x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
Re: Podziękuję :)
No i, co jak co, ale akurat polskie prawo w przypadku japońskiej kreskówki, ma ekstremalnie małe znaczenie.
Re: dramat, Romans i Josei :)
Re: dramat, Romans i Josei :)
sobie zupełnie nie przypominam, a wręcz wydaje mi się, że to wyglądało całkiem normalnie.
Re: dramat, Romans i Josei :)
Re: podobne
Re: emocje, realizm i śmigłowce x3
W każdym razie, życzyłabym sobie więcej takich „nudnych” serii i aż żal, że powstaje ich tak mało i są zazwyczaj takie krótkie.
Re: Ocena zbyt wysoka.
Re: Pytanie
To trochę strzał kulą w płot, bo w momencie, gdy zaczyna się akcja anime ich relacja już jest „nietypowo damsko‑męsko‑sado‑maso”, a o tym, kliknij: ukryte że Hori wcześniej brał Kashimę za chłopaka dowiadujemy się z retrospekcji. Czyli na dobrą sprawę rozwój tej relacji nie nastąpił w samym anime, ale znacznie wcześniej.
To do mnie ta uwaga? Nigdzie nie narzekałam na wątki romantyczne same w sobie, ale na to, że wszystkie opierają się na niedopowiedzeniu/nieporozumieniu i to mi bardzo psuło odbiór, bo brak umiejętności do szczerej rozmowy mnie u bohaterów zawsze denerwuje i opieranie na tym gagów komediowych, w moim przypadku, zupełnie nie zdało egzaminu. Moim zdaniem, seria nie straciłaby wiele na humorze (a duże szanse, że nie straciłaby w ogóle), kliknij: ukryte gdyby Wakamatsu jednak poznał prawdziwą tożsamość Seo (w końcu to też mogłoby być przedmiotem jakiegoś gagu), a on nie dość że nie poznaje, to jeszcze głębiej zakopuje się w swoje błędne o niej mniemanie. Naprawdę bardzo żałuję, że poświęcono tak dużo czasu na komedię pomyłek, bo znaczna część tego anime mnie jednak bawiła, ale takich chwytów nijak ścierpieć nie potrafię, choćbym się bardzo starała.
Co za dużo, to nie zdrowo
Zacznę może od tego, że daleka jestem od zachwytów tą serią, chociaż nie uważam też czasu spędzonego na seansie za całkiem stracony.
Otóż, największy problem miałam z fabułą, która choć na początku wydawała się całkiem sympatyczna i wciągająca, to jednak dość szybko przekształciła się w jakiś przedziwny twór, którego celem było chyba całkowite przygwożdżenie widza tytaniczną dawką dramatu. Nie wiem, pewnie miało mnie to w jakimś stopniu poruszyć, ale to się niespecjalnie udało, z dwóch względów.
Po pierwsze, nijak nie umiałam się wczuć w fabułę tak oderwaną od czegokolwiek. Co prawda, realia elitarnych szkół dla dziewcząt z lat siedemdziesiątych są mi z oczywistych względów raczej obce, ale mimo wszystko, pomysł na główny wątek trąci lekkim absurdem. kliknij: ukryte Żeby dziewczęta, bądź co bądź prawie dorosłe, tak się zachowywały dla udziału w jakimś stowarzyszeniu, które na dobrą sprawę nie zajmuje się niczym? No, bo cóż też te pannice tam robiły poza parzeniem herbaty i urządzaniem przyjęć? Również nachalne demonizowanie roli tegoż bractwa wzbudzało bardziej niezamierzoną wesołość niż przerażenie czy cokolwiek innego.
Drugą sprawą, która poważnie zepsuła mi odbiór tego anime było całkowite przeholowanie z traumą i dramatem. Ja rozumiem, że to taka stylistyka, ale tego naprawdę było za dużo. Za dużo, za gęsto, zbyt intensywnie, aż do granic przerysowania. Nie można widza nieustannie walić młotkiem po łbie tragedią postaci, bo po pewnym czasie zaczyna się na to znieczulać. Potrzebne jest trochę oddechu, rozluźnienia i tego mi tu zdecydowanie zabrakło. Wyszło to trochę tak, jakby ktoś zaplanował sobie, że stworzy monumentalny dramat, który wyciśnie łzy z każdego twardziela i zaczął ten pomysł realizować na siłę, wciskając wszystko co wydało mu się wystarczająco wzniosłe, tragiczne, łzawe i dramatyczne, specjalnie nie zastanawiając się nad tym czy to wszystko się z sobą klei i czy jest strawne, dorzucając co i rusz kolejne, zupełnie niepotrzebne komplikacje.
