x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
Po 1 epku
Ja nie mam wielkich wymagań w stosunku do tego typu serii. Nie widzę tu raczej materiału na coś lepszego (choćby na poziomie GochiUsa), ale o ile utrzymają poziom pierwszego epka, to może wyjść z tego miła, rozrywkowa seria. Trochę mi to przypomina Wakaba Girl i jak to tak wyjdzie, to dla mnie ok.
Wszystko byłoby więc jasne, gdyby nie… męscy bohaterowie. W CGDCT coraz bardziej odchodzi się od pokazywania facetów chociażby na drugim planie, a tu mamy aż dwóch w głównej obsadzie (i całą masę w tle w roli gości kawiarni). Co też z tego wyjdzie, nie wiem, ale właściwie to podoba mi się taka obsada! Trudno powiedzieć, czy będą tu chcieli wstawić jakieś zalążki romansu, ale i bez tego panowie mogą się w to ciekawie wkomponować.
Także no… mnie to się na razie całkiem podoba. Jest słodko i nic mnie nie zirytowało na razie, a to naprawdę podstawa w tego typu seriach. A zabawa schematami wygląda na niezły pomysł, który można przedstawić w interesujący sposób, więc materiał na fajne gagi jest ogromny.
Po 1 epku
Jedyne co, to nie mogę się przestać zastanawiać nad jedną rzeczą, a mianowicie nad czasem.
Bohaterki jadą przez wyludnioną krainę, noszącą wyraźne ślady wojny (co raczej wyklucza zagładę ludzkości za pomocą tajemniczego wirusa czy podobną apokalipsę). Jednak nigdzie nie ma żadnych ciał, albo chociaż szkieletów. Co prawda można rzec, że skoro to wojna wyniszczyła ten świat, to w trakcie jej postępu kolejne ofiary były grzebane. Ale w takim razie gdzieś musiałaby zostać garstka tych, którzy przeżyli, bądź ich ciała. Co prawda jedna z bohaterek ma sen dotyczący momentu ich wyruszenia w podróż, w którym widać (i słychać), że gdzieś jeszcze jest jakaś grupa ludzi, którzy nadal walczą, ale z tego, co kojarzę po opisach, to wyglądało, jakby one były same w tym świecie. Inna sprawa, że co – wszyscy ludzie się przemieszczali cały czas z frontem, zostawiając za sobą puste obszary? Nikt nie został?
Na dodatek bohaterki rozmawiają o ludziach z przeszłości, jakby o jakiejś dawnej cywilizacji, aczkolwiek rozmowa ta dotyczy broni, którą znajdują po drodze. Od czasu ich wyjazdu nie widać, by się specjalnie postarzały, ale nawet jeśli to kwestia konwencji (w której moe bohaterki zawsze wyglądają moe niezależnie od wieku), to raczej jednak nie żyją kilkaset czy wręcz kilka tysięcy lat. A zatem jak to w końcu jest z tym światem?
Wiem, że nie o to w tym chodzi, zresztą być może z czasem przedstawią odpowiedzi na to pytanie, jednak to była jedna z głównych myśli, jaka wpadła mi do głowy podczas seansu 1 odcinka.^^'
A swoją drogą ta muzyka! Niby tak kompletnie nie pasująca klimatem do treści odcinka a jednak tak świetnie go uzupełniająca. Jak utrzymają poziom to może być jeden z ciekawszych soundtracków w tym roku.
Re: Po 1 epku
Po 1 epku
Sceny z gry również wyszły mdło, kompletnie bez polotu. Śmiem wręcz twierdzić, że wszelkiej maści interakcje między graczami czy growe motywy lepiej przedstawiały się w Netoge no Yome, bo tutaj jakieś takie bezpłciowe były. No fajnie, grają sobie a dwóch głównych bohaterów gra postaciami o zmienionej płci… i tyle.
Zastanawiam się jak podejdą do kwestii bycia NEETem przez bohaterkę (hm… czy ten termin można też stosować do osób w jej wieku?). To właściwie najciekawszy motyw, jaki mogą z tego wyciągnąć, bo jeśli skupią się głównie na komedii romantycznej, to już w ogóle nie będzie miało znaczenia, czy bohaterowie są dorośli, czy nie.
Na razie średnio mnie to zainteresowało, dam temu szansę do następnego epka. Jeśli wciąż będzie tak nijako, to chyba podziękuję… i to nawet pomimo obecności dorosłych bohaterów.
