x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
Na wszelki wypadek ukryję to wszystko w spoilerze:
kliknij: ukryte Ogólnie rzecz biorąc także mam wrażenie, że nie do końca zrozumiałam Ogiso, że ona jeszcze coś tam w sobie chowa. A jednak z jej działań wyłania się koniec końców tylko słodka, nieskazitelna dziewczyna, właśnie ten standardowy typ kręcący się wokół głównego bohatera. Jedynym jej „złym” działaniem było wtrącenie się pomiędzy Toumę, a Harukiego. Ale zobacz, co ona robi potem – kiedy Haruki wyznaje jej całą prawdę (która przecież zawiera tak „drobny” szczegół, jak to, że spał z jej najlepszą kumpelą, kiedy przecież chodził z Ogiso), ona go przeprasza! Zero jakiegoś gniewu, zero mocniejszych, negatywnych uczuć. Nie, ona sądzi, że właściwie zasłużyła sobie na to wszystko, bo przecież zachowała się nie fair. A przecież Haruki wcale nie musiał się zgodzić na ich związek – może i poleciał na jej wygląd, ale skoro już zaczęli z sobą chodzić, to nic nie tłumaczy jego późniejszego zachowania. I tu zgodzę się z tym, że z całkiem interesującej postaci, gdzieś po drodze przerodził się on w typowego głównego bohatera romansidła haremowego.
Co do Kazusy natomiast – owszem, początkowo zaszufladkowałam ją także jako typową tsundere, co okazało się jednak nie do końca prawdą. Tsundere – może, ale czy faktycznie taka typowa? W końcu ostatecznie decyduje się ona na wyznanie swoich uczuć i to bez jakiegoś kręcenia i fochów. Zachowuje się wręcz bardzo zaborczo w stosunku do Harukiego (głównie widać to w scenie seksu) i to nawet pomimo swoich uczuć do przyjaciółki. Doskonale zdaje sobie sprawę, że zrani Setsunę, ale dalej czyni to, czego tak bardzo pragnie. Nie jestem może ekspertem, jeśli chodzi o haremówki, ale ogólnie nie kojarzę, bym gdzieś widziała tak poprowadzoną postać (mowa tu oczywiście o wszelkiej maści romansidła) – i chociaż nie przepadam za takim charakterem, jaki prezentuje, to jednak uważam, że nie jest to li tylko typowy pusty schemat.
Haha xd
Nie poleciłabym tego nikomu, bo właściwie nie ma po co – haremówek ecchi i tak wychodzi sporo, więc każdy zakompleksiony otaku będzie miał co oglądać. ;p Chyba, że ktoś, tak jak ja, zwyczajnie ma czasami ochotę na obejrzenie schematów anime w pigułce – w tej formie _Summer jak najbardziej się sprawdza i właśnie za to dostał ode mnie aż 3/10^^
Ano fajnie się oglądało^^
Niestety oprawa techniczna nie powala, zwłaszcza jeśli chodzi o animację. Nie jestem zwolenniczką oceniania tytułu po grafice, jednak tutaj ta marna oprawa faktycznie psuje odbiór.
Mimo wszystko tytuł jest raczej warty uwagi, zwłaszcza, że nie zajmuje dużo czasu – zdecydowanie lepiej sięgnąć po niego, niż kolejną głupiutką seryjkę, zwłaszcza, jeśli ma się na koncie już większość lepszych tytułów z tego gatunku. Ode mnie ma 6/10.
A tak właściwie to przy pozostawieniu „o” wcale tak źle nie byłoby. Niby w sposobie „książkowym” powinno być wtedy „Ledona” (co brzmi głupio xd), ale forma „Leda” też byłaby poprawna, zresztą zostawienie tego nieodmienionego również mogłoby funkcjonować.
Hahahaha
Aczkolwiek było kilka szczegółów, których nie zrozumiałam: kliknij: ukryte dlaczego Myoue I wyglądał tak, a nie inaczej jako Inari? W sensie dlaczego „musiał” zmienić wygląd? Druga sprawa – co właściwie sprawił Inari poprzez wbicie miecza w Koto i jego brata? Kim była Shouko? Bo miałam wrażenie, że nie została stworzona w tym świecie, a do niego trafiła?
