Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Yatta.pl

Komentarze

Grisznak

  • Avatar
    A
    Grisznak 31.01.2011 16:32
    Khy
    Komentarz do recenzji "Freezing"
    Jak dotąd (po 4 odcinkach) anime to polega na tym, żeby bohaterka trochę powalczyła, błysnęła nagim, olbrzymim biustem i polała się jucha. Śladów fabuły nie stwierdzono. I tak jest w każdym odcinku: Opening, Brygida walczy, Brygida obrywa, Brygidę rozbierają, Brygida (albo ktoś inny) ma reminiscencje Brygida dostaje power upa, Brygida załatwia przeciwniczkę, Ending. W porównaniu jednak z takim np. „Queen's Blade”, „Freezing” wypada słabiej, choćby dlatego, że za grosz tu humoru.
  • Avatar
    A
    Grisznak 26.01.2011 17:49
    Fajne
    Komentarz do recenzji "Tokimeki Tonight"
    Przyjemna komedia romantyczna w starym stylu, a bohaterowie naprawdę dają się lubić.
  • Avatar
    A
    Grisznak 20.01.2011 23:21
    Kiła i mogiła
    Komentarz do recenzji "To Love-Ru -Trouble-"
    Dobra, usiłowałem to obejrzeć. Ba, na początku nawet byłem gotów uwierzyć, że wyjdzie z tego coś w rodzaju epigona „Tenchi Muyo” czy „Urusei Yatsura”. Gdzieżby! Z „Yatsurą” nie ma to nic wspólnego, a „Tenchiemu” buty może co najwyżej lizać. Prymitywnie głupi humor, który śmieszyć może chyba tylko odbiorcę amerykańskich sitcomów z dodawanym w tle śmiechem (co by głupki wiedziały, kiedyś się śmiać), fanserwis na poziomie „Wielka ośmiornica złapie mackami za cyc, bohaterka przeżyje orgazm” i obsada o inteligencji turkuci podjadków. Żenująco słaba seria, która pokazuje, jak niewiele trza, by nakręcić dziś anime.
  • Avatar
    A
    Grisznak 5.01.2011 11:13
    Daje radę, chociaż...
    Komentarz do recenzji "Lovedol ~Lovely Idol~"
    Rzecz miała ambicje pokazać proces tworzenia idolek od kuchni. Poszło tak sobie – poszczególne etapy zachowano, drażni natomiast nieco fakt, że bohaterkom wszystko idzie gładko i jak po maśle, wszyscy im kibicują, a starsze koleżanki, miast obawiać się młodszych konkurentek, ochoczo i bezinteresownie im pomagają.
  • Grisznak 16.11.2010 18:26:37 - komentarz usunięto
  • Avatar
    Grisznak 29.10.2010 21:01
    Re: Gdyby w "Darker than BLACK" spieprzyć wszystkie zalety, otrzymalibyśmy to...
    Komentarz do recenzji "Witch Hunter Robin"
    Ale ty masz świadomość, że twoje ukoffane i lofciane „Darken than cośtam” powstało kilka ładnych lat PO „WHR”?

