Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Dango

Komentarze

lasagna777

  • Avatar
    A
    lasagna777 9.05.2015 23:25
    Chaos...
    Komentarz do recenzji "Umineko no Naku Koro ni"
    Od razu widać, że ktoś usiłował przenieść żywcem treść gry na ekran, a nie do końca mu się udało. Zwłaszcza końcówka robiona naprędce, twórcy starali się jak najwięcej wepchać do ostatniego odcinka, ale nie zdążyli, bo cenny czas wcześniej zmarnotrawili na żółwią akcję, nie wnoszącą nic nowego… A można było przedstawić wiele wątków z gier, zwłaszcza tych drastycznych, które przyciągnęłyby publiczność do ekranu.

    Rozumiem, że takie błądzenie po omacku i wracanie do punktu wyjścia może sprawdzać się w grze, ale nie w serialu.

    Ogółem:
    1) Legend of the Golden Witch –  kliknij: ukryte  Chyba najlepsza część anime…
    2) Turn of the Golden Witch –  kliknij: ukryte 
    3) Banquet of the Golden Witch –  kliknij: ukryte 
    4) Alliance of the Golden Witch –  kliknij: ukryte 

    Można było to naprawdę lepiej zrobić, gdyby twórcy się postarali… Domyślam się jednak, że zakończyli tak, żeby nie zakończyć, bo pewnie zamiarowali wypuścić następną serię, coś w rodzaju „Umineko Kai”, serię z odpowiedziami. Całe szczęście, że to nie powstało…
  • Avatar
    lasagna777 9.05.2015 10:21
    Re: niezły straszak
    Komentarz do recenzji "Mushishi"
    Oglądałam Mermaid Forest i parę innych OVA z Rumic World. Podobnie jak Martwicę Mózgu, he he… Choć z Rumic World najbardziej podobała mi się Warau Hyouteki mimo prastarej grafiki. Zamierzam obejrzeć też serial i Mermaid's Scar. Pozdrawiam!
  • Avatar
    lasagna777 6.05.2015 00:32
    Re: niezły straszak
    Komentarz do recenzji "Mushishi"
    1. Teoretycznie to są stereotypy i rasistowskie uprzedzenia, ale w praktyce się potwierdzają. Na studiach mieszkałam zarówno z Amerykanami (którzy łamali KAŻDĄ możliwą zasadę współżycia dobrosąsiedzkiego), jak i z Azjatami (zamknięte w sobie kujony, skrycie gardzili zarówno nami, jak Amerykanami, ale nimi chyba jednak bardziej). Z jedną Chinką udało mi się nawet zakumplować (z jej inicjatywy), nie wiem jakim cudem. Chyba mnie odróżniali od Amerykanów (pewnie na zasadzie: „to jest ta dziewczyna, co nie balanguje co drugi dzień, nie puszcza muzyki na cały regulator do trzeciej w nocy, nie wydziera się na korytarzu nawołując kolesi, nie rzyga po kątach, tylko się uczy(!) jak my”) i dzięki temu zdobyłam ich akceptację?… Możesz mi nie wierzyć, ale to, co się mówi o poszczególnych nacjach, to prawda.

    2. Co do Ginko, mangi itd., były to wyłącznie moje przypuszczenia. Mogłam się mylić.

    3. A mnie przestraszyło najbardziej: w dzieciństwie Lśnienie (książka,  kliknij: ukryte ), a w dorosłym życiu – Ringu  kliknij: ukryte .

    4. Tu akurat widzę pewną niespójność w fabule, bo najpierw Ginko usiłuje pomóc zarażonym ludziom, a parę odcinków dalej twierdzi, że mushi nie są niczemu winne, bo też chcą się pożywić, więc nie należy z nimi walczyć. Coś mi się tu coś nie zgadzało… A niektóre mushi autentycznie mnie przeraziły (a w każdym razie zrobiłyby to, gdyby istniały):  kliknij: ukryte  Czysta groza, takiego patentu nie powstydziliby się panowie Nakata, Tsuruta czy Kurosawa (nie ten od samurajów, ten drugi). Stąd „niezły straszak”, dla mnie przynajmniej.

    5. To prawda, że "youkai" nie zawsze równa się „horror”. O syrenach nie wiedziałam, ale wcale mnie to nie zdziwiło, że nie są to wielkookie magical girls z mikrofonami, śpiewające Koi wa nandaro czy Splash dream :P

    Dziękuję za wymianę poglądów. Przepraszam, że pisałam do Ciebie w formie męskiej, zmyliła mnie ksywka (gdybyś była Ryuko, to bym zajarzyła) Pozdrawiam.
  • Avatar
    lasagna777 5.05.2015 21:24
    Re: niezły straszak
    Komentarz do recenzji "Mushishi"
    No właśnie „normalni” w sensie europejskim, ale nie w sensie azjatyckim.

    To, o czym mówiłam, znajdziesz w antologii japońskich opowiadań grozy, jest to (chyba) opowiadanie pt. Diabelska kołysanka. Polecam też resztę opowiadań, zwłaszcza z czasów II wojny światowej, pokazujących, do czego są zdolni ludzie podczas głodu i nędzy… A przywileje szlachty bynajmniej nie skończyły się wraz z epoką Meiji, o czym świadczą horrory typu Hebi­‑Onna... Tyle w kwestii chłopskiej.

