x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
Re: Odcinek 6
Po pierwsze, narzekałem, że zniknęła gdzieś Kimi – i proszę, w tym odcinku to do niej należał show, zaś jej pojedynek bez dwóch zdań były pomysłowy i efektowny, ba, nawet efekciarski, co nie przeszkadzało w zabawie (dodatkowo plusik za całkiem yuriowy finał). Dorzucono też kilka słów o jej przeszłości, przez co przestała być już postacią wyłącznie interpretowaną przez rozmiar swojej miseczki.
Po drugie, Yoshinao, który do tej pory w zasadzie nie istniał (wyjąwszy okazjonalne pojawienia się, głównie w roli przerywnika humorystycznego) tym razem dostał jakąś istotniejszą rolę i nawet coś zrobił, choć nadal jest postacią drugorzędną, zważywszy na jego funkcję. No i przynajmniej wiadomo, co i jak, jeśli chodzi o jego pozycję i przeszłość.
W zasadzie – jak do tej pory, relatywnie najmniej zrobił główny bohater. Zastanawiam się, czy jego kreacja nie przypomina nieco tej z „Ja, Klaudiusz”, z tą różnicą, że Tori pod maską błazna nie skrywa tak naprawdę wiele więcej. Jego jedyną faktyczną zdolnością jest jak dotąd wzbudzanie sympatii innych, co może po trochu wynikać z litowania się. Acz docenić należy fakt, iż wszyscy wiedzą, że to zboczeniec i nikomu to nie przeszkadza.
Odcinek ósmy
Na pierwszy plan wyskoczyła tym razem Masazumi, która w zasadzie zgarnęła cały show w tym epizodzie, zostawiając tylko trochę miejsca Toriemu – ten zresztą i tak robi to, co potrafi najlepiej, czyli plecie bzdury i zachowuje się jak zboczeniec. Tym dziwniejsze może się więc wydawać, że przynosi to jakiekolwiek rezultaty – a przynosi, jak się ostatecznie dowiadujemy.
To jednak ważny odcinek, bo przedstawia kolejny element układanki, jaką jest konstrukcja tego świata oraz jego politycznych układów. Poza tym, dawno nie wiedziałem czegoś, co byłoby tak wrednie otwartym nawiązaniem do idei Jedynego Pierścionka, a jednocześnie nawiązaniem całkiem kreatywnym. Oby się to tylko nie skończyło na tym, że do końca serii będziemy mieli po prostu kolejne pojedynki o elementy Armor of Deadly Sins.
Re: Odcinek 6
Re: Odcinek 7
Re: Odcinek 6
Odcinek 7
Odcinek siódmy nie przynosi żadnych rozwiązań, ale je zapowiada – ze stoczonych tu trzech pojedynków tylko jeden został rozegrany siłowo, a i tak wypadł nad wyraz pomysłowo dzięki jakże kreatywnemu wykorzystaniu pieniędzy przez Shirojiro. Drugie starcie to była już tylko potęga uczuć Suzu, zaś trzecie… cóż, tu rozwiązanie poznamy w kolejnym odcinku, choć Tori użył swojej najpotężniejszej broni, czyli czystej głupoty, która potrafi dobić każdego, nawet Masazumi. Zniknęła mi gdzieś natomiast z planu wydarzeń Kimi.
Ciekawe, że przypomnieli sobie o duchu – myślałem, że to był jednorazowy żart twórców, a tu proszę, duszydło powróciło. O ile natomiast dalej marginalizuje się postaci klasowych dziwadeł (co uważam za krok w dobrą stronę), to wprowadza się podobne stwory gdzie indziej – vide towarzyszący Innocentusowi olbrzym z głową kraba.
Odcinek 6
Na początku Sakai nieco kozaczył i miałem nadzieję, że dłużej zobaczę go w tej pozycji, ale jednak nie, to nie było „jego odcinek”. Dość wesoła była scenka z Gin i Muneshige – zresztą, generalnie, humor, nieobecny w poprzednich odcinkach, znowu powrócił, acz w zauważalnie mniejszym stężeniu niż to było na początku – twórcy wyraźnie zepchnęli dalej „dziwadła” klasowe, zostawiające kluczowe role głównym, ludzkim postaciom. A jak już przy tym jesteśmy – po raz pierwszy dowiedzieliśmy się czegoś więcej na temat Suzu. Okazję do błyśnięcia i opowiedzenia co nieco o Musashi dostał tu Shirojiro.
Ale co najważniejsze – przynajmniej na jedno z pytań, które pozostawiał poprzedni odcinek, otrzymaliśmy odpowiedź. Wiadomo już, dlaczego Horizon ma zostać zabita – choć to i tak wydaje się nieco naciągane, ale w tak przegiętym anime jak to, można taką interpretację zaakceptować. Dziwi trochę bierność Futayo, która jako jedyna ma chyba konkretne możliwości, aby uratować Horizon. Bo jak się przekonaliśmy w finale odcinka poprzedniego, nasi bohaterowie mogą sobie kozaczyć, ale od regularnych żołnierzy dostają łomot (przy czym, co by upokorzenie było większe, tyłki skopali im… Włosi). Niemniej, Futayo w poprzednich odcinkach pokazała, że ma głowę na karku, zatem zakładam, że coś jeszcze zrobi. Jest już politykiem, więc musi także główkować, a nie tylko machać Slicing Dragonfly – choć i na to przyjdzie pewnie pora.