Kolejną sprawą, która łączy się w sumie z poprzednim akapitem, są postaci. Przyznaję, nie jestem fanką kobiet w głównych rolach. Ale już nawet nie o to chodzi, tam nikt nie był normalny! Praktycznie każda jedna postać jest mocno psychicznie skrzywiona, często bez żadnego wyraźnego powodu. kliknij: ukryte Np. taka Mariko, która przez większość czasu zachowuje się jak niezrównoważona histeryczka i tak na prawdę (co mnie najbardziej bolało) nikt na to nie reagował, nikt nie próbował dociec przyczyny takiego stanu rzeczy ani nie podjął jakiejś radykalniejszej próby pomocy. Swoją drogą, to w gruncie rzeczy imponujące, że można było zbudować taką psychozę, tylko dlatego, że ojciec jest kobieciarzem. Każdy ten dramat z osobna byłby dobry, ale takie ich nagromadzenie tworzy całość nie do przyjęcia. Nie oszukujmy się, to co prezentuje ta fabuła, to są odchylenia i jako takie powinny stanowić odstępstwa od normy, która jest dominantą. Odchylenia powinny stanowić margines. kliknij: ukryte Szybko licząc, próby samobójcze podjęło tam… 5 osób? Moim zdaniem to zdecydowanie za dużo. Poza tym, wiele rzeczy w scenariuszu zdawało się powciskanych na siłę, właściwie tylko po to, żeby było jeszcze bardziej dramatycznie, bardziej skomplikowanie i bardziej boleśnie kliknij: ukryte (np. sprawa z Rei i Fukiko, które niby były przyrodnimi siostrami, a potem nagle ni stąd ni zowąd okazało się, że jednak rodzonymi, a całość miała na celu prawdopodobnie tylko to, żeby śmierć Rei wydała się smutniejsza w obliczu tego niedopowiedzenia).
Tak naprawdę, jedyną bohaterką, która do samego końca ani na chwilę nie traci na normalności, będąc przy tym niesłychanie uroczą i sympatyczną jest Tomoko, która realizuje swoją postacią model przyjaciółki idealnej, jaką każda dziewczyna chciałaby mieć. Reszta postaci (no może z wyjątkiem Nanako) pozostaje w moje świadomości przewrażliwionymi, z upodobaniem kontemplującymi własny (często wyolbrzymiony) ból, dziwadłami.
kliknij: ukryte W tym momencie muszę wspomnieć jeszcze o jednej rzeczy, a mianowicie o śmierci Rei, która była prawdopodobnie najgłupszym zgonem jaki widziałam w anime. Definitywnie, Rei powinna za ten wyczyn dostać nagrodę Darwina, autentycznie przez dłuższą chwilę nie mogłam wyjść z podziwu, że ktoś mógł wpaść na coś tak kretyńskiego. (Zupełnym nawiasem mówiąc, nie wydaje mi się, aby po tego typu wypadku, możliwe było wystawienie ciała w otwartej trumnie, ale kto by się przejmował takimi błahostkami w serii obdarzonej tagiem „realizm”...)
Jakby całość nie była jeszcze dość napuszona, obrazu dopełniają jeszcze te przesadnie pretensjonalne pseudonimy – Mona Lisa, Saint Juste, Borgia. Po co to?
Więc ponieważ bohaterki żeńskie mnie, delikatnie mówiąc, nie zachwyciły, więc ochoczo rzuciłam się uwielbiać tych męskich. I uwielbiałam wszystkich dwóch. Zwłaszcza Ichinomiyę, który był absolutnie cudowny, ale Henmi też dawał radę.
