x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
Szczerze? Zaskoczyło mnie. Pozytywnie. Nawet bardzo.
Pierwszy odcinek: piękne wybuchy, ciekawa, niebanalna fabuła, interesujący bohaterowie… oczarowało mnie. I ten czar trwał nieprzerwanie aż do 5 odcinka, bowiem wraz z pojawieniem się Five, ów czar po prostu prysł. Nie jestem pewna, czy to przez jej charakter, czy wątki fabularne z nią związane, ale moim zdaniem ta postać osłabiła serię. Jednak to nie przeszkodziło mi w oglądaniu, i, o dziwo, po kilku odcinkach wcześniejsze miłe doznania z seansu zaczęły wracać, chociaż miejscami było kilka słabszych momentów. Jeśli chodzi o postaci, to pierwsze miejsce zajmuje u mnie Nine, na drugim zaś plasuje się Shibazaki. Lisa, chociaż momentami była irytująca nie jest aż tak złą postacią (przetrwałam Inoue Orihime, Lisa to przy niej nic xD). Relacje między bohaterami są, krótko mówiąc, niejasne. Zamknięty w sobie Nine rzadko kiedy okazuje jakieś uczucia wobec innych, jednak kilka scen wskazuje jasno na to, że był bardzo zżyty w Twelve. Z kolei jego łączy jakaś relacja z Lisą – jaka? No cóż, w scenariuszu wyjaśnień takich nie udzielili (co osobiście uważam za duży plus). Pozostaje jeszcze dość dziwny związek Nine z Five i choć wydał mi się on co najmniej dziwny, to szczególnie mnie nie zaskoczył, nie był też również tak niezrozumiały, jak niektórzy twierdzą (ponownie odzywa się „trening” z Bleachem wzbogacony nieco o Mirai Nikki)
Nie mogłabym po prostu nie wspomnieć o stronie technicznej tej serii: grafika oraz animacja prezentowały naprawdę wysoki poziom, ale to, co naprawdę mnie w tej serii urzekło to mużyka (opening, ending oraz ost, która jest po prostu genialna. Nie mogę nazwać jej arcydziełem, jednak nie zmienia to faktu, że jest to jednak z najlepszych ścieżek dźwiękowych jakie dane mi było zasłyszeć w anime.
Podsumowując:
Moim zdaniem seria jest dobra, a nawet bardzo dobra. Należy jednak do anime dość specyficznych i nie nadaje się dla każdego.
Ja daję mu 8/10
A tak – po pierwszym 'akapicie' można by wywnioskować, że moja opinia na temat Hell Chapter będzie niezbyt pozytywna – nic z tych rzeczy! Ten film jest genialny!(oczywiście w granicach zdrowego rozsądku). Jeśli miałabym w skrócie opisać ten film wystarczyły by mi 2 słowa – „wybuchowy” i ,cóż poradzić, „krzykliwy”. Bo co jak co, ale popis głosu Masakazu Mority wyrabia normę za cały Fade to Black (gdzie ze względu na wszechobecną depresję pokrzyczeć okazji nie było) i to jeszcze z nawiązką.
Oprócz tego było chyba coś o jakimś porwaniu, łańcuchach i chyba czymś jeszcze, ale kto by tam się tym przejmował – rozwalanie widzom narządu słuchu jest przecież najważniejsze!
À propos słuchu – pomiędzy poszczególnymi seriami wrzasków i krzyków wszelakiej maści dało się wyłapać całkiem przyzwoitą ścieżkę dźwiękową. Tak naprawdę to samo 'przyzwoita' raczej nie starczy – muzyka była po prostu wspaniała, a utwór „Save the on, save the all” autorstwa T.M. Revolution samym tytułem idealnie wpasowuje się w filozofię Bleacha. Również oprawa graficzna potrafi oczarować – złożoność oraz dopracowanie projektu piekła robi wrażenie, a wygląd samych postaci nie różni się od tego prezentowanego bezpośrednio przez Tite Kubo.
Chociaż w komentarzu do poprzedniego filmu opartego na Wybielaczu napisałam, że tych produkcji po prostu nie da się porównać, tutaj właśnie tego dokonam (w granicach ludzkich możliwości bez zastosowania umysłowego harakiri).
