x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
Shigatsu na pewno nie jest anime idealnym. Bywało przeciągnięte na tyle, że aż kusiło skipnąc te kilka minut w niektórych odcinkach, wiele scen dało się łatwo przewidzieć, czasem bywała nierówna grafika. Nie zmienia to jednak faktu, że sama historia była interesująca a bohaterowie w miarę zbliżeniu do rzeczywistości. Postaci wykraczały poza swoje rolę. kliknij: ukryte Chociażby przyjaciółka z dzieciństwa nie pełniła roli tylko dramy i osoby, która kocha bohatera, ale i tak mu pomoże. Bywała egoistyczna i też jednak myślała o sobie. Jak każdy z nas. Grafika, mimo kilku drobnych potknięć, zwykle stała na wysokim poziomie. Muzyka i w odcinku, i jako op/end zdecydowanie mnie satysfakcjonowała. Ba, nawet kilka razy udało im się mnie wzruszyć. Nie, nie płakałem – po prostu zaczęło pylić!
8/10i gotów jestem serię polecić.
@T80NC31
Oj, recenzja była bardzo rzeczowa. W każdym żartobliwym akapicie przy okazji wypunktowywane są cechy. Bez problemu można było się dowiedzieć, że postaci są płytkie i niekonsekwentnie kreowane. Do tego durnowate i irracjonalne. Grafika była nieatrakcyjna i animacja szczątkowa. Muzyka kiepska. Mięsko (sadełko?) ecchi, czyli nasze kochane cycuchy nawet nie były miłe dla oka, zaś sama fabuła po prostu głupkowata. Czegoś Ci tu brakuje?
Sam serię obejrzałem. Jak wiele innych ecchi – takie proste próbowanie sobie wmówić, że wcale nie jestem starym koniem i dalej mogę się ślinić na wianek uległych i porządnie wyposażonych rysunków. Ponownie dowiedziałem się, że ni cholery to nie działa :(.
Sam rzeczywiście rzadko sięgam po oceny 1 czy 2. Głównie dlatego, że przy takiej jakości zwyczajnie serie po drodze odpają. Testament dostaje ode mnie porządne 3, ale bez atestu „would fap”, niestety.
Re: Było, było, i się skończyło
I tutaj rzeczywiście nie umiem się zgodzić właśnie z takim progiem 50 odcinkowym. Generalnie, zasada jest prosta – im więcej odcinków i arców, tym gorzej wypada składność fabuły. Dlatego Bleach wypadnie blado przy Monsterze, Rurouni Kenshinie, FMA:B czy seriach z pogranicza odcinkowego jak Gundam Seed.Dlatego dalej uważam, że ilość odcinków ma jednak znaczenie i powinna być sobie bliższa. Nawet od biedy te 100. Generalnie wszelkiego rodzaju porównania, mają tak naprawdę wartość dopiero gdy duża ilość cech wspólnych się zgadza. Gdyby więc dać ograniczniki: ilość epów, gatunek, walka, widownia, supermoce (...) to właściwie tylko zostaje Dragon Ball i Naruto i FT.
Tak czy inaczej cała dyskusja, o ile ciekawa, nosi znamiona 'burzy w szklance wody'. Podsumowując moje skromne trzy grosze: Yuki durnie przedstawiła swoje zdanie, dodając ten zwrot na zasadzie „nic innego nie widziałam, ale to jest najlepszy tasiemiec”. Z drugiej strony, jeśli już się czepiać to co najwyżej formy wypowiedzi i może jakiejś tam tendencji do formowania imperatywów (dobrze, że nie kategorycznych Kanta :P) – znajomość bowiem wszystkich serii , których podobieństwo jest cokolwiek wątpliwe, jest naprawdę niepotrzebne. I ile z jednej strony zgodzę się – ilość oglądanych serii wyostrza gust, daje pole porównawcze i wyrabia krytyczne spojrzenie (och, gdy tak patrzę jak oceniałem pierwsze 50 serii widzianych w karierze, a te 300+ to przynajmniej 2‑3 oczka w dół wsio poleciało :P), o tyle często od razu wiadomo czy coś się spodoba czy nie. I tak właśnie posługując się opinią Antychrystki – wiedząc, że się uwielbia baseball, zawziętych bohaterów oraz delikatne romanse, a jednocześnie nie znosi piłki nożnej, wiadomym jest, ze Major czy Ace of Diamond bardziej podejdzie komuś niż Are no kishi i Giant killing
Re: Było, było, i się skończyło
One Piece był dla mnie rzeczywiście lepszy, ale gdzieś tam do arcu związanego z bitwą o Ace'a. Póżniej równia pochyła i ryzyko dropa. Full metal alchemist stary był mocno średni, brotherhood – zgodzę się, świetny. Czy jednak FMA:B, można wrzucać do worka tasiemców? Chyba troszkę naciągane. Gintama, to kompletnie inny typ serii, o charakterze stricte komediowym, mający jakiś mainplot, ale tworzący się raczej z mozaiki odcinków – mnie aż tak nie przykuł, jakkolwiek go lubie. HxH, jest zdecydowanie nie dla każdego i aspekt dzieci bohaterów może przeszkadzać. Inuyasha – cóż, na pewno jest sympatyczny, oglądałem gdzieś tak do 120 odcinka, ale znów, może się znudzić. O przehypowanym Naruto można to samo napisać, podobnie z Fairy Tail. Prawda jest też taka, że wszystko to, można opisać w inny sposób – decyduje tutaj kwestia gustu.
