x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
Pierwsze wrażenie
Do Bikini Warriors trochę brakuje, ale może i tutaj zostaniemy zaskoczeni i nie wyjdzie z tego totalny syf, na jaki się teoretycznie zapowiada. Trzy minuty na ep mnie nie zbawią, daję więc temu szansę.
CGDCT czyli Yaaaaay3
W każdym razie serię obejrzę na pewno do końca – „bo słodkie dziewczynki” i liczę, że nie skończą im się pomysły na gagi i wszystko, nawet jeśli będzie opierało się wciąż na tym samym (czyli pechu), będzie miało jako taki polot.
Pierwsze wrażenie
Graficznie było okay, zwłaszcza projekty postaci są bardzo słodziutkie. Rozwaliło mnie, że bohaterowie grają w grę z tak kiepską grafiką. Z reguły jak już w coś grali w anime, to starano się, by to wyglądało super ekstra. A to faktycznie przypomina mi trochę styl RO (i ten potwór z endingu – to jakaś nowy, wypaśnięty MVP na bazie poringa? Octoring? ;p)
Ogólnie pierwszy ep raczej na plus – jeśli utrzymają taki poziom, to będzie dobrze. Niczego więcej nie wymagam.
Re: CGDCT czyli Yaaaaay2
I nawet jeśli skończy jako jednorazowy gag, to – tak jak w przypadku rowerzysty – uważam to za chwyt z rodzaju tych zbędnych. Bez nich jak dla mnie seria tylko by zyskała.
CGDCT czyli Yaaaaay2
Zacznę od tego, co nie podobało mi się już w One Off, to jest przedstawienia jazdy na rowerze jako czegoś lamerskiego. Ja wiem, że ona mają być miłośniczkami motorów, ale nigdy się nie zgodzę na takie przedstawienie wysiłku fizycznego i czegokolwiek związanego ze zdrowym trybem życia. Ale to tak w ramach obowiązkowej porcji narzekań.
Ogólnie to miło mi się oglądało ten odcinek, zwłaszcza że dziewczęta zaprezentowano wyjątkowo ciekawie. Nie mają one może jakichś głębokich profili psychologicznych, ale wszystkie poza Hane wydają się czymś wybijać. Hane to akurat standardowa energiczna dziewuszka z gąbką zamiast mózgu, którą trzeba będzie zwyczajnie przeboleć.
Fajnie, że nie są one w klubie motocyklowym by jeść ciastka i pić herbatę. Już w pierwszym odcinku o samych motorach było wystarczająco dużo, by usatysfakcjonować tych, którzy przyszli tu oglądać nie tylko słodkie dziewczynki. Na pewno więc pod tym względem będzie lepiej, niż w One Off, co mnie bardzo cieszy.
Trochę szkoda, że postawiono na balansowanie na granicy realizmu przy scenkach komediowych – jakoś tak wolę, jeśli nie ma scen typu tornado wyrzucające rowerzystę w powietrze. Nie wiem co myśleć o gadaniu do motoru, bo mam wrażenie, że to jednak nie motor jej odpowiada, a ona sama jest po prostu tak głupia, że tego nie zauważa. A jeśli tak nie jest, to szkoda – w tej wersji byłoby lepiej. xd
Z innych kwestii dodam jeszcze, że podobają mi się projekty postaci. Zwłaszcza Onsa wygląda dość oryginalnie z tą swoją czarną czupryną.^^
Dla mnie to jeden z dwóch faworytów spośród CGDCT tej wiosny (obok Sansha Sanyou) i cieszę się, że pierwszy odcinek tego nie pogrążył. Chcę więcej! Brum brum bruuuum!
Pierwsze wrażenie
Z jednej strony fajnie, że nie bano się tu wrzucić mocniejszych motywów, ale w wersji jak na razie nie przesadzonej. Chodzi mi o to, że nie było całkowicie cukierkowo, w końcu główny bohater kliknij: ukryte dwa razy umarł i nie był jedynym trupem na ekranie, natomiast nie oznaczało to równocześnie tony flaków w każdym kącie. Było niepokojąca i brutalnie, lecz dość stonowanie (jak na coś takiego ofc).
