x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
rozmiar ma znaczenie
Pamiętam, że zawsze dziwiło mnie, czemu w szpitalach Pokemon wszystkie łóżka zaprojektowane są do wielkości dorosłego mężczyzny, mimo że zawsze (!) pacjentami są maluchy wielkości Pikacza… Gdzie tu sens, gdzie logika? :P
P.S. Zauważyłam drobne różnice w mundurkach poszczególnych Joy i Jenny… a myślałam, że to niemożliwe.
Pomimo CGI
Re: Informacja a ankiecie i pocieszenie dla fanów - mogło być gorzej...
Zaś zjawisko, o którym piszesz, już miało miejsce w odniesieniu do Sailor Moon:
[link][link][/link]
Seria została sprofanowana w identyczny sposób jak Jem i hologramy. Całe szczęście, że nie ujrzało to światła dziennego…
Re: Kim jest Chibiusa?
Ano, pewnikiem to samo co Usa, która z angielskiego zbierała same dwóje… Podobno główny bohater zawsze jest wzorowany na osobie swego autora. Gdyby bowiem pani Takeuchi miała choćby śladowe pojęcie o tym języku, poddani tytułowaliby królewnę „Little Lady” lub „Young Lady” (mała/młoda dama), a nie „Small Lady” (mała wzrostem dama)...
Też oglądałam SMC, ale takiego motywu nie pamiętam. Raczej zrozumiałam to tak, że Usagi „Small Lady” Serenity było połączeniem imienia z pseudonimem (tak jak np. Dariusz „Tiger” Michalczewski, Arthur „Dwie Szopy” Jackson itd.). Może któreś z nas oglądało wersję z jakimś dziwnym tłumaczeniem? Powstało wtedy wiele wersji napisów, z czego wiele było koszmarnie przetłumaczonych (np. HorribleSubs naprawdę były horrible)...
CGI
manga
Nie wiesz, co tracisz… tyle w temacie.
zgoda
Nieprawda. Od samego początku podobała mi się konwencja ballady snutej przez narratora ze shamisenem, zaś od pewnego momentu zaczęłam się nieźle bawić i niemal do końca banan nie schodził mi z ryja. Wiadomo, że w japońskim występuje wiele homonimów, więc kliknij: ukryte od razu sprawdziłam słowo saku, które można zapisać zarówno jako 咲く (kwitnąć), jak i 作 (pracować). Stąd wiadomo, dlaczego japońscy urzędnicy kwitną na wiosnę…
Teoria o schizofrenii, zaczynającej się od zbieractwa i dziwactw, może być słuszna. Jednak dla mnie chodzi raczej o karę za skrajny egoizm. kliknij: ukryte Bohater kochał tylko samego siebie, w związku z czym doznał obsesji na swoim własnym punkcie (zamieszkał na własnej głowie), co w rezultacie doprowadziło go do zguby.
Mogę zgodzić się co do tego, że nie jest to „komedia”, raczej słodko‑gorzka surrealistyczna opowieść z morałem, w której mieszają się elementy komiczne z tragicznymi. Podobnie jak „wiejski lekarz Franza Kafki”, jak już ktoś wspomniał.
Disney?
Jeśli szukasz zrzynki z kliknij: ukryte Pocahontas, to raczej w produkcjach typu Avatar, gdzie głównym wątkiem jest napaść białych agresorów na szlachetnych nie‑białych dzikusów. Symboliczne przeprosiny twórców skierowane do Indian za grzechy konkwistadorów, czy jakoś tak.
Mononoke zaś jest baśnią ludziach i bogach; a także opowieścią o przemijaniu, ustępowaniu starych praw przed nowymi. W świecie Miyazakiego nikt nie jest jednoznacznie dobry ani zły: kliknij: ukryte pani Eboshi ratuje kobiety przed haniebną pracą w burdelu, a także opiekuje się trędowatymi; z kolei tytułowa Księżniczka jest brutalna, atakuje nawet swojego dobroczyńcę (głównego bohatera) – jedynie za to, że jest on człowiekiem. Każda z kobiet ma swoje racje, a osąd należy do widza. Nie ma za to żadnego przepraszania „szlachetnych dzikich” przez „tych złych białych”.
Dlatego nie dopatrywałabym się w tym na siłę podobieństw do Disneya – to jest naprawdę zupełnie inna bajka.
Podejrzewam, że autor zdania "...po jego obejrzeniu ma się ochotę rzucać butami w ekran, jeśli pojawi się na nim jakieś dzieło Disneya…" zestawił oba studia w jednym zdaniu raczej jako przeciwieństwo, niż podobieństwo.
Re: Aż się człowiekowi niedobrze robi
W pierwszym FMA podobały mi się pierwsze odcinki – te, które były przynajmniej trochę zgodne z mangą: kliknij: ukryte kapłan Cornello, scena w pociągu, pojedynek Stalowego z Płomiennym, rodzina Armstrongów oraz inne „bonusy”; zgrabnym zabiegiem było również połączenie pani Hughesowej z ciężarną kobietą z tomu 5.
Później nastąpiła tworzona „na gorąco”, chaotyczna akcja z licznymi zagraniami deus ex machina, co pod koniec było dla mnie nużące. Choć spodobał mi się film wieńczący serię – Conqueror of Shamballa.
Zgodzę się z tym, że niektóre pomysły były ciekawe. Gdyby jednak twórcy anime dołożyli nieco staranności (lepsze rozplanowanie fabuły z logicznymi następstwami poszczególnych wydarzeń, odpowiednie stopniowanie napięcia) – całość prezentowałaby taki sam poziom jak pierwsze odcinki, które widać, że robiono z wielką starannością.
