Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Yatta.pl

Komentarze

Kysz

  • Avatar
    Kysz 14.04.2018 23:28
    Re: Po 1 epku
    Komentarz do recenzji "Otaku ni Koi wa Muzukashii"
    Aby na pewno mówimy o tym samym tytule? o.O
  • Avatar
    A
    Kysz 14.04.2018 19:07
    Po 1 epku
    Komentarz do recenzji "Otaku ni Koi wa Muzukashii"
    Szczerze powiedziawszy jestem zachwycona tym pierwszym odcinkiem. Nie ma żadnego plątania się, wielkiego ukrywania i tony nieporozumień, tylko od razu przechodzą do konkretów. W takim Net­‑juu praktycznie całą serię zajęło bohaterom dojście do tego kto jest kto, tutaj potrzebowali na to zaledwie 1 odcinka (no może dwa, bo rudy jeszcze „w paczce” nie jest). Poza tym wyraźnie szykują się tu dwie pary, co samo w sobie jest rzadko spotykane w anime. Nie muszę chyba dodawać, że dorośli bohaterowie to skarb.^^

    Z minusów… hm… brzydkie CGI ludzi w tle. Naprawdę wolę, jak robią nieruchome postaci w tle zamiast takich potworków. Poza tym żadnych innych wad nie wyłapałam a przynajmniej żadnych, które psułyby mi seans – czepiać się zbiegów okoliczności nie zamierzam, wyszło to wszystko naturalnie i faktycznie takie rzeczy się przecież zdarzają (wcale nie rzadko; jak to się mówi: „świat jest mały”). Humor jest fajny, dostajemy też nawiązania do anime i gier, co stanowi dodatkowy smaczek dla fanów (ach ta Katou… jak zawsze słodka ;p).

    Jak dla mnie szykuje się (wcale nie taka ukryta) perełka tego sezonu (zwłaszcza, że jest on dość ubogi w naprawdę dobre anime), jest też szansa, że będzie to wręcz jeden z lepszych romansów w anime. Patrząc na to, że serię zapowiedziano tylko na 11 epków, prawdopodobnie skończy jako reklama mangi, ale jak utrzymają taki poziom do końca, to pewnie skuszę się na tę mangę faktycznie. :)
  • Avatar
    A
    Kysz 13.04.2018 18:25
    Po 1 epku
    Komentarz do recenzji "Last Period -Owarinaki Rasen no Monogatari-"
    Nie wiem w sumie co o tym sądzić. W sensie – widać, że na siłę to próbuje być zabawne, ale niekoniecznie wszystkie żarty są udane. Mocno też opiera się na schematach i ogólnie jest jakieś takie… ani mnie ziębi, ani grzeje. Ale… ja lubię takie serie. xd Zapowiada się tu wesoły i kolorowy syf na podstawie gry – coś a la Escha & Logy czy Shining Hearts ~Shiawase no Pan~. Nie wiem dlaczego, ale czerpię pewną masochistyczną przyjemność z oglądania takich serii, dziwnym trafem tylko, jeśli chodzi o kolorowe fantasy.
    Poza tym jest ładne graficznie (pod względem stylu i kolorystyki). Także ja się na pewno skuszę na seans całości.^^
  • Avatar
    A
    Kysz 11.04.2018 17:44
    Po 1 epku
    Komentarz do recenzji "Rokuhoudou Yotsuiro Biyori"
    Szykuje się bardzo przyjemna seria. Wręcz rzekłabym, że wygląda to na potencjalnego następce Kimi to Boku, tylko panowie są ciut starsi. Owszem, 1 odcinek nie jest całkowicie porywający, ale stanowi na tyle zachęcające wprowadzenie, że nie trzeba będzie mnie dwa razy namawiać do dalszego seansu. Spokojny klimacik, sympatyczni bohaterowie, ładna grafika i przyjemna muzyka a to wszystkie w kulinarnej otoczce – brzmi kusząco^^
  • Avatar
    A
    Kysz 9.04.2018 20:37
    Po 1 epku
    Komentarz do recenzji "Omae wa Mada Gunma o Shiranai"
    To prawda – zdecydowanie nie znam Gunmy. xd Ale co tam, anime promujące jakieś regiony i miasta to zawsze seria dla mnie.^^ Głupsze niż Urawa no Usagi­‑chan raczej nie będzie. Znaczy – na pewno nie będzie, bo już podali więcej faktów o Gunmie niż w całej serii Urawy o Urawie. xd
    Może akurat znajdę tu inspirację do mojej podróży do Japonii – mam jeszcze do zagospodarowania dwa dni i a nuż mnie akurat Gunma przekona. ;p
  • Avatar
    A
    Kysz 9.04.2018 19:51
    Po 1 epku
    Komentarz do recenzji "Binan Koukou Chikyuu Bouei Bu Happy Kiss!"
    Nic specjalnego. Co prawda tego się obawiałam, bo jednak spora część uroku pierwszej serii Binana polegała na zaskoczeniu, więc każda kolejna odsłona ma sporą przeszkodę do pokonania już na starcie. Widać, że tutaj brakuje świeżości pomysłów i ciągną to na tych samych żartach, co poprzednie części. Tak się zastanawiam, czy chociaż raz się uśmiechnęłam podczas seansu, ale chyba nie… Nie mówiąc już o parskaniu śmiechem, jak to wyglądało przy pierwszym epku pierwszego Binana.
    Sami bohaterowie też są trochę nijacy. Może nie odpychający, ale nic w nich szczególnego nie widzę. Może najprędzej ten blondyn… bo reszta to w sumie… no są, bo są, ale żadnego bym nie wyróżniła. Widać, że En był najpopularniejszą postacią tamtej odsłony, bo teraz w centrum jest koleś prezentujący podobny typ charakteru. Zielonowłosy i różowowłosy to odniesienia do Io i Ryuu, zaś ten z pomarańczowymi kłakami ma być chyba takim przeciętnym, trochę nudnym chłopaczkiem, jak Atsushi. Tylko blondyn nie ma za bardzo odpowiednika. Rada szkolna to też niemal idealne odzwierciedlenie tej poprzedniej, przy czym ten z różowymi włosami jest bardziej dziecinny.
    Także w sumie to nie wiem… może dam jeszcze ze 2 epki szansy, bo jakoś bardzo mnie to nie irytuje i mam lekki sentyment do pierwszego Binana, ale wygląda to na typowe odcinanie kuponów, bez jakiegokolwiek pomysłu na nowe żarty. Tak trochę czuję już zmarnowany czas przy tym.
  • Avatar
    A
    Kysz 9.04.2018 19:16
    Po 1 epku
    Komentarz do recenzji "Gurazeni"
    Graficznie jest paskudne, ale nikt się raczej nie spodziewał niczego innego. Za to tematyka całkiem ciekawa a przede wszystkim nietypowa. Co prawda oparcie niemal całego pierwszego epka na monologach wewnętrznych głównego bohatera to ruch dość ryzykowny, bo łatwo może widzów zniechęcić do serii. Ja zamierzam jej dać szansę, ciekawi mnie co właściwie chcą tu pokazać dalej.

