x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
po 1 epku
Swoją drogą ta cenzura w pierwszym epku… ech… Nie chodzi mi o to, że chciałabym widzieć to, co było pod nią ukryte, ale szkoda, że zdecydowali się na aż tyle scen z nagimi bohaterkami, że aż tak dużo jej było potrzebne. Jakby nie patrzeć, takie świetliste refleksy psują kompozycję konkretnej sceny. Inaczej rzecz ujmując – mogli je ubrać. xd Ale patrząc jak to zrobili, podejrzewam, że fanserwisu będzie tu sporo – wygląda jakby dziewczyny wiecznie łaziły nago na terenie tego całego ośrodka (łaźnię to ja rozumiem, ale nawet pokazali, że one nago tam śpią xd).
Ogólnie nie spodziewam się po tej serii cudów. Szkoda, że wizualnie nie zapowiada się na żadną perełkę (jakby tak KyoAni się za to wzięło… awwww… miodzio! Cóż… pomarzyć zawsze można xd). Źle nie ma, ale też poza słodkimi dziewczętami seria nie ma czym do siebie przyciągnąć, więc skoro grafika wygląda tak przeciętnie, to też i nie sądzę, by tytuł jakkolwiek się ponad tę przeciętność wybił.
A jeśli chodzi o moją faworytkę, to póki co stawiam na Almarię chyba. W następnej kolejności może Nya by się jeszcze łapała.^^
po 1 epku
No cóż… zobaczymy, co będzie dalej, ale na tę chwilę zapowiada się na jedną z ciekawszych pozycji w tym sezonie. Oby nie skończyło jak Gangsta, ale naprawdę póki co nie widzę podstaw by tak się miało stać.^^
po 1 epku
Poza tym zapowiada się nieźle – ciekawa tematyka, ładna grafika, naprawdę przyjemna oprawa dźwiękowa i miodzio klimat, czyli okruszki w bardzo dobrym wydaniu. I nawet jakiś chłopak się tam po kadrach pałętał (w op), co może być dodatkowym plusem (nie mam nic przeciwko obsadzie z samymi bohaterkami, ale bardziej cenię sobie mieszaną ekipę, bo to rzadkość niestety).
po 1 epku
Mam nadzieję, że postaci drugoplanowe coś wniosą do tej serii, bo ta trójka absolutnie tego nie udźwignie. Do końca raczej obejrzę, bo mam fazę na szkolne komedie, a mieszana ekipa to zawsze spory plus, ale w tym momencie obawiam się, że będzie to zwykły przeciętniak, coś w stylu Shoujo‑tachi, które początkowo zapowiadało się nawet nawet. Póki co najbardziej rozbawiło mnie… spersonifikowane jabłko. Ten gag przypomniał mi trochę GA i zdecydowanie w takiej formie bym to widziała najbardziej (no dobra… takie pomieszanie GA ze Sketchbook, bo dość często zwalniają tu tempo, aczkolwiek niekoniecznie w odpowiednim ujęciu, bo niestety w tym pierwszym odcinku nastawiono się raczej na odczuciach głównej bohaterki względem kolegi z klubu, a nie na nastroju samym w sobie).
Wizualnie szału nie będzie, acz muszę trochę ponarzekać na projekty postaci. Przed emisją, „na papierze”, prezentowały się one jakoś tak ładniej, niż potem wyszły na ekranie. Oszczędna animacja też kilka razy rzuciła mi się w oczy, ale póki nie będę musiała się specjalnie krzywić (a robiłabym to, gdyby postaci ruszały się np. tak, jak w endingu), to jakoś to przeboleję.
W każdym razie, pierwszy odcinek na kolana mnie nie rzucił, spodziewałam się czegoś lepszego, ale też nic specjalnie mnie tu nie odrzuciło. Zobaczymy więc co z tego wyjdzie…
po 1 epku
Graficznie jest oczywiście cukierkowo, ale bardzo starannie. Styl pasuje do klimatu serii, niczego innego się tu zresztą nie spodziewałam i mnie to osobiście pasuje.