    stareńkiego Cowboya Bebopa

    Kfik. Stareńkiego?
  • Avatar
    A
    Grisznak 10.10.2010 09:49
    Dobre
    Komentarz do recenzji "Highschool of the Dead"
    W swojej kategorii produkcja udana. Jedyny mój zarzut to jej grzeczność. Śladowe ilości makabry, zero flaków – co jasno wskazuje, że celowało w target bardziej nastawiony na cycki niż na gore. I tu drugi problem. Owszem, cycki dobra rzecz, nawet bardzo dobra, problem w tym, że doczepiono je do, delikatnie mówiąc, ładnych inaczej ciał. Przerysowany wygląd bohaterek pasowałby do konwencji, gdyby seria była faktycznie odjechana a nie wyraźnie kontrolowana. Od ecchi oczekuję zaś obecności ładnych postaci kobiecych. Tu takich nie było.
    Paradoksalnie, na tle tych wieszaków na cyc, dobrze wypadli bohaterowie męscy. Na swój sposób zwyczajni, normalni w swoim heroizmie i zachowujący się jak ludzie.
  • Avatar
    A
    Grisznak 22.09.2010 13:19
    I część druga...
    Komentarz do recenzji "Sayonara Ginga Tetsudou 999: Andromeda Shuchakueki"
    Drugi etap podróży galaktycznym ekspresem 999, czyli „ Adieu Galaxy Express 999” był jednak mniej porywający od pierwszego. Zbyt kalkował pierwszą kinówkę, w dodatku to, co było nowe, nie sprawdzało się szczególnie. Chociaż początek jak żywo przypominał „Terminatora”, a finał – „Star Wars”. Wspominałem jednak, że czyste sf średnio służy tej produkcji, a ten film pozostaje tego pięknym przykładem. Za dużo tu strzelania, za mało ciekawych pomysłów i przemyśleń. O ile pierwszy film z miejsca ujmował już samą zabawą konwencjami i stylistykami, tak tutaj z tego zrezygnowano na rzecz dość jednostajnej konwencji space opery. W dodatku role Harlocka i Emeraldas zostały ograniczone tylko i wyłącznie do bycia deusami, a takie postaci zwyczajnie na to nie zasługują.

    Co gorsza, Maetel po raz trzeci już (jak wynika z historii) zdradziła mamusię a mamusia każdorazowo jej wybaczała. Dobra, matczyna miłość jest ślepa, ale bez przesady jednak. Sam patent z pożywieniem dla zmechanizowanych ludzi też już widziałem w jakimś filmie, aczkolwiek zapewne sporo późniejszym od tego, więc nie wykluczam, że, podobnie jak wojnę z maszynami, ktoś sobie od Rintaro pożyczył. Co nie dziwi, bo sam autor finał tego filmu dość bezczelnie skopiował z sagi George'a Lucasa.
  • Avatar
    A
    Grisznak 22.09.2010 13:15
    rewelacja
    Komentarz do recenzji "Ginga Tetsudou 999 [1979]"
    Za radą Ave sięgnąłem po pierwszą kinówkę „Galaxy Express 999”, robiąc zarazem pierwszy krok w kosmiczne uniwersum Leijiego Matsumoto. Można by na upartego powiedzieć, że drugi, bo w końcu widziałem już „Space Battleship Yamato”, ale jednak to dwa osobne wszechświaty, zatem wypadałoby oddzielić jeden od drugiego. Ale ad rem, bo film wart jest co najmniej kilku słów wzmianki.

    Przyznaję, początek zapowiadał bajkę w dekoracjach science fiction. Podkreślam słowo bajka – dzieciak w towarzystwie tajemniczej kobiety wyrusza w podróż kosmicznym pociągiem, mijając kolejno planety i przeżywając przygody. Szybko jednak okazało się, że się myliłem – to nie bajka, ale baśń jak już, z morałem, który widziałem wcześniej u Tezuki, a który wydaje się nawet nieco zaskakiwać w kontekście potęgi technologicznej, jaką stawała się już wówczas, gdy tworzono ten film, Japonia. Jednak, co godne odnotowania, tutaj udało się uniknąć moralizatorstwa, przed którym przynajmniej wczesny Tezuka nie zawsze potrafił się obronić. A co chodzi? Ano o kwestię ludzi i maszyn, tego, jak bardzo maszyną może stać się żywa istota i pozorne szczęście, jakie ta mechanizacja może dać. Przyznaję, obserwując ostatni punkt podróży bohaterów, przypomniała mi się wyspa wynalazców z książkowej wersji „Podróży Pana Kleksa”. A gdy Maetel odjeżdżała pociągiem, jakoś dziwnie zabrakło mi pamiętnych, ostatnich słów Roya z „Blade Runnera”. Kto widział, ten wie, o czym mówię. A może jednak jeszcze nie czas?

