x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
Scena z cyrkiem tylko udowadnia poziom tego dzieła. Czuje się zupełnie jakbym oglądał polski film w którym w 90% przypadków bohaterom odbija pod koniec (serio, tak kończy się większość polskich filmów, zwłaszcza dramatów). I jeszcze to ciągłe krzyki bohaterów, wyolbrzymione najazdami kamery i charakterystycznym „zakreskowaniem” oczu…
Nie wiem czemu dałem się namówić na obejrzenie tego filmu (zawdzięczam to Tanuki ;P), ale zmarnowałem 70 minut życia…
Pozytyw in resonance
9/10
Odc. 12
PS: Niech Dandy zutylizuje wreszcie tego kota i robota, bo strasznie mnie te postacie denewrwują (choć seria i tak się już chyba kończy, bo raczej 3 sezonu nie będzie, więc whatever…)
Re: Uciecha z bycia nieukiem
Ale jeszcze bardziej wkurza mnie Engrish. A raczej ta ignorancja za nim stojąca. W dobie gdy pisownię każdego angielskiego wyrazu można sprawdzić wpisując hasło w Google, Japończycy wręcz z nabożną regularnością piszą angielskie słowa z błędami, a zdania ze złą składnią. Nie wiem czy stawiają to sobie za punkt honoru, czy jest to zwykłe lenistwo/ignorancja, ale to mnie to wkurza. Zwłaszcza, że angielski, choć pewnie dla niektórych wyda sie to mało orginalne, uważam za bardzo ładny język i gdyby nie to, że jestem Polakiem, miałbym go zapewne na pierwszym miejscu…
Ale tak na serio lubię bohaterów wymiataczy, ale uważam że takie postacie bardziej sprawdzają się w fantastyce, bo jednak to, że wsród tylu wybuchów, latających pocisków i przy tylu losowych (plan „szarżujmy i zobaczymy co z tego wyjdzie” nabiera tu nowego znaczenia) zawsze udaje mu się wyjść cało z opresji jest jednak niedorzeczne…
Gościu powinien stać się międzynarodowym, encyklopedycznym symbolem „plot armora” -> nomen omen samo określenie jest wprost genialne :D
A tak pozatym nawet przyjemnie się to ogląda…
Skupię się więc na tym co mnie wkurza. Po pierwsze rzecz która jest jednocześnie zaletą jak i wadą serii. Seria nie skupia się na jednym bohaterze, ale rozwija wątki innych postaci, nawet tych pobocznych. Do pewnego czasu było to fajne, natomiast niestety w Chimera Arc zaczęło iść w niedobrą stronę. Jako, że mamy tu do czynienia z wieloma pobocznymi postaciami Chimer to też i wątków jest wiele. Mnie natomiast zaczyna już męczyć to nadmierne rozwijanie postaci. Oto np. połowę odcinka tracimy na rozterki i analizy jednej, w sumie mało istotnej postaci, która próbuje odgadnąć co zamierza inna postać. Po co to? Może i jest to jakiś wątek mający znaczenie dla fabuły (np. dana postać może przez to pokrzyżować plany głównych bohaterów), ale na pewno nie ma sensu go tak przeciągać. Ogólnie rzecz biorąc seria potrafi być bardzo przegadana. Niekończące się analizy co zrobi/może zrobić przeciwnik od pewnego momentu zaczynają być wręcz idiotyczne i przybierają rozmiary tych z JoJo (choc tamta seria jest mimo wszystko bardziej jajcarska), gdy o to w środku walki która trwa ułamki sekund bohater rozpatruje 100 różnych możliwych zachowań przeciwnika. Swoją drogą to jak daleko czasem posuwają się w analizach bohaterowie momentami nadaje serii abstrakcyjności. Wygląda to tak jakby autor podsunął bohaterom scenariusz lub podpowiedzi, bo wdg mnie nie jest możliwe aby nawet największy geniusz był w stanie w tak krótkim czasie wykonać tyle analiz przeciwnika. To co może dobrze wychodzi na papierze w mandze, w animowanej serii staje się co najmniej dziwne…
