x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
Re: Odcinek 11
Wspaniałe, nie wspaniałe, ale z pewnością nie takie oklepane i oczywiste jak wasze ;)...no może poza ostatnim z wypadkiem.
Tak zgadza się, ale w anime takie wypadki wprowadza się najczęściej gdy scenarzystom brak pomysłu na zakończenie jakiegoś wątku lub rozwój wydarzeń i czuć niestety z tego powodu sztuczność.
Poza tym jaki związek miał Sentaro z motorynką i do czego mu ona była tak naprawdę potrzebna? Przed tą sceną nawet nikt nie wiedział, że on ma coś takiego w domu – bardziej topornie, na siłę tego elementu nie dało już się wprowadzić. Już wolałbym zobaczyć lekkie trzęsienie ziemi doprowadzające do sytuacji podobnej do obecnej, byłoby w tym o 100% więcej wiarygodności.
Ale prawdopodobnie już więcej tego nie usłyszymy, niestety.
Dzięki, po tym jak to przeczytałem to już do końca dnia nic nie będzie w stanie popsuć mi dobrego humoru :D.
Re: Odcinek 11
Drugą fajną sprawą w tym odcinku była muzyka, wreszcie znalazłem w nim soundtrackowe kawałki, których kiedyś słuchałem i z nadzieją czekałem aż zostaną wykorzystane w serii.
Jednak muszę też trochę skrytykować pomysł na rozwój fabuły w tym odcinku. kliknij: ukryte Scena z wypadkiem i późniejszą ucieczką Sentaro była jak do tej pory najgorszym pomysłem w tej serii. Generalnie we wszelkich tego typu produkcjach nie cierpię oglądać udramatyzowanych wypadków samochodowych – najprostszy, najbardziej toporny pomysł na wprowadzenie dramatu i zaskoczenie widza, a tutaj motyw ten był szczególnie kiepski. No i wtórna ucieczka naszego perkusisty…aż razi w tym miejscu brak pomysłu na ładne rozwiązanie tej akcji i spompowanie nagromadzonego napięcia. Poza tym zgodnie ze starą mądrością ludową: dwa razy nie wchodzi się do tej samej rzeki. Trochę szkoda że w końcówce seria zanotowała takie potknięcie, no ale cóż…
O mateńko :D…skąd się wam biorą takie pomysły z kosmosu? To już jednak wolę to wyjaśnienia z SnA – skręcona kostka i konieczność podwiezienia siostry motorkiem do domu.
Jak zwykle przesadzasz, ale pewnie świetnie byś się odnalazła w pisaniu jakiejś groteski ;).
Re: za mało Kyou w Kyou
Tak, tyle że Tomoya w Tomoyo Chapterze rozwijał się w nieco innym kierunku, tzn. miłość tam była pokazana jako coś dojrzalszego i trwalszego niż takie pierwsze szkolne uczucie ;). Jak dobrze pamiętam to cały dramat tamtej historii opierał się na akceptacji siebie i pytaniu czy jestem wystarczająco odpowiedni dla tej osoby którą kocham. Tak więc poszło to zupełnie inną ścieżką niż przedstawienie uczucia w Clannad i Kyou Chapter. Natomiast Kyou Chapter z perspektywy Tomoya był bardzo podobny do jego wyborów w Clannad, więc…no cóż może producenci nie chcieli zbytnio mieszać w głowach widzów i pozostawić mimo wszystko Nagisę jako pierwszą szkolną miłość Tomoya, dając mu specjalnie taką maskę obojętności? Bo wydaje mi się, że taki sposób przedstawienia jego osoby mimo wszystko miał mieć jakiś cel ;).
Sporo cech Kyou wymieniłaś i może rzeczywiście można ją było pokazać w paru scenach nieco inaczej, z większym pazurem. Hmmm pamiętam, że w After Story nie spodobał mi się w pierwszej chwili charakter dorosłej Kyou, która też była taka zbyt łagodna i ułożona, więc ogólnie ciężko trochę tą postać rozgryźć. No mi się jej kreacja w Kyou Chapterze podobała, ale głównie przez pomysł na sceny dramatyczne z jej udziałem, które Ty też zaliczyłaś na plus :).
Re: Odcinek 10.
