x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
Póki co jestem pozytywnie nastawiona do tego, acz wciąż zostawiam sobie pokłady rezerwy na wypadek, gdyby dalej nie było już tak fajnie.
po 12 odcinkach
Niestety jako pomoc treningowa to się nie sprawdza. Niektóre ćwiczenia są zbyt obciążające (zwł. na kolana) i nie każdy powinien je robić. Inne w życiu nie nadają się na start, bo prędzej kogoś zniechęcą, niż zmotywują. Na dodatek 4 minuty to zwyczajnie zbyt mało – osobiście optowałabym za formatem 15 minutowym, bo to już coś daje, a jeszcze nie jest zbyt długie, żeby kogoś zniechęcać do oglądania. Być może wtedy faktycznie skusiłabym się, by z dziewczętami poćwiczyć, a tak to obejrzałam to tylko z czystej ciekawości… po czym wróciłam do swoich ćwiczeń xd
Graficznie nie jest to takie złe. Poza jednym odcinkiem z bardzo brzydkim CGI potem to już się nie powtarza i nawet jeśli animacja komputerowa się pojawia, to nie kłuje w oczy.
Początkowo nie miałam tego zamiaru oglądać, w końcu się skusiłam i nawet żałuję, że miało to taką (krótką) formę. Serię oceniam gdzieś tak na 4/10, bo o dziwo – nawet dobrze się przy niej bawiłam^^
Inna sprawa, że nie wydaje mi się, by to całe multum postaci (a co za tym idzie – różnych koncepcji i wątków) miało po prostu służyć zmianie światopoglądu Jiro. Raczej po prostu służyło to przedstawieniu, że wszystko wpływa na wszystko, każdy szczegół jest jakoś połączony i czasem mały detal może mieć olbrzymie znaczenie w późniejszej fazie opowieści. Zresztą w każdej z tych historii, poza skupieniem się na postaciach drugoplanowych, dostawaliśmy także migawki poświęcone głównym bohaterom.
Co prawda zgadzam się, że nie wszystko wyszło tutaj dobrze i z pewnością niektóre kwestie przydałoby się bardziej dopracować. Sam pomysł na wrzucenie tutaj najpopularniejszych motywów znanych z historii o superbohaterach jest okay, ale niektóre chwyty są już chyba tak ograne, że może lepiej byłoby je ująć z innej strony (przy czym podejrzewam, że to mogłoby kolidować z ogólną koncepcją tego serialu). Wykorzystanie tak szalonego pomysłu jak skoki czasowe powinno być bardziej dopieszczone – trochę mam wrażenie, że wyrwało się to spod kontroli w kilku momentach.
Osobiście jednak doceniam pomysłowość twórców i oryginalność tego anime. Takich zwariowanych, z pozoru chaotycznych animacji, które jednak układają się w spójną całość, bardzo mi wśród anime brakuje, może też z tego powodu nie potrafię tego ocenić nisko. Z niecierpliwością czekam na drugi sezon, zwłaszcza iż jest to historia z rodzaju tych, które ciężko ocenić przed finałem, bo cały czas mamy niepełny jej obraz.
Re: Zasadniczo pobieżnie całkiem jako tako może być, ale bez rewelacji
Re: Zasadniczo pobieżnie całkiem jako tako może być, ale bez rewelacji
Re: Zasadniczo pobieżnie całkiem jako tako może być, ale bez rewelacji
Eee… no ja oglądam Haikyuu głównie dla sportu właśnie. Zawsze też będę się oburzała stawianiem tej serii na równi z czymś pokroju Kuroko czy Prince of Tennis, bo tam nie było sportu, tylko super moce, w Haikyuu zaś wszystko zostało na bardzo realistycznym poziomie. Owszem, podejrzewam, że spore grono fanek będzie oglądało te trzy tytuły ze względu na biszów, ale Haikyuu ma nad resztą taką przewagę, że jest też dobre jako sportówka, a tamte dwa w tej kategorii się nie sprawdzają (i to samo tyczy się też Free tak swoją drogą).
Fabuła - niestety przedstawione tu zagadki kryminalne to zdecydowanie najsłabsza część tego wszystkiego. Zwłaszcza te początkowe były zwyczajnie słabe, bez polotu, a nawet momentami strasznie naciągane. Potem był ciut lepiej, lecz to wciąż zbyt mało, by nazwać to dobrym anime kryminalnym.