PS. W realu nie jestem taką wiedźmą, jak w necie.
CHORE I WYPACZONE
Tak naprawdę szybko można się zorientować, że to jest opowieść o ludziach, z niewiadomych powodów „przebranych” przez autora za koty. Najbardziej szokował mnie widok owych sympatycznych wielkookich zwierzątek zachowujących się jak kliknij: ukryte najgorsze bestie znane naturze, czyli ludzie. Odczuwałam odrazę, gdy np. kliknij: ukryte chłopak i jego zombi‑oneesan zatłukli świnię kijem – nie z głodu, a z czystego okrucieństwa, bo nabijanie żywemu zwierzęciu guzów jest przecież taakie zabawne, nieważne że odkrojone nożem guzy są niejadalne i się po nich pawiuje (no żesz, mnie też się znowu cofa)... Tak samo nie rozumiem fascynacji bohatera przemocą dokonywaną przez innych – vide scena z człowiekiem mordującym ptaka w sposób powolny i bolesny, na oczach zachwyconego dzieciaka. Jednak nie byłam w stanie im nie współczuć właśnie ze względu na ową zwierzęcą postać – kliknij: ukryte kiedy działa im się krzywda, wyglądały jak cierpiące zwierzęta, nawet jeśli wiedziałam, iż to tylko maska – wredny chwyt poniżej pasa, szantaż emocjonalny autora zmuszający do obejrzenia całości, mimo iż film zaczął nudzić mnie w połowie…
Oczywiście w pewnym momencie autor zaczął silić się na „głębokie przesłanie” kliknij: ukryte zapewne antywojenne (kamikaze, Hiroszima, kara śmierci) czy antyreligijne (postać Boga ukazana dość niesympatycznie). Generalnie owe podniosłe nawiązania mają chyba wmusić w widza przekonanie, iż nie jest to taki zwykły bełkot, tylko coś więcej – bełkot hipsterski i antymainstreamowy.
Mniej więcej tak samo chora jest kreskówka Salad Fingers, stworzona przez jakiegoś hamerykańskiego geeka na kwasie, wrzucającego swoją twórczość na youtube. Niesmak po „Sałacianopalcym” miałam mniej więcej taki sam jak po tym.
Re: dobra seria, niepokojące refleksje
Pytanie nr 1: gdzie w Tajemniczym opiekunie miłość rodzicielska???
kliknij: ukryte W anime jest miłość, ale romantyczna. Co zresztą dla bohatera jest powodem rozterek, że nie powinien mieszać dwóch relacji jednocześnie. Gdyż był o wiele szlachetniejszy od swojego książkowego pierwowzoru. W książce też nie ma żadnych rodziców ani miłości rodzicielskiej. Ale tego na świętej Wikipedii nie piszą.
Jedyną wadą filmu dla mnie jest zakończenie, może powinnaś czytać ze zrozumieniem? Pisałam, że gdyby nie ta jedna rzecz, anime byłoby świetne.
Głównym przedmiotem moich dywagacji na temat facetów z kompleksem Lolity jest książka. Tam nie było żadnych młodzieńców o duszy małego chłopca, ani wyzwolonych młodych kobiet. Tylko tego rodzaju „niedzielna dobroczynność”, jaką filmowa Judy wyszydziła w wypracowaniu.
Nadal uważam, że World Masterpiece Theater był jednym wielkim nieporozumieniem, nie tylko ze względu na różnice w mentalności – bez względu, czy to epoka wiktoriańska, edwardiańska czy inna. A także ze względu na zmiany fabularne – jak to miało miejsce np. w Księżniczce Sarze.
dobra seria, niepokojące refleksje
Jest tylko jedno ale… które pojawiło się również w książce… ano, relacja rodzic‑dziecko pomieszana z relacją kobieta‑mężczyzna. Nawet pal licho różnicę wieku między bohaterami, i tak została złagodzona w filmie. Chodzi o to, że opiekun biorący pod opiekę dziecko nie powinien wdawać się z nim w tego typu związki. kliknij: ukryte Książkowy John Smith już wcześniej brał pod opiekę sieroty, tylko że byli to chłopcy (jak zauważyła panna Lippett, „żywił w pełni usprawiedliwione uprzedzenia do dziewcząt” – ciekawe, że jakoś z chłopcami żadnych, hmm, kłopotów nie było). Już się zapala czerwone światełko? Ano, wyłania się nam tu stary kawaler z problemami, który boi się dojrzałych kobiet, więc woli kwaśne jabłka. Mała dziewczynka nie będzie szydzić z jego wątpliwej męskości, bo jest zbyt niewinna, żeby się na niej znać. Umysł dziecka jest jak plastelina, można je urabiać do woli, łatwo zaimponować, jest całkowicie podatne na wpływ dorosłego, który ma nad nim władzę absolutną – zwłaszcza jeśli dorosły wykorzystuje swoją rolę „rodzica”! Smarkatej loli łatwiej sprostać niż dorosłej kobiecie, która jest modliszką‑kastratorką (ja tego nie wymyśliłam! Tak tłumaczą pedofilię seksuolodzy)...
Żeby było jasne, młode siksy często zakochują się w dorosłych panach (aktorach, piosenkarzach, nauczycielach) i takie jest prawo młodości. Etap przejściowy. Dziewczęce marzenia, które w tej sferze powinny pozostać. Normalny dorosły powinien obrócić to w żart lub w najlepszym razie potraktować jak komplement, ale wytłumaczyć smarkatej, że jest na to za młoda. Ale jednej rzeczy normalnemu mężczyźnie nie wolno zrobić – odwzajemniać owych dziecięcych rojeń.
