Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Otaku.pl

Komentarze

Kysz

  • Avatar
    A
    Kysz 10.07.2016 14:30
    po 1 epku
    Komentarz do recenzji "Ange Vierge"
    Dużo słodkich dziewcząt walczy z bliżej nieokreślonym złem za pomocą różnych super mocy. A wszystko to nakręca siła przyjaźni! Nie jest to seria, w której ważna będzie fabuła, więc też nawet nie mam zamiaru się nad nią zastanawiać. Ot, panienki polatają i pokażą nam jakie są super i w ogóle. Żałuję trochę, że w anime ani trochę nie zachowali w projektach postaci indywidualnego stylu rysowników zajmujących się oryginalnymi projektami postaci. Ileż ciekawiej by to wyglądało, np. tak jak w filmiku promującym grę, w którym widzimy postaci, które w anime występują na drugim planie. Różnica w ich projektach tam, a w serii jest spora, co zrozumiałe oczywiście, ale osobiście uważam, że takie zróżnicowanie stylistyczne w obrębie serii byłoby naprawdę ciekawym pomysłem, choć z wiadomych względów wymagałoby o wiele większych nakładów finansowych. Za to efekt byłby oszałamiający.
    Swoją drogą ta cenzura w pierwszym epku… ech… Nie chodzi mi o to, że chciałabym widzieć to, co było pod nią ukryte, ale szkoda, że zdecydowali się na aż tyle scen z nagimi bohaterkami, że aż tak dużo jej było potrzebne. Jakby nie patrzeć, takie świetliste refleksy psują kompozycję konkretnej sceny. Inaczej rzecz ujmując – mogli je ubrać. xd Ale patrząc jak to zrobili, podejrzewam, że fanserwisu będzie tu sporo – wygląda jakby dziewczyny wiecznie łaziły nago na terenie tego całego ośrodka (łaźnię to ja rozumiem, ale nawet pokazali, że one nago tam śpią xd).
    Ogólnie nie spodziewam się po tej serii cudów. Szkoda, że wizualnie nie zapowiada się na żadną perełkę (jakby tak KyoAni się za to wzięło… awwww… miodzio! Cóż… pomarzyć zawsze można xd). Źle nie ma, ale też poza słodkimi dziewczętami seria nie ma czym do siebie przyciągnąć, więc skoro grafika wygląda tak przeciętnie, to też i nie sądzę, by tytuł jakkolwiek się ponad tę przeciętność wybił.
    A jeśli chodzi o moją faworytkę, to póki co stawiam na Almarię chyba. W następnej kolejności może Nya by się jeszcze łapała.^^
  • Avatar
    A
    Kysz 10.07.2016 13:32
    po 1 epku
    Komentarz do recenzji "91 Days"
    Wciąż zostały mi poparzenia po Gangsta, więc zabierając się za to, wolałam się nie nastawiać jakoś szczególnie optymistycznie. Ale pierwszy odcinek wyszedł nad wyraz zachęcająco – mocny, gangsterski klimat i zachowanie realizmu strasznie kuszą, by się tym zachwycić. Na tę chwilę utrzymuję jeszcze jako taki sceptycyzm, zwłaszcza że scenariusz oryginalny to zawsze wielka zagadka, o tyleż większa, że ten gatunek nie jest jeszcze w ogóle w anime wyeksploatowany i nie ma się nawet za bardzo czego uchwycić w przewidywaniu jak to może wyjść. Za to seria ma u mnie dodatkowego plusa za świetną oprawę graficzną, pozbawioną jakiejkolwiek słodyczy i tym podobnych dziwadełek – to naprawdę jest rzadkość w anime obecnie i zawsze sobie taki styl cenię.
    No cóż… zobaczymy, co będzie dalej, ale na tę chwilę zapowiada się na jedną z ciekawszych pozycji w tym sezonie. Oby nie skończyło jak Gangsta, ale naprawdę póki co nie widzę podstaw by tak się miało stać.^^
  • Avatar
    A
    Kysz 10.07.2016 12:43
    po 1 epku
    Komentarz do recenzji "Amanchu!"
    Pierwszy odcinek szczególnie mnie nie zachwycił… ale w sumie tak samo było w przypadku Arii. Przede wszystkim to super­‑deformed… Ech, dokładnie tak jak w Arii – za dużo tego, za bardzo rozprasza i psuje kreowany klimat. Same sceny komediowe, czy też konkretnie taka ich ilość (bo jakościowo mogą być – nie są to w żadnym wypadku jakieś przesadzone gagi), mi nie przeszkadzają, ale właśnie to SD strasznie kłuje w oczy. A kot jak widzę, to zdecydowanie bardzo charakterystyczny styl dla tej rysowniczki… ja nie wiem co ona ma z tymi „kotami” – do prezesa Arii długo nie mogłam się przyzwyczaić, ale że to był właściwie pierwszy taki koci potworek, z jakim się zetknęłam, to nawet ostatecznie mnie do siebie przekonał. Tu już czuję przesyt tym stylem…
    Poza tym zapowiada się nieźle – ciekawa tematyka, ładna grafika, naprawdę przyjemna oprawa dźwiękowa i miodzio klimat, czyli okruszki w bardzo dobrym wydaniu. I nawet jakiś chłopak się tam po kadrach pałętał (w op), co może być dodatkowym plusem (nie mam nic przeciwko obsadzie z samymi bohaterkami, ale bardziej cenię sobie mieszaną ekipę, bo to rzadkość niestety).
  • Avatar
    A
    Kysz 9.07.2016 19:07
    po 1 epku
    Komentarz do recenzji "Kono Bijutsubu ni wa Mondai ga Aru!"
    W sumie to ja też nie wiem, co sądzić o tym odcinku. Tyle, że mnie koleś od rysowania waifu nie przypadł szczególnie do gustu – nieszczególnie przepadam za postaciami skupionymi tylko na jednym i absolutnie ignorującymi wszystkich dookoła. Owszem, ze dwa gagi z nim wypadły nawet nieźle, ale już w tym pierwszym odcinku czułam przesyt nimi, więc liczę, że dalej nie będą jechali ciągle na tym samym. Bohaterka jakoś taka bardziej naturalna mi się wydała, ale znowuż to jej oczarowanie tym chłopakiem… jeśli tak to zostawią, to będzie strasznie męczące. Zresztą żarty związane z przemocą również należy jej policzyć na minus.
    Mam nadzieję, że postaci drugoplanowe coś wniosą do tej serii, bo ta trójka absolutnie tego nie udźwignie. Do końca raczej obejrzę, bo mam fazę na szkolne komedie, a mieszana ekipa to zawsze spory plus, ale w tym momencie obawiam się, że będzie to zwykły przeciętniak, coś w stylu Shoujo­‑tachi, które początkowo zapowiadało się nawet nawet. Póki co najbardziej rozbawiło mnie… spersonifikowane jabłko. Ten gag przypomniał mi trochę GA i zdecydowanie w takiej formie bym to widziała najbardziej (no dobra… takie pomieszanie GA ze Sketchbook, bo dość często zwalniają tu tempo, aczkolwiek niekoniecznie w odpowiednim ujęciu, bo niestety w tym pierwszym odcinku nastawiono się raczej na odczuciach głównej bohaterki względem kolegi z klubu, a nie na nastroju samym w sobie).
    Wizualnie szału nie będzie, acz muszę trochę ponarzekać na projekty postaci. Przed emisją, „na papierze”, prezentowały się one jakoś tak ładniej, niż potem wyszły na ekranie. Oszczędna animacja też kilka razy rzuciła mi się w oczy, ale póki nie będę musiała się specjalnie krzywić (a robiłabym to, gdyby postaci ruszały się np. tak, jak w endingu), to jakoś to przeboleję.
    W każdym razie, pierwszy odcinek na kolana mnie nie rzucił, spodziewałam się czegoś lepszego, ale też nic specjalnie mnie tu nie odrzuciło. Zobaczymy więc co z tego wyjdzie…
  • Avatar
    A
    Kysz 7.07.2016 10:57
    po 1 epku
    Komentarz do recenzji "New Game!"
    Szykuje się takie drugie Sore ga Seiyuu, tyle że z nieco inną tematyką – bohaterka nie jest seiyuu a zajmuje się grafiką komputerową. Poza tą różnicą, mam wrażenie, że seria ta będzie miała podobny wydźwięk do tamtego tytułu – dużo słodyczy, urocze bohaterki i tylko krztyna faktycznej pracy. Aczkolwiek raczej nie będzie to biurowa odsłona K­‑ona – niby i herbata, i ciasteczka były, ale wyjątkowo krótko i w miarę rozsądnie. Udało mi się w tym zresztą wyczuć biurowy klimat i tę niepewność nowego pracownika w pierwszym dniu. Na plus zaliczam także to, że chociaż nie skupili się zbytnio na ich robocie, to dało się zauważyć, że jednak one faktycznie tam pracują, a nie tylko siedzą i gadają (w sensie – dobrze oddali upływający czas, choć oczywiście oglądaliśmy sceny głównie z ich przerw).
    Graficznie jest oczywiście cukierkowo, ale bardzo starannie. Styl pasuje do klimatu serii, niczego innego się tu zresztą nie spodziewałam i mnie to osobiście pasuje.
    Liczę na przyjemny seans – takie pomieszanie Sore ga Seiyuu z Servant x Service. Jeśli właśnie tak to wyjdzie, to ja będę usatysfakcjonowana.
  • Avatar
    A
    Kysz 6.07.2016 11:55
    po 1 epku
    Komentarz do recenzji "Love Live! Sunshine!!"
    Ech… no skoro i tak już przeszłam na moe stronę mocy, to czas w końcu przekonać się do idolek. Love Live to obecnie najbardziej popularny tytuł z tego gatunku, a skoro Sunshine nie wymaga znajomości poprzednich części, to równie dobrze mogę spróbować i tego (zwł. że pierwsza seria Love Live mnie odrzuciła po jakichś 6 epkach i póki co wolę nie robić podejścia drugiego).