Cieszy mnie natomiast, że nie przesadzono tu z dramą. Chyba faktycznie byłam za nadto przewrażliwiona wcześniej, obawiając się, że pod koniec zepsują wszystko próbując przedstawić pewne rzeczy w zbyt tragicznym świetle. A to po prostu poszło w zupełnie innym kierunku. Co prawda jeszcze najważniejszego wątku nie rozwiązano, a właśnie z nim może być różnie, ale przy ewentualnej kontynuacji nie zamierzam bać się na zapas ;p
Całość została spięta bardzo ładną klamrą, co samo w sobie też stanowi pewną zaletę. Ostatni odcinek wyszedł naprawdę dobrze, zaś sama historia kliknij: ukryte pierwszego spotkania bohaterów okazała się być prosta, ale satysfakcjonująca.
Bohaterowie - zdecydowanie Sakurako to najjaśniejszy punkt tej serii, mocno ciągnący poziom w górę. To postać bardzo wyrazista, charyzmatyczna, obdarzona kilkoma dziwacznymi cechami, momentami lekko przesadzonymi, ale od początku do końca naturalna w swej kreacji. W roli detektywa sprawdza się tutaj znakomicie. Z Shoutarou jest ciut gorzej, ale jako partnerujący jej asystent również wypełnia swą rolę bez zarzutu. Właściwie z zasady musi być on tak zwyczajny w porównaniu z Sakurako, temu też nie mam zamiaru czepiać się jego przeciętności, bo dokładnie taka jest jego pozycja w tym duecie.
Szkoda mi trochę postaci drugoplanowych, z którymi można by było zrobić coś więcej. Ostatecznie Isozaki‑sensei, Yuriko, czy niania wyszli nieźle, ale bez szału. Dało się ich niby polubić, ale jednocześnie żadne z nich nie zapadnie mi w pamięci na dłużej.
Póki co nemezis Sakurako nie wyszedł jeszcze z cienia, więc o nim nie da się praktycznie nic napisać. Muszę jednak przyznać, że te kilka scenek z nim nie wyszło w moich oczach zbyt interesująco i wcale mnie jego osoba nie ciekawi.
Grafika - całość pieści oczy porządną animacją, dobrze dobraną paletą barw oraz mocną dbałością o szczegóły. Wizualnie seria bardzo mi się spodobała, nie zauważyłam też spadków jakości w późniejszych odcinkach (co prawda nigdy ich specjalnie nie szukam), więc moje wrażenia względem oprawy graficznej tego tytułu są bardzo pozytywne
Muzyka - ładny op i ed + kilka dobrze brzmiących nutek w tle stworzyło tu odpowiedni klimat. Brawa należą się seiyuu Sakurako, która świetnie wczuła się w swoją rolę i potrafiła faktycznie ożywić tak nietypową postać na ekranie. Nie mogę też nie porozpływać się nad faktem, że w serii dane nam było usłyszeć głos Ishidy Akiry – ja po prostu tego aktora głosowego uwielbiam i mogę go słuchać na okrągło^^
Ogólnie - początek wyszedł nieszczególnie, seria zresztą długo się rozkręcała, by dopiero na koniec zaprezentować nam coś ciekawszego. Mimo wszystko podobało mi się, zżyłam się z postaciami i nie miałabym nic przeciwko drugiemu sezonowi. Całościowo serię uważam za dość dobrą rozrywkę i jedną z lepszych kryminalnych propozycji w ostatnich latach. Co prawda wynika to w dużej mierze z tego, że kryminały w anime nie wiedzieć czemu wychodzą ostatnio fatalnie, ale nie zmienia to faktu, że Sakurako‑san pozostaje jedną z niewielu strawnych pozycji w tym morzu dziadostwa. 7/10
Jeśli chodzi o kwestie techniczne walk, to przecież jasno przyznałam, że Rakudai stoi na wyższym poziomie, bo walki tam są zdecydowanie bardziej widowiskowe. Ale niestety w Rakudai wszystko sprowadza się do tego, że Ikki walczy z teoretycznie silniejszym przeciwnikiem, którego rozwala, bo przecież jest super pro. A to jest nudne. Jedyną walką bez udziału pro bohatera, którą pokazali była walka jego siostry z Todo i szczerze uważam ją za najciekawszą, jaką nam tutaj przedstawili. W Asterisk mamy też walki innych bohaterów, dzięki czemu lepiej można wyczuć klimat turnieju – widzisz wcześniej do czego są zdolni przeciwnicy. Owszem, są one gorzej zrealizowanie niż w Rakudai, ale przynajmniej ich nie pominięto. A pominięcie ich jest minusem z tego względu, że oglądanie wiecznie tylko bohatera popisującego się swymi umiejętnościami jest zwyczajnie nudne. Takie bogactwo świata daje możliwości na pokazanie czegoś więcej, a rezygnacja z tego to nie jest dobre rozwiązanie. A skoro posługujesz się analogiami, to ja również wyciągnę jedną – to tak, jakbyś oglądał turniej piłkarski (powiedzmy mistrzostwa świata) patrząc tylko i wyłącznie na poczynania jednej drużyny aż do samego finału, nie interesując się w ogóle tym, co dzieje się na innych boiskach. Jasne, można tak zrobić, ale wtedy umyka ci mnóstwo interesujących zagrań, goli, parad bramkarskich, czyli wszystko to, co najciekawsze. Osobiście uważam, że anime turniejowe jest tym ciekawsze, im lepiej przedstawią przeciwników bohaterów.