Generalnie muzyką można operować w najróżniejszy sposób i wyrażać co tylko się chce i kiedy tylko się chce, a w szczególności gdy mówimy o seriach anime gdzie jest to mimo wszystko łatwiejsze i przyjemniejsze niż w zwykłych filmach ;). Tutaj muzyka często jest tak zwanym „ostatecznym rozwiązaniem” sytuacji bez wyjścia i w taki sposób bym ją postrzegał. Zauważ że nie ma tu dążenia do stworzenia jakiegoś jazzowego zespołu i osiągnięcia w ten sposób sukcesu połączonego z happy endem. Ludzie grają bo chcą, nie mają nastroju to nie grają, żyją swoim życiem, a w sytuacjach w których sobie nie radzą sięgają po muzykę. Jest tu trochę inne znaczenie muzyki niż w seriach gdzie ludzie spotykają się i ćwiczą by być coraz lepszymi…tu nawet proces doskonalenia muzycznego został ograniczony do niezbędnego minimum ;).
Czyli brakuje Ci wypraw nad morze, motywu z randką i zabaw na jakimś japońskim festiwalu, jednym słowem schematycznego, japońskiego stylu tworzenia tego typu serii :p.
Moim zdaniem troszkę to przejaskrawiasz. Dramaty tu nie wyskakują jeden po drugim, masz tutaj chociażby z ostatnich odcinków scenkę wspólnej nauki z Sentarou, scenkę zdejmowania obrazu, spędzanie czasu Sentarou z dzieciakami w rodzinie…i jeszcze pewnie trochę tego typu obrazków by się znalazło. Poza tym miej na uwadze to, że seria się kończy więc teraz tego typu scen będzie coraz mniej.
Postać epizodyczna mimo wszystko. Zresztą w jej przypadku zastosowano fajną moim zdaniem rzecz. Fakt że nie obserwujemy jej przemiany psychologicznej, ale z dialogów i opisów jej przez innych bohaterów widzimy że jednak coś się z nią dzieje. Całkiem dobrze to zostało ujęte, tyle że po prostu my w tym nie uczestniczymy, stoimy tak jakby z boku czasem tylko zmieniając ten punkt widzenia.
Spoko, ja też sobie cenię gdy postaci są przedstawione w składny, kompletny sposób z odpowiednią warstwą psychologiczno‑emocjonalną. I też nie lubię gdy ich psychologia zmienia się bez jakiegokolwiek przejścia, jednak tutaj nie odczuwam aby było tak źle jak o tym piszesz ;). Nawet uczucie Ritsuko, które zmienia się o 180 stopni zostało tutaj bardzo sprawnie i ładnie pokazane widzom, mimo że miało to miejsce tylko w przeciągu paru odcinków.
Re: za mało Kyou w Kyou
Po pierwsze filmik ten jako dodatek do głównej serii skoncentrował się na przedstawieniu sióstr – ich wzajemnych relacji, miłosnych rozterek, psychologii i emocjonalności. Tomoya był w tym wszystkim dodatkiem pozbawionym jakiś głębszych uczuć i porywów miłości, przez co rzeczywiście historia ta może wydać się mało wiarygodna. Z jednej strony jest to niezbyt dobre – ja przez cały ten odcinek miałem wrażenie, że Tomoya sam nie wie czego chce i jest mu to wszystko obojętne bez Nagisy, ale z drugiej strony mając na uwadze emocje i uczucia Tomoyi z głównej serii, przedstawienie jego gorących uczuć w stosunku do sióstr także byłoby mało wiarygodne a przez niektórych uznane nawet za niesmaczne. Tak źle i tak niedobrze…i tu jest cały problem. Producenci postanowili nie rozwijać w żaden sposób postaci Tomoya, tylko skoncentrować się na większym przedstawieniu uczuć siostrzyczek. Można powiedzieć że Kyou swoim uczuciem nadrabia obojętność Tomoyo.
