x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
Re: 5/10
Przepraszam bardzo, ale popraw mnie, jeśli się mylę – jeśli uważasz coś za bełkot, tylko dlatego, że wzbudził w tobie negatywne emocje, to chyba znaczy, że źle to odbierasz (nie w znaczeniu „nieprawidłowo”, a „negatywnie”). Acz to zdecydowanie nie miejsce na takie dyskusje i wcale nie mam zamiaru cię tu atakować. Sama zaczęłaś z bełkotem w Shinsekai, pozwoliłam sobie więc odnieść się do tego. Widzę jednak, że jesteś dość drażliwa na tym punkcie, więc okay – nie drążę więcej tematu.
Zacznij od podejścia do tego na luzie, bez takie spinania się – będzie nam łatwiej do czegokolwiek dojść.
Zamiast pomijać, wytłumacz mi co w tym takiego „bajecznego”. -.-
W pewnym sensie tak, jeśli chodzi o niektóre kwestie. Zauważ, że Polska jest nadal bardzo konserwatywna pod wieloma względami, w tym jeśli chodzi o kwestię orientacji seksualnej i zwyczajnie taki motyw może nie być przez niektórych odbierany z taką samą łatwością, jak przez osoby do niego przyzwyczajone (wciąż np. w polskiej literaturze tematyka homoseksualna się pojawia rzadko, że nie wspomnę o tym, jak to niestety wygląda w dyskursie potocznym)
Wskaż mi proszę serię z lesbijkami, która nie jest shoujo‑ai/yuri, ani lesbijki nie są traktowane tam w aspekcie komediowym bądź fanserwisowym. Inna sprawa, że od razu przychodzi mi do głowy NNB, w którym część osób dopatrzyła się lesbijskich podtekstów między dwiema bohaterkami i ich ta seria przez to odrzuciła właśnie…
Oczywiście, że nie, ale nie wiem w ogóle skąd taki wniosek wyciągnęłaś. Chodziło mi raczej o zwrócenie uwagi na to, że jeśli komuś się ten wątek nie podoba, to nie oznacza jednocześnie, że jest zacofanym homofobem, co wywnioskowałam z twojej wcześniejszej wypowiedzi (jeśli nie miałaś nic podobnego na myśli, to wybacz, ale dokładnie tak to odebrałam, głównie przez twoją dość ostrą reakcję).
Nie czytałam recenzji Hoozuki, więc nie wiem dlaczego zostało tak a nie inaczej ocenione (choć 5/10 to w sumie nie jest jakoś specjalnie nisko) – w każdym razie hermetyczność danego tytułu swobodnie może stanowić postawę wyjściową do oceny, bo jakby nie patrzeć, wpływa znacząco na przyjemność czerpaną z seansu. Choć zgadzam się, że generalnie za recenzję takich tytułów powinny brać się osoby obeznane w temacie. Ale tak btw. – co to ma w ogóle do HaruChiki?:P Bo tu jednak nie chodzi o kwestię niezrozumienia, ile raczej nieprzyzwyczajenia, co jak dla mnie stanowi istotną różnicę.
Swoją drogą, ja naprawdę nie rozumiem dlaczego nie mogę po prostu nie lubić tego motywu (mowa o trójkącie romantycznym z nauczycielem wraz z tymi wszystkimi scenami zazdrości itp., nie o homoseksualizmie, żeby zaś nie było nieporozumienia) i uważać go za naciągany. Nie bardzo też wpływa on na moją ocenę samej HaruChiki, a zwyczajnie uważam, że jest on niepotrzebny.
Nie ma to jak stary dobry Kindaichi...
