Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Studio JG

Komentarze

cathbanned

  • Avatar
    A
    cathbanned 2.12.2011 12:49
    London Bridge is falling down, falling down, falling down...
    Komentarz do recenzji "Kuroshitsuji"
    Zachęcona wieloma pozytywnymi opiniami, wysoką oceną, gatunkiem „horror”, którego wtedy poszukiwałam i dużym szałem na to anime, postanowiłam dać mu szansę.
    Główni bohaterowie – dziecko i lokaj demon. Z natury nie przepadam za głównymi bohaterami, ale Sebastian i Ciel mimo tego, że nie szczerzyli mordek w uśmiechach, nie śmieli się jak nie wiadomo co do nie wiadomo czego i byli przeciwieństwem typowego shounenowego bohatera po jakimś czasie wzbudzili moją sympatię. Dlaczego nie od razu? Coś mi w nich nie leżało. Na początku najchętniej wykopałabym Sebastiana, a Ciela zamknęła, gdzieś gdzie go nie otworzą. W sumie teraz nie rozumiem, dlaczego miałam takie odczucia, bo ta dwójka wydaje mi się całkiem sympatyczna. Pamiętam, że nie byłam w stanie pojąc jak to możliwe, że Shizuo i Sebastiana to głos jednej i tej samej osoby. Jest to dla mnie zupełnie nie pojętne, ale pokazuje możliwości seiyuu. Do „Kuroshitsuji” przekonałam się dopiero po czwartym odcinku już nie pamiętam o co tam chodziło, bo oglądałam to parę miesięcy temu, ale była to scena, kiedy Sebastian i Ciel stali na jakimś cmentarzu i wtedy właśnie pomyślałam, że to anime w sumie wcale takie złe nie jest.
    NIE oglądaj „Kuroshitsuji” jeśli nie chcesz, żeby przez następne parę tygodni w głowie chodziły ci jedne i te same słowa: "London Bridge is falling down…" wyśpiewywane przez Sebastiana.
    NIE oglądaj „Kuroshitsuji” jeśli nie chcesz podczas oglądania „Durarary!!'' słyszeć słowa London Bridge is falling down…
    Muzyka przeurocza. Przebój „Si deus me relinquit” miałam ustawiony jako budzik, co było chyba złym pomysłem, bo teraz źle mi się kojarzy.
    Horrorem się to nie okazało, ale mimo wszystko nie żałuję, że zaczęłam „Kuroshitsuji” oglądać i że „Kuroshitsuji” obejrzałam;)
  • Avatar
    A
    cathbanned 2.12.2011 12:25
    To owe "coś"
    Komentarz do recenzji "Kuroshitsuji II"
    Oceny drugiego sezonu „Kuroshitsuji” w porównaniu do pierwszego są zdecydowanie niższe i wiele osób z sequelu nie jest zadowolone. Ja drugiej serii dałam pełną dziesiątkę. Nie wiem, czy było to pod wpływem chwili, czy dlatego, że drugi sezon było o połowę krótszy od pierwszego (a ja nie lubię zbędnych dłużyzn. Już mi wystarczy, że robię co mogę, żeby nadgonić odcinki „One Piece”). Dwóch nowych bohaterów jak­‑im­‑tam nie lubiłam od samego początku, nie lubię nadal. Tacy dziwni jacyś byli. Nie za bardzo ogarniałam fabułę, wszystko mi się motało, zakończyło się beznadziejnie (powinnam tu była chyba wyjaśnić, dlaczego tak uważam, ale ci, co oglądali to wiedzą). Przy scenach, kiedy pan lokaj number two robił dziwne rzeczy Cielowi zastanawiałam się, czy autorka nie miała kiedyś przypadkiem czegoś wspólnego z yaoi, sprawdziłam – okazało się, że tak i wcale mnie to nie zdziwiło. Teraz w sumie sama zastanawiam się, dlaczego drugi sezon podobał mi się bardziej od pierwszego. Może tego po prostu nie da się wytłumaczyć. Może miał po prostu to „coś”, czego pierwszy sezon nie miał. Teraz więc pozostaje mi obejrzeć „Kuroshitsuji II” jeszcze raz i zrozumieć czym jest to owe „coś”.