Nie do końca jestem też pewna w którym miejscu znajdowała się Lady Koto przez ten cały czas. Czyż Myoue nie mógł sam opuścić Lustrzanego Kioto i „zamknąć je za sobą”? Zresztą dostała ona ciało, ale wraz z odwzajemnieniem miłości miała zniknąć. W Lustrzanym Kioto obowiązywały inne prawa, więc czy i to jedno nie mogło ulec „wypaczeniu”?
Gdzieś tak ten tytuł wymyka się wszelkim próbom zrozumienia go – z jednej strony fabuła jest prosta i logiczna i wydaje mi się, że wiem, o co w niej chodziło, z drugiej – pewne detale nie dają mi spokoju…
Tak samo męczy mnie, że zapewne nie udało mi się wyłapać wszystkich nawiązań pojawiających się w tejże serii. Owszem, taka Alicja, czy tradycja buddyjska jest tu bardzo widoczna, tak samo jak wykorzystanie motywu Chojuu Giga, owoców granatu, ale to na pewno nie wszystko. Gdzieś tak w pamięci miałam też wyraźnie FLCL podczas seansu, także klasyczne mecha anime, gry komputerowe itp. Cieszy mnie jednak, że nie wykorzystano tu symboliki dla samego efekciarstwa, a raczej naprawdę dobrze wkomponowano pewne motywy do oryginalnej fabuły^^
Ogólnie jestem bardzo zadowolona z seansu. Cieszy mnie, że tak niecodzienne tytuły jeszcze powstają.
Hahahaha
Ogólnie oglądało mi się to szybko, łatwo i przyjemnie. Jeśli powstanie druga seria, to pewnie równie chętnie po nią sięgnę. Co nie znaczy, że to nie było słabe, bo niestety było ;p
Po pierwsze – fabuła jest pełna idiotyzmów, a kulminację tego stanowi jedno z najśmieszniejszych i najgłupszych zakończeń wśród anime, czyli kliknij: ukryte pełno dramatyzmu, wyczerpujące (i efektowne w sumie) walki na śmierć i życie, patetyczne przemówienia, trudne wyznania itp. Wśród tego najbardziej rozbawiła mnie rozmowa Akihito ze swoją pięścią, ale drugie miejsce ma niepodzielnie wielce wzruszające zniknięcie Mirai, by mogła ona na samym końcu pojawić się znikąd. Oczywiście gdzie? Na dachu szkoły, tadam! Dobra, w żadnej minucie seansu nie liczyłam na to, że uda im się zrobić oryginalne zakończenie, w którym Mirai po prostu ginie – w końcu to KyoAni, a słodkie bohaterki nie mogą sobie ot tak znikać. Ale nie znaczy to, że mogli sobie pominąć wszelką logikę – jakiekolwiek wytłumaczenie skąd ona się tam znalazła, byłoby jednak wskazane. Chyba, że studio postanowiło postawić wszystko na jedną kartę, czyli na widzów, dla których moe to wszystko, a reszta jest tylko tłem xd
Po drugie – tak idiotycznego humoru nie spodziewałam się tu znaleźć. KyoAni przeszło samych siebie jeśli idzie o denność dialogów i niektórych scen. Przerywanie dramatycznych wydarzeń humorystycznymi wstawkami przestało śmieszyć od kiedy zgniło z nieświeżości. Żeby tak chociaż te wstawki były oryginalne, ale jak widać chyba sama ich idea miała być super świetna, więc po się było starać o jakieś ciekawe wypełnienie tego ot, chociażby faktycznie zabawnym tekstem xd
I wreszcie po trzecie – bohaterowie to znowu zbieranina standardowych schematów i nikt nawet nie stara się udawać, że mają oni jakiś charakter xd W sumie jedyną postacią, która potrafiła mnie tu zaskoczyć, była Mitsuki, czego naprawdę nie spodziewałabym się patrząc po pierwszym odcinku. Ale polubiłam tę bandę dzieciaków, chociaż nie tyle, by powiedzmy zmartwić się, gdyby któreś z nich po drodze zginęło ;p
Oczywiście graficznie jest ślicznie i słodko – można sobie popodziwiać zarówno moe panienki, jak i całkiem ciekawe walki. Muzycznie szału nie było, ale choćby op i ed mnie się na przykład podobały.
