Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Komikslandia

Komentarze

Kysz

  • Avatar
    Kysz 30.03.2014 13:40
    Komentarz do recenzji "Space Dandy"
    No to jest akurat logiczne, tylko się zastanawiam dlaczego xd
  • Avatar
    A
    Kysz 29.03.2014 19:47
    Komentarz do recenzji "Space Dandy"
    Um… dlaczego 13 odcinek wyszedł nagle w środku tygodnia? I to jeszcze od razu z japońskim dubbingiem? Czy ktoś coś wie na ten temat może?

    Co do samego anime, to jest ono strasznie nierówne, więc ciężko go ocenić jako całość. Były epizody zasługujące jak dla mnie wręcz na pełną dychę, ale było też mnóstwo średniaków i kilka naprawdę słabych epków. Co prawda generalnie uznaję nieprzewidywalność tego tytułu jako jego zaletę, bowiem największym magnesem przyciągającym mnie do kolejnych odcinków była ciekawość co też twórcy zaserwują nam tym razem xd
    Jednoznacznie nie da się też ocenić grafiki, bo zmieniała się co chwila w zależności od tego, kto akurat nad danym odcinkiem pracował. Mimo to uznaję to za pochwały godny eksperyment zwłaszcza, iż stylistycznie chyba wszystkie odcinki mi się podobały.

    Ogólnie rzecz biorąc ja odbieram to raczej pozytywnie, ale szaleć na jego punkcie nie mam zamiaru. Nie wiem czy to dobrze, czy źle, że nagle postanowiono przerwać emisję tego w połowie i z pozostałych planowanych odcinków zrobić drugi sezon później, ale liczę na to, że wiele rzeczy tu dopracują i dalsza część będzie tylko lepsza. Stawiając tu pierwszą lepszą ocenę jaka mi przyszła do głowy wychodzi, że dałam temu 6/10 xd
  • Avatar
    A
    Kysz 29.03.2014 19:34
    Komentarz do recenzji "Pupipoo!"
    Nie jest złe, choć na pewno mogłoby być lepsze. Jeśli chodzi o zakończenie, to w sumie tego się spodziewałam i to dostałam –  kliknij: ukryte 
    Troszkę przeszkadzał mi też wygląd i zachowanie samego Po, ale cóż poradzić, że Japończycy właśnie w czymś takim gustują…
    W każdym razie mnie się tam w sumie podobało, choć początkowo bym się nie spodziewała takiego obrotu spraw. Krótkie odcinki były tu zaletą, bo gdyby to trwało dłużej mogłoby być męczące, albo przedramatyzowane. 6/10
  • Avatar
    A
    Kysz 29.03.2014 12:19
    Komentarz do recenzji "Witch Craft Works"
    Avellana napisał(a):
    ...czyli gender w wydaniu anime.

    Czy to jest jakieś fatum?! Ja wiem, że gender to jest teraz super ekstra modny temat w społeczeństwie, ale no na boga – czy trzeba to wszędzie pchać? Swoją drogą, że skoro trzeba, to gender idealnie widać we wszelkiego rodzaju seriach haremowych i romansach, w których role płciowe są wyznaczone dość rygorystycznie (wedle kultury japońskiej oczywiście). To, że w TCW mamy do czynienia ze swoistego rodzaju odwróceniem ról, nie czyni więc z tego tytułu czegoś oryginalnego w ujęciu owej koncepcji…

    Avellana napisał(a):
    Sądząc jednak po komentarzach do tej serii, dla wielu widzów podstawowy problem polegał na przyjętej konwencji. To rzeczywiście jeden z tych przypadków budzących dość skrajne emocje: lekko umowna, lekko surrealistyczna oprawa i zupełnie obłąkane pomysły w rodzaju królików w zbrojach rycerskich (czy tylko mnie przyszedł na myśl Monty Python?) nie każdemu będą odpowiadać.


    Zdaję sobie sprawę, że na pewno odbiór tego czegoś będzie w gigantycznej wręcz mierze zależał od poczucia humoru. Nie każdy lubi absurd. Ale ja lubię, a tu nadal widzę tylko głupotę polegającą na wciśnięciu schematów, które miały się widzom podobać i zrobieniu z tego niesmacznego koktajlu. Poziom humoru w tej serii wygląda mniej więcej tak samo, jak w Ore no Nounai, by daleko nie szukać. Przeładowuje się wszystko wyolbrzymionymi do granic możliwości gagami, opartymi zawsze na znanym schemacie.

    Avellana napisał(a):
    czy tylko mnie przyszedł na myśl Monty Python?

    Pewnie tak, bo to aż woła do pomstę do nieba, by zestawiać dobry angielski humor z tym czymś. Wśród anime to najprędzej chyba do Monty Pythona ma Jinrui…

    Avellana napisał(a):
    Poza wszystkim innym jednak ta dwójka protagonistów jest wyjątkowo udaną parą – może ciut nieklasyczną pod wieloma względami, ale taką, której można wróżyć całkiem trwały związek

    Ale na serio? o.O
    Nie widziałam, by Ayaka nie była w którym momencie „postacią graną na jedną nutę”. Jej jedyną cechą charakteru było fanatyczne oddanie Honoce i w żadnej sekundzie tego tytułu nie zrobiła nic, co nie byłoby w jakimś stopniu z nim związane.
    Honoka się stara? Może się i stara – jak przeciętny bohater haremu, który biegnie do walki z dzikim okrzykiem na ustach, by bronic swoich ukochanych przyjaciół (znaczy ukochane przyjaciółki), chociaż z góry wiadomo, że przegra (i to nie ważne co by zrobił). On nie budzi sympatii, a raczej irytację, kiedy po raz kolejny przewija się na ekranie z myślami „muszę być silniejszy, żeby Ayaka nie cierpiała tak bardzo chroniąc mnie”. Ba, nawet kiedy już coś się dzieje dobrego wokół jego osoby, to nie jest to bynajmniej związane z nim samym. On jest tylko opakowaniem – a opakowania z reguły nie posiadają charakteru…

    Avellana napisał(a):
    Ogromna szkoda, że mamy do czynienia z typową reklamówką mangi – krótką, urwaną i zaledwie lekko skubiącą wątek główny

    Raczej co za ulga, że nikt więcej nie będzie marnował pieniędzy na takie głupoty.