kliknij: ukryte 1‑4 (Sprawa z hotelem) – bardzo słabe i naciągane; o tym, co mi się w tej zagadce nie podobało pisałam już wcześniej, więc teraz nie będę; dodam tylko, że w tej odsłonie nie podobało mi się też przedstawienie Lalkarza z Piekła; 3/10
5‑6 (Sprawa z klubem Go) – średnio; przede wszystkim trochę zbyt szybko jak na takie grono podejrzanych, choć z drugiej strony była to kwestia tego, iż popełnione zostało tylko jedno morderstwo; sprawcą okazała się najbardziej oczywista postać, więc czułam pewien niedosyt; 6/10
7‑11 (Sprawa z Różami) – najdłuższa i najciekawsza zagadka, w której pojawia się Lalkarz z Piekła i to w nieco innej roli, dzięki czemu ponownie wzbudził on moją sympatię; jak tylko na siłę nie chce on zaszkodzić Kindaichiemu, wątki z nim są naprawdę sensowne (nie widziałam jeszcze wszystkich epków starej serii Kindaichiego i żadnego filmu, więc nie wiem jak to z nim bywało tam, jednak w pierwszej sprawie z nim w roli głównej, zaprezentował się wystarczająco ciekawie, bym zdążyła go polubić), a on sam – świetny jako antagonista; 8/10
12 (Sprawa ze strzałem o 4:40) – dość ciekawie poprowadzona z interesującym rozwiązaniem; nie chodzi o to, że samobójstwo było zaskakujące, ile on sam fakt pojawienia się takiego motywu z postacią wyraźnie kreowaną w pozytywnym świetle; jako jednoodcinkowa sprawa‑przerywnik wyszło nad wyraz dobrze; 7/10
13‑16 (Sprawa ze Śnieżnym Demonem) – kilka rzeczy było naciąganych, na czele z tym całym zniknięciem domu pod lodem + to „wzruszające zakończenie” mnie nie kupiło; ogólnie słabo‑średnio; 5/10
17 (Sprawa z lekarką) – dość ciekawie pomyślana kwestia samego zabójstwa (tj. zapewnienie sobie alibi przez sprawcę), do tego od początku wszystko wyglądało mocno podejrzanie; mimo wszystko, z kryminalnego punktu widzenia, nic ciekawego; 5/10
18 (Sprawa ze złotym medalem) – takie sobie – pewne rzeczy były oczywiste, ale ostatecznie ciekawie to przedstawiono; nie kojarzę wcześniejszym epków z panią „Dżentelmen‑włamywacz”, a tutaj grała małą rolę, ciężko mi się więc odnieść do tej postaci; 6/10
19‑22 (Sprawa z grupą z biwaku) – dość nieźle poprowadzone, kilka tropów wyraźnie zwróciło moją uwagę, jak tylko pokazano je na ekranie (np. zdjęcie machającej bohaterki), ale ostatecznie nie domyśliłam się tożsamości sprawcy; 7/10
Jeśli chodzi o całą resztę, to właściwie wszystko było takie, jak w pierwszej serii R. Jedyne co, to pogorszyły im się jeszcze bardziej openingi – o ile drugi był w miarę okay, choć ni w ząb nie pasował do serii, tak pierwszy to totalna porażka. Nadal cieszy mnie za to zachowanie „staromodnych” designów postaci, bo to stanowi niepodważalną część uroku tego tytułu.
Ogólnie ta seria wyszła jak dla mnie całkiem nieźle, mimo iż do starej jej sporo brakuje (nie wiem dlaczego, ale w tych obu nowych ciężko im utrzymać jakiś taki swoisty klimat kojarzony przeze mnie ze starym Kindaichim). Ponieważ jednak zwyczajnie lubię cały ten cykl, stawiam temu sezonowi lekko naciągane 7/10 (gdyby nie pierwsza zagadka, dałabym tę samą notę, ale już z czystym sumieniem ;p).
Re: 5/10
Oczywiście, mogę zrozumieć, że ten wątek był dla ciebie odpychający i przez to pewnie źle go odbierasz. Ja miałam dość podobne w przypadku Barakamona, które pewnie by mi się podobał, gdyby nie mały irytujących bachor na pierwszym planie, sprawiający iż zgrzytałam zębami z irytacji, zamiast cieszyć się z seansu (a seria sama w sobie zła przecież nie była). Ale czym innym jest stwierdzenie, że dany motyw nas drażni, a czym innym sprowadzenie go do bełkotu. Twórcy wykreowali taką wizję świata, w której owo społeczeństwo po prostu funkcjonuje na takich zasadach i możliwe, że zrobili to nawet specjalnie. Jednakże zawarli tam bardzo spójny obraz owego społeczeństwa, wraz z logicznym uzasadnieniem takiego a nie innego działania. Denerwujący motyw? Może i owszem, to kwestia gustu. Ale bełkot? Nie, po prostu nie.
Wiesz, to nie o to chodzi, czy „zgadzam się na homoseksualizm”, czy nie. Z drugiej strony, to, czy dany motyw ma uzasadnienie fabularne, czy też nie ma, będzie miało istotny wpływ na to, jak ktoś odbierze daną serię. Nie bardzo rozumiem dlaczego więc, wątki homoseksualne w Shinsekai według ciebie są bełkotem, ale nie zgadzasz się z postrzeganiem homoseksualizmu Haruty jako po prostu słabego motywu. Oczywiście, zgadzam się po części z tym, że właściwie czemu robi się taki szum wokół prostej kwestii, iż główny bohater ma zapędy homoseksualne. W końcu czemu by nie? Natomiast weź pod uwagę, iż w naszym społeczeństwie kwestia gejów jest tak często spychana na margines, że przez to może to razić jako coś wrzuconego dla samej tylko kontrowersji (nie mówię, że tak to zostało zrobione, natomiast jest taka możliwość odbioru). I podejrzewam, że stąd będą się brały wszelkiego rodzaju głosy niezadowolenia. Gdyby HaruChika zachowywała poziom realizmu (jeśli idzie o prezentację relacji między postaciami) znany chociażby z Hibike, to też i zupełnie inaczej by to odbierano. Ponieważ jednak tutaj zarówno charaktery postaci, jak i relacje między nimi są spłycone, a przez to bardzo sztuczne (no bo wybacz, ale schemat „mam problem i pozwolę by obcy dzieciak właził z butami w moje życie, by potem nic sobie z tego nie robić, a wręcz się z nim zakumplować” nie jest ani realistyczny, ani dobrze poprowadzony), to tylko uwypukla konfliktowy charakter tamtego wątku.