    Wiele innych rzeczy w naturze japońskiej nie tylko pozostało niezmienionych w epoce Meiji, ale jeszcze ją „przeżyło”. Choćby ostracyzm wobec inności. Radzę obejrzeć stary dobry Ringu.  kliknij: ukryte  A żyły w II połowie XX wieku… Zresztą, motyw znęcania się nad „dziwolągiem” przez „normalną większość” pojawia się w wielu filmach i nie jest bynajmniej wymysłem twórców!

    Tak samo, jeśli chodzi o uczucia – publiczne zalewanie się łzami, długie przemowy na temat uczuć, jakieś ostentacyjne czułości – do tej pory świadczą o złym wychowaniu oraz słabości charakteru.

    Długo po otwarciu się Japonii na Europę utrzymywały się też inne tradycje, np. małżeństwa dzieci aranżowane przez rodziców (i to czasem z kilkuletnim wyprzedzeniem)...

    Nie było też rzadkością na przełomie wieków XIX i XX sprzedawanie dzieci do służby, często dziewczynek do szkół gejsz, z których wiele okazywało się burdelami… Pewne rzeczy zostały zakazane dopiero po wojnie, dzięki ustawie dotyczącej prostytucji.

    Nieszanowanie rodzica, wyrażanie się o nim bez szacunku – jeszcze do niedawna było nie do pomyślenia. Dlatego  kliknij: ukryte  – jest dla mnie niewiarygodny.

    O wiele bardziej przemawia do mnie  kliknij: ukryte  I to jest wiarygodna, japońska postać, bez lukru i upiększeń.

    Odnoszę wrażenie, że autorka mangi prawdopodobnie chciała upodobnić niektóre postaci do japońskiego wyobrażenia o Europejczykach. Ginko ewidentnie jest tak stylizowany, i nie mówię o wyglądzie, tylko o luzackim, bezceremonialnym zachowaniu.

    Co do wierności mandze, która nie zawsze jest korzystna za wszelką cenę, wystarczy porównać starą Sailor Moon i nową Sailor Moon Crystal.

    Oczywiście, że podział na „lepsze” i „gorsze” odcinki jest absolutnie subiektywny. Dla mnie kryterium stanowiła nuda lub jej brak. Ciekawe były dla mnie właśnie te najgroźniejsze, najbardziej podstępne mushi, przed którymi chyliłby czoła Robin Cook czy inny autor thrillerów medycznych. Ale pewnie mam zboczenie zawodowe.

    ...Żyjemy z niewidzialnymi wrogami, ale mamy coraz skuteczniejsze sposoby diagnostyki i leczenia. Antybiotyki, szczepionki, leki hamujące wirusa HIV, cytostatyki. Obecna medycyna jest nastawiona na leczenie chorób, a nie, jak dawniej, godzenie się z nimi jako „tajemnymi wyrokami boskimi” (a z bóstwami, jak wiadomo, się nie walczy)... A już na pewno nie uważamy bakterii za wyższe ewolucyjnie od nas…

    Nie rozumiesz mojego podejścia? W dzieciństwie nigdy nie bałeś się skorków (zwanych potocznie zaskórnikami) – że wlezą Ci do ucha i wyjedzą mózg? Powstało opowiadanie grozy na ten temat! Nie bałeś się nigdy opętania? kradzieży duszy? stania się warzywem? błądzenia w otchłani przez wieczność? Nie wiem, czy oglądałeś horrory z serii Ju­‑On.  kliknij: ukryte  a w Mushishi jest podobny motyw…

    Z tego, co wiem – a mogę się mylić – autorka czerpała hojnie z mitologii youkai. Niektóre z nich są niegroźne, np. youkai-parasol, który lubi tańczyć i bawić się z dziećmi. Ale do youkai należały także ogry, demony i potwory, mające znacznie gorsze hobby (pożeranie ludzi). Stąd skojarzenie z horrorem.

    Poprawa sytuacji danej osoby? Czy na pewno? Żyję dostatecznie długo, żeby wiedzieć, że na świecie nie ma nic za darmo, bo zwłaszcza za dary otrzymane podejrzanie łatwo, trzeba w przyszłości zapłacić bardzo słono… Choćby  kliknij: ukryte . Jakoś tak nie lubię wchodzenia w jakiekolwiek układy z siłami nadprzyrodzonymi, bo zwykle kończy się to innym endem niż happy…

    Dlatego anime podobałoby mi się o wiele bardziej, gdyby autorka poszła w stronę horroru opartego na folklorze japońskim, z wyraźnym przekazem „nie igraj z czymś, co jest silniejsze od ciebie, nie kuś losu”.
  • Avatar
    lasagna777 4.05.2015 22:48
    Re: niezły straszak
    Komentarz do recenzji "Mushishi"
    Może bluźnię, ale dla mnie niektóre odcinki były zwyczajnie nudne i można było je pominąć. Nawet kosztem wierności fabularnej, bo nawet mangi miewają słabsze momenty wskazujące na chwilowy brak weny autora.