Liczę na przyjemny seans – takie pomieszanie Sore ga Seiyuu z Servant x Service. Jeśli właśnie tak to wyjdzie, to ja będę usatysfakcjonowana.
po 1 epku
Zdecydowanie jestem bardziej gotowa na idolkowe serie, niż przedtem, bo ten pierwszy odcinek nawet mi się podobał. Było słodziutko, radośnie i głupiutko, i na to właśnie liczyłam. Same bohaterki mnie nie odrzuciły, ale faworytki jakiejś specjalnej nie mam jeszcze (tak sobie myślę, że najprędzej to chyba będzie Mari albo Yoshiko). I jedyny problem miałam właściwie z grafiką. Niektóre sceny były tak przyjemnie dynamiczne, ale jak sobie pomyślę o tych tandetnych scenach tańca w CGI, to już mnie skręca. Nie do końca też przypadły mi do gustu projekty postaci, czy też raczej to, jak się zaprezentowały na ekranie. Jakże one się nieraz straszliwie wykrzywiały, ta mimika będzie mnie straszyć po nocach jeszcze długo pewnie. No… ale widywałam już gorsze wizualnie serie, więc jakoś to przeboleję… i raczej obejrzę do końca (1 „odcinek cukru” w tygodniu to będzie tak w sam raz). A potem rzucę się na jakąś inną idolkową serię pewnie. xd
po 1 epku
po 1 epku
Graficznie mnie to nie odrzuca ani trochę. Owszem, cudów może i nie ma, ale też nic mnie w oczy nie zakłuło (nawet CGI, na które jestem mocno wyczulona). Muzycznie jest trochę gorzej, bo ed brzmi strasznie, op tylko ciut lepiej, a poza nimi niczego innego nie dało się wyróżnić.
po 1 epku
Re: po 1 epku
Wybacz, ale głupoty gadasz. Coraz więcej dziewczyn interesuje się sportem (w tym piłką nożną, a nie tylko ją uprawia). Owszem, wciąż wśród kibiców przeważają faceci, ale wystarczy przejść się na mecz, by zobaczyć jak wiele kobiet również zasiada na trybunach (i to nie dla ozdoby). Z drugiej strony jest wielu mężczyzn, którzy sportem nie interesują się w ogóle, może od czasu do czasu obejrzą mecz kadry, a i to jak im dobrze idzie. Zatem skończ gadać takie głupoty, bo od dawna ten przestarzały stereotyp związany z płcią i sportem jest nieaktualny – czasy się zmieniły i kobiety nie są już przypisane do gospodarstwa domowego, mają różne hobby i zainteresowania, w tym właśnie sport.
No cóż – tu wchodzimy w kwestię gustów. Ja na przykład oglądając anime poświęcone piłce nożnej nie mam żadnego problemu z wczuciem się w świat przedstawiony i kibicowaniem danej drużynie. Tak z reguły działają opowieści, przynajmniej jeśli są dobrze wykreowane. I nie zmieni tego fakt, że od ponad 15 lat kibcuję Arsenalowi i za każdym razem pod koniec sezonu załamuje mnie ich postawa. Po prostu oddzielam dwie rzeczywistości od siebie – realną i tę z opowieści. Inna sprawa – a to tak długo masz zamiar przeżywać odpadnięcie Polski z Euro, że nigdy, ale to nigdy już nie spojrzysz na historię poświęconą piłce nożnej tak samo?:P
Będzie trochę ad personam – to może warto by się ruszyć sprzed kompa? Serio, po tym co piszesz mam wrażenie, że niewiele kobiet spotykasz w ogóle, bo ja na przykład, dziwnym trafem, nie mam problemu ze znalezieniem kobiet, które sportem się interesują (nie wspominając już o znajomości tego nieszczęsnego spalonego, którego wszyscy zwolennicy tego stereotypu przywołują za każdym razem niczym jakąś mantrę. No cóż, zresztą ja sama interesuje się piłką nożną bardziej, niż większość facetów w moim otoczeniu…
Tak i dowodem na to teoretycznie miało być to, że są w nich tłumaczone reguły danej gry, niby dla kobiet, które się nie znają. Ale obaliłam już tezę, jakoby kobiety się na sporcie nie znały, co teoretycznie sprowadzałoby się do tego, że sportówki są skierowane dla widzów nie znających się na sporcie (skoro pomijamy płeć, która pod względem znajomości jest nieistotna, zostaje tylko sam fakt… braku znajomości).