    Do tego wszystkiego dorośli bohaterowie, na dodatek profesjonalni gracze, stanowią taką rzadkość w anime, że dla nich samych warto dać temu szansę. Podoba mi się zresztą postać Bondy i jego podejście do wszystkiego, jakże odmienne od tego, co zazwyczaj oglądamy w anime. Ma on swoje dziwactwa, ale twardo stąpa po ziemi. Naprawdę fajnie było to widać we fragmencie, w którym najpierw rozwodził się nad wielką szansą jakiegoś świeżaka, by zaraz potem gładko tę szansę pogrzebać, bo w końcu on nie jest od tego, by myśleć o karierze przeciwników, tylko by grać. Jest to niby normalne, ale pokazanie tego wprost w anime było całkiem odświeżające.

    Mnie to zaciekawiło i na pewno będę śledzić z uwagą, zwłaszcza że lubię serię sportowe a każda jedna mniej typowa od standardowego „od zera do bohatera w szkolnym wydaniu” stanowi nie lada gratkę.
  • Avatar
    A
    Kysz 9.04.2018 18:20
    Komentarz do recenzji "Cutie Honey Universe"
    Ja jednak odpadam. xd To było moje pierwsze spotkanie z Cutie Honey i najprawdopodobniej ostatnie. Co najciekawsze – akurat fanserwis uważam za najlepsze, co ten pierwszy odcinek miał do zaoferowania. Cała reszta była raczej meh… No dobra, rozwaliły mnie jeszcze dwie nauczycielki uprawiające seks w parku na terenie szkoły. Nie wiem czy to można uznać stricte za fanserwis patrząc na to ja to wyglądało. xd
    Inna sprawa, że seria wyraźnie jest skierowana do osób zaznajomionych z tą franczyzą. Nie dostajemy żadnego wprowadzenia kto jest kto i tak dalej, tylko jakby dalszą część. Idzie się niby wszystkiego domyślić, ale to jednak nie to samo.
    Dla mnie zbyt szalone i to tym rodzajem szaleństwa, który nie do końca jest w moim typie.
  • Avatar
    Kysz 9.04.2018 17:54
    Re: Po 1 epku
    Komentarz do recenzji "Amanchu! ~Advance~"
    SDczki są fajne… na ogół. Ale te tu są paskudne, gorsze nawet niż te z Lovely Complex. xd
  • Avatar
    A
    Kysz 8.04.2018 20:27
    Po 1 epku
    Komentarz do recenzji "Amanchu! ~Advance~"
    Paskudne SD ✓
    Upiooo (czy jak ten dźwięk się tam zapisuje) ✓
    Siostrzyczka bijąca braciszka ✓
    Teko użalająca się nad sobą ✓
    Nurkowanie –