    Zdecydowanie jestem bardziej gotowa na idolkowe serie, niż przedtem, bo ten pierwszy odcinek nawet mi się podobał. Było słodziutko, radośnie i głupiutko, i na to właśnie liczyłam. Same bohaterki mnie nie odrzuciły, ale faworytki jakiejś specjalnej nie mam jeszcze (tak sobie myślę, że najprędzej to chyba będzie Mari albo Yoshiko). I jedyny problem miałam właściwie z grafiką. Niektóre sceny były tak przyjemnie dynamiczne, ale jak sobie pomyślę o tych tandetnych scenach tańca w CGI, to już mnie skręca. Nie do końca też przypadły mi do gustu projekty postaci, czy też raczej to, jak się zaprezentowały na ekranie. Jakże one się nieraz straszliwie wykrzywiały, ta mimika będzie mnie straszyć po nocach jeszcze długo pewnie. No… ale widywałam już gorsze wizualnie serie, więc jakoś to przeboleję… i raczej obejrzę do końca (1 „odcinek cukru” w tygodniu to będzie tak w sam raz). A potem rzucę się na jakąś inną idolkową serię pewnie. xd
  • Avatar
    A
    Kysz 6.07.2016 11:18
    po 1 epku
    Komentarz do recenzji "Cheer Danshi!!"
    Uhuhuhuhuhu, to było tak cudownie boskie, że wciąż nie mogę się pozbierać! Pierwsza połowa odcinka była dość stonowana i spokojna, ale potem polecieli równo. No i ten Wataru! Normalnie uwielbiam gościa (swoją drogą lepszego seiyuu mu nie mogli dać – Tomokazu tak idealnie do niego pasuje^^). Dajcie mi więcej!!!
  • Avatar
    A
    Kysz 6.07.2016 09:51
    po 1 epku
    Komentarz do recenzji "Fukigen na Mononokean"
    Zapowiada się strasznie sympatycznie. Drugie Natsume z tego pewnie nie będzie, ale może coś bardzo podobnego.^^ Okruchy życia i youkai to połączenie nad wyraz mi bliskie, więc cieszy mnie każda kolejna seria o takiej tematyce. Na dodatek ten pierwszy odcinek był wyjątkowo przyjemny, zaś postaci wydają mi się strasznie sympatyczne. I do tego ten słodziutki puchaty youkai – takiego kcem!
    Graficznie mnie to nie odrzuca ani trochę. Owszem, cudów może i nie ma, ale też nic mnie w oczy nie zakłuło (nawet CGI, na które jestem mocno wyczulona). Muzycznie jest trochę gorzej, bo ed brzmi strasznie, op tylko ciut lepiej, a poza nimi niczego innego nie dało się wyróżnić.
  • Avatar
    A
    Kysz 5.07.2016 23:55
    po 1 epku
    Komentarz do recenzji "Fudanshi Koukou Seikatsu"
    Podejrzewam, że będę miała absolutną fazę na tę serię – założenia są tak absurdalne, że je uwielbiam i po prostu gęba sama mi się cieszy xd Nie obchodzi mnie, że jest to niskobudżetówka i ten fakt się wręcz wylewa z ekranu – byle by utrzymali taki poziom gagów do końca.^^
  • Avatar
    Kysz 5.07.2016 23:34
    Re: po 1 epku
    Komentarz do recenzji "Days"
    Hm, tylko właśnie nurtuje mnie to, że grali na murawie… na hali. W sensie jakoś nigdy nie spotkałam się z czymś takim – albo grasz w piłkę nożną i wtedy robisz to na murawie, albo grasz w futsal na gładkim parkiecie na hali. Jakby nie patrzeć nawet dość trzymają się realizmu jeśli chodzi o samo przedstawienie sportu, temu też zdziwiło mnie takie kombinowanie. Z tego, co kojarzę w mandze też był pokazany parkiet, więc podejrzewam, że ta zmiana w anime była spowodowana „uatrakcyjnieniem” tła. Albo po prostu pracują przy tym ludzie, którzy się nie znają, co nie napawa mnie zbyt wielkim optymizmem. xd
  • Avatar
    Kysz 5.07.2016 23:19
    Komentarz do recenzji "Days"
    Bo większość nie ma. Niektóre coś tam uprawiają, ale rzadko która kibicuje. Kibicowanie nie polega na tym, że raz na cztery lata jakaś Natalia Siwiec pojawi się na stadionie w czasie wielkiego turnieju. Mężczyźni interesują się sportem na co dzień, a nie od święta. Dyskutują ze sobą o taktyce, transferach, formie itd. Czytają prasę sportową i udzielają się na forach. Co tydzień, albo i częściej zasiadają przed telewizorem, żeby obejrzeć mecz swojej drużyny. Naprawdę tym żyją i istotny jest dla nich właśnie emocjonalny związek z drużyną, której kibicują.