    Film zachwyca bardzo udanym połączeniem wielorakich klimatów – od science fiction, przez kino pirackie po western, na dodatek w każdej z tych konwencji wypada stylowo. Gdy starsza kobieta ubiera bohatera a’la meksykański desperado lub gdy widzimy statek królowej Emeraldas, wyglądający jak piracki galeon przyczepiony do Zeppelina, raczej nie budzi to śmiechu czy zażenowania, raczej uśmiech satysfakcji. Takich udanych motywów jest tu więcej, wyliczać raczej nie będę, kto wie, może znajdą się osoby chętne do obejrzenia tego filmu, a psuć im zabawę byłoby zbrodnią. Przyznam, było tu kilka scen, gdzie aż się prosiło o muzykę z „Za garść dolarów” lub z „Piratów z Karaibów”. A wszystko było jednocześnie spójne.

    Warto napisać o postaciach – bohater znalazł się bowiem między silnymi osobowościami, które przewyższając go pod każdym względem, zachowują jednocześnie szacunek dla jego determinacji. Szkoda, że tak mało wiadomo o ukochanym Emeraldas, ten wątek zapewne został opowiedziany w jakieś innej historii związanej z Leijiversum, a przyznam szczerze, chętnie bym go poznał. Kiedyś, kiedy znałem te historie wyłącznie z artów widywanych przy różnych okazjach w sieci i magazynach mangowych, byłem pewien, że Emeraldas i Harlock tworzą pairing – teraz widzę, że nie miałoby to najmniejszego sensu. Tak dwie, silne indywidualności zupełnie do siebie nie pasują, nawet jeśli po krótkich wszak rolach w tej produkcji mam jakiekolwiek prawo, aby się o nich wypowiadać. Znamienne, że chyba wszystkie tego typu postaci mają tu + 100 do bycia absolutnie wspaniałym. Na ich tle ciekawie wypada Maetel – postać zaiste dwuznaczna, ale pisanie o tym jest już zbytnim wgryzaniem się w treść, której opisywać specjalnie nie chcę. No i szklana kelnerka z pociągu (dobra, w wiadomej scenie poczułem na policzku łzę, choć może to tylko ze zmęczenia oczu?), albo Shadow (nie mogłem się oprzeć początkowo wrażeniu, że to siostra Maetel)… A także pan konduktor, który, mam wrażenie, mógł zainspirować twórców Final Fantasy kiedy projektowali postać black mage. Towarzysząca hrabiemu panna z gitarą sprawiała wrażenie, jakby jej historia mogła stać tematem osobnej, równie ciekawej historii, której jedynie fragmencik dane było nam poznać. Takich kawałków całych opowieści jest tu jeszcze kilka. Cóż, film jest ekranizacją fragmentu nieco ponad dwudziestotomowej mangi.

    Jeśli miałbym uczynić temu filmowi jakiś zarzut, to chyba winien jestem skierować go do wszystkich produkcji okołomatsumotowych – design postaci kobiecych jest zbyt mało urozmaicony. Kobieta, która mignęła w załodze Harlocka jak żywo przypominała Yuki z „Yamato”, Maetel wyglądała zaś bardzo podobnie do Teresy z tegoż. O bardzo udanej zabawie konwencjami już wspominałem, zaś rosyjsko wyglądający strój Maetel przywoływał automatyczne skojarzenia z określoną epoką i klimatami. Ekspres transsyberyjski 999? Czemu nie?

    Nie jest moją intencją czepiać się kwestii technicznych – bo oczywiście można, ale to nie jest film science fiction, a jedynie produkcja wykorzystująca rekwizyty przynależne do tego gatunku. Dlatego też odradzam kontakt z tym filmem tym, którzy lubią szukać dziur technicznych lub naukowych – owszem, znajdą ich tu od groma, ale nie sądzę, aby wytykanie tychże miało być sensem obcowania z tą produkcją. Muzyka wypada przyjemnie, choć piosenki nie szczególnie zapadły mi w pamięć – poza jedną, graną przez w knajpie. Nie żeby były nieudane, po prostu nie moja konwencja.