    Czyli w sumie standard. Nurkowania było tyle, co nic – ledwie w kilku przebłyskach się pojawiło. Ważniejsza od tego była chociażby scena, w której Pikari zapomina góry od stroju kąpielowego w „polowych gorących źródłach” i obawia się, że będzie musiała świecić cyckami przed obcymi facetami. Ogólnie to spodziewam się tego, co w pierwszej serii i niczego więcej. Już w pierwszym odcinku pokazali wszystko to, co uznawałam za największe wady pierwszego sezonu i to się raczej nie zmieni. To całkiem sympatyczna seria, więc na pewno będę oglądała do końca, ale zachwytu nie przewiduję.
  • Avatar
    A
    Kysz 7.04.2018 17:20
    Wersja z 2007 a seria 2018 - porównanie pierwszych odcinków
    Komentarz do recenzji "Gegege no Kitarou [2007]"
    Po Hakaba Kitarou zainteresowałam się tą franczyzą. Obejrzałam 1 ep najnowszej wersji (z 2018), którą byłam lekko zawiedziona i postanowiłam porównać ją sobie z serią z 2007 roku. I muszę przyznać, że różnica jest kolosalna!

    Swoją drogą rodzi się ciekawe pytanie: czy 11 lat różnicy między seriami anime to dużo, czy mało? Wydawałoby się, że nie jakoś szczególnie wiele, ale jednak różnicę pod względem technicznym widać bardzo wyraźnie. Niestety – dotyczy to również klimatu i to na niekorzyść nowej wersji.

    Przede wszystkim należy zwrócić uwagę, że GeGeGe, w przeciwieństwie do Hakaba, to seria skierowana raczej do młodszego widza. Co za tym idzie, nie jest ani tak mroczna, ani tak brutalna, jak tamto anime i pewne rzeczy muszą być przedstawione zupełnie inaczej. Czy oznacza to, że trzeba pozbawiać ją tym samym jakiejkolwiek dozy mroczniejszego klimatu? Nie i na szczęście nikt tego nie próbował zrobić. Jednakże, w wersji z 2018 roku ów mrok jest znacznie delikatniejszy, rzekłabym wręcz, że ciut ugrzeczniony. Bardziej stawia się tu na sceny akcji, niż budowanie klimatu. Oczywiście, mając o wiele lepsze zaplecze techniczne, niż te 11 lat temu, jak najbardziej można sobie pozwolić na odrobinę szaleństwa. Jednak Kitarou to przede wszystkim nutka grozy i niepewności, której w wersji z 2018 roku jest jak na lekarstwo. Co prawda obie historie  kliknij: ukryte 

    Jak natomiast wypada sam Kitarou? Tutaj skłaniałabym się raczej w stronę postaci z nowszej odsłony, acz obie wersje w sumie złe nie są. Co prawda Kitarou decyduje się na pomoc ludziom, ale jest to raczej jego forma odwdzięczenia się za pomoc okazaną w dzieciństwie, niż altruistyczny czyn (swoją drogą ten motyw wygląda wręcz parodystycznie, jak się zna wersję z Hakaba. Ja przynajmniej szczerze się z tego uśmiałam xd). Kitarou z anime z 2018 roku wydaje się wszakże bardziej oziębły w stosunku do ludzi, choć nie wiem po kiego pozwala pałętać się między nogami tej całej Manie.

    No właśnie – Mana, czyli postać, której absolutnie nie powinno być w serii takiej, jak ta. Stanowi ona niepotrzebny, kompletnie irytujący dodatek ludzki i naprawdę nie rozumiem po kiego w serii z 2018 wrzucono ją na główny plan. W 2007 roku co prawda w 1 epku też pojawia się pewien chłopak, ale różnica między ich rolami jest przeogromna. Chłopak, jako jedna z osób odpowiedzialnych za wypuszczenie demona, staje się jego celem, siłą rzeczy zostaje więc w to wszystko wmieszany. Kitarou wykorzystuje go jako przynętę, niejako z przymusu bierze więc on udział w całej akcji. Mana natomiast wplątuje się w to przypadkowo… i pałęta się za resztą tylko z własnej ciekawości. Co prawda rozumiem jej motywacje, natomiast ni w ząb nie potrafię załapać dlaczego Kitarou jej po prostu gdzieś nie zostawił. I niestety, ale ona towarzyszyć nam będzie przez cały seans (co chyba ma mieć wytłumaczenie fabularne, sądząc chociażby po openingu), ale do mnie nie przemawia.