    Niektóre historie były przesłodzone, zachowanie postaci momentami niewiarygodne: nieposzanowanie rodzica, brak rezerwy w relacjach damsko­‑męskich, mówienie obcym ludziom o osobistych sprawach, wreszcie brak „dobijania gwoździ” –  kliknij: ukryte 

    Chodzi mi o to, że zachowania niektórych postaci były typowe bardziej dla „uczuciowych, humanitarnych” Europejczyków, a nie „zimnych, okrutnych” Azjatów. To były nieliczne wyjątki, ale zgrzyt i uczucie fałszu pozostaje. Jak się mówi A, to trzeba powiedzieć B…

    Różnorodność mushi… mimo to, po pewnym czasie miałam wrażenie, że coś się powtarza. Teoretycznie każda historia była inna, ale jakoś każda następna coraz mniej oryginalna… Jakby na jedno kopyto. Twórcy anime chyba lepiej zrobiliby, gdyby zebrali z mangi samą śmietankę, a te słabsze rozdziały odpuścili, bo „wiernie” nie znaczy zawsze „dobrze”... Takie samo zdanie mam na temat całej sagi Jigoku Shoujo.

    Mushi dla Ciebie były fascynujące, dla mnie groźne. Przykro mi, ale jeśli miałabym współistnieć z siłami, których nie rozumiem, a które w każdej chwili mogą mnie zgnieść jak robaczka (bo też muszą coś jeść), to wolałabym nie czekać i sama załatwić to coś, zanim ono załatwi mnie…

    Początkowe odcinki obiecywały coś w rodzaju wiedźmina­‑egzorcysty­‑dr.House'a, wędrownego pogromcy wampirów/potworów/demonów. I podejrzewam, że autorowi mangi też początkowo przyświecała taka idea. Dopiero potem zaczęło się smęcenie o „życiu w harmonii”, bo „biedne ludożerne istoty nie wiedzą co czynią”, mają „prawo do życia (i żarcia)"... Głodne lwy również.

    W naszym świecie na szczycie piramidy pokarmowej stoi człowiek, a ja zdążyłam się do tego przyzwyczaić. W świecie Mushishi na szczycie owej piramidy stoją wszechpotężne byty składające się z energii, ludzie są dla nich tym, czym dla nas krowy, owce i świnie… Jakoś tak nieswojo czułabym się w takiej rzeczywistości. Dlatego bardzo nie podoba mi się przynudzanie Ginko o „życiu w harmonii” z mushi, bo w praktyce oznacza to godzenie się na bycie dojonym, strzyżonym, a na końcu zjadanym… Stąd „groźne” są jak sam… diabeł.
  • Avatar
    lasagna777 4.05.2015 21:36
    kwestia rasistowska
    Komentarz do recenzji "Mushishi"
    Właśnie to jest największy atut tej serii!

    Postaci przypominające Azjatów występują jedynie w niektórych seriach, przeważnie seinenach (np. Miecz Nieśmiertelnego, Berserk, Ghost in the Shell) i paru innych.

    Mushishi jest jedną z tych perełek, w których Japończycy mają czarne lub ciemnobrązowe włosy – wystrzępione, sztywne i matowe (czyli tak jak naprawdę); skóra ma żółty odcień; oczy są brązowe i normalnej wielkości, skośne i ze zmarszczką nakątną… która jest urocza! A starsze osoby nie wyglądają jak dzieci z parkoma kreskami udającymi zmarszczki, tylko jak naprawdę starzy ludzie…

    Wolę taki styl rysowania niż udziwnione, sztuczne twory z mang shoujo. (Potem młode Japonki mają kompleksy, bo ich naturalne piękno jest niezgodne z nieludzkim, anorektycznym ideałem kanciastej kosmitki z wielką głową i szklanymi oczami na pół twarzy, którą od kuzynów z Roswell odróżnia jedynie posiadanie włosów, i to w jakimś wściekłym kolorze tęczy…)

    Głównym powodem, dla którego nie zarzuciłam oglądania serii po którymś z rzędu fillerze, jest właśnie ów „rasistowski”, odkłamany wygląd postaci.
  • Avatar
    A
    lasagna777 4.05.2015 19:51
    niezły straszak
    Komentarz do recenzji "Mushishi"
    Nie jest umarłym ten, który może spoczywać wiekami. Nawet śmierć może umrzeć wraz z dziwnymi eonami…

    A tak na serio, kiedy Ginko zaczął tłumaczyć jednemu z pacjentów, czym są mushi, zrozumiałam, że są to  kliknij: ukryte  „dziwne istoty, niespokrewnione z żadnym gatunkiem żyjącym na Ziemi”. Niektóre pomniejsze  kliknij: ukryte  mushi są niegroźne, ale te potężniejsze są przerażające niczym kaseta wideo/telefon komórkowy/dom zaszlachtowanej rodziny/przedłużka do włosów/piosenka/strona internetowa i co tylko Japończycy potrafią wymyślić…

    Choć akcja nierówna, widać, że autorowi kończyły się pomysły i parę odcinków było dorobionych na siłę. Te piserwsze wymiatały, następne przynudzały, parę innych zniesmaczało, po to, by w drugiej połowie akcja znowu nabrała tempa…

    Do najbardziej przerażających  kliknij: ukryte  mushi należał  kliknij: ukryte ...