W sumie jak dla mnie jest to przykład złej serii, którą się jednak fajnie ogląda. Bo naprawdę nie żałuję spędzonego nad nią czasu – nie nudziłam się zbytnio i tylko momentami poziom głupot potrafił mnie zirytować. Fanom KyoAni na pewno się spodoba, bo mamy tutaj i słodkie panienki i tonę taniego dramatu, ale reszta w sumie też może spróbować, bo to naprawdę nie jest jakiś wielce odrzucający tytuł. Trzeba mieć tylko dystans do pewnych rzeczy, mnóstwo cierpliwości i nie liczyć na zbyt wiele. Ja tam żadnych oczekiwań co do tego tytułu nie miałam, więc nie zawiodłam się^^ Pewnie szybko o tym zapomnę, bo poza grafiką to niewiele ową serię wyróżniło na plus, ale co tam – ode mnie 5/10
Re: Hę? Już koniec?
Poza tym pewna doza obiektywizmu w opisywaniu danego tytułu, to nie jest od razu konformizm – niekoniecznie chodzi tu o podporządkowaniu się opiniom innych, ale bardziej o szersze spojrzenie na omawiany tytuł i nie zamykanie się na jednym jego aspekcie.
Re: Hę? Już koniec?
Re: Hę? Już koniec?
Re: Hę? Już koniec?
Jasne, że tak, co nie znaczy, że nie powinno się starać o chociażby ślady obiektywizmu. Temat od dawna wałkowany, ale przede wszystkim chodzi tutaj o to, że niektórzy recenzenci są wręcz „skrajnie subiektywni”, co widać w przesadnym wyolbrzymianiu wad, a maskowaniu jak najbardziej zalet (bądź na odwrót). Wydaje mi się, że najbardziej rozchodzi się tu o to, że często ostatnio w recenzjach widać z góry założone negatywne podejście do omawianego tytułu, tak jakby autor wyrażał przez to, że oglądał owe anime tylko po to, by je potem zjechać.
Czepianie się recenzentów, bo „olaboga, ośmielili się skrytykować może kochane anime” jest głupie, ale zasłanianie się ciągle stwierdzeniem, że recenzja jest tworem subiektywnym, po czym popadanie w skrajności w tekście (a wręcz naigrywanie się z potencjalnego czytelnika, bo takie też można odnieść wrażenie w stosunku do niektórych tekstów niestety) do najmądrzejszych rzeczy także nie należy :/
Re: dotrwać do wiosny
I nadal mam zamiar się oburzać na wszelkie porównania do Natsume – tamta seria to zupełnie inna półka wśród anime była… tak z 10 poziomów wyżej od tej xd
Re: Co?
Troszkę boli...