Problem w tym, że wiktoriańscy dżentelmeni nie byli nor… nie mieli oporów przed wykorzystaniem zakochanego dziecka. Historie o postarzałych panach (przyjaciel ojca, dawny adorator matki), którzy brali pod opiekę osieroconą kilkuletnią dziewczynkę, a dziesięć lat później się z nią żenili, nie były bynajmniej rzadkością! Podobny motyw opiekuna‑kochanka jest obecny także w innej książce pani Webster – Patty. Stare oble… dżentelmeni tłumaczyli małym lolitkom, że poślubiając je spełniają największe życzenie ich zmarłych rodziców… i pewnie nawet sami czasami w to wierzyli.
Dlatego bajka byłaby świetna, gdyby nie zakończenie. kliknij: ukryte Bohaterka nadal cierpi na jakieś rozdwojenie, gdyż nadal tytułuje kochanka tatusiem. Widać, że twórcy anime starali się unowocześnić bohaterów i ich relacje, zatem Judy jest chłopczycą i emancypantką, a Jervis jest dwudziestoparolatkiem o duszy psotnego chłopca, socjalistą i feministą. Podczas gdy kliknij: ukryte książkowa Judy była typowym wiktoriańskim dziewczęciem – niby inteligentną, a jednak słodką idiotką przypominającą Marię pani Takeuchi; a jej opiekun – typowym ówczesnym „filantropem” (właśnie takim typem, jaki został wyszydzony w pierwszym odcinku serialu) z mało szlachetnym motywem poszukiwania przyszłej żony w domu dziecka… Brr!
Pomimo niewątpliwego uroku, pięknych projektów postaci, świetnie zarysowanych osobowości – sam pomysł przenoszenia wiktoriańskich książek na współczesny japoński ekran nie był najlepszym pomysłem. Właśnie ze względu na pierwotne przesłanie pierwowzorów, dyktowane hipokryzją tamtej epoki, wcale nie tak niewinnej jak większość myśli.
Re: Aż się człowiekowi niedobrze robi
Nie demonizuję, po prostu widziałam trochę więcej niż Ty. Nieładnie krytykować cudze doświadczenie, samemu go nie mając. To są tortury, mimo iż powątpiewasz i pogardliwie się o nich wypowiadasz. Ich sprawcą jest bezlitosna natura, Boga w to nie mieszaj. A trwają one, bagatela, jakieś 18‑20 godzin, począwszy od samego początku imprezy.
To, że niektóre kobiety decydują się na kolejne dziecko, nie ma nic wspólnego z „cudem” czy jedynie słusznym światopoglądem, to jest złożona sprawa. U niektórych jest to kwestia instynktów – wiele kobiet odczuwa silną potrzebę posiadania dzieci. To też kwestia natury, a nie żadnych cudów.
Inne z kolei zaś nie mają nic do powiedzenia w tej sprawie, nie mają ani dostępu do antykoncepcji i aborcji, ani nawet głosu w kwestii odbywania stosunków – mężowie i konkubenci pewne rzeczy na nich wymuszają. Jak myślisz, dlaczego tyle rodzin z marginesu jest wielodzietnych? Silny instynkt macierzyński? Religijność? Wolne żarty. Ale widzę, że ten problem też dla Ciebie nie istnieje.
P.S. Rodziny wielodzietne w Polsce? Ile takich znasz poza własną? Teraz jeśli ktoś ma jedno, to już jest wielki sukces; są pary, które w ogóle się na to nie decydują. Może zanim coś napiszesz, sprawdź statystyki GUSu? Problem spadku dzietności dotyczy zresztą całej Europy.
kliknij: ukryte Zauważ, że kobieta z mangi, mimo iż miała prawo się wypowiadać, jakoś dziwnie nie poruszała tematu. Tak samo jak jej ojciec, dumny z wnuka, czy jej mąż, świeżo upieczony tatuś, nie mieli ochoty wygłaszać wzniosłych banałów. Być może dlatego, że wszyscy troje byli trzeźwymi, twardo stąpającymi po ziemi ludźmi, a nie jakimiś alchemikami‑filozofami o rękach nieskalanych pracą fizyczną. Może nie byli dostatecznie uświadomieni w jedynie słusznych poglądach? Parę numerów Frondy pewnie by owo ciemne chłopstwo trochę naprostowało…
Co autorka miała na myśli, wie tylko ona :P zaś my, szaraczki, możemy się tylko domyślać. Na pewno jednak nie podejrzewałabym jej o propagandę rodem znad Wisły. Dla mnie raczej chodziło o równowagę, jeden tom mogła poświęcić powstawaniu życia, skoro śmiercią szafowała dość gęsto… Temat, że życie i śmierć to jedno, jest wałkowany praktycznie bez przerwy, a rozdział o narodzinach jest tuż za rozdziałem o szkoleniu na wyspie, podczas którego bracia doznają oświecenia.
Porównanie matki do laboratorium alchemicznego jest przedmiotowe. Ponadto, o ile kobieta jest samowystarczalna w kwestii urodzenia dziecka, o tyle do spłodzenia go potrzebuje pomocnika. Ciekawe, czemu o tym się jakoś Edzio nie zająknął, o mężczyźnie jako zapylacz…dawcy życia? Pewnie nie wiedział, gdyż shounenowa młodzież męska niewinna jest…
A skoro już jesteśmy przy niewinnej młodzieży męskiej – irytują mnie (między innymi) jego ciągłe fochnięcia. Skoro nawet obcy ludzie (panowie chimery) zauważają problem, to coś tu jest na rzeczy. Ciekawe, że Al został tak samo osierocony i opuszczony, a jakoś potrafił mówić do ojca ludzkim głosem.