    Wybacz, ale głupoty gadasz. Coraz więcej dziewczyn interesuje się sportem (w tym piłką nożną, a nie tylko ją uprawia). Owszem, wciąż wśród kibiców przeważają faceci, ale wystarczy przejść się na mecz, by zobaczyć jak wiele kobiet również zasiada na trybunach (i to nie dla ozdoby). Z drugiej strony jest wielu mężczyzn, którzy sportem nie interesują się w ogóle, może od czasu do czasu obejrzą mecz kadry, a i to jak im dobrze idzie. Zatem skończ gadać takie głupoty, bo od dawna ten przestarzały stereotyp związany z płcią i sportem jest nieaktualny – czasy się zmieniły i kobiety nie są już przypisane do gospodarstwa domowego, mają różne hobby i zainteresowania, w tym właśnie sport.

    Tak więc trudno potem podniecać się grą zmyślonej drużyny w zmyślonych meczach i zmyśloną drogą od zera do bohatera, kiedy od 10 lat śledzi się rozwój kariery Roberta Lewandowskiego, jeszcze od czasów jego gry w Zniczu Pruszków. No jak mam do wyboru Lewandowskiego albo Tsukushiego, to ten pierwszy jakoś bardziej działa mi na wyobraźnię. Myślisz, że po odpadnięciu Polski w ćwierćfinale Euro będę się kiedykolwiek w stanie przejąć, że jakaś zmyślona drużyna zmyślonego Tsukushiego przegrała z jakąś inną zmyśloną drużyną?

    No cóż – tu wchodzimy w kwestię gustów. Ja na przykład oglądając anime poświęcone piłce nożnej nie mam żadnego problemu z wczuciem się w świat przedstawiony i kibicowaniem danej drużynie. Tak z reguły działają opowieści, przynajmniej jeśli są dobrze wykreowane. I nie zmieni tego fakt, że od ponad 15 lat kibcuję Arsenalowi i za każdym razem pod koniec sezonu załamuje mnie ich postawa. Po prostu oddzielam dwie rzeczywistości od siebie – realną i tę z opowieści. Inna sprawa – a to tak długo masz zamiar przeżywać odpadnięcie Polski z Euro, że nigdy, ale to nigdy już nie spojrzysz na historię poświęconą piłce nożnej tak samo?:P

    Poza tym jeszcze nie spotkałem żadnej, która by rozumiała ideę spalonego. Ba! Do tej pory spotykałem prawie wyłącznie kobiety, które uważały że oglądanie zawodów sportowych to z samego założenia strata czasu i głupota. Niektóre ewentualnie tolerowały to, jako niegroźne zboczenie.

    Będzie trochę ad personam – to może warto by się ruszyć sprzed kompa? Serio, po tym co piszesz mam wrażenie, że niewiele kobiet spotykasz w ogóle, bo ja na przykład, dziwnym trafem, nie mam problemu ze znalezieniem kobiet, które sportem się interesują (nie wspominając już o znajomości tego nieszczęsnego spalonego, którego wszyscy zwolennicy tego stereotypu przywołują za każdym razem niczym jakąś mantrę. No cóż, zresztą ja sama interesuje się piłką nożną bardziej, niż większość facetów w moim otoczeniu…

    Nic takiego nie wychodzi. Współczesne sportówki są skierowane głównie do kobiet (pomijam te, skierowane do dzieci) i napisałem to wprost

    Tak i dowodem na to teoretycznie miało być to, że są w nich tłumaczone reguły danej gry, niby dla kobiet, które się nie znają. Ale obaliłam już tezę, jakoby kobiety się na sporcie nie znały, co teoretycznie sprowadzałoby się do tego, że sportówki są skierowane dla widzów nie znających się na sporcie (skoro pomijamy płeć, która pod względem znajomości jest nieistotna, zostaje tylko sam fakt… braku znajomości).

    Nie wystarczy ci za dowód, że sportówki są dla dziewczyn o yaoistycznych skłonnościach?

    Aha, czyli mam zrozumieć, że jeśli jakaś fujoshi dopatrzy się na przykład w Naruto yaoistycznych podtekstów (a pragnę zauważyć, że internet jest nimi zawalony), to znaczy, że seria jest skierowana głównie dla dziewczyn, tak? Sorry, ale to, że jedna osoba ma takie a nie inne zboczenie i wszędzie widzi paringi yaoi, wcale nie oznacza, że to jest tytuł skierowany właśnie dla takiej grupy widzów. Niektórzy tworzyli yuri paringi z Czarodziejki z Księżyca i wcale nie zmieniło to faktu, że seria była skierowana głównie do nastoletnich dziewczyn. A wywodzenie takich tez z pojedynczego komentarza daleko cię nie zaprowadzi…


    A skoro dla dziewczyn, to trzeba w założeniach fabularnych uwzględnić okoliczność, że większość z nich nie interesuje się sportem i często nie zna zasad gier, które są akurat tematem danego animca. One nie potrzebują realizmu, im wystarcza, że chłopcy się do siebie rumienią.

    Fujoshi pewnie i tak, ale tak się składa, że nie każda dziewczyna interesująca się anime, jest fujoshi. Ja osobiście w sportówkach poszukuję właśnie realizmu, a na bisze reaguje alergicznie…
    Z drugiej strony – skoro piszesz, że fujoshi nie potrzebują realizmu i wystarczą im same bisze, to niby po kiego ktokolwiek by sobie zadawał tyle trudu, by tłumaczyć jakieś zasady gry, czy coś? Weź sobie takie Free, ewidentnie skierowane dla pań akurat – żadnych zasad tam nikt nie tłumaczył, bo nie pływanie było ważne. I z tej samej przyczyny w większości sportówek zasady jednak są tłumaczone, bo docelowym targetem nie jest grupa fujoshi właśnie.

    Sprawdzałaś kiedyś widownię Haikyuu!! albo Kuroko no basket? W zdecydowanej większości oglądają to dziewczyny.

    A ty sprawdzałeś? To w takim razie poproszę o jakieś dowody, że serie te w większości oglądają dziewczyny. Bez nich nie było nawet tematu…

    Przeczytałaś wszystkie komentarze pod Days?
    Nie spodobało się żadnemu facetowi, a bronią go kobiety.