    Ten świat ma spory potencjał i wbrew pozorom wystarczającą spójność wewnętrzną (przynajmniej na oko), żeby pociągnąć całkiem ciekawą fabułę.

    To tak chyba bardzo na oko… Bo jakoś nie wydaje mi się, żeby przedstawianie zachowań wiedź z Wieży było tak niezwykle spójne. Właściwie w żadnych dwóch odcinkach nie łączyło się ze sobą to, co czego poszczególni bohaterowie dążą. W dodatku magia działa chaotycznie i jej efekty zależą tylko od sytuacji, w jakiej się jej używa.
    Chyba, że tą wewnętrzną spójnością jest sam fakt podziału na wiedźmy Warsztatu i Wieży, gdzie te pierwsze chronią miasto… a w sumie to tylko ludzi, co tam miasto, a te drugie najchętniej by ich wymordowali. Ktoś tu użył bardzo grubych nici i chyba nie bardzo umiał szyć, ale powiedzmy, że to się trzyma kupy.
    A ciekawa fabuła, to oczywiście to, że przez całą historię Ayaka ratuje Honokę przed złymi wiedźmami z Wieży, które chcą wejść w posiadanie tajemniczej mocy w nim drzemiącej. Tak, faktycznie, bo wcale nie mieliśmy tego już n­‑razy wcześniej w x­‑seriach…

    Btw. ja mam wrażenie, że dobra ocena tego anime opiera się tylko i wyłącznie na odwróceniu ról pomiędzy bohaterami. Jak dla mnie sama ta konwencja jest dość ciekawa, ale ciągnięcie na niej 12 odcinków serii to trochę nie halo…
  • Avatar
    A
    Kysz 27.03.2014 20:47
    Komentarz do recenzji "Miłość, gimbaza i kosmiczna faza: Porywy serca"
    Jak pierwsza seria mnie niesamowicie wręcz urzekła, tak ta była po prostu irytująca. Naprawdę nie rozumiem jak z niezwykle oryginalnej komedii o dorastaniu można zrobić kolejny zwykły romansik szkolny z nieśmiałymi bohaterami? Ta seria totalnie odbiega poziomem od pierwszej – o ile tamtą mogły oglądać z powodzeniem osoby, które szukają czegoś więcej niż słodkich dziewczynek, to tu już raczej tylko fanatycy KyoAni mają czego szukać. Było tu mnóstwo rzeczy, które mnie denerwowały, ale do takich najgorszych zaliczyłabym:
     kliknij: ukryte 

    Uf, to co prawda nie wszystko, ale już nie chciałoby mi się dalej wymieniać, a to są dla mnie największe bolączki drugiego sezonu.

    Dla mnie Chuunibyou… Ren jest tylko odcinaniem kuponu od niezwykle dobrej pierwszej serii. Tak, wiadomo, że KyoAni bazuje tylko na korzyściach finansowych, a nie na faktycznej jakości prezentowanych przez siebie produkcji, ale no skoro udało im się zrobić coś faktycznie interesującego nie tylko dla standardowego moe fana, to dlaczego od razu muszą to psuć? Stado napalonych otaku na pewno się na to rzuci, ale ja zdecydowanie nie polecam tego sezonu tym wszystkim, których nie zadowala tylko moe – to naprawdę psuje dobre wrażenie po 1 części.
    O ile pierwszy sezon oceniłam na 8/10, tak tutaj nie dam więcej jak 5/10 -.-
  • Avatar
    A
    Kysz 27.03.2014 19:30
    Po 12 odcinkach
    Komentarz do recenzji "Strange+"
    Zdecydowanie najbardziej niesmaczne anime jakie przyszło mi oglądać… Gdybym miała to do czegoś porównać, to najprędzej przychodzą mi do głowy wszystkie te idiotyczne japońskie reklamy. Ale tutaj jest gorzej, bo to trwa przez 12 odcinków i jeszcze chce momentami udawać parodię, co robi wyjątkowo niesmacznie. I co najgorsze – to ma ponoć dostać 2 sezon! Nieee… dla mnie tym czymś japońska animacja sięgnęła dna. To się nie nadaje nawet do wyśmiania, jak chociażby Pupa – przy tym można się tylko załamać, że ludziom coś takiego w głowie siedzi.
  • Avatar
    A
    Kysz 27.03.2014 15:59
    Taki średniak
    Komentarz do recenzji "Mikakunin de Shinkoukei"
    W sumie to nie powiem, całkiem przyjemnie mi się to oglądało. Ale do zachwytów to tu sporo brakuje. Powiedziałabym, że to taki przeciętniak właśnie – idealny dla amatorów szkolnych komedii romantycznych, którym odrobina nadnaturalności nie przeszkadza. Raczej wątpliwe, by zainteresowało kogoś innego, bo też i niczym specjalnym się nie wybija. Taka to z tego jednosezonówka do obejrzenia i szybkiego zapomnienia.