    Trochę jak z Jigoku Shoujo – pomysł dobry, ale monotonny, ewidentne fillery (czyli połowę odcinków) możnaby skasować.
  • Avatar
    A
    lasagna777 3.05.2015 22:38
    pornol udający coś lepszego
    Komentarz do recenzji "Genma Taisen – Shinwa Zenya no Shou"
    W trakcie oglądania openingu miałam nadzieję na coś w rodzaju shounena z lat 80- i 90­‑tych, tyle że w wersji dla dużych i bardzo niegrzecznych shounenów... Byłam w błędzie… Szczerze przepraszam wszystkich fanów Dragon Balla i Ranmy, których właśnie obraziłam… Zmyliła mnie ta kreska.

    Już pierwsze minuty pierwszego odcinka wyleczyły mnie z powyższych złudzeń i zmusiły do wylansowania teorii spiskowej, iż maczał w tym czymś palce jakiś oszołom typu Rush Limbaugh – przesłanie pierwszych odcinków ilustruje jego najbardziej knajackie wypowiedzi…

    1. Kobiety służą wyłącznie do  kliknij: ukryte  prokreacji.  kliknij: ukryte 
    2. Gwałt nie istnieje, bo  kliknij: ukryte  te kobiety upadłe same chcą, tylko udają, że im źle!
    3. Ciążę zawsze należy donosić! Gwałt nie istnieje (patrz punkt 2), zatem nie ma wymówek dla  kliknij: ukryte  ofiar.
    4. Po urodzeniu nie można nawet  kliknij: ukryte  oddać do adopcji, żeby jak najszybciej zapomnieć – ofiara ma obowiązek nie tylko wychowywać, ale jeszcze kochać! Demon czy nie, nieważne!
    5. Ofiary nigdy nie podejmują prób samobójczych, nie mają depresji ani innych chorób psychicznych. Bez względu na traumę, hańbę, ostracyzm…

     kliknij: ukryte 

    A skoro postaci nie wykazują żadnej z powyższych aktywności, wniosek nasuwa się sam: ta cała „trauma” to tylko ściema… Przekaz równie wiarygodny i ziejący miłością bliźniego do kobiet, jak w niesławnym Rapemanie!!!

    Nie czepiam się grafiki – chodziło o wierność mandze. Lekko razi mnie fakt, że twórcy nie mieli ikry, żeby pokazać to, co prawdziwe  kliknij: ukryte .

    Jednak są nieliczne plusy:
    1. Muzyka, zwłaszcza opening śpiewany przez pana Yukiyę.
    2. Dosadny, satyryczny obraz japońskiego społeczeństwa  kliknij: ukryte .
    3. Mimo obrazy dla inteligencji i dobrego smaku widza, to coś jest ciekawe na tyle, żeby to połknąć jednym tchem.

    Dlatego 3/10
  • Avatar
    A
    lasagna777 1.05.2015 00:42
    To jest super!
    Komentarz do recenzji "Clannad Movie"
    O niebo lepsze od obydwu tasiemców.
    Plusy:
    - brak nudy i fillerów
     kliknij: ukryte 
    - większość postaci zachowuje się realistycznie (a przynajmniej porównując do serialu, nie ma takiego zbiorowiska freaków)
     kliknij: ukryte 
    Krótko mówiąc – uniknięto pseudomedycznych bzdur, które irytują mnie w mangach/anime z racji zawodu – a które to często nagminnie popełniane są przez autorów nie mających wykształcenia medycznego (np. Full Moon wo Sagashite, Oniisame E itd.)
    - choć nie uniknięto pomniejszych błędów merytorycznych  kliknij: ukryte 
    - najważniejsze:  kliknij: ukryte 

    Dlatego – ode mnie 8/10
  • Avatar
    lasagna777 28.04.2015 06:42
    Re: lepsze..., ale nadal...
    Komentarz do recenzji "Clannad: Another World ~Tomoyo Chapter~"
    Nie grałam w gry z serii Clannad, ale podejrzewam, że mogą mieć więcej sensu niż anime…

    Tomoya miał trudne dzieciństwo, ale zdecydowanie przesadza, bo nie jest jedyny i nie miał najgorzej. Są dzieci dużo ciężej krzywdzone przez rodziców – bite do nieprzytomności, molestowane itd. Za nieudacznika, wyrzutka – on sam się niejako uznał, w każdym razie w serialu. Nie jest głupi ani upośledzony, tylko już na wstępie się poddał. Choć jego decyzja w OAV była faktycznie dojrzała.