  • Avatar
    A
    cathbanned 2.12.2011 12:01
    Nie uchachany Naruto
    Komentarz do recenzji "Naruto Shippuuden"
    Obejrzenie „Naruto” i dogonienie odcinków z „Shippuudena” zajęło mi dwa miesiące. Może dwa miesiące i parę dni, może niecałe dwa miesiące. Niestety nie pamiętam.
    Różnice między pierwszym, a drugim sezonem? Po pierwsze: muzyka, bo zmieniła się nie tylko ona, ale także i kompozytor. W „Naruto” przeważały wesołe nutki, w „Shippuudenie” słychać więcej gitar i przygnębiających melodii. No, ale nie ma co się dziwić, bo o ile „Naruto” było nastawione raczej na komedię, to w „Shippuudenie” rozgrywają się istne dramaty.
    Pierwszy odcinek „Shippuudena” rozpoczyna się po trzech latach od zakończenia wydarzeń w pierwszej serii. I co widzimy? Na pewno zmianę w bohaterach, zarówno w ich wyglądzie, jak i ubraniach. Dla niektórych ta zmiana była jak najbardziej korzystna, a dla niektórych jak najbardziej nie. Za pierwszym razem mógł to być szok, ale da się przyzwyczaić. Zmiana najlepiej przysłużyła chyba samemu Naruto, który porzucił noszenie w całości pomarańczowego dresu (bo się zniszczył). Chociaż zmiana zaszła nie tylko w kolorze jego ubrań, ale też samym jego charakterze. Naruto nie jest już uchachanym dwunastolatkiem i zaczyna sobie zdawać sprawę, że życie nie jest takie proste jak mu się wydaje. Nie wystarczy powiedzieć do Sasuke „Chcę żebyś wrócił ze mną do wioski”, żeby Sasuke posłusznie uczynił to o, co Naruto go prosi.
    Jesteśmy zmuszeni pożegnać się z bohaterami, których lubiliśmy  kliknij: ukryte . Poznajemy nowych i bardzo szybko jesteśmy zmuszeni pożegnać się również z nimi  kliknij: ukryte . Odbywa się również długo oczekiwana walka między braćmi Uchiha.
    Atmosfera jest na pewno inna, również dzięki (a może przez?) zmianie muzyki. Inna, inna, ale czy lepsza? Trudno mi ocenić, ale „Shippuudena” ogląda mi się tak samo przyjemnie, jak pierwszy sezon. Szkoda tylko, że ilość fillerów jest bardzo wysoka i od czasów „Naruto” znacznie spadła na jakości. Wracając do jakości – niektóre sceny zrobione są wręcz żałośnie i ma się wrażenie, jakby oglądało się zupełne coś innego (mówię tu np. o walce z Painem).
  • Avatar
    cathbanned 6.11.2011 11:36
    Re: Złe pierwsze wrażenie
    Komentarz do recenzji "Naruto"
    Może źle się wyraziłAM – moja koleżanka;P
  • Avatar
    A
    cathbanned 5.11.2011 17:58
    Złe pierwsze wrażenie
    Komentarz do recenzji "Naruto"
    Z „Naruto” po raz pierwszy zetknęłam się parę lat temu na Jetixie, gdzie po obejrzeniu paru sekund przełączałam na inny kanał uznając, że nie jest to nawet warte mojego czasu. Krótko mówiąc uznałam, że to „głupie jakieś jest”. Parę lat później (a dokładnie rok temu) rozmawiając ze znajomą usłyszałam, że to anime jest po prostu świetne i jej ulubione. na początku nie skojarzyłam, że chodzi jej o to coś z Jetixu (a?), więc mając nadzieję, że wie, co mówi po dotarciu do domu włączyłam pierwszy odcinek. Nie wiem, czy tamtego dnia miałam wybitnie dobry humor, ale „Naruto” od razu awansował na pozycję mojego drugiego z kolei ulubionego anime i wciąż dzielnie się na tym miejscu utrzymuje.