Nie podoba mi się też idea Nen. O ile samo założenie było fajne to niestety w miarę trwania serii zaczynam widzieć straszną dysproporcje między poszczególnymi mocami. Rozumiem, że jakiś przeciwnik musi wyglądać groźnie, ale podczas gdy taki Gon ot wzmacnia sobie siłę ciosów, inny potrafi wytworzyć jakieś abstrakcyjne marionetki i kontrolować 1000 ludzi na raz. Wygląda to tak jakby Smok mierzył się z karaluchem, a jednak te same postacie walczą później na w miarę równym poziomie (choć fajnie w serii pokazane jest, że walki są na śmierć i życie i ktoś słabszy wygrywa dzięki taktyce). Jest to jednakowoż porównanie, a nie konkretny przypadek, mimo, że nawiązałem do fabuły. Tak czy siak niby ten nen był tłumaczony, ale wygląda to tak jakby autor serii sam przeczył wypracowanym przez siebie regułom działania świata…
PS: Swoją drogą kliknij: ukryte ciekawe jakim cudem jakiemuś humanoidalnemu insektowi (Królowa Chimer) jedzącemu w sumie zwykłych ludzi udało się stworzyć potwory z takim Nen. Wychodzi na to, że zamiast tak jak Netero trenować kilka lat, wystarczy dać się pożreć i zreinkarnować :P
Zastanawiam się co inni widzowie o tym myślą, bo może być tak, że czepiam się bezpodstawnie (shouneny zawsze trzeba traktować z przymrużeniem oka), ale choć seria jest naprawdę fajna, pewne jej elementy zaczynają po czasie wkurzać…
Re: No i zapeszyłam - drop
Re: No i zapeszyłam - drop
Re: Całkowita fikcja?
Re: To jest to
Wydaje mi się, że każdy człowiek ma coś takiego, że dana seria, w danym momencie, mu po prostu „siądzie”. Nawet jeśli się widziało lepsze, jeżeli jest wiele rzeczy które by się chciało widzieć inaczej w tym konkretnym anime, to po prostu wypadkowa klimatu/poszczególnych składowych elementów/motywów/obecnego nastroju widza/zapotrzebowania na konkretny typ anime (czyli w skrócie tzw. „to coś”) wpływa na nasze postrzeganie tego właśnie anime. I żadna siła argumentów przeciw tu nie pomoże :D
8
Super klimat (zarówno muzyka, jak i po prostu cała ta „duchowa” atmosfera), fajna grafa (te klimatyczne miejscówki), dużo pomysłów, niezwykłe postacie, fajni seiyu i ogólnie nieskerempowana niczym wyobraźń twórców tego konkretnego odcinka. Mało robota i kota, no i najważniejsze: nie było Gela!
Następny odcinek zapowiada się słabo, ale cieszę się, że wciąż tą serię oglądam (raz po raz dając jej kolejne szanse), bo trafi się i taki rodzynek…
Natomiast tak jak napisał mój przedmówca, akurat twój argument z Edypem jest „słaby”, bo po pierwsze jest to ogólnodostępna wiedza, a po drugie przecież se chyba pan detektyw moze doczytać co nie co w przerwie na kawę…
Wracając jeszcze do pani L, której nikt nie lubi. Jak każdego i mnie ta dziewczyna irytuje, natomaist zapewne jest ona mechanizmem fabularnym, który ma rozbudzić bardziej ludzka stronę w naszych bohaterach. Romansu raczej nie będzie, ale mogę się założyć, że pod koniec serii będą łzy, krzyki i wyznania od serca :)
A i skończie z tymi „podróbami” L z Death Note'a. Nie da się zrobić serii o geniuszach zła/terrorystach bez antagonisty na takim samym „poziomie intelektualnym”...
Nie sądziłem, że seria oparta na tak dobrze ocenianej grze może być aż tak słaba. W pierwszym odcinku mieliśmy trochę walki, ale dalej mamy łażenie po galeriach, jeżdżenie na skuterach i inne pierdoły. Ostatecznie podziękowałem po konkursie śpiewania…
Chociaż fakt, seria jest czymś innym niż anime, które oglądam w ostatnich sezonach (czy jak to nazwali: inne niż wszystko co jest w tym momencie popularne), ale Dandy'ego uważam za raczej nieudany eksperyment…
Re: Wstyd
No ale moze to ja już się taki nieczuły po latach zrobiłem :P
PS: Podoba mi się twoje określenie „plot armor”. Muszę sobie je wpisać do kajecika :D
Zamaskowano spoiler.