    Jak natomiast wypada porównanie strony audiowizualnej? Oczywiście, najnowsza wersja prezentuje znacznie wyższy poziom animacji i to nie powinno nikogo dziwić. Jednocześnie jednak jest też tą wersją znacznie „ładniejszą” pod względem stylistycznym, co akurat stanowi jej wadę. Wygląd postaci jest zbyt ugładzony, co widać zwłaszcza na przykładzie Neko Musume, z której zrobiono niemalże bishoujo, co kompletnie odbiega od jej oryginalnej wersji. W obu seriach pojawia się charakterystyczny dla tej franczyzy opening „Gegege no Kitarou”. W tym nowszym widać chyba więcej odniesień muzycznych do oryginału, ale generalnie oba sprawiają się dobrze, bo nie zostały zanadto udziwnione (ach, ta wersja z lat 80. xd).

    Osobiście chętniej obejrzałabym serię z 2007 roku… gdyby tylko była gdzieś w całości dostępna z angielskimi napisami. Łudzę się trochę, że z powodu wydania nowej wersji, może jakaś grupa wróci do jej poprzedniczki, ale pewnie nic z tego nie będzie. :( Mimo, że w Japonii jest to serial kultowy, na Zachodzie nie cieszy się aż taką popularnością a większości pewnie odrzuca fakt, że jest skierowany do młodszej widowni (mimo iż można się przy tym wspaniale bawić niezależnie od wieku, zwłaszcza że jest pełen odniesień do japońskiego folkloru).
  • Avatar
    Kysz 6.04.2018 21:23
    Komentarz do recenzji "Yuuri!!! on Ice"
    Generalnie nic tu nie jest powiedziane wprost. Dla mnie to również tylko shounen­‑aiowy fanserwis (zwłaszcza, że wszystkie takie sceny zawsze kończą się jakimś żartem) i nic więcej, ale dużo osób się na to „nabiera” (jeśli można tak to ująć). Jeśli lubisz shipować ze sobą przystojnych panów, to będziesz tu miała spore pole do popisu, lecz jeśli liczysz na konkrety, to się ich nie doczekasz.
  • Avatar
    Kysz 6.04.2018 18:32
    Komentarz do recenzji "Yuuri!!! on Ice"
    Nie jest. xd
  • Avatar
    Kysz 5.04.2018 20:14
    Komentarz do recenzji "Tada-kun wa Koi o Shinai"
    Kij z Teresą, ale bijąca nieznajomego chłopaka Alexandra raczej moją ulubioną bohaterką tej serii nie zostanie.

    Ogólnie to poziom i styl komedii przypomina mi w trochę Anime­‑Gataris. Zdecydowanie drugi Nozaki­‑kun z tego nie będzie niestety.

    Pomijając jednak poziom humoru, nie było tak źle. Wydaje się, że może wyjść z tego całkiem sympatyczna seria.
  • Avatar
    A
    Kysz 1.04.2018 21:56
    Po 1 epku
    Komentarz do recenzji "Gegege no Kitarou [2018]"
    Tak podejrzewałam, że po obejrzeniu Hakaba Kitarou sięgnięcie od razu po to może nie być najlepszym pomysłem.
    Przede wszystkim ta cała Mana jest strasznie irytująca! Nie wiem po co w ogóle ją tu dodali a najgorsze, że zajęła większość czasu antenowego. Pałęta się pod nogami i tylko przeszkadza. Znając życie będzie tylko od tego, żeby ją ratować…
    Kitaro, który nie jest małym złośliwym potworem to też nie to samo. Widać jego oziębłość w stosunku do ludzi, ale w porównaniu z jego wersją z Hakaba Kitarou jest wręcz milutki. Ja wiem, że GeGeGe jest ogólnie bardziej stonowane i ugrzecznione, ale i tak mi to zgrzyta.
    Grafika oczywiście przeszła odświeżenie tak, by bardziej dostosować się do gustów masowego odbiorcy. Nie podoba mi się to, ale też nie spodziewałam się niczego innego.
    Za to na plus zaliczam opening. Po tych wszystkich dziwnych wariacjach m.in. z 2007 roku, ta wersja bardziej przypomina tę pierwotną, z lat 60. (a pragnę zauważyć, że jestem zakochana w tamtym openingu^^').
    No nic, poczekam co się będzie działo dalej a w międzyczasie zerknę na jakąś poprzednią część.
  • Avatar
    A
    Kysz 1.04.2018 21:26
    Myślałam, że jednak będzie to lepsze...
    Komentarz do recenzji "Sanrio Danshi"
    Naprawdę nie miałam co do tego wielkich wymagań. Nie liczyłam tu na drugie Kimi to Boku, ale po prostu chciałam obejrzeć lekką historyjkę o słodkich chłopcach robiących słodkie rzeczy. I początkowo było nawet nieźle, ale z czasem zrobiło się zwyczajnie… nudno. Panowie dużo gadali, głównie o przyjaźni i tym podobnych pierdołach. Każdy dostał swoją (odpowiednio udramatyzowaną) historię do opowiedzenia, do tego doszły wszelkie smaczki związane z postaciami Sanrio. Dość cukierkowe, ale raczej strawne. Zabrakło w tym jednak jakiegoś polotu, pomysłu na całą serię, bo to, co początkowo się nieźle oglądało, szybko zaczęło męczyć powtarzalnością.