Weźmy na przykład takiego Ichigo – w produkcji nr. 3 pokazał jaki to załamany być on potrafi, no ale tego akurat nam nie potrzeba. Tym razem udowodnił nam, że oprócz zamartwiania się potrafi również wykrzesać z siebie trochę gniewu (choć w tym wypadku na mój gust była to po prostu czysta desperacja).
Inną cechą wspólną (pojęcie mocno naciągane) jest zastosowanie scen wyrżniętych tasakiem prosto z anime – o chirurgicznej precyzji nie ma mowy, ale najważniejszy jest efekt, a on natomiast jest całkiem niezły. W Fade to Black wykorzystano wybrane chwile z pierwszej części, a do Jigoku‑hen dodano momenty walki Ichigo z Ulquiorrą – i w jednym, i w drugim przypadku ten zabieg wyszedł całości na dobre.
Może po prostu jestem zbyt pobłażliwa dla tego filmu przez sentyment do samego Bleacha, ale z wielką chęcią dałabym mu 9/10 – gdybym oczywiście zapomniała o fabule. Sklerozy niestety nie mam, Alzheimera również, więc o jedno oczko ocena w dół idzie. Końcowy wynik – 8/10 i na więcej nie ma co liczyć.
Spirited Away może i nie łapie się do anime przeze mnie preferowanych, ale mimo to naprawdę mnie oczarował.
Historia jakby na to nie patrzeć jest dość pokręcona, całość nie trzyma się logiki, a mimo to w odpowiednim połączeniu cech groteski i humoru z delikatną nutą dramatu (no może nie akurat dramatu, ale to szczegół) i opowieści o przyjaźni i miłości ogląda się wspaniale.
Może nie jest to perełka studia Ghibli (osobiście wolę Ruchomy Zamek Hauru ), ale z pewnością jest to pozycja obowiązkowa dla każdego, kto lubi takie klimatu. Spirited Away nie jest anime, o którym można napisać dużo – trudno tak naprawdę powiedzieć dlaczego w ogóle warto to obejrzeć, ale co do jednego jestem pewna: nie każdy musi to lubić, ale każdy powinien znać.
Dla mnie 7/10
Czarno-biało i ponuro
Ponura atmosfera, wiele 'niedopowiedzeń' (akurat w tym wypadku ciężko mówić o jakichkolwiek wypowiedziach) i aspekt psychologiczny wyprowadzony na pierwszy plan sprawiają, że przez cały seans widz zastanawia się, o co właściwie tu chodzi, jednak w żaden sposób nie przeszkadza to w oglądaniu. Kikumana to jedno z tych dzieł, które każdy rozumie inaczej – jedni podchodzą do tego bardzo poważnie, inni trochę mniej, jednak w obu przypadkach nie będzie to anime, które nic do naszego życia nie wniesie. Ciężko porównać mi to z jakąkolwiek inną produkcją.
Grafika również jest 'inna'. Kolorystyka ograniczona do odcieni szarości nadaje temu dziełu specyficzny klimat. Płynna animacja, piękne efekty i wspaniałe cieniowanie sprawiają, że nie trudno zagłębić się w ten ponury świat przedstawiony w animacji.
Kikumana to anime jedyne w swoim rodzaju, jest przerażające i okrutne, a przy tym niezmiernie fascynujące i piękne. Prawdziwy rarytas dla fanów tematyki psychologicznej, oraz osób, które nie szukają czysto rozrywkowej serii, a od serialu oczekuję jakiś głębszych wartości.
Dla mnie 7/10 (przykro mi, ale wolę krwawe mordobicie)
Na szczęście następne fillery nie były już aż tak złe.
W sumie to patrząc na to z obiektywnej opinii tz. osoby która przypuśćmy nigdy Wybielacza nie widziała i obejrzała jedynie Bountów, to nie było wcale najgorzej…
Co do tych fillerowych wstawek między odcinkami, to muszę się z Tobą zgodzić – były głupie aż do bólu, ale tak zabawne, że mimo wszystko jakoś je przeżyłam.