    Najgorszą stroną anime są według mnie postacie kobiece, które jak to w typowym shounenie nie potrafią sobie w niczym poradzić (a jeżeli nawet na początku coś im wychodzi, to i tak na końcu okaże się, że to było tylko tak dla zmyłki), w anime istnieją tylko po to, żeby główny bohater miał kogo ratować i w kim się zakochać oraz przeżyć zawód miłosny, bo jego ukochana (jak i inne dziewczyny) podkochują się w jego rywalu. Właściwie są one tam tylko dlatego, że jakieś postacie żeńskie w anime muszą być, a i charakter nie jest ważny. Ważne jest to, żeby po prostu były. Tak ja to odbieram.
    „Naruto” nie ma aż tak dużo fillerów, jak „Bleach” (którego ostatnia fillerowa seria ciągnęła się przez pół roku) i nie są one aż tak bardzo nudne (choć w „Shippuudenie” już tracą na jakości) jak by być mogły, ale i tak mam nadzieję, że w najbliższej przyszłości akcja anime zacznie wróci wreszcie na właściwie tory.
    Dużym plusem jest na pewno muzyka – od jakiś wesołych nutek, przez gitarowe brzmienia, po naprawdę świetne pianowe utwory.
    Co jeszcze? Zróżnicowane charaktery postaci (i mówię tu o męskich, bo kobiece są bardzo podobne), no i przede wszystkim bardzo fajna historia, która potrafi naprawdę wciągnąć.
  • Avatar
    A
    cathbanned 28.10.2011 21:50
    Churuchuchuchuruchuchuruchu
    Komentarz do recenzji "MM!"
    Do tego anime miałam wysokie oczekiwania, bo przeczytałam wiele pozytywnych opinii na jego temat, ale po paru odcinkach miałam dość. Może jeszcze pierwszy odcinek był w miarę zabawny, ale później to była po prostu parodia. I to nie parodia w sensie pozytywnym, czy zabawnym, a parodia czegoś żałosnego.
    Miałam nadzieję, że mimo wszystko humor się poprawi, ale po tym, jak główny bohater zaczął emanować tą całą zboczoną energią, czy jak to tam było, to kompletnie straciłam nadzieję i resztę obejrzałam tak po prostu, dla zasady. To anime w zupełności utwierdziło mnie, że haremówki i ecchi, to kompletnie nie moja bajka, a „MM!” to już kompletnie inny świat.
    Jedyne co oceniam na pozytyw do pierwszy opening. „Churuchuchuchuruchuchuruchu” (czy jakoś tak;)
  • Avatar
    A
    cathbanned 28.10.2011 21:42
    Wyjątkowo krótko
    Komentarz do recenzji "Mitsu x Mitsu Drops"
    Wyjątkowo krótko:
    Przeczytałam mangę – nawet mi się podobała.
    Obejrzałam anime – pożałowałam.
  • Avatar
    A
    cathbanned 28.10.2011 21:40
    Bach!
    Komentarz do recenzji "Durarara!!"
    Coś świetnego, a właściwie nie „coś” a anime. Właściwie też nie „świetne”, a zupełnie rewelacyjne. Te słowa powinny już przekonać niedowiarka o tym, że „Durararę!!” obejrzeć trzeba koniecznie, nawet jeżeli nie jest się fanem takiego gatunku anime.