Zresztą dla mnie motyw „słabeusza, który pnie się w górę” sam w sobie jest niezbyt ciekawy, zwłaszcza że jego realizacja w Rakudai jest bardzo standardowa, i nic nowego do tematu nie wnosi.
Co do Stelli, to znowu się powtórzę – ja żałuję przede wszystkim tego, że zrobili z niej czysto fanserwisową postać, choć początkowo prezentowała sobą coś więcej. I to mnie najbardziej boli – równie dobrze mogli sobie podarować te migawki z jej walk i poświęcić ten czas na coś ciekawszego. Tylko, że najlepiej by było, gdyby wykorzystali czas przeznaczony na jej walkę na przybliżenie nam tej postaci, jej emocji związanych z turniejem. Jedynie przed walką z Ikkim coś nam rzucają, ale potem to znika, a ona staje się pustą marionetką wzdychającą do bohatera, którą od czasu do czasu pokazuje się w walce, by potwierdzić, że faktycznie jest silna. Być może to kwestia materiału źródłowego, ale to mnie nie obchodzi. W efekcie finalnym Stella jest bowiem strasznie źle poprowadzoną postacią, która nawet nie może się wykazać walkami w serii akcji -.- Serio uważasz, że coś takiego jest spoko?
Nie, ona toczyła więcej walk, tylko po prostu pozostałe pokazali tak aby właśnie ino zaznaczyć, że ona też tam jest. Przeszła przez te eliminacje chyba się nawet nie spociwszy i to mnie rozwala. Obok Ikkiego jest najważniejszą postacią w serii, ale generalnie głównie sprowadzają ją do tego, że jest drugą połówką bohatera. To, że to ponoć silna, utalentowana dziewczyna jest widocznie nieważne. A przecież mieli tyle czasu, by przybliżyć widzowi jej postać choćby właśnie przez walki – tylko po co, skoro to ewidentnie tylko chodzący fanserwis?
Fabuła – tak, znowu zero oryginalności i znowu nie o to chodzi. Właściwie mogłoby być nieźle, gdyby nie dwie rzeczy:
- fatalne poprowadzenie wątku romantycznego – i co z tego, że oni się zeszli, skoro w tym ich niby związku zachowywali się tak klasycznie beznadziejnie jak postaci z haremówki, którzy coś do siebie czują, ale wstydzą się nawet pocałować -.- Na plus rozmowa, w której wyjaśnili sobie nieporozumienie, ale dalej wcale lepiej nie było, w końcu Stella robiła z siebie żałosną idiotkę; ogólnie ich wielka miłość wyszła sztucznie zwłaszcza z tego powodu, że nawet nie wiadomo czemu niby się w sobie zakochali, nie było widać chemii między nimi, a po prostu z odcinka na odcinek coraz więcej beblali jak to się nie kochają;
- zakończenie; to, co wprowadzili z 11 odcinku wołało o pomstę do nieba swoim idiotyzmem; widać, że ktoś chciał to uratować wprowadzając niekonwencjonalny sposób prezentacji tego (swoją drogą naprawdę pomysłowy i wart docenienia). Nie zmienia to jednak faktu, że cała sprawa była zwyczajnie głupia – kliknij: ukryte Ikki i Stella się pocałowali, sprawa trafiła do gazet, a Ikki przed… ekhm… pewien typ sądu. Po czym musiał walczyć, żeby go ułaskawili, wypuścili go na pojedynek z teoretycznie najpotężniejszą przeciwniczką ledwie żywego, stawiając warunek, że musi wygrać, by wciąż być rycerzem – no tak, to ma taki sens, że ja nie mogę; sorry, ale nie kupuję tego – nagle próbowali wprowadzić wielce poważny wątek, z którego wypompowano całą logikę; wskoczenie grubaska na arenę dobiło całość, przez co wielce romantyczną scenę na koniec oglądałam już mocno zniesmaczona… Te wielkie tragedie, knowania ojca Ikkiego i w ogóle wszelkie inne machlojki… nie, nie i jeszcze raz nie – w tym momencie przegięli i to mocno, przez co obniżyłam ocenę całości o 1 punkt.