    Podsumowując, film pod każdym praktycznie względem udany. Rintaro pokazał tu klasę, mam wrażenie, że dając sobie radę nawet lepiej niż w sfilmowanym wiele lat później „Metropolis” Tezuki, gdzie z każdego kąta wyłaziła osobowość reżysera. Produkcja ciekawa, wciągająca i wzruszająca zarazem momentami – a tego próżno dziś szukać w anime. Po prostu znakomita. Gdybym pisał recenzję, byłoby mocne 9/10. Jeśli ktoś szuka w anime rzeczy oryginalnych i nie zważa na takie detale jak wiek, polecam sięgnąć.
  • Avatar
    A
    Grisznak 21.09.2010 11:23
    Cóż..
    Komentarz do recenzji "Shin Koihime Musou ~Otome Tairan~"
    Choć seria ta jest wyraźnie lepsza od poprzedniczek, nadal prezentujemy niski poziom, zwłaszcza, gdy ma się już porównanie z grą, na bazie której kolejne „Koihimki” są kręcone. Inna rzecz, że chyba dopiero w tej, trzeciej w końcu serii, pojawiły się jakieś elementy fabuły.
  • Grisznak 11.09.2010 18:44:34 - komentarz usunięto
  • Avatar
    Grisznak 10.09.2010 12:50
    Re: Nie znacie się!
    Komentarz do recenzji "Hyakka Ryouran: Samurai Girls"
    Otóż to anime takie ma być i jak widać po odcinku, producenci starają się jak mogą by pokazać jak najwięcej.

    Stara zasada – nie mamy pomysłu na fabułę, na postaci ani na nic innego, to damy cyce i nieco pedo fanserwisu. Dorastające szczuny, zbyt grzeczne aby oglądać hentaje, podjarają się i wszystko się będzie kręcić. Takie to Mandaryna anime. Denne, głupie i prymitywne, ale jest na nie klientela.
  • Avatar
    Grisznak 9.09.2010 09:52
    Re:
    Komentarz do recenzji "Black★Rock Shooter [2010]"
    Ale bardzo japońskie. Bo przecież każdy wie, że w Japonii najlepszym sposobem rozwiązywania problemów jest bieganie po ruinach i tłuczenie się wielkimi mieczami/pistoletami/łańcuchami/kosami (niepotrzebne skreślić).
  • Avatar
    Grisznak 9.09.2010 09:50
    Re: Do redakcji
    Komentarz do recenzji "Hyakka Ryouran: Samurai Girls"
    Uczciwie przyznam, że nie byłem nawet w stanie obejrzeć do końca pierwszego odcinka tego chłamu. Wiem, są loli i są cycki, więc fanów to na pewno zdobędzie. Niemniej, dla mnie to kiszka wątrobianka.
  • Grisznak 6.09.2010 10:25:52 - komentarz usunięto
  • Avatar
    A
    Grisznak 20.07.2010 11:03
    Refleksja po ponownym obejrzeniu
    Komentarz do recenzji "Sailor Moon - Czarodziejka z Księżyca"
    Primo, zaczynając ponowne oglądanie, bałem się, że odlecę po kilku odcinkach, że anime tak się już zestarzało, iż zwyczajnie nie dam rady. A tu miła niespodzianka. Tylko pierwszy łuk, związany z Jadeite trzeba przemęczyć, ale potem jest już tylko dobrze. Już wątek Naru i Nephrite sugeruje, że to nie będzie kolejna bajka z cukrem, lukrem i szczęśliwymi zakończeniami dla wszystkich, a nie każdy będzie tym, kim się wydaje. Stopniowo robi się coraz poważniej, aż do wielkiego finału. Finału, który do dziś robi niesamowite wrażenie i w moim odczuciu jest jednym z najbardziej dramatycznych zakończeń, jakie widziałem. Co by nie mówić, starcie sailorek z DD Girls jest epickie. Zastanawiam się, czy panom od robienia anime nagle przyszła ochota, żeby odlecieć w heroic fantasy. Jeśli tak, to im wyszło.