    Szczerze powiedziawszy nie widzę tu tego, co piszesz. I to, że akurat komentującym tu facetom się nie podobało, naprawdę nie ma nic do rzeczy. Z drugiej strony, za osobę wielce broniącą serii uważasz tamakarę, a dziewczyna wyraźnie napisała, że zwyczajnie „złapała fazę” na ten tytuł, zresztą jej wypowiedzi miały charakter wyraźnie żartobliwy i wcale nie widziałam, by komukolwiek wyrzucała tu ona, że jedzie po tej serii, która przecież jest tak cudowna. Czy to taki problem, że są ludzie, którzy oglądają ten tytuł w innym celu, niż większość? o.O
  • Avatar
    A
    Kysz 5.07.2016 12:32
    po 1 epku
    Komentarz do recenzji "Days"
    A to ciekawe – całkowicie zmienili mangowy początek. I to nie chodzi o to, że pominęli jakąś scenę, ale właściwie od nowa wykreowali moment spotkania dwójki głównych bohaterów.
    W mandze:
     kliknij: ukryte 
    Z jednej strony pominięcie tego właściwie całkiem dobrze wyszło, bo tam pełno było takiej głupiej dramy. Z drugiej – mało wiarygodne było przez to zaproszenie Tsukushiego na mecz futsalu (swoją drogą co to właściwie za boisko miało być? Boisko do futsalu powinno być gładkie, a tu z jakąś murawą wyskoczyli o.O), no bo ci dwaj autentycznie nie mieli ze sobą nic wspólnego. Inna sprawa, że co jak co, ale scenę z zachwytem nad spoconymi dziewczynami zostawili. xd

    Ponieważ czytałam początek mangi do zapowiedzi sezonowych, wiedziałam mniej więcej czego się spodziewać. I tak w anime o wiele lepiej odmalowali postać Tsukushiego – w mandze jest jeszcze gorszą ciapą, przeprasza za wszystko i w ogóle irytuje milion razy bardziej, niż (póki co) w anime. Zawsze to jakiś plus.
    Osobiście nie przepadam za schematem „od zera do super sportowca” chyba, że jest to robione tak, jak w Baby Steps. Tutaj ewidentnie tak nie będzie. Zresztą, jako iż autor mangowego pierwowzoru odpowiada też za Over Drive, można się spodziewać, że seria nie utrzyma wysokiego poziomu realizmu. W Over Drive główny bohater też początkowo nie miał nic wspólnego nie tyle z kolarstwem, ile zwykłą jazdą na rowerze, a szybko śmigał jak ktoś, kto to ćwiczy od dziecka. Szczerze powiedziawszy, nie lubię czegoś takiego, bo dyskredytuje wartość ciężkiej pracy i poświęcenia w sporcie. Jasne, podejście „ciężka praca się opłaca” jest równie ważne, ale pod warunkiem, że to wygląda jak w Baby Steps, a nie „jestem zerem i do tego fajtłapą, ale za pół roku­‑rok będę już super”. Zresztą sam fragment meczu pokazany na początku, idealnie oddaje z jakim poziomem „realizmu” będziemy mieli do czynienia – brak super mocy, utrzymanie ogólnych zasad piłkarskich z ledwie delikatną dozą zdrowego rozsądku jeśli chodzi o umiejętności bohaterów (oni grali praktycznie jak profesjonaliści). Nie przeszkadza mi to, o ile faktycznie później nie przesadzą.

    Gorzej sprawa ma się z grafiką. Projekty postaci w ruchu mi się kompletnie nie podobają (są jakieś takie kanciaste i nieforemne), a zastosowanie CGI kłuje mnie w oczy (tyle chociaż, że nie cały czas).

    Po pierwszym odcinku mam mieszane odczucia, ale też już wcześniej wolałam się nie nastawiać na coś cudownego, więc może dzięki takiemu podejściu seans będzie przyjemny. Na pewno tego tytułu jeszcze nie skreślam, bo powinien być lepszy niż takie Kuroko, co już będzie okay (co prawda nie tak łatwo być gorszym, jeśli chodzi o samo przedstawienie sportu, bo bisze i super moce mnie nie interesują akurat). No i skoro wreszcie wyszło coś o najlepszej dyscyplinie sportowej na świecie, to trzeba brać, jak dają, a nie narzekać. xd
  • Avatar
    Kysz 5.07.2016 11:47
    Komentarz do recenzji "Days"
    Nie wiem dlaczego wychodzisz z założenia, że kobiety nie mają bladego pojęcia o sporcie. W każdym razie, nawiązując do tego, co napisałeś, wychodzi, że sportówki są dla widzów (obojga płci!), którzy… nie znają się na sporcie! o.O Bardzo… ekhm… śmiała teza i nawet dość ciekawa, tyle, że tak strasznie nieprawdziwa…
  • Avatar
    A
    Kysz 3.07.2016 15:30
    Zmarnowany potencjał
    Komentarz do recenzji "Sakamoto Desu ga?"
    Pierwszy odcinek mnie autentycznie rozwalił i gdyby całość utrzymała taki poziom, byłby to z pewnością mocny kandydat na komedię roku. Niestety dalej już nie było tak fajnie i ostatecznie serii zabrakło polotu i konsekwencji w kreowaniu coraz bardziej absurdalnych gagów wokół postaci Sakamoto. Oczywiście, były odcinki lepsze, przy których niemal spadałam z krzesła ze śmiechu, ale generalnie przeważyły jednak sceny raczej nudnawe, w których nie do końca udało się dobrze oddać wspaniałość samego Sakamoto. W końcu im bardziej absurdalne coś było, tym zabawniej wyglądało, a niestety w wielu miejscach tego absurdu zwyczajnie brakło.
    Sam Sakamoto jest oczywiście postacią obłędną. Jego pomysły, w większości dziwaczne, okazują się być zawsze idealnym rozwiązaniem danego problemu. Muszę przyznać, że pomysł na taką postać spasował mi znakomicie, zwł. że cudowanie uwypukla jak głupio takie kreacje idealnych bohaterów wypadają „na serio”.
    Szkoda, że seria nie utrzymała poziomu pierwszego odcinka, ale i tak zapewniła mi sporą dawkę śmiechu. Ostatecznie wystawiłam temu ocenę 6/10, bo jednak tytuł nie spełnił pokładanych w nim oczekiwań i bywało, że niektóre epki mi się strasznie dłużyły.
  • Avatar
    A
    Kysz 27.06.2016 20:50
    Jednak na plus.
    Komentarz do recenzji "Tanaka-kun wa Itsumo Kedaruge"
    Jestem wielką fanką okruchów życia, więc już na starcie serie tego typu mają u mnie spory kredyt zaufania. Nie zmienia to jednak faktu, że niektóre konwencje są mi bliższe, inne zaś nieco gorzej wpisują się w moje gusta. Tanaka­‑kun od samego początku zaliczał się do tej pierwszej kategorii, przede wszystkim ze względu na fakt występowania mieszanej ekipy bohaterów – w serii nie uświadczymy dominacji żadnej z płci, co osobiście bardzo cenię, a niestety niezbyt często mamy do czynienia takim układem. Coś jednak było nie tak i długo nie mogłam się wpasować w tę serię. Pierwszy odcinek mnie znużył i zaczęłam się obawiać, czy to wszystko wypali, ale potem pojawiła się Miyano i nieco rozwiała moje wątpliwości. Wciąż wszakże to nie było to i właściwie wciąż nie jestem tak do końca przekonana do tego tytułu. Niektóre odcinki oglądało mi się lepiej, ale bywały i takie, które mi się niemiłosiernie wręcz dłużyły (wyróżnić tu muszę zwłaszcza odcinek 5, stanowiący kwintesencję wszystkiego, co uważam za słabość tej serii). Pod koniec było już znacznie lepiej, ale przyszło to trochę zbyt późno niestety.

    Przede wszystkim największy problem mam z Tanaką, którego uważam za wyjątkowo nudnego protagonistę. Czasami potrafił błysnąć humorem, ale przez większość czasu był dla mnie zwyczajnie upierdliwy. Cały czas nie mogłam się nadziwić dlaczego właściwie Ohta się z nim kumpluje, a tym bardziej co widzi w nim Shiraishi. Z jednej strony uważam, że nie jest to zła postać, nawet dość ciekawym pomysłem było postawienie go na pierwszym planie, ale kompletnie nie byłam w stanie go polubić. Może za bardzo przesadzili z jego biernością po prostu.
    Reszta bohaterów na szczęście była w stanie łatwo zamazać to złe wrażenie, każdy z nich bowiem szybko wzbudził moją sympatię. Trochę brakowało mi wątku romantycznego z Ohtą, co oczywiście nie uznaję za minus serii jako tako, ale gdyby się ów motyw pojawił, z pewnością wpłynąłby pozytywnie na mój odbiór serii.