Po 1 epku
Ogólnie umiejscowienie akcji podczas ostatniego semestru w liceum może okazać się bardzo trafne. Przyjaźnie i miłości w większości są już jasno ustalone, bohaterowie nie tracą czasu na zapoznawanie się, zastanawianie do którego klubu dołączyć, co chcą robić w liceum i tym podobne wszechobecne schematy. Właściwie to w szkolnych seriach temu okresowi poświęca się niewiele czasu, jeśli w ogóle się do niego dochodzi. W pierwszym odcinku ładnie pokazali swoistego rodzaju nastrój melancholii towarzyszący uczniom, których licealne życie powoli dobiega końca. Ja ten klimat kupuje i chcę więcej. Oby to faktycznie do końca pozostało takim romansem w spokojnym, okruszkowym klimacie.
Re: Odcinek 1
Ogólnie po pierwszym epku mam mieszane odczucia. Jest to tanie i głupiutkie, ale jak będą się ładnie bić, to dla mnie ok. I właśnie kwestia obstawiania kolejnych ofiar może być tutaj największym smaczkiem, a przynajmniej może dać fajnie pole do popisu przy dyskusjach.^^
Skoro piszesz taki komentarz pod anime, pod którym widnieją tylko dwie uwagi dotyczące recenzji mogę chyba założyć, że część z tego jest skierowana także do mnie, jako osoby, która jeden z tych komentarzy napisała? ;p Zwłaszcza jeśli teraz piszesz, że ta opinia została tu potwierdzona – a tak się składa, że właściwie nikt tutaj nic takiego nie napisał.
Tu chyba trochę stronniczości się wkrada, skoro uważasz, że w recenzji nie ma krzty złośliwości, za to ja wręcz pluję jadem w stronę jej autorki. Przyznaję niestety, że całkowicie bez złośliwości się nie obyło, z czego dumna nie jestem, ale żeby jej aż tak pełno tu było? Naprawdę?
I tak, jestem uprzedzona do autorki, ale to raczej nie powinno dziwić, skoro zostałam już kilka razy przez nią obrażana w komentarzach i nie raz czytałam jak obraża innych. Naprawdę trudno wtedy nie nabawić się przynajmniej lekkiego uprzedzenia, stąd też raczej staram się unikać wchodzenia z nią w głębsze dysputy na jakikolwiek temat. Może to kwestia stylu pisania i złego jego odbioru przeze mnie, ale zwyczajnie nie przepadam za komentarzami po brzegi wypełnionymi ironią.
Ale to na pewno nie jest miejsce na prowadzenie takich rozmów, więc może jednak nie będziemy tego ciągnąć?
I jeszcze raz powtórzę – to nie to, że nie zgadzam się z samą opinią. Bardzo lubię czytać opinie kompletnie różne od mojej, a choćby i dlatego, by się przekonać, że nawet przy takim a takim postawieniu sprawy, wciąż się z danym stanowiskiem nie mogę zgodzić. Nie zgadzam się natomiast ze sposobem przedstawiania tej opinii – ze wszystkimi tymi niepotrzebnymi złośliwościami w tekście, z sarkazmem, z maskowaniem zalet. Nijak nie chcę, by ktoś mnie swoją recenzją zadowalał, ale chciałabym, żeby przedstawiając swój punkt widzenia, uczciwie go uargumentował – w tym wypadku nie sprowadzając wszystkiego do próby wyśmiania tegoż tytułu (co jawnie podkreśla specjalnie dobrany po to obrazek główny i kontrowersyjne „dwa zdania o”).
Także proszę tutaj nie mylić pojęć – bo to, że recenzja mi się nie podoba, nie znaczy, że krytykuję samo zdanie autorki na temat anime.