Czyli Winry jednak jest tsundere? Wpierw mówiłaś co inszego…
Rozumiem równoważną wymianę, ale nie wtedy, kiedy słowo to pada praktycznie w co drugiej kwestii. Tok rozumowania, który podałaś, też nie do końca jest logiczny. Skoro A równa się B, to A nie równa się B, wniosek: C = D. Baardzo logiczne.
Tak, oglądałam. Jest to kiepskie ze względu na owe Deus ex machina i nielogiczne zachowania bohaterów, o czym pisał recenzent, a pod czym podpisuję się obiema rękami.
Żarty z krwi w mandze są mniej więcej na tym samym poziomie co walenie Eda kluczem francuskim w łeb. Brutalne = śmieszne.
Żart z Hughesa jako aniołka dla mnie był w złym guście. To była jedna z najbardziej sympatycznych postaci, jej śmierć była tragedią, więc spychanie tego do roli głupiego żartu jakoś mnie nie śmieszy.
Re: Aż się człowiekowi niedobrze robi
Może pozwolę sobie zacytować recenzenta:
To właśnie miałam na myśli mówiąc o topornie skleconych wątkach – to jest po prostu niestaranne. Zgadzam się również z recenzentem co do „nierówności fabuły”, „momentów, w które wkracza nuda”. Wierność czy grafika są najmniejszymi dla mnie minusami.
Zresztą, przeinaczasz moje słowa. Nie chodzi mi o „modlenie się” fanów na całym świecie przez cały czas trwania ludzkości, a tylko i wyłącznie hymny pochwalne na forum, tu i teraz.
2. Fanowska twórczość, mówisz? Ale ileż można? Tora‑uma dawkowana na hektolitry przestaje kogokolwiek wzruszać, a zaczyna drażnić i nudzić.
A w którym miejscu konkretnie? Zajrzałam do onej recenzji, ale nie udało mi się znaleźć tego, co sugerujesz, doszukałam się jedynie krytyki końcówki, że niby „zbyt shounenowa”. Może po prostu nadinterpretujesz intencje autora?
3. Krytyka niestosownych wypowiedzi Eda „co najmniej dziwna”? Uso yo? A ile takich „cudów” widziałaś? Bo ja całkiem sporo i wierz mi, jest to męczarnia porównywalna jedynie do bólu nowotworowego czy operacji jelit bez znieczulenia. Nie chodzi o żaden wydumany przez Goethego i jemu podobnych „ból egzystencji”, tylko o jedną z najgorszych tortur, jakie można zadać ludzkiemu ciału. Jeśli usiłujesz to bagatelizować, umniejszać, spychać do jednego worka z jakimś miałkim „bólem życia”, to wybacz, ale sama nie wiesz, co piszesz. „Tylko”? Naprawdę nie rozumiesz, skoro piszesz coś takiego. Może się bardzo zdziwisz, ale znakomita większość rodzących ma czelność nie twierdzić powyższego „tylko” dlatego, że boli. Gdybyś próbowała uświadamiać rodzącą kobietę w kwestii „cudu”, sklęłaby Cię tak, żeby Ci uszy zwiędły – taka jest bowiem reakcja większości pacjentek na takie bzdu… na ową „cudowność”. Doprawdy, ich niesłuszne podejście jest „co najmniej dziwne”...
Dlatego też one i tylko one mają prawo zabierać głos w sprawie rzeczy, za którą zapłaciły tak wysoką cenę, a tym bardziej do gloryfikowania jej. A nie osoby, które tego bólu nigdy nie zaznały i nigdy nie zaznają, np. z racji płci, celibatu czy innych przyczyn. A już na pewno nie jakiś niedorostek z warkoczem i ADHD. kliknij: ukryte Alchemicy przez wieki próbowali stworzyć człowieka, matce udało się to w niecały rok – jakby mówił o maszynie fabrycznej lub kurze składającej jaja!!! Subtelność czołgu!
Tego typu słodkopierdzące banały wygłaszane tonem wielkiego znaffcy były co najmniej nie na miejscu w ustach takiego smarka. I tylko tego faktu się czepiłam, gdyż zbliżone poglądy nie raziły mnie u jego mistrzyni – w odróżnieniu od niego miała do tego prawo (i nie plotła przy tym andronów)...