    Największym minusem była dla mnie para głównych bohaterów, bo oboje byli ciut zbyt bezpłciowi. Kobeni to kura domowa, która ma sporo kompleksów. Nie mam nic przeciwko zwyczajnym bohaterkom (przykładowo taka Makoto z Gingitsune była świetna), ale ona schodzi jednak nieco niżej poziomowo. Wiecznie są z nią problemy – niemal 1/3 serii spędziła chorując i w ogóle cierpiąc. W dodatku jej „romans” z Hakuyą jest, delikatnie rzecz biorąc, kiepski. On sam w końcu to totalny blob w męskim wydaniu. Jego celem życiowym jest bycie z Kobeni – już w drugim odcinku miałam dość tego jego ciągłego: „To, co Kobeni mówi jest najlepsze; to, jak Kobeni wygląda jest idealne; To, co Kobeni gotuje, jest najsmaczniejsze”. Nic tylko Kobeni, Kobeni, Kobeni. I dlaczego?  kliknij: ukryte Doprawdy miłość że hohohoho…
    Ale za to, o dziwo dla mnie samej, bardzo polubiłam Mashiro oraz Benio. Głównie dla tej dwójki oglądałam całość, bo żarty z nimi były naprawdę fajne. Postaci drugoplanowe też były całkiem przyjemne – najgorzej wypadła chyba matka Mashiro i Hakuyi, ale reszta stanowiła dość sympatyczną gromadę. Owszem, nikt tu nie dostał jakiegoś oryginalnego, czy rozbudowanego charakteru, ale też nikt nie był jakoś szczególnie irytujący. Spodobało mi się podejście do całej sytuacji Konohy –  kliknij: ukryte 

    Graficznie seria stoi na przyzwoitym poziomie. Szaleństw technicznych tu nie doświadczymy, ale w komediach/okruszkach to nie jest wymagane. Projekty postaci są standardowe, ale ładne. W dodatku wykorzystana tu słodka kolorystyka zgrabnie się ze wszystkim komponuje.
    Z muzyką jest trochę gorzej, ale też nie ma się do czego przyczepić właśnie ze względu na gatunek. Poza zwyczajnym j­‑popem nie doświadczymy tu niczego innego, na szczęście jednak nic do nas nie skrzeczy xd

    Jak już wspomniałam, miłośnicy serii szkolnych powinni być względnie zadowoleni. Nie uświadczymy tu fanserwisu, haremu, ani tony dramatyzmu – to raczej zwyczajna, ciepła historia w komediowej oprawie. Jej największą wadą jest brak większych zalet niestety, co sprawia, iż naprawdę nietrudno będzie o tym tytule zapomnieć. Mniej więcej na tym samym poziomie plasuje się też Inari, Konkon z tego sezonu, chociaż akurat targety obu tych serii są inne – oba tytuły to po prostu najzwyczajniejsze w świecie zapychacze czasowe, które miło się ogląda. Ode mnie ma to 5/10 – tak jak w przypadku Inari więcej dać nie mogę, bo za miesiąc już nie będę pamiętała, że coś takiego w ogóle widziałam.;p
  • Avatar
    Kysz 27.03.2014 15:34
    Re: Dobre, ale mogło być lepiej.
    Komentarz do recenzji "Tokyo Ravens"
    O tak, drugie ending jest genialny!
  • Avatar
    A
    Kysz 27.03.2014 13:31
    Jednak słabo
    Komentarz do recenzji "Onee-chan ga Kita"
    Łudziłam się, że może po obejrzeniu całości jakoś inaczej na to spojrzę, ale niestety… to jednak po prostu słabe anime. I już nawet pal licho tematykę, bo nie jestem na to jakoś bardzo wyczulona – w kwestii zafascynowanie rodzeństwem takie Mikakunin mi się na przykład całkiem podobało. Co prawda tutaj z podtekstami polecieli nieco dalej, ale i tak nadal przy głównej „parze” odbierałam to na zasadzie tylko oczarowania słodyczą, a nie czegoś więcej.
    Niestety jako komedia to się kiepsko sprawdza – niewiele tu śmiesznych scen, a i te kilka bawi raczej na zasadzie lekkiego uśmiechu, niż czegoś bardziej.
    No nic – ja tam nadal wierzę w serie z krótkimi odcinkami, bo już pokazano, że takie mogą być naprawdę fajne, nie mam więc zamiaru zniechęcać się do nich po tego typu wpadkach. W każdym razie Onee­‑chan raczej nie poleciłabym nikomu, może poza najbardziej zagorzałymi fanami incestu, którym wystarczą lekkie podteksty by być szczęśliwym ;p
  • Avatar
    Kysz 27.03.2014 00:08
    Re: Dobre, ale mogło być lepiej.
    Komentarz do recenzji "Tokyo Ravens"
    Kamiyan3991 napisał(a):
    Drugi OP i ED były MEGA, czego niestety nie mogę powiedzieć o pierwszych.