Tak, myślę, że w tym tekście (recenzją tego jednak obawiam się nazwać) jest pełno jadu. Jest on praktycznie w całości napisany tak, żeby wzbudzić kontrowersje, śmiem wręcz twierdzić, że specjalnie jest w nim podkreślona każda słabość tego tytułu, gdy jego ewentualne zalety zostają skwitowane ledwie jednym‑dwoma zdaniami. Tak, by nie można było powiedzieć, że w sumie to tylko wylewasz jad, bo przecież zwróciłaś uwagę, że jednak plusy to też ma. Ale taki sposób konstrukcji teksu, by uwypuklić głównie ironiczne argumenty, niby celnie skierowane przeciwko wadom serii, nie jest w żaden sposób rzetelną recką, a właśnie zwykłym wylewaniem jadu, bo może odezwą się głosy oburzenia. Może gdyby Twoje pozostałe teksty były w innym stylu, łatwiej byłoby to przełknąć, w końcu każdy ma czasem ochotę powylewać trochę jadu na coś, zwłaszcza jeśli to coś go zawiodło. Choć tu widzę, że podchodziłaś do tego ze zgoła innymi oczekiwaniami, z góry zakładając, że to będzie syf… co też tego tekstu nijak nie ratuje. Zresztą jeśli miałaś tekst napisany chyba jeszcze przed wydaniem anime skoro w trakcie emisji tak często go zmieniałaś, to już naprawdę nie wiem co mogę do tego dodać…
Cóż, ja tam w to akurat nie wierzę, bo jak już napisałam wyżej – za bardzo kojarzę jednak twoje wypowiedzi z podburzaniem, czy też czymś na kształt trollowania (jak nie przepadam za tym słowem, tak nie potrafię znaleźć innego). W każdym razie nawet w samym tekście nie ma ni słowa o tym, że choćbyś próbowała spojrzeć na to z innej perspektywy niż jako coś, co po prostu łatwo wyśmiać, a i sama wyżej w sumie to potwierdzasz.
Tak, ja też przeczytałam ich mnóstwo, więc daruj sobie uszczypliwości o „niewiedzy”, skoro nie masz podstaw do takich twierdzeń. I owszem, jest mnóstwo mang znacznie lepszych od tej, dojrzalszych, bardziej przemyślanych, z rozbudowanymi kreacjami bohaterów. Wciąż jest też i dużo gorszych, zwłaszcza, że akurat manga „Hitorijime my Hero” wypada lepiej od anime. Co prowadzi generalnie do tego, że nie ma co porównywać mang do anime. A jedno Doukyuusei BLowego raju w anime nie czyni. Zresztą to, że powstał jeden dojrzalszy tytuł nie znaczy też od razu, że ta mniej dojrzalsza, a bardziej naiwna strona BL jest od razu taka be.
Wprost oczywiście nigdzie, bo przecież to by było strzałem w stopę, zwłaszcza jeśli można błądzić między niedwuznacznymi aluzjami w rodzaju: „A więc to była miłość, przez cały ten czas, kiedy pchałeś mi ręce w majtki, a ja ci na to pozwalałem, bo miałem poczucie winy! No, teraz wszystko jasne, też cię kocham!” czy „wiem, że chcesz, żebym cię przeleciał, ale zapomnij”. A w anime natomiast pada tylko jedno stwierdzenie Hasekury odnośnie „albo seks albo koniec znajomości”, a potem kompletnie nie dochodzi do rozwinięcia tegoż. Natomiast między Kousuke a Masahiro nie ma tych dwuznaczności w ogóle i to do tego stopnia, że pewne sceny z mangi (same właściwie nic nie pokazujące) zostają odpowiednio zmienione tak, by całość miało otoczkę stricte romantyczną, a nie seksualną. Może ci się zatem anime z mangą pomyliło?
Niestety, obecnie jesteśmy już na takim etapie, że brak gwałtu można traktować jako zaletę, bo wszędzie tego pełno. W momencie więc, gdy pojawia się ekranizacja, w której kompletnie nie ma czegoś takiego, zwyczajnie czuję ulgę, że da się jeszcze wyprodukować coś pozbawione tego dziadostwa. Zwłaszcza, że to coś z założenia jest raczej wyidealizowanym romansem, niż poważnym podejściem do tematu miłości między dwoma panami.
Zgadzam się – opinia jest opinią i ile ludzi tyle różnych zdań na dany temat. I mnie wcale nie oburza to, że ktoś ma o tej serii inną opinię – ja nie szanuję nie twojego zdania, ale sposobu jego wyrażania. I nie, nie zamierzam się rozpływać w zachwycie nad tym jakie to jest boskie, więc standardowo daruj sobie te uszczypliwości, naprawdę można się bez nich obejść.
Dystans dystansem, mnie ta scena rozwaliła, ale i tak uważam, że nie nadaje się na obrazek główny do „recenzji”, bowiem jest kompletnie niereprezentatywna względem serii. Jako ilustracja tandetnej grafiki – proszę bardzo, nawet jako jedna z 4 głównych zrzutek przy tekście. Ale jako coś, co ma robić w pewnym sensie za okładkę tytułu? No jeśli to nie jest prowokacja, to już nie wiem jak inaczej to nazwać, zwłaszcza, że tego typu super‑deformed pojawia się w tym tytule tylko raz, a i samych scen SD w ogóle nie ma aż tak dużo, by akurat nią się tu posłużyć.