Re: 5/10
To ja zapytam – a skąd taki wniosek? Bo naprawdę nie rozumiem skąd u ciebie przekonanie, że mam zamiar się wyżywać w recenzji na tym tytule. Owszem, ósmym cudem świata w kategorii szkolnych okruchów życia to nie jest (co jak co, ale konkurencję ma sporą chociażby wśród dwóch serii najczęściej przyrównywanych do tego, czyli Hibike i Hyouki, które w każdym aspekcie są znacznie lepiej dopracowane, niż HaruChika), ale mimo wszystko nigdzie nie pisałam, że jest to jakieś dziadostwo. Dla mnie to jest średniak, który przyjemnie się ogląda nawet pomimo jego wad (i niektórych momentów irytacji), ale to za mało, by ocenić go wysoko.
Re: 5/10
Bycie homoseksualistą, a wrzucenie takiego motywu do serii to wbrew pozorom dwie różne rzeczy. Choć generalnie rozumiem do czego zmierzasz (chyba), bo faktycznie fajnie by było, gdyby zupełnie nie zwracać uwagi na kwestię czy to homo, czy hetero – ot, miłość. Niestety jednak żyjemy w takich czasach, gdzie ten podział jest jeszcze zawsze wyraźnie zaznaczany i ciężko się od tego oderwać. Może HaruChika to pewien powiew świeżości w tej kwestii. No ale nawet jeśli, to szkoda, że podany w tak marnej oprawie, iż ów motyw wypada tam słabo i sztucznie… bo wszystko inne jest pokazane dokładnie tak samo.
Eeee… ale nie bardzo rozumiem co do tego mają w tym momencie sportówki i jakieś wabiki na fujoshi (swoją drogą jakoś dziwnie wygląda mi łączenie tych dwóch rzeczy ze sobą. Ja wiem, że wychodzą tytuły pokroju Free, czy Kuroko, ale one ze sportem mają tak mało wspólnego, że to aż boli xd Na szczęście jednak wciąż mamy serie skupiające się na sporcie, które są pozbawione takich wątpliwych przyjemności (to znaczy 'wątpliwych' z perspektywy osoby, która sport lubi nie dla przystojnych panów). Dla mnie nigdy to nie był żaden wabik na fujoshi, no chyba, że takich bardzo zdesperowanych, które chwytają się wszystkiego jak leci, nawet jeśli nie bardzo leci. ;p
No cóż, to akurat nie moja sprawa, czy coś rozumiesz, czy nie i czy chcesz zrozumieć, czy nie. Po prostu nie mogłam zostawić tego „bełkotu” bez odpowiedzi – zbytnio to raziło me oczy.
Jeśli już się będę wyżywać, to akurat nie na tym motywie, bo to jest doprawdy mało ważne w tym całym chaosie tutaj. ;p
Re: 5/10
Hm… no to jest w sumie celna uwaga. Bez bicia przyznaję, że dopiero kiedy o tym napisałaś, spojrzałam na to właśnie pod takim kątem. Jakoś tak w serii odebrałam to zupełnie inaczej (kwestia „jakości” samej serii sporo tu pewnie zrobiła, ale też i pomógł w pewien sposób fakt, że w anime to naprawdę różne durnoty wciskają). Mimo wszystko, gdybym miała wybrać, czy wolę to anime z tym motywem, czy bez, to jednak zdecydowałabym się na wersję „bez”. Głównie dlatego, że jak dostaję wszelkiej maści okruszkowe serie, to wolę jak jest w nich pokazane jak najbardziej neutralne wszystko (tj. bez zbędnych kontrowersji).
Re: 5/10
Re: Sprettycurzenie Sailorek do reszty!