    Spodobała mi się natomiast oprawa graficzna w tej serii. Cudów pod tym względem nie oczekiwałam i czasami wyraźnie było widać oszczędności, ale stylistycznie idealnie wpisano się w kreowany tu klimat. Zastosowano uproszczenia, ale na szczęście zrezygnowano z popularnych ostatnio przebarwień, rozjaśniania części planszy, kreskowania itp. W niektórych scenach tła wyglądały przepięknie i potrafiły cieszyć oczy. Same projekty postaci natomiast wypadły dość oryginalnie, a do tego wszyscy były bardzo charakterystyczni i nie sposób ich było ze sobą pomylić. Dla mnie to całkowicie wystarczy.

    Seria nie zrobiła na mnie piorunującego wrażenia i choć w ogólnym rozrachunku wystawiłam jej wysoką ocenę (8/10), to zrobiłam to głównie z sympatii dla tego typu okruszków oraz z powodu wyjątkowo dobrych ostatnich odcinków (długo wszakże moja ocena wahała się w okolicach 6­‑7). Tak czy siak, to na pewno jedna z lepszych serii w wiosennym sezonie i na pewno rzecz warta uwagi nawet dla osób nie zaliczających się do wielkich fanów gatunku.
  • Avatar
    Kysz 27.06.2016 14:13
    Komentarz do recenzji "Flying Witch"
    Non Non to była jednak głównie seria o słodkich dziewczynkach robiących słodkie rzeczy, która w dużej mierze żerowała na nostalgii i poczuciu spokoju.

    Uh, zabrzmiało trochę jakby NNB było „tylko” serią spod znaku CGDCT, a przypadkiem udało się jej osiągnąć sporą popularność przez to, że pokazali tam wiele rzeczy, które się nam kojarzą z okresem dzieciństwa. A przecież samo zaklasyfikowanie serii jako prostych CGDCT jest już niesprawiedliwe, bo anime ma do zaoferowania sporo więcej ponad możliwość napatrzenia się na słodkie dziewczęta. Porównanie do Flying Witch nie wzięło się zresztą znikąd, bowiem w obu tytułach możemy oglądać życie na japońskiej prowincji i ten sielski klimat czuć w obu przypadkach równie mocno. A że we Flying Witch jest też magia? Cóż, temu dla mnie to jest właśnie jak skrzyżowanie NNB z Natsume, bo wygląda właśnie trochę jak „co by było, gdyby dodać do NNB elementy nadprzyrodzone”.

    Lubie sceny codzienne, ale nie jeśli nie mają one zbytnio celu i tutaj np. odcinek o gotowaniu chwastów zebranych przy drodze troszkę mi podszedł pod całkowitą strate czasu.

    Hmmm… a tak z ciekawości – jaki może być właściwie cel w pokazywaniu scenek z codziennego życia? W sensie, ja to zawsze odbierałam jako relaksacyjne opowieści o codzienności, ukazujące w jakiś sposób daną kulturę (w tym jej folklor), pozwalające się w niej choć trochę zanurzyć, ale też dające możliwość odniesienia do własnej rzeczywistości. I odcinek poświęcony gotowaniu samodzielnie zebranych roślin idealnie się w to wpisuje, bo przecież u nas do niedawna też chodziło się zbierać dziko rosnące dary natury. Teraz już się tego tak nie kultywuje i we Flying Witch jest to w również widoczne, głównie w postawie Nao, która dziwi się, że Kei chce zbierać jakieś chwasty. Dla mnie na przykład to spora frajda odkrywać takie podobieństwa pomiędzy dwiema, jakże różnymi, kulturami (i to nawet jeśli tylko w wersji animowanej, bo jakby nie patrzeć, nie jest to z tyłka wzięte). Zresztą dzięki temu magia zaprezentowana w tej serii nabiera jeszcze większej dozy codzienności – w końcu cały oglądamy naprawdę zwyczajne sceny, które dla bohaterów są czymś naturalnym. Gdyby działo się coś więcej, również nadnaturalność by się za mocno wybijała.
  • Avatar
    A
    Kysz 26.06.2016 20:44
    Odrobina magii dobra na wszystko^^
    Komentarz do recenzji "Flying Witch"
    Wyjątkowo ciepłe, przesympatyczne okruszki życia, doprawione magią, czyli seria, która idealnie wpasowała się w moje gusta. Nie ma tu ani dramatu, ani romansu, ani szczególnie wyeksponowanej komedii – po prostu scenki z życia bohaterów. Jest nastrojowo i bardzo spokojnie, ale wcale nie nudno – chyba, że mówimy o takiej „miłej nudzie”, która pozwala się zrelaksować po ciężkim dniu.
    Pierwszy odcinek mnie nie zachwycił – nie w sensie, że był słaby, ale nie rzucił mnie na kolana. Dopiero potem dałam się wciągnąć w klimat tej serii i tak zostało do końca. Zresztą całość prezentowała bardzo równy poziom, choć oczywiście byłabym w stanie wymienić moje ulubione epki (np. te z kawiarnią^^). Spora w tym wszystkim zasługa bohaterów, którzy byli najzwyczajniej w świecie bardzo sympatyczni i z miejsca każdego polubiłam (nie ma tu nikogo, kto by mnie choć odrobinę irytował, co też jest sporą zaletą). Najlepsza jest oczywiście Makoto, ale też i to ona dostała największy przydział czasu antenowego, więc to nic dziwnego. Pozytywnie zaskoczyła mnie natomiast Chinatsu, którą uznaję za jedną z lepszych postaci dziecięcych w anime. Nie przepadam za dzieciakami i z reguły mnie one tylko denerwują na ekranie, ale Chinatsu była realnie słodziutka. No i do tego wszystkiego koty – czyż można chcieć więcej dobroci?^^

    Wizualnie wyszło bardzo ładnie, zwłaszcza jeśli chodzi o tła, które były przepiękne. Spodobały mi się też projekty postaci, w tym oczy bohaterów, które wyglądały jak kryształy. Dobrze mi się na to patrzyło.

    Okay, nic się tu właściwie nie dzieje, ale to nic się fajnie ogląda. Elementy nadprzyrodzone są dodane z dużym wyczuciem i za każdym razem wyglądają po prostu jak cząstka świata, która jest ukryta przed zwykłymi ludźmi (czy też raczej przed tymi, którzy nie potrafią patrzeć), a nie jak coś nadnaturalnego, czemu trzeba się wielce dziwić. Inna sprawa, że też i z nimi nie przesadzono – nie zostajemy nagle zbombardowani dziwnymi stworzeniami, czy też nadprzyrodzonymi zdarzeniami, które złamałyby wizję codzienności, jaką tu kreowano. Jako czarownica, Makoto ma do czynienia z tym „innym światem”, jest w nim zanurzona, a jednocześnie pozostaje też normalną nastolatką. Ten balans uważam za jedną z największych zalet serii, bo dzięki niemu udało się uniknąć przesady i sztuczności, która byłaby nieunikniona w innym przypadku.