Kontynuować nie zamierzam, bo wiem jak kończą się wymiany zdań z Tobą i nieszczególnie przepadam za prowadzeniem dyskusji, w której jedna ze stron usilnie stara się wyśmiać drugą. Wiem, dziwne to w naszych czasach, ale jestem trochę staroświecka pod tym względem.
Re: Tak złe, że aż śmieszne, ale nie do końca tragiczne.
Właściwie jeśli tak podejść do tematu to faktycznie coś w tym jest. Seria jako zwykła szkolna historyjka zapewne obroniłaby się lepiej niż to, co dostaliśmy.
Kpina nie recenzja
Przynajmniej wiem, że bez alta się nie obejdzie, ale i tak szkoda, że jako główną recka będzie tu wisiało to coś (swoją drogą nie mające wiele wspólnego z anime, bo w nim o seksie nie ma mowy, a z tekstu wylewa się, jakoby wszyscy panowie tu tylko o tym myśleli).
Mimo wszystko będę też postulowała o zmianę obrazka głównego. Ten jest zbyt jawnie nastawiony na wyśmianie tytułu, a choć grafika jest tu kiepska to takich scen akurat jest tu mało.
Tak złe, że aż śmieszne, ale nie do końca tragiczne.
Seria bardzo mocno próbowała stworzyć tutaj mroczniejszy klimat. Problem w tym, że za bardzo grano tu na wytartych schematach. Żeby pokazać co ważniejszych „graczy” skupiono się na krótkich urywkach z nimi wyglądającymi groźnie i tajemniczo. Dziwne uśmieszki były tu na porządku dziennym. W ogóle cały klimat chciano tu zbudować właśnie w ten sposób, waląc nam w oczy scenami, które miało jasno przekazać: „patrz, jaki ten ktoś jest pro i ma mroczny plan”, bądź: „ohohoho, w tej szkole nie ma granic i brudne gierki są tu na porządku dziennym”. Mając lat 13 może bym to kupiła. Sęk w tym, że po tak długim stażu z anime podobne chwyty budzą u mnie co najwyżej uśmieszek politowania. Dobrym przykładem jest tutaj Kushida ze swoją kliknij: ukryte mroczną stroną. Co prawda od początku jasne było, że ona wcale nie jest taka niewinna, bo aż nazbyt dobrze wpisywała się w schemat dziewczęcia słodkiego do bólu z wierzchu, a wrednego w duchu. I właściwie to czekałam na jej ujawnienie się, ale nie sądziłam, że zrobią to w tak tandetny sposób. Przede wszystkim jej drugi charakter jest kompletnym przeciwieństwem tego, co pokazuje innym. Za bardzo z tym przesadzono, zbytnio to wyolbrzymiając. Przez to realizm tego dualizmu idzie się paść już na wstępie – po prostu zbyt jasno widać jakie to jest sztuczne. Na dodatek po pierwszym wykryciu, ona nawet przy Ayanokoujim zachowuje się potem cały czas słodko. A tu naturalnym by było powracanie do swojego „prawdziwego ja” w sytuacji sam na sam z osobą, którą się wręcz szantażowało w związku z tym. Ot, choćby po to, by nie zapomniał z kim ma do czynienia..
Zresztą same postaci to w ogóle osobna para kaloszy. Ayanokouji to kolejny przykład przekokszonego bohatera. Nie przepadam za takimi, bo z reguły sprowadza się do tego, by pokazać, że jest on taki pro i w ogóle super w każdej sytuacji i nie ma słabych punktów. Ale jakoś tak… Ayanokouji dosyć przypadł mi do gustu i nie denerwował ze swoim byciem ideałem. Być może dlatego, że się z tym krył i nie musieliśmy zewsząd słuchać wzdychań każdego jaki to on nie jest super. W każdym razie powiedzmy, że jakoś się broni. Czy może broniłby się nawet nieźle, gdyby nie jego kliknij: ukryte smutna i tajemnicza przeszłość w jakimś laboratorium, w którym przeprowadzano testy na dzieciach. I tak mamy kolejny oklepany schemat zaliczony. Właściwie bez większego powodu, raczej „bo to takie ekstra”. Aha, no super, rzeczywiście takie głupoty są doprawdy cool. Mogli jeszcze z niego wampira zrobić na dokładkę…
Z pozostałymi bohaterami problem jest większy, bo większość robi za kompletnie bezbarwne tło. Taka masa bez charakteru zdarza się jednak dość rzadko, bo z reguły jednak twórcy starają się tę gromadkę jakoś ubarwić. A tutaj nikt nie udawał, że większość w ogóle ma grać jakąkolwiek rolę. Są oczywiście wszyscy ci „antagoniści” na czele z przewodniczącym i liderami innych klas, ale ich rola sprowadza się głównie do scen, w których są pokazani po prostu jako „ci ważni w fabule”. Czemu i w jaki sposób ich rola jest istotna? A to już nie jest takie ważne.