Druga sprawa to przedstawienie Kyou. Napisałaś że nie jest ona tutaj tsundere z krwi i kości, nie ma w sobie kyouwatości pokazanej w głównej serii. Ale tak naprawdę co możesz powiedzieć na temat Kyou po obejrzeniu Clannad? Jej postać w dużej mierze była elementem komediowym, jej emocjonalność była przedstawiona w szczątkowej formie, poza stwierdzeniem że bardzo kochała swoją siostrę i mocno lubiła Tomoye praktycznie nic więcej nie da się napisać. Tak więc skąd możesz wiedzieć, że sytuacji miłosnych rozterek, Kyou nie zachowywałaby się właśnie w taki oto sposób. Dużo postaci z pozoru silnych i przebojowych, nie radzi sobie gdy wpadają w nieszczęśliwe zakochanie. Są wtedy właśnie zbytnio rozemocjonowane i po prostu zagubione taka jak Kyou. Zresztą nawet w realnym świecie takie przypadki mają miejsce, więc moim zdaniem tego typu przedstawienie Kyou ma ręce i nogi ;).
Re: Odcinek 10.
Natomiast wszelkie motywy dramatyczne w tej serii są krótkie, pojawiają się i znikają, stanowią jedynie pewnego rodzaju koloryt dzięki któremu seria ta nabiera barw, jednak z pewnością nie są jej głównym trzonem tak jak jedna z koleżanek sugerowała ;). Rzekłbym raczej, że ich rolą jest stwarzanie okazji do zacieśnianie relacji w tej naszej grupce bohaterów – w każdej scenie tego typu można odnaleźć jakiś motyw budowania przyjaźni czy też miłości, więc sceny te są środkiem do osiągnięcia, pokazania czegoś a nie celem samym w sobie.
Poza tym sądzę, że krótkość tego typu scen i treściwe ich przedstawienie na ekranie jest zaletą a nie wadą. Bardziej szczegółowe przedstawienie elementów dramatycznych sprawiłoby, że seria stałaby się cięższa w odbiorze, młodzieńcza energia zostałaby stłumiona przez nieszczęśliwe historie z życia bohaterów, cała powyżej opisana koncepcja serii ległaby w gruzach. „nieszczęśliwi, doświadczeni przez los ludzie uciekli przed złym światem w swój świat muzyki” – przyznasz, że wydźwięk tego jest niezbyt optymistyczny.
Natomiast podchodząc do tego jeszcze z innej strony i rozwlekając motywy budowania relacji pomiędzy bohaterami (tak jak sugerowała tu jedna z koleżanek) otrzymamy właśnie taką telenowelę brazylijską,, w której przez 10 odcinków bohater będzie się zastanawiał jak coś komuś powiedzieć, a przez kolejne 10 będzie rozmyślał czy zrobił to dobrze – NIE, nie i jeszcze raz nie.
Zauważcie że relacje bohaterów nie stoją w miejscu, stale są tu jakieś gesty, słowa pokazujące że więzi te non stop się rozwijają.
Stąd że dla mnie w pierwszych 5 odcinkach ok. 50‑60% podawanych informacji było znanych, pomimo że tego typu sprawy są mi obojętne i nigdy się nimi zbytnio nie interesowałem. Więc freak z krwi i kości się na tym zapewne wynudzi.
Nie w pierwszych odcinkach nikt nie był ranny, pomimo że dziewoje strzelały do siebie seriami na oślep.
BL nie oglądałem ale z tego co napisałeś domyślam się że była tam niezła animacja. Napisałem tak ponieważ – elementy związane z postaciami są statyczne do bólu, niewiele co się rusza, nawet te nieszczęsne spódniczki raz się podnoszą jakby były zrobione z jedwabiu, a raz są sztywne jakby miały w sobie włókna metalu, do tego dochodzi sporo statycznych scen przy rozmowach, przy wszelkich opisach uzbrojenia etc., daje to efekt nieciekawy i brzydki, same walki tez nie są zbyt dynamiczne – nie zapamiętałem z nich ani jednej ciekawie zanimowanej sceny. Nie wiem jak Ty mierzysz animację – liczysz ilość ruchomych elementów, czy ilość klatek na sekundę? jeśli tak to jest to słaby miernik animacji, bo jeszcze powinieneś wziąć pod uwagę złożoność elementów animowanych, a w tym przypadku upotte leży na całej linii.
A ja dajmy na to jestem ateista i tego typu tłumaczenia o byciu w kilku postaciach jednocześnie są dla mnie głupie :D.