    Sami bohaterowie nie są na szczęście tacy źli i chociaż trochę się wyłamują ze schematów, które odgrywają. Najlepiej prezentuje się chyba Shunsuke, który gra rolę tego opanowanego, ale miewa momenty, w których pokazuje zupełnie inne, bardziej „zabawne” oblicze. Ogólnie wszyscy są raczej sympatyczni, żaden mnie jakoś szczególnie nie irytował (no może trochę Ryou).

    Graficznie jest źle a wręcz bardzo źle. Same projekty postaci są ok, ale w ruchy wyglądają paskudnie. Liczne deformacje są na porządku dziennym, zaś animacja po prostu boli (chyba nigdy nie zapomnę sceny, w której Kouta wchodzi do domu i dosłownie przepływa w powietrzu na schody prowadzące na piętro… brrrr).

    Długo zastanawiałam się nad oceną i ostatecznie stanęło na 4/10. Bywały odcinki, których oglądanie zajmowało mi ze dwie godziny, bo tak bardzo mnie nudziło to, co dzieje się na ekranie, że co chwila stopowałam i przeglądałam różne rzeczy w internecie. Najlepiej z tego wszystkiego oceniam początkowe odcinki i samą końcówkę (przy „niespodziance” na występie naprawdę się zaśmiałam ;p), ale drugi raz bym po to nie sięgnęła. Na następce Kimi to Boku musimy jednak trochę poczekać.
  • Avatar
    A
    Kysz 1.04.2018 18:46
    Komentarz do recenzji "Hakaba Kitarou"
    To anime było tak odświeżające, że wprost nie mogłam się od niego oderwać. Miałam już jedno podejście do niego, ładnych kilka lat temu, ale wtedy grafika mnie pokonała. Tym razem postanowiłam przemóc pierwsze wrażenie i oglądać dalej. I tak jak w przypadku Ping Pong the Animation, tak i teraz wręcz zakochałam się w tej nietypowej grafice. Jest ona kompletnie różna do stylu, do którego jestem przyzwyczajona – nic tu nie jest ugładzone, a wręcz można rzec, że momentami emanuje szpetotą, ale… tworzy niesamowity wręcz klimat! Bez niej ta seria nie byłaby taka sama.
    Oczywiście Kitarou to ikona japońskiej popkultury i nie ma co na ten temat dyskutować. Dość rzec, że od czasu wydania mangi powstała niezliczona ilość jej adaptacji. Ta wersja jest na podstawie pierwszej, oryginalnej historii Kitarou, z której wywodzi się późniejsze GeGeGe no Kitarou. Co prawda z GeGeGe nie miałam wielkiej styczności, ale patrząc czy to po opisach, czy filmikach, Hakaba Kitarou jest tą zdecydowanie mniej „grzeczną” wersją. Czarny humor jest tu na porządku dziennym a całość tchnie wręcz groteskowym klimatem. Swoją drogą podobało mi się, jak  kliknij: ukryte  Inna sprawa, że choć poszczególne odcinki stanowią całkowicie odrębne historie, to nie są oderwane od siebie. Ciągłość jest zachowana jeśli chodzi o tło fabularne, co jest naprawdę fajne – jeśli coś zdarzyło się wcześniej, nawet z pozoru mało istotny szczegół, ma nieraz wpływ na późniejsze wydarzenia.
    Ogólnie to jestem zachwycona tym tytułem. Ostatnimi czasy sięgam głównie po różnej maści okruszki życia, najczęściej o słodkich dziewczętach robiących słodkie rzeczy. Naprawdę trudno znaleźć mi coś dla siebie z jakiegoś innego gatunku. A tu nagle trafiam na takie Hakaba Kitarou (w sumie do powrotu do tego tytułu zachęciło mnie to, że w 2018 wychodzi nowa wersja GeGeGe), które stanowi kompletne przeciwieństwo oglądanych przeze mnie serii. I okazuje się to być strzałem w dziesiątkę! Mroczny, nieprzesłodzony świat pełen istot wprost z japońskiego folkloru (i nie tylko – w końcu pojawia się tu chociażby Drakula) – jaka szkoda, że to ma tylko 11 odcinków!
  • Avatar
    A
    Kysz 29.03.2018 19:06
    W końcu naprawdę dobry reverse harem... w komediowej odsłonie.
    Komentarz do recenzji "Dame x Prince Anime Caravan"
    Ostatnimi czasy reverse haremy to sam plastik robiony na jedno kopyto – bohaterka jest tępym blobem, zresztą nieraz to właściwie mogłoby jej nie być, za to bohaterowie to chodzące ideały bez skazy, prezentujące jeden z kilku popularnych schematów (i niestety, ale „pan oziębły” czy „pan sadysta” są na porządku dziennym). Tym bardziej DamePri wybija się na tle tego całego chłamu i jest po prostu naprawdę dobrą serią.