Aha, czyli mam zrozumieć, że jeśli jakaś fujoshi dopatrzy się na przykład w Naruto yaoistycznych podtekstów (a pragnę zauważyć, że internet jest nimi zawalony), to znaczy, że seria jest skierowana głównie dla dziewczyn, tak? Sorry, ale to, że jedna osoba ma takie a nie inne zboczenie i wszędzie widzi paringi yaoi, wcale nie oznacza, że to jest tytuł skierowany właśnie dla takiej grupy widzów. Niektórzy tworzyli yuri paringi z Czarodziejki z Księżyca i wcale nie zmieniło to faktu, że seria była skierowana głównie do nastoletnich dziewczyn. A wywodzenie takich tez z pojedynczego komentarza daleko cię nie zaprowadzi…
Fujoshi pewnie i tak, ale tak się składa, że nie każda dziewczyna interesująca się anime, jest fujoshi. Ja osobiście w sportówkach poszukuję właśnie realizmu, a na bisze reaguje alergicznie…
Z drugiej strony – skoro piszesz, że fujoshi nie potrzebują realizmu i wystarczą im same bisze, to niby po kiego ktokolwiek by sobie zadawał tyle trudu, by tłumaczyć jakieś zasady gry, czy coś? Weź sobie takie Free, ewidentnie skierowane dla pań akurat – żadnych zasad tam nikt nie tłumaczył, bo nie pływanie było ważne. I z tej samej przyczyny w większości sportówek zasady jednak są tłumaczone, bo docelowym targetem nie jest grupa fujoshi właśnie.
A ty sprawdzałeś? To w takim razie poproszę o jakieś dowody, że serie te w większości oglądają dziewczyny. Bez nich nie było nawet tematu…
Szczerze powiedziawszy nie widzę tu tego, co piszesz. I to, że akurat komentującym tu facetom się nie podobało, naprawdę nie ma nic do rzeczy. Z drugiej strony, za osobę wielce broniącą serii uważasz tamakarę, a dziewczyna wyraźnie napisała, że zwyczajnie „złapała fazę” na ten tytuł, zresztą jej wypowiedzi miały charakter wyraźnie żartobliwy i wcale nie widziałam, by komukolwiek wyrzucała tu ona, że jedzie po tej serii, która przecież jest tak cudowna. Czy to taki problem, że są ludzie, którzy oglądają ten tytuł w innym celu, niż większość? o.O
po 1 epku
W mandze:
kliknij: ukryte Tsukushi poszedł do Sayuri do pracy, żeby się pochwalić, że zdał do jej szkoły. Tam był dręczony przez jakiś gości i pomógł mu Jin właśnie. Potem w trójkę szwendali się po mieście, żeby zgubić wciąż czających się na Tsukushiego tamtych dwóch bandziorów (o czym Tsukushi się nie kapnął i myślał, że Jin tak po prostu zaprosił ich na spacer). I dopiero potem Jin pomyślał o tym, że mógłby zabrać Tsukushiego na mecz, na który zresztą temu ledwie udało się dojść, bo zaś go tamci napadli (stąd też Jin musiał mu pożyczyć buty, bo Tsukushi bodajże swoje zgubił uciekając, albo mu przemokły czy coś… dokładnie nie pamiętam).
Z jednej strony pominięcie tego właściwie całkiem dobrze wyszło, bo tam pełno było takiej głupiej dramy. Z drugiej – mało wiarygodne było przez to zaproszenie Tsukushiego na mecz futsalu (swoją drogą co to właściwie za boisko miało być? Boisko do futsalu powinno być gładkie, a tu z jakąś murawą wyskoczyli o.O), no bo ci dwaj autentycznie nie mieli ze sobą nic wspólnego. Inna sprawa, że co jak co, ale scenę z zachwytem nad spoconymi dziewczynami zostawili. xd
Ponieważ czytałam początek mangi do zapowiedzi sezonowych, wiedziałam mniej więcej czego się spodziewać. I tak w anime o wiele lepiej odmalowali postać Tsukushiego – w mandze jest jeszcze gorszą ciapą, przeprasza za wszystko i w ogóle irytuje milion razy bardziej, niż (póki co) w anime. Zawsze to jakiś plus.
Osobiście nie przepadam za schematem „od zera do super sportowca” chyba, że jest to robione tak, jak w Baby Steps. Tutaj ewidentnie tak nie będzie. Zresztą, jako iż autor mangowego pierwowzoru odpowiada też za Over Drive, można się spodziewać, że seria nie utrzyma wysokiego poziomu realizmu. W Over Drive główny bohater też początkowo nie miał nic wspólnego nie tyle z kolarstwem, ile zwykłą jazdą na rowerze, a szybko śmigał jak ktoś, kto to ćwiczy od dziecka. Szczerze powiedziawszy, nie lubię czegoś takiego, bo dyskredytuje wartość ciężkiej pracy i poświęcenia w sporcie. Jasne, podejście „ciężka praca się opłaca” jest równie ważne, ale pod warunkiem, że to wygląda jak w Baby Steps, a nie „jestem zerem i do tego fajtłapą, ale za pół roku‑rok będę już super”. Zresztą sam fragment meczu pokazany na początku, idealnie oddaje z jakim poziomem „realizmu” będziemy mieli do czynienia – brak super mocy, utrzymanie ogólnych zasad piłkarskich z ledwie delikatną dozą zdrowego rozsądku jeśli chodzi o umiejętności bohaterów (oni grali praktycznie jak profesjonaliści). Nie przeszkadza mi to, o ile faktycznie później nie przesadzą.