    Rzecz, która mnie zaskoczyła – seiyuu. Usłyszałam, potem sprawdziłam dla pewności i zastanawiam się, dlaczego ci ludzie starają się mi wmówić, że Shizuo i Sebastian to te same głosy. Gdzie tu niby podobieństwo między „Yes, my lord”, a „Izayaa­‑kun!”. Ciężko to przeżyłam.
    Zaczęłam oglądać właściwie bez przeczytania opisu. Oglądam więc, jak tu jakiś chłopczyk przyjechał sobie do liceum, spotkał przyjaciela, pogadali sobie, a tu nagle – bach! – jeździec bez głowy, do tego w żółtym kasku, do tego okazujący się być kobietą, do tego bojący się policji, oglądam dalej a tu – bach! – jakiś narwaniec rzuca automatem i wyrywa znak drogowy, bo sie zdenerwował, a do tego jeszcze bezczelnie twierdzi, że „Nieee, on nienawidzi przemocy!”, już taka z lekko otumaniona tym wszystkim oglądam dalej i znowu – bach! – jakiś ubrany na czarno szaleniec z futerkiem przy kurtce dostaje automatem centralnie w łeb, ale nic – podnosi się i jeszcze zuchwale nazywa zamachowca „Shizu­‑chanem” machając mu przed nosem nożem. Myślę sobie „no nic” i znowu – bach! – jakiś dziwak w okularach deklaruje swoją miłość kobiecie bez głowy – bach! – pojawia się nożownik – bach! – Izaya depcze telefony jakimś niewinnym dziewczynom, zaśmiewając się wniebogłosy – bach! – okazuje się, że Shizuo potrafi namierzyć Izayę po węchu.
    Podsumowując – „Durarara!!” jest pełna niespodzianek. Wydaje ci się, że coś wiesz ale – bach! – okazuje się, że jesteś w błędzie. Uwielbiam, po prostu uwielbiam postacie w tym anime (no może oprócz jednej). Kompletnie zróżnicowane charaktery, lekkie kuku na muniu – czy to nie wystarczy, żeby stworzyć idealną, uwielbianą postać?
    Muzyka w „DRRR!!” też jest zróżnicowana, a jak. Z jednej strony jakieś pianinko, z drugiej jakieś jazzowe odjazdy. Skąd w ogóle taka nazwa „Durarara!!”. Czy to ważne? Łatwo zapamiętać i nie zapomnieć. W końcu „Durarara!!” jest oryginalne. Nie ma jednego wykrzyknika, nie ma trzech – ma dwa.
    Mam nadzieję, że ten (dość nieskładny, sama przyznaję) komentarz przekonał każdego, kto myślał „No nie wiem”, „A po cooo?” lub też „To głupie jakieś”, to obejrzenia „DRRR!!”. Najlepiej oczywiście jest przekonać się samemu, więc radzę po prostu to zrobić. Jak nie dla siebie, to0 dla mnie;P
  • Avatar
    A
    cathbanned 28.10.2011 21:23
    Bez przekonania, ale obejrzałam
    Komentarz do recenzji "Gekijouban Naruto Shippuuden"
    Film oglądałam dosyć dawno i też nie z dużym zainteresowaniem, bo fabuła mnie nie wciągnęła, więc tylko pobieżnie pamiętam, co się w anime działo. Nie będę się więc rozpisywać i powiem tylko, że obejrzeć, owszem, można, ale tylko wtedy, kiedy nie ma się nic lepszego do roboty, bo naprawdę fajne kinówki Naruto zaczynają się dopiero w trzeciej Shippuudena.
    Polecam fanom (takim jak ja) i super­‑ekstra­‑obsesyjnym fanom, jako pozycję obowiązkową, a innym – jak już tam chcą.
  • Avatar
    A
    cathbanned 28.10.2011 21:18
    Terminator miał "I'll be back", Hachi ma "Nee, Nana?"