Jednocześnie jednak mam wrażenie, że ten początek przebiegł zbyt lekko. W sensie – główny bohater niemal automatycznie się tam zaaklimatyzował i jego zapoznanie z Satellą tak naprawdę przyszło szybko, ona mu właściwie raz dwa całkowicie zaufała. Trochę to zbyt cacy jak na to, że wylądował w obcym świecie nie wiedząc o nim nic – jeśli już mamy ten start od zera, to nie miałabym nic przeciwko większym przeciwnościom losu. Sama kwestia kliknij: ukryte powracania do punktu wyjścia po śmierci może wyjść różnie. Trochę się tego obawiam, bo szczerze powiedziawszy nie przepadam za motywem resetu dotychczasowych wydarzeń. Liczę jednak, że to odpowiednio wytłumaczą (choć patrząc, że to adaptacja LN, pewnie skończy jako zwykła reklama, w której nie doczekamy się żadnych wyjaśnień dotyczących mechaniki świata).
Wizualnie było okay, trochę mnie CGI zakuło w oczy, ale jeśli nie wyjdzie to poza ruch w tle, nie będę narzekała. Projekty postaci to taki standard, nic specjalnego w nich nie zauważyłam, lecz wyszły ładnie.
Raczej na pewno mam zamiar kontynuować przygodę z tym tytułem, bo a nuż wyjdzie z tego chociaż przyzwoita seria fantasy z dobrą dawką ciekawej akcji i interesującą intrygą. Nie liczę na ósmy cud świata, więc może się nie zawiodę.
W sumie głównie to chodziło mi o to, że co tu wchodzę, to co chwila widzę jakieś uszczypliwości do Kindaichiego i to zupełnie niepotrzebne. Wiem, kto je głównie stosuje i gdyby ta osoba raczyła się odezwać w komentarzu, to zwróciłabym się bezpośrednio do niej.
Sęk w tym, że ja tam na przykład Kindaichiego lubię, nie może być więc postacią typowo antypatyczną. Już prędzej antypatycznym nazwałabym „wszystkowiedzącego” Conana – z tej dwójki zdecydowanie wybieram Kindaichiego, bo Conan mnie niemiłosiernie denerwuje sobą i swoją postawą. Naprawdę nie rozumiem więc czym Kindaichi niby aż tak irytuje, żeby po nim jeździć we wszelkiego rodzaju tekstach typu właśnie zajawka zupełnie niepowiązanej z tym serii (to, że w ramówce wskakuje na miejsce Kindaichiego naprawdę nie ma znaczenia), albo w zapowiedzi nowego sezonu…
Co do kwestii zagadek – owszem, zdarzają się teraz takie na bardzo miernym poziomie, nad czym strasznie boleję, ale na szczęście nie wszystkie są tak beznadziejne. Zgadzam się, że to nie jest kryminał najwyższej klasy, ale jak na serię z nastoletnim detektywem, jak dla mnie może być.
Owszem, ale tylko jeśli chodzi o logikę i wewnętrzną spójność tej sprawy. Natomiast sposób prezentacji zagadki w tym pierwszym epku był wręcz żałosny, w żadnym epizodzie Kindaichiego takich tandetnych objawień nie uświadczysz, a przedstawianie widzom nowych dowodów/wyników śledztwa jest tam zdecydowanie sprawniej przeprowadzone.
Ogólnie to nie chodzi mi tu o jakąś obronę Kindaichiego, tylko powoli zaczęło mnie denerwować, że co chwila widzę, jak ktoś w chamski sposób tę serię obśmiewa i to porównanie do Ranpo przelało czarę goryczy. Gdyby to była jakaś konstruktywna krytyka, to co innego, ale tak to jest zwyczajny hejt na bardzo niskim poziomie i absolutnie nie widzę potrzeby ku niemu. Nie podobało się? Okay, ale takie drwiny są zbędne.
Swoją drogą, jak widzę takie teksty o Kindaichim, jak w zajawce pierwszego epka do Gyakuten Saiban, to moja opinia o ich autorze spada na łeb na szyję, bo to jest bliskie zwykłego, głupiego hejtu, wyciągniętego znikąd nie do końca wiem dlaczego – autor chciał zabrzmieć zabawnie chyba. Nie ma to jak sobie wyrobić „dobrą” markę z powodu kilku niepotrzebnych złośliwości ;p
CGDCT czyli Yaaaaay1
Swoją drogą, podczas przedstawiania uczestników wycieczki, jak tylko doszło do Mitsumune, to od razu zapaliła mi się lampka ostrzegawcza. I oczywiście, ponieważ chłopak wygląda na z pozoru normalnego i jedną z nudniejszych postaci tam, to musi być głównym bohaterem. Nie żeby reszta postaci wypadła jakoś super lepiej, ale chętnie zobaczyłabym w tej roli większego dziwaka/kogoś, kto nie byłby aż tak oczywisty w tej roli (a jakby to był jeden z tych starszych, to już w ogóle cud, miód). I jeszcze te hinty na jego wielką traumę i mroczną stronę osobowości… ech…
Może być
Natomiast jako animowany przewodnik po japońskich słodyczach, wyszło to wyjątkowo dobrze. Kilka przysmaków mnie zainteresowało i na pewno będę je chciała spróbować, jeśli w końcu uda mi się dotrzeć do Japonii. xd Swoją drogą, natchnęło mnie to na wspominki odnośnie smaków dzieciństwa – w końcu w Polsce też mieliśmy wiele specyficznych słodyczy, takich typowo dla dzieci, tanich i małych.
