x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
Re: muahahahaha :D
Poza tym wydaje mi się, że sprawa homoseksualizmu jest jednak w Japonii inaczej postrzegana niż u nas, na Zachodzie, i przerabianie uke na babę, żeby było poprawniej, wcale nie jest aż tak potrzebne.
Re: ?!
Tymczasem w pierwszym odcinku Kuroszka II dostaliśmy… to co dostaliśmy (stepujący Kłodek, na litość boską…). Zostawię to jednak bez komentarza, bo aż żal.
Re: Ehh..
Montaż, miraż...
Anime było nudno‑fazowe. To znaczy nudne z fazowymi momentami. Fabuła była schematyczna i płaska, ale to można było jeszcze przecierpieć, w końcu chyba nikt nie oczekuje od anime z bandą bishounenów w roli głównej dzieła nie wiadomo jak ambitnego. Gorzej, że próba nadania płytkiej fabule głębi i powagi pogorszyła sytuację i w efekcie wyszło coś wyjątkowo durnego i nie trzymającego się kupy. Jeśli chodzi o momenty fazowe, to anime trzymało poziom. Na przykład opening. Jak nie lubię piosenek śpiewanych przez seiyuu, tak wystarczyło tylko kilka początkowych dźwięków, żebym zaczęła się szeroko uśmiechać i kiwać do rytmu. Opening, wraz z animacją, był tak radośnie głupi, że nie sposób się mu było oprzeć. W ogóle anime biło rekordy fazowego absurdu. Pomijając już elementy tak oczywiste jak personifikacje stacji, zamaskowanego konduktora, przewodniczkę bez orientacji w terenie czy brak rozsądnej, realistycznej reakcji pasażerek („Co to za banda cudaków?! Muszę wiać! Jak najszybciej!”), w każdym odcinku pojawiała się swoista perełka fazowatości. W moim osobistym rankingu pierwsze trzy miejsca zajmują: pociąg spokojnie śmigający po ulicach miasta, pan stacja, który ma dwójkę dzieci (z kim?! z czym?! O_o') oraz na miejscu pierwszym – niezapomniane Strzelce i Skorpion z odcinka z wróżką (łiii, moshi, załączyłaś z tego zrzutkę xD).
Pod względem animacji – cóż, jest dość nędznie. Pociągi w 3D strasznie kontrastowały z tradycyjną animacją. Teoretyczni bishouneni wcale mi się nie podobali, byli zwyczajnie… nijacy (chociaż nie aż tak straszni jak główni bohaterowie anime Yamato Nadeshiko Shichihenge). Największą sympatię wzbudzili u mnie Tsukishima (tylko i wyłącznie ze względu na głos) i Tochou (bo chyba tylko on został nam przedstawiony jakoś tak dokładniej; pod przykrywką obowiązkowości ukrywał się całkiem uroczy, czasami rozbrajająco nieporadny facet). Ale faktycznie, muszę przyznać – do projektów pasażerek twórcy się przyłożyli, bohaterki nie wyglądały jak kalki jednego szablonu i miały naprawdę ładne ubrania.
Jako anime z haremem przystojniaków „Miracle Train” prezentuje się dość biednie. Więcej charakteru niż bishouneni miał już nawet pies Tokugawa. I żadną miarą nie porównywałabym tego do „Ouran High School Host Club”, bo to niezwykle krzywdzące zarówno dla samego „Ourana”, jak i dla każdego hosta z osobna. A za propozycję zakochania się w stacji podziękuję. Patrząc na stan polskich pociągów aż strach bierze, gdy się pomyśli, jak miałyby one wyglądać…