Bohaterowie - i tu również same schematy, niestety tu już było kilka wielce irytujących postaci: siostrzyczka z kompleksem braciszka, chłopak o duszy dziewczyny, wielce zły ojciec głównego bohatera, supersilna przewodnicząca, która okazuje się być totalnie niepoukładaną, bardzo miłą dziewuszką…
Natomiast jeśli chodzi o głównych bohaterów, to Ikki był w porządku – standardowy typ jak na taką serię. Natomiast Stella miała swoje lepsze i gorsze momenty – gorsze zwłaszcza wtedy, kiedy wychodziła na wierzch jej „dere” strona, bo dziewczyna po prostu była wtedy żałosna.
Grafika - poza stylistycznym plastikiem muszę przyznać, że całość wypadła bardzo dobrze; animacja trzymała poziom, przez co walki były widowiskowe, a o to w końcu chodziło
Muzyka – kolejny standard, który nie razi, ale w pamięć też nie zapada; ciekawie wyszedł opening – muzycznie i wizualnie bardzo dobrze go zrobili; ending to niestety kolejna wersja piosenki od Ali Project (mówcie, co chcecie, ale dla mnie one wszystkie brzmią tak samo xd).
Ogólnie – mogłoby być naprawdę fajnie, gdyby nie skopali tego kilkoma bzdurnymi pomysłami; czasami widać było, że twórcy starali się tu stworzyć coś innego, pewne rozwiązania zdecydowanie zasługują na wyróżnienie, ale jednak nie udało się stworzyć z tego czegoś lepszego niż kolejnego przeciętniaka; początkowo miałam temu wystawić 6/10, ale za końcowe odcinki po prostu nie mogę – głupszego zakończenia chyba nie mogli wymyślić, dlatego ostatecznie stawiam 5/10.
Chciałam zrobić konkretniejsze porównanie tej serii do Asteriska, ale tak mnie wkurzyły ostatnie odcinki Rakudai, iż po prostu mi się nie chce ;p Ograniczę się więc do skrótowego odniesienia w kilku najważniejszych punktach:
- świat przedstawiony – ciekawsze podstawy ma Asterisk, który niestety nie wykorzystuje tego potencjału; Rakudai na tym polu właściwie nie pokazało nic, rzucając ledwie strzępami informacji o organizacji całego tego systemu; w obu przypadkach leży mechanika świata
- fabuła – i tu i tu bohaterowie chcą wygrywać bo coś tam coś tam, całość skupia się więc na turnieju, ale z nutką tajemnicy – widać, że w tle czai się grubsza intryga; o wiele bardziej zainteresowało mnie tło fabularne w Asterisk (wątek siostry, kwestia rywalizacji między szkołami), głównie dlatego, że knowania złego ojczulka z Rakudai zwyczajnie mnie drażniły – ileż można z takimi pierdołami?
Jeśli jednak chodzi o realizację, obie serie stawiam równo; Asterisk od początku do końca robił wszystko przeciętnie, bardzo szablonowo, ale dzięki temu nie kreował sytuacji skrajnych, poniżej pewnego standardu; w Rakudai niektóre motywy rozwinęli w ciekawy sposób, przeplatając je jednak z naprawdę kiepskimi scenami
- walki – i tu i tu średnio; w Asterisk wprowadzenie walk w duecie dało możliwość ciekawszej ich prezentacji, niestety było ich trochę zbyt mało; w Rakudai walk dostaliśmy więcej, ale tylko kilka konkretnych – na przykład większość walk Stelli to właściwie porażka, bo sprowadziły się one do tego, że bohaterka krzyczy nazwę techniki, macha mieczem i wygrywa.