Oczywiście nie dotyczy to Horikity, która odgrywa ważną rolę. I gdyby nie jej kompleks braciszka mogłoby być nieźle. Ot, taka kalka Yoshino z mniej rozwiniętym charakterem. No ale żeby nie było zbyt dobrze postanowiono, że na jednym schemacie się nie skończy i dziewczyna też musi mieć jakieś traumy i inne takie. A jaki byłby lepszy schemat, niż siostra przewodniczącego szkoły, która ma braciszkowe kompleksy? Chyba nie jestem w stanie wymyślić lepszego (w znaczeniu głupszego) rozwiązania.
Jeśli chodzi o ogólną fabułę, to ta ma lepsze i gorsze momenty z przewagą tych drugich. Cała akcja na wyspie to popis debilizmu z tymi wszystkimi tajemniczymi planami, kopaniem dołków i w ogóle iście Sherlockowymi dedukcjami. Problem w tym, że poziom skomplikowania tego sprawił, że przydałoby się poświęcić temu przynajmniej o 2 odcinki więcej, żeby należycie intrygę rozwinąć. Ale jak w całej tej serii łatwiej było powrzucać scenki, w których widać jak ktoś coś knuje, a na koniec i tak Ayanokouji ratuje sytuacje. Bo tak. Mnie to kompletnie nie wciągnęło, w ogóle nie czułam zainteresowania rozwojem akcji, a wręcz czekałam tylko aż w końcu to skończą. Znacznie lepsza jest część z tą niby bijatyką, choć i ona nie jest pozbawiona wad. Po prostu jakoś bardziej trzyma się kupy. Odcinek 7 to oczywiście nieporozumienie, wrzucone tu chyba dlatego, że trzeba było czymś zapchać czas antenowy. I tak lepiej, że nie dali tego jako ostatni epizod, tylko kulturalnie wrzucili w środek. Jest szansa, że część osób była w stanie przejść nad nim do porządku dziennego, bo dalej kontynuowali „klimat” poprzedniego epizodu.
O oprawie audiowizualnej nie będę się rozpisywała. Ani mnie tu nic nie raziło, ani niczym się specjalnie nie zachwycałam. Taki przeciętny poziom bym rzekła.
Seria miała potencjał na coś znacznie lepszego, ale widocznie jednak niesława pierwowzoru w postaci light novel przeważyła. To, że zdarzają się czasami ciekawe anime na podstawie ln nadal należy traktować w kategoriach cudów czy raczej wyjątków potwierdzających regułę, wedle której ln to miernej jakości materiał. Ogólnie daje temu 5/10, w dużej mierze za Ayanokoujiego i dobry początek. Nie czekam na drugą serię, choć jeśli jakimś cudem takowa powstanie, to może obejrzę, by zobaczyć do czego to w ogóle zmierza (acz nie sądzę, by w kolejnych kilkunastu epizodach w ogóle byli w stanie posunąć się z fabułą do takiego etapu, by dać nam jakikolwiek pogląd na to). Jeśli ktoś nie widział jeszcze zbyt wielu anime powinien bawić się tu znacznie lepiej niż ja, bo przynajmniej nie będą go aż tak razić wszechobecne schematy, ale bardziej wymagającej widowni zdecydowanie tego nie polecam – to jednak nie jest w żadnej mierze na wyższym poziomie niż większość obecnie wychodzącej papki.