    No coś ty – pierwszy opening był wręcz genialny jako całość (to jest wizualnie i muzycznie), za to drugi już tylko muzycznie się wybija. Wykorzystanie scen z pierwszego op dla mnie osobiście jest niezwykle irytujące. ;p
  • Avatar
    Kysz 27.03.2014 00:06
    Komentarz do recenzji "Natsume Yuujinchou: Itsuka Yuki no Hi ni"
    Heh, w końcu mowa tu o samym Kamiya Hiroshim i co jak co, ale on akurat nigdy nie schodzi poniżej pewnego poziomu^^ Jeśli chodzi o seiyuu, to Natsume Yuujinchou mnie osobiście rozpieszcza – nie dość, że Hiroshi, to jeszcze Natori mówi głosem Ishida Akiry (Xellos ze Slayersów czy Katsura z Gintamy) :)
  • Avatar
    Kysz 27.03.2014 00:00
    Re: Fast forward >>>
    Komentarz do recenzji "Witch Craft Works"
    Grafika była odpicowana? Kiedy? Gdzie? Już w pierwszym odcinku mieliśmy do czynienia z użyciem tych samych scen dwa razy (np. kiedy bohater szedł do szkoły). Popatrz też na tła chociażby w przypadku  kliknij: ukryte 
    W dodatku animacja strasznie kulała – często rezygnowano z niej na rzecz zwykłego pokazu slajdów, a jeśli już się pojawiała to była bardzo sztuczna (zauważ np. jak powiewają ich pelerynki na wietrze). O nieee… jak na rok 2014 to ta grafika jest niestety bardzo kiepska. Plus ma chyba jedynie za to, że nie waliło po oczach CGI, ale więcej zalet nie zauważyłam.
  • Avatar
    Kysz 24.03.2014 14:36
    Komentarz do recenzji "Natsume Yuujinchou: Itsuka Yuki no Hi ni"
    Ale ta druga OVA to już nie to samo…
    Chociaż też mam tak, że w przypadku wszystkiego związanego Natsume po prostu się rozpływam, to jednak LaLa Special jest dla mnie nieco gorsze od reszty. Itsuka Yuki no Hi ni było piękne, a tamto… jakoś nie wzbudziło we mnie tych wszystkich uczuć, które zawsze mi towarzyszą przy oglądaniu Natsume :/
  • Avatar
    A
    Kysz 24.03.2014 11:43
    Głupota pogania jeszcze większy idiotyzm...
    Komentarz do recenzji "Witch Craft Works"
    O matko… wreszcie koniec!! Szczerze i bez bicia przyznaję, że gdzieś tak od połowy oglądałam to już tylko dlatego, żeby na końcu móc z czystym sumieniem pastwić się nad tym tytułem… Bo to jest po prostu idiotyczne! Co to miało niby być? Nie, ale naprawdę, pytam poważnie, bo nijak nie jestem w stanie stwierdzić jak miałabym to zaklasyfikować.
    Co prawda zabierając się za ten tytuł nie widziałam przy nim tagu „komedia”, no ale nietrudno zauważyć, że powinien on się tam pojawić. Co nie oznacza jednak, że skoro anime ma być komediowe, może sobie od razu odpuścić wszelką logikę, czy w ogóle jakikolwiek sens zwłaszcza, że początkowe odcinki jeszcze zapowiadały jakąkolwiek „fabułę” (w znaczeniu ciągu wydarzeń prowadzących do jakiegoś zakończenia, bo o fabule, a tym bardziej o Fabule to tu nie ma mowy). Niestety potem nagle skupienie się na głównym wątku przestało być takie ważne i oglądaliśmy tylko zbiór naprawdę kiepskich gagów i pokładów fanserwisu. Wszelkie walki pozbawiono logiki, a bohaterowie naparzali się między sobą chyba tylko dlatego, żeby było wielkie „wow”. Absurd poganiał tu coraz większy idiotyzm, by wspomnieć tylko o kilku rzeczach, jak chociażby:  kliknij: ukryte  i takie tam „pierdoły”. Gdyby tak prześledzić każdy odcinek po kolei, to tak mniej więcej 80% można by wyciąć, bo nie dość, że te sceny nie wprowadzały nic ciekawego do fabuły (ani nawet nie budowały klimatu), to wręcz były idiotycznie głupie, jak chociażby  kliknij: ukryte 
    A teraz pewnie ktoś się do mnie przyczepi, że czegóż ja to oczekiwałam po tej serii, skoro od razu widać było, że powagi tu nie uświadczymy. A i owszem, ale serie będące udaną mieszanką akcji oraz komedii też wychodzą, liczyłam więc, że ta może być jedną z nich. Niestety, ma jeden całkiem poważny mankament – żarty tutaj po prostu nie są śmieszne. I nie, nie kupuję żadnego wyjaśnienia o autoparodii, czy czegoś w tym stylu, bo tak to się tłumaczy ostatnio serie po prostu słabe. Tak, zauważyłam w jaki sposób jest zrobiony ending i nawet wyłapałam te kilka momentów w openingu, co nadal nie świadczy, że to ma jakoś tłumaczyć absurd w tej serii. Poszczególne gagi są niestety powtarzalne, w dodatku tak schematyczne i nieświeże, że aż się żal robi, iż twórcy nadal coś takiego wykorzystują.