Domyślam się, że autorka chciała ukazać kontekst alchemiczny: narodziny i śmierć to dwie strony medalu, część całości, gdyż jedno jest wszystkim itd. Zdrzaźniła mnie jeno Edziowa jenterpretacja, jako żywo przypominająca tłumaczenie niejakiego Maślany niejakiemu Anusiakowi skąd się biorą dzieci…
4. Kreacja Winry jest ewidentnie nierówna. W jednej scenie wali Eda w głowę żelastwem (wyobraź sobie skutki takiego uderzenia u żywego człowieka). W drugiej, np. u Hughesów, siedzi grzeczniutko ze spuszczonymi oczętami i niewinną minką, sprawiając wrażenie złotowłosego aniołka. „Lolitka” w sensie „młodziutka, niedojrzała dziewczynka, jeszcze nie kobieta, a już nie dziecko, niewinna i śliczna” – taki wyidealizowany obraz mają m.in. Garfiel, państwo Hughes czy Mustang, nie znający jej drugiego, mniej „anielskiego” oblicza. Zauważ, że większość dorosłych nabiera się na owe pozory, odczuwając silną potrzebę chronienia owego „bezbronnego dzieciątka”, chyba przed nią samą?… Nie twierdzę, że to świadoma manipulacja otoczeniem, raczej niedopracowanie postaci. Chwilami autorka serwuje nam jakby dwie różne osoby: jedną słodką i delikatną, drugą brutalną i niezrównoważoną. Przez większość mangi zachowanie tej komusume irytowało mnie niepomiernie. Dopiero od kliknij: ukryte Briggs, kiedy te jazdy psychiczne w miarę ustąpiły (agresję zastąpiło wylewanie potoków łez), starałam się ją przynajmniej trochę zrozumieć…
5. ...Gdyż później na miejscu wnerwiającej postaci numer jeden zastąpił ją pewien kusogaki, ciągle boczący się na ojca i marudzący o strrraszliwej trrraumie, jaką kusooyaji mu jakoby wyrządził. Nieważne, że ten miał swoje powody, że minęły całe lata, smark i tak nie da ojcu drugiej szansy (ani nawet dojść do słowa), muri da yo, zettai ni, dai kirai na wieki wieków amen. Bo tak. Bo nie. Bo prawdziwy muczo‑maczo nigdy nie ustąpi, nie wybaczy ani nie przyzna się do błędu. Ileż można stroić fochy, jak długo? kliknij: ukryte Odp. Aż do śmierci! Biedny senior musiał umrzeć, żeby annoying brat łaskawie mu przebaczył… To mnie od niego odstręcza, nawet przy pominięciu całej listy innych wad. Ed jako „najlepsza postać męska”? Chyba w 2004 musiała panować jakaś posucha i nieurodzaj na postaci męskie…
6. Nie do końca wiem, czemu usprawiedliwiasz niedoskonałości mangi przede mną, skoro szydzę głównie z anime i tylko z pierwszego? (Manga miała dla mnie niewiele wad, głównie dwie zasadnicze: herosa i jego wybrankę.) Kiedy właśnie w tym serialu ma miejsce takowa czynność!!! Jak słyszałam powtarzające się niemal co chwila słowiańsko brzmiące „tołka‑kołka”, ogarniał mnie wariacki rechot. To było rzucane jak z rękawa, czego nie zauważyłam ani w mandze, ani w Brotherhood. I jeśli była w tym refleksja, to długo to nie trwało…
Wiem, to że nieładnie tak nabijać się z obcego języka, ale tym, co wyszydzam, nie jest język sam w sobie, tylko nadużywanie jednego konkretnego słowa. Tak samo w trakcie oglądania Pollyanny doznałam ciężkiej i długotrwałej alergii na słowo yokatta, powtarzane co 5 minut (jakieś 5‑6 razy na odcinek) lub częściej, odcinków było 51, co daje 250‑300 powtórzeń, a być może więcej, bo nie liczyłam, tylko szacowałam… Otóż tutaj jest to samo!!! W tym miejscu opadła mi kopara. Ed i skomplikowane czynności myślowe? Owszem, jest na tyle kumaty, żeby wykuć na blachę książki alchemiczne, co stawia go jeden szczebel wyżej na drabinie ewolucyjnej od takiego np. Naruto czy młodego Son Goku. Ale przemyślenia? To jest przede wszystkim człowiek czynu, który najpierw bije, a potem pyta. (W sumie jak większość bohaterów shounenów…) Mądrości, którymi raczy otoczenie, brzmią dla mnie tak naturalnie, jakby napisał tekst na kartce, a potem wyuczył się go na pamięć. Tak jak samo sztucznie brzmią dla mnie slogany wspomnianego już Naruto o „ratowaniu najlepszego przyjaciela”.
Wiem, że to co piszę, jest mega złośliwe (nie ukrywam, że wredna szydera jestem). Po prostu FMA była jedną z moich pierwszych mang, którą oceniam na co najmniej 8, więc miałam pewne oczekiwania wobec anime. Wśród nich nie było wierności – olbrzymi sukces Sailor Moon pokazuje, że nie jest niezbędna. Oczekiwałam po prostu dobrej zabawy, wartkiej akcji, inteligentnego humoru, wiarygodnych psychologicznie postaci. A tu wiele odcinków jest zwyczajnie nudnych, postaci irytujące i nie do końca wiarygodne, zwroty akcji nie do końca przemyślane. A że jestem nałogowcem, nigdy nie jestem w stanie porzucić raz napoczętego anime, choćby nie wiem jak mnie irytowało/nudziło/zniesmaczyło, to chyba kwestia ciekawości co było dalej. (Choć przyznam, że przy niektórych wyjątkowo niestrawnych anime przesuwałam akcję lub puszczałam bez dźwięku (np. Saikano). Miałam pewne oczekiwania, które niestety nie sprawdziły się. A że zmarnowałam kilka dnie swojego życia, które mogłam poświęcić na co innego (choćby na wcześniejszą sesję Brotherhood), byłam nieźle wkurzona. Zawsze, kiedy zmarnuję kawałek życia na kiepską produkcję, mam ochotę zażądać od autora zwrotu owego straconego czasu. A że jest to niemożliwe, wkurzam się przełokropnie… Stąd moje wredztwo.
PS. Żarty z krwi??? Pamiętam jedynie żarty ze śmierci (obrazki z japońskiej obwoluty pokazujące super‑deformed Hughesa jako aniołka lecącego do nieba)
Re: Walkure Romanze
Zgadzam się z Tobą co do joty. Chamowaty fanserwis, wymyślone problemy, niezrozumienie europejskiej kultury, przekomputeryzowane efekty – dawniej nie było techniki komputerowej, a powstawały świetne baje, na których wychowały się całe pokolenia…
A przede wszystkim ten okropny styl rysowania: haczykowata broda, przerywana krecha zamiast ust, ślepia na pół twarzy, oczywiście dziki kolor oczu i włosów. Piszcząca cycatka Mio jest Japonką, ale włosy ma różowe, a oczy niebieskie, mutant jakiś…?