Wątki shoujo‑ai choć czytelnie zasygnalizowane, moim zdaniem nie były tam do końca potrzebne. Można by je zupełnie wyciąć, a fabuła nic by na tym nie straciła, wszystko mogłoby się potoczyć zupełnie tak samo. kliknij: ukryte O ile ten wątek ma jeszcze jakiś sens i uzasadnienie w przypadku postaci Mariko, to już np. taka „miłość” Nanako do Rei była moim zdaniem wyciągnięta totalnie z tylnej kieszeni i dłuższy czas nie mogłam wyjść z szoku, gdy ten wątek się pojawił.
Inną rzeczą, która mi bardzo „zgrzytała” podczas oglądania była sprawa ojczyma Nanako – rzecz niby całkiem trzecioplanowa, rozgrywająca się gdzieś w tle, ale mimo wszystko dla mnie ważna. kliknij: ukryte Trudno mi było się pogodzić z faktem, że człowiek, który wychowywał z miłością, bądź co bądź, nie swoje dziecko, mógł tak zupełnie się wypiąć na rodzonego syna bez żadnego racjonalnego powodu.
Na koniec jeszcze kilka słów o oprawie wizualnej. Trochę ciężko mi się zgodzić z zachwytami na jej temat. Nie jestem ortodoksyjnym wyznawcą wielkich oczu, ale lubię zachowane proporcje ciała, zwłaszcza długości nóg, a tego tu zdecydowanie zabrakło. Również duży problem miałam ze sposobem rysowania Rei, naprawdę wiele czasu zajęło mi przekonanie samej siebie, że patrzę na nastolatkę, a nie na solidnie zbudowanego mężczyznę. Skonfrontowałam to z mangą i tam Rei nie ma aż tak rozbudowanych barków, więc nie wiem z czego to wynikło.
Również animacja pozostawia wiele do życzenia, nawet jeśli weźmie się pod uwagę rok powstania i przyjmie, że stop‑klatki i powtarzanie niektórych ujęć po trzy razy jest elementem budowania klimatu, to jednak niektóre sceny zwyczajnie przeczą prawom fizyki kliknij: ukryte (vide scena, w której Fukiko próbuje skoczyć z dachu, a Rei ją powstrzymuje).
Podsumowując, jestem troszkę rozczarowana. Sama historia miała potencjał, ale pogrążył ją moim zdaniem nadmierny patos. Albo to zwyczajnie moja wina, że nie poczułam klimatu. W każdym razie, jednak wolę „realistyczne” serie, które są trochę bliższe prawdziwemu życiu.
Można spytać, która konkretnie relacja aż tak wyewoluowała? Sakury i Nozakiego, Kashimy i Horiego czy może Wakamatsu i Seo? Tak pytam, bo mogłam nie zauważyć. Moim zdaniem wszystkie przedstawione tam relacje stoją dokładnie w tym samym miejscu, w którym były na początku i m.in. to mnie w tym anime wkurzało.
Nie chcę się czepiać, ale nie lubię też gdy ktoś nagina fakty pod postawioną wcześniej tezę i jeśli jakaś seria mu się podobała, to z automatu wszystko musiało w niej być znakomite.
Re: Usypiające….
Szczerze mówiąc, jeśli ktoś pisze, że coś mu się nie podobało, a ktoś inny pisze mu, że przecież to było super, to co więcej można odpowiedzieć? Tobie się podobało, a jej mniej i możecie się tak przerzucać argumentami bez końca.
A żeby nie było całkiem offtopu, to pocieszę cię, Kanario, że nie jesteś jedyna. Mnie również Mushishi oglądało się bardzo ciężko, do tego stopnia, że obejrzenie całości zajęło mi prawie pół roku. Nie powiem, że mi się nie podobało, mijały te odcinki, ale jakoś mnie to nie pochłaniało, nie sięgałam po kolejne z jakimś szczególnym entuzjazmem. Ale ja jakoś ogólnie nie przepadam za epizodycznymi fabułami, nigdy później nie wiem jak mam to ocenić, bo rzadko jest tak, żeby wszystkie odcinki podobały mi się jednakowo. I tak samo miałam z Mushishi – były odcinki niemal zachwycające, a były też takie na których się zwyczajnie nudziłam i nic nie mogłam na to poradzić. I choćbym się teraz bardzo wytężała, to nie umiałabym opowiedzieć nawet pięciu z tych wszystkich historii, a przecież skończyłam to oglądać całkiem niedawno temu.