    Dla mnie to anime zalicza się do ścisłej czołówki sezonu wiosennego i z pewnością na dłużej zagości w mej pamięci. To takie trochę skrzyżowanie NNB z Natsume – codzienne życie na japońskiej prowincji ze szczyptą magii. Urocze!
  • Avatar
    A
    Kysz 26.06.2016 19:55
    Bardzo dobra komedia romantyczna
    Komentarz do recenzji "Nijiiro Days"
    Naprawdę świetna, solidna seria z tego wyszła. Podobnych anime ze świecą szukać niestety. Nie dość, że na pierwszym planie mamy grupę chłopaków, to jeszcze każdy z nich doczekuje się swojej własnej historii miłosnej. Na dodatek relacje między postaciami przebiegają bardzo naturalnie, jeśli chodzi też o przyjaźń. Kiedy są w grupie, to wcale nie wygląda jak spotkanie 4 par, ale mamy do czynienia z naturalnymi kontaktami niemal każdego z każdym. Dziewczyny, choć przecież wcześniej się nie znały (poza Mari i Anną, które są przyjaciółkami) spotykają się także bez chłopaków po prostu po to, by spędzić miło czas razem. Zresztą sami chłopcy wcale nie mają oporów przed zagadaniem do innej dziewczyny, niż ich druga połówka „fabularna”. Na dodatek na drugim planie też są bardzo „żywi” bohaterowie, którzy nie pełnią tylko funkcje marionetek, tylko najnormalniej w świecie wchodzą w kontakt z bohaterami. Inne komedie szkolne powinny wziąć przykład z Nijiiro Days, jeśli o to chodzi!
    Niestety seria ma też swoje wady, z których największą jest… postać Mari. Dziewczyna jest irytująco wręcz odpychająca, najzwyczajniej w świecie chamska i niewychowana. Gdyby na jej miejsce wstawić taką Chibę, która pojawia się w jednym z odcinków, tytuł bardzo by zyskał. Zresztą nawet mogliby pozostać przy tym schemacie postaci, ale z jej kreacją po prostu przesadzono. Nie rozumiem jak można się w ogóle przyjaźnić z kimś takim, a co tu dopiero mówić o jakichś głębszych uczuciach.
    Inna kwestia to Keiichi, czy też raczej jego sadystyczne zapędy, które tu wyraźnie nie pasują. Ogólnie jest miło, przyjemnie i bardzo realistycznie, a tu nagle Kei­‑chan wyskakuje z jakimś batem. I cały realizm szlag trafia. -.-
    Kolejną sprawą jest długość odcinków, bo aż się prosi, żeby to była pełnowymiarowa produkcja (oczywiście wciąż dwusezonowa ;p). W takim układzie część wątków jest ledwie zaakcentowana i np. Keiichi i Nozomi nie dostali prawie w ogóle czasu dla siebie.
    Tak czy siak to jedna z ciekawszych propozycji romantycznych ostatnich kilku sezonów, zwłaszcza przez to jak bardzo wybija się spośród całej reszty. Gdyby jakimś cudem powstał drugi sezon (to chyba zbyt mało popularny tytuł, żeby tak się stało, no ale może, może…), to na pewno się na niego rzucę. Jeśli jednak w przeciągu kilku miesięcy nie pojawi się żadne info na ten temat, zabiorę się za mangę. I oby więcej takich anime robili.^^
  • Avatar
    A
    Kysz 26.06.2016 14:06
    Przyjemny przeciętniak
    Komentarz do recenzji "Netoge no Yome wa Onnanoko ja Nai to Omotta?"
    Całkiem nieźle mi się to oglądało. Spodziewałam się w sumie głupiutkiego haremu, a tu nawet haremu nie było. Bo w końcu samo to, że bohater ma koleżanki jeszcze z tego haremu nie czyni – tylko Ako na niego leci, a reszta absolutnie nie jest zainteresowana i nawet żadnych aluzji nie ma, co by któraś kiedykolwiek miała być. Swoją drogą zauważyłam, że wiele osób automatycznie dodaje łatkę „harem” do serii, w których mamy jednego bohatera i kilka dziewczyn, a przecież to nie na tym polega – w haremie muszą być motywy romantyczne rozwinięte, nawet jeśli na poziomie zwykłego zainteresowania bohaterem, które mogłoby kiedyś tam przerodzić się w coś innego (czyli niekoniecznie wszystkie bohaterki muszą od razu, mówiąc kolokwialnie, lecieć na protagonistę). Tutaj haremu ani przez chwilę nie było, za to dostaliśmy szkolną komedię romantyczną z nutką ecchi, obracającą się w ogóle tematu mmo. Nie brzmi to nadzwyczajnie i takie nie było, ale mnie oglądało się to dość dobrze.
    Największy problem miałam z postacią Ako, która jest po prostu tępą idiotką z ładnym wyglądem. Nie wiem skąd jej się ten cudowny wygląd wziął, skoro dziewczyna jest typowym nolifem, który najchętniej w ogóle nie odrywałby się sprzed kompa. Abstrahując jednak od tego, jest ona niemiłosiernie wręcz irytująca ze swoim oderwaniem od rzeczywistości. Reszta bohaterów była właściwie okay, choć na początek byłam negatywnie nastawiona do Akane z tym jej ukrywaniem swojej pasji do gry i robieniem wszystkiego, by nikt się nie dowiedział. Potem okazała się całkiem sympatyczna i miała swojej momenty (ach ten jej nick xd). O dziwo, protagonista jest tu w miarę sensowny. Bałam się, że to będzie kolejny bezpłciowy otaku, ale Hideki wypadł po prostu zwyczajnie.
    Możliwe, że nie oglądałoby mi się tego tak dobrze, gdyby nie to jak wyglądała gra, w której siedzieli bohaterowie. Faktycznie wyglądało to, jakby była ona bazowana na RO – grafika, designy postaci, potworki (nowy rodzaj poringa? xd) i nawet WOE. Zbyt wiele tych podobieństw, żeby to zignorować. Swego czasu dużo w to grałam, więc fajnie się doszukiwało tych smaczków.^^
    O serii szybko zapomnę, ale gdyby tak czasem wyszedł drugi sezon, to chętnie obejrzę – wiem czego się spodziewać i to coś nie jest beznadziejne. Pierwszy odcinek co prawda zaprezentował się najlepiej i mógł dać nadzieję na coś lepszego, niż w ostateczności wyszło. Potem trochę zeszli z tonu, ale i tak miło spędziłam przy tym czas. Ot, takie 6/10.
  • Avatar
    A
    Kysz 26.06.2016 13:11
    Mogło być lepiej, ale i tak jest dobrze
    Komentarz do recenzji "Kiznaiver"