Gorzej sprawa ma się z grafiką. Projekty postaci w ruchu mi się kompletnie nie podobają (są jakieś takie kanciaste i nieforemne), a zastosowanie CGI kłuje mnie w oczy (tyle chociaż, że nie cały czas).
Po pierwszym odcinku mam mieszane odczucia, ale też już wcześniej wolałam się nie nastawiać na coś cudownego, więc może dzięki takiemu podejściu seans będzie przyjemny. Na pewno tego tytułu jeszcze nie skreślam, bo powinien być lepszy niż takie Kuroko, co już będzie okay (co prawda nie tak łatwo być gorszym, jeśli chodzi o samo przedstawienie sportu, bo bisze i super moce mnie nie interesują akurat). No i skoro wreszcie wyszło coś o najlepszej dyscyplinie sportowej na świecie, to trzeba brać, jak dają, a nie narzekać. xd
Zmarnowany potencjał
Sam Sakamoto jest oczywiście postacią obłędną. Jego pomysły, w większości dziwaczne, okazują się być zawsze idealnym rozwiązaniem danego problemu. Muszę przyznać, że pomysł na taką postać spasował mi znakomicie, zwł. że cudowanie uwypukla jak głupio takie kreacje idealnych bohaterów wypadają „na serio”.
Szkoda, że seria nie utrzymała poziomu pierwszego odcinka, ale i tak zapewniła mi sporą dawkę śmiechu. Ostatecznie wystawiłam temu ocenę 6/10, bo jednak tytuł nie spełnił pokładanych w nim oczekiwań i bywało, że niektóre epki mi się strasznie dłużyły.
Jednak na plus.
Przede wszystkim największy problem mam z Tanaką, którego uważam za wyjątkowo nudnego protagonistę. Czasami potrafił błysnąć humorem, ale przez większość czasu był dla mnie zwyczajnie upierdliwy. Cały czas nie mogłam się nadziwić dlaczego właściwie Ohta się z nim kumpluje, a tym bardziej co widzi w nim Shiraishi. Z jednej strony uważam, że nie jest to zła postać, nawet dość ciekawym pomysłem było postawienie go na pierwszym planie, ale kompletnie nie byłam w stanie go polubić. Może za bardzo przesadzili z jego biernością po prostu.
Reszta bohaterów na szczęście była w stanie łatwo zamazać to złe wrażenie, każdy z nich bowiem szybko wzbudził moją sympatię. Trochę brakowało mi wątku romantycznego z Ohtą, co oczywiście nie uznaję za minus serii jako tako, ale gdyby się ów motyw pojawił, z pewnością wpłynąłby pozytywnie na mój odbiór serii.
Spodobała mi się natomiast oprawa graficzna w tej serii. Cudów pod tym względem nie oczekiwałam i czasami wyraźnie było widać oszczędności, ale stylistycznie idealnie wpisano się w kreowany tu klimat. Zastosowano uproszczenia, ale na szczęście zrezygnowano z popularnych ostatnio przebarwień, rozjaśniania części planszy, kreskowania itp. W niektórych scenach tła wyglądały przepięknie i potrafiły cieszyć oczy. Same projekty postaci natomiast wypadły dość oryginalnie, a do tego wszyscy były bardzo charakterystyczni i nie sposób ich było ze sobą pomylić. Dla mnie to całkowicie wystarczy.
Seria nie zrobiła na mnie piorunującego wrażenia i choć w ogólnym rozrachunku wystawiłam jej wysoką ocenę (8/10), to zrobiłam to głównie z sympatii dla tego typu okruszków oraz z powodu wyjątkowo dobrych ostatnich odcinków (długo wszakże moja ocena wahała się w okolicach 6‑7). Tak czy siak, to na pewno jedna z lepszych serii w wiosennym sezonie i na pewno rzecz warta uwagi nawet dla osób nie zaliczających się do wielkich fanów gatunku.