Swoją drogą, do sieci wyciekły informacje odnośnie przedpremierowego seansu pierwszego odcinka i ludzie sobie raczej chwalili zmianę jakości grafiki, więc ja liczę, że będzie dobrze.^^
Co do fabuły – ma być faktycznie inaczej rozplanowana i niektóre rozdziały mają rozciągnąć na więcej odcinków (co ponoć jest związane z tym, że za dużo się tam dzieje, by to upchać w jednym, jak do tej pory). Jednocześnie wyczytałam, że nie pojawią się żadne nowe sceny, nie mające odpowiednika w mandze, więc na jakieś odskocznie fabularne nie ma co liczyć.
Zbyt nijakie
Ogólnie to anime jest robione poprawnie, ale wszystko jest tu dość przeciętne. No może z wyjątkiem grafiki – ta jest słaba i od kilku odcinków widać mnóstwo zniekształceń, nawet na pierwszym planie, a animacja mocno kuleje (jak sobie przypomnę scenę, w której Kobayakawa wchodzi do ich pomieszczenia klubowego bodajże w 9 epku, to aż mnie ciarki przechodzą… brrrr…).
Najlepiej ową przeciętność widać chyba w fabule, bo wszystko jest tu robione troszkę jakby ktoś wziął podręcznik „Jak stworzyć anime”. Grupka bohaterów tworzy grę, początkowo mamy zbieranie ekipy, potem cementowanie znajomości, troszkę problemów z prawie każdą postacią (kluczowi bohaterowie mają momenty słabości, mamy więc okazjonalne przeciwności losu np. kliknij: ukryte bohater ma zastój w pisaniu i praca nie może ruszyć do przodu; dziewczynę od gry aktorskiej zjada stres podczas nagranie i zawala robotę itp.), by na koniec przejść do rywalizacji z jakąś inną grupą (totalnie od czapy, bo to jak zachowywała się ta baba w 10 epku było irracjonalne i głupie; wyglądało tak, jakby trzeba to było zrobić na siłę, żeby był „Problem”, ale zupełnie nie miałoby racji bytu w normalnej sytuacji) oraz zwrotu akcji w stylu „eeeee?” (to miało chyba zaskoczyć, ale ja parsknęłam śmiechem, bo to był zbyt sztampowy sposób zaskakiwania widza).
Same postaci również są nijakie, choć to samo w sobie nie jest wadą, przede wszystkim dlatego, że nie są oni zbudowani z jakichś kilku przyciągających uwagę szablonów, a raczej obdarzono ich bardzo naturalnymi charakterami. Sęk w tym, że każdy jest taki stonowany i poprawny, że to się trochę nudno ogląda, zwłaszcza, że nikt się tu nie próbował bawić w pogłębianie ich charakterów. No i jakby nie patrzeć szkolna komedia to jednak nie miejsce na wyjście ze schematów, bo nie ma czasu, by się trochę pobawić z postaciami pod kątem psychologicznym.
Btw. Przydałoby się wywalić z gatunków tag harem, bo anime z haremem nie ma nic wspólnego. Zostały co prawda dwa odcinki, ale patrząc na zwrot akcji w 10 epku nie wyobrażam sobie, by 1) poświęcili je na romans, 2) nagle wszystkie bohaterki zaczęłyby się rzucać na bohatera. Póki co z haremem to ma tyle wspólnego, że mamy więcej bohaterek niż bohaterów, ale to przecież nie jest tak naprawdę wyróżnik haremu. Pod kątem romantycznym można temu przypisać jedynie tag „trójkąt romantyczny”, bo jedynie pomiędzy Kobayakawą a Kurodą toczy się tu jakakolwiek rywalizacja (choć to też na upartego póki co, bo romansu tu praktycznie nie ma).
Szczerze powiedziawszy jak dla mnie, to to się wzajemnie wyklucza – coś, co jest niczym brazylijska telenowela nie może być normalne ;p
Nie wiem jak inni, ale ja na przykład wolę rozpoczynać przygodę z danym gatunkiem od jakiejś dobrej serii. Pewnie gdyby Love Stage!! było moim pierwszym anime BL, nigdy więcej bym już po nic nie sięgnęła z tego gatunku xd Choć niestety w anime mamy straszną posuchę z tymi seriami shounen‑ai (że nie wspomnę o yaoi).
Nie takie to złe jak w recenzji odmalowano xd
Największym minusem tej serii było kiepskie rozwinięcie wątku romantycznego. Plus jednak za to, że na koniec bohater wybiera jedną z bohaterek (szkoda, że tę najbardziej oczywistą). Niestety szkoda, że właściwie do samego końca nie było widać pomiędzy nimi żadnej chemii – ot, nagle zaczęli się na swój widok rumienić i mieć problemy z przebywaniem ze sobą sam na sam. Natomiast pomijając fakt, że ominęli sceny przedstawiające rozwój uczuć, to samo zakończenie wątku romantycznego wypadło nadzwyczaj dobrze. Wplecenie w to wszystko lokalnego folkloru nadało temu ciekawego kolorytu. Również fajnie, że poświęcili czas na kliknij: ukryte „odtrącanie” innych kandydatek do serca bohatera i to w sposób dość naturalny.