    Niezłe, acz mogło być lepiej. Początek i koniec zdecydowanie prezentują lepszy poziom, ale też nie jest tak, że te środkowe odcinki są złe. Dość dobrze udało się w nich przedstawić poszczególnych bohaterów i relacje między nimi (choć jest jedna rzecz, która wydała mi się wzięta z kosmosu, tj.  kliknij: ukryte ). Z jednej strony można powiedzieć, że te odcinki były trochę o niczym, że zrobili z nich takie typowe zapychacze przed wielkim finałem i początkowo też je tak trochę widziałam. Na szczęście okazało się, że one wcale nie były bezcelowe, bowiem powoli wprowadzano wiele motywów ważnych do poprowadzenia fabuły do końca. Na przykład wiele czasu poświęcono Honoce, która najtrudniej miała się otworzyć i zaakceptować przyjaźń z pozostałymi. Ale dzięki temu jej postać wypadła naturalnie – gdyby nagle uwierzyła z więzi między nimi, byłoby to sztuczne, a tak to z czasem zaczęła ona dostrzegać pewne rzeczy i modyfikować swoje nastawienie do nich. Tak samo naturalnie zmieniała się postawa Katsuhiry, zwłaszcza względem Nori­‑chan. Szło to powoli, ale dzięki temu, nie czuliśmy się przytłoczeni całym tym dramatem, a jednocześnie było to ważne dla samej końcówki.
    Zresztą sposób prezentacji dramy uważam za wyjątkowo dobry. Już wcześniej pisałam o przerysowaniu i podtrzymuje to stanowisko. Bałam się, że dostaniemy tutaj kolejną serię, która nie potrafi wyważyć elementów poważnych z tymi lżejszymi i przeplata cięższy klimat z głupimi gagami. Tu wszakże wszystko jest odpowiednio wymieszane i polane absurdem. O dziwo, Gomorin doskonale to podkreśla – jest niby maskotką, czyli czymś „słodziutkim”, ale jego odpychający wygląd dodaje temu jakiś taki psychodeliczny klimat.
    Z drugiej strony czuję pewien niedosyt, że nie poszli bardziej w tę psychodelę, że nie wyolbrzymili mocniej tych absurdalnych akcentów. Za dużo też było gadania, choć po części mogę zrozumieć dlaczego, bo w końcu od początku próbowano przekazać, że w przyjaźni ważne jest przede wszystkim to, by ze sobą rozmawiać, bo bez tego nie jesteśmy się w stanie nawzajem zrozumieć. Jednakże trochę te przemowy były zbyt „piękne”, ale to może tylko moje wrażenie.
    Jeśli chodzi o aspekty techniczne, to muszę przyznać, że seria bardzo mi się spodobała zarówno jeśli chodzi o grafikę i muzykę. Wyróżnia się to stylistycznie od większości anime (nie ma tu tej wszechobecnej słodyczy) i jest zrobione dobrze. Cieszy mnie to, bo kreowany tu klimat byłby o wiele bardziej mdły, gdyby podano go w innej oprawie, a tak udało się go idealnie podkreślić.
    Ogólnie wydaje mi się, że dałoby się więcej wycisnąć z tego projektu. Nie jest to właściwie seria łatwa w odbiorze i wciąż mam wobec niej mieszane odczucia. Udało się tu jednak stworzyć spójną, zamkniętą historię, która nie raziłaby swoją głupotą i za to należy się twórcom spory plus. Na dodatek mamy tu do czynienia z gatunkiem, który osobiście uważam za mocno zaniedbany w anime, czyli sci­‑fi bez mechów czy innych robotów (no bo samych mechów jest oczywiście sporo, ale dla mnie anime oparte na mechach posiadają pewną odrębną specyfikę, zbyt wiele elementów charakterystycznych, by je mieszać z resztą), co jest dla mnie kolejną zaletą tego tytułu. Tak więc za interesujący, nieszablonowy pomysł i solidną jego realizację zdecydowałam się dać temu 7/10, bo właściwie pasuje to idealnie do tanukowego opisu tej oceny – to dobra seria, która ma co prawda swoje wady, ale jest w stanie widza zainteresować i potrafi też pozytywnie zaskoczyć. Na pewno obejrzenie jej nie będzie stratą czasu.
  • Avatar
    A
    Kysz 24.06.2016 22:08
    Całkiem całkiem
    Komentarz do recenzji "Unhappy"
    Dość szybko przestawiłam się na „wersję komediową” w tym przypadku – tj. nie liczyłam już na okruszki, ale właśnie typową komedyjkę z zakręconymi gagami. Humor mi podpasował – robienie niezbyt słodkich rzeczy słodkim dziewczynkom okazało się całkiem niezłym pomysłem. I to nawet pomimo tego, że ostatecznie i tak wyszło bardzo słodko. Największy problem mam wszakże z tym, że ostatecznie dostaliśmy dość powtarzalne gagi, przez co kilka środkowych odcinków mi się bardzo dłużyło (gdzieś tak od 4 do 9 odcinka) i niespecjalnie miałam ochotę na dalszą część. W końcu i tak zawsze kończyło się podobnie – dziewczęta niby przegrywały, ale jednak wygrywały, bo przyjaźń, wzajemna pomoc blablablabla i tym podobne pierdoły. Widać było tu kilka ciekawych pomysłów, lecz osobiście chętniej widziałabym to w formie krótkometrażowej, bo jednak za mało było dobrych momentów w stosunku do całej reszty.
    Zdziwiłam się natomiast, że Timothy wcale mi nie przeszkadzał. Bałam się, że to będzie taka standardowa tandetna maskotka, ale jakoś… idealnie wpasował się w klimat tej serii.
    Anime zachwyciło mnie jednak od strony technicznej. Całość była bardzo dopracowana, zastosowali tutaj wiele ciekawych zabiegów graficznych, które faktycznie sprawiły, że poszczególne epki oglądało mi się lepiej. Spodobało mi się, że stosowali różnorodną kolorystykę w zależności od wydźwięku danej sceny – jeśli miało być pozytywnie, walili po oczach jaskrawymi, cukierkowymi barwami, ale kiedy np. jakaś postać łapała doła nakładali jakby szary filtr na to.
    Również muzycznie widzę tu sporo pozytywów. Przede wszystkim opening i ending brzmią słodziutko, ale nie kaleczą uszu. Co dziwne, skoro obie piosenki śpiewają seiyuu bohaterek (a takie zagrania z reguły kończą się źle). Inna sprawa, że pozytywnie zaskoczyło mnie, iż podczas karaoke w jednym odcinku wykorzystali jakieś inne utwory, niż te z op i ed. To nie jest niby typ serii, w którym powinni się przejmować takimi „pierdołami” i z reguły kończy się to tak, że postaci śpiewają to, co już znamy.
    Nie była to jakaś szalenie odkrywcza seria, ale widzę w niej kilka pozytywów mogących świadczyć na jej korzyść. Serii o słodkich dziewczętach robiących słodkie rzeczy jest sporo i ciężko się z tego tłumu wybić. Anne Happy, choć nie zalicza się do ścisłej czołówki w tym gatunku, jest w stanie zaproponować nam coś „innego”, co może nas zainteresować nawet jeśli widzieliśmy już wiele tytułów CGDCT. Mimo pewnych dłużyzn dobrze się przy tym bawiłam i nie żałuję czasu poświęconego na tę serię, choć też nie zamierzam do niej więcej wracać. Takie 6/10 po prostu.
  • Avatar
    Kysz 22.06.2016 18:53
    Re: CGDCT czyli Yaaaaay2
    Komentarz do recenzji "Bakuon!!"
    Akurat to było wiadomo od początku – w końcu ona nie mogła być normalna. xd Ale przyznam szczerze, że jak mi nie pasowały te „nadnaturalne” gagi na początku, tak obecnie patrzę na nie łaskawszym okiem. Bakuon był po prostu tak porąbany, że to tam pasowało. I jakby nie patrzeć, seria wyraźnie się na tym opierała cały czas, znacznie wykraczając poza to, co można by określić mianem realizmu, nie były więc to pojedyncze, oderwane od klimatu całości, zabiegi.