Podsumowując, uważam, że Mushishi jest dobrym anime, ale jakoś do mnie nie przemówiło.
Damn you, KyoAni!
Tutaj wszystko jest lepsze. Od fabuły, która jest jakaś płynniejsza i logiczniejsza, przez dramy, które są jakieś bardziej życiowe i autentycznie chwytają za serce, aż po bohaterów, którzy wydają się dużo sympatyczniejsi. Nawet tego sportu jest tu więcej niż w poprzednim sezonie. Przyznaję, że moim niekwestionowanym ulubieńcem jest Makoto, ale udało mi się polubić nawet Reia, który wcześniej irytował mnie absurdalnością swojej postaci. Nie przypuszczałam, że tak się zżyję z tymi bohaterami i że tak żal będzie mi się z nimi rozstawać. I pomyśleć, że zaczynałam dusząc się ze śmiechu przy odjazdowej scenie prezentacji klubów, a skończyłam z krwawiącym sercem (zwłaszcza, że tematyka rozstań z przyjaciółmi jest mi w tym momencie bardzo bliska).
Niech cię, KyoAni, to nie tak miało być!
pytanie totalnego laika
A co do samego anime, to jednak bardzo przypomina Nodame Cantabile. Z jednej strony to dobrze, bo Nodame to jeden z moich ulubionych tytułów, a z drugiej to jednak już to widziałam. Mam nadzieję, że jednak ten tytuł nie będzie zupełną powtórką z rozrywki i twórcy pokuszą się o coś oryginalnego. Jak na razie jestem pozytywnie nastawiona.
Re: stanowcze i zdecydowane "raczej nie"
Re: stanowcze i zdecydowane "raczej nie"
Re: stanowcze i zdecydowane "raczej nie"
stanowcze i zdecydowane "raczej nie"
Nie przeczę, że gagi i ogólne poczucie humoru były przednie. Wielokrotnie całkiem nieźle się obśmiałam. Ale jednak ogólne wrażenia z seansu mam dość negatywne. Ostatni raz taki poziom irytacji osiągnęłam oglądając Btoooma. Ale po kolei.
Pierwotnie porzuciłam oglądanie po pierwszym odcinku, bo zniechęcił mnie kliknij: ukryte wątek z Sakurą, która nie daje rady wyznać uczucia Nozakiemu. No cóż, nie lubię tego. Nie mogę ścierpieć fabuły, która opiera się na niedomówieniach, nieporozumieniach, pomyłkach i tym podobnych rzeczach. Ale przemogłam się, bo zapewniano mnie, że wątek Sakury nie jest dominujący w tym anime. No, zgoda, nie jest. Oprócz niego dostajemy jeszcze dwa, które są takie same, a nawet znacznie gorsze. Właściwie jedyną postacią, która mnie nie irytowała sobą był Mikorin, ale pewnie dlatego, że nie dostał nikogo do pary, jestem prawie pewna, że gdyby miał swoją „połówkę”, to ten wątek wyglądałby tak samo jak pozostałe. Ale bezkonkurencyjnie złoty medal we wkurzaniu zdobywa wątek Wakamatsu x Seo. No, nie mogłam tego ścierpieć i kiedy ta dwójka pojawiała się na ekranie, kliknij: ukryte wszystko we mnie krzyczało „Niech ktoś mu w końcu powie!!!”. Może i zniosłabym to, gdyby ostatecznie wszystko się wyjaśniło, ale nie, bo po co. Nie dość, że po 12 odcinkach WSZYSTKIE relacje stoją w miejscu, nie dość, że Kashima wygląda jak chłop w spódnicy (nigdy nie zrozumiem tego trendu w anime), nie dość, że Wakamatsu nadal nie wie, że jego „muzą” jest ta okropna Seo, to teraz na dodatek myśli, że jej chłopakiem jest Kashima (to zdecydowanie przybiło mnie do podłogi i było głównym powodem, że od oceny odjęłam jednak jeden punkt). Aaargh!!!! (i odgłosy walenia głową w ścianę). Skończyłam się z cierpliwością. I nie miałabym problemu, żeby cisnąć tym precz i nigdy nie wracać, gdyby nie to, że to mnie momentami autentycznie bawiło (i do końca miałam nadzieję, że wszystko się porozplątuje, naiwna ja). Tak że podczas oglądania czułam się jak człek z rozdwojeniem jaźni – fajny odcinek, wkurzający odcinek z Seo, fajny odcinek, wkurzający odcinek z Kashimą i tak dalej aż do samego końca. Być może brak mi trochę dystansu, ale nikt mi nie wmówi, że Gekkan Shoujo byłoby mniej śmieszne bez tych wszystkich niedomówień. Zdecydowanie wolę jednak komedie, które oprócz tego, że mnie bawią, to nie testują mojej cierpliwości. Tych kilka chwil śmiechu nie było warte moich zszarganych nerwów. Komedia pomyłek zdecydowanie jest nie dla mnie.