- główny bohater – podobny poziom w obu seriach, choć Ikki początkowo prezentował jakiś tam pazur, ale potem z tego zrezygnowali
- główna bohaterka – zdecydowanie lepsza jest Julis, która mimo charakteru tsundere (jaki prezentuje też Stella) zachowuje się w miarę rozsądnie; widać, że zbliża się do bohatera, ale nie jest to zbliżenie typu: „nagle cię ubóstwiam i zrobię dla ciebie wszystko”, a tak niestety wyglądało to w przypadku Stelli.
- postaci drugoplanowe – mnie bardziej przypadły do gustu te w Asterisk, głównie dlatego, że nikt mnie tam nie wkurzał; w Rakudai niestety wykorzystali masę denerwujących schematów w ich kreacji
- grafika – na tym polu znacząco wygrywa Rakudai – wszystko jest tam bardziej widowiskowe i zdecydowanie lepiej dopracowane.
- fanserwis – sceny fanserwisowe upchnięto niestety w obu seriach – ciut więcej w Asterisk, ale za to w Rakudai były one bardziej obleśne (ten masaż cyckami, bleeee…)
- muzyka – dla mnie podobnie przeciętnie w obu seriach
- ogólnie – obie serie stawiam na równi w sumie; Asterisk od początku do końca nie wychodził poza pewien schemat, jednak właśnie dzięki temu stanowił dobre źródło rozrywki, stosował bowiem dość strawne schematy w stonowanej wersji; Rakudai próbowało momentami bawić się schematem, lecz równoważyły to bardzo słabe motywy, rodem z najgorszych ecchi tworów; ostatecznie wyższą notę wystawiłam Asterisk, ale tylko dlatego, że Rakudai w ostatnich dwóch epkach zwyczajnie przegięło.
Sam Asterisk natomiast wygląda dla mnie tak:
Fabuła – turniej to motyw wyświechtany; tyle już tego było w tylu różnych odsłonach, że właściwie na jakąś oryginalność nie ma co liczyć; w tym przypadku na plus wyszło dla mnie postawienie na walki drużynowe, co dało możliwość urozmaicenia pojedynków. Oczywiście dałoby się to wykorzystać o niebo lepiej, choćby poświęcając pierwszy sezon na przybliżenie innych przeciwników, poświęcając ich walkom więcej czasu. Osobną sprawę stanowi mechanika świata, rywalizacja między szkołami i całe to ciekawe tło, które tutaj ot tak pominięto. Przemycono akurat tyle informacji, by dało się odczuć, że to może być ciekawe, a to niestety zbyt mało. Jak dla mnie źle rozplanowano te 12 odcinków, pomijając zbyt dużo i skupiając się na głupotkach. Widać, że chcieli to zakończyć dokładnie w tym momencie, więc zapewne to wymusiło wszystkie te ograniczenia.
Bohaterowie – standardowo są to schematy, od tego pewnie nie da się uciec w tego typu serii; natomiast wyjątkowo żadna z postaci mnie nie irytowała i to jest najważniejsze; jakoś tak stonowali ich charaktery, dzięki czemu dało się ich oglądać; choćby Julis w swojej tsundere roli była całkiem sympatyczna, nie wyżywała się na protagoniście, a raczej kończyło się na słownych naganach + jej momenty „dere” nie wyszły żałośnie. Ayato to kolejny „miły chłopak” jakich wiele, ale przynajmniej nie prawił innym kazań, za co się go chwali.
Grafika - i tu jest w pewnym sensie pies pogrzebany; w serii skupiającej się na walkach ich widowiskowość znacząco wpływa na odbiór całości (w końcu chyba nikt takich rzeczy dla fabuły nie ogląda xd); a tu było średnio z odchyłami na marnie; za dużo w tym plastiku oraz niepotrzebnego wciskania CGI, za mało dobrych efektów.