Sami bohaterowie to chodzące szablony i po części też dlatego sięgnęłam po tę serię (lubię wiedzieć jakie schematy są akurat „na topie”). Natomiast chyba żadna z bohaterek mnie nie zirytowała. Ui, choć prezentująca schemat typowych ciepłych kluch, nie była nawet aż taka zła – np. spodobało mi się, że nie była jednocześnie niezdarna, a wręcz bardzo wysportowana. Najgorzej jak dla mnie wypadła Koyori, bo nie cierpię wiecznie wrzeszczących lolitek, które o wszystko mają pretensję do głównego bohatera i jeszcze używają przy tym przemocy. Zresztą za to zaminusowała u mnie Ibuki, ale uratowało ją trochę wspieranie przyjaciółki w uczuciach przy jednoczesnym nie rezygnowaniu z własnych (tj. ani nie była podstępna, ani nie wycofała się z walki). W sumie ze wszystkich przedstawionych tu bohaterek to właśnie kliknij: ukryte Ui najbardziej pasowała mi do bohatera, więc ja tam na wybór nie narzekam (i jak zawsze cieszy mnie przede wszystkim to, że jest^^). Natomiast za najlepsze bohaterki z serii uważam Tsumugi, Kasane i Hinę, głównie za to, że nie były zainteresowane głównym bohaterem, co nadało pewnej „świeżości” ich schematom.
Bałam się trochę tego wątku młodszego braciszka, o którym tyle jest w recenzji. Faktycznie, z początku nieznośnie zahaczało to o niebezpieczne rejony i ogólnie zęby mnie bolały jak tylko na tego trapa patrzyłam, więc z ulgą przyjęłam, że potem wcale go aż tak dużo nie było.
Tym, za co seria dostała ode mnie tak wysoką ocenę, był dobrze zrealizowany motyw „okruszkowy”. Bo jako obyczajówka o grupce przyjaciół, Hoshizora e Kakeru Hashi wypada nadzwyczaj przyjemnie. Po pierwsze – jest drugi męski bohater, który nie pełni tylko roli stricte komediowej, a pozostałe dziewczęta dobrze się z nim dogadują. I po drugie właśnie – relacje w grupie były od początku do końca bardzo naturalne, a nie wymuszone obecnością protagonisty. Wspólne wypady w wydaniu tej grupki nie polegały na zalecaniu się do głównego bohatera – zwyczajnie wszyscy chcieli wspólnie spędzić wolny czas i dobrze się razem bawić. Swoją drogą scenki z dorosłymi osobami również zostały fajnie zaprezentowane – zarówno jeśli chodzi o te typowo „rodzinne”, jak i wszelkie inne (np. komentarze dorosłych kobiet na temat tyłka głównego bohatera xd). Bywały tu nieco gorsze momenty, ale ostatecznie uważam, że jest to przyjemna seryjka o grupce przyjaciół w wersji na haremówkę. I właśnie w takiej odsłonie seria ta zasłużyła u mnie aż na 7/10, zwłaszcza, że takich tytułów niestety nie ma aż tak wiele w anime.
Maleńka, zapomniana nieco, perełka
Po pierwsze – miejsce akcji. Raz, że ja uwielbiam serie szkolne, więc każde anime dziejące się w murach jakiejś szkoły ma u mnie pewien plus, a dwa – wolę postawienie na bardziej realistyczną scenerię. Oczywiście, Neo‑Wenecja z Arii jest miastem niesamowicie klimatycznym, na dodatek wspaniale odwzorowano tam faktyczną Wenecję, lecz jednocześnie nie da się zapomnieć o tym, że takiego miejsca faktycznie nie ma. Nie jest to żadna wada, ile dla mnie im całość jest bliższa „zwykłemu życiu”, tym lepiej
Po drugie – w wielu podobnych seriach brakuje mi męskich postaci. Jeśli już jacyś się pojawiają, to częstokroć grają stricte komediowe role. Tutaj podobało mi się, ze w klubie byli chłopcy, którzy stanowili jego integralną część. Widać, że obaj byli częścią grupy, fajnie też, że w serii nie pojawiły się żadne tarcia związane z płcią, tylko tak naturalnie wszystko przedstawiono. Muszę przyznać, że była to jedna z najlepiej przedstawionych grup w anime. Jeśli miałabym wymienić serię, której pod tym względem najbliżej do Sketchbooka, postawiłabym chyba na Gin no Saji, bo tam mieliśmy równie naturalne relacje między nastolatkami uczęszczającymi do tej samej szkoły.