Ja Bleacha jednak będę bronił, bohaterowie, jakkolwiek są dalecy do bycia dojrzałymi, to zdecydowanie sensowniej się zachowują niż w innych seriach, same walki były bardzo ładne i dynamicze, a plot do wątku Fullbringu, interesujący. Nawet te znienawidzone fillery bywały ciekawe (wątek Bounto chociażby)
Nawet jeśli moje porwanie jest cokolwiek chaotyczne i wyjątkowo durnowate, chodzi mi o jedno – nie oceniać całego gatunku (wyróżnika) z zasady jako gorszego. Owszem, Ergo Proxy będzie zawsze głębsze, a Katanagatari bardziej artystyczne, ale na takim Madan no ou jednak częściej się pośmieje lub chętniej sięgnę w wolnej chwili, gdy nie chce specjalnie angażować percepcji czy kręgosłupa moralnego. Ten typ serii ma być łatwy i przyjemny, a przy okazji spowodować u młodszych męskich odbiorców ślinotok. Jak się na tej posadzie sprawuje? Bardzo dobrze. Mnie udało się parę głównych bohaterów szybko polubić. Jego – bo nie jest kolejnym słodkim ćwokiem, który co chwila się rumieni lub łeb mu pęka z braku umiejętności podejmowania decyzji. Oraz uwaga, nie wygląda, jak skończony mięczak. Ją zaś bo nie wpisuje się w schemat władczej tsundere. Nie sugeruje, aby byli nie wiadomo jak rozbudowani, tak czy inaczej – nie jest źle. Sam klimat fantasy – w to mi graj, mój ukochany. Biorąc pod uwagę też w miarę przyjemną fabułe i znośną ilość fanserwisu (acz rozumie, że dla niektórych za dużą – ale przynajmniej są tu duże oppai, a więc widz nie czuje się jak typowy japoński otaku z syndromem loli i mającym na karku 2 wyroki za pedofilie) ;). Jeśli ma się więc ochotę na lekkiego shonena w klimatach fantasy i nie jest się uczulonym na ecchi – warto spróbować.
Re: Zankyou no Terror
Zakończenie zaś wypadło jak dla mnie świetnie. Dobre zwieńczenie serii, które potrafiło gdzieś tam ugryźć w serducho.
Ogółem żałuję, że troszkę skaszaniono środek i gdzieś tam nie postarano się o większą charyzme bohaterów (a właściwie bohaterek). Z czystym jednak sumieniem mogę dać 7+/10, gdyż Zankyou było jedna z niewielu serii, na których airing odcinków czekałem.
Hmm, ale teraz zaś ja nie rozumiem – ktoś pisał Ci w tej konwencji i narzucał zdanie? Ja sobie tego ze swojej strony nie przypominam, ba wręcz zaznaczałem, że nie śmiałbym tego robić. Wracając może do samej genezy dyskusji – czyli widowni sportówek – bo troszkę odbiegliśmy i niejako zaczęliśmy czepiać się poszczególnych zwrotów i słówek ;). Teze postawiłeś na temat zawężonej publiki s. W gruncie rzeczy w dużym stopniu się zgodzę – osoby nie przepadające za kibicowaniem mają problem się do nich przekonać (z zaznaczeniem, że jeśli już raz spróbują to zwykle będą chcieli sięgnąć po następne ;) ), zaś kibice jako znawcy danego klimatu zdecydowanie będą preferować normalne rozgrywki niźli te animowane. Daje zresztą nacisk na kibiców, bo samo zainteresowanie sportem nie wyklucza przyjemności z anime (uwielbiam siłownie, poznawałem podstawy boksu i mimo abstrakcyjności wielu scen Hajime no Ippo dawało mi sporo radochy). I to jest chyba właśnie najważniejsze. Cała zaś dyskusja w pewnym stopniu wyniknęła z nieporozumienia obu stron. Jedni uznali to za przytyk wobec prawdziwych kibiców i próbę narzucania im swojej wizji a inni dokładnie odwrotnie.