Muzyka - może być; op i ed mi wpadły w ucho, reszta nie, ale nie odczułam w żadnym momencie, by jakieś dźwięki mi przeszkadzały
Ogólnie – czysty przeciętniak – ani mnie on ziębi, ani grzeje; obejrzałam, drugą serię też zobaczę pewnie, lecz nie mam zamiaru tego w żaden sposób wyróżniać; prosta, niewymagająca rozrywka z strawnym wydaniu, ale też tego dokładnie chciałam – ode mnie ma więc 6/10. Mogło być lepiej, lecz jestem też świadoma tego, że mogło to wyjść dużo, duuuużo gorzej.
Re: Kubeł na śmieci & jego pani
Jak i cała popkultura jakby nie patrzeć. Czy to anime, film, czy książka, wszędzie jest pełno syfu niestety xd
Re: Po 11 epku
To jest właśnie dla mnie w Hacka Doll ciekawe, owo mocno krytyczne podejście do własnej popkultury, której jest się integralną częścią. Mam wrażenie, że twórcy są w pełni świadomi tego, co chcą tu ukazać, a nie tylko wrzucają do kolejnych odcinków kolejne nawiązania. Niestety zgadzam się, że nie wszystkie odcinki wyszły im dobrze. Co najgorsze pierwszy był póki co najgorszy w moim mniemaniu, zresztą ja się w to wkręciłam w okolicach czwartego, bo dopiero tam wizja twórców zaczęła mi się składać w spójną całość. Tak, zdecydowanie nie ma to pozytywnego wydźwięku, co mnie zresztą cieszy – głupkowatych, zakręconych komedii jest mnóstwo, dobrej satyry mamy w anime jak na lekarstwo, a Hacka Doll ma tego wyraźne zalążki.
Po 11 epku
Grafika to inna para kaloszy, bo te zbliżenia są fatalne (ach… te piksele…). Wyraźnie widać tu niski budżet i mając tę świadomość muszę jednocześnie stwierdzić, że mimo wszystko wolę coś takiego niż zrobienie tego w CGI, bo animacja komputerowa to dla mnie zło najgorszego rodzaju (szkoda, że musi się w ed pojawiać…). Inna sprawa, że opening jest świetny, zresztą to był jeden z tych elementów, które mnie do serii przyciągnęły^^
Ogólnie nie jest to zły tytuł, nawet byłabym w stanie go komuś polecić, gdyby szukał jakiejś satyry „na czasie”, niekoniecznie licząc na coś wyjątkowo ambitnego.
W sumie od początku serii zastanawiam się czy faktycznie to czemuś służy i jeśli tak, to czemu konkretnie, więc jeśli możesz, rozwiń proszę tę myśl^^ Sama póki co rozważam interpretację wedle której celem owego pozornego chaosu jest między innymi upłynnienie ról bohaterów i zatarcie granicy pomiędzy dobrem a złem. W standardowych opowieściach o superbohaterach zawsze mamy tych „dobrych” i tych „złych”, a tutaj właściwie ciężko wykrystalizować taki podział, mimo (a może właśnie dlatego) iż przez ekran przewija się multum postaci.
Ogólnie anime mi się podoba, zgadzam się, że jest oryginalne i nieprzewidywalne, jednak z oceną wstrzymam się do ostatniego odcinka, bo wciąż nie jestem całkowicie przekonana, czy to faktycznie ma jakiś sens^^'
do 9 epka
Niestety najbardziej razi mnie tu konsekwentne psucie klimatu. Odcinki do przyjazdu do stolicy były świetne – prezentowały takie solidne, klimatyczne fantasy pełną gębą, idealnie równoważące akcje z elementami obyczajowymi. Cóż… potem to się posypało. Szczerze powiedziawszy nie jestem w stanie wczuć się w klimat tego świata, jeśli wciskają tu takie motywy jak np. księżniczka zakochana w yaoi (inna sprawa, że razi mnie również fakt, iż oni eskortowali ją do stolicy, a gdy już tam przybyli ona w sumie przebywa wciąż z nimi, kij z tym że jest księżniczką), inna księżniczka szukająca po ulicach miłości swego życia i uciekająca przed tropiącym ją ochroniarzem, albo małe, rozpieszczone dziecko zachowujące się okropnie irytująco, które okazuje się kliknij: ukryte najważniejszą księżniczką w państwie… (na wszelki wypadek ukrywam, acz i tak podejrzewam, że wszyscy od razu wiedzieli kim ona jest).