  • Avatar
    Kysz 22.06.2016 18:48
    Re: CGDCT czyli Yaaaaay2
    Komentarz do recenzji "Bakuon!!"
    Ano, oni nawet wyglądali tak podejrzanie. xd
  • Avatar
    A
    Kysz 19.06.2016 13:10
    Mogło być znacznie lepiej, ale wyszło beznadziejnie.
    Komentarz do recenzji "Mayoiga"
    Zabierając się za tę serię byłam dość pozytywnie nastawiona. Po pierwszym odcinku zapaliła mi się lampka ostrzegawcza, ale jeszcze liczyłam, że to będzie miało jakiś klimat, że to tajemniczość, a nie traumy zdominują resztę. Następnie przyszły odcinki bezsensownej głupoty, przy których już wiedziałam, na co się nie nastawiać – na idiotyczną papkę o bandzie świrów. Wciąż wszakże, gdyby przerodziło się to w totalnie bezmózgą jatkę, której wszystkich wyrzynano by jak leci, to mogłoby być znośne (takie głupie, ale fajnie, zwłaszcza że miło się patrzy jak zabijane są postaci, których się nie trawi, a tu większość taka była). A tu guzik – na koniec postanowili wywlec jakieś aspekty psychologiczne, próbując udawać, że to miało sens. Cóż… nawet jeśli jakiś tak było, to po prostu nijak nie da się zignorować wszystkich idiotyzmów, które zaserwowano nam wcześniej. Problem w tym bowiem, że sam koncept okazał się być naprawdę ciekawy, ale totalnie go zniszczono, poszatkowano i przemielono tragicznym wykonaniem. Widzę tu tyle błędów, że nawet nie wiem od czego mogłabym zacząć wypisywanie tego, co uważam wady tego tytułu, postaram się wszakże coś naskrobać, co by nie wyszło, że tylko zrzędzę bez podawania konkretów.
    Bardzo możliwe, że to, co próbowano tu wykreować mogłoby się udać, gdyby całkowicie wymienić bohaterów. Nie uważam, iż ich ilość sama w sobie jest błędem – w końcu wybierali się oni do wioski, by zacząć tam nowe życie, niejako stworzyć środowisko społeczne, w którym mogliby „normalnie” (jak na ich standardy) funkcjonować. Rozbudowanie wszystkich z nich byłoby niemożliwe, chyba, że próbowano by to rozwlec na serię ponad 50­‑cio odcinkową. Tutaj wszakże podejrzewam, że przy takiej konstrukcji fabularnej (tj. wyciąganie asów na sam koniec) nikt by nie zniósł słuchania o traumach kolejnych bohaterów i to nawet, gdyby zaserwowano je w ciekawszej formie, a nie tak jak to zrobiono. Naturalnym rozwiązaniem było zatem wyróżnienie grupki głównych bohaterów. Niestety, jak już pisałam po pierwszym odcinku, do tych ról nominowano praktycznie najgorsze możliwe postaci. Ponadto kompletnie niepotrzebnie wyróżniono ich aż tylu – przykładowo za zupełnie bezsensowne uważam  kliknij: ukryte  Z drugiej strony, bohaterowie, którzy troszkę mnie zainteresowali – pani detektyw i ta mała, co niby widzi duchy – zostali potraktowani całkowicie po macoszemu. Jakie były w końcu ich  kliknij: ukryte  i dlaczego akurat takie, tego nie wiemy. Tak szczerze, to myślałam, że coś o tym będzie, bo np. były momenty jak ta detektyw  kliknij: ukryte , co chyba powinno mieć jakiś sens (mogłoby ujść jak zwykły odruch bohaterki w jakimś innym typie serii, tu jednak, skoro skupiali się niby na psychice postaci, powinni to jakoś rozwinąć, skoro już poświęcili temu uwagę).  kliknij: ukryte  Ale i tak to wszystko blaknie w porównaniu do tego, co zrobili z trójką głównych postaci. O dziwo, historia Masaki wyszła nieźle – nie spodziewałam się, że  kliknij: ukryte  Tutaj wyraźnie wyszły na wierzch wszystkie bolączki trapiące twórczość pani Okady – pomysł jest, ale jak przychodzi do konkretów, to jakieś toto sztuczne, przedramatyzowane, niedopracowane, nieżyciowe…
    Najgorsze w tym wszystkim jest jednak zakończenie. Wyglądało to dla mnie tak, jakby osoba wymyślająca tę historię zabrnęła za daleko i nie wiedziała, co właściwie dalej z tym całym chaosem zrobić.  kliknij: ukryte  Chyba najgorsze, co można było z tym zrobić i takie trochę „na odwal się”.
    Ogólnie wyszło to tragicznie, a wcale nie musiało, bo pomysł głupi nie był. Zawiodło wszakże wszystko inne. nudni bohaterowie, chaotyczny sposób wprowadzania kolejnych wątków, skupianie się na pierdołach, mniejsze bądź większe dziury i błędy (poczynając od całej organizacji tej wycieczki) – to wszystko sprawiło, że nawet najciekawszy motyw musiał wyjść źle. Momentami było śmieszne i całościowo uważam to za kolejny tytuł z cyklu „tak głupi, że aż fajny”, ale jestem zawiedziona. Nie, nie tym, że nie wyszło z tego coś dobrego, ale że na koniec nie dodali większych głupot i  kliknij: ukryte 
  • Avatar
    A
    Kysz 16.06.2016 10:47
    Po 10 epku
    Komentarz do recenzji "Kiznaiver"
    Ha, okazuje się, że jest szansa, iż się z tego wszystkiego dobrze wybronią. Cały ten chaotyczny misz­‑masz zaczyna nabierać sensu w ostatnich odcinkach i zupełnie inaczej patrzę teraz na wcześniejsze epki. Wciąż jest to „seria­‑zagadka”, którą nie bardzo wiem jak ocenić, ale muszę przyznać, że przynajmniej jest to bardzo oryginalna „seria­‑zagadka”, której udało się mnie zaciekawić.  kliknij: ukryte  to bardzo interesujący motyw, który wykorzystano tutaj w mniej typowy sposób. Nie zostaliśmy przytłoczeni nawałem dramy, która powinna nas zgnieść już po 1 odcinku. Zamiast tego zdecydowano się na zupełnie inne rozłożenie akcentów. Całość jest mocno przerysowana, czasem niemal karykaturalna, a jednak nie tandetna. Powaga pojawia się wtedy, kiedy trzeba i jeśli już wprowadzają taką scenę, to nie przerywają jej nagle głupiutkim gagiem. Gdybym miała ocenić poszczególne odcinki, większość wypadłaby słabo – jest to jeden z niewielu tytułów, przy których ocenianie po kilku odcinkach jest bez sensu. Często spotykam się z opinią, wedle której nie powinno się wystawiać not przed zakończeniem całości i generalnie się z tym nie zgadzam, bo najczęściej nie ma ku temu żadnych przeszkód. Tutaj wszakże fabuła jest tak dziwnie posplatana, że jednak nie ośmieliłabym się postawić oceny zbyt wcześnie (nawet teraz niby dałam jakąś, ale nie czuję się z tym zbyt komfortowo). Z niecierpliwością czekam na ostatnie dwa odcinki!