    Fabuła - całość potraktowana została w mocno komediowy sposób. Seria z jednej strony prezentuje standardowe motywy charakterystyczne dla gatunku, z drugiej – wyśmiewa je jak może. Co prawda w połowie traci trochę impet i choć generalnie nadal ogląda się ją dobrze, to czuć, że nieco zabrakło pomysłu na część żartów. Na szczęście potem wszystko wraca na właściwy tor, czy też dostajemy na koniec ciut poważniejsze odcinki. Choć i w nich nie zrezygnowano całkowicie z typowego dla tej serii humoru – trochę pod tym względem skojarzyło mi się to ze Slayers, w którym to też akcenty humorystyczne swobodnie mieszały się z „właściwą fabułą”. Co najważniejsze zresztą – historia zostaje zgrabnie zamknięta a to jest rzadkość w takich anime. Swoją drogą potencjalne wątki romantyczne (których w reverse haremie zabraknąć nie może) również zostają w to wplecione zgrabnie i z humorem. Z czasem coraz bardziej widać, że wszyscy panowie kochają się w naszej bohaterce, ale nie przesłania to ogólnego komediowego wydźwięku całości.

    Bohaterowie – o dziwo, wyjątkowo nie mogę powiedzieć, że postać naszej heroiny należy zbyć milczeniem. Jest to z pewnością jedna z najlepszych kobiecych postaci w tego typu seriach. Potrafi rzucić zgryźliwym komentarzem, aczkolwiek raczej zachowuje je dla siebie (bo jest miła), do tego jest inteligentna, wesoła, energiczna i nie pałęta się po prostu na ekranie będąc damą do ratowania. Panowie za to prezentują typowe dla reverse haremów charaktery, ale… w mocno przerysowanej postaci. Na szczęście ich kreacje nie mają być tylko podstawą do gagów i z czasem każdy prezentuje trochę normalniejsze oblicze, nie tracąc jednak przy tym nic ze swojego uroku.

    Grafika i muzyka - tutaj szału nie ma, dlatego nie będę się specjalnie rozpisywała. Muzycznie mamy do czynienia z totalnym przeciętniakiem i to właściwie tyle w temacie – nie pamiętam żadnej nutki z serii i nawet opening już mi się rozmazuje w pamięci (zwłaszcza, że w sumie rzadko go słuchałam). Graficznie najbardziej wyróżnia się mocna, jaskrawa kolorystyka, ale poza tym też jest raczej przeciętnie, z okazjonalnymi krzywiznami. To, co najważniejsze wszakże, czyli projekty postaci, są ładne i odpowiednio charakterystyczne. Nic tu na kolana nie rzuca, lecz całość stoi na akceptowalnym poziomie.

