x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
Re: pod wrażeniem
Re: ep 8
Re: ep 8
W sumie to do końca nie wiem, co o tym myśleć. Sępaj z drugiego odcinka był przerażający, oślizgły i zaglądał mi w duszę. Bałam się go i miałam ochotę go odsunąć przynajmniej na długość ramienia i zasłonić mu oczy, żeby mnie tak nie świdrował, brrr. Chuunibyou mnie rozbawił, bo skąd skubaniec wiedział, że przechylam głowę? XD Pan z gwarą to mój ulubieniec, przeuroczy był. I chyba mam ochotę na arbuza.
Dziwne to było jak fiks.
A co do drugiej części zdania – lubię te spekulacje o tym, co podoba się tej „niektórej” części fandomu. Są takie pocieszne :)
No i ja jestem zawiedziona, bo bardzo liczyłam na Saijou w roli potencjalnej partnerki dla Suny, ale raczej kicha z tego :(
"Jest w orkiestrach dętych jakaś siła!"
Choć fabuła nie jest jakoś przesadnie odkrywcza, a w dużej mierze nawet przewidywalna, brak w niej porywów, zwrotów i zakrętów (co ustaliliśmy już wspólnie w przydługiej dyskusji poniżej ;)), to ogląda się to cudo z zapartym tchem. Zdecydowanie ogromna tu zasługa bohaterów – dawno nie widziałam tak świetnie nakreślonych sylwetek, takich zwykłych ludzi, bez jakichś wyjątkowych, przerysowanych cech, a w tym wszystkim tak niesamowicie charakterystycznych, pełnokrwistych i barwnych. No, po prostu ludzkich. Nie spodziewałam się, że znajdę kiedyś serię, w której będzie tyle wspaniałych kobiecych bohaterek! Na czele stawki plasuje się oczywiście pan Taki, który skradł moje serce już w pierwszej scenie, w której się pojawił i nie stracił pozycji mojego ulubieńca do samego końca. Nawet postaci z dalszego planu mają swoje unikalne osobowości. Matyldo i Bożenko, kocham ich wszystkich! ^^
Dzięki tej serii dowiedziałam się też czegoś o sobie. Otóż… Jestem znacznie bardziej głucha niż myślałam do tej pory. Gdy grali „Hymn Marines” musiałam sobie puścić jeszcze raz wcześniejszy odcinek, żeby usłyszeć różnicę w „przed” i „po”, a i tak musiałam w dużej mierze uwierzyć na słowo, że zaszła jakaś większa poprawa. O pojedynku na trąbkowe solówki już nawet nie będę wspominać, bo to czysty wstyd na patyku… No i, gdyby nie to anime, mogłabym dożyć kresu swych dni nigdy nie dowiedziawszy się, że istnieje taki instrument jak eufonium ;). Ale na dobrą sprawę, nie przeszkodziło mi to wcale, aby czerpać z tej serii czystą radość pełnymi garściami.
Ech, utalentowani ludzie są tacy niesamowici… Nam, przeciętniakom ciosanym tępym kołkiem, pozostaje tylko piszczeć z pomponami i tworzyć tło, by lepiej eksponować blask i majestat :).
A co do rzekomego shoujo‑ai… Cóż, „podejrzane napięcie” dało się wyczuć nie tylko na płaszczyźnie Kumiko‑Reina, ale też i na paru innych. Mam wrażenie, że zaszło tu podobne zjawisko jak w przypadku gejowskich podtekstów we „Free” – nic oficjalnie się nie dzieje, ale kto chce, ten zobaczy. I tak jest idealnie :).
A tak już całkiem na marginesie, jest do dosyć niesamowite, że na tak niewielkiej przestrzeni (w obrębie jednej szkoły) znalazło się aż tyle osób z pasją gry na instrumencie. A jeśli pomyśleć ile szkół musi mieć swoją własną orkiestrę, skoro organizowane są takie konkursy, to mózg zagina się w ciasną sprężynę. Japończycy są… imponujący.
Bardzo podobał mi się też pomysł na przerywniki wewnątrz odcinków. Taki prosty, a jednocześnie taki pomysłowy i po prostu sympatyczny.
tl;dr – Było super. Chcę drugi sezon! :D
Piękno w najczystszej postaci
Pani Yamamoto bardzo lubi tworzyć historie o samotności, poszukiwaniu siebie i otwieraniu się na nowych ludzi. Poprzednie miniaturki – zwłaszcza „Kono Danshi, Ningyo Hiroimashita”, miały bardzo podobny wydźwięk. Chociaż opowiastki te nie są pozbawione pierwiastka humoru i na ogół kończą się dobrze, to jednak czuć w nich cały czas taką gorzkawą nutkę melancholii. A wszystko to podane w stylu zupełnie nie podobnym do tego, do czego przyzwyczaiły nas wygładzone serie telewizyjne – może lekko koślawym i kanciastym, ale mimo wszystko przepięknym i pełnym blasku. Prawdziwy cukierek dla oczu.