Zdecydowany numer 1 wśród najnowszych serii shounen-ai
Co mnie martwi, to strasznie mała popularność tej serii. Być może nie rozumiem nastoletnich fujoshi, ale serio patologia aż tak ich kręci? Wreszcie mamy normalną, dobrą historię spod znaku BL… i prawie nikt jej nie ogląda! Tak trochę ręce mi opadają, bo na dłuższą metę oznacza to raczej więcej produkcji typu Super Lovers czy Love Stage, niż serii pokroju Hitorijime My Hero, żeby nie wspomnieć o czymś znacznie dojrzalszym (choć w głębi serca naprawdę liczę, że kiedyś doczekamy się i takiego tytułu). Tym bardziej wszakże cieszę się z tej perełki, skoro pewnie drugiej takiej się długo nie doczekamy.
Niestety straszliwie zmarnowany potencjał
Problemem numer dwa był oczywiście Souta. Jasne, możemy go nazwać raczej postacią tła, niż głównym bohaterem, co nie zmienia faktu, że pałętał się po ekranie i w ogół niego toczyła się fabuła. Niestety, Souta to klasyczny przykład totalnego bloba bez charakteru, który zgrabnie może udawać „bohatera takiego, jak ty”. Oznacza to ni mniej, ni więcej tyle, że jest nudny. Mdły jak flaki z olejem, albo i gorzej. Minus też za jego smutną historyjkę z przeszłości, którą nas uraczył. Trudno mi sobie wyobrazić, by ktokolwiek się tym przejął, zwłaszcza, że zostało to podane w kompletnie wyprany z emocji sposób.
Trzecia sprawa, to motywacje antagonistki, które jednak mnie zawiodły. Od początku wyglądało to na coś w ten deseń, więc łudziłam się, że to nie będzie tak proste. Cóż… było. Co prawda finałowa walka wyszła świetnie i brawa za nią, ale samo rozwiązanie problemu uważam za mierne. Gunpuku no Himegimi sama w sobie wypadła nieźle i żal było patrzeć na to, dlaczego robi to, co robi.
Tak dochodzimy do czwartej kwestii, którą są postaci. Uważam, że dostaliśmy tu całkiem barwną i interesującą gromadkę, w której łatwo wyłowić swojego faworyta. Mamy tu bohaterów różnych gatunkowo tworów, co tworzy fajny kalejdoskop schematów. I znowuż muszę dodać – niestety, niewykorzystany. Za mały ładunek postawiono na konflikt interesów i charakterów. Chociaż mamy tutaj takie postaci, jak typową mahou shoujo czy totalnie świrniętą psychopatkę ten kontrast między nimi wcale się tak fajnie nie uwidacznia. Do tego dochodzi kwestia, że na pierwszy plan wysunięto wydawać by się mogło – najnudniejszych bohaterów. Czołówkę stanowi tu Meteora, czyli chodząca encyklopedia. Jej wiedza jest na takim poziomie, że nie trzeba innego źródła do tłumaczenia widzowi wszelkich niuansów zaistniałej sytuacji. Na każdy problem potrafi znaleźć rozwiązanie, wszystko wyjaśnić. A to jest po prostu nudne. Na koniec zresztą kliknij: ukryte to dzięki niej bohaterowie mogą wrócić do swoich światów. Jest to aż nazbyt piękne i idealne rozwiązanie. Zbyt duży ładunek happy endu jednak szkodzi zdrowiu. Czy też inaczej – źle przedstawiony happy end jest po prostu kiepskim zakończeniem.
W przeciwieństwie do niej taka Magane dostaje wręcz epizodyczną rólkę, mimo iż to chyba najbarwniejsza postać tutaj, którą dałoby się lepiej wykorzystać. kliknij: ukryte Boli mnie zwłaszcza pominięcie jej w ostatnim epku. Tak, jakby twórcy o niej zapomnieli. Nie przechodzi ona przez portal, nikt się nawet nie zastanawia co będzie robiła (a warto nadmienić, że to niebezpieczna osoba i zostawienie jej bez nadzoru nie jest dobrym rozwiązaniem). Osobiście uważam to za spore niedopatrzenie twórców, bo mam wrażenie, że nie wiedzieli jak wybrnąć z tej sytuacji. Jej charakter został tak zbudowany, że z pewnością nie chciałaby wrócić do „siebie”, a znowuż namówienie jej do tego, czy podstępne przeprowadzenie przez portal zajęłoby zbyt wiele czasu antenowego i nie starczyłoby miejsca na resztę. Po prostu zatem uniknęli problemu pomijając jej postać zupełnie. A założę się, że była to bohaterka ważniejsza dla widzów, niż np. ta dziewczynka z eroge, która nie dość, że późno dołączyła do ekipy, to jeszcze prawie nic o niej nie było. Jej wszakże poświecili epizod pożegnalny.