    Ogólnie rzecz biorąc, seria jest naprawdę dobra. Dziwię się, że w sumie tak mało popularna. Tyle osób sięga po syf w rodzaju Diabolik Loversów czy innych Brothers Conflictów, a dobry tytuł z tego gatunku jest jakoś tak… pomijany. No chyba, że wszyscy już stracili nadzieję, że można zrobić fajny reverse harem… i to jeszcze na podstawie gry otome. A jednak, jak widać, nie jest to niemożliwe. Ode mnie anime dostaje czyste 7/10 – może dałabym więcej, gdyby utrzymano tu poziom początkowych i ostatnich odcinków, bo niestety środek jest jednak ciut słabszy. I tak fajnie mi się to oglądało, a ostatnie epki wręcz połknęłam na raz. Naprawdę polecam chociaż zerknąć na pierwsze trzy odcinki – komedia jest z tego przednia, a bohaterowie na tyle sympatyczni, że miło się ogląda ich poczynania.
  • Avatar
    Kysz 2.03.2018 19:58
    Re: O.o
    Komentarz do recenzji "Miira no Kaikata"
    Ja cały czas oglądam i jestem coraz bardziej w tym zakochana. Przecież to jest przesłodkie! Moim faworytem jest Isao, ale Mii­‑kun też jest uroczy. Conny trochę zbyt „tępy” a o Mukumuku na razie niewiele było. Ogólnie jednak nie ma tu żadnej antypatycznej postaci, a przy tym nikt nie jest szczególnie przesłodzony (w sensie z ludzkich bohaterów, bo Mii­‑kun to chodząca słodycz przecież <3).
    Zima tego roku zdecydowanie okruszkami stoi i Mała Mumia zajmuje poczesne miejsce w tym gronie (obok Yorimoi, Yuru Camp, KoiAme i Hakumei to Mikochi). Jaka szkoda, że to będzie miało tylko 12 odcinków – mam wrażenie, że to by się równie dobrze oglądało przy większej liczbie epizodów, bo póki co w ogóle nie czuję żadnej powtarzalności. A to przy takiej tematyce jednak łatwe nie jest. :)
  • Avatar
    Kysz 18.02.2018 16:30
    Re: A jednak mnie kupiło...
    Komentarz do recenzji "GJ-bu"
    Ciekawie się czyta ten komentarz porównując go z poprzednim. Tam zarzucałaś schematyczność, tu wręcz przeciwnie.

    Hm… nie do końca, choć widzę dlaczego to może zostać tak odebrane. Generalnie wcześniej wydawało mi się, że anime może się spodobać tylko wielkim fanom prezentowanych tu schematów bo nie ma do zaoferowania niczego więcej. Teraz natomiast, oglądając to z perspektywy osoby, która całkowicie przeszła na okruszkową stronę mocy (i widziała od tego czasu sporo takich tytułów) widzę, że te schematy są tu wykorzystanie w konstruktywny sposób. Więc nawet jak ktoś nie jest ich wielkim fanem, znajdzie tutaj coś nowego (temu też napisałam o braku „bezmyślnego kopiowania”, bo jednak na pewnych szablonach to się opiera, tyle że robi to dość pomysłowo).

    Swoją drogą ten komentarz i mnie skłonił do refleksji. Sam chyba muszę wrócić do dawno porzuconego A­‑Channel, bo od tego czasu też wsiąkłem w SoLe i kto wie, może seria którą niegdyś porzuciłem po pierwszym odcinku teraz mi się spodoba? (inna sprawa, że już wtedy lubiłęm Azumangi i Yuru Yuri).


    Warto spróbować.^^ Ja już tak do kilku tytułów wróciłam i byłam zadowolona z seansu. Co prawda osobiście uważam A­‑Channel raczej za przeciętniaka w tym gatunku, ale i tak nieźle się to ogląda (na pewno lepiej od totalnego cukru pokroju Hinako Note czy Slow Start). Poza tym sama długo się do tego przekonywałam, bo 1 odcinek jeszcze nie oddaje tego, co w tym najlepsze.
  • Avatar
    A
    Kysz 18.02.2018 14:01
    A jednak mnie kupiło...
    Komentarz do recenzji "GJ-bu"
    Zdecydowanie muszę sprostować komentarz, który napisałam wcześniej. Od tamtej pory minęło sporo czasu, w ciągu którego przekonałam się do okruszkowo­‑komediowych serii szkolnych. Teraz należą one do moich ulubionych tytułów, temu też postanowiłam dać drugą szansę GJ­‑bu i okazuje się, że było warto. To z pewnością jedna z ciekawszych propozycji w tym gatunku, nie powielająca bezmyślnie utartych schematów, dzięki czemu nie ma się wrażenia, że oglądało się to samo już milion razy. Większość żartów jest ciekawa a postaci dość charakterne i raczej sympatyczne. Nie jest to ideał, ale tytuł po prostu solidny i wyciągający z tego gatunku wiele dobrego. Byłby jednak lepszy, gdyby zrezygnowano z żartów polegających na gryzieniu i ogólnym znęcaniu się nad głównym bohaterem. Przez nie moja ocena nie mogła być wyższa, bo nazbyt mnie to denerwowało (wręcz przeżyłam swoisty kryzys w okolicach 5 odcinka i musiałam zrobić sobie małą przerwę od tego). Sama postać Mao również przez to straciła – gdyby jej odjąć tę cechę, byłoby znacznie lepiej.

    W ogóle seria jest dosyć nietypowa, bo choć na pozór wygląda na klasyczną przedstawicielkę cgdct nurtu, to obecność męskiego protagonisty na pierwszym planie sprawia, że nie można jej do niego zaliczyć. Ale mamy w takim razie stado dziewcząt i męskiego rodzynka – czy to znaczy, że GJ­‑bu to haremówka? Cóż… w sumie to nie. Co prawda delikatne aluzje tego typu się pojawiają, ale oficjalnie nie ma tu mowy o żadnym wątku romantycznym. Wszystko zostaje jednak na stopie przyjaźni, co jest najlepszym możliwym rozwiązaniem. Dzięki temu można to oglądać po prostu jako okruszki o grupie szkolnych przyjaciół, bo dokładnie w tej kategorii sprawdza się najlepiej.