W 8 odcinku wprowadzili jakąś akcję, ale wyszło to fatalnie. Z jednej strony było brutalnie, a przy tym nie mogłam pozbyć się wrażenia, że to jest zbyt humorystycznie zrobione. Choćby cała postać tego Dekoponpo (czy jak mu tam) oraz jest sługi/sekretarza/kij wie kim on był była tak przerysowana jakby miał on stanowić jakąś, bliżej mi nieznaną parodię czegoś. Zachowanie Ukona w tym odcinku wypadło równie sztucznie, no bo biegał jak głupi ze złym wyrazem twarzy grzmocąc ot tak strażników, by potem wrócić na salę, bo jednak trzeba poudawać gości dalej. A na koniec bam i siedzą w majtach bo Atui rozwaliła statek. Straszny chaos w tym był, w ogóle nie odnalazłam sensu w tym odcinku.
Coś tu niby próbują kreować, jakieś delikatne przesłanki co do faktycznej fabuły są, ale dla mnie większość z tych odcinków poświęcili na pierdoły. Zresztą poświęcenie jednego odcinka na wprowadzenie nowej postaci dla mnie zawsze kojarzy mi się z seriami słabymi (względnie tasiemcami, ale one stanowią inną historię), bo naprawdę wypadałoby to zrobić jakoś sprawniej. Na dodatek te postaci nie miały w sobie żadnej głębi, ograniczono się do schematów i tym bardziej nie widzę sensu w poświęcaniu im tyle czasu antenowego.
Nie podoba mi się również wciskanie tu fanserwisowych scenek. I praktycznie znowu mamy z tym do czynienia od momentu dotarcia do stolicy. Bywają momenty, w których się zastanawiam, czy czasem za początkowe odcinki nie odpowiadała inna ekipa, którą potem podmieniono na jakieś podróbki. No bo qrcze, porównując ze sobą to, co serwują nam teraz z pierwszym odcinkiem wygląda to trochę jak dwa różne anime, z których pierwsze jest naprawdę świetne, a drugie na siłę próbuje tę świetność naśladować – z marnym skutkiem.
Nie żeby mi się to szczególnie źle oglądało, ale zdecydowanie liczyłam na więcej po tych pierwszych odcinkach. Obecnie wciskają coraz więcej głupawych motywów, które wręcz mnie irytują momentami. Mam tylko nadzieję, że jak fabuła wreszcie wyrwie się ze „wstępu”, to dostaniemy coś więcej niż tylko totalny chaos i dramat.
Natomiast jedno pozostaje bez zmian – Kokopo na maskotkę roku! ;p
Jest to jedna z gorszych serii z krótkimi epkami, z jaką miałam do czynienia, a z pewnością najgorsza z tego sezonu. Owszem, wychodzą też inne pierdółki, ale np. w przypadku takiego Anitore Ex ktoś może się chociaż ruszyć sprzed monitora (choć pokazywane tam ćwiczenia nie są tak naprawdę dla każdego, a z wieloma osoby pozbawione dotychczas ruchu sobie nie poradzą zresztą, no ale jakiś tam sens tego jest), a tutaj jakoś wątpię by ktoś się zainspirował kulinarnie. To już lepiej samemu wejść do kuchni i poeksperymentować z tym, co się ma w lodówce – efekt będzie ten sam, jak nie lepszy xd
Jeśli seria będzie jednosezonowa to raczej uda mi się ją skończyć, ale gdyby się okazało, że to ma mieć więcej odcinków, to bez żalu się z tym rozstanę, bo nawet 4 minuty w tym przypadku to strata czasu, zwłaszcza, że przy okazji to kaleczy też nasze oczy ;p
Re: Akademia nijakości.
No ja nie kojarzę takowych, bo do 6 epka wszystko przebiegało aż nazbyt standardowo… Może fajna była scena pod fontanną, jak sobie wykrzyczeli co i jak, ale wciąż była to scena po całym odcinku niepotrzebnego i głupiego porozumienia („o matko, nie pocałuję go, bo wyjdę na zboczoną”)
Tyle, że właśnie w Rakudai nie przybliżono nam przeciwników, zaś w Asterisk od początku gdzieś tam się oni przewijają. Na razie konkretnie nie walczyli (w sensie nie w turnieju), więc trochę to inaczej wygląda.