Czasami jednak wtrącanie wypełniaczy w akcję potrafi zepsuć nastrój, jak np. wtedy kiedy to wcisnęli wypełniacze w środek najlepszej (dla mnie) walki Ichigo. 30 odcinków wyczekania co będzie dalej potrafi zdenerwować…
Szczerze? Było dobrze, a z pewnością lepiej
Nie jestem pewna, czy to przez oryginalność pomysłu (bądź co bądź jeszcze w całym Bleachu nie wydarzyło się coś takiego jak w Kimi no Na wo Yobu)), czy może przez fakt, że prawie cały film rozgrywał się w SS, a postacie takie jak Inoue (która wnerwia mnie niemiłosiernie), czy Ishida zostały delikatnie mówiąc usunięte w cień, ale ten film naprawdę przypadł mi do gustu. Dynamiczna akcja nie pozwalała widzowi na nudę, a wątek emocjonalny sprawił, że w żadnym z momentów film nie przypominał prostej nawalanki bez głębszego sensu. Również wysunięcie na pierwszy plan Kona było ciekawą odmianą (choć jego samego nie darzę wielką sympatią). Piękne krajobrazy oraz dynamiczna grafika pełna efektownych wybuchów i walk odciągały uwagę od drobnych niedociągnięć w wyglądzie samych postaci.
Jak na standardy Bleacha muszę przyznać, że ten film był dość uczuciowy, ale nawet to mi nie przeszkadzało (jestem wielką anty‑fanką wszelkiej ckliwości). Jedynym minusem tej prdukcji jest Ichigo, a dokładniej cały czas powtarzany przez niego zwrot dotyczący więzi łączącej przyjaciół, ale to akurat da się jakoś przeboleć.
Jeśli wziąć pod uwagę poprzednie produkcje kinowe oparte na dziele Tite Kubo, to muszę przyznać, że ten tytuł to wielki krok do przodu po całkowicie nieudanym Memories of Nobody i średniej klasy produkcji DiamondDust Rebellion. Jeśli chodzi o Jigoku‑hen to osobiście wolałabym nie porównywać ich razem, ponieważ te filmy kierują się całkowicie innymi kryteriami. Jednak w końcu uznałam, że oba dzieła zasługują na tę samą ocenę.
Podsumowując:
- Film jest ciekawy, dość uczuciowy jednak bez przesady. Akcja szybko się rozwija, a walki są dynamiczne i efektowne. Mimo, że całości czegoś brakuje, to z pewnością obejrzenie nie będzie stratą czasu (jak można wywnioskować licznych recenzji).
Dla mnie 8/10
Demony, shinigami i młody hrabia w humorystyczno-sadystycznym wydaniu
Ale mimo wszystko czegoś mi tu brakowało.
Grafika (jak już wspomniałam) jest wspaniałą: dokładnie dopracowane są nie tylko stroje bohaterów (a te są naprawdę piękne), ale również krajobrazy. Kolory nie są zbyt żywe, a oczy bohaterów nie przypominają wielkich na pół twarzy kryształów w najróżniejszych kolorach. Również sprawy anatomiczne mieszczą się w granicach rozsądku. Innymi słowy – pięknie.
Bohaterowie (a o tych mogłabym pisać bardzo dużo) również są zaletą tej produkcji: wyraziste charaktery oraz przerysowane cechy dają komiczny efekt. Rozpoczynając od bardzo dorosłego jak na swój wiek Ciela, Sebastiana, który wykonuje wszystkie rozkazy młodego hrabi, wesołej pełnej energii Lizzy, a kończąc na (chyba najbardziej psychicznym) wspaniałym Grellu i sadystycznym Grabarzu o ciekawych upodobaniach wszyscy bohaterowie są wspaniali *.*
Podsumowując:
Black Butler to wspaniałe anime nie tylko jeśli zależy ci na humorze, ale także na akcji. Mogę śmiało polecić je każdemu, kto oglądając anime lubi się dobrze bawić, natomiast nie jest to produkcja dla tych, którzy w serialach doszukują się głębokich przesłań dotyczących sensu życia.
Dla mnie 7.5/10
2 światy, przyjaźń, zazdrość... coś więcej? Raczej nie
Inna sprawa dotyczy się grafiki: ta w realnym świecie niespecjalnie przypadła mi do gustu – była prosta, kolorowa i trochę nijaka. Postacie były do siebie dosyć podobne, mimika twarzy przejawiała się jedynie w skrajnych sytuacjach, a tło nie było dość rozbudowane.
W 2 świecie panował mrok i ciężka atmosfera, którą widz mógł wyczuć już w pierwszych minutach obcowania z drugim wymiarem. Postapokaliptyczne krajobrazy w gotyckim klimacie sprawiały, że widz z zapartym tchem chłonął wszelkie szczegóły. Jedynym minusem tego świata była jego 'cenzura' tz. całkowity brak krwi.