    Ale jeśli mówisz, że w grach kreacje postaci są bogatsze i ciekawsze niż w anime (gdzie je wyraźnie spłycono), to może się skuszę, zwłaszcza że to na PC.
  • Avatar
    A
    lasagna777 27.04.2015 19:35
    lepsze..., ale nadal...
    Komentarz do recenzji "Clannad: Another World ~Tomoyo Chapter~"
    W trakcie oglądania serialu uważałam, że najlepszą partnerką dla Tomoyi byłaby Tomoyo – mądra, silna, a przede wszystkim dojrzała do pewnych kobiecych ról społecznych (w odróżnieniu od smarkatej Nagisy, która powinna nadal bawić się lalkami, bo uświadamianie jej graniczy z pedofilią)...

    Czy jednak miałoby to szansę w praktyce? Ona: dawna łobuzica, postrach wszystkich chuliganów w okolicy, obecnie wzorowa prymuska i szef samorządu uczniowskiego, z ambicjami wstąpienia na uniwersytet. On: ponury emo­‑wyrzutek, który uważa się za skrzywdzonego i przegranego, nawet nie próbując walczyć z losem, bo tak wygodniej… Czy ona ma szansę naprostować jego, czy raczej to on ściągnie ją na drogę bierności i defetyzmu? Bardzo prawdziwa historia…  kliknij: ukryte 

    Wolałabym rozwiązanie, w którym Tomoya  kliknij: ukryte  Sztuczne? Ani w połowie jak scena w parku…
  • Avatar
    A
    lasagna777 26.04.2015 17:20
    kara
    Komentarz do recenzji "Sakura Tsuushin"
    Zostałam ostrzeżona przez recenzenta… Jednak często bywa tak, że anime uznane przez autora za wspaniałe okazuje się niestrawne, lub na odwrót. Tylko dlatego postanowiłam dać szansę Sakurze... Jeden wielki niesmak. Być może dlatego, że nie było ani jednej postaci, którą potrafiłabym polubić. Może Mieko, ale ta gra rolę  kliknij: ukryte .

    Główny bohater, choć typowa shounenowa niedorajda, która (zapewne) ewoluuje (na szczęście dalszy ciąg nie powstał), prezentuje się względnie normalnie. Ma potrzeby, jak większość chłopaków w tym wieku, ale stara się pamiętać o pokrewieństwie, przynajmniej początkowo. Powinien był na samym początku, gdy tylko przybył do mieszkania wuja, wziąć nieznośną smarkulę na stronę, porządnie jej nastrzelać i tylko patrzeć czy równo puchnie… Żeby wiedziała, że pewnych rzeczy robić nie wolno.

    Urara… no cóż, wiktymologia zna pojęcie gwałtu sprowokowanego. To niezwykle tępe dziewczę kusi los, prowokując dorastającego chłopaka naładowanego hormonami. A potem okazuje się, że  kliknij: ukryte  Sądziłam, że jej koleżanka będzie „tą spokojną”, studzącą jej odpały… zapały, a tu zonk:  kliknij: ukryte  Co za młodzież…

    Tym, co mnie zdegustowało, nie były włosy łonowe, tylko kazirodztwo. Ojcowie Toumy i Urary są rodzonymi braćmi, więc smarkateria jest rodzeństwem ciotecznym… Brrr!
  • Avatar
    A
    lasagna777 22.04.2015 23:10
    dwa zakute łby, jeden z tkanki, drugi z metalu...
    Komentarz do recenzji "Hakaima Sadamitsu"
    Ten tekst mnie rozwalił… bo właśnie jestem w trakcie oglądania przygód braci Elriców…
  • Avatar
    lasagna777 22.04.2015 23:02
    Re: O Chryste... (ep.20)
    Komentarz do recenzji "Bishoujo Senshi Sailor Moon Crystal"
    A ja wolałam pełną niedomówień historię z Sailor Moon R, którą tłumaczyłam sobie jako  kliknij: ukryte  Wtedy to miałoby sens…
  • Avatar
    lasagna777 19.04.2015 20:48
    niemalże
    Komentarz do recenzji "Fullmetal Alchemist: Conqueror of Shambala"
    No właśnie, „niemalże” robi ogromną różnicę. Plus za pokazanie początków nazizmu, sekty Thule itd., ale zakończenie… ssie. Twórcy mieli okazję naprawić to, co skopali w serialu, ale zmarnowali szansę.

    Jeśli nie oglądałeś starego anime, to dobrze zrobiłeś… Ja zmarnowałam parę dni swojego życia i miałam ochotę wyć, widząc co twórcy zrobili bohaterom. Teraz oglądam Brotherhood i widzę, jak powinna wyglądać przyzwoita ekranizacja ciekawej mangi.
  • Avatar
    lasagna777 19.04.2015 12:06
    Re: Hmm...
    Komentarz do recenzji "Stalowy alchemik"
    To nie jest żadne usprawiedliwienie. Anime Berserk i Miecz Nieśmiertelnego też powstawały w chwili, kiedy wyszło dopiero parę tomików mangi, a jakoś twórcy potrafili trzymać się oryginału. W rezultacie fabuła obydwu anime została ucięta nożem, ale nie zarżnięta…
  • Avatar
    lasagna777 19.04.2015 03:30
    Re: Aż się człowiekowi niedobrze robi
    Komentarz do recenzji "Stalowy alchemik"
    Wreszcie jakieś odważne słowo krytyki – tak się wszyscy do tego modlą, że bałąm się, że jestem osamotniona…

    Ten, kto to tworzył, chyba opił się laudanum i przelał na ekran swoje majaki… Tym, którzy mandze dali 8 i wyżej, radzę ominąć ten koszmarek szerokim łukiem i obejrzeć wyłącznie Brotherhood!!! Bo zapłaczecie, i to bynajmniej nie ze wzruszenia. Mangę oceniam jako dobrą, choć miała swoje wady:  kliknij: ukryte  – ale to wszystko da się przełknąć, ponieważ wszelkie złe wrażenie pokrywa intrygująca fabuła, wielowymiarowe postaci o głębokim wnętrzu, ciekawe wątki poboczne.