Po trzecie – humor. Sceny komediowe w Arii nie do końca przypadły mi do gustu, czy też raczej – czasami psuły klimat. Tutaj humor był bardziej stonowany, zaś przejścia od komedii do spokojniejszych scen o wiele płynniejsze. Widać to również przy przedstawieniach super‑deformed. W obu seriach było ich dość sporo, lecz tutaj lepiej je wkomponowano i mniej mnie one drażniły.
Po czwarte – główna bohaterka. W obu seriach mamy do czynienia z niewinnymi dziewczętami, lecz o ile Akari jest dość otwartą osobą, tak Sora stanowi uosobienie nieśmiałości. Z reguły wolę postaci w typie Akari, jednak często zachowywała się ona strasznie głupiutko. Sora za to, jak na taką cichą postać, wypadła nadzwyczaj dobrze. Dość rzec, że mnie ona nie drażniła sobą, a to się rzadko zdarza, jeśli mam do czynienia z podobnymi bohaterkami. Tutaj po prostu nie miałam wrażenia, że dziewczyna się nie nadaje do życia, bo nawet pomimo tego, iż prawie nic nie mówi, radzi sobie naprawdę dobrze.
I wreszcie po piąte – sposób przedstawienia kotów. xd Wiem, że to głupie, ale jednak jeśli mam wybierać, to zdecydowanie bardziej przypadły mi do gustu koty ze Sketchbook. Choć z czasem przyzwyczaiłam się do Prezesa Arii, to jednak wolałabym, gdyby wyglądał on bardziej… no… kocio xd
Ogólnie obie te serie oceniam właściwie tak samo (solidne 8/10) i wcale nie chce umniejszać piękna Arii, ale dziwi mnie nieco, że Sketchbook został tak strasznie zapomniany, kiedy Aria wciąż jest „żywa” w fandomie. Podejrzewam, że to też kwestia bycia zaledwie jednosezonowcem (przy kilku sezonach Arii), lecz tak czy siak uważam, że ten tytuł zasługuje na większą uwagę. W końcu to naprawdę niezwykle przyjemne okruchy życia, które powinny przypaść do gustu wszystkich amatorom takich spokojnych, nastrojowych seryjek. Zwłaszcza, że oprawa muzyczna i graficzna stoją tutaj na bardzo dobrym poziomie (osobiście powiedziałabym, że to seria o kilka lat młodsza, niż jest w rzeczywistości), zatem pod względem technicznym nie ma co narzekać i od ekranu nas tu nie odrzuci.
Początkowo zaczęło się nawet nieźle – czwórka przyjaciół z dzieciństwa wreszcie jest znowu w komplecie i nawet wszyscy chodzą do tej samej szkoły. Ano, może nie brzmi to zbyt oryginalnie, ale mogły wyjść z tego przyjemnie okruchy życia w haremówkowym tłem… czyli coś w stylu pierwszej serii, tylko z innymi „zależnościami” między postaciami. Skoki czasowe lekko mniej najpierw zmyliły, ale szło się do nich przyzwyczaić i ostatecznie uważam takie wymieszanie scen za plus – jest to coś odświeżającego i sprawia, że lepiej możemy pewne motywy zrozumieć. Na tym jednak kończą się chyba zalety serii, reszta jest albo przeciętna, albo wręcz wyraźnie słaba. Jako iż seria składa się z epizodów poświęconych kolejnym haremetkom, pozwolę sobie w komentarzu skupić się właśnie na postaciach, bo to w nich widać najlepiej, dlaczego tytuł jest taki słaby.
- Takaaki – protagonista tej serii to kolejny przykład mdłego chłopaczka, który jest dla wszystkich miły i każdemu chce pomóc. Całkiem niezłym pomysłem okazało się dorobienie mu pewnej nieśmiałości w stosunku do płci przeciwnej. Nie jest to jakaś „kobieca fobia”, tylko zwykły problem w nawiązywaniu relacji z dziewczynami… co naprawdę wychodzi mu na dobre, bo właśnie dzięki temu on tak nie irytuje, gdyż jego reakcje są dość stonowane.
- Konomi – przyjaciółka z dzieciństwa protagonisty, młodsza od niego o rok, przez co traktuje on ją jak młodszą siostrzyczkę; niewinne stworzenie, które jest pozytywnie nastawione do wszystkiego; dość blisko jest do moe bloba, również się niczym nie wyróżnia, ale też mnie nie zirytowała, choć w końcówce, kiedy kliknij: ukryte próbowano jej jakby siłą wmusić uczucia romantyczne względem Takaakiego, troszkę straciła w moich oczach; na szczęście ten wątek rozwiązano całkiem naturalnie, bo Konomi nie sfochała się na bohatera, a wręcz było jej głupio własnego zachowania.