Inna sprawa, że jak mówię – mogę zrozumieć, że komuś się Rakudai bardziej podoba, ale nie łapię jak można robić taką różnicę, bo tej tu nijak nie widzę (przechodząc na poziom ocenowy, dla mnie to może wyglądać tak – Asterisk z oceną 5‑6/10, zaś Rakudai 6‑7/10, w zależności jakie motywy komuś się spodobają, a jakie kogoś odrzucą (a są takowe w obu seriach).
Re: Akademia nijakości.
Jedyną dobrą walką w Rakudai była ta w centrum handlowym – walki turniejowe póki co przedstawiono bez polotu i jakichkolwiek emocji właśnie dlatego, że bohater musi w nich wygrać i nawet wyglądało jakby się specjalnie nie starał, bo przecież posiada tę super umiejętność… Co do ściery do podłogi, to był nią do tego momentu, bo oczywiście teraz nie może nią być, bo a) jest główna bohaterka, b) zaczyna się akcja anime. Ale skoro był uznawany za najgorszego i jako taki traktowany przez wszystkich, to sprowadza się to do bycia ścierą do podłogi. To, że dopiero teraz ma możliwość zaprezentowania swoich umiejętności jest właśnie strasznie sztuczne i wyolbrzymione – ciekawe, że przedtem nie miał -.-
Czekam jak zaprezentują walki turniejowe w Asterisk, bo tam mają więcej możliwości w związku z walką w parach. Ostatnia kombinacja w walce z Silasem pokazała, że się da zrobić coś ciekawszego, więc jest nadzieja. Fajnie też, że trenują i myślą nad strategią, co również się ceni.
Tyle, że wcale tego nie czuję. Bohater walczy, bo chce skończyć szkołę, bohaterka… kij wie dlaczego. Nie, nie ma tu porządnie zrealizowanego tła – ot, jest pokazane, że muszą wygrać… bo tak. Nie żeby motywacja Julis była reszta, to pomoc biednym sierotkom zakrawa na żart, ale już lepiej to wygląda w przypadku Ayato – zwł. poszukiwania siostry to ciekawy, tajemniczy motyw.
Ogólnie właśnie jeśli chodzi o tło fabularne, to dla mnie lepszy jest Asterisk, bowiem jakieś to tło ma, mamy konkretnych przeciwników, do których możemy się już przyzwyczajać (co też jest ważne, bo przeciwnik pojawiający się na kilka sekund nie rusza ani trochę – ot, jest i wiadomo, że bohaterowie go muszą pokonać). W Rakudai póki co nie rozwijali tego ni trochę, przeciwnicy pojawiają się na ostatnią chwilę, o pozostałych szkołach nie wiemy nic, zresztą tyle samo mamy wiadomości o organizacji turnieju i jego odbiorze przez resztę społeczeństwa.
Inna sprawa, że ja żadnej z tych serii nie traktuje poważnie, bo historie o walczących z sobą nastolatkach z super mocami musiałyby być naprawdę dobrze zrobione, by były czymś więcej, niż zwykłą formą niezobowiązującej rozrywki. Temu też nie czuję powagi w Rakudai. Owszem, cieszy, że np. scena z zakładnikami nie została poprzerywana głupimi gagami, co jak na standardy anime nie byłoby zbyt dziwne. Wciąż jednak są to nastolatkowie ratujący sytuację za pomocą swoich super mocy. Nie jest też tak, że wywyższam Asterisk ponad Rakudai – po prostu dla mnie te serie prezentują niemal identyczny poziom i obie są mniej więcej równo schematyczne (jak już wspominałam – Rakudai wyróżnia tylko ów związek). Temu też mam wrażenie, że ci, którzy piszą, że np. Rakudai jest milion razy lepsze niż Asterisk, czepiają się na siłę, bo akurat Rakudai im się bardziej spodobał, więc usilnie szukają mankamentów w Asterisk, nie widząc ich w Rakudai. I nie chodzi o to, że nie może być dla kogoś lepsze, bo każdy ocenia inaczej, ale naprawdę porównując ze sobą konkretne motywy i tu i tu widać, że obie te serie mają po równą ilość wad, jak i zalet. Dla mnie zresztą to typowe przeciętniaki i jak tak dalej pójdzie obie skończą z oceną 6 – fajnie się je ogląda, ale jest sztampowo, zaś bohaterowie nie wychodzą ze swoich schematów.