Uh, zabrzmiało trochę jakby NNB było „tylko” serią spod znaku CGDCT, a przypadkiem udało się jej osiągnąć sporą popularność przez to, że pokazali tam wiele rzeczy, które się nam kojarzą z okresem dzieciństwa. A przecież samo zaklasyfikowanie serii jako prostych CGDCT jest już niesprawiedliwe, bo anime ma do zaoferowania sporo więcej ponad możliwość napatrzenia się na słodkie dziewczęta. Porównanie do Flying Witch nie wzięło się zresztą znikąd, bowiem w obu tytułach możemy oglądać życie na japońskiej prowincji i ten sielski klimat czuć w obu przypadkach równie mocno. A że we Flying Witch jest też magia? Cóż, temu dla mnie to jest właśnie jak skrzyżowanie NNB z Natsume, bo wygląda właśnie trochę jak „co by było, gdyby dodać do NNB elementy nadprzyrodzone”.
Hmmm… a tak z ciekawości – jaki może być właściwie cel w pokazywaniu scenek z codziennego życia? W sensie, ja to zawsze odbierałam jako relaksacyjne opowieści o codzienności, ukazujące w jakiś sposób daną kulturę (w tym jej folklor), pozwalające się w niej choć trochę zanurzyć, ale też dające możliwość odniesienia do własnej rzeczywistości. I odcinek poświęcony gotowaniu samodzielnie zebranych roślin idealnie się w to wpisuje, bo przecież u nas do niedawna też chodziło się zbierać dziko rosnące dary natury. Teraz już się tego tak nie kultywuje i we Flying Witch jest to w również widoczne, głównie w postawie Nao, która dziwi się, że Kei chce zbierać jakieś chwasty. Dla mnie na przykład to spora frajda odkrywać takie podobieństwa pomiędzy dwiema, jakże różnymi, kulturami (i to nawet jeśli tylko w wersji animowanej, bo jakby nie patrzeć, nie jest to z tyłka wzięte). Zresztą dzięki temu magia zaprezentowana w tej serii nabiera jeszcze większej dozy codzienności – w końcu cały oglądamy naprawdę zwyczajne sceny, które dla bohaterów są czymś naturalnym. Gdyby działo się coś więcej, również nadnaturalność by się za mocno wybijała.
Odrobina magii dobra na wszystko^^
Pierwszy odcinek mnie nie zachwycił – nie w sensie, że był słaby, ale nie rzucił mnie na kolana. Dopiero potem dałam się wciągnąć w klimat tej serii i tak zostało do końca. Zresztą całość prezentowała bardzo równy poziom, choć oczywiście byłabym w stanie wymienić moje ulubione epki (np. te z kawiarnią^^). Spora w tym wszystkim zasługa bohaterów, którzy byli najzwyczajniej w świecie bardzo sympatyczni i z miejsca każdego polubiłam (nie ma tu nikogo, kto by mnie choć odrobinę irytował, co też jest sporą zaletą). Najlepsza jest oczywiście Makoto, ale też i to ona dostała największy przydział czasu antenowego, więc to nic dziwnego. Pozytywnie zaskoczyła mnie natomiast Chinatsu, którą uznaję za jedną z lepszych postaci dziecięcych w anime. Nie przepadam za dzieciakami i z reguły mnie one tylko denerwują na ekranie, ale Chinatsu była realnie słodziutka. No i do tego wszystkiego koty – czyż można chcieć więcej dobroci?^^
Wizualnie wyszło bardzo ładnie, zwłaszcza jeśli chodzi o tła, które były przepiękne. Spodobały mi się też projekty postaci, w tym oczy bohaterów, które wyglądały jak kryształy. Dobrze mi się na to patrzyło.
Okay, nic się tu właściwie nie dzieje, ale to nic się fajnie ogląda. Elementy nadprzyrodzone są dodane z dużym wyczuciem i za każdym razem wyglądają po prostu jak cząstka świata, która jest ukryta przed zwykłymi ludźmi (czy też raczej przed tymi, którzy nie potrafią patrzeć), a nie jak coś nadnaturalnego, czemu trzeba się wielce dziwić. Inna sprawa, że też i z nimi nie przesadzono – nie zostajemy nagle zbombardowani dziwnymi stworzeniami, czy też nadprzyrodzonymi zdarzeniami, które złamałyby wizję codzienności, jaką tu kreowano. Jako czarownica, Makoto ma do czynienia z tym „innym światem”, jest w nim zanurzona, a jednocześnie pozostaje też normalną nastolatką. Ten balans uważam za jedną z największych zalet serii, bo dzięki niemu udało się uniknąć przesady i sztuczności, która byłaby nieunikniona w innym przypadku.
Dla mnie to anime zalicza się do ścisłej czołówki sezonu wiosennego i z pewnością na dłużej zagości w mej pamięci. To takie trochę skrzyżowanie NNB z Natsume – codzienne życie na japońskiej prowincji ze szczyptą magii. Urocze!