W każdym razie fajerwerków się nie spodziewałam, a i tak na tle dość słabego sezonu (zbyt dużo „faworytów” zawodzi), Tokyo Ravens wypada naprawdę przyjemnie. Zresztą ma to mieć 24 epki, więc jest nadzieja na poprawę nawet. Zwłaszcza liczę na to, że kliknij: ukryte bohaterowie wyjaśnią sobie w końcu te wszystkie nieporozumienia związane z płcią, kto był czyim duchowym towarzyszem i kto kogo właściwie spotkał w dzieciństwie ;p
Całkiem całkiem
Pozostając jeszcze w temacie seiyuu – całkiem niezła obsada się tu znalazła, skoro poza Akirą dane nam było usłyszeć takie gwiazdy seiyuu jak Hayashibara Megumi (jako blond włosa Chiharu), czy Suzumura Kenichi (jako Kyoichi). W związku z tym co jak co, ale słuchało się tego cudownie^^
Z fabułą niestety było gorzej. O ile nie przeszkadzała mi jakoś szczególnie taka dość epizodyczna fabuła, bo jednak główny wątek gdzieś tam przewijał się prawie we wszystkich odcinkach, to zabrakło mi rozwinięcia owych historii. Żałowałam również wielgachnego, a niewykorzystanego potencjału, jeśli chodzi o tematykę romansu. W końcu większość odcinków opierała się o motywy, które z łatwością mogłyby posłużyć za wstęp do całkiem romantycznej opowieści. Co prawda dostaliśmy kilka finalizacji owych historii, jednak co z tego? Tak gdzieś pod koniec przemknęła mi po głowie myśl, że to tak prawie jak jakiś harem, czy gra eroge, w którym to dostajemy wachlarz dziewczyn z różnymi charakterami, ale i tak wiadomo którą bohater wybierze na końcu. Mimo wszystko nie jest to do końca prawda i takie stwierdzenie byłoby krzywdzące dla tegoż tytułu. Po pierwsze i najważniejsze – nie mamy do czynienia tylko z jednym bohaterem, a z trzema i wcale nie jest to tak, że nagle lecą na nich wszystkie laski z okolicy. A po drugie – historie, które nam zaserwowano są naprawdę całkiem ciekawym zalążkiem czegoś poważniejszego, a nie tylko głupawych licealnych miłostek. W dodatku naprawdę miło się ogląda grupkę przyjaciół, którzy nie stanowią tylko zbieraniny par, a faktycznie widać, że się po prostu lubią i miło spędzają razem czas (ciężko mi wytłumaczyć o co chodzi, ale od razu przychodzi mi tu na myśl stosunkowo nowe anime Sukitte Ii na yo, w którym właściwie jakichś konkretnych relacji przyjacielskich pomiędzy koleżankami, czy kolegami nie było widać, a grupka głównych bohaterów właściwie non stop wyglądała jakby była na potrójnej randce).
Co do poszczególnych odcinków i moich już typowo personalnych żalów związanych z poprowadzeniem akcji – kliknij: ukryte najbardziej bolało mnie, że motyw z ową Chiharu z ostatniego odcinka nie przerodził się w coś więcej. Tutaj zdecydowanie najmocniej odczułam zmarnowany wstęp, bo z czegoś takiego można by zrobić cudowną historię miłosną. Zresztą uważam, że był to najlepszy odcinek w całej serii
Jeśli chodzi o postaci, to niestety nie da się rozwinąć ich charakterów w takiej formie anime. Nawet Kyoichi, który dostał najwięcej czasu, pozostał dla mnie zagadką. Nie dało się ich jednak nie polubić, zwłaszcza, że twórcom udało się jako tako zarysować ich charaktery, przez co wypadali dość naturalnie i ludzko, nie zaś tylko jak puste schematy. Plus za to, że nawet Yumi, która z typową anime pięknością nie miała nic wspólnego, doczekała się ciekawej historii, a nie robiła tylko za komediowe tło.
Co do oprawy graficznej mam mieszane odczucia. Postaci zostały narysowane brzydko, jednakże w zamian za to dostaliśmy naprawdę śliczne tła. Jeśli dodać do tego rok produkcji, to zdecydowanie nie ma na co narzekać.
Z muzyki natomiast nie zapamiętałam właściwie nic – zarówno op jak i ed nie przypadły mi do gustu od pierwszego odsłuchania, tak samo zresztą jak piosenki w niektórych odcinkach. Same nutki z tła może nie były najgorsze, jednak jakoś szczególnie się nie wybijały. Pasowały natomiast do klimatu i to wystarczy.
Generalnie wydaje mi się, że każdy kto lubi romanse i nie zirytuje się stylem, w jaki poprowadzono to anime, może liczyć na ciekawy seans. Zwłaszcza, jeśli co ciekawsze animowane romanse ma za już sobą, a naprawdę bardzo chciałby ich zobaczyć więcej bez konieczności uciekania się do zastępczego chłamu ecchi‑haremowego (bo niestety jeśli chodzi o czysty romans, to w tym gatunku panuje przeraźliwa posucha ostatnimi czasy). Boys Be… prezentuje się bowiem naprawdę dobrze i ja osobiście żałuję tylko, że miał tak mało odcinków. Ode mnie czyste 7/10^^
Re: 3 część
Re: 3 część
Moim zdaniem bardziej niekonsekwentny byłeś ty, stwierdzając, że ktoś sobie może wcześniejsze części pominąć, ale sam obejrzałeś wszystko xd
Ponadto piszesz, że w tej serii każdy odcinek miał „przesłanie”, jednak zauważ, że miały one owo przesłanie także ze względu na poprzednie części. Owa refleksyjność nie wzięła się znikąd, a działania Potte zostały ukształtowane między innymi właśnie przez to, co działo się wcześniej.