    Wypadałoby jeszcze rzec słów kilka o bohaterach, ale kiedy sobie o nich pomyślę, to załamuję się jeszcze bardziej nad głupotą tego tytułu. Przede wszystkim główna dwójka stanowi jeden z najgorszych duetów w anime. Takamiya to ideał bohatera, który nic sobą nie prezentuje, a tylko pląta się między nogami walczących i cały czas przeszkadza, beblając oczywiście coś o zdobyciu większej siły itepe itede. Tu muszę przyznać, że twórcom bardzo udała się scena, w której on biadoli nad sobą, dochodząc w końcu do wniosku, że jak tak dalej pójdzie, to w końcu Kagari będzie za niego robiła wszystko – karmiła, ubierała, oddychała. Zresztą, skoro już jesteśmy przy bohaterce, to również nie mam pojęcia co niby ona miała sobą reprezentować. Jej rola w tym anime sprowadza się do bycia ochroniarzem dla Takamiyi i właściwie do końca nie wiemy dlaczego (podejrzewam pranie mózgu dla zabawy w dzieciństwie, patrząc na jej fanatyczne oddanie). Mówi na szczęście niewiele, bo jak już otworzy swoje usto­‑podobne cosie (no pełnoprawnymi ustami bym tego nie nazwała), to zazwyczaj sprowadza się to do czegokolwiek odnośnie Takamiyi.
    Z innymi postaciami nie jest lepiej i z bólem przyznaję, że chyba najciekawszą bohaterką jest tam Chronoire. Tak, niestety musiałam dodać „z bólem”, bowiem nie trawię, po prostu nie znoszę postaci z łatką moe military. A jeśli do tego dodać skrzeczenie Rie, to już w ogóle wychodzi pożal się boże bohaterka do ślinienia się dla napalonych otaku. Skoro zatem najbardziej chwalę tego typu postać w tej serii, to niech każdy wyobrazi sobie moje cierpienia przy seansie…

    Nawet oprawa techniczna nie ratuje tego tytułu. Graficznie było to troszkę poniżej standardu – w powtarzającymi się scenami, sztuczną animacją (zresztą dość ubogą) i ogólnie tandetną stylistyką. Co do muzyki, to w tym wypadku mamy największy plus tego tytułu, czyli ending, będący równocześnie najbardziej zabawnym elementem całości. Nie przewinęłam go chyba ani razu, chociaż z reguły endingi sobie odpuszczam xd