Kwestia samobójstwa Horizon mnie nieco irytowała, ale zrzućmy to na karb specyfiki – skoro Far East ma być odpowiednikiem Japonii, to samobójstwo ma tu charakter honorowy. Chyba, że jest w tym coś więcej, nie wiem.
Odcinek 5
To kolejny epizod, w którym główni bohaterowie są w zasadzie nieobecni (pojawiają się w samej końcówce i nic istotnego nie robią), zaś cały show należy właściwie do Tadakatsu i Muneshige (czy tylko mi on przypomina Mu La Fragę z „Gundam Seed?), którzy toczą całkiem efektowny pojedynek i z udanym finałem, który jednak po prawdzie do niczego istotnego nie prowadzi, bo za sznurki do samego końca pociąga Motonobu. W sumie, fajnie to rozegrano, ale wciąż nad tym wisi jedno, wielkie pytanie – po kija?
Podobnie rzecz się ma z finałem i wyrokiem na Horizon. Po co i dlaczego? Cholera wie, liczę, że następne epizod udzieli kilku odpowiedzi, bo pytań się tu jednak trochę nazbierało. Obsada też nieco się przerzedziła, więc podejrzewam, że w następnym wrócą na scenę postaci zepchnięte na dalszy plan. Niemniej, to jest odcinek, po którym faktycznie można mieść nieco dość tej serii. A to w końcu jeszcze nawet nie półmetek…
Odcinek 4
Czasowo znowu mieliśmy przekrój przez większą część dnia, choć największy nacisk położony była na wydarzenia wieczorne. Tori i Masazumi zeszli na dalszy plan, za to centralną postacią był tym razem Sakai, któremu jednak rozwój wydarzeń nie dał zbyt wielu okazji do kozaczenia. Generalnie, szkoła przestała odgrywać ważniejszą rolę, zaś całość rozgrywała się na linii Sakai – Tadakatsu, chociaż swoje pięć minut dostała także Kazuno. Natomiast Futayo okazuje się nawet całkiem trzeźwo myślącą panienką, choć została postawiona przez ojca w niezbyt łatwej sytuacji. Co ciekawe, po tych czterech odcinkach nadal nie daje się w zasadzie ustawić postaci (tych decydujących o czymkolwiek, bo o Torim i jego bandzie nie mówię) na pozycjach „dobry‑zły”. A to całkiem obiecujące, nie powiem.
No i wreszcie – pierwsza od czasów pierwszego odcinka efektowna walka, tym razem w stylu „Mechem, magią i mieczem”, muszę przyznać, że udana. Pasowałoby to nawet do Exalted.
I na koniec – już rozumiem, czemu odpadłem od tego anime kilka lat temu. Horizona po prostu nie da się oglądać w trybie jeden odcinek na tydzień, bo nie ma szans spamiętać tego wszystkiego i dalej jechać ze zrozumieniem. Zdecydowanie, seria do oglądania w całości.
Re: Odcinek 2
Odcinek 3
Odcinek trzeci
Zacznijmy od kwestii czasowych – odcinek zaczyna się wcześniej niż dwa poprzednie, zaś kończy później, zaliczając większą część tego dnia i wprowadzając na scenę nowe postaci – ojca Masazumi oraz dwie postaci z Tres Espana – Muneshige i Gina.
Znowu trochę wyjaśnień, choć tym razem na dalszy plan schodzi historia świata, a na pierwszy plan wysuwają się problemy osobiste bohaterów – w zasadzie głównie Toriego. Dowiadujemy się o tym, czym było to nieszczęsne Remorse Way z poprzedniego odcinka oraz jak zginęła Horizon, z którą Tori chce się teraz umówić. Zapachniało to nieco Ludwikiem z „Rewolucji według Ludwika” i tego rodzaju hobby. Swoje pięć minut znowu miała Masazumi Honda, która wyrasta powoli na drugą, co do ważności, postać w tej serii – choroba wie, czy nie ciekawszą od głównego bohatera. Choć na pairing materiałem są cokolwiek średnim, ale kto wie? Jak już przy Torim jesteśmy, to warto odnotować, że Kimi dalej zachowuje się jak na siostrę przystało.
Choć odcinek miał charakter głównie osobisto‑komediowy, to pod koniec zaczęło się dziać coś więcej, kiedy jedna z lalek, zapewne Mikawy, zaatakowała żołnierza z Tres Espana. Zapowiada to, że w kolejnym odcinku będzie się działo pewnie więcej, a opowieści o złudzeniach spokoju i plotkach na temat końca świata wspomniane w finale dość jednoznacznie to potwierdzają.