    Komentarz do recenzji "NANA"
    Kolejne anime, które przed obejrzeniem wzbudzało we mnie wiele wątpliwości. Mówię tu opisie, który przeczytałam na jednej ze stron. Był on w stylu „Dwie dziewczyny, które poznały się w pociągu i obie miały tak samo na imię”. „Ale ciekawe” pomyślałam i odłożyłam na bok. Tak stało się parę razy i w końcu miałam już dość – postanowiłam dać szansę „Nanie” i jak w wielu przypadkach, kiedy jestem nieprzekonana, tak i tym razem byłam zachwycona.
    Świetne postacie – zarówno charakter, jak i wygląd. Bardzo fajna muzyka (choć na co dzień słucham raczej ostrzejszych klimatów, to muzyka w „Nanie” wspaniale komponowała się z fabuła i dawała „ten klimat”), humor, kreska – wszystko pasuje.
    Najbardziej denerwującą postacią jest dla mnie Hachi,  kliknij: ukryte . Jedno z pierwszych miejsc zajmuje też u mnie Reira, którą w anime lubiłam o wiele bardziej od Nany i kibicowałam jej związkowi  kliknij: ukryte . W mandze jednak wszystko się pokićkało, ale więcej nie zdradzę, bo pierwsze: musicie same przeczytać, po drugie: to komentarz do anime, a nie do mangi.
    Moim zdaniem te wszystkie trójkąty miłosne i zdrady stają się w „Nanie” trochę przesadzone i robi się z tego taka trochę „Moda na sukces”, której motto jest „Każdy z każdym”, ale mimo wszystko samo anime ma w sobie wiele uroku i na pewno jest pozycją obowiązkową dla wszystkich miłośniczek łzawych romansów, tudzież zastanawiania się kogo wybierze dziewczyna albo kto jeszcze pojawi się w jej życiu.
    Mam nadzieję, że powstanie drugi sezon. Mam nadzieję, że manga będzie kontynuowana.
    I to tyle ode mnie.
  • Avatar
    A
    cathbanned 28.10.2011 21:05
    Zaczęło się od wątpliwości
    Komentarz do recenzji "One Piece"
    Jak na razie jestem przy 300 odcinku i moje opinie na temat anime zmieniają się dość często. Wiąże się to oczywiście z tym, że raz wątki są ciekawsze, raz nudniejsze; raz takie, które ogląda się rzadko mrugając (nikt by nie uwierzył, że bez mrugnięcia okiem); raz wręcz się do tego zmuszając.
    Zanim zaczęłam oglądać „One Piece” miałam dużo wątpliwości. Kiedy zobaczyłam głównego bohatera – Luffy'ego, który teraz swoją drogą jest postacią, którą bardzo lubię – zniechęciło mnie to kompletnie. Zniechęciła mnie jego czerwona kamizelka i głupawy uśmiech na twarzy. Z drugiej strony czytałam naprawdę bardzo pozytywne opinie na temat „One Piece”, spotykałam się z określeniem „Król shounenów” (na które reagowałam raczej prychnięciem, bo dla mnie takowy „królem” zawsze pozostanie „Dragon Ball”) i dlatego właśnie postanowiłam spróbować. Pierwsze 10 odcinków było dla mnie prawdziwą mordęgą i zastanawiałam się nawet nad porzuceniem anime, ale się przemogłam i nie żałuję, a wręcz się z tego cieszę. Nawet bardzo. Przy okazji – wszystkim, którzy mają te same wątpliwości, co miałam ja, radzę też się „przemóc”.
    Na początku nie wyobrażałam sobie również całej akcji anime. Zwykle w shounenach główny bohater cały czas się rozwija, a Luffy już od pierwszego odcinka posiada moc diabelskiego owocu i  kliknij: ukryte 
    Wielkim plusem „One Piece” na pewno są bardzo pozytywni bohaterowie, szczególnie bohaterki, które w shounenach najczęściej są po prostu nijakie, a kiedy już są „jakieś”, to najczęściej są nieporadne i płaczliwe – są po to, żeby główny bohater miał kogo ratować. „One Piece” jest bardzo dobrym przykładem, że dziewczyny też mogą sobie poradzić (chociaż wiadomo, że i tak na końcu Luffy będzie musiał przyjść je uratować, ale przynajmniej próbują).