Sporo narzekam, ale taki jest efekt zawiedzionych oczekiwań, które seria wzbudziła u mnie pierwszymi odcinkami. W ogólnym rozrachunku nie jest to zły tytuł, niestety bardzo nierówny. Po mocnym początku dostajemy raczej średniej jakości rozwinięcie (z okazjonalnymi ciekawszymi wstawkami), by na koniec przejść do fajnej walki finalnej i zakończyć wszystko słabym happy endem. Szkoda, naprawdę szkoda tego potencjału, który leżał w tej historii. Przez moment zastanawiałam się nad oceną 7/10, ale przez ten ostatni odcinek poprzestanę jednak na 6/10. A pragnę zauważyć, że zeszłam z pułapu 9/10…
Królowa nieporozumień
Jak mi to początkowo nie przeszkadzało, tak od jakichś 3 odcinków mnie to już dosyć mocno męczy. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że w początkowych epkach wiele wskazywało na to, że ta seria pójdzie wręcz w odwrotnym kierunku. Że w ciekawy sposób pokaże wyjście z typowych nieporozumień, jakie mamy w szkolnych komedyjkach.
Szkoda, bo w sumie to ma fajny humor i kilka interesujących rozwiązań. W wielu momentach stosują nieszablonowe wyjścia z sytuacji i gdyby nie drążyli tak tego wielokąta niezrozumienia, to byłaby naprawdę dobra szkolna komedia romantyczna z „growym” tłem. Ale 6 epków zmarnowanych na dziwne podchody? Nie, to nie do końca to, co chciałabym tu widzieć.
Ach... czemu?
A tak poza tym, to nadal uwielbiam tę serię i to nawet bardziej, niż na początku. Jako para Masahiro i Kousuke wypadają lepiej, niż Kensuke i Asaya. Oczywiście, wzięłam się też za mangę, więc tym bardziej czekam z niecierpliwością na 7 odcinek. Trochę właściwie to przeciągnęli teraz, jakby brakował im materiału. Obawiam się właśnie, w którym momencie mają zamiar to skończyć, ale niestety na angielski przetłumaczonych jest tylko 8 rozdziałów, a to niewiele dalej, niż obecna akcja w anime (6 i 7 epek to 4 rozdział). Zważywszy na to, że tu upchnęli jeszcze historię z Hitorijime Boyfriend w początkowych epkach, to w ostatnich 6 epkach spokojnie mogą dojść w okolice 11‑12 rozdziału, może trochę dalej jak niektóre rzeczy przyspieszą. Acz na razie idą wiernie z mangą, pomijając może niektóre detale, które aż tak nie wpływają na odbiór historii. Ok, co prawda nie wiem co myśleć o kliknij: ukryte tym dzieciaku z nożem z końcówki 6 epka. W mandze go nie było, mam nadzieję, że nie postanowią dołożyć dramy w anime.
Ale tak poza tym póki co dobrze realizują moje pragnienie dobrego shounen‑ai. Nie jest to żaden przełom w gatunku, na pewno zaś nie będzie to rzecz dla osób spragnionych poważnej opowieści spod znaku BL. Co to, to nie – ot, dostaniemy klasyczne ciepłe i nieco naiwne romansidło. I to bez żadnej patologii, kazirodztwa, gwałtów, bądź prób takowych. A mnie tam więcej do szczęścia nie jest potrzebne.^^
Re: Po 3 epkach
Po 3 epkach
No i bohater‑geniusz, który nie zna podstaw, nie jest zbyt wysportowany, ale potrafi ślicznie zatańczyć (tyle chociaż, że nie idealnie) bo podpatrzył ruchy innego gościa? To już Tsukushi z Days ze swoim bieganiem był lepszy i bardziej naturalny.
Pierwszy odcinek był fajny, naprawdę mi się podobał. Od drugiego zaczęła się jazda w dół i to niestety w każdym aspekcie. Bo abstrahując od poziomu sportowego, nawet humor zaczął był mocno niestrawny…
Nic mnie przy tym nie trzyma, więc nie mam zamiaru się nadal z tym męczyć. Po tych wszystkich zachwytach osób znających mangę, liczyłam na znacznie więcej niż kolejną przeciętną shounenową sportówkę z irytującym bohaterem, który (za)szybko robi się ponadprzeciętnie dobry.