Bardzo dobra komedia romantyczna
Niestety seria ma też swoje wady, z których największą jest… postać Mari. Dziewczyna jest irytująco wręcz odpychająca, najzwyczajniej w świecie chamska i niewychowana. Gdyby na jej miejsce wstawić taką Chibę, która pojawia się w jednym z odcinków, tytuł bardzo by zyskał. Zresztą nawet mogliby pozostać przy tym schemacie postaci, ale z jej kreacją po prostu przesadzono. Nie rozumiem jak można się w ogóle przyjaźnić z kimś takim, a co tu dopiero mówić o jakichś głębszych uczuciach.
Inna kwestia to Keiichi, czy też raczej jego sadystyczne zapędy, które tu wyraźnie nie pasują. Ogólnie jest miło, przyjemnie i bardzo realistycznie, a tu nagle Kei‑chan wyskakuje z jakimś batem. I cały realizm szlag trafia. -.-
Kolejną sprawą jest długość odcinków, bo aż się prosi, żeby to była pełnowymiarowa produkcja (oczywiście wciąż dwusezonowa ;p). W takim układzie część wątków jest ledwie zaakcentowana i np. Keiichi i Nozomi nie dostali prawie w ogóle czasu dla siebie.
Tak czy siak to jedna z ciekawszych propozycji romantycznych ostatnich kilku sezonów, zwłaszcza przez to jak bardzo wybija się spośród całej reszty. Gdyby jakimś cudem powstał drugi sezon (to chyba zbyt mało popularny tytuł, żeby tak się stało, no ale może, może…), to na pewno się na niego rzucę. Jeśli jednak w przeciągu kilku miesięcy nie pojawi się żadne info na ten temat, zabiorę się za mangę. I oby więcej takich anime robili.^^
Przyjemny przeciętniak
Największy problem miałam z postacią Ako, która jest po prostu tępą idiotką z ładnym wyglądem. Nie wiem skąd jej się ten cudowny wygląd wziął, skoro dziewczyna jest typowym nolifem, który najchętniej w ogóle nie odrywałby się sprzed kompa. Abstrahując jednak od tego, jest ona niemiłosiernie wręcz irytująca ze swoim oderwaniem od rzeczywistości. Reszta bohaterów była właściwie okay, choć na początek byłam negatywnie nastawiona do Akane z tym jej ukrywaniem swojej pasji do gry i robieniem wszystkiego, by nikt się nie dowiedział. Potem okazała się całkiem sympatyczna i miała swojej momenty (ach ten jej nick xd). O dziwo, protagonista jest tu w miarę sensowny. Bałam się, że to będzie kolejny bezpłciowy otaku, ale Hideki wypadł po prostu zwyczajnie.
Możliwe, że nie oglądałoby mi się tego tak dobrze, gdyby nie to jak wyglądała gra, w której siedzieli bohaterowie. Faktycznie wyglądało to, jakby była ona bazowana na RO – grafika, designy postaci, potworki (nowy rodzaj poringa? xd) i nawet WOE. Zbyt wiele tych podobieństw, żeby to zignorować. Swego czasu dużo w to grałam, więc fajnie się doszukiwało tych smaczków.^^
O serii szybko zapomnę, ale gdyby tak czasem wyszedł drugi sezon, to chętnie obejrzę – wiem czego się spodziewać i to coś nie jest beznadziejne. Pierwszy odcinek co prawda zaprezentował się najlepiej i mógł dać nadzieję na coś lepszego, niż w ostateczności wyszło. Potem trochę zeszli z tonu, ale i tak miło spędziłam przy tym czas. Ot, takie 6/10.
Mogło być lepiej, ale i tak jest dobrze
Zresztą sposób prezentacji dramy uważam za wyjątkowo dobry. Już wcześniej pisałam o przerysowaniu i podtrzymuje to stanowisko. Bałam się, że dostaniemy tutaj kolejną serię, która nie potrafi wyważyć elementów poważnych z tymi lżejszymi i przeplata cięższy klimat z głupimi gagami. Tu wszakże wszystko jest odpowiednio wymieszane i polane absurdem. O dziwo, Gomorin doskonale to podkreśla – jest niby maskotką, czyli czymś „słodziutkim”, ale jego odpychający wygląd dodaje temu jakiś taki psychodeliczny klimat.