    Słabością pierwszej serii pozostaje nadal kilka wypełniaczy, choć dodać trzeba, że przynajmniej część z nich ma swoje zastosowanie – pozwala sie wykazać bohaterom drugiego i trzeciego planu. Po zakończeniu łuku Nephrite, gdy spada ilość fillerów, Naru, Motoki, Haruka, Ikuko, Shingo właściwie znikają z ekranu. Do tego mamy dwóch gejów – niestety, Zoisite i Kunzite męczą, szczególnie ten pierwszy jest postacią diabelnie irytującą i jego śmierć była zaiste piękna. Kunio to przy nim normalny facect. A jak już przy facetach jesteśmy – jest ich w tej serii mało, ale przynajmniej są sensowni – Urawa i Yuichiro naprawdę pasują do swoich drugich połówek i szkoda, że w kolejnych seriach obaj, a zwłaszcza ten pierwszy, właściwie zniknęli. Gorzej jest z Mamoru – miłośnikiem kwaśnych jabłek (najpierw przez pół serii chodzi z 14 letnią Rei, potem przerzuca się na jej rówieśniczkę). Pół biedy, kiedy jest człowiekiem, wtedy jego tumiwisizm i buractwo (znamienne – gada z rękami w kieszeniach) oraz dziwne zachowania (vide jazda na karuzeli) nawet śmieszą, ale jego wersja Taksido, z rzucaniem różyczkami obowiązkowymi przemowami – to męczy, naprawdę. Mam natomiast sporo sympatii do Umino – w swoim nerdostwie jest uroczy i Naru mu się słusznie należy.

    Siłą „Sailor Moon” były zawsze bohaterki. Pierwsza seria jest o tyle dobra, że nie ma w niej jeszcze takiego tłoku, a więc każda z dziewczyn ma więcej czasu dla siebie. Później będzie ich więcej a i całość zrobi się bardziej Usagicentryczna. Oczywiście, najwięcej jest Rei i Ami, jako, że pojawiają się najszybciej. Od razu powiem, że o ile Ami z anime lubię, tak Rei jednak była przerysowana, jej wersja z mangi była, moim zdaniem, bardziej udana. Makoto sprawia wrażenie, że można było ją bardziej dopracować, za to Minako nigdy nie lubiłem, a niestety była ulubienicą Takeuchi, więc i jest jej dużo, biorąc pod uwagę, że pojawia się dopiero w końcówce. Wspomnieć muszę natomiast o jednym – o ile wersję live action odżegnano od czci i wiary, twardo stoję przy stanowisku, że Serenity z LA była najlepsza. Zachowywała się jak królowa, wcale nie była mniej sucza od Beryl i słusznie pałała rządzą odwetu. Summa summarum, choć można, nie bez racji, zarzucić „Sailor Moon”, że bohaterki są schematyczne, do tej pory żadnemu anime nie udało się stworzyć lepszego grona magical girls.

    Muzyka…. he he he…. za każdym razem, gdy słyszę główny temat walki, przypomina mi się „Drużyna A”, z której, mam wrażenie, został mniej lub bardziej świadomie „pożyczony”. Takich pożyczonych, w tym z muzyki klasycznej, motywów, jest w tym anime sporo. Piosenki – cóż, klasyka, kto nie zna „Moonlight Densetsu” ten ignorant i tyle. Pierwszy ending jest równie udany, drugi lubię trochę mniej. Warto zwrócić uwagę na fantazję, z jaką twórcy kreowali postaci demonów – tutaj ich kreatywność szła niekiedy bardzo daleko. Choć „Sailor Moon” jest serią dla dziewcząt, godnym uwagi pozostaje fakt, że 90% demonów to kobiety, zwykle dość skromnie odziane.