Na plus zaliczam też specyficzną kreskę – bardzo charakterystyczną i mocno wyróżniającą się ze standardowej animowanej papki. Wyjątkowo przypadły mi do gustu te projekty postaci.
Miło się to oglądało, ale zdecydowanie nie będę do tego wracać i pewnie szybko o tej serii zapomnę. Jako sezonowy zapychacz sprawdziła się ona jednak znakomicie.
Wyjątkowo fajne
Co najważniejsze – to nawet nie jest harem. Owszem, jest stado dziewczyn na pierwszym planie i on jeden, ale w żadnej sekundzie tej serii nie rozwija się ani krztyna relacji romantycznych. Tu nawet nie ma aluzji, że któraś z bohaterek leci na bohatera, albo że on którąś szczególnie faworyzuje. Zamiast tego dostajemy ciekawe przedstawienie nadzwyczaj interesującej, wymyślonej dyscypliny sportowej. Zasady rządzące „Latającym Cyrkiem” są banalnie proste i chyba dzięki temu tak fajnie ogląda się kolejne pojedynki. A z drugiej strony nie jest to tylko latanie „kto szybciej”, bo i miejsce na taktykę się w tym znajduje.
Również postaci są bardzo „proste” w swoich kreacjach i jednocześnie strasznie sympatyczne. Nie straszą tylko wytartymi schematami, nie irytują idiotyzmem, za to są łatwe do polubienia. Nie zachwycania się, ale zwykłej sympatii. Mają jakieś tam swoje problemy, czasem przeżywają kryzys, lecz nie ociera się to o przedramatyzowanie i wypada bardzo naturalnie. Choćby kliknij: ukryte problemy Misaki, która szybko zostaje przyćmiona przez talent Asuki. Na jej miejscu też czułabym się tym sfrustrowana i bardzo możliwe, że również rzuciłabym to całe latanie w diabły. I niewykluczone, że tak jak ona, wróciłabym do niego, gdyby faktycznie mnie to nadal cieszyło. Spodobał mi się jej wątek, zresztą sama postać była chyba najbardziej konkretna z tej gromady. Acz muszę przyznać, że Asuka tak naprawdę nie była tylko pustym moe blobem. Po prostu taka radosna z niej dziewczynka, że wszystko ją cieszyło, a że energia ją rozpierała, to nie mogła usiedzieć w miejscu. Jasne, jest trochę głupiutka, ale do typowych, denerwujących ciepłych kluch jej daleko.
Zdziwiło mnie, że kliknij: ukryte stosunkowo mało czasu poświęcono Masayi. Ostatecznie wzbił się w niebo tylko raz jeśli chodzi o cokolwiek związanego z tym Cyrkiem. Na początku dałabym sobie głowę uciąć, że na koniec dostaniemy wątek dotyczący jego rezygnacji z uprawiania tego sportu, pewnie będzie trochę dramy, ale ostatecznie chłopak się przełamie i znowu wystartuje w zawodach. A tu proszę, proszę – jednak wszystko poszło w zupełnie innym kierunku! Miło.
Szkoda natomiast, że kliknij: ukryte ostatecznie to Asuka błyszczała, a Misaki jednak pozostała w jej cieniu. No tak, wiem, że wyłamanie się z tego schematu, to byłoby już za wiele jak na tę serię, ale liczyłam chociaż, że np. w finale dostaniemy pojedynek między nimi, bo Misaki jednak pokona Inui. No trudno.
Cieszy mnie za to, że kliknij: ukryte Mashiro nie pozostała tak całkiem w tle. Wyraźnie odstawała od pozostałych zawodników, początkowo zresztą wcale jej to tak nie pociągało, a do klubu wstąpiła tylko z powodu Misaki. Fajnie, że wprowadzono również jej wątek i dziewczyna dostała swoje pięć minut.