    Graficznie mamy do czynienia z klasyczną produkcją od Doga Kobo co jak dla mnie stanowi sporą zaletę. Lubię ich styl – jest słodki i idealnie pasuje do takich okruszko­‑komedii.

    Ogólnie bardzo dobrze się bawiłam przy tej serii, przyjemnie mi się ją oglądało i wyjąwszy te żarty z gryzieniem uważam to za udany tytuł. Ostatecznie daję temu solidne 7/10. To nie jest nic oryginalnego, ale w swojej kategorii broni się naprawdę dobrze i zdecydowanie poleciłabym to fanom szkolnych okruszków i komedii (z naciskiem bardzie na to drugie, bo jednak całość jest oparta w głównej mierze na żartach).
  • Avatar
    Kysz 1.02.2018 19:40
    Komentarz do recenzji "Yuru Camp"
    Tak gwoli ścisłości: w jednej scenie mówi, że przejechała 150 km a potem jeszcze trochę jeździ po okolicy.
  • Avatar
    Kysz 29.01.2018 13:51
    Komentarz do recenzji "Slow Start"
    Może nie nazwałabym go dobrym, ale faktycznie był to w końcu przyzwoity odcinek. Niestety, to raczej będą przebłyski w morzu nijakości, nudy i ogólnego cukru. Ja tu nie bardzo widzę drogę ratunku, raczej powtórkę z rozrywki w stylu Hinako Note. I nie wiem, może już za dużo serii tego typu widziałam, ale takie cukrowe klony, nie wyróżniające się niczym, już mnie po prostu nie cieszą. I tak o nich nie będę pamiętała po skończeniu seansu a nawet nieszczególnie się przy tym odprężam wiedząc, że nikt z autorów się przy tym szczególnie nie starał (nie licząc gości od grafiki).

    Patrząc na to, że reżyseruje to człowiek odpowiedzialny też za GochiUsa liczyłam na znacznie więcej. Widać jednak to kwestia pierwowzoru… Dla mnie to najgorsza seria tego typu w sezonie, nawet Ramen jest ciekawszy.
  • Avatar
    A
    Kysz 23.01.2018 17:21
    Po 3 epkach
    Komentarz do recenzji "Karakai Jouzu no Takagi-san"
    Takagi jest jednak zbyt irytująca, zaś taka jednostronna rywalizacja – po prostu nudna. O wiele lepiej relacje między postaciami przedstawiono w Tonari no Seki­‑kun. Tutaj zawsze wiadomo jak to się skończy, a kończy się w naciągany sposób, bo Nishikata zawsze okazuje się tym, który się zawstydzi. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że  kliknij: ukryte . Wiem, że to niby tylko gimnazjum, więc na dojrzały związek nie ma co liczyć (chociaż chwila… jakoś w Tsuki ga Kirei się jednak dało…), ale w każdym razie mnie to denerwuje. Poczytam sobie Ashita wa Doyoubi, bo sceny z bohaterkami tej mangi były tu najlepsze. A ta seria ląduje w porzuconych – na szczęście ten sezon obfituje w okruszki, więc jest z czego wybierać.
  • Avatar
    A
    Kysz 16.01.2018 18:14
    Po 1 epku
    Komentarz do recenzji "Miira no Kaikata"
    O matko, to była słodycz w najczystszej postaci! Normalnie przekochana jest ta mała mumia! Bałam się, że to będzie takie niby dziecko, tylko w innej odsłonie (a nie przepadam za dziećmi), ale to bardziej zachowuje się jak jakieś słodziaśne zwierzątko… awww!!

    Na razie wygląda to na takie lekkie okruszki z delikatnym motywem nadprzyrodzonym. W sensie ta mumia (i inne dziwne osobniki, które widzieliśmy w op) nie są niczym realistycznym , ale cała otoczka wygląda jak z najzwyczajniejszych w świecie okruszków. Lubię tego typu tytuły, a niestety nie ma ich zbyt wiele.

    Nie bardzo wiedziałam czego się po tym spodziewać a właściwie to spodziewałam się, że rzucę to po 1 epku. Ale to było tak pocieszne i relaksujące, że po prostu nie mogę. Podoba mi się też to, że humor tu jest taki mało nachalny przez co faktycznie jednak ten okruszkowy klimat przeważa. Oj, zdecydowanie ten sezon okruszkami stoi, oby takich więcej było.^^