A jeśli chodzi o Dandy'ego. Napiszę po raz (chyba) trzeci, że seria byłaby dla mnie strawna, nawet jeśli jest mało orginalna (bo tak jak mówisz pojęcie orginalności jest względne), gdyby nie tych kilka bezwzględnie wkurzających mnie elementów…
I zapewne masz rację, w Dandy bardziej niż o fabułę chodzi o wykonanie (choc to ostatnio kuleje), reszta to jakieś mumbo‑jumbo, tło…
PS: Historia o zabiciu orka na bagnie? Bardzo proszę! Przydałoby się wreszczie jakieś porządne dark fantasy w stylu zachodnim :D:D:D
Natomiast seria leży w kwesti fabularnej. Co z tego, że to piaskownica, jak dostajemy same, potwornie oklepane, schematy. Jestem wyznawcą zasady, że jak coś bawi może być nawet wtórne (np. wszelkie shouneny), ale tutaj de facto widziałem może z jeden, dwa ciekawsze odcinki, a reszta to coś co równie dobrze mogłoby się dziać Ziemi i nie trzeba tej całej kosmicznej otoczki, bo otoczka ta poza zdeformowanymi postaciami kosmitów i ew. przedstawicieli fantazyjnej flory/fauny nic nie wnosi.
Najnowszy odcinek? Dziadek dziwak i gbur, który czeka lub/i wierzy w cośtam (1000‑letni krabi bóg, gejzer z legendy, legendarna małpa z Plutona), przez co jest obiektem drwin i jego wnuczka/wnuczek, która go kocha i w niego wierzy i zaprzyjaźnia się z głównym bohaterem. Na koniec oczywiście okazuje się, ze to prawda. Ileż razy to już było? Konwencja i założenia Dandy'ego są dobre, ale jest tu zbyt dużo irytujących i niedopracowanych rzeczy abym serię polubił…
Poziom tej serii jest niski, a z sezonem drugim obniżył się chyba jeszcze bardziej. Dandy ma przebłyski, ale jako całość jest po prostu nie do strawienia. Gdyby rozpatrywać go przez pryzmat pojedynczych odcinków, może i miałby u mnie lepszą prasę, ale niestety każdy z nich łączy szereg irytujących mnie elementów m. in. główny bohater i jego „paczka”, bliżej nieokreślony klimat i styl (lub jego brak) oraz postać, która doprowadza mnie wręcz do napadów agresji, czyli prawdopodobnie najbeznadziejniejszy niby‑antagonista w historii anime (nie wiedzieć czemu wciskany do każdego odcinka) czyli Dr. Gel…
W przeciwieństwie do mojego przedmówcy, odcinek czwarty był dla mnie dnem totalnym, ostatecznie ukazującym „potencjał” tej serii. Jak usłyszałem śpiew tej niby‑gwiazdy szkoły to myślałem, że wyskoczę przez okno. Nie mówiąc już o „Viva all”. Żeby chociaż twórcy udali, że się starają, wykazali chociaż mikroskopijną chęć bycia orginalnym. Albo, jeśli już przyjęli taktykę zabawy różnymi konwencjami (nawet oklepanymi), to chociaż robili to conajmniej solidnie…
Natomiast są i plusy. Odcinek czwarty utwierdził mnie ostatecznie w jednym: Japończycy nie potrafią tańczyć. Znaczy na pewno potrafią, ale te wywijasy, ruchy rąk i układy japońskich idoli (na których rzecz jasna wzorują się animatorzy praktycznie każdego anime), które oni uważają za „fajne”, są tak głupie, że aż żałosne. No ale co kraj to obyczaj, ważne, że im się podoba…
Space Dandy zaczyna mi przypominać bohaterów amerykańskich filmów/kreskówek lat 70‑tych, którzy gościnnie występowali w różnych serialach/uniwersach owych czasów. I tak samo jak wiele tych serii raziło tandetą, tak też w moich oczach wygląda SD. Po prostu seria próbuje być zbyt wieloma rzeczami na raz, taką chyba telewizyjną wersją „składanek” typu Animatrix, czyli grupa animatorów o różnych stylach, próbuje „ugryźć” jakiś temat, w tym wypadku wesołe podróże po kosmosie pewnego przygłupa… jaki jest tego efekt, przy takim budżecie (bo sądząc po jakości animacji, ot choćby w ww odcinku czwartym, wysoki nie jest), można zobaczyć samemu…
PS: Po co było dzielić serię na dwie części? Nawet nowego OP im się nie chciało robić…
Over and out!