To jest po prostu pójście na łatwiznę, nie mieli pomysłu jak ten element rozwiązać więc zostawili go takim niedopracowanym. W Guilty Crown też był motyw wyciągania broni z ciała – można? można, jak chce się zrobić coś dopracowanego.
Re: Krytyka z prawa
Co do jazzu i jego stylu w tym anime, może rzeczywiście trochę pochopnie go skrytykowałem. Nie wziąłem pod uwagę okresu w jakim akcja tego anime jest umieszczona…no ale też, z jednej strony dobrze że jest realizm, ale z drugiej trochę szkoda że nie ma większej pogodności i rozrywki.
Re: Odcinek 10.
Fabuła nijaka opierająca się na zasypywaniu widza ogromem informacji, animacja zredukowana do niezbędnego minimum, projekty postaci nudne, graficznie słabe i toporne, o muzyce tu lepiej nie wspominać. Trochę punktów tej serii dodaje sam pomysł, chociaż pojawianie się broni znikąd z pełnymi magazynkami jest jak dla mnie pozbawione sensu (ani animacji, ani pomysłu skąd to się bierze, hokus pokus na jednym kadrze nie ma a na drugim już jest)...no i te sceny ala James Bond, których nie ciepię w jakimkolwiek anime – setki strzałów, wszystko wokół podziurawione tylko nie nasz bohater który wychodzi z tego bez żadnego zadrapania, motyw strzelania seriami do baloników nad głową – tanie przygłupie show.
Ogólnie słabiutkie anime dla zwykłego widza. Freak militariów raczej też z tego nie skorzysta, bo nic nowego się z tego nie dowie i będzie go to nudzić. 2‑3/10 – ocena po 4‑5 odcinkach, więcej nie dałem rady obejrzeć.
Litości, czy pisząc o elementach chrześcijańskich będziesz każdemu polecał przeczytanie Biblii? Jak nie w jedną stronę przeginasz to w drugą. Jak nie nadmiar ironii w recenzji to z kolei przelewający się patos i namaszczenie :).
Sakarea traci świadomość gdy brak jej liści co też zostało pokazane w filmie. Zresztą od kiedy posiadanie świadomości odróżnia organizm żywy od martwego? I czym tak naprawdę jest świadomość? Możemy sobie tutaj wejść nawet na filozoficzne ścieżki a chyba nie bardzo o to w tym wszystkim chodzi. Fizycznie Sakarea jest martwa i to jest główna istota rzeczy.
Poza tym nie porównuj podawania trucizny do jedzenia pokarmu. O ile odżywianie jest cechą istot żywych o tyle wchłanianie substancji w postaci trucizny podtrzymującej animację martwego ciała już nie. Twoim tokiem rozumowania żywy też jest samochód który dostaje benzynę, czy robot, który działa na baterie – absurd.
Wyłączenie mózgu w czasie oglądania anime jest czasem dobrą rzeczą, ale nie zawsze wychodzi to ludziom na dobre ;).
Pozdrawiam.
Kiedyś napisałem, że seria ta spodoba się mało wymagającej widowni i chyba ta dyskusja mimo wszystko potwierdza to moje wcześniejsze odczucie. Z tego co widzę to większość osób obejrzała tą serią dla „ładnych obrazków” wyłączając mózg w trakcie seansu :).
Re: Krytyka z prawa
Motyw jam session to jedno ale muzyka z niej powstająca to drugie. Tu tak jak pisałem wcześniej, można było to zrobić trochę inaczej, w lżejszy sposób i myślę że efekt pozostał by ten sam.
Zombi z filmów które oglądał i jego wyobrażeń, miłosnych fantazji były pozbawione świadomości.
Brak świadomości nie oznacza że ktoś jest trupem, tak na marginesie, tym stwierdzeniem krzywdzisz sporą grupę ludzi.
W ecchi nagość stanowi element rozrywkowy, w dramacie zaś często jest motywem, który ma wywołać poruszenie u widza. Jeśli ecchi jest zmieszane z dramatem to sceny te są wyraźnie oddzielone, np. poprzez konstrukcję serii – końcówka jest typowym dramatem bez ecchi. Tu natomiast jest to brzydko ze sobą zmieszane.
