14.05.2017 13:21
    Re: Wnioski na temat anime przeplatane z wnioskami na temat mangi
    Komentarz do recenzji "Notatnik Śmierci"
    Raito zabijał słabszych, a to że z początku wmawiał sobie(?) [to zagranie w ogóle nie ma sensu w anime], że chce pozbyć się zła, to inna bajka. Porównanie z królem też nietrafione, bo nie myślał w sposób „pozbyć się zła, żeby innym lepiej się żyło”, tylko „pozbyć się zła, bo jest złe”. Dość szybko widać, że po prostu lubi sobie udowadniać, że stoi wyżej od innych i nie ma co przypisywać mu jakichś „wyższych celów”.


    To trochę jak z filantropią – ktoś może być egoistą i megalomanem, wpłacać pieniądze, by czuć się lepszym, jednak mnie (osobę, która potrzebuje wsparcia finansowego np. na operację) to nie obchodzi, ponieważ robi coś dobrego – obojętnie z jakich pobudek. On przynajmniej nie jest obojętny na krzywdę. Dlatego dla mnie ,,dualizm” Raito nie jest problemem.

    Poza tym podział na dobro i zło jest prymitywny i nie ma miejsca w dzisiejszym świecie.


    Fakt, ale w produkcjach filmowych (zwłaszcza komercyjnych) podział na dobro i zło jest wręcz wymagany. Statystyczny widz lubi biel i czerń. Co do życia, zgadzam się.
  • Avatar
    Baronowa Znaks 8.05.2017 19:14
    Re: Wnioski na temat anime przeplatane z wnioskami na temat mangi
    Komentarz do recenzji "Notatnik Śmierci"
    Z większością Twoich uwag się zgadzam, ale:

    Jeśli byłby geniuszem, znalazłby się co najmniej w klasie specjalnej. I nie ma znaczenia jak bardzo byłby leniwy.


    Niekoniecznie. Oczywiście nie wiem, jak to wygląda na Wschodzie, ale na przykład w Polsce uczniowie najlepszego liceum chodzą normalnie na lekcje, nawet ci najbystrzejsi, pojmujący wszystko w lot. Są obejmowani szczególną opieką nauczyciela, jeśli biorą udział w konkursach, olimpiadach itd. Pozostali po prostu dbają o regularne kucie i dobre oceny.

    Zakładamy, że twórca chciał przedstawić nam ucznia o nieprzeciętnym intelekcie, którego celem było zdanie egzaminów na świetną uczelnię. Raito nie angażował się szczególnie w inne aktywności niż szkolna (kartkówki, sprawdziany) i – chociaż był bardzo inteligentny – nie wychylał się przed szereg. Był po prostu cenionym uczniem, dobrym kolegą, popularnym chłopakiem w szkole. Nie sądzę, by jakakolwiek specjalna klasa dla superumysłów była konieczna. Oczywiście to tylko moje wnioski – może się mylę i genialne jednostki faktycznie są gdzieś zgarniane w trakcie edukacji i zabierane do wybitnej szkoły. W każdym razie ja nie zaobserwowałam. Co najwyżej same starają się dostać w odpowiednie miejsca, z pomocą rodziców bądź nauczycieli, którzy zauważyli ich potencjał.

    Nie. Nie wymaga. Bogowie, królowie – dość dalekie przykłady, ale nawet Ty. To jak spożytkujesz władzę, którą posiadasz, to twoja sprawa. Możesz zabijać słabszych, ale nie musisz. Ba, wręcz najlepsi rządzą samym autorytetem


    Czy to nie zbytnie uproszczenie? Władza wymaga wyrzeczeń i często podejmowania nieoczywistych wyborów. Na barkach króla spoczywa ogromna odpowiedzialność za całe państwo. Można posłać na śmierć całe wojsko, zatajając przed żołnierzami, że prawdopodobnie nie wrócą z misji żywi. Dla większego dobra. Bo na przykład inaczej więcej osób (cywili) straciłoby życie. Wiem, że przykład nie jest dobry, ale mam nadzieję, że rozumiesz, o co mi chodzi. Władza ciągnie za sobą wiele wyrzeczeń. Właśnie to myślenie zastosowano w Notesie Śmierci. Raito nie zabijał słabszych – on chciał zapewnić tym ,,słabszym” bezpieczeństwo. Był mordercą, ale tłumaczył sobie te czyny racjonalnie (zabijam, żeby inni mogli być bezpieczni; chcę wyeliminować zło). Trochę jak król, który troszczy się o poddanych.

    Oczywiście zaraz po tym wpadał w samozachwyt i oznajmiał, że stanie się bogiem nowego świata, więc jego pobudki altruistyczne nie były.