    A tutaj? Dziura na dziurze załatana dziurą. Parę wątków wyrwanych z mangi i skleconych byle jak, co drugi odcinek to filler,  kliknij: ukryte  A wszystko polane toną filozofowania, co druga postać wygłasza banały udające głębokie przemyślenia. Biorąc pod uwagę częstość występowania oklepanych zwrotów w ciągu każdego z 51 odcinków, nawet osobnik nie znający japońskiego może dowiedzieć się, że  kliknij: ukryte . Ileż można klepać naprzemiennie dwa zwroty na krzyż, w ciągu 25 minut? Nie mówiąc już o tym, że projekty postaci niesłychanie brzydkie…

    Manga miała swoje wady, ale w porównaniu z tym zakalcem, to jest dzieło na miarę Szekspira… Pani Arakawa pewnie zapłakała rzewnymi łzami, widząc swoje ukochane, wypieszczone dziecko – zgwałcone, wykastrowane, poddane lobotomii i wypruciu flaków – bo to zrobili twórcy anime z mangą…
  • Avatar
    A
    lasagna777 15.04.2015 19:34
    urocze
    Komentarz do recenzji "Kaitou Saint Tail"
    Początkowo obawiałam się, że to kolejny średniak, kopiujący Sailor Moon i/lub Kamikaze Kaitou Jeanne. Jednak ta opowieść ma swój własny, oryginalny styl. Mimo totalnego braku realizmu (np. nieznajomość pracy policji, sprzeczność z prawami fizyki itd.) oglądanie było dla mnie przyjemnością. Być może za sprawą pięknej, dopracowanej w szczegółach grafiki – urzekły mnie aksamitne mundurki bohaterów – tę miękkość prawie się czuło. A co najważniejsze – jak większość anime z lat 90­‑tych, Saint Tail nie jest przekomputeryzowana, co czyni ją lepszą niż wiele nowych produkcji.
  • Avatar
    lasagna777 7.04.2015 20:04
    Re: Zaskoczenie!
    Komentarz do recenzji "Kamichama Karin"
    Mnie tam dziury (np. kim jest ten koleś w czarnym płaszczu?  kliknij: ukryte ) mniej raziły niż wiedza medyczna twórców. Od kiedy do wykonania BLS trzeba organizować salę operacyjną???

    BLS – masaż serca, sztuczne oddychanie. To robi każdy człek na miejscu zdarzenia. A nie tylko doktor w pełnym rynsztunku do operacji (w tym można się ugotować, zwłaszcza jak się komuś ugniata klatę), który specjalnie przebrał się (za pomocą drugiej osoby, bo to musi być jałowe, a przedtem zapewne umył ręce chirurgicznie, całość trwa dość długo), tylko po to, żeby wykonać BLS – gdzie liczą się sekundy!!!

    ALS – podawanie adrenaliny, atropiny, lidokainy itd. (a najpierw to przede wszystkim założyć wkłucie!!!), defibrylacja (to są te elektrowstrząsy, co na filmach pokazują). To robią tylko lekarze i ratownicy. Dzieci, nie róbcie tego w domu :) A jak do incydentu dochodzi w szpitalu, po prostu wzywamy specjalny zespół anestezjologów, który powinien być w każdym szpitalu. Zaś w serialu najwyraźniej lekarze nie znają ALS, nie mają defibrylatorów – śmiem wątpić, bo Japonia jest wysoko rozwiniętym krajem o prawdopodobnie najlepszej opiece medycznej na świecie…

    Nie mówię, że nie operujemy ostrych stanów kardiologicznych, np. zawału. Ale zanim zaczniemy go kroić, najpierw musi być żywy i stabilny krążeniowo­‑oddechowo, a to działka anestezjologów…

    A po reanimacji (nawet nie czepiam się tego słówka) pacjenta przenosi się do OIOM, a nie sali operacyjnej. Operujemy ostre stany tylko wtedy, jak jest co (chirurgia, ginekologia z położnictwem, ortopedia, okulistyka, laryngologia, neurochirurgia, kardiochirurgia i wszystkie inne zabiegowe), ale, na honor, nie operujemy zatrzymania akcji serca!!!