Ten odcinek to także dwie dość wesołe, ale udane scenki – pierwsza ze wstawioną Makiko i druga z pokazem szermierki macanej w wydaniu Tadatsugu. No i coś, co podoba mi się bardzo, czyli te latające miotły. Patent niby klasyczny, ale fajnie rozwinięty.
Odcinek 2
No właśnie, dużo się w tym odcinku mówi, a mniej – dzieje, na dodatek, nawet te rozmowy nie przyspieszają szczególnie niczego. Inna sprawa, że sporo tu nawciskano w drugim i trzecim planie – ot, przelatuje sobie statek, więc przy okazji dowiadujemy się o tym, do kogo należy i o istnieniu broni inspirowanej siedmioma grzechami głównymi.
Co było natomiast miłą niespodzianką, to współpraca Toriego z Kimi, pokazująca, że jednak są rodzeństwem, które całkiem nieźle się dogaduje, mimo tego ciągłego powtarzania „Głupi bracie”, „Głupia siostro”.
Aha, obsada (w sensie ta jej bardziej ludzka część) sprawia wrażenie cokolwiek zdatnej do shippowania. Zaś najwięcej sympatii jak na razie budzi chyba we mnie Makiko‑sensei.
Re: Odcinek 1
Nie jest.
Odcinek 1
Odcinek pierwszy – i od razu pojawia się wątpliwość, czy to, co oglądamy, jest na serio, czy dla jaj. Projekty postaci walą groteską, nie tylko ze względu na rozrost klatek piersiowych niektórych bohaterek lub też ich fryzury, ale także dziwaczne stworki w rodzaju blobów a'la Dragon Quest czy jakichś gołych facetów lub hindusa z curry. Jak się to widzi, to automatycznie nastawia się na parodię. Dalej mamy nawet całkiem efektowną gonitwę z bijatyką – zrobioną cacy, choć znowu, efekciarskie walki przetykane są humorem. Inna sprawa, że tu się to akurat nawet sprawdza. Bohaterów tu całkiem sporo i seria zyskałaby, gdyby zastosować tu znany choćby z LOGH zabieg z wyświetlaniem imienia, nazwiska i jakichś informacji o postaci, kiedy pojawia się ona na ekranie.
Kwestią oddzielną jest to, że bohaterowie cały czas o czymś rozmawiają. O czym? Tego widz nie rozumie niemal do samego końca, bo dopiero przy napisach końcowych lektor zapoznaje nas ze skróconą historią świata, która jako tako (ale bardzo „jako tako”) zaczyna sprawiać, że coś tam gdzieś tam zaczyna układać się w całość. Bynajmniej nie jest to całość logiczna – co to, to nie, to nadal chaos, ale jakby już lekko ujarzmiony.
Jeśli chodzi o postaci – pierwszy epizod daje dość skromną ilość danych, charakteryzując każdą z nich przez jakąś konkretną cechę – nauczycielka jest badass suczą z wysokim levelem, Tenzo, których wygląda nieco jak Terry Bogard, jest zbolem i ma mecha‑szintositycznego inkwizytora, Asama to jakaś tam miko czy coś w ten deseń, anielice robią za fanserwis yuri. Nate, której włosy powinny być główną bronią, nie lubi się z Kimi/Bel Fiore czy jak jej tam – siostrą głównego bohatera, której z kolei kluczowym atrybutem są cycki. Był tam jeszcze ktoś, ale po pierwszym obejrzeniu nie sposób tego ogarnąć. No i kwestia głównego bohatera – jest irytującym, sparkalającym na dodatek, bubkiem, który sprawia wrażenie, że chciałby być gierojem, ale mu do tej pory niezbyt to wychodziło. Niemniej, jego bezpośredniość jest na swój sposób ujmująca.
Pierwsza piątka odcinków to ten sam dzień, tylko z różnych punktów widzenia, tak wynika z informacji z RC. Tu mieliśmy wydarzenia pokazane od godziny 8 do 9. No nic, zobaczymy, jak mu pójdzie dalej (bo prawdę rzekłszy, z poprzedniej próby oglądania, którą skończyłem na 4‑5 odcinkach, nie pamiętam już chyba nic).
Na pierwszy rzut oka – znowu seria o grupie nastolatek i ich hobby, tym razem jest to tradycyjny taniec japoński. Główna bohaterka – tak nieśmiała, że rumieni się niemal za każdym, gdy z kimś rozmawia, a zwłaszcza z drugą dziewczyna (bo i facetów w tej serii nie widać). Jej partnerka – całkowite przeciwieństwo.
Animacja i grafika takie sobie, całość nie zapowiada się też na wydarzenie sezonu. Założenie yuri gogli podczas oglądania na pewno pomoże. Ale nie wiem, czy nawet z nimi obejrzę to w całości…
ecchi dla gejów?
Re: Oprawa wizualna do bani
Serio, to ja wolę tę wersję niż moebloby z Kyoto. Zaś tła – cóż, podobają mi się bardziej niż z wielu współczesnych seriach.
A co do Kajiury – nie, znowu dostalibyśmy to samo, co wszędzie. Jakbym miał wybierać, to już bym wolał Yoko Kanno albo Kenjiego Kawai.