    Stwierdziłbym, że od początku jest szalony. „Zdrowy”, przeciętny człowiek raczej nie zamierza zabijać. No chyba że w plemionach, ale akcja dzieje się we współczesnej Japonii.


    No właśnie. Natomiast w anime po tym, jak  kliknij: ukryte 

    Moja sympatia dotarła tylko do Mello, a przynajmniej tylko jego pamiętam.


    Właśnie Mello i Near wydawali mi się najbardziej papierowymi postaciami w tym anime, ale z odczuciami nie ma co dyskutować.

    Japończycy często „bezczeszczą” inne religie w animcach.


    Tak, właśnie tutaj dali tego popis. Baardzo swobodne podejście do manipulacji motywami biblijnymi. Trzynastoletnia wersja mnie zupełnie tego nie zauważyła, ale obecnie czułam, że mnie to odrobinę zniesmaczyło. Może dlatego, że jestem z wierzącej rodziny.


    W ogóle dziwi mnie trochę, że mało ludzi odnosi głównego bohatera do Hitlera czy innego mu podobnego. W końcu też zaczął od (przynajmniej według bardziej dogodnej i oficjalnej historii) wysokich aspiracji, jeszcze wyższych celów i w ogóle, przechodząc do bezsensownej(?) rzezi. Co za różnica czy zabije tysiąc kryminalistów czy 10 razy więcej. Żeby powstrzymać zjawisko, trzeba zatrzymać przede wszystkim jego rozwój, a nie istnienie.


    Wydaje mi się, że twórcy zaznaczyli, że Raito, mimo szlachetnych pobudek, poszedł w stronę zezwięrzęcenia. Przemienił się w psychopatę, który nie liczył się z niczym i nikim – nawet  kliknij: ukryte  potraktował instrumentalnie ( kliknij: ukryte . Co do Hitlera, takie porównanie nie przeszło mi przez głowę, przyznaję. Niemniej akurat ja uważam, że aspekt etyczny czynów Raito poruszono wystarczająco w anime i mandze.

    Swoją drogą, zawsze zastanawiałam się, czy są widzowie, którzy identyfikowali się z Raito do samego końca? Odnoszę wrażenie, że raczej każdy względnie normalny człowiek popierałby jednak L. Usłyszałam tylko raz w życiu od pewnej osoby, że trzymała stronę Raito – z tym, że ona miała (według mnie, oczywiście) nieco psychopatyczną osobowość. Podobny do Raito jest bohater House of Card. Co rusz czytam na Filmwebie, że widzowie go nienawidzą, ale jednak włączają kolejny odcinek i śledzą uważnie jego poczynania. :) Ale to tylko taka luźna refleksja.
  • Avatar
    A
    Baronowa Znaks 6.05.2017 13:01
    Wnioski na temat anime przeplatane z wnioskami na temat mangi
    Komentarz do recenzji "Notatnik Śmierci"
    Kocham tę serię. Po pięciu latach zapoznałam się z nią ponownie – zarówno z wersją papierową, jak i animowaną. ,,Death Note” nic nie stracił w moich oczach, wręcz przeciwnie – mniej lub bardziej dyskretne nawiązania do Biblii, to tekstów kultury, nieczytelne dla trzynastolatki, teraz dopełniały kolorytu dzieła i zwróciły moją uwagę na nowe znaczenia ukryte w fabule.

    Na czym – moim zdaniem – polega fenomen tej serii? Po pierwsze, od razu wiemy, ,,kto zabił” i śledzimy, jak radzi sobie z siedzącą mu na karku policją. Po drugie, uniwersalizm poruszanych tematów – naiwne pragnienie zmiany świata na lepsze, które znajduje szansę w przypadku. Notes trafia w ręce jednostki wybitnej i zdolnej do przełomowych zmian. Tak ogromna władza wymaga wyrzeczeń, wyzbycia się skrupułów, wręcz zduszenia w sobie człowieczeństwa – w imię otrzymania atrybutów boskości i tytułu ,,boga”, o który to ubiega się Light. Szaleństwo, które zaczyna nawiedzać protagonistę pod wpływem strachu i kolejnych ofiar, jest przekonujące, a wielopoziomowa gra między nim a L, zaś później – jego następcami, wciąga i nie pozwala oderwać się od tej historii… Aż do  kliknij: ukryte , po której następuje gwałtowny spadek jakości i wiarygodności postaci.

    Byłam rozczarowana. Zupełnie nie rozumiem, dlaczego scenarzysta zdecydował się napisać aż dwanaście tomów pierwowzoru, skoro kilka z nich było – moim zdaniem – zbędnych i psujących opinię o poprzednich. Ani to szczególnie ciekawe, ani nie wniosło niczego istotnego do fabuły. Wręcz przeciwnie – jeszcze bardziej namieszało, tym razem w negatywnym sensie. Tak jak wcześniej zwroty akcji potrafiły umiejętnie grać na emocjach czytającego, tak późniejsze wydarzenia sprawiają, że wątpi on w wiarygodność wykreowanego świata. Całe szczęście, że twórcy anime odtworzyli tylko kawałek mangi i zrezygnowali z wielu fragmentów – myślę, że odbyło się to z korzyścią dla anime.