    Brak wiedzy medycznej jest typowy dla autorów/autorek mang dla dziewcząt. Ciut lepiej pod względem merytorycznym jest w japońskich horrorach/thrillerach medycznych, np. Kansen, podobnie w koreańskich, np. Coma. Ale w shoujo, zwłaszcza mahou, realizmowi dziękujemy…

    To chyba była jedyna dziura, która mi przeszkadzała.
  • Avatar
    lasagna777 6.04.2015 22:25
    Re: Zaskoczenie!
    Komentarz do recenzji "Kamichama Karin"
    Też tak mam. Po dość krytycznej recenzji spodziewałam się średniaka jakich wiele, a tu coś na kształt Princess Tutu nam się wyłania… Fabuła przez połowę serii trochę ślimacza, urozmaicana przez takie perełki jak: kradzież bikini, kąpiele w łaźni, podryw męsko­‑męski (mimo iż nie przepadam za yaoi)...
    Bohaterowie dają się lubić, nawet ci przecukrzeni. Zdenerwowało mnie tylko, jak Karin potraktowała Nike (Nyaa­‑ke) – biedne zwierzątko! Ale potem się poprawiła.
    Tak samo poprawiła się Himeka – początkowo irytująco nadużywająca Głosu (Bene Gesserit z Diuny???), ale zaczęłam ją lubić od momentu rozmowy z fałszywym wróżbitą. Wspominałam kiedyś, że miałam na studiach koleżankę­‑lolitkę nieświadomą swojego uroku? Też taką niewinną, posługującą się Głosem dobrze wychowanej pensjonarki, od którego chłopakom twardniały… kolana XP~~ No to właśnie w tym momencie Himeka zaczęła przypominać skrzyżowanie tej koleżanki z Ai Enmą oraz Reną Ryuugu – taka słodka yuurei­‑loli. Ten jej zawodzący Głosik przedwcześnie dojrzałego dziecka, niewinnie wypowiadającego bardzo dorosłe treści, jakby z ukrytą groźbą… brr, kowai... i jednocześnie kawaii... Od tego momentu zaczęłam kojarzyć jej postać bardzo pozytywnie (z trzema wymienionymi~wcześniej lolitkami) i byłam w stanie wybaczyć jej tę zaciągającą manierę.
  • Avatar
    A
    lasagna777 30.03.2015 00:16
    gorsze
    Komentarz do recenzji "El Hazard: The Wanderers"
    Poziom niższy niż w OAV. Niektóre rzeczy są poprawione w stosunku do OAV, ale jest też wiele zepsutych.

    Plusy:

    Po pierwsze, Miz Mishtal. Jak ja jej nie trawiłam w OAV: irytująca, wrzaskliwa dziewucha, pusta, płytka i sztuczna, wybuchająca pretensjonalnym śmieszkiem bez powodu, uganiająca się za pierwszym lepszym obiektem płci męskiej, nawet jeśli facetowi jej natarczywe zaloty są wyraźnie niemiłe… Agresywna, niekobieca, brutalna, równie niezrównoważona psychicznie jak Shayla – i ona się dziwi, że nie ma chłopaka? Jej „miłość” jest najpierw udawana, potem urojona, a małżeństwo wyreżyserowane na pokaz… Żałosne.

    W serialu zaś Miz jest spokojniejsza i wyraźnie ładniejsza. Twórcy przedstawili ją jako wrażliwą młodą kobietę, tęskniącą za prawdziwą miłością. Miz ma 29 lat i boi się, że niedługo stuknie jej trzydziestka, a ona do tej pory jest samotna, w dodatku zalewana złośliwymi prezentami od koleżanek, które szczęśliwie wydały się za mąż. Wiele z nas zbliżając się do trzydziestki miało kryzys tożsamości, bo jest to czas, kiedy dokonujemy swoistego bilansu osiągnięć i strat, więc rozterki serialowej Miz są bardzo ludzkie i zrozumiałe.
    Tutaj jej uczucie wydaje się być szczere i najwyraźniej odwzajemnione. Fujisawa, choć zatwardziały stary kawaler, najwyraźniej nie pozostaje obojętny na jej wdzięki. Bo też serialowa Miz jest kobieca i delikatna. Nawet, gdy się złości, przypomina raczej surową nauczycielkę niż niebezpieczną psychopatkę z OAV.

    Po drugie, Rune Venus. W OAV przypomina grecką rzeźbę – wprawdzie jest chodzącym ideałem, który nigdy się nie brudzi, nie poci i nie załatwia… ale też wszystko, co ludzkie, jest jej obce, czyli jest bezpłciowa i bezosobowa.

    W serialu zarówno posiada ludzkie uczucia, jak i potrafi je wzbudzać w innych, bo jest normalną, śliczną młodą dziewczyną, a nie rzeźbą. Tęskni za rodzicami, których straciła we wczesnym dzieciństwie. Potrafi cieszyć się z takich drobiazgów jak padający śnieg. Jedna z najlepiej zarysowanych postaci kobiecych w serialu.

    Trzeci i czwarty plus nazywają się Afura Man i Shayla Shayla. Pokazanie ich dzieciństwa okazało się być dobrym pomysłem i nie razi nawet sztampowy schemat rodem z wielu mahou shoujo: dwa przeciwieństwa – mała dama i chłopczyca, które najpierw się nie lubią, a potem zostają serdecznymi przyjaciółkami.