Patos dramatyczny – chociażby scena śmierci Rei zarówno ta nieudana jak i ta udana. Patos także się gryzie z lekkim przedstawieniem scen w stylu ecchi.
O wyważeniu serii nic nie napiszę, bo go po prostu nie ma :), powyżej jest parę gryzących się rzeczy, można by do tego dołożyć jeszcze kilka innych…tylko po co.
Ale sprowokowałaś mnie ;). Chociaż post tamten był skierowany głównie do magicznego grzybka.
Skoro jesteś w klasie o profilu biologicznym to może zadasz swojej pani od biologi pytanie czy zombi jest trupem i przedstawisz swoją teorię odnośnie postrzegania go jako żywej istoty, z pewnością lekcja będzie ciekawsza a i twoi koledzy będą mieć jakąś rozrywkę na zajęciach, a przy okazji zostaniesz odpytana z cech jakie powinny mieć istoty żywe ;).
Twój przykład o kończynach z formaliny jest nietrafiony, jak dostaniesz się na studia medyczne to jednym z obowiązkowych zajęć będzie sekcja i krojenie nieboszczyka, ciekaw jestem czy przy takim widoku będziesz skakała w zachwycie i euforii czy jednak bliżej ci będzie do odlecenia.
Motyw z szukaniem umarlaka przez Chichiro ma wiele do rzeczy, pokazuje że jego zachowanie było spaczone już od dziecka (w komediowy sposób ale jednak).
I na zakończenie zastanawiałaś się czemu główny bohater czuje miętę do zombii, jaka ich cecha go kręci? Ich martwość i wszystko to co jest z nią związane. Główna cecha której pożąda nekrofil.
Pomimo tych wszystkich braków które wymieniłeś powyżej, rozrywka jaką dostarcza mi Zombie w drugim sezonie jest na znacznie wyższym poziomie niż w serii pierwszej. Może jest to tylko moje subiektywne odczucie, ale wydaje mi się że parę osób dojdzie do podobnych wniosków.
Cóż, ja tego anime nie oglądałem ani ze względu na walki, które moim zdaniem nie były niczym niezwykłym (obejrzysz 1‑2 to tak jakbyś praktycznie widział wszystkie), ani ze względu na relacje Eu‑Ayumi, które były jakie były (wielka porywająca miłość z jakimiś wyznaniami to nigdy nie była), ani ze względu na fabułę, która niby była ciekawa i fajna w pierwszym sezonie, ale w gruncie rzeczy prosta mimo wszystko ze standardową budową haremu ;). Co mnie przykuwało do monitora przy tym anime to humor i kreatywność w przedstawianiu tego świata, postaci. W pierwszej serii było takie trochę szukanie co się sprawdzi a co nie, co rozśmieszy widza mniej a co bardziej, druga natomiast bezbłędnie trafia w to co jest świetne i dlatego moim zdaniem jest lepsza od pierwszej.
Re: Krytyka z prawa
Co do geniuszy…mimo wszystko fajnie się na nich patrzy, ludzie chcą oglądać to czego sami nie mają i często o tym marzą, nieprawdaż ;). Poza tym nasz główny bohater mimo wszystko wykazuje jakieś tam zwyczajne ludzkie cechy – początkowo jest spięty, później w jakimś tam momencie się gubi, nawet jest taka scena że przestaje grać i podziwia muzykę pozostałych osób. Jak dla mnie to wystarczy by pokazać jego wdrażanie się w jazz, mając na uwadze jego nieco ponadprzeciętne umiejętności muzyczne, którymi od czasu do czasu błyszczy.
Szalony zwariowany humor, często bawiący do łez, mnogość pomysłów połączonych ze świetną miłą dla oka kreską i jeszcze lepszą zawadiacką muzyką. Tak chyba najlepiej można podsumować tą serię.
Nie ma tu może wielkiej akcji i skomplikowanej fabuły zmuszającej do myślenia, ale z pewnością odcinki mijają szybko i bardzo przyjemnie.
Jedynym minusem, wielkim minusem o którym należy napisać jest końcówka tej serii, wymyślona i zrobiona w najgorszy możliwy sposób, pozostawiająca po sobie uczucie konsternacji u widza.
Re: Krytyka z prawa