    W każdym razie zdecydowanie nie poleciłabym nikomu tego anime. Chociaż nie, no jakiś target się pewnie znajdzie, ale pod warunkiem, że ktoś nie ma więcej niż tak na oko 16 lat, nie ma nic przeciwko ogłupianiu siebie i właściwie to wszystko mu jedno co ogląda, byle było kolorowo i dynamicznie. Niestety ja do takowych osób nie należę… Dla mnie to była męczarnia zasługująca tylko i wyłącznie na jedną ocenę – czyste 1/10 i to jeszcze z gatunku tych 1, które nawet nie są tak głupie, że aż śmieszne.
  • Avatar
    A
    Kysz 19.03.2014 19:56
    Komentarz do recenzji "Inari, Konkon, Koi Iroha"
    W sumie przeciętniak w czystej postaci. Ale czego spodziewać się po anime, które ma tylko 10 odcinków, a jest na podstawie nadal wychodzącej mangi? Chociaż aktualnie bardziej mnie zastanawia jak oni ciągną akcję w mandze, skoro  kliknij: ukryte Ale to akurat jest mało ważne w kontekście serii TV. Plus za to, że nie spodziewałam się tu absolutnie żadnego zakończenia, a raczej urwanie wszystkiego totalnie gdzieś w środku, z klasycznym motywem „Fajnie nam się razem żyje, no ale na teraz to koniec” xd A mimo wszystko jakiś, całkiem zresztą zgrabny, finał tu był, na czym jednak ucierpiała akcja z poprzednich odcinków, bo wychodzi na to, że równie dobrze  kliknij: ukryte  Co mniej więcej oznacza, że 8 środkowych odcinków nie ma właściwie żadnego sensu poza przedstawieniem postaci, a samo to, to jednak trochę za mało na dobrą serię. Że jednak nie zrobił się z tego chaos totalny, toteż ciężko mi jednoznacznie skrytykować ów tytuł. Miałam w sumie przyjemny seans, chociaż naprawdę bez problemu szybko o nim zapomnę.
    Zaletą tejże serii jest dla mnie również tematyka japońskiego folkloru, której zawsze łaknę jak kania dżdżu. W dodatku chociaż to wszystko było mocno słodkie, to przynajmniej nie tandetne. Tym, czego najbardziej nie cierpię jest zbytnie wymieszanie tradycji z popkulturą, a tu jakoś udało się zachować względny balans – chociaż taka Uka uwielbia gry komputerowe, to ma to logiczne wytłumaczenie w kontekście tego, że jest boginią, a nie sprowadza się tylko do unowocześnienia strefy mitycznej.
    A bohaterowie? Cóż… sympatyczna gromada, ale nic więcej. Najciekawszą postacią wydał mi się brat Inari, ale niestety nie dostał zbyt wiele czasu dla siebie. Generalnie to nikt tam go nie dostał na tyle, by móc się rozwinąć (może jedynie sama Inari), ale dało się ich polubić (chociaż wczuć w ich problemy to już nie bardzo).
    Gatunkowo seria ta stanowi to, co lubię najbardziej – romans i okruchy życia, połączone z delikatną magią. Dostała niestety zbyt mało odcinków, by móc się zaprezentować w pełnej krasie, ale to, co widzieliśmy, było w sumie dość strawne i naprawdę fajne. Dlatego pomimo jej licznych wad nie jestem w stanie ocenić jej zbyt nisko i jako klasycznemu przeciętniakowi stawiam notę 5/10. Więcej nie mogę, bo za miesiąc już pewnie nie będę pamiętała, że coś takiego w ogóle oglądałam xd
  • Avatar
    Kysz 11.03.2014 16:14
    Komentarz do recenzji "Toradora!"
    Ale to bynajmniej nie jest shoujo, a shounen.
  • Avatar
    A
    Kysz 9.03.2014 17:36
    Komentarz do recenzji "Haitai Nanafa"
    Totalnie bez polotu. Pomijając czas endingowy, dostajemy w sumie 26 minut komedii, podczas której zaśmiałam się może raz. Ślizganie się na skórce od banana, czy dokuczanie innym do zbyt zabawnych rzeczy nie należy – a tytuł ten jest niestety pełen takowych gagów wątpliwej jakości -.-
  • Avatar
    A
    Kysz 6.03.2014 01:54
    Komentarz do recenzji "Onee-chan ga Kita"
    Podejmowana tu tematyka to zupełnie nie mój gust (za bardzo pachnie incestem), ale przekonały mnie tagi „komedia” + „realizm”. Niestety, jakieś to takie… nijakie. Od anime z 3 minutowymi odcinkami wymagam 1 dobrego gagu na odcinek – to chyba nie aż tak wiele? A tu na 9 epków na razie nie znalazłam żadnego. Skończę to, bo wiele już nie zostało, a może chociaż jedna śmieszna scena się znajdzie, ale zbyt dobrze to tego tytułu na pewno nie będę wspominała…
  • Avatar
    A
    Kysz 2.03.2014 18:47
    Komentarz do recenzji "Mahou Tsukai ni Taisetsu na Koto ~Natsu no Sora~"
    Wstyd przyznać, ale bardzo długo od tej serii odstraszała mnie jej recenzja. W końcu jednak, zachęcona chyba niemal samymi pozytywnymi komentarzami na ten temat, zdecydowałam się dać jej szansę. I jak zwykle okazało się, że sugerując się recenzjami niektórych osób można wiele stracić. Swoją drogą widziałam wcześniej pierwsze Someday's Dreamers i chociaż był to całkiem przyjemny tytuł, to długo w pamięci mi się nie utrzymał. Obecnie nie byłabym w stanie przywołać chyba żadnej historii z tamtej serii, nie wspominając już o bohaterach. Po prostu było to jakieś takie mdłe, w dodatku (o tak!) momentami przedramatyzowane (historia Masamiego chociażby). Oczywiście nie wiem jak to będzie za kilka lat z Someday's Dreamers II, jednak patrząc po emocjach, które we mnie owo anime wzbudziło, wydaje mi się, że jednak to anime zapamiętam na nieco dłużej.
    Fabuła – w tej części skupiono się bardziej na magach, zaś historie ludzie korzystających z ich usług stanowią tylko tło. Główny wątek jest prosty, ale naprawdę miły i przyjemny. Jest to dramat, ale zdecydowanie nieprzesadzony. Dla porównania, pewne wątki z pierwszej części naprawdę były pod tym względem o wiele gorzej przedstawione i nie rozumiem dlaczego w tamtym przypadku tego nie wypomniano, tu zaś recenzentka zjechała cały tytuł… w sumie to nie wiem za co. o.O Właściwie tylko sama końcówka ma wyraźnie dramatyczne akcenty, chociaż twórcy nie próbują nam wcisnąć tego na siłę.  kliknij: ukryte 
    Ogólnie dla mnie była to bardzo wyważona historia, zawierająca zarówno szczęśliwe, jak i smutne momenty, połączone ze sobą w sposób niezwykle naturalny.
    Bohaterowie – na pewno nie mamy tu do czynienia z wybitnymi kreacjami psychologicznymi, ale jak na 12 odcinków postaci odmalowano dość żywo. Sora nie robi tylko za wiecznie miłą i uśmiechniętą dziewczynkę, bo przecież ma swoje problemy, zaś Gouta nie jest tylko oschłym i milczącym chłopakiem z problemami, a potrafi też być miłym i przyjemnym towarzyszem. Jeśli chodzi o pozostałe postaci, spodobała mi się historia Kurody i Asagi, również postać Yasuko, czyli dziewczyny z gitarą, uważam za naprawdę ciekawą.
    Grafika – z pewnością ta kwestia wzbudza najwięcej kontrowersji. Mnie osobiście podobało się wykorzystanie zdjęć, bo wyszło to bardzo dobrze. Dla przykładu w podobny sposób zrobiono jedną z historii do Otona Joshi no Anime Time, jednak tam pozostawiono same zdjęcia, bez retuszu i to już wyglądało brzydko. Tutaj całość ładnie dopasowano i trzeba być naprawdę przewrażliwionym, by się tego doczepić. Chociaż zgaduję, że niektórzy mogą poczuć się oszukani pod tym względem – w końcu sięgnęli po anime, czyli jakby nie było produkcję narysowaną, a dostali coś takiego.
    Niestety bohaterowie to osobna sprawa. Same projekty postaci mi nie przeszkadzały, ale twórcy mogli się bardziej przyłożyć – jeśli dana postać nie znajduje się na pierwszym planie, robi się z niej dość niekształtna plama. Czasami jest lepiej (i wtedy przypominał mi się Beck), czasami gorzej (niestety wtedy miałam nieodmienne skojarzenia z Bolkiem i Lolkiem raczej).
    Muzyka – absolutnie fantastyczne, klimatyczne cudo, łącznie z przyjemnym openingiem oraz endingiem, których często zdarzało mi się nie przewijać.