    Plusem jest też Ura, chyba nawet jeszcze bardziej inteligentna i sympatyczna niż w OAV. Wspaniała scena, kiedy wkurzona kocica wygoniła ludzi z JEJ jaskini…

    Jeszcze jedną zaletą jest brak rozwydrzonej, zepsutej jak dziadowski bicz Fatory. Ponieważ jej nie ma, nie miał kto zdeprawować Alielle, która nadal jest lesbijką, ale już nie zboczoną erotomanką rzucającą się na wszystko, co nosi spódnicę i nie ucieka na drzewo.

    I na tym, niestety, plusy się kończą.

    Postaci, które ucierpiały:

    Ifrita – twórcy serialu najwyraźniej postanowili dokonać na biednym dziewczątku lobotomii. I nawet efekt uboczny, że jest teraz ładniejsza, nie zmienia faktu, że końcowy efekt to porażka.

    Nanami – w OAV była (początkowo) uosobieniem normalności, sympatyczną dziewczyną z sąsiedztwa, typem kumpla. Dopiero potem twarda szkoła przetrwania w El Hazard zrobiły z niej wyrachowaną, targującą się osobę. W serialu już od samego początku jest karykaturalnym, zachłannym groszorobem.

    Podobnie karykaturalny jest Fujisawa. W OAV był w miarę normalnym facetem, samotnym 30­‑latkiem, nauczycielem niemającym zbytniego posłuchu, ponieważ uczniowie wiedzą, że lubi popijać. Dopiero w El Hazard otrzymał dar nadludzkiej siły, pozwalającym mu m.in. zdobywać góry. W serialu jest jednowymiarową postacią, której aktywność życiowa składa się wyłącznie z łażenia po górach, oglądania filmów o górach i fantazjowaniu o górach – rozumiem, że nie interesują go fantazje o kobietach?

    Jinnai jest jeszcze bardziej żałosny niż w OAV, jednak nietrudno mu błyszczeć intelektem na tle niesłychanie głupiej Dzi… Divy – jakim cudem ona w ogóle została królową???

    W każdym roju owadów, które tworzą społeczności, królowa składa pewną ilość jajeczek żeńskich. Jedna z samiczek, przeznaczona na królową, otrzymuje najwartościowszy pokarm, dzięki czemu jest płodna. Pozostałe otrzymują pokarm uboższy w składniki, dzięki czemu nie dojrzewają normalnie i są bezpłodnymi robotnicami. Jednak jeśli coś złego stanie się z małą królową, robotnice­‑opiekunki podają wartościowy pokarm kolejnej młodej samicy, aby zamiast robotnicą została królową… Dlatego niemożliwe jest w naturze, aby królową roju została osobniczka nie nadająca się do tej funkcji – bo serialowa Diva jest zbyt tępa, aby być przywódczynią. Jednak twórcy chyba nie znali podstaw biologii, dlatego pozbawili ją rywalek, które może byłyby inteligentniejsze…

    Ogólnie 5, przez sentyment do OAV.
  • Avatar
    A
    lasagna777 28.03.2015 17:13
    Super...
    Komentarz do recenzji "Higurashi no Naku Koro ni Kai"
    W pierwszym sezonie wiele pytań pozostało bez odpowiedzi. Tutaj wszystko staje się zrozumiałe. Wszystkie puzzle zaczynają do siebie pasować.

    Rika­‑kotek (mii) staje się centralną postacią, a dołącza do niej Hanyuu­‑piesek (hau­‑auu), która jest równie słodka.

    Brak hektolitrów krwi i stosów trupów nie oznacza spadku napięcia. Widz ma uczucie, że razem z bohaterami walczy o zmianę przeznaczenia. Kibicujemy na zmianę Satoko, Rice i małej Miyoko, które zostały skrzywdzone ponad ludzką miarę.

    Wad nie widzę. Kai to klucz do zamka, którym jest seria pierwsza.
  • Avatar
    lasagna777 23.03.2015 09:53
    Re: Dopóki nie znajdziecie królestwa Hadesa, wasze ciała będą martwe jak głazy!
    Komentarz do recenzji "Ulisses 31"
    Bo to przecież Jean Chalopin, spod którego ręki wyszły Tajemnicze Złote Miasta, Nowe Przygody He­‑Mana, Conan Barbarzyńca i inne wspaniałe bajki, na których się wychowaliśmy.
  • Avatar
    lasagna777 23.03.2015 00:59
    Re: Co za dużo, to nie zdrowo
    Komentarz do recenzji "Oniisama E..."
    Jeśli szukasz dojrzałej opowieści z ciężkim klimatem, polecam anime Revolutionary Girl Utena. Oniisama E obejrzałam właśnie skuszona jakoby podobieństwem tematyki, ale gdzie tam. To jest ugrzecznione, Utena jest hardkorowa. I nie daj się zniechęcić kanciastym projektom postaci i bajkowej, początkowo niewinnej otoczce…
  • Avatar
    lasagna777 23.03.2015 00:38
    Re: Co za dużo, to nie zdrowo
    Komentarz do recenzji "Oniisama E..."
    No właśnie to miał być taki żarcik z Onizuki...