    Najgorszą stroną „One Piece” jest chyba soundtrack. O ile muzyki z innych anime potrafię sobie słuchać godzinami, to z „One Piece” kojarzę zaledwie parę nutek i „na sucho” raczej bym ich słuchać nie chciała.
    Nie wiem jak zakończyć, żeby wyszło ładnie, więc napiszę tylko, że każdemu, kto będzie przeglądał komentarze, żeby zobaczyć, czy warto poświęcić swój czas na oglądanie „One Piece” mówię „warto”. Warto spróbować, obejrzeć te parę, czy też kilkanaście odcinków, a jak się nie spodoba, to porzucić, ale przynajmniej z czystym sercem.
  • Avatar
    A
    cathbanned 21.09.2011 08:19
    Świetne anime ze świetną muzyką w tle
    Komentarz do recenzji "Notatnik Śmierci"
    „Death Note” został mi polecony przez koleżankę. Było to moje pierwsze anime po dość długiej (nawet bardzo) przerwie i na dobre rozpoczęło mój fanatyzm, co do M&A (choć może „fanatyzm” jest za dużym określeniem). Atmosfera i napięcie jest budowane w anime przez cały czas. Do tego dochodzi po prostu świetna muzyka – zarówno openingi i endingi (dzięki nim odkryłam, dzisiaj jeden z moich ulubionych zespołów, Maximum the Hormone), jak i soundtrack. W dodatku chyba po raz pierwszy spotkałam się tutaj z głównym bohaterem, który nie tylko nie jest głupiutkim idiotą, dla którego rodzina i przyjaciele są wszystkim. Light' a właściwie można byłoby nazwać „tym złym”, choć ma swój własny sposób na bronienie sprawiedliwości i każde jego działanie jest dla „większego dobra” (według mnie jest po prostu psychiczny – jakaś mania wielkości, czy co). Do 25 odcinka anime było świetne, a potem każdy już wie co się stało. Od 26 odcinka oglądałam „Death Note'a” tylko po to, żeby zobaczyć, jak to wszystko się zakończy, a w ciągu tych paru odcinkach pobiłam swój rekord w nienawidzeniu coraz to nowych postaci, które w anime się pojawiały. Na końcu naprawdę miałam już nadzieję, że Light zatryumfuje nad Near'em (choć wcześniej życzyłam mu porażki, a zwycięstwa L'owi), no  kliknij: ukryte 
    W każdym razie „Death Note” to anime, do którego się wraca i za każdym razem oglądanie go przynosi tą samą (no może za każdym razem troszkę już mniejszą) przyjemność. Według mnie jest to pozycja obowiązkowa, dla każdego fana M&A i nawet jeśli ktoś nie jest przekonany, to warto zobaczyć, a nuż się spodoba;)
  • Avatar
    A
    cathbanned 21.09.2011 08:01
    Zdecydowane: tak!
    Komentarz do recenzji "One Piece: Dead End no Bouken"
    Nie wiem, jaki poziom mają następne kinówki z „One Piece”, ponieważ jak na razie nie mam czasu ich oglądać, ale „Dead End no Bouken” jest (jak na razie) jedynym animowanym filmem, który naprawdę mi się podobał i całość obejrzałam bez pomyślenia „No kiedy się to wreszcie skończy?” (może, dlatego zaraz po obejrzeniu i pod wpływem emocji, wystawiłam ocenę 10). Zdecydowanie polecam obejrzeć wszystkim fanom One Piece, bo na pewno nie będą zawiedzeni. Przynajmniej ja nie jestem.