Choć pomysły na fabuły są nieco fantastyczne, a nawet mogą na pierwszy rzut oka wydawać się durne, to na dobrą sprawę są bardzo proste i mają w sobie dużo tzw. uniwersalnej prawdy. Chłopiec pod wpływem stresu zamienia się w kryształ – to przecież sam realizm. Kto z nas nigdy nie „skamieniał” ze strachu? I pewnie, że wszystkie są w dużej mierze banalne, ckliwe i naiwne, ale co poradzę, kiedy idealnie trafiają w czułe struny mego oślizgłego serca? Mogę tylko się rozpłynąć i piać nieskończone, bezwstydnie pozbawione jakiejkolwiek obiektywności, peany.
Jeśli ktoś odrzuca te perełki tylko ze względu na tag „shounen‑ai” (który jest tam zupełnie marginalny i tak subtelny, jak to tylko możliwe) czy też nietypową grafikę, to cóż, jego strata. Ja jestem szczerze zachwycona twórczością tej pani i z niecierpliwością będę czekać na jej (mam nadzieję) kolejne dzieła.
Nie, żebym coś komuś umniejszała (nie śmiem!), ale troszkę się zdziwiłam, bo zazwyczaj alty na tej stronie prezentowały odmienne punkty widzenia.
Po drugie – nie mam nic więcej do dodania w tym temacie, a nie lubię się powtarzać i ciągnąć w nieskończoność dyskusji, która prowadzi donikąd.
Po trzecie – zapomniałam, że już o tym pisałam.
Re: wut?
Re: wut?
Re: wut?
Re: wut?
Ludzie są doprawdy fascynujący.
Nie widzę związku.
Wynika z tego, że Hibike nie jest schematyczne, dlatego, że jest na podstawie książki i na tym się opiera cała jego przewaga nad adaptacjami mang czy innych light noveli dla plebejuszy. Tak jakby nie było kiepskich, naszpikowanych schematami książek z płaskimi postaciami albo dobrych komiksów ze świetnymi postaciami, albo zepsutych adaptacji świetnych książek, albo adaptacji, które przewyższają pierwowzór. To nie jest zasługa tego, że pierwowzorem była książka, a nie manga, ale tego, że akurat ta konkretna książka była świetna i miała dobrze napisanych bohaterów, a zespół, który ją adaptował porządnie wykonał swoją robotę (zakładam, nie czytałam).
Re: Akatsuki no Yona
To było erhu :)
A co innego zrobił recenzent poza wyrażeniem swojej opinii? To w końcu jak jest:
a) każdy ma prawo wyrazić swoją opinię?
b) każdy ma prawo wyrazić swoją opinię, pod warunkiem, że zgadza się z moją?
c) każdy ma prawo wyrazić swoją opinię, pod warunkiem, że nie jest recenzentem, a jeśli jest to musi się zgadzać z wolą większości, bo inaczej go zjedzą i zbluzgają?
Bosz. Weźcie skumajcie to, że nigdy w żadnym przypadku i w żadnej dziedzinie nie będzie tak, że wszyscy będą jednomyślni i wszystkim się dogodzić nie da. I nie, to wcale nie oznacza, że ci inni są głupsi i się nie znają – mają po prostu inny gust, inne zdanie i mają do tego prawo. O ile jeszcze umieją swoje zdanie uzasadnić.
To anime dostało ocenę „6”, czyli cytując tanukową skalę jest „niezłe”. NIEZŁE, a nie żenująco beznadziejne. Tymczasem tu toczy się krucjata, jakby recenzent zrównał tą serię z ziemią, postawił rząd jedynek i uzasadnił wszystko na zasadzie „BO MOGŁEM”. Opanujcie się trochę, bo hejt przesłania wam oczy i zaburza ogląd sytuacji.
Szczerze mówiąc, jak się naczytam takich flejmów to trochę się dziwię, że komukolwiek jeszcze chce się tu coś recenzować.
Re: Ocena
Re: Ocena
Krótka refleksja na temat głównego bohatera
Proszę cię Adlet, nie idź tą drogą!
I jeszcze ten Arslan… Naprawdę go lubię, nie przeszkadza mi jego dobrotliwy charakter i brak bezwzględności, ale miło by było jakby prezentował jakąkolwiek wartość bojową i zdolność logicznego myślenia, bo co to za władca, który cały czas polega tylko na innych.