Takoż samo mam wrażenie, że bohaterowie drugoplanowi zostali „olani” właśnie przez fakt, iż wcześniej poświęcono im trochę czasu i chociaż w delikatnym stopniu zarysowano ich charaktery. Dzięki temu tutaj mogliśmy się skupić w całości na Potte.
Owszem, lepiej byłoby gdybyśmy mogli dalej obserwować ich rozwój, jednak jakoś specjalnie nie bolałam nad tym, że aż tak bardzo się na nich nie skupiono tym razem, bo wiedziałam mniej więcej jaka historia się kryje za każdą ową postacią.
Tutaj też patrzy się na wszystko przede wszystkim pod względem całości. Tak, jak i zresztą w poprzednich częściach mamy do czynienia z jedzeniem, gotowanie, zajęciami w szkole (z tymi ostatnimi nawet w większej mierze, niż wcześniej). Nie przeczę, że może i twórcom udało się to nieco lepiej skonstruować, jednak są to kosmetyczne, bardzo subtelne zmiany, w stosunku do całości.
Przyznam jednak szczerze, że poza historią Momoneko, nie kojarzę specjalnie jakichś odcinków, które nie wnosiłyby nic nowego do tejże historii w pierwszej serii TV…
Szczerze? Jeśli ktoś utknie w poprzednich częściach, to nie przetrwa i tej, bo wielkich różnic pomiędzy nimi nie ma. Natomiast jeśli komuś spodoba się to, co widział wcześniej, to spokojna głowa – na pewno sięgnie i po tę część, chociażby dla samego faktu, by zobaczyć jak się skończy.
Niepoważne jest dla mnie owo stwierdzenie o możliwości pominięcia wcześniejszych części, bowiem jeśli ktoś postanowi tak zrobić, zostanie pozbawiony nie dość, że tła, to przede wszystkim wielu pięknych momentów. I nie twierdzę, że się nie połapie w historii, bo z tym byłoby ciężko, ale tu nie chodzi li tylko o kwestię załapania fabuły, bo ta całościowo nie jest tu najistotniejsza.
A jeśli mu się seria spodoba, to co wtedy? Ma wrócić do wcześniejszych wydarzeń? Raczej wątpliwa przyjemność…
Nie wiem, no jak dla mnie logiczne byłoby, żeby potencjalny widz, zapoznał się najpierw z serią OVA, by zobaczyć, czy taki sposób prowadzenia historii mu w ogóle leży, ale z zaznaczeniem, że potem całość bardzo się rozwija.
3 część
A w życiu! Oglądanie tylko tej części, to jak zlizanie lukru z ciastka – co z tego, że zaspokoimy potrzebę słodkości, jak nie poznamy smaku całości? Mimo wszystko Tamayura ma jako taką fabułę i znajomość wcześniejszych wydarzeń jest jednak dość ważna… Bez sensu wchodzić w środek historii, co to komu da?
Ponadto gdyby ktoś zaczął seans od ostatniego sezonu, to straci chociażby na poznaniu postaci drugoplanowych. Tutaj nie są one już przybliżone widzowi tak bardzo, a przecież ich obecna relacja z Potte jest ważna również przez pryzmat roli, jaką odegrali w jej życiu.
Trochę jak dla mnie takie niepoważne to stwierdzenie jest…
Zawód na całej linii
Całości z pewnością nie ratuje też powtarzalny i mocno naciągany humor – nawet porządnie wyśmiać się przy tym nie da :/
Inne nie znaczy dobre niestety...