Niestety do tego dołożono okropną grafikę. Mnóstwo deformacji nawet mnie kłuło po oczach, a nie jestem przewrażliwiona na tym punkcie. Wykorzystanie CGI było oczywiście fatalne, acz nie odrzuciło mnie aż tak. Nie mam tolerancji dla tego typu animacji, więc i tu mi się nie podobała, doceniam natomiast, że z nią nie przesadzono (tj. nie była aż tak nachalna).
Pod względem muzycznym nic ciekawego nie wypatrzyłam, ale też i nic mi nie przeszkadzało, więc to taki standard.
Ogólnie uważam, że wyszło to dobrze. Żaden z tego hit, ale przynajmniej serię pozbawiono jakichś problematycznym motywów. Nie ma tu ani fanserwisu, ani romansu, ani wielkiego dramatu. Wszystko jest proste, a jednocześnie miłe w odbiorze. Temu też daję temu lekko naciągane 7/10 (trochę też dlatego, że mało obecnie podobnych serii wychodzi, doceniam więc, że postawiono na takie klimaty tutaj i nie próbowano tego na siłę uatrakcyjnić wrzuceniem motywów najbardziej „chodliwych”) – lubię obejrzeć czasem coś niezbyt wybitnego, ale nie ogłupiającego, co ma w sobie po prostu sporo uroku. :)
Co ja właściwie obejrzałam? o.O
Swoją drogą, dopiero kiedy nauczyłam się w pełni rozróżniać poszczególnych braci, anime zaczęło mi dostarczać tej cudownej rozrywki w czystej postaci. W pierwszych epkach miałam z tym problem. O ile taki Karamatsu, czy Juushimatsu byli łatwi do rozpoznania, to Osomatsu i Todomatsu na początku wiecznie mi się mylili, zresztą gdyby nie głos mojego ulubionego seiyuu u Choromatsu, też byłoby niedobrze. Ale gra aktorska to w ogóle osobny temat. Jasne, teoretycznie wystarczyłoby spojrzeć na nazwiska seiyuu zatrudnionych w tej produkcji, by wiedzieć o jakim poziomie mówimy. Z drugiej strony, nigdy mnie same nazwiska nie przekonywały, może poza pojedynczymi przypadkami, ale od teraz chyba zacznę na to zwracać większą uwagę. To, jak wspaniale wykreowane zostały tu postaci za sprawą samego głosu, jakim przemawiała każda z nich, stanowi naprawdę mistrzowski poziom. Qrcze, nawet taki Dayon, który… ekhm… nie jest zbyt ekspresywny, brzmiał jakoś tak żywo i charakterystycznie.
Naprawdę i szczerze będzie mi brakowało kolejnych scen z życia tej bandy oryginałów. Niestety rzadko zdarza się w anime tak dobra i oryginalna komedia, której świeżość nie więdnie wraz z kolejnymi epkami. Będę trzymać kciuki, by powstał następny sezon, bo naprawdę jest to tego warte. Cieszę się, że przetrwałam tę chwilę zwątpienia na początku i nie dałam się zwieść pierwszemu odcinkowi.^^
Re: Dwa pytania
Sęk w tym, że Hanbun to przede wszystkim dramat, nie zaś okruchy życia. Wszystko rozwija się wokół wątku bardzo poważnej choroby bohaterki, nie jest to więc ich codzienne życie, a sytuacja bardzo skrajna.
Co do Barakamona… no właśnie, to jest dość dobry przykład na to, że okruchy życia z samego swojego założenia nie są nachalne. Generalnie seria jest bardziej komedią z okruszkowym tłem, niż okruszkami z komediowymi motywami (sama liczyłam bardziej na to drugie, niż pierwsze, przez co tak się na tym zawiodłam) i aspekty komediowe są… no trochę natarczywe momentami. Ale właśnie okruszki – nigdy. Ot, tam się po prostu przewija codzienne życie gdzieś w tle, taka zwyczajność w kontraście do niezwyczajności prezentowanej w przeróżnych komediowych scenkach.