Zaczęłam oglądać Rose of Versailles – niebo a ziemia, tak powinno wyglądać anime o kobiecie‑rycerzu.
Ale świetne anime robiono dawno temu, a po 2000 r. widzów zalewa się chłamem robionym na jedno kopyto. Walkure Romanze to po prostu mdła papka bez smaku, do której oglądania momentami musiałam się zmuszać, bo ziewałam z nudów…
Jokatta Łaaj dwojga imion
W jednej rzeczy książkowy oryginał był bardziej „japoński” niż serial – otóż był tam motyw rodem ze szkolnej haremówki: on kocha ją – bez wzajemności bo, ona kocha innego – też bez wzajemności, bo on kocha inną – i tak dalej.
W serialu owo miłosne poplątanie zostało bezlitośnie przecięte niczym węzeł gordyjski mieczem Aleksandra. Serialowe wytłumaczenie jest niesłychanie sztuczne, podobnie jak spłycone zostały łączące postaci relacje. Jak smarkaty musi być widz, żeby to kupić?
Książkowe wyjaśnienie jest o niebo bardziej wiarygodne, kliknij: ukryte a wezwanie Chiltona do domu Harringtonów ma bardziej znaczące skutki… Pominięto także motyw drewnianych kul, dość znaczący w książce. Oraz fakt, że Harringtonówny były trzy: Jenny, Polly i Anna – Jenny nazwała córkę na pamiątkę obu sióstr.
Nie licząc urzezania fabuły, serial ma trzy zasadnicze wady:
1) długość – na jeden odcinek fabuły właściwej przypadają 2‑3 fillery!!!
2) Pollyanna – alias panna Jokatta Łaaj dwojga imion. Z każdą ekstatycznie wywrzaskiwaną przez heroinę yokattą coraz bardziej dziwiłam się jej otoczeniu, iż nie wykazuje chęci uduszenia pannicy po pięciu sekundach słuchania jej świdrującego pisku. Rozumiem, że wszystkie te hontonijokatty były w miarę zgodne z wymogami fabuły, ale to łaajczenie? Książkowa Pollyanna była bardziej dziewczęca, co za cembał wymyślił to wrzaskliwe chłopczysko? W klocowatych portkach, w których wygląda jak w ciąży? Z wiewiórem na głowie? (Osoby znające obyczaje gryzoni wiedzą, że jest to bardzo zły pomysł…)
3) Głupota Pollyanny – zjawisko tak potężne, iż stało się odrębną dramatis persona – choć nigdy nie wymienianą z imienia, to jednak wszechobecną i nieuchronną niczem śmierć i podatki. Żywioł równie niebezpieczny jak tsunami, niszczący wszystkie mózgi i móżdżki na swojej drodze. Ni dorosły, ni dziecko nie oprze się jego miażdżacej sile – wszelkie naturalne reakcje obronne (Polly, Pendleton, pani Carew) padają po krótkim i słabym oporze, po czym kolejne zarażone zonbi powtarzają: „honto‑ni‑yokatta, honto‑ni‑yokatta”. Braaiins, braaiins!
(Einstein stwierdził kiedyś, że istnieją dwie rzeczy nieskończone: kosmos i głupota. Z tym, że miał wątpliwości – co do kosmosu… Ciekawe, czy czytał oryginał?)
Plusy:
1. Grafika. Zdecydowanie ładne projekty postaci, z proporcjonalnymi oczami i kończynami. Jakże inne od późniejszych anime…
2. Etiopczycy wyobrażają sobie, że ich bogowie mają czarną skórę i zadarte nosy; bogowie Traków mieli oczy błękitne i włosy rude[...]. (Ksenofanes) Cóż więc dziwnego, że w japońskiej kreskówce bohaterowie wyglądają japońsko?
Główne postaci są oczywiście amerykanizowane. Jednak postaci poboczne posiadają cechy charakterystyczne dla rasy żółtej – lśniące czarne oczy z lekko opadniętymi powiekami i zmarszczkami nakątnymi, cera jasna i żółtawa, szerokie kości policzkowe i zmarszczki mimiczne w charakterystycznych miejscach. Zwłaszcza widoczne jest to u osób starszych. Na przykład u pani Snow, która oprócz owych rysów posiada również fryzurę przypominającą tradycyjne uczesanie kobiece, obecnie spotykane rzadko, np. u gejsz z Gion. Cudo! Po prostu starsza japońska dama, która kiedyś była piękna.
(Dla niektórych jest to pewnie wada. Dla mnie zaleta, gdyż uwielbiam oglądać naturalną urodę Japończyków, a nie androgyniczne roboty o kanciastych rysach i nieludzkich proporcjach.)
3. Wygląd Pollyanny, kiedy zdejmie te wstrętne różowe gacie i ubierze się jak dziewczyna. (I to mówię ja, wieloletnia chłopczyca.) W marynarskim mundurku jest śliczna!
4. Niewinność Pollyanny – kliknij: ukryte pomimo swego nieustannego, wiercącego w uszach krzyku, nie jest złą dziewczyną. Wręcz przeciwnie – ma dobre serce, kocha ludzi i zwierzęta. Jest całkowicie bezinteresowna i szlachetna. kliknij: ukryte (Choć fabuła niewątpliwie zyskałaby wiele, gdyby zamiast kręgosłupa przetrącono jej szczękę…)
Komu warto polecić? Na pewno osobom spragnionym oglądania bohaterów wyglądających jak istoty ludzkie – bez spiczastych bród, kresek w miejscu ust oraz oczu wielkości talerzy.