- Tamaki - najstarsza z paczki przyjaciół, pełni rolę starszej siostry; denerwowało mnie to, że tak źle traktowała swego brata (niepotrzebny motyw komediowy), ale ostatecznie uważam, że była jedną z lepszych postaci tutaj i szkoda, że w późniejszych odcinkach poszła w odstawkę, by pokazać się dopiero na koniec.
- Yuuji – zboczony brat Konomi, którego rolę za bardzo ograniczono do bycia komediowym dodatkiem; szkoda, bo z reguły, jeśli drugi męski bohater jest sensowny, haremowe napięcie znika i całość ogląda się lepiej.
- Manaka – zdecydowanie najnormalniejsza dziewczyna w tej grupie; nieco nieśmiała, ale nie do przesady; mająca problemy w kontaktach z płcią przeciwną, jednak tak jak w przypadku Takaakiego, nie są to problemy wyolbrzymione; jej wątek oglądało mi się najlepiej.
- Yuma – przyjaciółka Manaki, która wiecznie ma o coś pretensje do Takaakiego i zrzuca na niego winę za wszystko, co jej się przydarzy; od momentu pojawienia się jej wątku, wszystko zaczęło iść nie tak…
- Ruuko - ciężko stwierdzić co to było – niby kosmitka, choć jednoznacznego potwierdzenia nie dostajemy; oderwana od rzeczywistości kuudere, mająca problemy z codziennym życiem; przy jej wątku zaliczyłam sporo facepalmów – ciężko mi było spojrzeć znowu na tę serię jako na w miarę realistyczne okruchy życia
- Karin – przewodnicząca Klubu Tajemnic, która podstępem werbuje głównego bohatera; wbrew pozorom wcale nie taka zła postać – ot, po prostu dziewczę jest ekscentryczne i choć trochę się tego wstydzi nie rezygnuje z podążania upatrzoną ścieżką; już myślałam, że wraz z jej osobą wszystko się jakoś naprostuje, ale wtedy wprowadzono najgłupsze postaci z serii, czyli:
- Sango i Ruri - pierwsza z nich to wyraźnie niedorozwinięta idiotka, z której zrobiono wielkiego naukowca‑specjalistkę od robotyki; druga ma fioła na punkcie siostrzyczki, za co obrywa się głównemu bohaterowi; za to, co robiła, powinna zostać ukarana przez nauczycieli, bo było to ewidentne znęcanie się nad bohaterem.
Ogólnie końcówkę męczyłam już straszliwie, byle tylko dooglądać to coś. Zdecydowanie słaby tytuł i to nawet jak na haremówkę – w tym gatunku można znaleźć sporo o wiele lepiej zrealizowanych pozycji. Nie sprawdza się to ani jako okruchy życia, bowiem jest zbyt sztuczne, ani jako komedia, bo żarty nie są zbyt śmieszne, ani jako romans, bo tego tu w sumie nie uświadczymy. Początkowo wahałam się między oceną 6 a 7, ostatecznie przyznaję temu 4/10 i zdecydowanie nie polecam – jeśli już ktoś chce sięgnąć po coś z tego cyklu, lepszym wyborem będzie z pewnością To Heart. O tym lepiej zapomnieć, bo nawet kilka w miarę sensownym postaci nie ratuje całości…
Od samego początku wiadome jest z kim skończy protagonista. Czy też inaczej – innej opcji w tej serii nie było, bo od początku to właśnie Akari była mu najbliższa. Większość kobiecych postaci drugoplanowych zresztą nawet nie startuje w tym wyścigu. Ba, Kotone jest wręcz zainteresowana przyjacielem Hiroyukiego – Masashim. Jedynie Rio wykazuje wyraźne zainteresowanie nim, przy czym tak naprawdę jest świadoma, że nie ma szans w starciu z Akari. Szkoda, że kliknij: ukryte na sam koniec postanowiono dołączyć do wyścigu Shiho. Gdyby została ona tylko energiczną przyjaciółką, po prostu dobrze dogadującą się z Hiroyukim, byłoby o niebo lepiej.
Dziwi mnie, że sama Akari wypadła tak dobrze. Wydawało mi się, że będzie to kolejna cicha i miła przyjaciółka z dzieciństwa, ze wszystkimi wadami tego schematu. Zdziwiło mnie więc jak naturalnie się zachowywała w stosunku do Hiroyukiego i jak bezpośrednia czasem bywała. Jak nie przepadam za takimi szablonami, tak ona po prostu była fajna (i co najważniejsze – nie irytowała swoim przywiązaniem do głównego bohatera).