Fabuła – przede wszystkim trzeba mieć na uwadze, że 13 odcinków to niesamowicie mało jak na tę historię. Jak bowiem w tak krótkim czasie zmieścić dobry opis świata, rozbudowanie charakterów postaci, polityczne intrygi, tajemnicę, akcję i jeszcze powiązać to wszystko fabularnie, by trzymało się kupy? Po prostu się nie da! Bardzo ciężko się ogląda coś, co w jednym odcinku jest romansem dworskim, potem przechodzi na aspekty polityczne, wprowadzając motywy baśniowe, by następnie przeskoczyć na kilka odcinków do damskiej szkoły zakonnej (a obowiązkowymi motywami yuri i yaoi, bo jakże by inaczej!) i czasem poudawać dobre fantasy ze smokami i jednorożcami na pierwszym planie (chociaż temu, kto wymyślił projekty tych stworzeń powinno się palnąć w łeb…). Przyznam szczerze, że mnie przy tym tytule trzymał tylko i wyłącznie romans, chociaż i ten został kiepsko poprowadzony – kliknij: ukryte to jak Roux i Firiel uświadamiają sobie swoje uczucia, potem fochają na siebie na wzajem, rozstają, zaś schodzą, zaś wyznają sobie uczucia i tak w kółko – a wszystko to z dosłownie jedną romantyczną sceną w stylu shoujo (tą pod ścianą na granicy świata). Trochę tu za mało klimatu w tym wszystkim – niechby to było albo przesłodzone, by sobie móc oczy wypłakać, albo realistyczne, żeby się wczuć w ich sytuacją – no kurczę, jakiekolwiek, byleby miało jakiś charakter!
Do tego dochodzą sceny wręcz głupie, np. gdy kliknij: ukryte Firiel zeskakuje z wozu i wyprzedza konia, żeby tylko szybciej dotrzeć do celu (sprinterka się znalazła), czy sposób opanowania dramatycznej sytuacji przez żabę i to naprawdę kole w oczy.
Postaci – w sumie nic specjalnego. Są to raczej dość płytkie charaktery, które miotają się po scenie nie wiedząc samemu, co chcą i powinni zrobić. Najciekawiej jak dla mnie wypadają tutaj Adele i Leandra – obie są silnymi kobietami i chociaż każda w inny sposób przejawia swoją siłę, to obie potrafią walczyć o swoje racje. Firiel mnie totalnie nie przekonała jako główna bohaterka, w Roux, którego co prawda polubiłam, czasami wybitnie działał mi na nerwy swoim zachowaniem…
Grafika – generalnie jest średnio na jeża. Raz widzimy ładne krajobrazy, by potem uraczono nas samymi konturami. Postaci są charakterystyczne dla shoujo, z wielkimi oczyma o dziewcząt i pociągłymi twarzami w biszowym stylu u panów. kliknij: ukryte Btw. czy Igraine to jednak nie był facet? Zarówno głos jak i wygląd by na to wskazywało, jednak nie zostało to powiedziane wprost xd. Mimo wszystko momentami twarze są wykrzywione, a oglądanie oczu postaci za jej włosów, wcale nie dodaje temu uroku xd
Muzyka – ładny, wpadający w ucho opening i…tyle. Reszta melodii umknęła mi gdzieś w tle xd
Reasumując seria jest dość średnia – ma ciekawsze momenty, ale ogólnie cierpi na straszliwy brak czasu, by stworzyć coś ciekawszego. Tak jak już ktoś niżej wspomniał uważam, że przydałoby się do tagów dodać „romans”, bo to on stanowi oś całej fabuły. Na pewno jednak nie mam zamiaru do tego wracać, chociaż nie żałuję spędzonego nad nią czasu – ode mnie 5/10 i to głównie za pomysł.
Re: Nie takie złe na razie
Mnie osobiście mała Koto również denerwuje, ale akurat Yase to jedna z moich ulubionych postaci^^
Ponadto bardzo lubię taką oryginalność, jaka panuje w tym tytule – to anime jest zupełnie różne od większości obecnie wychodzących i dla mnie to już jest duży plus dla niego!
Do tego dochodzi naprawdę ciekawie wykorzystany motyw Alicji w Krainie Czarów i mnie osobiście bardzo dobrze ogląda się ową serię :)