Komu nie warto? 1) Zwolennikom wierności książkowemu oryginałowi – fabuła została zmieniona, podobnie jak w wielu innych częściach cyklu. 2) Osobom uczulonym na piszczące, głupiutkie bohaterki. W razie zlekceważenia ostrzeżenia mogą pojawić się bowiem: facepalmy, skoki ciśnienia, uczucie wiercenia w uszach i długotrwała alergia na pewne słowo użyte w serialu ponad 100 razy…
Re: Dno, dno i jeszcze raz dno...
(A nie „boli” mnie sam temat przemocy domowej, tylko bronienie jej, wybielanie, uznanie za normę.)
Co do anime, uważam głównego bohatera za skończonego tyłczaka pomiatającego żoną fizycznie i psychicznie. Co do fizycznego aspektu, nie jestem jedyną osobą na forum, która go dostrzega – vide post Mayu.
Tyle w temacie tego „arcydzieła”.
Re: Dno, dno i jeszcze raz dno...
Nie jestem feministką, stwierdzam jedynie fakt – większość ofiar przemocy to kobiety, a większość sprawców to mężczyźni.
„To jakby mówić, że Rowling jest wężoustą czarownicą albo że Dostojewski mordował starsze panie siekierą.”
Rozumiem więc, że nie czytałaś ani Kinga, ani Koontza?
Dean Koontz jako mały chłopiec był maltretowany i molestowany przez własnego ojca. Dlatego jego bohaterowie to często ofiary gwałtu lub innej przemocy ze strony własnych rodziców, zaś bohater negatywny to zawsze dojrzały mężczyzna, który jest odrażającym gwałcicielem, a w niektórych przypadkach ojcem protagonisty. Przypadek?
Ojciec Stephena Kinga był pijakiem i tyranem. To jego sportretował jako szalonego Jacka w Lśnieniu. Jego matka w końcu uzyskała rozwód i wyrzuciła go z domu, do którego zaczęła spraszać kobiety (zmieniła orientację) – ją również King opisał w powieści Bezsenność, jako maltretowaną żonę religijnego fanatyka. A ponieważ matka zamieniła dom w żeński harem, wysoce prawdopodobne jest, że dojrzewający Steven został uwiedziony przez którąś z tych dam, gdyż w co drugiej książce King zamieszcza wątek uwiedzenia nastoletniego chłopca lub młodego mężczyzny przez dojrzałą i doświadczoną kobietę – zbyt często, żeby mówić o przypadku. Ponadto King sam borykał się z alkoholizmem, co również odbijało się na protagonistach (np. w kontynuacji Lśnienia). Podobnie jak z dolegliwościami wieku bardziej niż średniego (np. prostata, bezsenność, utrata urody i męskiej sprawności) – jego ostatnie powieści pisane są zwykle z perspektywy starca „kiedy byłem małym chłopcem”, a główny bohater cierpi na wspomniane dolegliwości. Gdy King był młody, jego bohaterowie również byli jego rówieśnikami.
Dostojewski nie musiał mordować staruszek, ale zapewne był ubogim studentem podziwiającym Nietzchego na pewnym etapie życia. To on był również poszczególnymi braćmi Karamazow – najpierw naiwnym, pobożnym Aloszą, następnie zgorzkniałym ateistą Iwanem. Przemyślenia, włożone w usta bohaterów, są zbyt osobiste, niemal intymne, żeby nie były bliskie autorowi przynajmniej na pewnym etapie życia.
Co do Rowling, nie wypowiadam się, bo nie znam jej biografii. Spotkałam się jednak z opiniami, iż Harry Potter był bezczelną zrzynką z Pana Kleksa.
at last!
kliknij: ukryte Yamada ma dziewicze ciało i duszę prostytutki – a i tak jest to sformułowanie krzywdzące dla pań trudniących się najstarszym zawodem świata, gdyż nawet one umieją się zachować… Jestem perfekcyjna, z wyjątkiem tego, że dziwna na dole – wywnętrza się, jakby to kogoś obchodziło. Nie, durna pannico, na dole akurat masz wszystko w porządku, kobiety się z tym rodzą, nie wiedziałaś? Dziwna na dole to ty będziesz właśnie po, jak „to” będzie boleć i krwawić – ale tego pewnie też nie wiesz? A najdziwniejsza będziesz na dole wtedy, jak przeleci cię setka facetów jeden po drugim – nie będziesz mogła nóg rozchylić, bo ci nerki wypadną… Dlatego na dole akurat wszystko jest w porządku, tylko masz coś z głową.
Kanejou jest taką samą ścierką jak Yamada, do tego ze zboczeniem kazirodczym. Przypadek beznadziejny. Nie trawiłam tej postaci chyba równie mocno jak tej pierwszej. Zniesmaczyło mnie również to, jak chłopcy osądzają obydwie dziewczyny po wyglądzie – „jest ładna, więc pewnie sypia z wieloma facetami”. Z jakiej racji? Skąd taki wniosek: ładna=łatwa? To już atrakcyjna dziewczyna nie może poczekać z „tym” na tego właściwego, a potem być mu wierna?
Miyano z kolei jest typową cycatą niezdarą, która bez szkieł od butelek nic nie widzi. Ma jednak szlachetny charakter i umie gotować, więc ogólnie jest do strawienia.