Seria ta sprawdziła się doprawdy znakomicie jako zwyczajne, szkolne okruchy życia. Postawienie na pierwszym planie czwórki przyjaciół (dwie dziewczyny i dwóch chłopców) sprawiło, że harem tak naprawdę nie był odczuwalny. Zwłaszcza, że drugi chłopak nie miał aż tak marginalnej roli, jak to z reguły bywa. Sporym minusem było dla mnie natomiast wprowadzenie wątku Multi, zupełnie niepotrzebnego i kruszącego wypracowaną do tego momentu 'zwyczajność'. Jak już robią raczej realistyczną serię, to taki motyw jest tam zbędny i psuje cały klimat. Gdyby nie on, postawiłabym tej serii notę o oczko wyższą. Ale i tak uważam, że był to dobry tytuł, przy którym ani przez chwilę się nie nudziłam (choć tempo było naprawdę wolne). Poproszę więcej takich anime.^^
Re: hmm
Temu też nikt nie chce podjąć się roli przywódcy, który by ustalił nowe zasady, bojąc się właśnie, że przez jego taktykę znowu ktoś zginie. Robią więc to, co do tej pory im wychodziło, a podejrzewam, że jedyną zmianą byłoby większe zwracanie uwagi na ochronę priestki, coś w stylu: „teraz wiem, że muszę bardziej się skupiać na ochronię tej osoby, więc jak przyjdzie co do czego, to się tym zajmę”.
Szczerze powiedziawszy to jest właśnie najbardziej naturalne rozwiązanie (zaraz obok porzucenia walki całkowicie, ale ta druga opcja nie wchodzi w grę z logicznych powodów) przy takiej traumie – większa ostrożność przy takiej samej taktyce.
po 5 epkach
Re: A może by tak w końcu zabrać się za precurki...
Chyba po raz pierwszy mam nadzieję, że Twoje prognozy się nie sprawdzą.^^'
A może by tak w końcu zabrać się za precurki...
Re: To mamy pojedynek
Re: To mamy pojedynek
Re: To mamy pojedynek
Akurat Boku Dake jest niekwestionowanym hitem tego sezonu jeśli idzie o popularność (samo to, że obecnie widnieje w top 10 na MALu swoje mówi) i raczej nie zapowiada się, by cokolwiek mogłoby mu zagrozić pod tym względem.
do 4 epka
Inna sprawa, że np. Izana jakoś mi nie przypadł do gustu. Raczej nie przepadam za podobnym postępowaniem. Trochę ratuje go głos Ishidy, no i fakt, że naprawdę kocha swego brata. I właśnie scena w końcówki 4 epka szczególnie poprawiła moje mniemanie o nim^^
Co ja mogę – dajcie mi już kolejny odcinek! A potem następne i jeszcze więcej!!!
po 4 epku
Podoba mi się przede wszystkim główny bohater. Bałam się, że wyjdzie z niego bądź to totalnie nijaka ciapa, bądź nagle okaże się jaki to z niego nie jest koks, zaś on sam zatraci się całkowicie w grze. A tu się okazuje, że chłopak jest bardzo kompetentny w roli wiceprzewodniczącego, do tego swoją pracę związaną z grą traktuje poważnie, ale bez wielkiej fascynacji. Gra mu się spodobała, to widać, lecz nie traci nagle na nią całego swego wolnego czasu. Do tego jest spostrzegawczy – niezmiernie mnie zaskoczyło, kiedy w 3 epku kliknij: ukryte przyznał, że wiedział, iż to przewodnicząca jest SORO, zresztą nie zrobił z tego wielkiego halo. Z reguły takie nieporozumienia/tajemnice chcą ciągnąć przez całe anime, tu gładko przeszli do rozwiązania już na początku.
Nieźle wyszedł też event oraz motyw z poznawaniem realnych ludzi stojących za postaciami, z którymi się gra. Zwłaszcza grające wspólnie małżeństwo przypadło mi do gustu, ale reszta też ciekawie się zaprezentowała.
Po 1 odcinku miałam wątpliwości, czy to dalej kontynuować, ale póki co nieźle mi się na to patrzy. Widać, że to hitem nie będzie, ale dziwi mnie, że to aż tak źle zostało odebrane. Jasne, szału nie ma, podejrzewam, że spora część niskich not bierze się stąd, iż pierwsze odcinki są takie jakieś… strasznie mdłe. Jednakże, z drugiej strony, póki co nie dostaliśmy tutaj niczego totalnie idiotycznego, co mogłoby odrzucać. Mnie nawet lekko zaciekawiło do czego to ma niby zdążać, choć nie liczę na jakieś cudowne rozwinięcie fabularne, które rzuciłoby mnie na kolana. Format jednosezonowy zresztą potwierdza, że czegoś takiego nie dostaniemy – ot, raczej wyjdzie z tego klasyczna reklamówka gry.