Peace
I fakt, nagromadzenie patosu w SnK było głupie i dobrze obrazują to speciale (autokrytyka?).
Powtórzę się więc po raz któryś. Nie oczekuje by Akame ga Kill zalewało mnie problemami egzystencjonalnymi, było ciężkie i poważne, bez rozluźniających scen – uważam (uważamy? Chyba mogę zaryzykować uogólnienie, bo z autopsji wiem, że takie zarzuty ma kilka osób z którymi rozmawiałem), że nie ten typ humoru powinni zastosować.
Uff, tyle ode mnie. Inaczej już wyrazić swojego zdania nie umiem, więc już raczej ciągnąć tego nie będę.
Pozdrawiam
P.S. Co do wartości opinii. Też bym nie przesadzał. Owszem, typowi niedzielniacy rzeczywiście oscylują na poziomie „słabe anime, 7/10”, ale też nie wskazywałbym, że dopiero opinia osoby, która widziała 1000 serii z całego przekroju czasowego, ma na tyle doświadczony i wysublimowany gust, by móc dać wartościową opinię. Sam widziałem ze 350 animców, z których dobre 70 zostało w cholerę porzuconych. Stawia mnie to powyżej „niedzielniaka”, jednak daleko mi do ostrości opinii dużej części recenzenckiej. W tym układzie ocenia nie niesie żadnej wartości?
I coby nie było nieporozumień – nie jest to z mojej strony forma wylewania wiader żalu, a zwyczajne luźne spostrzeżenie.
Teraz zaś co do samej grupki. Owszem, oceniam tylko po 3 epizodach – niestety tylko taki materiał mam i czuję, że zbyt wiele się nie zmieni (oprócz dodania jakichśtam życiorysów i problemów poszczególnych osób). Tylko widzisz, mordowanie zawsze ma impakt na osobowości. Zwykli snajperzy wracający z Iraku, muszą przez wiele lat odwiedzać psychologów. Po Wietnamie zaś, gdzie wojna była dużo straszliwsza i bardziej bezpośrednia, Ameryka miała baaardzo duży problem ze złamanymi młodymi ludźmi. (full metal jacket – dobrze oddana psychoza wojenna) Jak myślisz – skoro ludzie mordując karabinami i granatami często się psychicznie łamią, to co by było, gdyby osobiście rozszarpywali ciała rękoma kliknij: ukryte kocia blondyna, za pomocą linek czy wielkiej halabardy? Nawet jeśli uwzględnimy znieczulice, ze względu na brutalniejsze czasy, gdzie śmierć ciągle towarzyszyła człowiekowi, to pewne rzeczy są nie do przeskoczenia. I tutaj rodzi się pytanie czy ktoś zrzuci to na garb „To jest anime i nie musi zagłębiać w psychikę” czy też jednak wymaga czegoś więcej. Zresztą za sztandarowy tytuł odważnego fantasy w klimatach średniowiecza dalej będę preferował Berserka.
P.S Oceny jako takiej nie mam rzeczywiście wyrobionej, bo na to jest za wcześnie. Może jeśli klimat zaostrzą, a bryzgi krwi i odpadające kończyny zaczną nieść jakikolwiek ładunek emocjonalny, to i moje odczucia się zmienią ;).
I na koniec, Kamiyan – wyluzuj. Mało osób nazywa to cienizną, mielizną czyczymkolwiek. Piszą co najwyżej swoje zarzuty, oparte głównie na tym nieszczęsnym dysonansie gatunkowym, zaserwowanym przez autorów. Dla mnie, nie do pogodzenia. Dla Ciebie widać nie przeszkadzającym. Jak patrzę jednak na Twoje komentarze, to bronisz Akame ga kill jak cnoty siostry ;).
Pozdrawiam.