    Generalnie seria mi się podobała. I chociaż ma kilka niedociągnięć, to jednak uważam ją za całkiem dobrą pozycję. Początkowo chciałam jej przyznać notę 7, ale za samą końcówkę, która mnie realnie wzruszyła, zdecydowałam się na 8/10. Jeśli ktoś lubi spokojne i momentami melancholijne, ale nieprzedramatyzowanie historie, to myślę, że i ten tytuł przypadnie mu do gustu^^
  • Avatar
    A
    Kysz 28.02.2014 12:41
    Komentarz do recenzji "Wake Up, Girls! Shichinin no Idol"
    Z reguły nie przepadam za anime z idolkami, aczkolwiek nie jest to element całkowicie mnie odrzucający (zwłaszcza, że np. takie Lemon Angel Project mi się podobało i chętnie zobaczyłabym coś podobnego). Gdzieś wyczytałam całkiem pozytywny komentarz odnośnie tego tytułu, a że prequelem serii jest ten film, postanowiłam spróbować z czym to się je. Niestety… zbyt smaczne to to nie było xd
    Miałam nadzieję, że to anime chociaż pod pewnymi względami przełamie standardowe schematy idolkowe, okazało się jednak, że tylko je powiela. I robi to dość nieudolnie. W ciągu 50 minut twórcom udało się stworzyć zespół złożony z dziewcząt, które w większości o śpiewie i tańcu nie mają zielonego pojęcia i to nie tylko w profesjonalnym sensie, ale nawet jeśli chodzi o podstawy. Ale kij z tym – są słodkie, było kilka przebitek że chyba coś popracowały (chociaż ja tam widziałam raczej rozładowanie dostawy do sklepu, ale może to jakaś tajna broń choreograficzna) i voilà – mamy zespół! Tandeta, plastik i drama wprost wylewają się w tym przypadku z ekranu. Nie wiem, może to komuś się spodoba, ja tam bynajmniej specjalistką od anime z idolkami nie jestem, ale mam wrażenie, że tytuł ten gatunku raczej nie zrewolucjonizuje ;p Ani fabuła, ani tym bardzie charaktery bohaterek do zbytnio oryginalnych nie należą, w dodatku graficznie jest to całkiem przeciętne (z kiepską animacją scen tańczonych, w których wszystkie dziewoje ruszają się tak samo, w dodatku nienaturalnie), a muzyka standardowo tworzy tylko próchnicę na zębach (czyt. po raz kolejny słyszymy klasyczny słodziutki popik japoński).
    Jeszcze nie wiem, czy dam szansę serii, bo z jednej strony miło byłoby dać się zaskoczyć, ale mam wrażenie, że tylko stracę czas. W każdym razie filmu do udanych bynajmniej nie zaliczam.
  • Avatar
    Kysz 25.02.2014 20:03
    Komentarz do recenzji "Noragami"
    Mnie tam Hiyori nie przeszkadza, za to strasznie irytuje mnie Yukine – okropnie denerwujący z niego dzieciak!
  • Avatar
    A
    Kysz 25.02.2014 17:36
    Komentarz do recenzji "Fantastic Children"
    Liczyłam zdecydowanie na więcej – tak w skrócie mogłabym podsumować ową serię. Do 13 odcinka Fantastic Children miało jakiś taki pociągający klimat i trzeba się było naprawdę skupić, by ogarnąć wszelkie informacje, dawkowane nam dość chaotycznie. Wtedy jeszcze naprawdę ciekawiło mnie o co w tym wszystkim może chodzić, ale wraz z odkrywaniem kolejnych elementów fabuły, mój zapał coraz bardziej się ulatniał, by wraz z odkryciem, że chodzi o  kliknij: ukryte  całkowicie zaniknąć. Nie jestem zadowolona z takiego rozwiązania, już nie wspominając o totalnie beznadziejnie  kliknij: ukryte  końcówce.
    Z tego wszystkiego najlepsza wydała mi się historia „Dzieci z Befort” –  kliknij: ukryte  To właściwie dzięki nim zdecydowałam się wystawić tej serii pozytywną ocenę, bowiem niestety kwestie dotyczące  kliknij: ukryte  były jakieś takie… strasznie niedopracowane i po prostu nudne. Od samego początku najbardziej interesowało mnie kim tak naprawdę są białowłose dzieci (chociaż, nie powiem, przemknęło mi przez myśl nie raz i nie dwa, że  kliknij: ukryte  i jaki los ich czeka.  kliknij: ukryte 
    Do grafiki, o dziwo, nie mam zastrzeżeń. Z pewnością nie była idealna, ale jak dla mnie taki styl nadawał tej serii swoistego uroku, co nie udałoby się z czymś bardziej typowym (przykładowo obrazki z mangi mnie odrzuciły – może to kwestia przyzwyczajenia, jednak nie chciałabym widzieć tego stylu przeniesionego na ekran w przypadku owego tytułu). Muzycznie jest oczywiście cudownie i chociaż nieco ubogo, to zdecydowanie wolę mniej utworów, ale za skomponowanych z prawdziwą klasą i zapadających w pamięć – tak jak to właśnie miał miejsce w tym przypadku.
    Jeśli chodzi o ostateczną ocenę tegoż tytułu miałam spory dylemat – z jednej strony historia jest dość spójna i nawet dość sporo drobnych potknięć jej tak bardzo nie psuje. W dodatku na pewno wyróżnia się ona spośród morza tandetnych tytułów. A jednak… twórcy mnie zawiedli. Druga połowa serii, obdarta z uroku tajemnicy, nie wciąga już tak bardzo jak początek. Ba, cała ta  kliknij: ukryte  mnie osobiście mocno zniesmaczyła. Dla mnie jest to spory minus i chociaż doceniam całość, nie jestem w stanie wystawić temu oceny wyższej jak 7/10.