Jednym z minusów tej produkcji jest również słaby wkład producentów w animacje, która jest nierówna, a ruchy postaci nie są zbyt płynne.
Postaci (a nie jest ich zbyt wiele) również mnie nie zachwyciły. W realnym świecie każda z dziewczyn (nastęny minus: brak postaci męskich, co całkowicie zamyka tą produkcję w przedziale shoujo) ma wyraźne zaburzenia psychiczne, a całość koncentruje się na głównej bohaterce, Mato, która stara się pomóc swoim przyjaciółkom (co również jej nie wychodzi). Do moich ulubionych postaci z tego anime mogę zaliczyć jedynie Kagari, jednak nawet ona mnie nie urzekła.
Podsumowując:
To Anime jest
a) Dobre, jeśli lubisz zastanawiać się nad sensem życia, przyjaźnią oraz relacjami międzyludzkimi, a od serialu oczekujesz, że zmieni Twoje nastawienie do życia.
b) Złe, jeśli zależy ci na prostej akcji, czy aspektach technicznych.
Moja osobista ocena: 5.5/10
Mogło być świetnie - było tylko dobrze
Od strony technicznej anime prezentuje wysoki poziom szczególnie ze względy na scenografię, która nadaje całości specyficznego, trochę mrocznego klimatu. Niektórzy mogliby się przyczepić do tego, że w niektórych momentach postaciom brakuje płynności ruchów, jednak ten fakt można jakoś przeboleć.
Dla osoby takiej jak ja męczący zapewne będzie wątek psychologiczny, wiele sytuacji nie jest do końca wyjaśnionych i trzeba się domyślić o co dokładnie chodzi w tym anime żeby zrozumieć jego sens.
Innymi słowy – Anime całkiem dobre, jednak nie polecam go osobom ze zbyt wygórowanymi wymaganiami oraz tym lubującym się w czystej akcji – dla takich osób lepsza będzie 8‑odcinkowa wersja przygód dziewczyny o błękitnych oczach.
Jedną z głównych cech wyróżniających to anime jest fakt, iż główny bohater jest również antagonistą serii – mordercą, który dąży do stworzenia nowego świata, w którym to on miałby być bogiem. Niestety na drodze staje mu L – tajemniczy detektyw o specyficznym wyglądzie oraz wielu dziwnych nawykach.
Już od pierwszego odcinka akcja nabiera tempa, a później jest już tylko lepiej. I tak do 10 odcinka, w którym to pojawia się Misa – typowa blondynka traktowana jako swego rodzaju odskocznia 2 wyjątkowo inteligentnych przedstawicieli rodu męskiego jednak według mnie czarna owca wspaniałej produkcji.
Niestety jakość anime znacznie spada, kliknij: ukryte po uśmierceniu Lewlieta i rozpoczynając się jako naprawdę wspaniałe anime kończy tylko dobrze.
Zamaskowano spoiler. Na przyszłość proszę używać taga „ukryj”. Moderacja
Jednym z największych plusów dzieła Tite Kubo jest różnorodność bohaterów oraz odmienność ich charakterów, więc nawet jeśli widzowi nie przypadną na gustu główni bohaterowie (a tak było w moim przypadku) to znajdzie swoich ulubieńców w Gotei 13 lub armii Arrancarów. Bazujące na kontraście połączenia postaci dają komiczny efekt, a ich relacje ze sobą upewniają oglądającego w przekonaniu, że 'Wybielacz' świetnie pasuje do gatunku komedii.
Następną i pewnie najważniejszą zaletą serii jest akcja, która choć na początku rozwija się powoli, w późniejszych etapach nabiera tempa i z odcinka na odcinek coraz bardziej wciąga.
Sama grafika z początku wydaje się mniej niż przeciętna, jednak w miarę upływu czasu linie staję się bardziej zaokrąglone, a całokształt staje się bardziej dopracowany. Również animacja prezentuje wysoki poziom szczególnie przy scenach walk.
Jedynym minusem jest chyba wyjątkowo duża ilość wypełniaczy (fillerów) które zajmują 197 (z 365) odcinków, jednak same w sobie nie należą do najgorszych.
Może i trochę się rozpisałam, ale krócej pisać nie mogę – Bleach to wspaniałe anime i genialny tasiemiec i z chęcią poleciłabym go każdemu fanowi shounenów ( i nie tylko)