Po 1 epku
Czytałam co prawda spin‑off tego, czyli Hitorijime Boyfriend, który skupia się na związku Kensuke i Asayi, ale jeśli Hitorijime My Hero będzie miało klimat tamtego i poprawi tempo zacieśniania relacji między bohaterami (niestety Boyfriend pod tym względem to baaaaardzo lekkie shounen‑ai, bo choć jeden coś czuje, to drugi…), będę zadowolona. A że My Hero jest dłuższe, to też i pewnie bardziej… hm… dopieszczone.
Póki co, patrząc z perspektywy osoby, która mniej więcej zna bohaterów, to jakoś tak dziwnie Masahiro się zachowuje. W Boyfriend wydawał się bardziej takim luzakiem z ciętym poczuciem humoru, a tutaj trochę wyszedł jako wycofany nastolatek. Aczkolwiek głos mu dobrali idealnie, dokładnie tak go sobie wyobrażałam.^^ W każdym razie, nawet pomimo tych „różnic osobowościowych” to materiał na wyjątkowo nie męczącego uke (Kensuke jest pod tym względem dużo gorszy niestety), a to już wiele może zmienić. Kousuke bez szału, ale raczej na plus, zaś Asayę bardzo polubiłam w mandze, więc chyba go nie skiepszczą na tyle, by mi przeszkadzał.
Ogólnie jest nieźle, naprawdę nieźle. Byleby tylko do czegoś konkretnego doszli w tej serii, bo na aluzjach apetytu na dobre BL nie zaspokoję. Jak mi się spodoba, to pewnie sięgnę po mangę (która, niestety, wciąż wychodzi), ale wolałabym jednak konkretne uczucie już w anime. ;p
Też nad tym ubolewam. :(
Gdyby to właśnie nadrabiało jakoś fabularnie, to spokojnie bym przebolała. No ale po co się wysilić. Już od początku (od openingu) pokazuje się nam kto z kim będzie, a potem w międzyczasie tłucze po głowie scenami, które mają nam to jeszcze bardziej dobitnie uświadomić. Tak więc o żadnej niepewności być nie może. OK, ale może chociaż mamy chemię między tymi parami? A skąd! Już na przykładzie pierwszych dwóch par widać, że to jest takie – no, widać zauroczenie, bo tak chce fabuła. Jeden bohater kocha się w bohaterce od dzieciństwa (pewnie dlatego, że była dla niego miła i podarowała mu książkę… bardzo się zdziwię, jak to będzie inny powód), ale od tego czasu słowem się do niej nie odezwał, a ona go kompletnie nie kojarzy. Ale się zakocha, bo już stwierdziła, że jest miły. Ach, ta wielka miłość!
Nie, zdecydowanie nie będę tego kontynuowała. Na pewno nie będzie to ani drugim Kimi to Boku, ani Nijiiro Days, ani nawet czymś podobnym do któregoś z tych tytułów. A szkoda, bo wątki romantyczne rozwijane między kilkoma parami ogląda się fajnie… tyle, że właśnie nie tutaj…
Po 1 epku - WOW!
Na pewno seria wygląda na niesamowicie oryginalną i świeżą… i tak strasznie niejapońską. Choć momentami kojarzyło mi się z seriami ze studia Ghibli, ale to zdecydowanie też nie jest to – tutaj mamy bardziej fantastyczny (w znaczeniu nadnaturalności) świat. Co ciekawe, wcale nie wygląda to na jakieś typowe anime dla dzieci… czuć, że tu wcale tak kolorowo nie ma.
A do tego ta muzyka… Rozpływam się w zachwycie… No dobra, nie licząc endingu – ten jest średni, a przy porównaniu z resztą brzmi jeszcze bardziej ubogo (choć jak na to, że jest śpiewany przez seiyuu wypada w sumie nawet dobrze). Również grafika jest śliczna, przede wszystkim pod względem stylistyki – dzięki niej jeszcze bardziej czuć baśniowy klimat całości. Scena wschodu słońca… no qrde – cudo!
Dla mnie to póki co faworyt sezonu i jeśli dalej będzie tak samo dobrze, jak w tym pierwszym epku, to nie widzę niczego, co by temu mogło jakkolwiek zagrozić.
Po 1 epku
Zapowiada się raczej na taką przyjemną, acz raczej przeciętną okruszkową zapchajdziurę, ale mnie to pasuje. Bardzo lubię okruszki, więc o ile mnie niczym do siebie nie zrażą (jak np. Barakamon), będzie dobrze.
Szkoda, że graficznie jest raczej biednie, no ale przynajmniej to nie dużo paskudnego CGI, za co plus.