    Summa summarum, to nadal dobra seria. Można by z niej tak z 5­‑6 odcinków wywalić, ale nie jest to dużo. No cóż, zobaczymy, jak po latach zniosę „Sailor Moon R” z tą nieszczęsną Chibiusą, której głos słyszeliśmy już w 45 odcinku…
  • Avatar
    Grisznak 25.06.2010 18:03
    Komentarz do recenzji "Izakaya no Ichiya"
    Nie, po prostu zainteresowała mnie historia anime jako taka, więc postanowiłem się jej przyjrzeć, a efektami podzielić. Niestety, choć temat jest daleki od wyczerpania, to jest to moja ostatnia recenzja na Tanuki, zatem cykl tekstów poświęconych początkom anime zmuszony jestem przerwać. Może ktoś inny go kiedyś podejmie?
  • Grisznak 24.06.2010 23:39:42 - komentarz usunięto
  • Avatar
    A
    Grisznak 16.05.2010 23:40
    Głupie
    Komentarz do recenzji "Mały Kuro"
    Niestety, tylko tak można określić to anime. Japońska propagandówka, w której podłe amerykańskie myśliwce polują na biegającego po ulicach miasta kota, zaś Japończycy to naród niewiniątek, napastowany przez krwiożerczych jankesów. Pozbawiona jednak tych uproszczeń „Hiroszima” była, mimo pewnych wad, znacznie lepsza. Z „Grobowcem Świetlików” zaś nie porównywałbym pod żadnym względem, nie ta klasa…
  • Avatar
    A
    Grisznak 16.05.2010 12:57
    Ale, ale...
    Komentarz do recenzji "Shoka"
    Pomysł na cokolwiek przyzwoitego shonena, gdyby to rozwinąć pewnie wyszłoby z tego jakieś „Naruto” czy inne takie. Problemem jest kreska – wyglądająca jak mocno nieudane oekaki. Na litość, fanowskie produkcje czasem prezentują wyższy poziom. Animacje są niezgorsze, ale te postrzępione zarysy wyglądają, jakby rysowała je osoba cierpiąca na zaawansowanego Parkinsona. Po jakiejś połowie odcinka uznałem, że nie mam ochoty dalej się męczyć.
  • Avatar
    A
    Grisznak 14.05.2010 10:13
    Dobre
    Komentarz do recenzji "Hanasakeru Seishounen"
    Po prostu dobre shoujo z niespodziankami i fabułą godną najlepszych brazylijskich telenowel (to jest komplement!). Do tego bardzo sympatyczna główna bohaterka, miła kreska i kapitalny opening. Nawet zatrzęsienie bizoniny nie przeszkadzało. Warto obejrzeć, zdecydowanie, bez względu na płeć.
  • Avatar
    A
    Grisznak 10.05.2010 11:44
    Komentarz do recenzji "Space Thunder Kids"
    Od siebie dodam, że są tam całe sceny bezczelnie zgapione z „Space Battleship Yamato”, „Mazingera” „Gundama” i „Battle of the Planets”. Koreańce nawet kopiować z umiarem nie potrafili…
  • Avatar
    Grisznak 6.05.2010 12:55
    Re: jedno pytanie...
    Komentarz do recenzji "Space Thunder Kids"
    Pojęcie „dobrze zapowiadających się pozycji” jest puste, gdyż zależne od gustu poszczególnych odbiorców. Poza tym, każdy recenzent pisze o tym, na co ma akurat ochotę. Jeśli ktoś uważa, że recenzji jakiegoś tytułu brakuje na Tanuki – zapraszamy do jej samodzielnego napisania. Naprawdę, z przyjemnością opublikujemy, o ile będzie się naddawała.
  • Avatar
    Grisznak 15.04.2010 22:17
    Re: Odnośnie Onegai Techer
    Komentarz do recenzji "Onegai Teacher"
    Onegai Twins chociażby? Ale od takich pytań jest forum.
  • Avatar
    Grisznak 6.04.2010 00:02
    Re: Nie zbyt....
    Komentarz do recenzji "Kapłanki przeklętych dni"
    [link] – sugeruję przeczytać. Bez choćby pobieżnej znajomości tego zagadnienia oglądanie „Kapłanek…” będzie stratą czasu.