Ale czy faktycznie aż tak potrzebne podkreślanie niejako na siłę, że to jest zdanie autora? Przecież to recenzja, logiczne więc, że autor wyraża w niej tylko i wyłącznie własną opinię! Inna sprawa, że tutaj również autor stwierdza po prostu, że ta komedia jest śmieszna, że udanie przepleciono ją z romansem itp. Żeby nie było – ja się tego nie czepiam, natomiast rozwala mnie, że fala krytyki spada za coś takiego tylko i wyłącznie, jeśli ocena recenzenta rozmija się z „oceną ogółu”. Jeśli zaś te dwie noty się pokrywają, to mało kto zwraca w ogóle uwagę na jakość samego tekstu – wtedy jest cacy, nie ważne co i jak zostało napisane. ;p
Re: Dwa pytania
Nic
A przecież założenia fabularne wyglądały nie najgorzej. Yuzuka jako magiczna dziewczyna ma nosić strój kąpielowy, którego się wstydzi; Miton często ją molestuje, co kończy się dla niego źle; Do tego mamy grono postaci drugoplanowych z zazdrosną o względy przyjaciółki Chiyą na czele. Nie żeby to dawało nie wiadomo jakie pole do popisu, ale chyba powinno się skończyć czymś więcej, niż „jestem mahou shoujo, wstydzę się przemieniać, więc nie wiem co z tym zrobić… no to nie robię praktycznie nic”. Ech, chyba najbardziej z tego wszystkiego zapamiętam, iż w pierwszym odcinku wycięli najlepszą scenę z mangi, czego nie mogę przeboleć. ;p
Dwa pytania
1. Co to znaczy „nienachalne okruchy życia”? Czy też inaczej – czy może być coś takiego jak „nachalne okruchy życia”? W sensie – pokazywanie codziennego życia grupki osób może być w jakikolwiek sposób natarczywe czy uciążliwe? Jedną z cech tego gatunku jest w końcu subtelność, spokój, oderwanie od emocjonalności wielkich dramatów czy romansów, więc doprawdy… „nachalność” jest ostatnim słowem, który mi do tego pasuje.
2. Gdzie właściwie w Bokura wa Minna była parodia?! Co prawda oglądałam to już dawno i tak jak przypuszczałam – szybko o tym zapomniałam, ale po przeczytaniu tego tekstu zaczęłam się zastanawiać, gdzie tam właściwie były jakiekolwiek motywy parodystyczne… i naprawdę nie mogę skojarzyć. A autor recenzji zdecydował chyba, że nie ma sensu tej myśli dalej rozwijać, więc nie mam zielonego pojęcia co i jak parodiowano w tej serii…
Inna sprawa, że po przeczytaniu tej recenzji tak samo nie wiedziałabym, co stanowi o sile tego tytułu, jak po przeczytaniu tej poprzedniej nie rozumiałabym, co sprawia, że jest on taki niby kiepski. Dużo szumnych słów jakie to nie jest dobre, zabawne i w ogóle świetne, a tak naprawdę (poza opisem warstwy romantycznej) – zero konkretów. Co ciekawe – nikt się tego nie czepia, jak w przypadku poprzedniego tekstu. Ot, taka refleksja mnie naszła. xd
Fabuła - cały pomysł na taką a nie inną organizację świata był bardzo ciekawy, choć w ostateczności okazało się, że nie wgłębiano się w to zbytnio. Czy to źle? Jak dla mnie. Nawet pomimo kilku większych bądź mniejszych debilizmów, wyszło to sensownie, z solidnym zakończeniem, splatającym wszystkie wątki ze sobą. Nie wydaje mi się, by w założeniu miała być to niezwykle ciężka seria z „mądrym przesłaniem”, a raczej klasyczne kino akcji odwołujące się momentami do cięższych klimatów. Nie liczyłam tu na drugiego Gitsa, temu też nie jestem zawiedziona i nieźle się przy tym bawiłam, a kolejne epki mnie nie nudziły.
Bohaterowie - największą zaletą tej serii jest osadzenie w głównej roli tak sensownej postaci, jaką jest Kyouma. Co prawda dodano mu tragiczną przeszłość, ale nie skończył on jako wiecznie jojczący wyrzutek społeczny. Nie był zbyt emocjonalny, ale też nie wyszedł całkowicie pusto i bezpłciowo – ot, odwalał swoją robotę i nie rozczulał się nad każdym przypadkowo spotkanym biedactwem. Początkowo wielką niewiadomą stanowiła za to Mira. Obawiałam, że skończy jako słodki dodatek, kompletnie nieprzydatny i tylko pałętający się pod nogami głównego bohatera. Lecz i ona wypadła nadzwyczaj dobrze – nie trzeba jej było wiecznie ratować, kiedy trzeba, była przydatna, przez co nie irytowała.