Z drugiej strony czuję pewien niedosyt, że nie poszli bardziej w tę psychodelę, że nie wyolbrzymili mocniej tych absurdalnych akcentów. Za dużo też było gadania, choć po części mogę zrozumieć dlaczego, bo w końcu od początku próbowano przekazać, że w przyjaźni ważne jest przede wszystkim to, by ze sobą rozmawiać, bo bez tego nie jesteśmy się w stanie nawzajem zrozumieć. Jednakże trochę te przemowy były zbyt „piękne”, ale to może tylko moje wrażenie.
Jeśli chodzi o aspekty techniczne, to muszę przyznać, że seria bardzo mi się spodobała zarówno jeśli chodzi o grafikę i muzykę. Wyróżnia się to stylistycznie od większości anime (nie ma tu tej wszechobecnej słodyczy) i jest zrobione dobrze. Cieszy mnie to, bo kreowany tu klimat byłby o wiele bardziej mdły, gdyby podano go w innej oprawie, a tak udało się go idealnie podkreślić.
Ogólnie wydaje mi się, że dałoby się więcej wycisnąć z tego projektu. Nie jest to właściwie seria łatwa w odbiorze i wciąż mam wobec niej mieszane odczucia. Udało się tu jednak stworzyć spójną, zamkniętą historię, która nie raziłaby swoją głupotą i za to należy się twórcom spory plus. Na dodatek mamy tu do czynienia z gatunkiem, który osobiście uważam za mocno zaniedbany w anime, czyli sci‑fi bez mechów czy innych robotów (no bo samych mechów jest oczywiście sporo, ale dla mnie anime oparte na mechach posiadają pewną odrębną specyfikę, zbyt wiele elementów charakterystycznych, by je mieszać z resztą), co jest dla mnie kolejną zaletą tego tytułu. Tak więc za interesujący, nieszablonowy pomysł i solidną jego realizację zdecydowałam się dać temu 7/10, bo właściwie pasuje to idealnie do tanukowego opisu tej oceny – to dobra seria, która ma co prawda swoje wady, ale jest w stanie widza zainteresować i potrafi też pozytywnie zaskoczyć. Na pewno obejrzenie jej nie będzie stratą czasu.
Całkiem całkiem
Zdziwiłam się natomiast, że Timothy wcale mi nie przeszkadzał. Bałam się, że to będzie taka standardowa tandetna maskotka, ale jakoś… idealnie wpasował się w klimat tej serii.
Anime zachwyciło mnie jednak od strony technicznej. Całość była bardzo dopracowana, zastosowali tutaj wiele ciekawych zabiegów graficznych, które faktycznie sprawiły, że poszczególne epki oglądało mi się lepiej. Spodobało mi się, że stosowali różnorodną kolorystykę w zależności od wydźwięku danej sceny – jeśli miało być pozytywnie, walili po oczach jaskrawymi, cukierkowymi barwami, ale kiedy np. jakaś postać łapała doła nakładali jakby szary filtr na to.
Również muzycznie widzę tu sporo pozytywów. Przede wszystkim opening i ending brzmią słodziutko, ale nie kaleczą uszu. Co dziwne, skoro obie piosenki śpiewają seiyuu bohaterek (a takie zagrania z reguły kończą się źle). Inna sprawa, że pozytywnie zaskoczyło mnie, iż podczas karaoke w jednym odcinku wykorzystali jakieś inne utwory, niż te z op i ed. To nie jest niby typ serii, w którym powinni się przejmować takimi „pierdołami” i z reguły kończy się to tak, że postaci śpiewają to, co już znamy.
Nie była to jakaś szalenie odkrywcza seria, ale widzę w niej kilka pozytywów mogących świadczyć na jej korzyść. Serii o słodkich dziewczętach robiących słodkie rzeczy jest sporo i ciężko się z tego tłumu wybić. Anne Happy, choć nie zalicza się do ścisłej czołówki w tym gatunku, jest w stanie zaproponować nam coś „innego”, co może nas zainteresować nawet jeśli widzieliśmy już wiele tytułów CGDCT. Mimo pewnych dłużyzn dobrze się przy tym bawiłam i nie żałuję czasu poświęconego na tę serię, choć też nie zamierzam do niej więcej wracać. Takie 6/10 po prostu.
Re: CGDCT czyli Yaaaaay2
Re: CGDCT czyli Yaaaaay2
Mogło być znacznie lepiej, ale wyszło beznadziejnie.