    Dużą zaletą jest niezwykły główny bohater, a wręcz antybohater – genialny, przystojny, zdeterminowany, by za wszelką cenę zwyciężyć. Doceniam jego postać, chociaż niejednokrotnie życzyłam mu śmierci, nie mogąc patrzeć, jak po raz kolejny dzięki większej wiedzy o notatniku manipuluje innymi. Podobało mi się, że w papierowej wersji nie obdarto go z właściwych nastolatkowi wątpliwości czy uczuć – przynajmniej początkowo ( kliknij: ukryte ).

    Niestety, na dłuższą metę Light jest dość powierzchowną i mało ciekawą postacią. Sposób, w jaki przedstawiono jego psychikę – niespójny. Zwłaszcza potwornym niedociągnięciem zdaje się jego zachowanie po  kliknij: ukryte . Nagle przechodzi nagłą transformację charakteru. Od pierwszego rozdziału mangi (i od początku serii animowanej) dawano czytelnikowi do zrozumienia, że jest on zadufanym w sobie nastolatkiem, czującym się lepszym od innych. Był taki już bez Death Note’a. Notatnik tylko pchnął go w stronę tego zła, które lęgło się w nim od samego początku. Dlaczego więc autorzy chcą przekonać czytelnika, że odpowiedzialność za to spoczywa tylko w magicznym przedmiocie?

    Chociaż akcja skłania do przemyśleń odnośnie człowieczeństwa, zmian, tego, czym jest dobro, nie nazwałabym tej serii ,,głębszą”. Jako rozrywka spełnia się świetnie – twórca nie lekceważy czytelników, zaskakuje ich nieustannie i dba o suspens.

    Siłą tej serii są również bohaterowie. Dla nich warto było śledzić fabułę, chociaż, jak już wspomniałam, sposób ich przedstawienia jest powierzchowny.

    L – geniusz. Oryginalna, specyficzna postać, najpopularniejsza zarówno wśród fanów serii, jak i osób, które nigdy nie siedziały w fandomie. Twórcy twierdzą, że L i Light różnią się wszystkim, poza genialnością, choć ja zauważyłam jeszcze jedno podobieństwo – oboje byli vicemistrzami tenisa.

    Grupa dochodzeniowa. Niby schematyczna, ale ciekawa i różnorodna. Seichiro Yagami – typowy ,,zły policjant”, choleryk, przykładny Japończyk, dla którego liczy się prawość i honor, oraz jego syn – mający niby podobne poglądy, a jednak postępujący skrajnie inaczej.

    Ryuk. Świetna postać, bez którego ironicznych komentarzy ,,Death Note” nie byłby już taki sam.

    Często słyszy się, że najbardziej znienawidzoną postacią jest Misa i choć początkowo również mnie drażniła, to z czasem doceniłam jej postać i elementy komediowo­‑obyczajowe z jej udziałem, które równoważyły ciężar fabuły.

    Bardzo polubiłam Matsudę. Jego dobroduszność i infantylność budziły sympatię, a  kliknij: ukryte  – współczucie i zrozumienie.

    Interesująca jest jeszcze jedna rozbieżność między ekranizacją, a komiksem – twórcy anime poszli w stronę uwznioślania Lighta oraz ,,biblizacji” serii (czytanie Biblii na lekcji, scena  kliknij: ukryte ). Chociaż moim zdaniem odniesienie do Marii Magdaleny jest już zbyt… balansujące na granicy dobrego smaku? Wydźwięk tej sceny jest jasny: Lighta pokazano jako Boga, a L to grzesznik, który oddaje mu cześć. Już nie wspomnę o homoseksualnym podtekście tej sceny. Obawiam się, że o to właśnie chodziło – by fandom miał pożywkę. Jak dla mnie tego typu nawiązania są już zbyt ,,grube”. ;) A może to ja się mylę i tam wcale nie ma odniesienia do kultury chrześcijańskiej? Chętnie dowiem się, co o tym myślą inni widzowie.

    Manga jest zdecydowanie lepsza od ekranizacji, ponieważ udało jej się uniknąć większości luk logicznych związanych z notesem. Zasady korzystania z Death Note’a zostały wyjaśnione przystępnie i szczegółowo. W dodatku scenarzysta i rysownik niejednokrotnie inaczej przedstawili sceny, które w anime są interpretowane inaczej.

    Reasumując, polecam tę serię. Mnie do siebie przekonała, mimo niedociągnięć. 😊