  • Avatar
    A
    Kysz 23.02.2014 11:59
    Zabawne
    Komentarz do recenzji "Super GALS! Kotobuki Ran"
    W sumie to całkiem udana z tego komedia. Na ten tytuł trafiłam przypadkiem i długo się do niego przekonywałam z powodu dość sporej ilości odcinków. Nie ukrywam, że miałam ochotę przede wszystkim na romans, który tutaj co prawda jest widoczny, ale nadal stanowi tylko tło i pojawia się niemal tylko w komediowej otoczce (chociaż pierwsze odcinki zapowiadały, że może znajdzie się tutaj troszkę więcej powagi). Mimo wszystko uśmiałam się setnie podczas seansu, nawet pomimo powtarzalności niektórych gagów. 52 epki to jednak było nieco zbyt wiele dla twórców, bo niektóre odcinki wydały mi się totalnym zapychaczem czasowym. Brzmi to co prawda mało logicznie, skoro mamy tu do czynienia z epizodyczną fabułą, jednak jakieś tam konkretniejsze wątki przebrzmiewały przez całość, natomiast wśród nich pojawiały się czasem z kosmosu wzięte pojedyncze odcinki, na domiar złego podszyte  kliknij: ukryte .
    Sporym plusem byli dla mnie bohaterowie. Właściwie przyczepiłabym się tylko do Otohaty, który wyszedł niesamowicie irytująco. Ja wiem, że twórcy w jego postaci chcieli zawrzeć niemal cały zdrowy rozsądek grupy, ale zrobili to tak nie udolnie, że Rei momentami ociera się o granice najgorszego chamstwa. Ucieszył mnie natomiast  kliknij: ukryte 
    Ogólnie rzecz biorą jest to idealna seria dla wszystkich amatorów komedii, zwłaszcza jeśli ma się już za sobą co lepsze tytuły. Super Gals ósmym cudem świata nie jest, ale potrafi zapewnić sporą porcję dobrej rozrywki. Miło było też dla odmiany pooglądać perypetie dziewczyn należących do japońskiej subkultury gyaru^^
  • Avatar
    A
    Kysz 15.02.2014 02:18
    Komentarz do recenzji "Non Non Biyori"
    Po raz pierwszy od bardzo dawna do obejrzenia jakiegoś tytułu zachęciła mnie jego recenzja. Po zapowiedziach spodziewałam się kolejnego anime o słodkich dziewczętach robiących słodkie rzeczy. Nie żeby mnie takie serie jakoś szczególnie odrzucały – po prostu zbyt dużo ich wychodzi, więc z reguły nie przywiązuję do nich zbytnio uwagi przy wyborze czegoś dla siebie. Ale po lekturze tegoż tekstu postanowiłam dać temu szansę i nie żałuję. Non Non Biyori jest naprawdę niezwykle przyjemną serią, niby kolejną z cyklu anime o niczym, a jednak potrafiącą zaciekawić. Nie raz zdarzyło mi się szczerze uśmiechnąć przy jakiejś zabawniejszej sytuacji, a i raz przyznam, że się wzruszyłam –  kliknij: ukryte 
    Pochwalić muszę też grafikę, zwłaszcza za operowanie tak żywymi barwami – oglądanie krajobrazów w tle było czystą przyjemnością.
    Nie do końca jestem przekonana do seri, w których mamy do czynienia z wyraźną dominacją jednej z płci – tak też i w tym przypadku troszkę mnie bolało, że za wielu chłopców/mężczyzn to tam nie było (chociaż akurat motyw tego ich braciszka, który ani razu nie wypowiedział słowa uważam za naprawdę udany). W sumie na palcach jednej ręki można policzyć pojawiających się przez całą serię przedstawicieli płci brzydkiej (a jeśli liczyć także i tych w tle, to dwie ręce wystarczą xd).
    Dziwią mnie również komentarze dotyczące niby relacji shoujo­‑ai. Nawet jeśli ta fascynacja Komari była widoczna, to faktycznie przyrównałabym ją raczej tego, co mieliśmy w Workingu! Nie mam zielonego pojęcia, czy to w mandze dalej rozwijają, czy też nie (chociaż obstawiam, że jednak nie), ale w tych 12 odcinkach zdecydowanie nie ma nic, co wskazywałoby na coś więcej w relacji pomiędzy obiema dziewczynami. Jasne, fani tychże motywów bez problemu wyłapią to, co będą chcieli zobaczyć, ale przecież nie od dzisiaj wiadomo, że homo kąski niektórzy znajdują w każdym oglądanym tytule xd
    W każdym razie ja tam się cieszę, że po owo anime sięgnęłam, a jeśli komuś strzeli do głowy pomysł, by dorobić temu drugą serię, to na pewno chętnie zobaczę^^
  • Avatar
    Kysz 10.02.2014 22:50
    Re: Zaskakująco dobre jak na JC Staff
    Komentarz do recenzji "Witch Craft Works"
    Jeśli wrzucenie do wora wszystkich idiotycznych elementów, które kiedykolwiek pojawiły się w anime, jest dla ciebie przykładem chociażby dobrego anime, to wolę nie wiedzieć, jakie musi być to złe xd Witch Craft Works można by z duuuużym przymrużeniem oka potraktować jako parodię samej siebie, ale na tej samej zasadzie, co wiele nowych serii – po prostu jest tak słabe, że aż śmieszy. Płytcy bohaterowie, niemalże zerowa fabuła, idiotyczne gagi, brak logiki i tracenie czasu antenowego na głupawe rozmówki – taaa… hit wszechczasów xd