Spodobał mi się za to Kosuda – chwilami naiwny i niezdarny, ale sympatyczny i szczery. Chwilami miałam wrażenie, że szkoda takiego dobrego chłopaka dla takiej psychicznej erotomanki – już wolałam go z Miyano. Ale autorzy wiedzą lepiej…
Siostra‑lolitka jest śliczna, półświadoma swojego działania na płeć przeciwną, a przy tym bardzo dziecinna. Miałam taką koleżankę :) Jedna z bardziej udanych (czyli nie wywołujących irytacji) postaci.
Takeshita za to jest niezbędnym elementem zdrowego rozsądku, równoważącym głupotę głównej bohaterki – dzięki takim postaciom jak ona byłam w stanie to oglądać.
Misato pod koniec zaczęła mnie irytować – najpierw niczym niewyróżniająca się dziewczynka, która jest najmniejsza z całej klasy. Potem odbiło jej tak samo jak Yamadzie, co było niesmaczne o tyle, że miała ciało dziecka przed dojrzewaniem (w odróżnieniu od niej, Chika‑lolitka ma już biust i zarys kobiecej sylwetki).
Podchodziłam do całości dość sceptycznie ze względu na fabułę głupią jak kilo gwoździ, jednak po pewnym czasie miałam problemy z opanowaniem rechotu – sprawił to zarówno humor sytuacyjny, jak i dowcipna cenzura oraz postaci erogami. Potem jednak zaczęło robić się nudno, tempo akcji spadło. Jednak nie było to tak tragiczne, jak się obawiałam. Dlatego czwórka.
Re: o Rin
Jednak domyślam się, że anime Shippuuden jest JESZCZE gorsze – widziałam pojedyncze odcinki na youtube zarówno pierwszej, jak i drugiej części. Pierwsza seria – epickie pojedynki np. kliknij: ukryte Sasuke z Kimimaro czy z egzaminów na chunina. A w drugiej – nudy na pudy, kliknij: ukryte czasem Kakashi w roli zapchajdziury, wiele osób (w tym chłopak z robalami) zatraciło ze szczętem charakter, z Ino zrobiła się typowa blachara, niektórzy jutubowicze twierdzili, że oglądają „tylko ze względu na nią”.
Może dobrze, że poza tymi pojedynczymi odcinkami nie widziałam całości…
Re: brakujące
Niby mogę uzupełnić braki, ale tylko w wersji japońskiej bez napisów i/lub włoskiej bez napisów. Japoński znam szczątkowo (pojedyncze zwroty w stylu Franka Kimono – Daj dziobu, deska itd.), ale tylko w hiperpoprawnym tokijskim, a tego gardłowego dialektu nie kumam ani w ząb. Włoskiego zaś nie znam w ogóle, chyba że takie oczywiste jak w pysk strzelił internacjonały jak bataliero, terra, princessa itd. Więc przyjemność z oglądania będzie słabsza…
Jakimś cudem nie znałam Bii/Meg jako dziecko, mimo iż miałam Polonię. Znałam Sailor Moon, Kapitana Tsubasę, Candy Candy, Maludę i te, których w ogóle nie uważałam za anime – Ulissesa i Złote Miasta, ale tego akurat nie. Więc dopiero zaczynam przygodę z tą serią. A Ty to oglądałaś?
brakujące
akcent
Niestety, tylko część została przetłumaczona. Większość odcinków zatem obejrzę po włosku z polskim lektorem, a część w oryginale bez napisów… nie rozumiejąc dialektu… :P
Re: Co za dużo, to nie zdrowo
Róży Wersalu nie znam, ale może się zainteresuję.
Co Nanako robiła w moim avatarze? A może ja też lubię ryzyko? Choćby przez to, jak lokuję swoje uczucia :P kliknij: ukryte (faceci tacy jak Griffith z Berserka i bynajmniej nie ze względu na wygląd, tylko na ową specyficzną osobowość) Tak naprawdę, chodzi wyłącznie o fizyczne podobieństwo do bohaterki, bo taką gąską nigdy nie byłam.
Co do Mii i Rei – jak najbardziej. Seriali czy filmów, do których nawiązujesz, nie oglądałam.
Re: Dno, dno i jeszcze raz dno...
Miałam do czynienia z bitymi żonami na SORze i w przychodni, i ZAWSZE się to zaczynało od jednego klapsa „na otrzeźwienie” (choć częściej to oprawca był nietrzeźwy niż ofiara). A jak już taki psychol raz zacznie bić, to się w tym rozsmakuje. Za pierwszym razem kobieta wnosi skargę na policję, robi obdukcję, oprawca klęka z kwiatami i błaga o przebaczenie… Kobieta wycofuje skargę… a on robi swoje od nowa! A niektóre głupie czekają, a może jednak „on się zmieni”... no i zmienia się, ale na gorsze.
I zawsze się zaczyna od „to tyko jeden raz cię leciutko uderzyłem” i „na uspokojenie”, mimo iż sprawca sam jest najbardziej pobudzony, i to on najbardziej wymaga solidnego plaskacza… A niektórzy są tak zwyrodniałymi socjopatami, że okładając żonę, wmawiają jej mentorskim, niemal łagodnym tonem: „no i widzisz, coś narobiła; co ty ze mną robisz (sic!); to wszystko przez ciebie; to dla twojego/naszego dobra (sic!)".
Autorka mangi najwyraźniej uważa bicie za sposób wychowania żony/narzeczonej, bo pod koniec serii inny brutal również bije narzeczoną – leżącą w łóżku i schorowaną! A że bohater zawsze odzwierciedla osobę autora, mogę się tylko domyślać, że jej rodzice przypominali Greya i Anę…
Dlatego proszę, nie broń patologii, jaką jest bicie kobiet.