Bardzo możliwe, że to, co próbowano tu wykreować mogłoby się udać, gdyby całkowicie wymienić bohaterów. Nie uważam, iż ich ilość sama w sobie jest błędem – w końcu wybierali się oni do wioski, by zacząć tam nowe życie, niejako stworzyć środowisko społeczne, w którym mogliby „normalnie” (jak na ich standardy) funkcjonować. Rozbudowanie wszystkich z nich byłoby niemożliwe, chyba, że próbowano by to rozwlec na serię ponad 50‑cio odcinkową. Tutaj wszakże podejrzewam, że przy takiej konstrukcji fabularnej (tj. wyciąganie asów na sam koniec) nikt by nie zniósł słuchania o traumach kolejnych bohaterów i to nawet, gdyby zaserwowano je w ciekawszej formie, a nie tak jak to zrobiono. Naturalnym rozwiązaniem było zatem wyróżnienie grupki głównych bohaterów. Niestety, jak już pisałam po pierwszym odcinku, do tych ról nominowano praktycznie najgorsze możliwe postaci. Ponadto kompletnie niepotrzebnie wyróżniono ich aż tylu – przykładowo za zupełnie bezsensowne uważam kliknij: ukryte wywlekanie przeszłości pani od tortur, gościa od „sprzedaży” i tej dwójki maniaków broni. Bo serio – czy ich tragiczne przeszłości w ogóle kogoś ruszyły? Z drugiej strony, bohaterowie, którzy troszkę mnie zainteresowali – pani detektyw i ta mała, co niby widzi duchy – zostali potraktowani całkowicie po macoszemu. Jakie były w końcu ich kliknij: ukryte „nanaki” i dlaczego akurat takie, tego nie wiemy. Tak szczerze, to myślałam, że coś o tym będzie, bo np. były momenty jak ta detektyw kliknij: ukryte ściska sobie fałdy na brzuchu, co chyba powinno mieć jakiś sens (mogłoby ujść jak zwykły odruch bohaterki w jakimś innym typie serii, tu jednak, skoro skupiali się niby na psychice postaci, powinni to jakoś rozwinąć, skoro już poświęcili temu uwagę). kliknij: ukryte Za ciekawy zabieg uważam powrót bohaterów teoretycznie szybko wykluczonych z historii, ale i do tego mam zastrzeżenia. Absolutnie nie rozumiem zasad działania i motywacji tej dwójki, która potem atakowała resztę. Czemu w ogóle słuchali tamtej babki? I oczywiście – jakie były ich traumy? Ale i tak to wszystko blaknie w porównaniu do tego, co zrobili z trójką głównych postaci. O dziwo, historia Masaki wyszła nieźle – nie spodziewałam się, że kliknij: ukryte Reiji będzie jej wymyślonym przyjacielem i nawet uważam, że to dobrze poskładali do kupy (jak na ten tytuł oczywiście). Ale te traumy pozostałej dwójki… o ludzie – zaś biedne, skrzywdzone przez los/życie/ludzi/Boga/cokolwiek nastolatki… Nie wiem nawet co o tym powiedzieć – to było zwyczajnie głupie i jak słuchałam kolejnych wynurzeń Mitsumune, to jeszcze bardziej marzyłam, by to jednak była zwykła krwawa sieczka, w której wszyscy giną. Tutaj wyraźnie wyszły na wierzch wszystkie bolączki trapiące twórczość pani Okady – pomysł jest, ale jak przychodzi do konkretów, to jakieś toto sztuczne, przedramatyzowane, niedopracowane, nieżyciowe…
Najgorsze w tym wszystkim jest jednak zakończenie. Wyglądało to dla mnie tak, jakby osoba wymyślająca tę historię zabrnęła za daleko i nie wiedziała, co właściwie dalej z tym całym chaosem zrobić. kliknij: ukryte Happy end? A może bad end? Więc zrobiła trochę tego i trochę tamtego, bo przecież „nie każdy jest w stanie sprostać swoim problemom… blablabla… część zostaje, część wraca do społeczeństwa.” Chyba najgorsze, co można było z tym zrobić i takie trochę „na odwal się”.
Ogólnie wyszło to tragicznie, a wcale nie musiało, bo pomysł głupi nie był. Zawiodło wszakże wszystko inne. nudni bohaterowie, chaotyczny sposób wprowadzania kolejnych wątków, skupianie się na pierdołach, mniejsze bądź większe dziury i błędy (poczynając od całej organizacji tej wycieczki) – to wszystko sprawiło, że nawet najciekawszy motyw musiał wyjść źle. Momentami było śmieszne i całościowo uważam to za kolejny tytuł z cyklu „tak głupi, że aż fajny”, ale jestem zawiedziona. Nie, nie tym, że nie wyszło z tego coś dobrego, ale że na koniec nie dodali większych głupot i kliknij: ukryte nie pozabijali większości bohaterów.
Po 10 epku