Znacznie słabiej oceniam całą tę ekipę z Isli, bo zupełnie nie przypadło mi do gustu ich zachowanie, że nie wspomnę o motywacjach (nie licząc kwestii z Lwaiem).
Grafika – powiedziałabym, że wyszło średnio. Ani tu szczególnie spektakularnej animacji nie widziałam, ani drobiazgowo przedstawionych teł, ani wybitnie oryginalnych projektów postaci. Z drugiej strony, całość przedstawiono poprawnie, z zachowaniem odpowiedniego klimatu (choćby poprzez zastosowanie stonowanej kolorystyki), który jednak mógłby być znacznie lepszy, gdyby wszystko nie wydało się takie… plastikowe (przy czym to kwestia takich czasów, teraz wszystko wygląda podobnie, a osobiście wolę np. kreskę znaną ze starszych serii). Co natomiast mnie drażniło, to okazjonalne jednolite plansze zamiast tła. Podejrzewam, że zastosowano je w celu oszczędności, uznając je za lepsze rozwiązanie niż standardowy spadek jakości w kolejnych odcinkach. Dla mnie jednak było to równie beznadziejne, jak graficzne wpadki, więc nie jestem w stanie przymknąć na to oka.
Muzyka – Opening mnie nie kupił, gdyż poza dynamicznością nie miał w sobie niczego ciekawego. Za to spodobał mi się ending, chyba najlepszy z zimy. Na muzykę w tle standardowo nie zwróciłam uwagi.
Nie miałabym nic przeciwko, by co sezon wychodził podobny tytuł, na mniej więcej takim poziomie. W końcu serie typowo rozrywkowe, bez głębszych przemyśleń, też są potrzebne, a miło od czasu do czasu oderwać się od standardowej papki szkolno‑supermocowo‑fantastycznej. Ode mnie 7/10.
Re: 5/10
Cóż, tak jak wspominałam moją intencją nie było nigdy urażenie ciebie, więc jeśli jakkolwiek cokolwiek odebrałaś jako „serię niesubtelnych aluzji”, to wybacz – nie miało ich tam być. Natomiast stwierdzenie to nie było odpowiedzią tylko na tamten komentarz (i nie na przyznanie się do utraty cierpliwości, tylko jego ogólna wymowę), ale na całą serię zgryźliwości w praktycznie każdej twojej wypowiedzi. Tak, te sarkastyczne uwagi właśnie tak odebrałam, miłe na pewno nie były.
Gintama jest komedią, w której wszelkiego rodzaju homoseksualne nawiązania nie są traktowane poważne, jak praktycznie wszystko inne. O P‑P nie pomyślałam w ogóle, choć tam jednak mieliśmy do czynienia z homoseksualizmem postaci całkowicie drugoplanowej, który to motyw sam w sobie był mało znaczący i tylko lekko zaakcentowany.
Oczywiście, że nie miałam. Piszemy o homoseksualizmie Haruty, no więc zwyczajnie nie czułam potrzeby odnoszenia się do homoseksualizmu lesbijskiego.
To samo, co miałabym na myśli pisząc „kwestia homoseksualna”, tylko po prostu nie chciało mi się pisać tak długiego słowa. -.- Naprawdę, trochę za bardzo czepiłaś się słówek, przez co całkowicie przeinaczyłaś treść mojej wypowiedzi. Żeby to trochę naprostować, napiszę, że zawsze drażniło mnie takie rozróżnianie gej/lesbijka z cichym przyzwoleniem na to drugie i niechęcią do tego pierwszego. Bo jak słusznie zauważyłaś:
Ja jestem przyzwyczajona, ale nie zmienia to faktu, że motyw tego trójkąta romantycznego uważam za zbędny i niepotrzebny (nie tylko dla tego homoseksualizmu, ale i miłości do nauczyciela). Przy czym jak mówię – gdyby całości nadano większego realizmu pod względem psychologicznej kreacji postaci, zapewne nawet nie zwróciłabym na to uwagi. A tak, ponieważ drażniące jest wszystko, co oni robią i jak się zachowują, tak też i ten wątek wypada słabo (gdyby chodziło tu o dwóch męskich uczniów i nauczycielkę, odbierałabym to tak samo). Nie dopatrywałabym się w tym więc homofobii, czy nieprzyzwyczajenia do homoseksualizmu.
Re: 5/10