Ale pocieszę cię, że Nanę nawet ze spoilerami da się obejrzeć z przyjemnością :)
Na dobrą sprawę każdy zwrot akcji w każdym anime jest wyreżyserowany, bo to po prostu realizacja „zmyślnego scenariusza”, a nie reality show :). Że to inne emocje to już pisałam, ale to że inne nie znaczy że gorsze. Nie twierdzę, że oglądanie sportu w realu nie jest emocjonujące, chodziło mi tylko o to, że lepiej ogląda mi się zmagania zawodników, których znam i z którymi zdążyłam się zżyć niż jakichś anonimowych osób, którzy są dla mnie zbiorowiskiem nazwisk, choć to jeszcze zależy od dyscypliny i rangi turnieju (tak, jestem sezonowcem i sport oglądam tylko przy okazji wielkich imprez).
No to już jest widocznie kwestia prywatnych preferencji, bo mi osobiście przy porażce Karasuno towarzyszyły bardzo podobne emocje jak po przegranej polskich siatkarzy z Włochami w ćwierćfinale Igrzysk Olimpijskich w Pekinie. Po prostu nie lubisz sportówek, spoko, nie mam zamiaru nikogo nawracać.
A tam, guzik prawda. Nie ogarniam w ogóle o co chodzi w baseballu, wydaje mi się że wszystko jest bardziej dynamiczne niż 5‑godzinny wyścig kolarstwa szosowego, a jakoś takie Ookiku Furikabutte czy Over Drive oglądałam nie tylko z przyjemnością, ale wręcz z wypiekami na twarzy.
A to nie jest tak z każdym gatunkiem? Ecchi oglądają głównie fani ecchi, romanse fani romansów, a horrory fani horrorów. Odkrycie Ameryki to to nie jest. Sęk w tym, których fanów jest więcej. Większość osób, które twierdzą, że nie lubią sportówek, prawdopodobnie nigdy żadnej nie oglądały, bo to przecież na pewno nudne. Sama też kiedyś na widok tagu „sport” odwracałam się z niesmakiem, do czasu aż pierwszy raz nie spróbowałam. Sportówki nie ogląda się tak jak meczu w telewizji, to trochę inne emocje. O sile sportówki stanowią w dużej mierze bohaterowie i to w jakim stopniu widzowi uda się ich polubić i zżyć się z nimi. Inne są emocje przy oglądaniu jakiejś przypadkowej drużyny, a inne przy oglądaniu drużyny, w której grają twoi przyjaciele, co nie? ;)
Poza tym, ocenianie popularności serii na podstawie ilości ocen na tanuki to troszkę nieporozumienie. Sprawdź sobie inne portale, dajmy na to MAL – tam masz ponad 20 tys. ludzi, którzy już to obejrzeli i drugie tyle, którzy są w trakcie oglądania – to mało? Z nowszych sportówek z Haikyuu pod względem popularności może konkurować chyba tylko Kuroko. Swoją drogą, nie rozumiem po co się przejmować tym ile osób ogląda jakieś anime. Nie wiem czemu miałabym się martwićtym, że moje ulubione anime jest niszowe. Lepiej się cieszyć, że akurat mnie udało się trafić na coś świetnego i współczuć tym, którzy nie mieli takiego szczęścia :).